sobota, 12 grudnia 2020

Arrow Studios: prehistoria Joy Division

W dniu 31 grudnia 1977 roku Gareth Davy zrobił czwórce muzyków z Joy Division zdjęcie na tylnych schodach Swinging Apple w Liverpoolu. Inne zdjęcia z tej sesji znalazły się na okładce pierwszego singla grupy, czyli na An Ideal For Living, nagranego w Pennine Sound Studios,  w Oldham (pisaliśmy o tym singlu wielokrotnie TUTAJ).


Kilka miesięcy potem zespół miał już gotowy materiał na swój pierwszy album. Muzycy byli zdeterminowani i pełni zapału. Chęć wejścia do studia i nagrania nowych piosenek spowodowała pospieszne przyjęcie propozycji Johna Andersona z RCA Studio Sessions w Arrow Studios przy 6 Jackson's Row w Manchesterze, małej wytwórni należącej do firmy produkcyjnej Greendow (nagrywali tam także The Distractions TUTAJ). Materiał nagrano w ciągu dwóch dni: 3-4 maja 1978 roku. Zgodnie z umową pieniądze, czyli 500 funtów na wydanie płyty, mieli wyłożyć Berni Binick, Richard Searling i John Anderson, który zaofiarował się nawet wystąpić w roli producenta. Lecz wkrótce okazało się, że wszyscy mieli tak różniące się wizje tego, co miało powstać, iż w rezultacie z ambitnych planów nic nie wyszło.  Jak wspomniała w swojej książce Deborah Curtis, Ian narzekał, że Anderson spodziewał się bardziej uduchowionej interpretacji, zupełnie innej niż jęki, jakie wydawał z siebie wokalista. Grupa najbardziej niezadowolona była z Transmission, na której im najbardziej zależało. Jak zapamiętał Peter Hook, kiedy pierwszy raz wykonali ją na scenie, to publiczność zaniemówiła. W tym momencie zespół po raz pierwszy zrozumiał, że zmierza we właściwym kierunku. Nagranie tego utworu okazało się jednak szczególnie frustrujące ze względu na nadmiar syntetycznych efektów, które zmieniły go w mechaniczny marsz.


W rezultacie realizacja albumu stała się udręką dla wszystkich. Zespół zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie zmienić na tyle swoje piosenki, aby zadowolić producenta i z dnia na dzień tracił zainteresowanie projektem. Wytwórnia w związku z tym również nie widziała sensu aby kontynuować projekt z grupą pozbawioną motywacji. Ostatecznie płyta nigdy nie powstała. Jedenaście nagranych piosenek długo krążyło wśród fanów w formie bootlegu, oficjalnie ukazały się dopiero w 1994 roku w albumie Warsaw (o unikalnym bootlegu Warsaw pisaliśmy TUTAJ).


Dzisiaj nie ma już śladu po studio Arrow Records. Zostało zburzone, w miejscu po nim powstał nowy gmach, tak jak to jest w manchesterskim zwyczaju. Arrow Records był jednym z 16 studiów nagraniowych w Manchesterze założonych w latach 1972 - 1982, znanych pod nazwą Greendow których właścicielem był David Kent-Watson, zatrudniony także w Grenada TV.

Dłużej istniało Indigo Records Arrow, które znajdowało się na Gartside Street, praktycznie naprzeciwko Grenady. Budynek tej wytwórni został także zrównany z ziemią w 1982 roku. Sprzęt nagraniowy z niego kupił były inżynier Phil Hampson, który założył własną wytwórnię działającą do dzisiaj (LINK). Indygo Records Arrow było znane najbardziej z tego, że w 1976 roku Martin Hannett zarejestrował EP-kę Buzzcocks  Spiral Scratch. Phil Hampson do dzisiaj pamięta ów dzień, w którym obok Martina Hannetta brał udział w tym nagraniu. I od dzisiaj żałuje że z Indygo Records Arrow nie zabrał taśmy matki właśnie tego utworu (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


piątek, 11 grudnia 2020

FAC 501: ostatni artefakt Factory Records

Założyciel FACTORY, osobowość telewizyjna w Manchesterze i producent zespołów post-punkowych, Anthony H. Wilson, utworzył (wraz z Alanem Erasmusem i Peterem Savillem) Factory Records pod silnym wpływem sytuacjonizmu i paryskich wydarzeń w 1968 roku. Dlatego kierował Factory tak, jakby miał do czynienia z konstrukcją sytuacjonistyczną niż z biznesem, który powinien przynosić wymierne korzyści. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że ani Wilson, ani nikt inny w Factory nigdy nie wydawał się być zainteresowany osiągnięciem zysku (wystarczy przypomnieć sławny kontrakt spisany krwią). Wilson nawet powiedział kiedyś: Właściwie nie jesteśmy wytwórnią płytową – my jesteśmy eksperymentem na ludzkiej naturze (Records are not actually a company. We are an experiment in human nature).



To inne podejście widoczne jest najmocniej, gdy prześledzimy zwyczaj nadawania przez Wilsona w Factory numeru katalogowemu praktycznie wszystkiemu, czego się dotknął: albumom, singlom, plakatom, papeterii, wydarzeniom muzycznym i prywatnym oraz różnym przedmiotom, których wiele miało wyraźny charakter sytuacjonistyczny, czyli będący pretekstem do wybuchu spontanicznych sytuacji. Dlatego w katalogu znajdują się cokolwiek dziwne pozycje, niewiele mające wspólnego z produkcją wytwórni. Wśród nich można wymienić na przykład: FAC 8 (zegar do jajek), FAC 51 (klub nocny Haçienda), FAC 61 (dokument będący pozwem przeciwko Factory o nieuregulowane tantiemy), FAC 99 (rekonstrukcja stomatologiczna zębów Roba Grettona, menedżera Joy Division / New Order, po wybiciu mu ich przez członków zespołu A Certain Ratio), kot łapiący myszy w Haciendzie FAC 191, FAC 259 Staff Christmas Party, czyli impreza dla pracowników FR i Haciendy z okazji 40. lecia Wilsona i ostatni numer FAC 501, którym oznaczono trumnę Tony'go Wilsona. Wprawdzie był wyższy numer – FAC 511, którym w 2004 roku Wilson określił uroczystości ku czci zmarłego Roba Grettona, a także kilkanaście numerów, które nigdy nie zostały przydzielone, jednak chronologicznie ostatnim dziełem Factory była właśnie trumna: drewniana, solidna, czarna, ze srebrnymi okuciami i uchwytami (LINK).



Jednak o ile na temat pierwszego numeru, jakim był plakat Factory autorstwa Petera Savillea, zapowiadający koncerty w maju i czerwcu 1978 roku, wiemy praktycznie wszystko (pisaliśmy o nim TUTAJ), to o ostatnim praktycznie nie wiemy nic. Ani kto go wykonał, ani według czyjego projektu, ani to, kto nadał trumnie numer? Dalsze szczegóły związane z trumną są znane: wśród wnoszących trumnę do kościoła katolickiego St Mary w Manchesterze, zwanego popularnie Hidden Gem Church, byli syn Wilsona, Olivier, oraz przyjaciel Alan Erasmus. Po mszy żałobnej wyniesiono ją przy dźwiękach Atmosphere Joy Division. Colin Sharp, autor książki Who Killed Martin Hannett?, którą dokładnie streściliśmy TUTAJ opisał pogrzeb. Według jego świadectwa Anthony Wilson sam wszystko zaplanował: począwszy od przezroczystych plastikowych zaproszeń z numerem podobnym do oznaczenia FAC, po oprawę muzyczną. Zaproszenia, zawierające tylko daty urodzin i śmierci Wilsona, jak i później nagrobek zaprojektował Peter Saville. (Tak na marginesie: Niedawno wystawiono sprzedaż jedną z plastikowych kart za astronomiczną kwotę. Pewnie zrobił to któryś z zaproszonych przez Wilsona gości... LINK).


Wracając do trumny, można przypuszczać, że skoro osobiście czuwał nad stroną plastyczną zaproszeń na swój pogrzeb (one jednak nie dostały numeru katalogowego) to i ten przedmiot został troskliwie wybrany przez Wilsona, jeśli zapisano go w historii Factory Records.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 10 grudnia 2020

Kinowa jazda obowiązkowa: Rękopis znaleziony w Saragossie

Rękopis znaleziony w Saragossie nakręcony 50 lat temu według powieści Jana Potockiego, uważany jest za najwybitniejszy film polski i wymieniany wśród czołówki najlepszych obrazów światowej sztuki filmowej. Film był podziwiany przez wiele postaci, twórców tzw. rewolucji kulturalnej z lat 60., w szczególności jego fanami byli gitarzysta Grateful Dead Jerry Garcia, który sfinansował wydanie powieści i wersję cyfrową filmu wykonaną w Stanach Zjednoczonych, a także Martin Scorsese (który opublikował pod wpływem obrazu całą serię  Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema), Francis Ford Coppola i Luis Buñuel. Neil Gaiman, znany autor komiksów i powieści, który nawiązywał do książki i filmu w co najmniej trzech różnych pracach, tak napisał o filmie Oglądałem go tygodniami, w kółko – całe dwie i pół godziny, warte owych dwóch i pół godzin – i jest dziwaczny, genialny, zawiły, zabawny, przerażający, seksowny i niesamowity film, a potem odłożyłem go i dałem przyjacielowi: tak to było. Pomyślałem, że powinien mieć dalszy ciąg. Rozgrywa się w Hiszpanii, wyprodukowany został przez Polaków w 1965 roku, i jest wyjątkowy (LINK). Kiedy indziej opisał fabułę dokładniej (LINK). Natomiast sam David Lynch powiedział o nim: Simultaneously erotic, horrific and funny… This is one mother of a film. Fascynacja filmu wynika prawdopodobnie także z tego, iż nie w sposób zakwalifikować go. Nie jest to w zasadzie film surrealistyczny, nie jest to także horror ani film fantastyczny czy psychodeliczny. To jest po prostu dziwny film. Ma zagorzałych zwolenników, którzy założyli  strony internetowe o filmie jak choćby TUTAJ.  wiwiw

The Saragossa Manuscript (trailer) from Cinefamily Archive on Vimeo.

Ci (mamy nadzieję nieliczni), którzy jeszcze nie widzieli filmu, a chcieli by po przeczytaniu naszego postu wiedzieć – o czym jest – muszą wiedzieć, że odpowiedź na to nie jest tak prosta jak się wydaje. Historia ma konstrukcję szkatułkową.  Jej autor rozpoczął jej spisywanie w 1805 roku i prowadził aż do samobójstwa w 1815 roku. Jej bohaterem jest kawaler Alfons van Worden, który jedzie wśród bezdroży pustyni i gór Sierra Morena do Madrytu, by tam objąć stanowisko kapitana gwardii walońskiej. W drodze na młodego oficera, granego przez Zbigniewa Cybulskiego, czyha wiele niebezpieczeństw, duchy, a przede wszystkim dwie mauretańskie księżniczki, będące jego dalekimi kuzynkami, na które natykał się co i rusz. Gdy tylko je spotyka zaraz zasypia, a rano budzi się w zupełnie innym miejscu, najczęściej pod szubienicą braci Zoto


To samo przytrafia mu się, gdy nocuje w gospodzie Venta Quemada i potem u pustelnika, który opiekuje się nawróconym lecz dotkniętym opętaniem zbójem Paszeko. Oprócz nich natyka się na Cyganów, członków inkwizycji, kabalistę…  Przejeżdżane przez bohatera filmu pustkowie okazuje się wyjątkowo przeludnione. W dodatki każda z osób opowiada Alfonsowi swoją historie i udziela przestróg, aby uważał, bo góry roją się od duchów i żywych trupów…




Czarno-biały film kręcony w Polsce, w plenerach jury krakowsko-częstochowskiej, skutecznie przenosi odbiorcę w świat osiemnastowiecznej Hiszpanii, wydawałoby się równie rzeczywisty co obecny. Nie brakuje w nim i akcentów humorystycznych, należy do nich scena u pustelnika, którego mimo jego deklaracji o nadzorze i ciężkiej pracy z groźnym zbójem Paszeko chyba się z nim zdążył zaprzyjaźnić a przynajmniej porozumieć, doskonała jest też scena pojedynku ojca Alfonsa van Wordena z nieznanym szlachcicem.

Film, z racji wielu wątków, które niby zazębiają się, ale są osobnymi obrazami, można oglądać od dowolnego momentu i niekoniecznie do końca, za każdym razem odczujemy jego aurę tajemniczości i poczucie nieuchronności fatum. Warto w tym miejscu wspomnieć o twórcy opowieści, o Janie Potockim. Lecz Neil Gaiman zrobił to za nas TUTAJ

Rękopis znaleziony w Saragossie – produkcja z 1964 r.,  reżyseria Wojciech Jerzy Has, premiera w 1965 r. Scenariusz na podstawie powieści Jana Potockiego napisał Tadeusz Kwiatkowski. Obsada: Zbigniew Cybulski jako Alfons Van Worden; Iga Cembrzyńska - Emina, księżniczka mauretańska; Elżbieta Czyżewska - Zalotna Frasquetta Salero; Gustaw Holoubek - Don Pedro Velasquez, matematyk; Stanisław Igar - Don Gaspar Soarez;  Joanna Jędryka - Zibelda, księżniczka mauretańska; Janusz Kłosiński - Don Diego Salero, mąż Frasquetty; Bogumił Kobiela - Senor Toledo i wielu innych… (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 9 grudnia 2020

Dokument o Minimal Compact pt. Raging Souls, cz.2 - epoka sukcesów płyty Raging Souls i pierwsze rozłamy w zespole


Pierwszą część filmu opisaliśmy TUTAJ. Dzisiaj zaczynamy od powrotu Rami Fortisa do zespołu, który nastąpił w wyniku splotu kilku okoliczności. Tworzył wtedy w grupie Chromosome i ten zespół bardzo zainteresował Malkę Spiegel, zaczęli ze sobą się przyjaźnić, pisać listy a to stało się później czymś więcej. Ale Spiegel nie uważa że to ona przyciągnęła Fortisa do zespołu, bardziej zrobił to Berry Sakharov. Tony Van Deer Veen - menadżer tras zespołu Minimal Compact, uważa że wiele się zmieniło po powrocie Fortisa, ale nie fundamenty grupy, bowiem jego zdaniem Fortis jest też bardzo nerwowy i pełen energii, jak inni członkowie grupy. Zaproszenie Fortisa było dobre dla zespołu, czasy się zmieniały i połowa lat 80-tych przynosił okres większego otwarcia muzyki na publikę. Ich koncerty dzięki Fortisowi stały się bardziej energiczne. 

W tym czasie realizowali Deadly Weaplons na którym zwrócili się w kierunku muzyki psychodelicznej zachodu. Rytm piosenki tytułowej był przypadkiem, ponieważ perkusista popełnił błąd, ale to spodobało się pozostałym muzykom... Stało się też charakterystyczne w stylu Minimal Compact... 


Piosenka stała się pierwszym hitem zespołu, choć niektórzy uważali że zaśpiewana jest tak, iż brzmi Next Time Israel. Zespół zaczął być popularny, zapełniał kluby głównie we Francji, ale też we Włoszech, Belgii czy Szwajcarii. Grali na sławnych salach, jak choćby legendarny Paradiso w Amsterdamie.


Punktem przełomowym było przyłapanie Berry Sakharova na lotnisku w Izraelu, kiedy przemycał kokainę. Muzyk tłumaczy, że kiedy żyli w Amsterdamie używanie narkotyków było bardziej legalne. Chciał przemycić nieco kokainy do Izraela i kiedy został złapany skazano go na 8 miesięcy więzienia. 

Przyznaje, że było to dla niego nowe doświadczenie, żył w izolacji od wszystkich i wszystkiego. Z kolei muzycy zespołu twierdzą, że był to dla nich wielki cios. Chcieli lecieć z trasą do Japonii żeby promować Deadly Weapons a to co się stało, oznaczało w zasadzie koniec grupy... Ale człowiek z Crammed Discs - technik Vincent, który potrafił imitować każdego muzyka, zastąpił Berry Sakharova i ich uratował. Jednak przez ten rok w zespole wiele się zmieniło i po powrocie Berryego trudno było odbudować poprzednie relacje. Pracowali nad Raging Souls - bardziej popowym albumem, który powstał w Brukseli gdy wszyscy byli w związkach lub mieli rodziny. Stąd jest on bardziej romantyczny...


Pojawił się Colin Newman i coś zaiskrzyło między nim a Malką... Wtedy zaczęły się napięcia w zespole, i wtedy też powstałą piękna ballada When I go...


Fortis stwierdza w filmie, że lubi ją, bo go do dziś strasznie wkurza... Następnie opowiada o polskiej edycji albumu...


Opowiada jak po koncercie w Warszawie, kiedy grali jeszcze przed upadkiem komunizmu, podeszło do niego dwóch fanów z Czechosłowacji, chwaląc się, że nielegalnie przekroczyli granicę z Niemcami, żeby ich zobaczyć. Wtedy zdał sobie sprawę jak mocną siłę ma ich muzyka. Ich piosenka When I Go znalazła się w filmie Wings of Desire. Wtedy Berry przyniósł pomysł, żeby nagrać Immigrant Song. Doskonale do nich pasowała, była to forma żartu, czuli się jak imigranci, mimo że interesowali się sytuacją w swoim kraju, żyli poza nim.
 

Wtedy zespół przeniósł się do Brukseli - tam scena zdominowana była przez Joy Division czy Toxedomoon. Rozpoczęli intensywną współpracę z wytwórnią Crammed Discs.

O tym jednak napiszemy w kolejnym wpisie - dlatego czytajcie nas, u nas codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 8 grudnia 2020

Prace Sidneya Hurwitza: Portret, krajobraz i martwa natura ery przemysłowej

Ryczący samochód, który zdaje się pędzić po taśmie karabinu maszynowego, jest piękniejszy od Nike z Samotraki.*  Zdanie to wypowiedział Marinetti, guru futuryzmu. Jego idee podchwycili konstruktywiści i literaci. W Polsce sloganem: Miasto, masa, maszyna odpowiedział mu Tadeusz Peiper, wyznaczając tym samym nowe wyzwania stojące przed poezją. Wierzył on w rozwój cywilizacji, w harmonijne współdziałanie człowieka ze światem maszyn (nota bene już w latach 20. XX wieku przewidział możliwość bezpośredniej komunikacji za pomocą urządzenia mieszczącego się w kieszonce kamizelki). Ten świat - świat maszyn - stał się tematem twórczości wielu artystów. Pisaliśmy już o niektórych: o malarzach - Jacku Clarksonie (TUTAJ) i Charlesie Sheelerze (TUTAJ) oraz fotografie Matthew Christopherze (TUTAJ). Dzisiaj natomiast chcemy zademonstrować prace Sidneya Hurwitza (ur. 1932 ). 

Hurwitz rysuje maszyny i architekturę przemysłową. Znieruchomiałe bryły i plątaninę zżeranych przez rdzę metalowych konstrukcji. Rejestruje pieczołowicie opuszczone urządzenia, które przecież tak niedawno stawiano z nadzieją na wspaniały efekt. Z tych oczekiwań nie zostało zbyt wiele, skoro ukazane konstrukcje nie są już używane. Lecz na grafikach Hurwitza dostały szansę na nowe życie - stały się za jego sprawą gigantycznymi dziełami sztuki, monumentalną rzeźbą, działającą na przestrzeń swoją masą i efektami światłocienia. 







Z wielu akwatint wybraliśmy te, które według nas najlepiej przywołują światło i cień oraz rejestrują zawiłą geometrię brył stworzonych z cegieł i cementu, stali i kamienia, dźwigarów i belek. Artysta pokazał nam iż silosy, a także rury, kanały , otwory wentylacyjne, szopy, kominy, taśmociągi, balustrady i drabiny niosą w sobie nieoczekiwany ładunek poezji i nostalgii. On sam nazwał je portretem, krajobrazem i martwą naturą ery przemysłowej (LINK). 







Ta fascynacja porzuconymi w latach 80. ośrodkami przemysłowymi doprowadziła do rozkwitu twórczości Hurwitza, który ukończył przecież studia w końcu lat 50. W ostatnim ćwierćwieczu XX wieku odwiedzał opuszczone zakłady okolic Bostonu, Ohio w stanie Indiana i w Maryland. W tym ostatnim wielkie wrażenie na nim wywarł kompleks przemysłowy Bethlehem Steel Company w Sparrows Point, produkujący kiedyś stal do budowy okrętów. Był także dwukrotnie we Włoszech  (w 1990 i 2002 roku), gdzie także robił zdjęcia, a z nich grafiki prezentujące tamtejsze industrialne konstrukcje. W 2002 r. udał się z kolei do Duisburga w Niemczech, aby przyjrzeć się nieczynnej hucie Thyssen-Krupp AG, która została zamknięta w 1985 r. Tak samo tam, jak i podczas zwiedzania młynów  w Betlejem w Pensylwanii, widok gigantycznej instalacji – nieczynnej i nieruchomej - i całkowicie opuszczonej, był dla artysty doświadczeniem niemal mistycznym, a na pewno niesamowitym (LINK). Mamy nadzieję, że tak samo odczują to nasi czytelnicy. 

*F.T. Marinetti, Akt założycielski. Manifest futurystyczny, cyt. za: G. Gazda, Futuryzm w Polsce, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk: Ossolineum, 1974, s. 42.

Prace Sidneya Hurwitza prezentowane w naszym opisie pochodzą z TEJ strony, można na niej zobaczyć ich więcej. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Isolations News 118: Będzie wspólny projekt Hooka i Killing Joke, Bono o spotkaniu z Ianem Curtisem, muzycy o Hookym, Dave Haslam rozmawia ze Stephenem Morrisem, fotki Natalie Curtis, A Certain Ratio i Deftones wznawiają, mural Ciechowskiego i konkurs Brylewskiego, KSU koncertuje a misiu nie jest już w NSDAP

5 marca przyszłego roku pojawi się nowa EP-ka Petera Hooka i Killing Joke. Płyta wyjdzie w limitowanej edycji 2000 egzemplarzy i będzie zawierać trzy utwory - więcej o tym TUTAJ a zamówienia można składać TUTAJ. Nagrania pochodzą z sesji z 1993 roku (LINK). Cudowne odnalezienie nagrań zawdzięczamy wynalazkowi z Wuhan.


Jeszcze słowo o o basiście Joy Division - Peterze Hooku, tym razem od innych muzyków, za to zapewne przez przypadek, na kanale Yamaha Guitars


Temu samemu wynalazkowi z Wuhan zawdzięczamy cud poznania faktu, że w zasadzie Ian Curtis był niczym Pszczółka Maja, którą wszyscy nie dość że znali, to jeszcze kochali. O czym mogliśmy dowiedzieć się z kolejnego epizodu Transmission, tym razem od wokalisty U2 Bono (LINK). Skoro wszyscy tak kochali Iana dlaczego wtedy, tamtej nocy z 17 na 18.05. 1980 roku został sam?


Z kolei jego jedyna córka - Natalie Curtis oferuje kolejną fotkę (foto 2), na której występuje w roli modelki. Autorem również tej fotografii jest Matt Colombo (dwa tygodnie temu pisaliśmy o zdjęciu Nr 1 - TUTAJ). O okolicznościach sesji Natalie pisze tak:  Zabrałam wtedy Matta Colombo do Blackpool. Zimą. Było lodowato. Ale niesamowicie (LINK). To jak w piosenkach Iana...


Z kolei Dave Haslam przeprowadził wywiad ze Stephenem Morrisem - perkusistą Joy Division i New Order. Całość dostępna jest TUTAJ.


Skoro już weszliśmy w klimat kapel z Factory - A Certain Ratio informuje o przedsprzedaży wznowionego wydania ACR Loco To Each na białym winylu. Płyta wyjdzie tylko w 1000 egzemplarzy (LINK).


W temacie wznowień - Robert Smith z The Cure zremiksował klasyk Deftones p.t. Teenager, który pierwotnie pojawił się na kultowym albumie zespołu White Pony w 2000 roku. Na początku tego roku zespół obchodził 20-lecie albumu, a niedawno ogłoszono, że Deftones upamiętni tę okazję, wydając zremiksowaną wersję płyty zatytułowaną Black Stallion - która będzie dostępna 11 grudnia. Na razie zespół cieszy się coverem Smitha, który wrzuciliśmy powyżej.


   
Rok po wydaniu płyty Deftones, bo w 2001 zmarł Grzegorz Ciechowski, lider zespołu Republika (pisaliśmy o nich TUTAJ). 19 lat po tym, na szczycie budynku przy ul. Reja 25 w Toruniu powstał mural upamiętniający muzyka. Jego inicjatorką jest wdowa po zmarłym... (LINK), (LINK). Przypomnijmy, że na ścianie domu w którym Ciechowski napisał Kombinat, i gdzie jakiś czas mieszkał, tamtejsza Spółdzielnia Mieszkaniowa Kopernik od lat myśli o wmurowaniu tablicy (TUTAJ), a w mieście jest zaledwie jeden plac poświęcony muzykowi. Ten Toruń to musi być straszne zadupie i skupisko leśnych dziadków w różnych spółdzielniach...


W temacie legend polskiej muzyki lat 80 - tych - ogłoszono konkurs skierowany do twórców tekstów i muzyki. Jest to, jak go nazwano: konkurs songwriterski im. Roberta Brylewskiego. Organizatorem i pomysłodawcą imprezy jest Marcin Zabrocki z Poleskiego Ośrodka Sztuki w Łodzi. Szczegóły TUTAJ  (aczkolwiek widząc członków Jury wybór tekstu jest łatwy do przewidzenia, taki bardziej gwiazdkowy… )


Jeśli pojawił się Brylewski, to wiadomo - punk, a skoro punk to Punk Fest, który ogłasza zmianę - zamiast występów w dniu 12 grudnia tego roku impreza została przeniesiona na 11 grudnia przyszłego roku. Tak samo całość odbędzie się w gdańskim klubie B90. Na dwóch scenach wystąpią: Moskwa, Sex Bomba, The Bill, Zielone Żabki, Leniwiec, Gaga, Włochaty, Alians, Prawda, Nauka o Gównie, Uliczny Opryszek i WC (LINK).
 

Za to w tym roku 12 grudnia w Krakowie w klubie Kwadrat wystąpi Luxtorpeda (LINK) a następnego dnia, czyli 13 grudnia w tym samym miejscu będzie można zobaczyć zespoły Sedes i KSU (LINK). My z punka dawno wyrośliśmy, ale KSU trzeba oddać, że ich chłodnofalowe wydawnictwo DEMO 1983 bardzo nam przypadło do gustu, o czym zresztą pisaliśmy TUTAJ

Ale to nie znaczy, że nie potrafimy wcielić na naszym blogu stylistyki punkowej. Nie wierzycie? To jedziemy. Nowa edycja festiwalu berlińskiego, który planowany jest w dniach od 11 do 21 lutego 2021 roku przyniesie zmiany: po pierwsze dawna nagroda Srebrnego Niedźwiedzia im. Alfreda Bauera została zawieszona i odtąd przyznawany będzie Srebrny Niedźwiedź już bezimienny - organizatorzy nagle odkryli nazistowską przeszłość twórcy nagrody. Chyba zauważyli w końcu, że był Niemcem, czyli w naszym języku mówiąc - Szkopem. A po drugie nagrody mają być bezpłciowe, tzn. nie za rolę najlepszej aktorki i aktora lecz za najlepszego bohatera i najlepszą rolę drugoplanową. Z tym, że rola drugoplanowa jest rodzaju żeńskiego a bohater rodzaju męskiego... (LINK). Poza tym to dyskryminacja pozostałych pięćdziesięciu kilku płci (nie wiemy dokładnie ilu, bo tych cały czas przybywa). 

Tak jak przybywa wpisów na naszym blogu - i jeśli chcecie je poznawać, czytajcie nas - u nas codziennie coś nowego - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 6 grudnia 2020

Z mojej płytoteki: Joy Division w Queens Hall w Leeds, 8.09.1979, czyli bootleg z koncertu na Futuramie


 To było bardzo dziwne wydarzenie i w zasadzie nikt nie potrafi uzasadnić, dlaczego Joy Division wystąpili na festiwalu muzyki science fiction, czyli Futurama w Leeds. Festiwal odbył się w Queens Hall - budynku z tradycjami, który kilka lat później (w 1989 roku) został rozebrany. 
 

W sali jednak, zanim to się stało zagrali między innymi Roxy Music czy the Clash. Z drugiej strony jednak zespoły tam występujące narzekały na fatalną akustykę, a publika na chłód. Podobnie było z występem Joy Division, podczas którego pod sceną walały się tony śmieci.
  



Bootleg wydany został przez małą francuską wytwórnię Planete Claire Records, która mimo podania swojego adresu na okładce mieści się zupełnie gdzieś indziej, bowiem na okładce podany jest adres... biura turystycznego... Można i tak.. 


Na winylu widnieje grawer West 912.A i West 912..B.



Nagranie pochodzi z magnetofonu kasetowego, i uwiecznione zostało na kasecie TDK za pomocą trzymanego w ręce mikrofonu. Tak wspomina ten koncert jeden ze świadków: 

8.09 zespół zagrał na Futuramie w Leeds. Sala była niesprzątnięta i walały się śmieci, poza tym było zimno, sala była w stylu areny. 

Dave Simpson opowiada, że ten festiwal był pierwszym na którym widział Joy Division. Utkwiło mu też w pamięci Section 25. Joy Division zostało wprowadzone przez Tony Wilsona jako awesome Joy Division i zaczęli od Dead Souls. Zaszokował go długi wstęp, bo zwykł być przyzwyczajony do kilkusekundowych. Prawdopodobnie Ian powiedział tylko: dobry wieczór - jesteśmy Joy Division a później nastała muzyka. Mówi, że ten występ całkowicie odmienił jego życie. Przestał z dnia na dzień słuchać Sham 69 czy UK Subs... Zaczął Joy Division, the Bunnymen i audycji  Peela. O festiwalu pisaliśmy wcześniej TUTAJ, pojawił się też on we fragmencie na jednym z opisanych przez nas bootlegów (TUTAJ).


Na YT istnieje najlepsza jakościowo wersja tego koncertu, jednak z nieznanych przyczyn zaczyna się od Shadowplay (może to próba?). Później rzeczywiście jest powitanie przez Curtisa i grają I Remember Nothing. Nieco dziwny wybór jak na początek koncertu, ale przyjęty przez publikę entuzjastycznie. Po nim Wilderness. Rzeczywiście słychać problemy z nagłośnieniem, zwłaszcza jeśli chodzi o wokale. Transmission brzmi wręcz powalająco - ten bas na początku, ale i mocny, bardzo stanowczy głos Iana Curtisa. To samo dotyczy zagranego jako następny utworu Colony. Jak słychać Curtis zmienił jego tekst - tutaj jest on zupełnie inny niż znamy z Closer. Przed Disorder znowu sprzęga, ale są też charakterystyczne syreny, które poprzedzały ten utwór w wersji koncertowej w 1979 roku. Ta wersja jest też znacznie szybsza niż znamy z Unknown PleasuresInsight jest w wersji znanej z sesji dla Johna Peela (TUTAJ)Shadowplay zagrane jest standardowo. Podobnie jak She's Lost Control, choć i tym razem grają nieco szybciej niż na swoim debiucie. Całość występu kończy Atrocity Exhibition, które w tamtym czasie Curtis zapowiadał zawsze: Welcome to Atrocity Exhibition. Słychać jak publika entuzjastycznie przyjmuje zespół, musieli czuć się doskonale, koncert jest mocny i niesamowity. Szkoda że jakość dźwięku pozostawia wiele do życzenia. No ale cieszmy się z tego co mamy. Po owacjach na bis grają Dead Souls, poprzedzony ciekawą solówką na gitarze. Na końcu pada: Thank you, good night... 

Deborah Curtis w swojej książce wyraża zdziwienie, że zespól zagrał na festiwalu muzyki science fiction. Opisuje też jedną z recenzji, której autor napisał że na koncercie można było poznać żony i dziewczyny członków grupy. Ataki Iana wtedy nasilały się, miał je nawet przed koncertami, był zbyt przeciążony. Niemniej na koncerty potrafił jeszcze zbierać siły. Kładł się często na podłodze i w takiej pozycji starał się oddalić moment nadejścia ataku...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Joy Division, Queens Hall in Leeds, 8.09.1979, Planete Claire Records, setlista: I Remember Nothing, Wilderness, Transmission, Colony, Disorder, Insight, Shadowplay, She's Lost Control, Atrocity Exhibition, Dead Souls.