sobota, 30 czerwca 2018

GItary Iana Curtisa z Joy Division

Chociaż wszyscy wiedzą, że Ian Curtis był piosenkarzem i tekściarzem, pomija się fakt, że zdarzało mu się też grać w czasie koncertów na gitarze. Działo się tak zazwyczaj wtedy, kiedy Bernard Sumner grał na syntezatorze, co miało miejsce przy piosence Inkubacja i niektórych wersjach Transmission, gdy obaj, zarówno Sumner, jak i Curtis grali na gitarach. Początkowo Curtis używał instrumentu Sumnera z wytwórni Shergold Masquerader, ale we wrześniu 1979 roku nabył własną gitarę model Vox Phantom VI Special, który pozwalał na uzyskanie wielu efektów zarówno na żywo, jak i w studiu.



Podczas nagrywania Unknown Pleasures, Curtis i Sumner zdecydowali się na proste, ostre dźwięki przy minimalnym użyciu efektów. W przypadku występów na żywo i prawdopodobnie podczas nagrań, Curtis użył nie Vox Phantom a Yamahy G100 2x12, którą można zobaczyć na różnych zdjęciach zespołu. Używany przez niego model Vox Phantom VI Special był emitowany w krótkiej serii, bo mimo ciekawego brzmienia, zbliżonego do organów, nie cieszył się zbytnią popularnością. Możliwe, że przyczyną był dość skomplikowany sposób obsługi i oczywiście cena. Dzisiaj za oryginał trzeba zapłacić najmniej 1200 dolarów, jeśli nie dużo więcej (TUTAJ).

Firma Vox sprzedała wytwórni Phantom Guitar Works prawo do produkcji i projekty gitar z lat sześćdziesiątych i teraz FGW emituje Phantomy i Teardrops, które, według użytkowników, są lepsze niż te z lat 60. XX wieku autorstwa Vox. Niektórzy utrzymują nawet, że Ian Curtis miał dwie gitary Vox: Vox Phantom i Vox Teardrop i używał je podłączone do głośników Marshall 2x12 cali.
Co do umiejętności Iana Curtisa zdania są podzielone, Peter Hook w jednym z wywiadów dyplomatycznie stwierdził, że [Ian] Nie był muzykiem, ale zanim doszliśmy do Closer, zaczął grać całkiem sporo na gitarze. Była to amatorszczyzna, ale naprawdę miała w sobie sporo wdzięku (TUTAJ).
Po śmierci Iana jego gitarę otrzymał Bernard, który używał ją podczas koncertów New Oder. Prawdopodobnie ma tę gitarę u siebie do dzisiaj... Tak napisał o niej w swojej książce: Mogłeś zobaczyć Iana grającego na gitarze na kilku utworach, w szczególności Love Will Tear Us Apart, ale także Heart and Soul. Zasadniczo wymyśliliśmy tę grę na gitarze, ponieważ chcieliśmy, aby więcej włączał się, aby występ był ciekawszy, jednak w zasadzie grał pod przymusem. Używał swojej gitary, którą była Vox Phantom, dziwnie wyglądającą, kanciasta, która miała własny specyficzny dźwięk i wiele przełączników, których przeznaczenie było dla niego całkowitą tajemnicą. Chciał ją, bo sądził, że wygląda fajnie. Niektóre gałki kontrolne były nawet podpisane. To było szalone, ta gitara, która była głównym powodem, dla którego ją używał. Później ja używałem gitary Iana, kiedy nagrywaliśmy Everything's Gone Green z New Order, ponieważ miała ona taki cienki dźwięk, jakiego potrzebowałem, a którego nie mogłem nigdzie indziej znaleźć. Jego gra [Iana] była dość ograniczona (w Heart and Soul był to przez cały czas akord d-moll) i nie bardzo miał na to ochotę. To, co robił było w porządku, pokazał, że potrafi, ale oczywiście to słowa były jego darem i jego siłą. Bernard Sumner, Chapter and Verse: New Order, Joy Division and Me Hardcover, New York 2014, ISBN 1250077729, s.79

Mimo tych różnych opinii, warto przypomnieć sobie rzadki moment gry Curtisa zarejestrowany na teledysku Love Will Tear Us Apart. Jednak patrzy na gitarę, a to okiem fachowca wygląda na nawyk początkującego...


piątek, 29 czerwca 2018

Z mojej płytoteki/chłodnofalowa jazda obowiązkowa: Polska Nowa Fala/Polish New Wave 1983



Płyta Polska Nowa Fala 1983 zawiera nagrania 4 najbardziej obiecujących zespołów chłodnofalowych tamtych czasów: Madame, Made in Poland, Variete i 1984.  Są one pokrótce opisane w wewnętrznej części okładki. Pozwolę sobie zatem nie przepisywać zawartości. Płyta została wydana jedynie na nośniku CD przez wytwórnie Matthaus Records. Autorem tekstu i inicjatorem wydania płyty jest nijaki Maciek, który postanowił zachować od zapomnienia ważne dla niego nagrania kultowych wówczas zespołów. I chwała mu za to.

  

A zawartość?  Ta płyta nie może się nie podobać. Umieszczona na YouTube  zbiera bardzo pozytywne komentarze, nie tylko polskich słuchaczy...




Zawsze w takiej chwili rodzi się pytanie: co z nimi dzisiaj? Madame nie istnieje a Robert Gawliński... Szkoda słów. Made in Poland również, po odejściu wokalisty i zamianie na wokalistkę nagrali album po czym rozpadli się. Variete gra, ale to nie jest już tamta muzyka, choć nadal można powiedzieć, że chłodnofalowa, no może letniofalowa. 1984 są na scenie muzycznej lecz w znacznie zmienionym składzie, o czym jeszcze napiszemy.   

Mimo dość skromnego wydawnictwa zwraca uwagę ciekawy nadruk na dysku CD (pejzaż morskiego horyzontu). To dość rzadko spotykane jeśli chodzi o płyty kompaktowe.



Szkoda że na płycie brakuje kilku zespołów. Myślę tutaj o Garaż w Leeds, Nowym Horyzoncie, Noah Noah, Ivo Partizan i kilku innych. 

A reasumując można powiedzieć: do jasnej cholery, czemu dzisiaj prawie nikt tak już nie gra? Ale o tych, którzy grają już wkrótce.

czwartek, 28 czerwca 2018

Niezwykła historia obrazu Wyspa Umarłych Arnolda Böcklina

Wszystko zaczęło się od opowieści młodej wdowy, która zwierzyła się malarzowi Arnoldowi Böcklin z sennej wizji. I tak obraz, który powstał na skromne, prywatne zlecenie stał się jednym z najbardziej znanych i tajemniczych dzieł sztuki. Ale do rzeczy.

Wiosną 1880 r. młoda wdowa Marie Berna, której mąż - niemiecki dyplomata Georgie von Berna - zmarł na dyfteryt w 1865 roku, zamówiła u szwajcarskiego malarza Arnolda Böcklina (1860-1901) obraz ze snów. Böcklin, który mieszkał wówczas we Florencji, w tym czasie pracował nad motywem samotnej skalistej wyspy. Maria Berna (późniejsza hrabina Oriola) zobaczywszy w pracowni malarz nieskończony obraz ze zdumieniem poznała w nim ten, który chciała zamówić. Temat tak zafascynował artystę, że wykonał go w pięciu wersjach w przeciągu sześciu lat, od 1880 do 1886 roku.


Böcklin nie sprzedał młodej wdowie pierwszej wersji wyśnionego obrazu. Otrzymała drugą, którą artysta ukończył także w 1880 roku. Ten obraz jest teraz własnością Metropolitan Museum w Nowym Jorku. Pierwsza wersja, oryginalny motyw, który malarz zatrzymał dla siebie, znajduje się obecnie w Kunstmuseum Basel.

 
Krótko potem na życzenie właściciela galerii, w której Böcklin wystawiał swoje prace Fritza Gurlitta, malarz ukończył w 1883 roku trzecią wersję, na podstawie której Max Klinger wykonał akwafortę, bo właściciel galerii chciał motyw z obrazu wprowadzić na rynek sztuki. Dopiero wtedy obraz otrzymał swój tytuł, pod którym jest teraz znany:  Wyspa Umarłych. Dotąd Böcklin nazwał go cichym miejscem lub grobową wyspą. Malarz bowiem napisał do marchanda, że ten obraz musi stać się tak cichy, że przerazi cię, gdy zapukasz do drzwi.



Ta trzecia wersja obrazu w 1933 roku została wystawiona na aukcji i kupił ją wtedy Adolf Hitler, kanclerz Niemiec, jak pamiętamy, niegdyś początkujący malarz. Najpierw zabrał obraz do Berghof w Obersalzberg, gdzie wisiały inne słynne arcydzieła, ale w 1940 r. zawiesił w gmachu Kancelarii Rzeszy Berlińskiej. Dziś dzieło jest własnością Nationalgalerie Berlin. Hitler był bardzo przywiązany do obrazu, lubił na niego patrzeć i chciał go mieć zawsze blisko siebie, dlatego obraz znalazł się na fotografii zrobionej w 1940 r. podczas pobytu w Berlinie sowieckiej delegacji z Wiaczesławem Mołotowem na czele. 

Gości przyjął wtedy Joachim von Ribbentrop i po granitowej posadzce zaprowadził do prywatnego apartamentu Führera. Hitler, według relacji świadków powitał ich z radością i pogratulował Stalinowi i sobie sukcesu, czyli paktu o nieagresji, zwanego porozumieniem Ribbentrop-Mołotow, podpisanego w Moskwie ponad rok wcześniej, 23 sierpnia 1939 r., na mocy którego oba państwa zajęły terytorium Polski we wrześniu 1939 r. Kanclerz zapewniał gości o przyjaźni. Mołotow, w imieniu Stalina, utwierdzał gospodarza w przeświadczeniu, że ich sojusz będzie trwał wiecznie. Nie zauważył jednak, że wraz z gospodarzem pozował wtedy do zdjęcia na tle wiszącego na ścianie obrazu,  którym jest Wyspa umarłych Arnolda Böcklina. Symbolika tego zdjęcia jest porażająca, jeśli uzmysłowimy sobie co stało się później.



Ale wróćmy do obrazu. Otóż kłopoty finansowe Böcklina sprawiły, że powstały jeszcze dwie wersje już wtedy słynnego malowidła: płótno powstałe w 1884 roku weszło w posiadanie przemysłowca Heinricha Barona Thyssena. Dzieło to uległo zniszczeniu w pożarze banku Thyssena w Berlinie w czasie nalotów alianckich Pozostało po nim czarno-białe zdjęcie.


Ostatnia piąta wersja została wykonana w 1886 roku na zlecenie Muzeum w Lipsku, gdzie można ją zobaczyć dzisiaj.


Wszystkie pięć wersji ukazują tę samą skalistą wyspę z cyprysami, do której dopływa łódź, lecz każdy z obrazów różni się formatem, kolorystyką i szczegółami. Niemniej wszystkie warianty mają w sobie coś mistycznego, ogromny ładunek melancholii i ciszy. Widzimy na nich opuszczoną, skalistą wyspę wyrastającą z gładkiego jak lustro morza, niczym monstrualny ołtarz czy gotycki zamek, otoczony strzelistymi, niemal dotykającymi nieba cyprysami. Ściany skał są usiane odrzwiami do komór grobowych i wydawałoby się, że wyspa jest od dawna opuszczona, gdyby nie łódź zbliżająca się do niej. Jest w niej przewoźnik (możliwe, że to Charon), któremu towarzyszy postać odziana na biało lub w białej masce (zależy od wersji obrazu), niekiedy z kobiecą towarzyszką u boku, stojąca w nogach nakrytej tkaniną trumny. Coś jest w tym obrazie, co karze wręcz wstrzymać oddech, gdy się go ogląda. Według syna artysty, malarz wyobraził na nim własną ostatnią podróż, lecz pytany wprost o wyjaśnienie cierpko oznajmił tylko, że namalował To, co widzisz. Maluję tylko obrazy i nie układam puzzli!.

Choć Arnold Böcklin jest autorem wielu innych dzieł to w świadomości publicznej pozostaje, podobnie jak Edward Munch (TUTAJ) tylko jednego. Nie będziemy przytaczać biografii artysty, bo każdy może ją bez trudu znaleźć w Internecie. Zamiast tego zajmijmy się miejscem, które zostało namalowane. Okazuje się, że nie jest ono tworem wyobraźni, lecz istnieje na prawdę. Wprawdzie spory na temat tego skąd malarz je wziął istnieją nadal ale najprawdopodobniej jest to Piazzale Donatello we Florencji czyli cmentarz ewangelicki w tym mieście, na którym zresztą pochowano Böcklina, choć są też zwolennicy tezy, iż jest to Pontikonisi, niewielka skalista wysepka w pobliżu Corfù czy inne podobne pod względem budowy, położone w pobliżu wybrzeża Dalmacji. Ostatnio wskazywana jest także wyspa Ischia, gdzie znajduje się wzniesienie z zamkiem Fryderyka Aragońskiego

Obraz jest za to arcydziełem kompozycji: linie poziome i pionowe podkreślają zarówno bliskie plany jak i przestrzeń. Nisko zawieszona linia horyzontu oraz poruszająca się barka nadają obrazowi głębi. Koloryt skrajnych barw, od prawie czarnego morza do bieli skał razem łączy się w harmonijną całość. Dlatego obraz inspirował wielu artystów: Siergiej Rachmaninow po obejrzeniu go w Paryżu w 1907 roku skomponował poemat symfoniczny (op. 29), podobnie jak Heinrich Schulz-Beuthen i Max Reger. Freud miał kopię dzieła, także Salvadore Dali i De Chirico. O obrazie powstawały i powstają rozprawy i analizy filozoficzno-estetyczne, ostatnia znacząca w została wydana w Bonn w 2005 r.

Stefanie Breitzke Arnold Böcklin Die Toteninsel. Analyse und Interpretation, Bonn 2005 ISBN: 9783640389087

środa, 27 czerwca 2018

Nostalgicznie: Deru, 1979 - utrwal swoje szczęśliwe chwile w projektorze Jacksona Sonnanfeld-Ardena


Chciałbym dzisiaj napisać o płycie niepowtarzalnej. Płycie nagranej w 2014 roku, zatytułowanej 1979, i będącej piątym albumem Benjamina Wynna, amerykańskiego kompozytora ukrywającego się pod pseudonimem Deru

Autor posiada wykształcenie muzyczne uzyskane w California Institute of Art, i poza Deru uczestniczy w kilku projektach muzycznych. To wykształcenie zresztą słychać w muzyce, pełnej spokojnych nostalgicznych klimatów, i refleksji. Ta płyta jest w pewnym sensie morzem dźwięków, poszczególne piosenki wracają jak fale odbijające się od brzegów... Tytuły piosenek same mówią za siebie: pochłaniająca tęsknota, niech płynie cisza, czarna plaża, przyszłość nie nadejdzie,  wieczór w ogrodzie z duchami... 

Myślę, że to muzyka dla każdego. Nie ma w niej denerwujących wokali, nerwowych zmian rytmu czy improwizacji. Wszystko zdaje się być idealnie przemyślane, spokojne, stonowane. Klimat płyty zapewne spodoba się wielbicielom muzyki z wczesnego 4 AD, czy dokonań zespołu Ulver, o którym na pewno jeszcze napiszemy. 

Idea concept albumu, jakim jest 1979, powstała w wyniku inspiracji projektorem jaki Wynn odnalazł na pchlim targu w Los Angeles, wraz z innymi rzeczami (m.in. listami) należącymi do filozofa Jacksona  Sonnanfeld-Ardena i jego wnuka. Filozof ten opętany był teorią unifikacji, a otaczający go świat tłumaczył jako wypadkową  dziewięciu czystych sygnałów, będących w pełnej harmonii do czasu Wielkiego Wybuchu, który wszystko zaburzył. Życie natomiast miało polegać na poszukiwaniu tej właśnie harmonii. Filozof szukał jej za pomocą zakupionego przez Deru na pchlim targu projektora, wyświetlając zdjęcia upamiętniające szczęśliwe chwile. Finalnie, doprowadziło go to do obłędu (TUTAJ).  

Doskonale zrealizowana jest strona internetowa albumu. Każdy czytelnik może dodać w galerii swoje zdjęcia utrwalające jego szczęśliwe chwile. Deru zachęca do tego pisząc w zakładce: Echa teraźniejszości i przeszłości: zbiór wspomnień z czasów życia twojego pokolenia. Wzory pojawią się wolno jeśli posłuchasz  sygnałów. W hołdzie dla projektora Jacksona, zapraszamy cię do dodania swoich... (TUTAJ). 


A Ty dołączysz swoje szczęśliwe wspomnienie? A masz takie?

Tracklista: 1979, Let The Silence Float, Addictive Yearning, Three Cheers For Existence, Drink It In, Pathologically Bored, Black Beach (Tape Version), The Future Never Comes, Midnight In The Garden With Ghosts   


wtorek, 26 czerwca 2018

Niedocenieni: For A Minor Reflection - w Reykjavíku też umieją grać refleksyjnego postrocka


Niedawno przedstawialiśmy w tej rubryce zespół Kælan Mikla (TUTAJ) i ich koncert w elektrowni Toppstöðin koło Reyjkviku. Okazuje się, że nieczynna już elektrownia została przekształcona w centrum animacyjne, oraz między innymi kulturalne o czym więcej (TUTAJ). Być może jest to ciekawy temat na zupełnie osobny wpis. Dzisiaj natomiast prezentujemy zespół For a Minor Reflection, grający coraz bardziej modny ostatnio gatunek nazwany postrock.  Gatunek ten najprościej mówiąc, polega na rozbudowanych formach instrumentalnych, budujących niesamowity refleksyjny, czasem nieco ponury (czyli bliski temu blogowi) nastrój. Wokalisty nie ma wcale, albo  warstwa tekstowa jest symboliczna. Powiem szczerze, że od dłuższego czasu bardzo mi się taka forma muzyczna podoba, bowiem daje, podobnie jak muzyka elektroniczna, możliwość uruchomienia wyobraźni. Czołowymi przedstawicielami nurtu są Mogwai (pojawią się tutaj wkrótce), czy Long Distance Calling (ich znakomity album The Flood Inside był już u nas prezentowany TUTAJ). 

Bohaterowie naszego dzisiejszego wpisu pochodzą z Reykjavíku. Pierwszą płytę Reistu Þig Við, Sólin Er Komin Á Loft... wydali we własnym nakładzie. W tamtym okresie grali nieco bardziej surowo:


Ich dyskografia, poza wspomnianym powyżej debiutem, obejmuje też  płytę Höldum í átt að óreiðu z 2010 roku, epkę For a Minor Reflection z 2011, i płytę live Live at Iceland Airwaves z roku 2013. Zespół tworzą: Kjartan Hólm, Guðfinnur Sveinsson, Elvar Jón Guðmundsson, Andri Freyr Þorgeirsson. Na mnie największe wrażenie zrobił ich koncert właśnie w elektrowni Toppstöðin z 2015 roku. Spokojna, nostalgiczna muzyka, brzmienie wydaje się być już wypracowane. Wszystko w zasadzie idealnie, gdyby nie te białe buty basisty... No, ale de gustibus non est disputandum. Posłuchajmy:

Strona zespołu z odnośnikami do ich aktywności w sieci jest TUTAJ.  

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Pierwszy koncert Joy Division

Pierwszy koncert Joy Division jako zespół zagrał w dniu 25 stycznia 1978 r. w klubie Pips Disco w Manchesterze, który mieścił się przy The Corn Exchange przy Fennel Street obok Corporation Street (kontynuacji Cross Street) Setlista zawierała następujące utwory (TUTAJ):  

Exercise One
Leaders of Men
Warsaw
Failures
Reaction
Inside the Line
Ice Age
Day of the Lords
Novelty



Zespół przemianował się z Warsaw na Joy Division w ostatniej chwili, zbyt późno, żeby organizatorzy zmienili nazwę na plakacie. Klub Pips otwarty w 1972 r. był wówczas szczególnie popularnym miejscem życia nocnego, reklamującym się hasłem 9 pięknych barów, 11 zatłoczonych parkietów tanecznych. Pips niedaleko katedry! Obowiązywały w nim pewne zasady: wejść mogły jedynie osoby pełnoletnie, czyli takie, które ukończyły 21 lat, a gości obowiązywał odpowiednio strój. Według legendy, nawet Brianowi Ferry'emu odmówiono wejścia po występie w Belle Vue, ponieważ miał na sobie sprane dżinsy.

sala Roxy:




Klub mieścił się w piwnicy, do której prowadziły wielkie, wówczas czarne, podwójne drzwi. Po przejściu 20 stopniowych schodów i wykupie biletu w znajdującej się u ich podnóża kasie, wchodziło się do wnętrza podzielonego na szereg mniejszych pomieszczeń. Po lewej stronie było wejście do pokoju na piętrze, po prawej stronie obok szatni znajdowały się schody prowadzące do pomieszczenia gospodarczego, przy którym była sławna sala Roxy, gdzie wpuszczano tylko osoby elegancko ubierane, zgodnie warunkiem wypisanym na biletach wstępu. W innych salach zbierali się fani ubrani tematycznie, według obowiązujących trendów, i tak była sala dla gothics, romantyków, queer boys, glamour pusses, starlets, crossdresserów. Wszyskie one miały swoje oficjalne nazwy i oprócz Sali Roxy z wielkim zdjęciem Bryana Ferry była Sala Bowie, Sala Electro (grał w nim Kraftwerk), Sala Perry, i na piętrze - jedyna sala bez nazwy i bez własnych bywalców...  Każdy z osobnych parkietów tanecznych miał ściany zdobione grubą, białą sztukaterią. Pokój Bowiego był udekorowany jego różnymi portretami. Pokój Roxy miał podobne zdjęcia, a także ogromny obraz Lou Reeda zrobiony z tylnej okładki albumu Transformer...



 Pips Nightclub, tak popularny w latach 70-tych, centrum społeczne, w którym mieszały się  młode subkultury, podobnie jak potem Hacienda był nękany problemami narkotykowymi i gangsterskimi, które spowodowały jego upadek w 1982 roku. Przez krótki moment działał pod szyldem Conspiracy aż całkowicie zaprzestał działalności. Teraz jest opustoszałą ruiną. 

Dave Booth (więcej o nim TUTAJ), bywalec klubu i znany DJ, dąży do reaktywacji Pips, na razie założył grupę na Facebooku (TUTAJ), która organizuje wieczory dla tych, którzy odwiedzali kiedyś kluby Manchesteru

niedziela, 24 czerwca 2018

Z mojej płytoteki/chłodnofalowa jazda obowiązkowa: 1984 - specjalny rodzaj kontrastu


Polski postpunk miał się swego czasu  bardzo dobrze. Jednym z legendarnych zespołów był rzeszowski 1984. Płyta o której dziś piszemy zawiera materiał z ich nagranego, ale nigdy nie wydanego longplaya (nagranego w latach 1987-1988), oraz kilka bonusów, np. fragmenty z rzeszowskich koncertów z 1987 roku. CD został wydany w 2003 roku przez Boofish Records. Do moich faworytów należą Pierwszy śnieg, Specjalny rodzaj kontrastu, Tu nie będzie rewolucji, Biała Chorągiewka i Komisariat. W tym ostatnim zresztą słychać fragment basu Hooka z Joy Division i ich Love Will Tear Us Apart. Nie dziwi mnie to, bowiem swój debiut w Jarocinie w roku 1985 poświęcili Joy Division, oznajmiając publice,  że koncert grają w ich hołdzie. 

   
Album wydany jest elegancko, niemniej bardzo ubogo. Zwraca uwagę doskonałe logo, które po obróceniu przypomina piramidę - podobną do tej za pomocą której G. Orwell zilustrował Ministerstwo Prawdy w swojej kultowej książce Rok 1984 (TUTAJ). Środek zawiera tracklistę i niezbędne informacje na temat zespołu. Szkoda, że wydawcy nie pomyśleli, idąc za przykładem Made in Poland o wzbogaceniu wydawnictwa skromną choćby książeczką z krótką historią grupy i kilkoma zdjęciami. 1984 obok Madame, Variete i Made in Poland wywarli ogromny wpływ na młode pokolenie tamtych lat. Można z pewnością powiedzieć, że to polska szkoła coldwave.





Tracklista: Pierwszy śnieg, Wstajemy na raz, śpiewamy na dwa, Święto urodzaju, Ferma hodowlana, Zaśpiewaj wojowniku, Manitou, Zabiłem pająka, Pierwszy dzień zmartwychwstania, Ferma hodowlana, Sztuczne oddychanie, Radio Niebieskie Oczy Heleny, Wstajemy na raz, śpiewamy na dwa, Tu nie będzie rewolucji, Specjalny rodzaj kontrastu, Biała chorągiewka, Czas pokonanych, Pod szkłem, Pierwszy front, Niech płoną sny, Komisariat.