niedziela, 15 kwietnia 2018

Kevin Cummins: Chcieliśmy aby Joy Division wyglądali jak bardzo poważni młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający

W styczniu 1979 r. fotograf Kevin Cummins sfotografował Joy Division. Powstało jedno z najsłynniejszych i najbardziej powielanych zdjęć zespołu. Przedstawia odległe sylwetki muzyków stojących na Epping Walk Bridge w Hulme, dzielnicy Manchesteru. Ta czarno-biała fotografia skutecznie utrwaliła nostalgiczny i ponury wizerunek Joy Division obejmujący wszystkie estetyczne elementy związane z zespołem, od zdjęć po okładki płyt i wygląd muzyków. Simon Reynolds widzi w tym ucieleśnienie etosu tzw. religii pustki, której początki przypadają na lata 80., objawiającej się w dążeniu do zaspokojenia nieograniczonej niczym wolności oraz równości we wszystkich dziedzinach, co ostatecznie przerodziło się w naszych czasach w ubóstwienie egoizmu i siły, w imię bardzo szeroko pojętej tolerancji (w zasadzie na każdy przejaw działania człowieka).
 
Fotografia mostu, z szerokim kadrowaniem i przewagą bieli, jest próbą oddania owej pustki. Zespół stojący na końcu perspektywy wydaje się zanikać w białej próżni, odpływać w otchłań, za którą na horyzoncie już nie ma nic. Ta fotografia różniła się znacznie od dotychczasowych zdjęć innych grup muzycznych, które zazwyczaj robiły sobie z tej okazji konwencjonalne zdjęcia portretowe. Tu jest inaczej - wszyscy są wyalienowani - a bez podpisu laikowi trudno zidentyfikować muzyków.  Odbitka pojawiła się w New Musical Express (NME) i dzięki temu pośrednictwu wielu przyszłych fanów zespołu po raz pierwszy o nim usłyszało.  Surowe, graficzne ujęcie na moście, dramatyzmem nawiązuje w pewien sposób do kolejnych wersji obrazów Edmunda Muncha pt. Krzyk, mimo, że te są utrzymane w jaskrawych, pomarańczowych barwach. Jednak z obu dzieł wydziera podobna samotność i smutek. Być może te emocje wynikają z kompozycji, w której brak planu pierwszego kompensują poziome linie mostu oddzielające nieokreślone ludzkie postaci od reszty krajobrazu.
 

To i inne zdjęcia Joy Division, graficzne i emocjonalnie zimne, ugruntowały publiczny, mroczny wizerunek zespołu. Cisza wokół muzyków (bo dawali bardzo mało wywiadów, a także nie istnieli inaczej w szerszym obiegu niż poprzez płyty) sprawiła, że po samobójczej śmierci Iana Curtisa dominującą cechą określającą Joy Division stała się Tajemnica. Dla tych, którzy nigdy nie widzieli występów grupy na żywo, jej zgłębianie było możliwe jedynie poprzez relacje nielicznych świadków, którzy mogli opisać swoje wrażenia albo przez amatorskie filmy, czy zdjęcia. To dzięki nim Ian Curtis pozostał na zawsze nieśmiertelnym, młodym i pełnym charyzmy muzykiem.
 
Znikome dokumenty urastające do rangi autentycznych zostały głównie wykonane przez dwóch fotografów: Kevina Cumminsa i Antona Corbjina. Zastępują one inne źródła i są nie tylko oglądane, ale wręcz czytane, w tym znaczeniu, że wydobywa się z nich więcej informacji, niż pozornie się na nich znajduje. Roland Barthes, teoretyk sztuki zauważył, że są zdjęcia, których oglądanie rodzi wyjątkowe emocje, wynikające ze szczególnego napięcia pomiędzy tym co widzimy, a tym co dodajemy z naszej pamięci o oglądanym obiekcie. Jako przykład podaje czynność oglądania zdjęć swojej niedawno zmarłej matki. Wyraz twarzy kobiety, jej postawa, ubiór dla postronnego widza jest nieistotny, ale u Barthesa wywołuje głębsze emocje i wspomnienia. Tak samo czarno-białe fotografie Joy Division w pokoju hotelowym, uchwyconych na próbie czy na ulicach Manchesteru, mogą zostać uznane przez niektórych obserwatorów za banalne, jednak dla fanów zespołu są czymś więcej. 

Wspomniana sesja zdjęciowa K. Cumminsa dla NME pojawiła się zanim został wydany debiutancki album Joy Division pt. Unknown Pleasures. Dlatego dla czytelników, którzy nie widzieli ich na żywo, te wizualne przekazy poprzedzały wrażenia muzyczne. Cummins przyznał, że próbował uchwycić taki obraz zespołu, który by narzucał klimat cichej kontemplacji. W wywiadzie dla The Telegraph z 2014 roku Cummins wyjaśnił: Robiłem zdjęcia z uwagą. Postanowiłem, że nigdy nie będę fotografował Iana z uśmiechem, ponieważ nie chcieliśmy, żeby tak wyglądał. To była manipulacja medialna. Chcieliśmy, aby wyglądali jak bardzo poważni młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający. [cały wywiad TUTAJ] Oczywiście istnieją zdjęcia uśmiechniętego Iana Curtisa, można się przekonać, że wyglądał jak każdy chłopak w jego wieku.

 



Jednak bazując na wrażeniu, które było narzucone przez oficjalny wizerunek zespołu, wkrótce prasa brytyjska prasa zaczęła określać dźwięk Joy Division jako grey overcoat music - muzyka szarego płaszcza, co miało swoje źródło w późnych latach 70-tych, w których uznano, że dany styl dźwiękowy można wyrazić za pomocą elementów wizualnych (zresztą istnieje wiele zdjęć Curtisa w długim szarozielonym płaszczu). Rzeczywiście, dziennikarze muzyczni szybko zaszufladkowali Joy Division, jako poważnych artystów, do czego głównie przyczyniły się ponure, czarno-białe zdjęcia. 

Drugim istotnym czynnikiem budującym swoistą mistykę Joy Division był de facto brak szerokiego dostępu do obrazów grupy. W latach 70. i 80. zdjęcia nie były tak rozpowszechnione jak dzisiaj. Nie było jeszcze aparatów cyfrowych, które łatwo robiły tysiące ujęć. Niektórzy fani nawet nie wiedzieli dokładnie jak wygląda Ian Curtis. Ta nieobecność zdjęć reklamowych była świadomą decyzją Factory Records, która unikała okładek z portretami.
 
Kevin Cummins tak wspomina po latach moment wykonywania swojego najbardziej znanego zdjęcia: Miałem tylko dwie rolki filmu, ponieważ było to wszystko, na co mogłem sobie pozwolić, więc musiałem liczyć się z każdą klatką. Były trzy ujęcia tej konfiguracji: jedna w pionie i dwie w poziomie. Co kilka minut narzekali na zimno. To było wtedy zupełnie inne miasto. Wygląda jak wschodnia Europa. Zauważyłem, że kiedy uczniowie przenoszą się do Manchesteru, robią sobie zdjęcia na moście. To zaszczyt, że ludzie czują, że to zdjęcie określa i miasto i zespół (TUTAJ).


Cummins jest autorem zdjęć najbardziej kojarzonych z Joy Division i najczęściej powielanych. Jego biografia jest ogólnie dostępna (TUTAJ), zatem nie muszę jej powielać, może tylko wspomnę, że jest w zasadzie równolatkiem Iana Curtisa (raptem trzy lata starszy) a zaczynał od stoiska fotosów zespołów rockowych w miejscowym domu towarowym Manc w Manchesterze. Potem rozpoczął stałą współpracę z NME i The Face, prezentował swoje prace na licznych wystawach indywidualnych. Warto zapoznać się z jego świadectwem o Joy Division i jego liderze, zamieszczoną w 2005 r. na stronie Factory Record, którą zachował jeden z fanów grupy (LINK). Po raz pierwszy spotkałem Iana Curtisa w 1977 roku, kiedy Joy Division występowało z Buzzcocks w Electric Circus w Manchesterze. Mim pierwszym wrażeniem było, że był trochę dziwny, ponieważ pojawiał się z torbą na zakupy pełną zapisków na kartkach papieru. Miał na sobie ten swój szarozielony płaszcz i wszędzie nosił tę torbę. Ale był po prostu typowym chłopakiem: rozmawiał z tobą o piłce nożnej, muzyce, piciu i kobietach. Obaj kibicowaliśmy Manchester City i lubiliśmy The Stooges, więc się skumplowaliśmy. Był duży kontrast między Ianem na scenie i poza sceną. Na scenie wydawał się zagubiony w dźwięku. Czasami był dość przerażający, ponieważ czuło się, że nie jest on świadomy niczego co się wokół niego dzieje. Czasami miał napady padaczki, z których ludzie nie zdawali sobie sprawy. Ludzie nigdy nie byli do końca pewni, ile z nich było wywołanych przez chorobę, a ile wynikało z narkotyków, które wziął. Nigdy nie miałem przeczucia, że Ian może popełnić samobójstwo. Tego dnia   wieczorem, gdy się zabił, poszedłem z Robem Grettonem, menadżerem zespołu, na wspólny ślub naszego przyjaciela. Rob i zespół byli bardzo podekscytowani pomysłami koncertowania w Stanach, a Rob pytał mnie, czy faktycznie zechcę pójść i robić zdjęcia. Około czterech godzin po powrocie do domu Rob zadzwonił do mnie i powiedział: "Koniec z wycieczką po Ameryce. Ten głupi c *** się zabił". Nikt nie miał pojęcia, że Ian był tak nieszczęśliwy. Najwyraźniej miał osobiste problemy. Był związany z Annik (Honoré) i chciał z nią żyć. Jego żona, Deborah chciała, by był odpowiedzialny za swoje dziecko. Więc jego życie było trudne. Był uwikłany, po prostu myślał, że to się w ten sposób samo rozwiąże. I tak się stało, ale w najgorszy sposób. Jeśli chodzi o filmy, zostawiłbym ten temat. Uważam, że film 24 Hour Party People jest fatalny. Kawałek, w którym Sean Harris grał na scenie Iana, wyglądał bardzo autentycznie, ale sposób w jaki traktowano jego śmierć był tandetny i krzywdzący. Mam też wątpliwości co do filmu Corbijna. Rozumiem powody Deborah do napisania książki - ona musiała wykrzyczeć swoje racje - ale myślę, że to dość cienka przesłanka do filmu. To książka o dwóch robotniczych dzieciach, które związały się niewłaściwym małżeństwem. Nie chodzi tu o Iana Curtisa, gwiazdę rocka. Ludzie zawsze myślą, że jest coś głębszego w ludziach, którzy się zabijają. Kochają tę ich ciemną stronę. Ale osiągają one status ikony, ponieważ zdjęcia, na których są przedstawieni zachowują ich młodymi. Nie musisz patrzeć, jak twój bohater starzeje się i staje się krępujący. Opinia Cummisa, czy nam się podoba, czy też nie, jest szczera. W odróżnieniu od wypowiadanych przez wiele innych osób związanych z Joy Division w tamtym czasie.
 
Temat zdjęć zespołu jest szeroki i jeszcze do niego wrócę…

2 komentarze:

  1. "Tak, aparaty to narzędzia do zatrzymywania obrazów. Ale naprawdę mogą o wiele więcej. Mogą odkryć ukryte tęsknoty mężczyzn, którzy nie powinni tęsknić. Mogą ujawnić niezwykłe sekrety najzwyklejszych małżeństw. Ale najbardziej zdumiewające jest, że mogą cicho w milczeniu i wyraźnie ujawniać nasze sny. Sny, które nigdy nie wiedzieliśmy, że je mamy..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdą fotografią stoi jej autor, dlatego są one tak różne. To banał, niemniej dlatego jedne zdjęcia ujawniają skrywane myśli, a inne są parawanem za którym łatwo można się schować. W przypadku Joy Division zdjęcia zazwyczaj były narzuconym kostiumem...Ciekawe że większość jest czarno - biała... W tym tekście zastanawiamy się na ile ten kostium był prawdziwy?

      Usuń