Ponieważ ostatnio pogoda wyraźnie się polepsza, a mieliśmy w tym roku spektakularne dowody tzw. ocieplenia klimatu w postaci wyjątkowo srogiej zimy :) postanowiliśmy dziś na naszym blogu zaprezentować kolejny znakomity album Australijczyków z Icehouse. Mowa o drugim w dorobku zespołu albumie Primitive Man z 1982 roku.
Zgodnie z informacjami z okładki nagrywany był w trzech studiach Paradise w Sydney, Westlake Audio w Eldorado i Musicland West w Los Angeles. Wszystkie piosenki napisał jak zwykle w przypadku Icehouse, znakomity wokalista i multinstrumentalista Iva Davies, który przez internautów porównywany jest do takich wielkich gwiazd jak David Bowie, czy Brian Ferry. Davies też jest obok Keitha Forseya współproducentem tego albumu oraz współpomysłodawcą okładki.
Mało tego gra na większości instrumentów, bowiem projekt początkowo miał być jego solowym albumem.
Ponieważ album ukazał się w kilku wersjach jeśli chodzi o układ utworów warto dodać, że my omawiamy dziś wersję z Chrysalis Records, czyli otwieraną przez Uniform - najsłabszy utwór albumu. W przypadku Icehouse to pewna zasada, bowiem ich kolejny znakomity album, jakim był Sidewalk (opisany przez nas TUTAJ) też zaczynał się od słabego Taking the Town. Wtedy jako drugi był znakomity This Time, tak samo na Primitive Man, jako drugi też mamy świetny utwór jakim jest Street Cafe, pełna nostalgii piosenka o małej kawiarence do której zawsze się wraca bez względu na wszelkiego rodzaju zawirowania, by odnaleźć spokój i ciszę. Po nim jeden z większych hitów zespołu - Hey, Little Girl. Znakomita piosenka o...
Hej hej
Kiedy wszystko idzie źle
Czasami to nie ma sensu
Hej hej
Był kiedyś czas
Powinienem był wtedy wiedzieć lepiej
Hej hej
Chociaż możesz spróbować
To już nie nadejdzie
Cześć mała dziewczynko
Gdzie się schowasz
Do kogo możesz teraz biec
Cześć mała dziewczynko
Gdzie pójdziesz
Do kogo możesz się teraz zwrócić
Hej hej
Więc dlaczego powinno mnie to obchodzić
Jeśli ktoś cię zawiedzie
Hej hej
To nic nowego
Wiem, co to może znaczyć
Hej hej
Cóż, sposób, w jaki mówią
O tym w całym mieście
Hej hej
I to żadna niespodzianka
Małe dziewczynki czasami ranią
Cześć mała dziewczynko
Gdzie się schowasz
Do kogo możesz teraz biec
Cześć mała dziewczynko
Gdzie pójdziesz
Do kogo możesz się teraz zwrócić
Hej hej
Kiedy wszystko idzie źle
Czasami to nie ma sensu
Hej hej
Cześć mała dziewczynko
Powinienem był wiedzieć lepiej
Wtedy
Hej hej
Cześć mała dziewczynko
Gdzie się schowasz
Do kogo możesz teraz biec
Cześć mała dziewczynko
Gdzie się schowasz
Do kogo możesz teraz biec
Cześć mała dziewczynko
Gdzie pójdziesz
Do kogo możesz się teraz zwrócić
Glam jest utworem instrumentalnym. Po nim kolejny wielki hit: Great Southern Land. Czy ktoś pamięta jeszcze szalony film Młody Einstein ze znakomitą rolą Yahoo Seriousa?
Po nim totalny odjazd i jeden z najdoskonalszych i zarazem najbardziej sentymentalnych i refleksyjnych utworów albumu Trojan Blue. Nawiązuje do historii Troi stąd taki tytuł. Love in Motion jest taki sobie. Pozostały do końca jeszcze trzy piosenki. Mysterious Thing ma znakomity wstęp i zwrotkę, choć refren nie należy do zbyt udanych. I wtedy nadchodzi kolejny wielki utwór: One By One... No to już jest szczyt szczytów...
Tutaj, w tym pustym pokoju, pozostaną wspomnienia
Możesz się nigdy nie nauczyć, znowu popełnisz te same błędy
Jeden po drugim...
Liczysz je jeden po drugim...
Dni, które zostały utracone i znalezione, pozostaną stare wspomnienia
Tutaj, w tym pustym pokoju, liczysz je jeden po drugim
Jeden po drugim...
Liczysz je jeden po drugim...
Tutaj, w tym pustym pokoju, liczysz je jeden po drugim
Tutaj, w tym pustym pokoju (jeden po drugim) Pozostaną stare wspomnienia
I nigdy się nie nauczysz (jeden po drugim)
Znowu popełniasz ten sam błąd (jeden po drugim)
Te dni są stracone i znalezione
Wspomnienia mogą nadal (jedna po drugiej) Wspomnienia pozostaną
Znowu popełniasz ten sam błąd (jeden po drugim)
Całość kończy Goodnight Mr. Matthews, dość sentymentalna piosenka o miłości... Bo przecież, to głównie o niej i o podróżach jest ten znakomity album...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Icehouse: Primitive Man, Chrysalis 1982, tracklista: Uniform, Street Cafe, Hey, Little Girl, Glam, Great Southern Land, Trojan Blue, Love in Motion, Mysterious Thing, One By One, Goodnight Mr. Matthews.
Nie tak dawno bo w październiku 2019 roku ukazał się boxset Use Hearing Protection, i jak wskazuje sama nazwa wpisu, zawiera on 10 pierwszych wydawnictw legendarnej wytwórni. I w zasadzie na tym można by było zakończyć ten tekst, gdyby nie kilka detali z którymi warto się podzielić na naszym blogu zwłaszcza, że wydawnictwo jest limitowane do zaledwie 4000 kopii, i cenowo nie jest tanie, co również ogranicza jego zasięg, no i najważniejsze, poza wspomnianymi realizacjami zawiera też rarytasy.
Dzisiaj pierwszy z serii wpisów w których omówimy wnikliwie całe wydawnictwo, zwłaszcza, że jednym z najważniejszych rarytasów jest książka o wytwórni.
Zatem zaczynamy.
Cały boxset jest dość sporych rozmiarów, zatem do ceny (w PLN to około 1000 złotych) należy doliczyć jeszcze niemałe koszty przesyłki... Za to wszystko jest znakomicie wydane i solidnie zapakowane. Przylatuje do nas w pięknym kartonie, po otwarciu którego pojawia się pudło.
I tutaj pierwsza niespodzianka - chodzi o materiał jakim jest pokryte. Nie jest to zwykły papier tylko papier gumowany (dotykając go czuje się gumę pod palcami), matowy. Od razu zwraca uwagę solidne wykonanie całości, dbałość o każdy detal.
Po otwarciu pudełka oczom naszym ukazuje się ponownie słynne logo ale tym razem na książeczce - przewodniku. Pod wszystkim znajduje się tasiemka, więc można w bezpieczny sposób podnieść zawartość - swoją drogą ciekawy patent.
Zacznijmy zatem od książeczki, która jest dość pokaźnych rozmiarów, a otwiera ją wstęp nikogo innego jak wielkiego znawcy przedmiotu, Jamesa Nicea. Chyba nie będzie przesadą, jeśli autora nazwiemy największym kronikarzem historii legendarnej wytwórni z Manchesteru.
Na wstępie autor podkreśla, że zgodnie z wypowiedzią Petera Sevillea, Factory była wytwórnią która nigdy nie kierowała się kryterium rentowności. Jej jedynym kapitałem inwestycyjnym była śmierć. Najpierw Iana Curtisa z Joy Division, którzy zrealizowali najlepszy debiut w historii muzyki, później Martina Hannetta w 1991 roku, Roba Grettona w 1999 i w końcu samego Tony Wilsona w 2007.
Wydawnictwo celebruje 40 rocznicę powstania wytwórni. Między jej debiutem a wydaniem Unknown Pleasures upłynęło jedynie 13 miesięcy. W tym czasie wydano 10 artefaktów 4 płyty, 3 postery, film, artykuły papiernicze i jeden nieudany projekt artystyczny. Zdaniem Saville'a Factory było laboratorium sztuki eksperymentalnej. Następnie Nice omawia rolę Tony Wilsona i pierwsze spotkanie z Erasmusem (warto zobaczyć TUTAJ), jak i opisuje które zespoły wtedy były w kręgu jego zainteresowania. Nazwali swój projekt Ruchem 24 stycznia (o czym pisaliśmy TUTAJ). Zespoły miały wynajmowane pieniądze na próby ze sprzedaży nadwyżkowych albumów promocyjnych jakie Tony przynosił z Granady. Interesowali się wtedy sytuacjonizmem i dziełami Johna Greya.
Następnie omawiamy jest poster sytuacjonistyczny z kowbojami (opisaliśmy go TUTAJ).
Przytoczone są znane fakty z początku kariery Joy Division, jeszcze jako Warsaw i zamieszanie z okładką An Ideal For Living (pisaliśmy o niej TUTAJ), która przedstawiała chłopca z hitlerjugend. Jak twierdzi Sumner została tak wybrana celem wywołania zamieszania. Mimo roku działania na rynku zespół ciągle nie miał osiągnięć i wtedy pojawił się Rob Gretton, zafascynowany ich występem w Rafters. Gretton pamiętał ich, bo w klubie gdzie był discjokeyem zawsze prosili go żeby puszczał Kraftwerk, albo inne równie jak to określił dziwne kapele. Ponieważ ubierali się inaczej niż wszyscy, zaczęto nazywać ich faszystami.
Byli punkami, ale nie niechlujnymi, to było nadzwyczajne. Ich muzyka była niezwykła. Później przytoczone są fakty dotyczące spotkania Grettona i Wilsona oraz słynny list Curtisa do Wilsona. Następnie autor opisuje skąd wśród założycieli Factory wziął się Peter Saville. Fakty te zostały wnikliwie opisane choćby w najnowszej książce Jona Savagea (streszczonej przez nas TUTAJ).
Następnie opisana zostaje pokrótce historia Joy Division i Factory od Unknown Pleasures do klubu Hacienda. Pierwszym który opuścił grono założycieli wytwórni był Martin Hannett. Jego pozew sądowy przeciwko Wilsonowi otrzymał numer FAC61.
Wilson przed śmiercią powiedział o Factory: Wszystko to było świadomą przygodą...
Jej owocami są wydawnictwa zawarte w opisywanym boksie, a które w kolejnych wpisach wnikliwie omówimy. Dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Jako artysta czuję się szczęśliwa. Potrafię uzewnętrznić swój stres i mam nadzieję, że poświęcisz trochę czasu, aby znaleźć u mnie coś, co również Tobie pomoże, szczególnie w tych czasach. Mój sekret, co robić, kiedy masz za dużo na głowie? Ja daję sobie wtedy chwilę na mentalne przechowanie myśli. Otwieram w głowie słoik i wkładam do niego każdą smutną myśl, wizualnie zakręcam wieczko i umieszczam na psychicznej półce w mojej „spiżarni”. Brzmi dziwnie, ale u mnie działa. Zła myśl gdzieś tam tkwi, przyznaję się do tego, ale jest pod kontrolą. Noszę w sobie wiele takich słoików, ale to pozwala mi nie rozpamiętywać, nie czuć się przytłoczonym, ani nie zapominać, ponieważ mogę otworzyć drzwi do tej spiżarni, bez konieczności otwierania słoików. Odczuwam strach, stratę, zranienie, rozczarowanie, ponieważ nie można od nich uciec ani je zignorować, lecz trzymam je na swoim miejscu. Czuję wdzięczność za ten sposób radzenia sobie, ponieważ czasami zdarzają się rzeczy, o których nie chcesz zapomnieć, ale też nie możesz z nimi żyć na co dzień, więc ta spiżarnia jest tak naprawdę biblioteką - nie próbą eliminacji czy zapomnienia, ale miejscem w którym przechowuję pamięć i zarządzam nią, dzięki czemu mogę tworzyć te dzieła, które robię (LINK).
Autorką tego prostego sposobu na eliminację, czy izolację niechcianych uczuć jest Deb Garlick (ur. 1966 r.), kanadyjska malarka, historyk sztuki, artysta fotografik. Jej obrazy są pozornie ciepłe, radosne, pełne humoru, jak sama o nich mówi: Moje obrazy są spokojne. Biorę wszystkie wątki doświadczenia i upraszczam, upraszczam, upraszczam. Wybieram wolne chwile i doceniam te pogodne (LINK).
W innym miejscu, w jednym z wywiadów opowiada o licznych podróżach, o tym, że jeździła po całym świecie, od czasu do czasu wpadając do swoich rodziców, którzy mieszkali na barce pływającej po rzekach Anglii. Może dlatego na jej obrazach przeważa motyw małego domku, uchwyconego na skraju wielkiej doliny, lub gdzieś przycupniętego pod górą, albo zagubionego w gęstym lesie? Moim zadaniem jest stworzenie namacalnego spokoju i pokoju. To jest to, co cenię w moim świecie. Doceniam też humor, kapryśność i dziwactwo, więc to też się pojawia.” (…)Życie jest krótkie i czasu do stracenia jest mało, więc wybieram nasycanie mojego świata rzeczami, które mnie rozśmieszają, zachwycają, budzą podziw lub spokój. Staram się twórczo to wszystko oddać.
Innym ulubionym tematem Deb jest dziewczyna bez twarzy. Czy jest to zapis jej stanu emocji? Całkiem możliwe. Całkiem możliwe, że jej obrazy są wieczkiem od słoika, o którym wcześniej pisała. Są tak samo pod ręką, melancholijnie przypominając to, o czym artystka nie chce zapomnieć. Zupełnie jak na obrazie, na którym na oknie siedzi cień kota, który odszedł…
Moglibyśmy jeszcze dużo napisać o inspiracjach, którymi kieruje się malarka, o jej fascynacji Fridą Kahlo i nostalgicznym malarstwem naiwnym, lecz po co? (Nieco podobny klimat co na jej obrazach znajdujemy w malarstwie opisywanego przez nas Alberta BertelsenaTUTAJ). Pod skorupką pogodnych skojarzeń na obrazach Deb Garlick drzemią egzystencjalne pytania o sens życia, jego kres. Tkwią przepełnione tęsknotą uczucia, karmione spokojem. Malarka stara się odważnie stawić im czoło, przyznając w jednym z wywiadów, iż: Trudno się starzeć. Czuję się na 35 lat, ale mam 53. To naprawdę dziwne, jak w jednej minucie jesteś młody, a w następnej nadal czujesz się młody, lecz wyglądasz na dużo starszego. Teraz tyle mam. Zaakceptuj to. Świętuj to. Moje włosy są srebrne, przyjmij to. Moje życie nie jest takie, jak myślałam, że będzie, ale kocham je. Są rzeczy, których pragnę, a których nie mam, ale wciąż próbuję je zdobyć. Przeżyłam straszne rozczarowania i ból serca, ale kto ich nie doznał. Z wiekiem po prostu się stajesz. Stajesz się sobą wszystkimi. To naprawdę fajne, być tymi wszystkimi osobami, którymi do diabła jesteś (LINK).
Dzięki skromnej palecie barw i zabawnym figurom artystka Deb Garlick przypomina nam, iż odchodzenie może być ciekawe i nawet czasem pogodne…
Śmierć Iana Curtisa była szokującym wydarzeniem dla jego bliskich. Nagłym i niespodziewanym. To podkreślali i podkreślają w wielu wywiadach nie raz członkowie Joy Division, twórcy Factory Records, wreszcie jego najbliżsi. A przecież Curtis w tekstach piosenek nie ukrywał swoich zamiarów.
Tymczasem nawet po latach depresyjne wątki jego twórczości tłumaczone są w różnorodny sposób. Jon Savage napisał kiedyś artykuł o literackich wpływach, fascynacjach lidera Joy Division egzystencjalną literaturą Burroughsa, Dostojewskiego, Nietzschego, Sartre'a, Kafki i Eliota. To samo napisała w swojej powieści biograficznej (Touching from a Distance) Deborah Curtis, która stwierdziła wręcz, że zakochała się w swoim mężu z powodu jego literackich ambicji. Imponował jej znajomością poezji Oskara Wildea i Edgara A. Poe, oraz aspiracjami do pisania własnych tekstów. Nie rozstawał się z nimi zresztą nigdy, nosząc je w dużej plastikowej torbie. W ich wspólnym domu miał własną pracownię, pokój o niebieskich ścianach, gdzie spędzał długie godziny paląc papierosy i pisząc…
Śmierć przerwała wszystko, dlatego w późniejszych utworach biograficznych, w filmach, postać Iana Curtisa przyrównywana jest do romantycznych bohaterów, do Wertera z powieści Goethego, do współczesnego Tezeusza, schodzącego w podziemia labiryntu, o czym pisaliśmy TUTAJ.
Czy ponury, poruszający się ekstatycznie w takt muzyki wokalista rzeczywiście nie wzbudzał podejrzeń? Sceniczny wizerunek piosenkarza stworzony przez wytwórnię Factory Records i utrwalony przez Kevina Cummnisa oparty był przecież na realnych przesłankach.
W swojej książce Deborah wspomina, że kiedyś słyszała, jak Ian powiedział: Pamiętam, kiedy byliśmy młodzi i pomyślała, że Ian mówił, jakby był stary, jakby przeżył całe życie (s. 71). Kiedy zapytała go, czy tekst do New Dawn Fades z wersami typu Naładowana broń cię nie uwolni, wyraża jego emocje, czy jest prawdziwa, Ianodmówił potwierdzenia lub zaprzeczenia podniesionych kwestii i wyszedł z domu.
W styczniu 1981 roku New Order wydał swój pierwszy singiel Ceremony. Został napisany za życia Iana Curtisa i był jedną z ostatnich piosenek Joy Division, jakie powstały, z tekstem napisanym oczywiście przez Curtisa. Nie jest to jego ostatni utwór, tym jest według naszych ustaleń In a Lonely Place (LINK). Istnieją różne wersje Ceremony. Najbardziej znaną jest ta z sesji w studio na 14 maja 1980. Cztery dni przed śmiercią wokalisty:
Sumner wspomina, że było nagrywane krótko po próbie samobójczej Curtisa i był to dla nich trudny czas. Jak słychać, wokal Curtisa jest przytłumiony i niewyraźny. Muzyk nigdy nie dokonał transkrypcji tekstu piosenki, a ponieważ nagranie było słabe, Bernard Sumner przepuścił je przez korektor graficzny, aby spisać słowa.
This is why events un-nerve me They find it all a different story Notice whom for wheels are turning Turn again and turn towards this time All she asks is the strength to hold me Then again the same old story Word will travel - oh so quickly Travel first and lean towards this time I'll break them down, no mercy shown Heaven knows, it's got to be this time Watching her, these things she said The times she cried, too frail to wake this time
To, dlatego wydarzenia mnie denerwują, Wynajdują to wszystko, inną historię, Zauważ, dla kogo koła się obracają Odwróć się i zwróć ponownie w stronę tego czasu, Wszystko, o co ona prosi, to o siłę by mnie zatrzymać Potem odgrywa znowu tą samą starą historię, Słowo będzie podróżowało tak szybko, Pierwszy rozpocznij podróż, pokłoń się czasowi Złamię je bez litości, Niebo wie, to musi stać się tym razem, Obserwując ją, słuchając co powiedziała, Wtedy płakała zbyt słabo abym mógł się obudzić.
Czy Ian chciał, aby go zatrzymać? Samobójstwo jest uważane za przejaw ucieczki od sytuacji traumatycznych, za dramatyczne wołanie o pomoc, pojawiające się po nieudanych próbach porozumienia się z najbliższymi, reakcją na sytuacje nie do zniesienia…
Symbolicznie, dopiero po jego śmierci członkowie zespołu, którzy wcześniej spędzali z nim tyle czasu, zadali sobie mnóstwo trudu aby dokładnie usłyszeć co też miał do powiedzenia krótko przed swoim odejściem…
A może było zupełnie inaczej i niektórzy z jego otoczenia na coś czekali by w końcu przez śmierć Iana Curtisa przyszła do nich upragniona sława i pieniądze?
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Świat przed pięćdziesięciu laty wyglądał zupełnie inaczej. Gdy patrzy się na stare filmy, wydaje się jakby kiedyś wielu rzeczy było mniej. Z pewnością nie było tyle samochodów i ogólnie ludzie mniej się spieszyli, albo nie tak bardzo. Takie życie – senne, spokojne - zarejestrował na swoich industrialnych krajobrazach Stefan Hirsch (1899-1964), amerykański malarz pochodzenia niemieckiego.
Malował miejskie pejzaże, ale oczywiście nie tylko. Niemniej te są według nas najbardziej interesujące. Bo mimo oczywiście prawidłowej perspektywy, widocznych umiejętności malarskich, jego weduty są… płaskie. Zupełnie jakby ich twórca malował batikiem na jedwabnej chuście. I co jeszcze rzuca się w oczy, to brak ludzi. Oni niby gdzieś są, bo samochody przecież same nie jeżdżą, a w oknach odbija się zapalone przez kogoś światło, lecz ich nie widać, po prostu malarz nie uwiecznił żadnej ludzkiej sylwetki.
Ta zamierzona samotność, spotęgowana przytłumioną paletą barw, nadają płótnom Hirscha rys emocji, tęsknoty i jakiegoś nieokreślonego smutku. I jeszcze niepokoju, znanego z obrazów Chirico (LINK). Patrząc na nie zaczynamy wręcz wyszukiwać elementu, który dowodziłby, iż coś się wydarzyło. Bo i mogło. Artysta musiał zebrać sporo doświadczeń, żył w czasach, w których rozegrały się aż dwie wojny światowe i jedna rewolucja, która sięgnęła Niemiec, gdzie urodził się i rozpoczął w 1917 roku naukę malarstwa w Zurychu. Zanim w 1919 roku przybył z rodzicami do Nowego Jorku, zdążył poznać europejskich malarzy i pisarzy dada (lecz pozostał wierny nurtowi realistycznemu).
W okresie międzywojnia podróżował po Meksyku i AmeryceŁacińskiej, przyjmował zlecenia na murale budynków rządowych, wystawiał swoje prace, uczył malarstwa…. Po 1945 roku robił to samo, tylko bardziej. Ogólnie jego życie wydaje się być bardzo udane. Zdobył przecież uznanie, zauważono go, miał grono stałych wielbicieli (tych, którzy chcą szczegółowo poznać koleje jego życia odsyłamy TUTAJ) a mimo to - obrazy niczym lustra odbijają ton smutku pełnego rezygnacji…
Może to cień Norymbergi? Artyści z tego miasta wiedli mimo sławy życie pełne tragicznych zwrotów akcji, wystarczy przypomnieć wypadki losu Wita Stwosza. A może to tylko typowy przypadek nadinterpretacji? Liczymy w takim razie na naszych czytelników, niech sami rozstrzygną, czy w obrazach Stefana Hirscha jest coś więcej, niż się wydaje.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Tony Nuttall wrzucił do Internetuzdjęcie z dzieciństwa. Był bliskim przyjacielem Iana Curtisa, to on poznał go z Deborah Woodruff która została jego żoną (LINK).
Skoro zaczęliśmy od klimatów Manchesteru, to teraz o zespole który był najbardziej znany w mieście zanim nie zawładnęli nim Joy Division. Castle Face Records 19 lutego zaczęło sprzedawać nowy album The Fall, zawierający nieznane nagranie z koncertem (bootlegiem) z St. Helens Technical College'81, 50% zysków z płyt trafi do Centrepoint, organizacji charytatywnej dla bezdomnych w Manchesterze (LINK). Album trafi do fanów w połowie marca.
W podobnych klimatach muzycznych - Iceage z Kopenhagi ogłosili wydanie piątego albumu Seek Shelter, który ukaże się 7 maja w Mexican Summer (LINK). Promuje go nowy singiel Vendetta, do obejrzenia powyżej.
Album Iceage nie znajduje się na liście 30 najbardziej oczekiwanych albumów 2021, opublikowanej przez portal Albumism (LINK). Mamy a to na tej liście takie gwiazdy jak the Cure, choćby Tori Amos, czy....
Garbage właśnie... Tych my lubimy za znakomity album Version 2.0 z 1998 roku. Może na nowej płycie zbliżą się do tego poziomu...
Nie ma też na tej liście znakomitego Crowded House, którzy wydali teledysk do swojego nowego singla To The Island. Został on wyreżyserowany przez Neila Finna i Marka Simona i nakręcony w Nowej Zelandii, Los Angeles i Irlandii. To The Island to przedsmak nowego od ponad dekady albumu tego zespołu. Płyta będzie nosiła tytuł Dreamers Are Waiting i ukaże się 4 czerwca. Klip powyżej... Do poziomu Woodface, opisanego przez nas TUTAJjeszcze daleko. Do takich piosenek jak choćby ta:
jeszcze dalej...
Po tak nostalgicznej piosence nastrojeni jesteśmy na przyjęcie smutnej wiadomości. Rupert Neve, zdobywca nagrody Grammy Audio Equipment Inventor, zmarł w wieku 94 lat. Dźwiękowiec przeszedł do historii wynalazkiem urządzeń nagrywających, którymi zrewolucjonizował przemysł muzyczny. Wśród nich są konsole mikserskie Neve, przedwzmacniacze mikrofonowe, korektory i kompresory, których użycie zmieniło brzmienie klasycznego rocka i nie tylko. Jego sprzęt był używany przez realizatorów jak sam Martin Hannett, oraz artystów takich jak Fleetwood Mac, Tom Petty, The Who, The Grateful Dead, Santana i innych, a wiele z jego najbardziej ukochanych wynalazków zostało przekształconych we współczesne urządzenia cyfrowe. Więcej TUTAJ.
Skoro wywołaliśmy Hannetta to pora na nieco klimatów narkotykowych. Zwolennicy zalegalizowania psychodelików mają nadzieję, że administracja Bidena pozwoli na użycie medycznejpsilocybiny i innych psychodelików wytwarzanych z roślin i grzybów. Uważają, że w sytuacji wywołanej pandemią będzie to pomocne, bo doprowadzi do rozwiązania wielu sytuacji kryzysowych... (LINK).
Choć i bez nich wielu artystów to generalnie świry. Z tego powodu Terry Hall (The Specials) i Barry Ashworth uruchomili 16 lutego Tonic Music - stronę z zakładkami będącą bezpłatnym wsparciem zdrowia psychicznego dla muzyków (LINK). Czy wiadomość ta dotrze do rodzimych celebrytów? Miejmy nadzieję...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
O duecie Night Haze z Grecji (powstałym w 2018 roku), dokładnie z Aten pisaliśmy jakiś czas temu oczekując ich debiutu (TUTAJ). Promował go znakomity utwór tytułowy.
Walka z demonami, polowanie na czarownice
W domu zmusiłaś mnie do życia
Twoje istnienie jest moim problemem
i czuję twój ciężar na moich stopach
Naucz mnie jak doprowadzać się do płaczu
Naucz mnie jak sprawisz, że będę chciała umrzeć
Miałeś wszystko, na jedno skinienie
Ale wolałeś zobaczyć chaos
Miałeś wszystko, na zawołanie
A teraz czuję się zdradzony
To on otwiera album, który ukazał się 1.10.2018. Jako drugi pojawia się You Can't Reach Me - z dość prostym tekstem i nieco demoniczną muzyką, której psychodeliczny klimat pogłębia się w znakomitej piosence Lost In The Light. Gdzieś w tle pobrzmiewa Yazoo i wczesne Depeche Mode. Jest jednak znacznie więcej nastrojów rodem z horroru. Wszystko trwa w Replaced z zupełnie makabrycznym tekstem:
Czy to jest najlepsze? Najlepsze, co chcesz dać?
Twoja dusza krzyczy, ale nie chcę jej słyszeć
Nadszedł czas, kiedy nie zdołasz się ukryć
Nie jesteś w moim guście więc zostaniesz wyeliminowany
Kiedy na mnie patrzysz,
kiedy chwytasz mnie za włosy
Kiedy leżysz mi na twarzy, nic nie czuję, jestem jak piórko
Każdy musi zostać kiedyś zastąpiony
Zdaje się że Night Haze próbują w klimaty elektronicznej muzyki chłodnofalowej wplatać nastroje rodem z Cinema Strange. Nieco sadystyczne, bezwzględne...
Po nim doskonały Something Strange:
Zabierz mnie do miejsca, w którym nigdy nie byłam
Możemy chodzić w cieniu, wybierzmy się na wycieczkę
Pokaż mi coś dziwnego, czego nigdy nie widziałam
Ukryjmy się w ciemności i nigdy z niej nie wychodźmy
I nigdy nie wychodźmy
W tym miejscu nie mamy nic do stracenia
Czy możemy spełnić nasze marzenie? Spełnijmy nasze marzenie
Możemy mieć to wszystko, dopóki nie znikniemy
Chodźmy w cieniu, nie bójmy się
Pokaż mi coś dziwnego, czego nigdy nie widziałam
Ukryjmy się w ciemności i nigdy niej nie wychodźmy
Jak widać teksty są bardzo proste co nie przeszkadza Night Haze na przekazywanie bardzo dużej dawki emocji, a doskonała aranżacja sprawia, że wszystko brzmi ponadprzeciętnie.
Kolej na Sadness:
Słyszę swój głos w mojej głowie.
Czuję twoją skórę, czuję twój oddech na moim ramieniu
Twoja myśl dryfuje mi w głowie
Moje jedyne towarzystwo to piosenka z przeszłości
Cała moja dusza unosi się na Twoim morzu
Zabrałeś mi wszystko, zostawiłeś mnie zatopioną
Jedyne, co czuję, to smutek
Zabrałeś mi wszystko, zostawiłeś mnie utopioną
Wychowałeś się, by przynieść smutek
W moich lękach utonęłam
Not Anymore utrzymany jest nieco w klimatach the Cure, zaśpiewany bardzo monumentalnie. Po nim Drained piosenka o końcu uczuć, rytmem przypominająca utwór otwarcia...
Ktoś patrzy przez drzwi,
zapomniana i utracona nadzieja
W twoim pokoju, na tym łóżku
całkowicie wyczerpaliśmy nasze uczucia
Nie mogę cię uratować od bólu, bo czuję to samo
Together Apart o zupełnie niesamowitym klimacie, znowu porusza problem minionych uczuć, a może chodzi o przemijanie jako takie?
Czym byliśmy, głosem na wietrze
I wiemy, że serce się poddało
Ciemność i rozpacz,
W nieskończonym ogromie
Czując się razem, ale oddychając osobno
Dzieli dusze w nocy
Kim byliśmy, głosem na wietrze
W tym ogromie
Byliśmy postaciami na śniegu
Zagubieni na zawsze, straciliśmy naszą duszę
Toksyczny ból w uśmiechu,
Nie istniejemy
Instrumentalny Outro kończy ten niesamowity album, chłodny bardzo elektroniczny, nieco New Orderowy i znowu bardzo neurotyczny.
Dla nas jeden z ciekawszych debiutów ostatnich lat, i zapewne jeden z lepszych albumów roku 2018.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Night Haze, Love is Chaos, miks i mastering: Gerasimos Dionatos, tracklista:Love Is Chaos, You Can't Reach Me, Lost In The Light, Replaced, Something Strange, Sadness, Not Anymore, Drained, Together Apart, Outro.