sobota, 8 grudnia 2018

Z mojej płytoteki: The Sisters of Mercy - specjalny boxset Floodland



Dzisiaj klasyk, ale wydany w zupełnie niesamowity sposób. Wznowienie kultowej płyty legendy chłodnej fali. Trzeciej w dorobku regularnej płyty długogrającej the Sisters of Mercy pt. Floodland, czyli Potop

Panowie Eldritch i Hussey oraz Adams po nagraniu znakomitego debiutu First and Lost and Always, po doskonałych występach, jak choćby u Johna Peela (TUTAJ) czy koncertowych, jak  opisany przez nas wcześniej Wake (TUTAJ) postanawiają się rozstać. Teraz po latach okazuje się, że Eldritchowi wyszło to na dobre, bowiem ten nagrywa z Patricią Morrison prezentowane dziś wydawnictwo. Pozostali muzycy tworzą the Mission, o którym pisaliśmy TUTAJ.

Zanim opiszę Floodland podzielę się refleksją, że o ile pierwsza płyta SOM jest znakomita, druga - prezentowana dziś to arcydzieło, to trzecia niestety znacząco odstaje od pozostałych. Podobnie z the Mission, ich pierwsza płyta to na prawdę kawał świetnej muzyki a później... Jak widać obu panom rozstanie nie wyszło na dobre. 

To się nazywa synergia...

Potop jest concept albumem. Nabyłem go w boxsecie - całość zawiera cztery winyle, doskonale zapakowane - album i trzy epki. 






W sumie cenowo było to całkiem opłacalne, zwłaszcza, że płyty zakupiłem w dodatkowej promocji świątecznej. Poza Floodland mamy tutaj single This Corrosion, Dominion oraz Lucretia my Reflection. Wydawcą jest Mercyful Release
W warstwie graficznej płyty wydane są bardzo starannie, w środku tytułowego albumu znajduje się rozkładany plakat.
To okres kiedy Edritch pozował na twardziela w skórze, a u jego boku prezentowała swoje wdzięki Patricia, choć ponoć wcale nie uczestniczyła w tworzeniu piosenek na płytę, a zatrudnioną ją wyłączne w celach PR-owych. 

Można przypomnieć doskonały teledysk promujący wydawnictwo:
Druga strona plakatu zawiera teksty.
Każda z płyt opakowana jest w czarną kopertę.

W sumie tworzą całość, natomiast drugie strony wyglądają tak:

i na każdej z okładek mamy duet.

Album w warstwie muzycznej to na prawdę szczytowe osiągnięcie muzyki gotyckiej. Płytę otwiera Dominion/Mother Russia - tekst o mocnych podtekstach politycznych w których pojawia się Rosja i NRD. Po nim Flood I - marzenia autora o potopie:

sitting here now in this bar for hours
trying to write it down
fitting in hard with harder to come
trying to fight it
down the river there's a ship will carry you
down river down stream
down the river there's a ship will carry the
dream
dream of the flood
down the river there's a ship will carry the
dream of the flood 

Lucretia My Reflection, kolejny utwór to jeden z największych przebojów zespołu.

I hear the sons of the city and dispossessed
Get down, get undressed
Get pretty but you and me,
We got the kingdom, we got the key
We got the empire, now as then,
We don't doubt, we don't take direction,
Lucretia, my reflection, dance the ghost with me

Upada królestwo...

1959 - wiele wyjaśnia podczas analizy tekstu tej piosenki fakt, że to rok urodzenia Aldritcha.. Zatem mamy tutaj do czynienia z tekstem bardzo osobistym, i wydaje się, że w tym fragmencie albumu lider SOM skłania się do reminiscencji bo kolejny utwór This Corrosion to tekst dedykowany Husseyowi. Nie wolno go ani tłumaczyć, ani interpretować, więc zamilknę...  Aldritch grozi sądem każdemu, kto się tego podejmie...

Flood II - nawiązuje do Flood I, znowu mamy bar i dalszy ciąg akcji:

Like a million voices call my name
Like a million voices calling
Not now, not never again...
Sitting here, now in this bar for hours
Strange men rent strange flowers
Seconds to the drop but it feels like hours and I
Think I'm going to...going to...

Po nim nastrojowy Driven Like the Snow:
Like a voice in the wind blow little crystals down
Like brittle things will break before they turn
Like lipstick on my cigarette
And the ice get harder overhead
Like think it twice but never never learn...
Finalnie Neverland kończący album. Piękne podsumowanie ludzkiego życia:

With our backs to the sky
And our eyes on the ground
With the clouds far below
No horizon around
With the wind in our face
And our arms open wide
We shall pass through this place
To the other side
All the days of our lives
All the ways of our calling
Follow...

Posłuchajmy jak brzmi całość:




Przed nami the Sisters Of Mercy - Floodland, Merciful Release, 1987. Producenci: Andrew Eldritch, Larry Alexander, Jim Steinman, Andy Zax. Tracklista: Dominion/Mother Russia, Flood I, Lucretia My Reflection, 1959, This Corrosion, Flood II, Driven Like the Snow, Neverland (a fragment), Torch, Colours, Neverland, Emma. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 7 grudnia 2018

Isolations news 15: Pete Shelley R.I.P., chłodna fala na OFF Festival 2019, OMD - retrospektywne wydawnictwo - gratka dla fanów w środku perkusista i projektant okładek Joy Division, greckie plany New Order


Zmarł Pete Shelley z zespołu the Buzzcocks (czyli w dosłownym tłumaczeniu - świszczące fiuty). Miał 63 lata, przyczyną śmierci był atak serca.   

Joy Division cenili the Buzzcocks i swoją pierwszą profesjonalną trasę grali jako ich support. Dochodziło wtedy do wielu ekscesów w hotelach, jak choćby sikanie do popielniczek.. 

Tak wspomina go Peter Hook - basista Joy Division:

 
Pete Shelley  wystąpił w słynnym filmie dokumencie pt. Joy Division. I choć Joy Division darzyli the Buzzcocks szacunkiem, w jednym z wywiadów na pytanie co o nich sądzą, odpowiedzieli: mają hujową nazwę...
  

Znamy już pierwszych wykonawców, którzy zaszczycą swoją obecnością katowicki OFF Festival, w dniach 2-4.08.2019. Wśród gości znajdują się Daughters, The Gaslamp Killer, The Comet Is Coming, Perfect Son, Boogarins, Bamba Pana & Makaveli oraz... Lebanon Hanover. O tych ostatnich pisaliśmy zanim stało się to modne TUTAJ. Zainteresowali nas bowiem wśród swoich faworytów wymieniają Joy Division

Piszą o sobie: Jesteśmy zimnolodową odpowiedzią na wyalienowany świat która pada z dwóch ciepłych bijących serc. Duet Larissa Iceglass i William Maybelline  jawi się jako prawdziwi romantycy dzisiejszych czasów, podziwiający Williama Wordswortha, zafascynowani pięknem nowego ascetyzmu, eksplorujący brytyjskie brzegi morskie i lasy nocą, i zainspirowani urbanistyką Berlina. Nagrywają od 2011 roku. Więcej  zespole i ich dyskografia TUTAJ

My natomiast posłuchajmy  namiastki tego co nas czeka w sierpniu. Mojego ulubionego utworu pt. Invite me to your country...


Ciekawe czy niemiecki duet będzie mocno szronił, ponoć zapowiada się upalne lato, więc jak znalazł... Więcej o festiwalu TUTAJ

 
OMD (pisaliśmy o nich TUTAJ)które, co mało kto wie, zaczynało w Factory Records (tak, tak, TYM Factory) wydało gratkę dla kolekcjonerów. Właśnie ukazała się długo oczekiwana książka o historii zespołu, w związku z jego 40. leciem istnienia.



Książka ma bagatela 472 strony i jest wydana w twardej okładce. W środku historię wspominają między innymi: Profesor Brian Cox, Gary Numan, Phil Oakey, Stephen Morris z Joy Division, Jeremy Vine, Steve Lamacq, Richard Blade, Adam Clayton, Howard Jones, Peter Saville (legendarny projektant okładek m.in. Joy Division), Karl Bartos, John Dowie, Vince Clarke.  

To rarytas, ale za rarytasy niestety trzeba ostro bulić. W tym przypadku jest to bagatela 35 GBP. Ktoś chce kupić? Można zrobić to TUTAJ

Ktoś leci na wakacje do Grecji? A to ma niepowtarzalną okazję obejrzeć New Order. 16.06.2018 roku zespół wystąpi w Atenach

Sprzedaż biletów od dzisiaj od godziny 11:00 greckiego czasu TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 6 grudnia 2018

Unknown roads: sztuka Wojciecha Woźniaka inspirowana dorobkiem Joy Division

Muzyka Joy Division inspiruje na wiele sposobów. Czasem jej wpływ objawia się w nieoczekiwanie w miejscu, w którym byśmy się tego nie spodziewali. Dzisiaj prezentujemy właśnie taki przypadek. W Galerii Miejskiej BWA w Bydgoszczy niedawno otworzono wystawę zdjęć muzyka i fotografika Wojciecha Woźniaka zatytułowaną Unknown Roads. Fani Joy Division nie pomylą się, rzeczywiście nazwa ta jest aluzją do płyty zespołu Unknown Pleasures. Autor potwierdza skojarzenie, wyjaśniając, że prezentuje w swoich pracach nieznane przestrzenie.

Co zobaczymy na fotografiach? Głównie drogi. Różne. Według Wojciecha Woźniaka powód takiego tematu jest prosty: W drodze szukamy właściwego sposobu przejścia przez kolejne odcinki naszego życia. Emocje, pragnienia i wartości towarzyszą nam w trakcie jej trwania, wyznaczając jej kolejne cele. Czasem dobrze się czując, pragniemy, żeby ta droga nie miała końca i prowadziła nas jak najdłużej do celu. Bywają jednak momenty, w których chcemy uciec z niej jak najszybciej, szukając innych rozwiązań i innych sytuacji. Niekiedy rodzi się w nas gorycz połączona z pytaniem: dlaczego ja? Bywa, że sama droga lub podróż staje się wartością istotniejszą niż sam jej cel. Bycie w drodze czy też w podróży, wchodzenie w interakcję z ludźmi przypadkowo spotkanymi, zmienia nas bezpowrotnie, ta rzeczywista podróż jest nierozerwalnie związana z przemianą duchową. Droga i związana z nią wędrówka od wieków jest nieodzowną częścią życia człowieka. Nasze życie stawia przed nami różne zadania, musimy nieustannie dokonywać wyborów. W swoją naturę wpisane mamy podróżowanie, wychodzenie ku czemuś, stawianie sobie celów i ich osiąganie. Stając na „skrzyżowaniu” drogi życia, musimy podejmować decyzję, którędy iść, często nie zdając sobie sprawy, że rozwiązanie może być bardzo proste.

Tyle autor. Lecz skoro droga oraz podróż to także i człowiek na tej drodze. Obraz człowieka postrzeganego jako przechodnia, wędrowca, jest odwieczny. Nazwą: Viator (Podróżny) określano od średniowiecza śmiertelnika. Większość tekstów na sarmackich nagrobkach czy epitafiach lub portretach trumiennych, jeśli zwracała się do potomnych to właśnie używając  tego słowa, z wezwaniem aby ten choć na chwilę zatrzymał się w swojej wędrówce i wysłuchał opowieści o tym, który już zakończył swoją.

Wojciech Woźniak idzie niezwyczajną drogą. Z jednej strony jest uznanym artystą fotografikiem, pracownikiem muzeum, którego zdjęcia były pokazane na wielu wystawach a z drugiej - muzykiem, współzałożycielem i basistą postpunkowych zespołów muzycznych: Variete i The Cyclists (o zespole Variete pisaliśmy TUTAJ i TUTAJ), które są legendą lat 80. Drogi ludzkie są rzeczywiście nieprzewidywalne…. 








Wojciech Woźniak wyjaśnia i zauważa dlaczego: Proces tworzenia muzyki i fotografii jest bardzo podobny. Impuls, przypadek i wartość magiczna mają wpływ na obraz czy dźwięk i powstającą muzykę. Zarówno tworzona muzyka jak i prezentowane w cyklu fotografie poprzez  aurę niedopowiedzenia, niedookreślenia pozostawiają odbiorcy przestrzeń subiektywnej interpretacji.

Oprócz dróg na fotogramach możemy zobaczyć instalację multimedialną ukazującą więź pomiędzy człowiekiem a jego zwierzęciem. Stosunek do zwierząt według Wojciecha Woźniaka jest bardzo ważny. Może nawet to najważniejsza sprawa w jego życiu? Zdjęcie z powiększonymi, zwierzęcymi oczyma, zestawionymi na jednej stykówce zapraszają widzów do obejrzenia ekspozycji. W katalogu wystawy twórca wyznał, że bezwarunkowa miłość sprawiła, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Nie  sposób nie zauważyć, że miłość warunkowa nie jest miłością a jej karykaturą…

Obejrzyjmy teraz kilka zdjęć pochodzących z bydgoskiej wystawy lecz nie tylko, bo także z wcześniejszych. Są tu zdjęcia czarno białe, oraz kolorowe. Czarno-białe prace pochodzą z cyklu Sentymenty i Metafizyka codzienności. Relacje między człowiekiem i zwierzęciem pochodzą z serii zdjęć pt.: Codzienne rytuały a fotografie dróg z tytułowej Unknown roads. Wystawa potrwa do stycznia 2019 r.


Czytajcie nas - codziennie nowy tekst, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 5 grudnia 2018

Nieznane koncerty Joy Division

W ilu koncertach wstąpił zespół Joy Division? Wydawałoby się, że pytanie jest banalne, wręcz niestosowne. Setki tysięcy fanów grupy śledzą od lat każdy przejaw aktywności grupy, żyją także trzej muzycy ją współtworzący. Lecz jak to zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. 

W fanzinie wydanym w listopadzie 1979 r. opublikowano zapowiedzi grudniowych koncertów. Pod datą 7 grudnia jest tam wymieniony wspólny występ Joy Division i Section 25 w Technical College Stockport. I tu zaczynają się schody. Jedni uważają, że ten koncert miał miejsce, inni temu przeczą. Faktycznie, nie ma w obiegu publicznym żadnych artefaktów, które mogłyby wykluczyć (bądź potwierdzić), czyli ostatecznie wyjaśnić tę kwestię.

O koncercie wspomina publikacja An Ideal for Living. An history of Joy Division dwukrotnie wydana przez Marka Johnsona w Londynie najpierw w 1984, a potem w 1986 roku. 

Jest on także ujęty w TYM internetowym spisie natomiast brakuje go w innym TUTAJ. Na pewno zespół wystąpił w sobotnie popołudnie 8.12.1979 w Liverpoolu - właśnie wraz z muzykami Section 25 (TUTAJ można zobaczyć plakat z tego występu). 


Występ w Piątek 7 grudnia w Stockport owiany jest mgłą tajemnicy. W zasadzie zespół mógł tam wystąpić. W Stockport team Joy Division bywał stosunkowo często, ponieważ mieściło się tam wówczas studio nagrań Strawberry Studios. Są nawet zdjęcia wykonane muzykom na ulicy przed budynkiem studia przez Paula Slattery (opowiedział o tym w wywiadzie, z którym można się zapoznać TUTAJ).
Na razie kwestia występu jest nierozstrzygnięta. Czy nie czas aby powstała instytucja, która na serio, profesjonalnie zajęłaby się zbieraniem pamiątek i dokumentowaniem działań Joy Division? Nie zastąpi tego - ogromna i ofiarna - lecz wirtualna praca w internecie. 

Naprawdę pora, aby powstało muzeum, które zgromadzi dane o kilkuletniej pracy jednego z najważniejszych zespołów postpunkowych, którego wpływ na współczesną muzykę wcale nie ustaje. Zauważano to już w latach 80. W fanzinie z 4 stycznia 1980 r. czytamy emocjonalną recenzję ówczesnej sceny muzycznej autorstwa Andy'ego Zero.

Z żalem zauważył on, że choć nastał już 1980 r. w muzyce nie dzieje się dobrze. Większość zespołów gra pod publikę, bo ich jedynym celem jest zdobycie sławy... Jednym z wyjątków, które grają inaczej jest dla niego Joy Division, o którym pisze w ten sposób: Mówiąc o sprawach mało zabawnych pomówmy o Joy Division. Kiedy ostatnio widziałeś uśmiech Joy Division na scenie.... więc tak uważam nadal... że mimo tego, jest to świetny zespół. Zmieniający się pulsujący bas, szare, industrialne pejzaże wyczarowane przez energetyzującą wyobraźnię Curtisa (wyłącz Paula Moreleya, to wystarczy). Joy Division są nadal NIEZALEŻNYM ZESPOŁEM, dzięki uprzejmości Factory Records, długo mogą takimi pozostać. Rok 1979 był dobry dla nich City Fun dało wywiad z nimi na początku roku, prasa krajowa zajmuje się nimi gdy wyszedł sampler, został wydany LP Unknown Pleasures a zaczynają interesować prasę. Są supportem The Buzzcocks w trasie po Holandii przez 3 tygodnie. Menedżer Rob Gretton mówi, że nie czuje presji aby zrobić trasę koncertową, i lepiej poprzestać na krótkiej serii wypadów. Wyszły single, wydane przez Factory, Transmission i Earcom 2, i tylko oni wiedzą co powstanie jeszcze... Taniec robotów trwa, a zarówno Joy Division, jak i Fall posiadają doskonałych menedżerów, którzy wiedzą, czego chcą i jak to zdobyć.
 
Właśnie – tylko oni, z Joy Division wiedzą co jeszcze działo się w grudniu 1979 r. Warto aby nie poszło to całkiem w zapomnienie.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 4 grudnia 2018

Heinrich Gogarten: zimowe przemijanie

Wiedeń i Monachium ok. 1900 r. stały się ośrodkami sztuki, które wprawdzie konkurowały ze sobą, ale również na siebie wpływały. W obu miastach tworzyli artyści, którzy wydawałoby się, nie mieli ze sobą wiele wspólnego, a tymczasem połączyła ich wspólna tematyka symbolistycznych obrazów.  

Postacią, która mocno odcisnęła swoje piętno na sztuce tych środowisk był Franz von Stuck, o którym już pisaliśmy TUTAJ. Jednak przed nim było setki, dosłownie: setki twórców, których domem stało się Dachau, miasteczko położone nieopodal Monachium. W Polsce Dachau kojarzy się z niemieckim obozem koncentracyjnym, w którym Niemcy podczas II wojny światowej zamordowali wielu polskich patriotów, głównie księży. Mało kto wie, że jest to miejscowość o historii sięgającej czasów frankońskich, z wieloma zabytkami. Dość przypomnieć, że w 1908 r. mieszkańcy Dachau hucznie świętowali 1110 lecie powstania miasta.

W każdym razie jednym z wielu malarzy, którzy zamieszkali w Dachau (i w Monachium) w XIX wieku był - do dziś niedoceniany - Heinrich Gogarten, zwany także Henri lub Henry Gogarten. Niewiele o nim wiadomo, bo twórca nie doczekał się osobnego opracowania. 

Urodził się w Linz am Rhein w 1850 roku, w wieku 15 lat rozpoczął naukę w  Dusseldorf Art Academy gdzie przez pięć lat studiował u renomowanego malarza Oswalda Achenbacha (Oswald Achenbach wraz z bratem Andreasem byli jednymi z najlepszych malarzy krajobrazowych swoich czasów, nazywano ich nawet Alfą i Omegą pejzażu). Później Gogarten przez kilka lat mieszkał w Paryżu. Po powrocie do Niemiec osiadł w Hamburgu, niedługo później przeprowadził się do Monachium. Tam dołączył do kolonii artystów w Dachau.  Za życia miał niewiele wystaw, m.in. w Art Academy Dusseldorf i monachijskim Glaspalast, w 1901 r. wziął udział w Wielkiej Berlińskiej Wystawie Sztuki. Zmarł w 1911 roku w Monachium.

Malował głównie pejzaże zimowe, które charakteryzują się wyjątkowo efektywnym wykorzystaniem światła.  W jego twórczości widać wpływ malarstwa Courbets z lat 60. XIX wieku, co zawdzięcza swojemu patronowi, pozostającego także wrażeniem tego francuskiego twórcy.  Oprócz krajobrazów zimy na obrazach Gogartena widać też torfowiska, pola, lasy i góry, a od czasu do czasu pojawiają się tam również włoskie motywy.








Pokazane tu obrazy są ładnymi widoczkami, landszaftami, które każdy mógłby powiesić w swoim domu. Lecz nie tylko, jeśli poświecimy więcej niż kilka sekund czasu, zauważymy subtelną grę świateł zachodzącego słońca, którą malarz musiał nanieść z obserwacji natury w plenerze a nie w ścianach pracowni. Sam temat - zachodu słońca w zimie - przenosi nas w świat symbolicznych wyobrażeń niemieckich romantyków, których głównym przedstawicielem był oczywiście Caspar David Friedrich, o którym pisaliśmy niejednokrotnie: TUTAJ i TUTAJ.

Zachód słońca jest symbolem niosącym w sobie ogrom znaczeń, to tak, jak byśmy otworzyli drzwi na szczycie urwiska i zobaczyli bezkresny horyzont skojarzeń. W średniowieczu zachód słońca łączono z Sądem Ostatecznym, stąd w kościołach powstałych w tamtej epoce często blisko wejścia znajdujemy taką scenę. Potem chowające się za widnokrąg słońce stało się symbolem schyłku życia, starości, łączone z zimą - śmierci… Dość przypomnieć tu wiersz Goethego Król Olch, o którym Franciszek Schubert napisał, że jest pełen niezrównanych scen rozpaczy i złamanego serca, gwałtowności i odrętwienia w scenerii śniegu, lodu i przenikliwego wiatru

A jeśli już poruszyliśmy temat śmierci to, przecież romantyczny bohater cierpiał poruszony nie tylko poetycznymi strofami i krajobrazem lecz również dźwiękami, bo muzyka jest ze śmierci i do śmierci wzywa. Zacytowany wers pochodzi z jednej z pieśni przywołanego tu już Schuberta, który pod wrażeniem poezji Wilhelma Mullera napisał cykl pieśni Wieczny Wędrowiec opowiadający o beznadziejnej włóczędze nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca. Patrząc na obrazy Gogartena widzimy na niektórych sylwetkę człowieka lub samotne ślady ludzkie, jak gdyby malarz postanowił skomentować usłyszaną muzykę, bo

Pomiędzy zimne piersi wspina się pokrzywa
Miłość jest jak muzyka i do śmierci wzywa
Powoli powolutku śmierć nas w baśń zamienia 

Ciemny orszak miłości ciemniejszy istnienia.

Oczywiście ostatnie promienie dnia są również zwiastunem początku, szansy i nadziei, którą niesie nowy dzień. 

Z każdym zachodem dostajemy podobno obietnicę tego, co nastąpi, o ile uda nam się odrzucić wszelkie zmartwienia minionego dnia. Bo może one jutro powrócą, lecz jest także możliwe, że nowy dzień nas zaskoczy i odmieni nasz los, nasze myśli, naszą sytuację? Kto wie…

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Isolations news 14: Kraftwerk w Polsce choć na łeb ktoś upadł jeśli chodzi o cenę biletów, European Ghost czyli granice zapożyczeń, film o klubie Hacienda z udziałem basisty Joy Division


Włoskie trio chłodnofalowe European Ghost z Bolonii,  nagrało nowy, drugi w dorobku album ood tytułem Collection Of Shadows. Album zbiera entuzjastyczne recenzje, ot choćby TUTAJ, a zespół ma nas przenosić w cudowne lata osiemdziesiąte, kiedy królowało cold wave. Muzyka owszem jest interesująca, posłuchajmy utworu Black Ocean:
Natomiast pod względem wtórności, to Włosi zdecydowanie przesadzili. Okładka - typowe 4AD, żeby nie powiedzieć bardziej dosłownie, Treasure zespołu Cocteau Twins. Tytuł, kojarzy się z Twist of Shadows, Clan of Xymox. Wszystko byłoby może do zniesienia, gdyby nie jeden drobiazg, który przelewa kroplę wytrzymałości normalnego człowieka. Płytę bowiem wydało wydawnictwo Unknown Pleasures Records... Ludzie, litości...

Kraftwerk w Polsce... Po latach zabiegów przyjadą do Katowic. W Polsce już grali, choćby w 1981 czy 2008 roku, pamiętam doskonale czarno białą transmisję w TV, a 10 lat temu wyglądało to tak:
Nam Kraftwerk jest szczególnie bliskie, bowiem ich płyta Autobahn należała do ulubionych płyt wokalisty Joy Division, Iana Curtisa. Tym razem legendarny zespół wystąpi 21-22.06.2019 roku na festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach

Bilety są jeszcze dostępne TUTAJ. Ot, bagatela 402 PLN wzwyż, czyli jak za darmo. Ktoś zwariował? Zapewne.

Powstaje film dokumentalny o klubie Hacienda z Manchesteru. W filmie wspomnienia między innymi basisty Joy Division, Petera Hooka oraz Liama Gallaghera z Oasis. Film nosi tytuł Do You Own The Dançefloor. Więcej na ten temat TUTAJ

Na marginesie, ciągle nie doleciał do nas katalog z domu akcyjnego OMEGA. Peter Hook jest bardzo zajęty i nie miał czasu jeszcze podpisać mojego katalogu. Ale firma wygląda na porządną. W mailu jaki otrzymałem przeprosili za opóźnienie i obiecali, że Peter Hook podpisze katalog jak tylko wróci z koncertów w Dubaju. W ramach rekompensaty zaproponowali zwrot gotówki i przesłanie niepodpisanego katalogu, lub specjalną dedykację. Wybrałem drugą opcję. Dedykacja ma być specjalna - czy będzie? Poczekajmy na wynik. 

Więcej o katalogu i aukcji pamiątek po Joy Division TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

niedziela, 2 grudnia 2018

Deborah Curtis: Co czułam, gdy dowiedziałam się, że Love Will Tear us Apart jest o mnie? So This is Permanence: notatki Iana Curtisa z Joy Division, nasza recenzja cz.2


W poprzednim tekście (TUTAJ) zawarliśmy wstępne informacje o książce So This is Permanence, będącej zupełnie wyjątkowym dziełem dla fanów Iana Curtisa i Joy Division. Wdowa po kultowym wokaliście opublikowała w niej ręcznie pisane teksty, notatki Iana, oraz zdjęcia książek z jego biblioteki, fanzinów i listów od fanów do zespołu. Dzisiaj skupimy się na wstępie, tym bardziej, że zawiera on wiele cennych informacji o charyzmatycznym muzyku.

Wstęp jest ściśle powiązany z materiałem opublikowanym w książce. Wiele faktów przytaczanych przez Deborę Curtis znanych jest z jej książki, czy filmu Control, którego sceny były z nią konsultowane. Ale jest kilka fragmentów zawierających mniej znane fakty i na nich się skupimy. W książce zawarte są zdjęcia nagród jakie Ian zdobył na konkursach historycznych:

(Ian) był pracowity, wygrał nagrodę na szkolnym konkursie historycznym w roku 1971 i nagrodę Divinity w roku 1971 i 1972. 

Krążyły pogłoski, że miał kłopoty w szkole, ale okazały się nieprawdziwe po przeprowadzce jego rodziny do Manchesteru.

Deborah wspomina też chwilę ich poznania, wizyty u niego w domu i wspólne słuchanie muzyki:

Kiedy zostawałam u niego na weekendy włączał płytę, a my siadaliśmy an podłodze. Każdy album musiał być wysłuchany od początku do końca bez przerwy, a on uwielbiał tłumaczyć historię ukrytą za warstwą muzyczną.

Po ślubie krótko mieszkaliśmy z jego dziadkami. Ian zaczął kupować płyty z muzyką reggae, czekał aż będziemy sami zanim przynosił gramofon do salonu, zasłaniał zasłony tak żeby nie wpadało światło. Nie miał wtedy pokoju do własnej dyspozycji ale nie rezygnował z własnych planów.

Po przeprowadzce do domu w Macclesfield Ian znalazł w nim warunki do pisania, to fakty znane wcześniej z książki Touching from the Distance, niemniej nieco inaczej opisane: 

Nie mogliśmy doczekać się przeprowadzki, i od razu pojawiło się pierwsze zadanie żeby uczynić pokój Iana gotowym: pomalował go na błękitno i nabyliśmy radiogram (mebel posiadający radio i gramofon ze wzmacniaczem). Torba plastikowa Iana (na teksty) znalazła swoje miejsce na błękitnym dywanie obok długiej niebieskiej sofy, a jego albumy opierały się o ścianę za drzwiami. 

Zwykł przenosić popielniczkę z dołu do góry drewnianego otoczenia kominka, w zależności od tego czy chodził czy też siedział. Był zadbanym palaczem, nigdy nie pozwalał aby popiół zalegał, często jedynym słyszalnym dźwiękiem było stukanie jego długiego paznokcia u kciuka o filtr Marlboro zanim położył go na krawędzi popielniczki by chwycić pióro. Zwykł napisać linię, odłożyć pióro i strząsnąć popiół z papierosa.

Kolejny fragment tekstu dotyczy słynnej torby, o której wspominał również Kevin Cummins (TUTAJ), a której nie pokazano w filmie Control..

Swoją torbę na teksty zabierał wszędzie, na próby w trasy i spotkania. Kiedy wracał do domu zwykł stawać na schodach, otwierać drzwi gdy przekręcał klucz, a głośny szelest torby był pierwszym dźwiękiem jaki słyszałam, po czym szedł bezpośrednio do niebieskiego pokoju schować swoje teksty zanim zdjął płaszcz i powiesił w szafie. 

Nigdy nie było niczego zbędnego w jego życiu, dobierał swoje otocznie tak starannie jak dobierał słowa. 

Ian Curtis był artystą z krwi  i kości:

Jego sztuka była dla niego kluczowa, ale nigdy nie myślał o pisaniu piosenek jako o zajęciu z którego będzie się utrzymywał. Zatem nie było zaskakującym, że zwrócił się ku ciemnym, bardziej poważnym tematom dla  inspiracji. Nie specjalnie Holokaust ale wojna jako taka: każda wojna byłaby idealnym narzędziem dla jego interpretacji świata. W rozmowach mgliście dotykał historii jego irlandzkiej rodziny i służby jego ojca w czasie II Wojny Światowej.

Tworzył dla siebie, i starał się nie poddawać wpływom, nawet własnej żony. 


Nie pokazywał mi swoich tekstów, a ja wstydziłam się poprosić. Pamiętam jak raz zerknęłam i niepewnie (nie znosił dobrze krytyki) zasugerowałam zmianę jednego słowa. Ku mojemu zaskoczeniu zmienił je bez oporu, ale później w jego karierze zdawałam sobie sprawę, że coraz więcej jego tekstów wkracza poza granice.   

W pewnym momencie Joy Division stali się w pełni profesjonalnym zespołem. Deborah Curtis pisze o tym również w swojej książce Touching from the Distance. Tutaj metamorfoza zespołu pokazana jest następująco: 

Kiedy Joy Division zagrali Digital i Glass w Russel Club (przemianowanym później na Factory) to był to dla nas moment przełomowy; byłam jednocześnie dumna i przerażona. Nie słyszałam tych piosenek wcześniej, koncert był taki dopracowany, muzyka dojrzała a publika dzika. Ich geniusz był w pełni zasłużony ale towarzyszyła mu ciężka praca. 

O zapiskach zawartych w tym niesamowitym wydawnictwie pisze tak:


Notatki Iana opisują korupcję, politykę, rząd, zjawiska socjologiczne: ciągle szukał inspiracji, sytuacji w które mógłby wniknąć. Zawsze był profesjonalny i ambitny, ale kiedy jego marzenia się urzeczywistniły, jego teksty zaczęły opowiadać o trudnych wyborach i nieskutecznej terapii. 

W finalnym etapie życia widać, jak młody poeta zaczyna czuć się przytłoczony swoją chorobą i problemami osobistymi:


Ian stosował swoją epilepsję jako barierę, i skupił się w swoich tekstach na izolacji, stracie i spektaklu. 

Kiedy przepaść między nami zaczęła się powiększać i wypełniła się skomplikowanymi tajemnicami, dalej wyrażał swoją frustrację i cierpienie przed publicznością. Jego teksty nie tyle się rozwinęły, co dojrzały tak, że słychać ból w jego głosie.

Ciekawie opisana jest reakcja narratorki na tekst największego przeboju Joy Division:

Co czułam gdy dowiedziałam się od Roba Grettona, że Love Will Tear us Apart jest o mnie? Byłam zła, poniżona, do tego stopnia, że przeszukiwałam jego notatki celem potwierdzenia, że tak nie jest. Twoja sypialnia, ta sypialnia, sypialnia, zmieniał wersje. Czy starał się odpersonalizować tekst, czy też do końca nie wiedział o jakiej sypialni pisze?

Jednak finalnie notatki przywołują atmosferę tamtych lat, trudno temu zaprzeczyć bowiem książka ma na prawdę niesamowity klimat...


Kiedy czytam te teksty słyszę w głowie muzykę, widzę Iana, słyszę jego głos. Teksty ze skreśleniami i poprawkami przywołują jego obraz w niebieskim pokoju, chodzącego, palącego, raptownie zapisującego coś gdy wchodzę do pokoju z kubkiem kawy.

Niektóre teksty są datowane przez to na czym zostały napisane: skrawek papieru zabrany z biura gdzie pracowałam, kartka z notatnika dziennikarskiego kiedy byłam w college'u, tytuły płyt nabazgrane niebieskim pisakiem lub ołówkiem kopiowym, wiele z nich na przestarzałym papierze starego formatu. Kilka składanych kartek było zwyczajnie wepchniętych do jego kieszeni zanim je zapisał, mimo tego że zawsze miał ze sobą swoją torbę na wypadek gdyby pojawiły się w jego głowie słowa godne zapisania. 

Ciekawy jest fragment o tym jak New Order szukali tekstów w notatkach zmarłego wokalisty:


Kiedy New Order zapragnęli nagrać Ceremony, i In a Lonely Place, prosili o możliwość zobaczenia notek Iana, byli bowiem przekonani, że teksty tych piosenek są wśród tych które pozostawił. Badali je intensywnie, ale nie znaleźli w nich odpowiednich tekstów. Nie jest to dziwne, Ian pozbywał się rzeczy których nie potrzebował, był bardzo niesentymentalny w stosunku do tego co posiadał, dlatego powiedział mi że uważa swoją pracę z Joy Division za zakończoną. 

Czy coś jeszcze ujrzy światło dzienne? Wdowa po Ianie Curtisie nie pozostawia nam wątpliwości, więc  pora tylko cierpliwie czekać...


Kilka rzeczy zaginęło po jego śmierci, i podejrzewam, że rozdał część materiału który przygotowywał. Ciągle posiadam jego notatnik kołowy, który wrzucił za szafę, nienapisaną nowelę, w której jest tylko kilka paragrafów pełnych niesprecyzowanej bliżej rozpaczy. 

Kiedy Ian znalazł swoją drogę, zeszyty, kawałki papieru i plastikowa torba stały się jakby fragmentem niego. Wszystko czego nie był w stanie wyrazić, znalazło się w jego tekstach, one mówią więcej niż jakakolwiek rozmowa z nim.
Czytajcie nas, codziennie nowy tekst - tego nie znajdziecie w mainstreamie.