sobota, 19 października 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Nieśmiertelny - dla śmiertelników życie wieczne to marzenie, dla nieśmiertelnych wręcz przeciwnie...


Ponieważ urodziłeś  się inny, ludzie będą się ciebie bali 

Film Nieśmiertelny (rzeczywisty tytuł to Góral - Highlander) został zrealizowany w 1986 roku i nie ukrywam, że widziałem go na premierze w kinie i od tamtego czasu należy do moich ulubionych filmów.  Myślę, że obok Stroszka Wernera Herzoga, (opisywanego TUTAJ), dzieł  genialnego i zmarłego niedawno, Piotra Szulkina (patrz TUTAJ) i jednego filmu o którym jeszcze nie pisaliśmy, Nieśmiertelny to mój top wszechczasów i nic tego nie zmieni. 

Genialny klimat, trzymający w napięciu od pierwszych sekund i znakomita gra aktorska - to wszystko razem sprawiają, że brytyjsko - amerykański film ma w sobie coś niezwykłego... Być może nieco kiczowate zakończenie lekko psuje klimat, ale to jest do wybaczenia.  Podobnie jest zresztą z kolejnymi częściami i serialem - nie oglądajcie, nie róbcie tego, jeśli chcecie zachować pozytywne wspomnienia z pierwszej części.

Zatem przenieśmy się do równoległych światów - jeden z nich ma swój początek w XVI wieku w Szkocji, gdzie rodzi się Connor MacLoad z klanu MacLoadów (w tej roli znakomity Christopher Lambert)... I wszystko jest normalnie do czasu, gdy MacLoad zostaje śmiertelnie ranny podczas bitwy z antychrystami i zamiast umrzeć - przeżywa...  

Śmiertelnie rani go, mający rosyjskie korzenie, Kurgan (znakomita rola Clancy Browna) jednak mimo ostatniego namaszczenia, które przyjmuje MacLoad, udaje mu się wylizać. Wtedy zostaje wygnany z rodzimej wsi jako przeklęty, mający widocznie pakt z samym diabłem...

Równolegle w XX wieku w Nowym Jorku ten sam MacLoad, tym razem nazywający się Nash, pokonuje w walce na miecze tajemniczego mężczyznę, ucinając mu głowę. Policja bada podobnie przypadki śmierci w innych miastach. Ujmują Nasha, ale nic nie są w stanie mu udowodnić.

Skoro jest śledztwo i skoro mamy film akcji nie może zabraknąć wątków miłosnych... Pojawia się bowiem Brenda J. Wyatt (w tej roli Roxanne Hart), która współpracuje z Policją, ale tak na prawdę jest zainteresowana mieczem, którego ślady pojawiają się podczas śledztwa. 

Drugi wątek miłosny dotyczy XVI wieku i życia MacLoada po wygnaniu, z jego żoną Heather (w tej roli Beatie Edney). W tym samym czasie w filmie pojawia się Hiszpan - Juan Sanchez Villa-Lobos Ramirez (Sean Connery) mający za zadanie nauczyć MacLoada władania mieczem i sztuki walki wręcz. 

Wątek miłosny między Connorem a Heather  pomijam, bowiem nie potrafię go oglądać - jest chyba najbardziej wzruszającym wątkiem filmowym, jaki kiedykolwiek widziałem...
Chyba pod względem ładunku emocjonalnego może mu dorównać jedynie wątek śmierci Wuja z powieści Kurta Vonneguta pt. Syreny z Tytana... 

Wracając jednak do filmu, Kurgan morduje Sancheza i gwałci Heather, pojawia się też w Nowym Jorku, gdzie zabija innego nieśmiertelnego... 

Czy dobro zwycięży nad złem? Można to dość łatwo przewidzieć, ale wszyscy ci, którzy nie widzieli znakomitego filmu Russella Mulcahy powinni koniecznie go zobaczyć. To nie tylko znakomity thriller fantasy, ale i wzruszająca historia miłosna, która jak zwykle w filmach tego typu, kończy się happy endem...

Film Nieśmiertelny, poza tym, że jest znakomitym kinem akcji, pokazuje nam, że wszystko jest względne, jak to mawiają relatywiści. Dla śmiertelników życie wieczne jest marzeniem, co innego dla tych którzy je posiadają - oni marzą o śmierci... 

Nie zapomnijcie, że poznaliście ten film dzięki nam, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

piątek, 18 października 2019

Nagrobki: Pańskie Wersety - polskie Bauhaus?


Wydawać by się mogło, że w muzyce chłodnofalowej wymyślono już wszystko. Był Ian Curtis z Joy Division ze swoim apokaliptycznym tańcem, Murphy z Bauhaus tłuczący lustra, i zwisający podczas koncertów głową w dół niczym nietoperz, czy Cinema Strange w swoich dziwacznych teatralnych strojach. Przyszła jednak pora na polski zespół Nagrobki z Gdańska. To bardzo spójny projekt, dobra i mądra chłodna fala. Chodzi o swoistego rodzaju stylistykę zespołu, jak i klimat piosenek - wszystko idealnie spójne, utrzymane w cmentarnej konwencji. 

Dzisiaj zapoznamy się z ich pierwszym albumem, wydanym w roku 2014, a to dlatego, że właśnie w bieżącym roku został wznowiony na winylu. 

Pańskie Wersety, bo o nim mowa, jest stosunkowo krótki, zawiera zaledwie 5 piosenek. W sumie można nawet zaryzykować tezę, że cztery, bo otwierający album  Lękajcie się, trudno traktować poważnie, specjalnie nieudolnie zaśpiewany, na kościelną melodię ma charakter żartu. 

Po nim jednak robi się, można powiedzieć, śmiertelnie poważnie, bowiem pojawia się  doskonały Na śmierć zapomniałem. Depresyjny tekst zaśpiewany bardzo emocjonalnie i doskonała muzyka powodują, że z przyjemnością przekłada się płytę na drugą stronę. A tam utrzymany w podobnym klimacie Jak mu dewastuje grób. Po nim nastrojowy inaczej Róża córka sąsiada. Klimaty niczym u Bauhaus i odgłosy tylko dla dorosłych, ze smutnym finałem... Minialbum kończy Nekropolo - upiorny hymn samotnego wampira z odgłosami burzy. 

Reasumując, Pańskie Wersety to bardzo udany debiut i znakomite preludium do pełnego wydawnictwa, jakim był Stan Prac z 2015 roku, na który przyjdzie jeszcze u nas pora. 

Zespół Nagrobki tworzą Maciej Salamon (gitara, wokal) i Adam Witkowski (perkusja, wokal), plus goście, na omawianym dziś albumie był to Olo Walicki na gitarze basowej. Najbliższe koncerty: 

  
A teraz odsłuchajmy album z oficjalnego kanału zespołu, i przyjrzyjmy się oryginalnemu klipowi... 

Strona Nagrobków, na której można zakupić płyty jest TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 



Nagrobki - Pańskie Wersety, BDTA/ thisisnotarecord [tinar 004] 2014/ 2019. Lękajcie się, Na śmierć zapomniałem, Jak mu dewastuje grób, Róża córka sąsiada, Nekropolo.       

czwartek, 17 października 2019

Fotografie Noell S. Oszvald: absolutnie subiektywne spojrzenie na świat

Noell S. Oszvald (ur. 1990) jest fotografem-amatorem z Budapesztu (nota bene jest już kolejnym węgierskim artystą, którego prezentujemy u nas, wcześniej pokazaliśmy zdjęcia Sarolty Ban TUTAJ).  I aż trudno w to uwierzyć, patrząc na jej prace, iż fotografuje od niedawna, bo dopiero od 2012 r. Prawie natychmiast zdobyła uznanie, a jej zdjęcia pokazane zostały na wystawach w wielu wiodących galeriach na całym świecie.
 
W odróżnieniu do Sarolty, Noell jest minimalistką. Fotografuje w specjalnej konwencji - głównie siebie, z ograniczoną ilością rekwizytów, we wnętrzu czy krajobrazie zaznaczonym bardzo umownie. Jej autoportrety określa się mianem surrealistycznych i oczywiście mają i takie cechy. Lecz są one - podobnie jak prace Hengki Koentjoro (o którym było TUTAJ) także czarno-białe i tak samo jak Daisuke Yokota, o którym pisaliśmy tutaj (LINK), traktuje swoje ciało jak bryłę, rzeźbę, za pomocą, której przekazuje nam swoje absolutnie subiektywne spojrzenie na świat. Pomimo, że zastrzega się, iż nie chce sugerować ludziom tego, co znajduje się na jej zdjęciach. I rzeczywiście, poza tytułem nie dołącza do nich żadnych wskazówek. Lecz przecież te nie są konieczne. Z bardzo oszczędnych środków wyrazu buduje okno, przez który wyziera prawdziwa treść jej obrazów - tak trzeba nazwać te fotografie, bo są bliskie malarstwu - a jest to egzystencjalne przeczucie nieuniknionego kresu, granicy, po przekroczeniu której znajduje się coś, co sygnalizuje nam ponadczasowym doborem symboli i ciszą, uzyskaną kontrastem czerni i bieli oraz harmonią symetrii.   
 
Popatrzmy na jej wyrafinowane fotografie i spróbujmy zrozumieć ich przesłanie:

















Jak możemy zauważyć, prawie nic na nich nie ma: szczupła sylwetka dziewczyny o długich włosach stoi niczym starożytna erynia lub jedna z mojr. Towarzyszą jej ptaki, symbol duszy, lub drzewa, symbole życia albo konie, które w wyobrażeniach średniowiecznych towarzyszą śmierci…

Na pewno będziemy śledzić twórczość tej artystki. Więcej jej prac znajduje się TUTAJ.

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 16 października 2019

Z mojej płytoteki: Monochrome Set - Strange Boutique - myśleliście, że the Smiths byli pierwsi?


Pamiętam czasy lat 80-tych, gdy program 3 PR był dla nas źródłem inspiracji muzycznej i można było w nim poznać np. muzykę z 4AD i ich nowo wydanych płyt (Xymox, Dead Can Dance, Cocteau Twins itd.), wtedy w studio Trójki panowała doskonała atmosfera. 

I nagle w 1982 roku wybuchła bomba. Reaktywowali się the Beatles! Bez Lennona, ten już nie żył, ale są, nagrywają z jego synem, i właśnie ukazał się ich nowy singiel. 

Brzmiał tak:


Zabawa jednak nie trwała długo, bowiem któryś ze słuchaczy zadzwonił i zdementował kaczkę dziennikarską. O ironio to był Cheap Trick dziennikarzy chciałoby się powiedzieć. Ale jeśli tak zamknąć oczy to Beatlesi jak żywi...

Przypominam tą historię bo podobnie miałem z dzisiejszym bohaterem, albumem zespołu Monochrome Set zatytułowanym Strange Boutique. Kiedy usłyszałem ich w jakimś brytyjskim pubie, to był bodajże rok 1986, dałbym się zabić, że to the Smiths. Wtedy wszyscy w Polsce (PR3 również) słuchaliśmy ich na potęgę. Okazuje się jednak, że Morrisey i kumple delikatnie mówiąc inspirowali się muzyką dzisiejszych bohaterów.
Omawiana dziś płyta ukazała się w 1980 roku, czyli w roku kiedy Joy Division opublikowali swoje genialne Closer

Album jest wydany bardzo skromnie, w zasadzie tylko okładka i płyta. Na okładce coś podobnego do jednego z najnowszych zdjęć jakie umieścili na swojej płycie New Order, ale mniejsza z tym. W każdym razie wydawnictwo jest bardzo skromne graficznie, natomiast muzycznie to istna petarda. Otrzymujemy 11 piosenek, większość utrzymanych w nostalgicznym klimacie.

Album otwiera The Monochrome Set (I Presume)  piosenka, która kojarzy się (być może za sprawą bębnów) z jakimś drinkiem pitym właśnie gdzieś pod palmami w upalny dzień. Recytowany tekst jest o związku dla pieniędzy. Otwarcie takie sobie, ale po nim już zaczyna się poważna muzyka: The Lighter Side of Dating - którego tekst jest lekko mówiąc niepoprawny, natomiast sam utwór jest muzycznie zakręcony z typową dla Monochromatycznego Zestawu zmianą rytmu. Po nim Espresso -  jak można w takim nastroju wyśpiewać taki tekst? O śmierci, umieraniu, chorobach, szpitalu... I o tym że finalnie bohater odchodzi do nieba.

A więc, Alleluja, nadchodzę
Do zobaczenia na Wielkanoc, mamo
Idę do nieba, kochanie
Idę do nieba, kochanie


The Puerto Rican Fence Climber jest znakomitym utworem instrumentalnym. Brakuje tylko wokalu Morriseya, ups pomyłka, Bida.   

Po nim pora na Tomorrow Will Be Too Long z bardzo egzystencjalnym miejskim tekstem.  Mamy tutaj promieniowanie, ulice miasta i oświetlone ulice. Znakomity Martians Go Home kończy pierwszą stronę płyty. Tekst jest zlepkiem zupełnie przypadkowych wyrazów, przynajmniej takie ma się wrażenie, być może jest to opis jakiejś balangi, niekoniecznie jedynie zakrapianej. Piosenka natomiast jest znakomita i powala częstymi zmianami rytmu i znakomitymi riffami. 

Strona pierwsza była zabawowo - rozrywkowa, czego nie można powiedzieć o stronie drugiej, bowiem tutaj zespół pokazuje swoje bardziej nostalgiczne oblicze. Początek - piosenka   Love Goes Down the Drain jest kontynuacją strony pierwszej. To ten utwór słyszałem w UK i dałem się nabrać, że to the Smiths. Piosenka jest smutna, o kobiecej starości. Po niej boski i zupełnie dołujący Ici Les Enfants. Zatrzymajmy się tutaj na moment i zapytajmy co słyszymy? Tak, oczywiście w refrenie mamy czyste Stranglers


Tylko że... Feline zespołu the Stranglers (którą opisywaliśmy TUTAJ) powstała dwa lata później... 

I znowu niepoprawny tekst o miłości starszego pana do 12 - latki... 

The Etcetera Stroll jest kolejnym utworem instrumentalnym. Kojarzy się z westernami... Po nim Goodbye Joe o życiu gwiazd filmowych. Album kończy The Strange Boutique -  z tekstem, zresztą proszę:

Styl 1: Tnę twoją twarz na strzępy
W kolorze czarnym lub białym, pomarańczowym, zielonym lub czerwonym
Chcę być diabłem
Styl 2: Miażdżę twoją klatkę piersiową tamą

Mało, średnio, lub bardzo mocno
Chcę być diabłem
Styl 3: Wciągam cię w kratę
Z jedwabiu lub satyny, aksamitu lub zamszu
Chcę być diabłem
Styl 4: Powlekam twoją wątrobę smalcem
Gotówką, czekiem lub kartą kredytową
Chcę być diabłem




I bądź tu mądry i pisz wiersze, jak mawiają...



The Monochrome Set - Strange Boutique, Dindisc, Virgin 1980, producent: Bob Sergeant, tracklista: The Monochrome Set (I Presume), The Lighter Side of Dating,  Espresso, The Puerto Rican Fence Climber, Tomorrow Will Be Too Long, Martians Go Home, Love Goes Down the Drain, Ici Les Enfants, The Etcetera Stroll, Goodbye Joe, The Strange Boutique 
         

wtorek, 15 października 2019

John Register: przestrzenie wielkiego miasta, zmaltretowane życiem i moment śmierci uwięziony na płótnie

Urodzony w 1939 roku John Register nazywany był najważniejszym malarzem Zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych.  Najbardziej znany jest ze swoich słonecznych pejzaży miejskich Los Angeles, ukazujących wnętrza ogólnodostępne, publiczne, takie jak poczekalnie, dworce, sklepy i kawiarnie, wszystkie te przestrzenie wielkiego miasta, które - jak powiedział – zostały zmaltretowane życiem.
 

Jego biograf, Barnaba Conrad III napisał o jego obrazach, że są pełne słońca, lecz emanują także samotnością, rejestrują surrealistyczny bezruch, poczucie nieuchronności, moment śmierci uwięziony na płótnie, a jego wizja wyizolowanych ulic, pustych kawiarni, długich cieni, starych hoteli i przystanków autobusowych przedstawia nadciągającą wciąż ciszę, zabarwioną żalem i nadzieją.
 
Krytycy zauważyli, że styl Registera przypomina malarstwo Edwarda Hoppera (o nim i jego naśladowcach pisaliśmy TUTAJ). Jednak on sam stwierdził, że mimo podobieństw, istnieją zasadnicze różnice między nim a Hopperem: Dzięki Hopperowi jesteś świadkiem izolacji innej osoby; a tymczasem ja uważam, że poprzez moje płótna to ty, widz, stajesz się wyizolowany.
 
Melancholijna wymowa jego dzieł najprawdopodobniej wynika z przeżyć samego artysty. Od lat zmagał się on z genetyczną chorobą nerek. W 1994 r. po przeszczepie nerki powiedziano mu, że ma raka i zostało mu od 4 do 6 tygodni życia. Przeżył jeszcze półtora roku i cały czas twórczo pracował. Wykonał wówczas najlepsze, najważniejsze obrazy. Zmarł w 1996 roku w wieku 57 lat… Jego prace z tego okresu zawierają, jak uznał jego biograf wiarę i strach w równych proporcjach. Czy jest tak rzeczywiście? Spójrzmy na nie odpowiedzmy sobie sami na to pytanie:









Wśród obrazów rzeczywiście widzimy jakby kolejne kadry wcześniej pochwycone przez Edwarda Hoppera: puste pokoje i samotnie siedzących tyłem do nas, wpatrzonych w coś, co widzą przed sobą ludzi. Puste przedziały kolejowe. Wnętrza opustoszałych barów, otwartych rano, po nocy znanej z obrazów Hoppera i pojedyncze domy… Czy można znieść jałowe, smutne życie, toczące się w tak smutnych wnętrzach, pomimo słonecznego blasku, jaki je wypełnia? Sam Register uznał, że nie. Po latach pracy w reklamie na stanowisku dyrektora Agencji na Madison Avenue, tuż po swoich 33. urodzinach nagle zdał sobie sprawę, że nie może dłużej znieść takiego życia. Na jednej z narad wstał, oświadczył, że wychodzi do dentysty, opuścił biuro i nigdy nie wrócił. Czasem najlepszym sposobem na zmianę jest wyjście…

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Literatura: Conrad Barnaba III, John Register, San Francisco 1989, 110 ss, ISBN-10:0877017018.

poniedziałek, 14 października 2019

Isolations news 58: Hook ujawnia, że leki jakie zażywał Ian Curtis musiały go zabić, lista ulubionych płyt Sumnera, Dead Can Dance i Black Rain koncertują, Cure nagrywa trzy plyty, Durutti Column na winylu

Peter Hook cały czas aktywny w mediach. Właśnie opublikowano dwa wywiady.  W pierwszym Hook ujawnia, że analiza lekarska z 2014 roku prowadzi do wniosku, że leki jakie zażywał Ian Curtis musiały finalnie go zabić... (TUTAJ). 

W drugim wywiadzie wspomina najważniejsze dla niego miejsca w Manchesterze, z dzieciństwa i teraz. Dowiadujemy się, że miasto ma kiepskie lotnisko, a basistę Joy Division można spotkać w ulubionym barze jakim jest Impossible na Peter Street. Ciekawe ile trzeba zapłacić za możliwość wspólnego wypicia drinka? Więcej TUTAJ.
Bernard Sumner za to ujawnia listę swoich ulubionych płyt. Wśród nich: Morricone, Kraftwerk czy Igy Pop. Więcej TUTAJ
Skoro byli już basista i gitarzysta Joy Division, to pora na perkusistę. Ten ostatnio występuje z Davem Haslamem. Ich wywiad z Mikem Sweeny można odsłuchać TUTAJ.  


W kwietniu i maju 2020 Dead Can Dance rusza w kolejną trasę, tym razem zaczynają od południowej i północnej Ameryki. Gościem specjalnym będzie Agnes Obel. Może ktoś znowu zaprosi kultowy zespół na koncerty do Polski... My ciągle wspominamy ten z czerwca 2019 z Torwaru, który opisaliśmy TUTAJ. To było genialne! Więcej na stronie zespołu TUTAJ.
Robert Smith z the Cure ujawnił, że zespół ma w przygotowaniu 3 albumy, a stan zaawansowania dwóch jest znaczny. My byśmy woleli, żeby zamiast tych trzech powstał jeden, na miarę Faith lub Pornography, ale upływający czas coraz bardziej zabija to marzenie... Więcej (TUTAJ).


Factory Benelux wydaje na winylu album Fidelity, Durutti Column, nagrany w 1996 roku i wydamy w ramach Les Disques du Crepuscule. Limitowana edycja w 1000 kopiach będzie wydana na podwójnym białym i niebieskim winylu.

 
Jest do kupienia TUTAJ za jedyne 25 GBP. Ciekawe czy z podatkiem i transportem?
Portal postpunk przedstawia listę najlepszych płyt gotyku. Na pierwszym miejscu Closer zespołu Joy Division. Na liście wielu znajomych: Bauhaus, Sisters of Mercy, Dead Can Dance i wielu wielu innych. Więcej TUTAJ.
Znakomity Black Rain, o którym pisaliśmy TUTAJ, a którego członkowie udzielili nam wywiadu TUTAJ wystąpi na festiwalu Interzone.

 

Niestety w USA, co nie zmienia faktu, że grają muzykę nadchodzącego stulecia... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.