sobota, 14 lipca 2018

Wiersze Grzegorza Kaźmierczaka z zespołu Variete: Play Record - migawki z ludzkiej egzystencji

Nie ukrywam, że Variete kibicuję od lat 80-tych. Zespół widziałem na koncertach wiele razy, i w różnych wcieleniach. Na zaprezentowanie całych ich płyt, które stały się kanonem chłodnej fali, przyjdzie jeszcze na naszym blogu czas, dziś natomiast chciałem napisać nieco o tekstach. Tak na prawdę o malutkim tomiku poezji Play Record, który ukazał się na naszym rynku w 2002 roku dzięki wydawnictwu N.A. Marketing z Bydgoszczy


Stałem się jego szczęśliwym posiadaczem dzięki rozmowie po koncercie Variete w moim mieście, z wokalistą i autorem, który przysłał mi dedykowany tomik. 


Jest to bardzo skromne wydawnictwo, ale to nie ujmuje doskonałej zawartości jaką zawiera, czyli 15 wierszom-tekstom. Ktoś może zapytać dlaczego teraz o tym postanowiłem napisać? Wcześniej nie miałem muzycznego bloga, poza tym muzyka i ogólnie twórczość które na tym blogu prezentujemy, są uznane, przynajmniej przez nas, za ponadczasowe. Niech to będzie też forma podziękowania mojemu koncertowemu kumplowi za ten prezent, i ogólnie za całą działalność artystyczną. O tomiku przypomniało mi się podczas słuchania płyty Melancholia zespołu z Płocka - Schröttersburg, gdzie, jak pisałem wcześniej, (TUTAJ) warstwa tekstowa pozostawia wiele  do życzenia. Gdyby teksty pisał dla nich Grzegorz...

W tomiku Play Record z 15 wierszy kilka zostało udźwiękowionych i stało się piosenkami Variete. I to na trzech z nich chciałbym się dziś specjalnie skupić, żeby uzmysłowić czytelnikom, jak mocno można spotęgować przekaz wiersza za pomocą muzyki. To oczywiście dla artysty na pewno banał, ale jak mawiają niektórzy: simple is beutiful. Chyba najlepszym tego przykładem jest wiersz American Way.

Jechałem autobusem linii 8 albo 68.
Chodził kanar, sprawdzał bilety
-Bileciki poproszę
Nie mam biletu, jestem bezrobotny.

Facet, który siedział w fotelu obok
-Wiesz co stary, mnie też kiedyś pomogli
i ja tobie pomogę, mam dla ciebie robotę.
-O co chodzi-zapytałem
-przyjdź do mnie,
pogadamy, przyjdź do mnie.

Umówiliśmy się u niego, na za dwa dni,
na godzinę osiemnastą.
Przyszedłem punktualnie.
Był, czekał na mnie.

Na ścianie miał wywieszone marzenia,
-Chcesz mówił, poczytaj,
-Ja chodzę nocami z papierosem pomiędzy
meblami i zamieniam je w cel.

Teraz przypominam sobie wszystko,
to o czym kiedyś zapomniałem,

zgniatali mnie
rodzinny król,
kierat,
rozpacz i miasto.
Wysłuchałem go i powiedziałem
-Nie stary, dziękuję, to mnie nie interesuje.
Wyszedłem. Cześć.

1996

 

Oczywiście każdy czytelnik zapewne poda własną interpretację powyższego wiersza. Mnie uderza w nim fakt, że gdyby autor zgłosił go jako pracę pod tytułem obserwacja psychologiczna, to z pewnością praca ta zostałaby oceniona celująco. Tekst bowiem nie zawiera żadnych ocen, jest bardzo ścisłą relacją psychologiczną, chwilami jakby specjalnie zminimalizowaną. Nie potrzeba pisać, że facet coś powiedział. Wystarczy myślnik. Reszta już sama wynika bezpośrednio z tekstu. Autor ma szczęście, potrafi w życiu dokonać odpowiedniego wyboru między spokojem nawet bez pracy, a życiowym kołowrotkiem. Nie każdy jednak tak potrafi, choć z perspektywy własnych doświadczeń, należy przyznać rację narratorowi. 

Jeśli chodzi o wspomniany minimalizm słowny, tak jest w całym tomiku, dlatego podziw za formę i okładkę, które perfekcyjnie z treścią korespondują. Choćby notka na tylnym skrzydełku o autorze: Grzegorz Kaźmierczak urodził się w 1964 roku. Debiutował tomikiem wierszy Głód i przesyt/Milczenie i wiatr, Warszawa 1993/. Razem z zespołem Variete, w którym śpiewa wydał cztery płyty długogrające. Mieszka w Bydgoszczy.

Zatem reasumując: urodził się poeta, wydaje, nagrywa i mieszka...

Wracając jeszcze do American Way, proszę teraz posłuchać utworu i zwrócić uwagę na doskonałą synchronizację muzyki z tekstem (nieco zmienionym, zapewne w celu dostosowania do muzyki).





Z tego samego okresu pochodzi wiersz pt. Są Dni

Są dni kiedy widzę jaśniej,
no cóż wychodzę wtedy na miasto.
Pierwsze ślady w świeżym śniegu
bez kontaktu.

Idę po kuli,
która się obraca,
i wiem, że zostanę tu
dosłownie chwilę.

1996

 

To jest właśnie dar poety, tego nie da się nauczyć w szkole. Imponuje mi zwłaszcza druga zwrotka - czy istnieje lepsze podsumowanie ludzkiego istnienia? Tak krótki wiersz, a jakże inspiruje do myślenia, do zadumy nad faktem, że mimo gonitwy za sławą, pieniędzmi, sukcesem wszystkich nas czeka to samo - jedyny fakt pewny w życiu czyli śmierć. A tak wygląda to z muzyką Variete:


I żeby pozostać konsekwentnym, wiersz Bohater Liryczny:

Wstałem z ławki na przystanku
jak bohater liryczny,
który niby to
nie ma gdzie pójść,
ale idzie,
i kula ten liryzm, kula
jak śnieg na bałwana.

1996

 

Refleksja nad tym, że poeta jest w pewnym sensie aktorem. Czy musi nim być? Tak, bowiem trudno jest wyżyć ze sztuki. Jesteś artystą? Pierwszą rzeczą jakiej musisz się nauczyć to umiejętność walki z odrzuceniem twojej twórczości. Ja nie jestem artystą, niemniej wykonuję zawód który jest niezwykle twórczy, dlatego doskonale to rozumiem i czuję... Piosenka Bohater Liryczny  otwiera doskonały album Variete pt. Wieczór przy balustradzie:



Wybrane dziś wiersze łączą się ze sobą nie tylko faktem powstania w tym samym roku, ale tym, że można nazwać je swoistymi migawkami z życia, których w tomiku jest wiele. 

Do twórczości Variete jeszcze na pewno wrócimy, tymczasem poniżej komentarz, jaki pojawił się na ich stronie na FB, polecającym wpis z naszego bloga o festiwalu w Jarocinie w 1984 roku (TUTAJ). 

Komentowanie też może być sztuką, a dokładnie fragmentem wiersza... Tym razem,  wycinkiem migawki z ludzkiej egzystencji, jakże dosadnym...


O zespole i poezji Grzegorza Kaźmierczaka więcej TUTAJ

piątek, 13 lipca 2018

Czy ktoś widział ostatnio Terry Masona - jednego z założycieli Joy Division?

Losy Iana Curtisa, Petera Hooka i Bernarda Sumnera są znane, lecz informacje o czwartym założycielu zespołu Joy Division, Terry Masonie, są niepełne. Szybko przestał być perkusistą, bo według swoich kolegów - nie potrafił grać. Bernard Sumner utrzymywał, że jego gra była słaba, choć może nie tyle brakowało mu umiejętności, co dobrego sprzętu. Jego zestaw perkusyjny miał podobno wadliwie umocowane nóżki, podczas gry przemieszczał się po scenie i zmuszał perkusistę do wędrówki za nim… Efekt tego był komiczny, bo muzyk przypominał bardziej narciarza wodnego, jak to określił w swojej książce Bernard Sumner, niż członka punkowej grupy muzycznej. Ale zbierzmy podstawowe dane:
 
Terry Mason chodził do Salford Grammar School razem z Peterem Hookem i Bernardem Sumnerem, wtedy Bernardem Dicken. Terry tak to wspominał po latach: Zwykle słowa „gramatyka” i „szkoła” sprawiają, że myślisz o czymś eleganckim. Ale to nie była szkoła dla  Lorda Snooty. Było tam wystarczająco dużo złodziei i włóczęgów. Ale jeśli ja i Hooky zdalibyśmy od razu egzaminu 11 Plus, nie spotkalibyśmy Bernarda. 

Wszyscy trzej pochodzili z Salford i przyjaźnili się. Skończyli szkołę w wieku 16 lat, po czym Bernard, znalazł pracę w studiu filmów rysunkowych, a Hook w dokach w Manchesterze. Na cztery lata stracili ze sobą kontakt, lecz wszystko zmieniło się 20 lipca 1976 r. Tego dnia najpopularniejszy londyński zespół The Sex Pistols zagrał w The Manchester Free Trade Hall. Peter postanowił pójść na koncert, zaprosił Bernarda i Terry'ego Masona. Po tym co zobaczyli wraz z obecnymi, około 40 osobami, postanowili stworzyć własny zespół. Następnego dnia rano Barney kupił gitarę - Gibsona SG - razem z instrukcją i wzmacniaczem. Peter wybrał elektryczną gitarę basową, a Terry Mason zdobył pieniądze na zestaw perkusyjny.
 
Zaczęli wspólne próby nad miejscowym pubem Black Swan, ale wciąż potrzebowali nazwy i wokalisty dla swojego zespołu. Wkrótce mieli i jedno i drugie. Przyjęli miano The Stiff Kittens a wokalistą został Ian Curtis. W przeddzień pierwszego koncertu Terry Mason uznał, że nie jest wystarczająco dobry, by grać publicznie. Został kierownikiem zespołu, a jego pierwszym zadaniem było znalezienie zastępczego perkusisty. Znalazł mieszkańca Didsbury o imieniu Tony Tabac, którego w kilka godzin nauczył gry na perkusji i repertuaru zespołu… Mason nie pozostał też długo na stanowisku menadżera. O kulisach jego odwołania chętnie i często opowiada Bernard Sumner: Nasz szkolny kolega Terry Mason nigdy nie zrozumie niczego. Gdy go zwolniliśmy z funkcji perkusisty i gitarzysty, wypróbowaliśmy go jako menedżera. Wysłał mnóstwo taśm do firm fonograficznych, ale nie dostaliśmy ani jednej odpowiedzi. Nawet "spierdalaj". Zapytaliśmy, co wysłał, a potem wysłuchaliśmy jednej z tych taśm. W połowie pierwszego utworu nagle usłyszeliśmy głosy z Coronation Street, i jak jego matka mówi: "Terry, twoja herbata jest gotowa!" [Śmiech] Wykonał wszystkie kopie za pomocą mikrofonu ustawionego przed innym magnetofonem, więc nagrał wszystko, co działo się w domu! (TUTAJ) Po tej historii na jego miejsce zatrudniono Roba Gettona a Mason został kierownikiem zespołu, kierowcą i inżynierem dźwięku na żywo. Kontynuował podobną rolę przez wiele lat w New Order. Poza tym, po ataku padaczki Iana Curtisa, Terry Mason został wyznaczony przez zespół na jego opiekuna, miał pilnować, żeby Curtis zażywał przepisane leki, uniknął spożywania alkoholu i nie był ospały. Czemu właśnie on? Otóż okazuje się, że zdążył zaprzyjaźnić się z Ianem, przynajmniej Deborah Curtis tak utrzymuje: [Ian] Znalazł pokrewną duszę, Terry'ego Masona. Obaj spędzili dużą część swojego życia, czytając z entuzjazmem prasę muzyczną w sklepach muzycznych, mając nadzieję, że będą pierwszymi, którzy kupią każdy nowy kawałek. Uważali muzykę za główny element życia i wierzyli we wszystko, co podawała prasa muzyczna. Musieli się przyjaźnić, bo na jedno ze spotkań z psychiatrą Ian poszedł z Terrym, a po ostatniej wizycie w klinice, która miała miejsce 6 maja 1980 r., to on towarzyszył mu wraz z Robem Grettonem w jego wizycie w domu przy Barton Street 77, tak o tym pisze w swojej książce Deborah Curtis: Wywarł na Terry Masonie takie samo wrażenie, jakie na nim tego dnia lekarz. Powiedział Robowi i Terry'emu, że wszystko załatwił i że jest w trakcie rozwodu. Dał Terry'owi egzemplarz płyty An Ideal for Living, ponieważ ten go nie miał. Terry otrzymał także kilka nagrań Iana, w tym jego kopię singla Sordide Sentimentale Atmosphere/Dead Souls, który miał numer seryjny 1106. Nagły kaprys Iana, by oddać swoje rzeczy mógł stać się wskazówką, co do jego intencji, ale jego hojność była w przeszłości legendarna i czasami potrafił nią przytłoczyć, jeśli miał odpowiedni do tego nastrój
 
Po śmierci Iana, jak już napisano wyżej, Terry został kierownikiem tras koncertowych New Order i odpowiedzialnym za sprzęt nagłaśniający. Ale według relacji członków zespołu nie znał się ani na sprzęcie, ani też nie miał zdolności organizacyjnych. Wytrwał na swoim stanowisku do ok. 1987 r. Co się z nim działo potem i co dzieje się teraz - nie wiadomo. Jedynie znanym faktem jest ten, że przed 2006 r. spotkał się z nim Mick Middles, który przeprowadził z nim i z innymi osobami związanymi z wokalistą Joy Division wywiady, na podstawie których, w`raz z Lindsay Reade, napisał książkę Torn Apart: The Life of Ian Curtis. Wydaje się zaskakujące, że osoba, która była obecna, brała udział w powstaniu Joy Division a potem była częścią zespołu, nie budzi zainteresowania dziennikarzy. Jest dziwne, że w morzu pojawiających się artykułów o Joy Division i Ianie Curtisie nikt jeszcze nie przeprowadził i nie opublikował wywiadu-rzeki z Terrym Masonem.
 
Cytaty pochodzą z książek: D. Curtis, Przejmujący z oddali, Warszawa 2008; B. Sumner, Chapter and Verse, New York 2014.


czwartek, 12 lipca 2018

Postpunkowo, chłodnofalowo, Belgrado(wo) - hiszpański zespól z polską wokalistką


Bez Wyjścia

Bez wyjścia

Zgodnie z ruchem wskazówek zegara

Moja głowa eksploduje
Nie umiem przeciwstawić się mijającemu czasowi
On mnie zabije wieczorem
Nie mogę dłużej wytrzymać
Nie umiem przeciwstawić się
On mnie zabije wieczorem

Czas czas czas

Dlaczego nie jesteśmy posłuszni
Nie podążamy za wskazówkami
Pozwólmy po prostu
Żeby czas nas dziś wieczorem zahipnotyzował

Nie umiem dłużej czekać
Nie umiem przeciwstawić się
Nie umiem czekać

Przeciwstawić się mijającemu czasowi
Przemijaniu
Przemijaniu

Nie umiem czekać
Przeciwstawić się
Mijającemu czasowi
 

W mojej dłoni

Cały czas teraz i na zawsze
Teraz, teraz i na zawsze

Jest w mojej dłoni
W dłoni
Niekończąca się wojna między układem i chaosem
Kolejna bitwa, kolejne zamieszanie
To wszystko w mojej głowie
W głowie
To w mojej głowie
W mojej głowie

Cały czas teraz i na zawsze
Teraz, teraz i na zawsze
To wszystko w mojej głowie
 

Bez odpowiedzi

Powiedz mi powiedz, daj mi odpowiedź
Powiedz mi powiedz, daj mi odpowiedź
Powiedz mi powiedz, daj mi odpowiedź
Głośniej, głośniej, mów do mnie głośniej
 

Tamte czasy

Dziwne przerażające dźwięki tutaj i wkoło
Nadeszła właśnie noc i rozpadamy się
Nadeszła właśnie noc i rozpadamy się
Rozpadamy się

Pamiętaj tamte czasy
Staraj się pamiętać nieustraszoną i beztroską przeszłość
Tamte czasy
Nie chcę ich pamiętać

Noc noc
Nadeszła i giniemy
Rozpadamy się
 

Martwe pokolenie

Zawsze kiedy cię tutaj widzę
Jesteś martwy, kurcze po prostu martwy
Martwy, martwy

Twoje puste oczy i wydrążone słowa
Martwe, wszystko martwe
Wszystko martwe, martwe

Skazana na zagładę generacja
Przeklęta generacja
Jest tutaj
Skazana na zagładę generacja

Przeklęta generacja

Twoje puste oczy i wydrążone słowa
Martwe, wszystko martwe
Wszystko martwe, martwe

Skazana na zagładę generacja
Przeklęta generacja
Jest tutaj

Gdzie jest moja generacja?

Jest tutaj
Przeklęta
 

Kłamstwa

Slogany bez znaczenia
Ukryte kłamstwa
Manipulacja
Chroniczne kłamstwa

Ten system to kłamstwo
Wszystkie systemy to kłamstwo
Muszą umrzeć

Na lewo, na prawo
Kłamstwo i kłamstwo
U góry i na dole
Tysiące kłamstw jedno po drugim
Chroniczne kłamstwa
Po prostu
Kłamstwa
 

Zapomnijmy

Zanurzmy nasze ciała!
zanurzmy nasze zmysły!
zanurzmy nasze ciała zanurzmy nasze zmysły
oddajmy się utopii na zawsze zapomnijmy

Na zawsze zapomnijmy
zapomnijmy, zapomnijmy

wirują nasze myśli wirują bardzo szybko!
nie możemy wytrzymać w rzeczywistości cieni
nie możemy wytrzymać na zawsze zapomnijmy

zanurzmy nasze ciała!
zanurzmy nasze zmysły!
oddajmy się utopii!
na zawsze zapomnijmy!

zapomnijmy, zapomnijmy...
 

Koszmar

Śniły mi się śniły mi
śniły martwe ciała
było bardzo wiele ich
same martwe ciała

Martwe ciała
martwe ciała, martwe ciała

śniły mi się śniły mi
śniły martwe ciała
ulicami sobie szły
same martwe ciała

Martwe ciała
ludzie martwi jak te ciała

śniły mi się śniły mi
śniły martwe ciała
ulicami szłam pośród nich
i wcale już nie spałam
nie, nie spałam
ludzie martwi jak martwe ciała
 

Wizje masakry

Idziemy naprzód
Idziemy naprzód
Idziemy naprzód
Idziemy naprzód
I widzimy znowu
I widzimy znowu
I widzimy znowu
I widzimy znowu
Idziemy naprzód
Patrzymy
Znowu widzimy
Obraz

Obraz, obraz
Widzimy wciąż ten sam obraz
Nic, nic nie pozostało
Znowu, znowu

Idziemy naprzód i widzimy
Ciągle naprzód i znowu widzimy
Obraz
Zniszczony znowu, zniszczony
Znowu zniszczenie
Znowu, znowu


ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczenia tekstów.


Belgrado - Belgrado 2011, Discos Enfermos, Realizacja: Belgrado. Tracklista: No Exit, Clockwise, In My Head, No Answer, Those Times, Dead Generation, Lies, Zapomnijmy, Koszmar, Visions Of Massacre

Ktoś mógłby pomyśleć, że w zalewie tandety i bylejakości z jaką mamy od dłuższego czasu do czynienia w muzyce mainstreamu, nikt już nie gra jak w czasach, kiedy 4AD było u szczytu świetności. Myślę o latach 80 - tych ubiegłego wieku, kiedy to na polską scenę niezależną powiał wiatr z wysp. Chłodna fala - ośmielam się  twierdzić, że to były najbardziej wartościowe artystycznie czasy w muzyce.


Ale wystarczy poszukać, żeby natknąć się na zespoły które ciągle grają tamtą muzykę. Muzykę zmuszającą do zadumy, jednocześnie posiadającą refren który można zanucić, oraz doskonałą warstwę gitarową i sekcję rytmiczną. Belgrado - bez wątpienia jeden z najciekawszych dziś zespołów cold wave z Hiszpanii, ale uwaga - z polską wokalistką. 

Dzisiaj płyta z początku działalności kiedy zespół podążał drogą wyznaczoną przez X-Mal Deutschland, wczesne Joy Division czy Opposition. Mieszanka zaiste piorunująca - ciekawy post punk - etap w poszukiwaniu własnego stylu, który dziś zespół już bez wątpienia posiada. Pół godziny chłodzącego prysznica elektryzujących brzmień, gdy za oknem lato. Zapraszamy.      

BONUS:

środa, 11 lipca 2018

Nostalgicznie: Extrakcje czyli Dif Juz z 4AD


Producentem debiutu Dif Juz jest Robin Guthrie z Cocteau Twins... I rzeczywiście słychać to charakterystyczne brzmienie gitar. Płytę otwiera leniwy Crosswinds, rozmowa między saksofonem a pianinem z lekkimi gitarami w tle. Ale niech nikogo nie zmyli ten utwór, płyta utrzymana jest w zupełnie innej tonacji, choć ten moment rzeczywiście może przypominać Cocteau Twins, tyle że instrumentalne. Głos Frazer zastąpił saksofon, bo jakby ktoś nie wiedział, Dif Juz to muzyka instrumentalna. 

Z półsnu budzi nas następujący chwilę potem A Starting Point. Znakomity motyw przewodni, świetny rytm i gitary. Przez chwilę jest żywiej, ale cały czas słychać nutkę nostalgii. To charakterystyczne brzmienie Dif Juz z tamtego okresu. Silver Passage ma za to znakomitą sekcję rytmiczną. I znowu świetny rytm i motyw przewodni, ale bez schematu - jest dużo improwizacji, cały czas sprowadzanej jednak do porządku przez owe cztery gitarowe proste chwyty. Później robi się bardzo nastrojowo i Cocteau Twinsowo. W końcu to piosenka o ostatnim dniu... - preludium, po którym Cocteau Twins wypełnia płytę, typowym dźwiękiem fortepianu a la Harold Budd i nostalgicznym wokalem Elizabeth Frazer - Love Insane przecież brzmi jak niepublikowany utwór z Victorialand... Saksofon i wokal tworzą niepowtarzalną mieszankę. 

Czy ktoś dzisiaj powiedziałby że to już ponad 30 lat od realizacji tego nagrania? Brzmi jak muzyka XXII wieku... Marooned jest rytmiczny, gitarowy i zdecydowanie z całej płyty najbardziej wiosenny. Dwa Piękne Dni i Burza - wszystko zawarte jest w tytule, to jeden z moich faworytów na tej płycie. Mamy tutaj całe Dif Juz - nostalgia, piękna melodia, rytm i muzyka. Echo Wreck powoli zbliża słuchacza do nieuniknionego końca, który niestety następuje z ostatnimi rytmami Bliźniaka i Ziemi

Czy ktoś jest w stanie dzisiaj tak klimatycznie grać muzykę instrumentalną?


Dif Juz - Extractions, 4AD 1985, Producent: Robin Guthrie, Tracklista: Crosswinds, A Starting Point, Silver Passage, The Last Day, Love Insane, Marooned, Two Fine Days (And a Thunderstorm), Echo Wreck, Twin And Earth

wtorek, 10 lipca 2018

Transkrypcja hipnozy Iana Curtisa z Joy Division - cz.6

Poprzednie części zapisu hipnozy Iana Curtisa, które z nagrania magnetofonowego przeniósł na papier Bernard Sumner (gitarzysta Joy Division, jednocześnie poddający IC hipnozie) opublikowaliśmy TUTAJ (cz.1), TUTAJ (cz.2), TUTAJ (cz.3), TUTAJ (cz.4), oraz TUTAJ (cz.5).  

Ian Curtis cofany jest w czasie do wczesnego dzieciństwa, następnie do okresu noworodka, a finalnie aż do okresu sprzed swoich narodzin. Dowiedzieliśmy się, że był angielskim prawnikiem o imieniu John, i mieszkał w domu ze swoją żoną. 

W kolejnej części cofnięty do roku 1830 Curtis wyjawia, ze był handlarzem książek pracującym w firmie Hayman na przedmieściach Londynu. Cofany dalej odnalazł się w więzieniu we Francji w roku 1642 lub 3 (TUTAJ). W kolejnej części (TUTAJ) dalsze cofanie w czasie przenosi nas do szpitala we Francji. Curtis ma ok. 50 lat. Opowiada o ranach, które odniósł podczas walk. 

Publikujemy zapisy, które nigdy nie ukazały się w naszym języku.


BS: Jak się nazywasz?
IC: Justin
BS: Justin, czy jest jakieś wspomnienie z twojego życia, które się jakoś zdecydowanie wyróżnia?
IC: Przyjaciele, ludzie, dobrzy przyjaciele...
BS: Miałeś kiedyś jakiś zawód?
IC: Nie, od bardzo bardzo wczesnej młodości
BS: Zatem skąd miałeś dochody?
IC: Wydaje się, że uratowałem.... Potrzebowałem... dużych zarobków. Jakkolwiek, stancja, posiłki, zawsze dostawałem.
BS: Dlaczego je dostarczali?
IC: Serwisy najemne
BS: Wynająłeś? Jakie serwisy, po co?
IC: Wyćwiczony.. żołnierz
BS: Jak się czujesz?
IC: Bardzo słabym?
BS: Dlaczego słabym?
IC: Gorączkuję, bardzo gorąco. Bardzo...rezygnuję z tego
BS: Z czego rezygnujesz?
IC: To koniec, to łatwe, przypuszczam
BS: Koniec twojego życia? Możesz powiedzieć, że miałeś dobre życie?
IC: Nie mnie osądzać
BS: A komu?
IC: Bogu
BS: OK, chcę teraz przenieść Cię dzień do przodu - do dnia twojej śmierci. Zrelaksuj się, bo nie chcę żeby spotkała cię krzywda. Nie martw się. Co czujesz?
IC: Ciepło
BS: Co?
IC: Gorąc, oparzenie
BS: Co dzieje się w twoim umyśle?
IC: Do tyłu i do przodu
BS: To znaczy?
IC: Zamierzam... spotkać Boga. Nie chcę wracać do... pokoju. Umrzeć tutaj... wydaje się finałem
BS: Boisz się?
IC: Nie
BS: Chcę teraz żebyś przeniósł się do chwili po twojej śmierci. Powiedz mi co widzisz, albo co czujesz?
IC: Po prostu... pustka, nic
BS: Nic nie widzisz?
IC: Nie
BS: Czujesz coś?
IC: (mamrotanie)
BS: Czy jeszcze istniejesz?
IC: (mamrotanie)
BS: Nieważne, odpocznij, zrelaksuj się i cofnij dalej w czasie. Do kolejnych wspomnień, nic ci nie grozi. Co widzisz?IC: Kościół
BS: Kościół? Który to rok?
IC: Dziewięćset... cztery lata po śmierci Chrystusa
BS: Co robisz w kościele?
IC: Jestem... jakby księdzem
BS: Jak się nazywasz?
IC: C - nie mogę powiedzieć. To bardzo...
BS: Zrelaksuj się i czekaj aż umysł się rozjaśni. Czekaj na wizję i wtedy powiedz mi co widzisz
IC: Tylko kościół
BS: Nic więcej?
IC: Gdzieś we wsi, trawa, jest duży, stoi w odosobnieniu, złocisty, zabrudzone okna, wkoło mury, jest wielki
BS: Co masz ubrane na sobie?
IC: Nie mogę.... jestem na zewnątrz kościoła
BS: Wiesz kim jesteś?
IC: Nie, tylko budynek, opactwo
BS: Jesteś tam księdzem?
IC: Nie jestem pewien, po prostu żyję tutaj


poniedziałek, 9 lipca 2018

Yang t'chin: chińskie cymbały, kataloński grajek i Dead Can Dance




"Na tle innych debiutów tamtego okresu, zaskakiwał brak fascynacji elektroniką, nowymi generacjami instrumentów klawiszowych. Syntezatory nigdy mnie nie interesowały - twierdził wówczas Brendan. Zawsze bardziej ekscytowałem się instrumentami o naturalnym, przyziemnym wręcz brzmieniu. Jednym z najdziwniejszych i najbardziej tajemniczym, jakiego używają zresztą do dziś, jest yang t'chin. Na tej 58 strunowej chińskiej odmianie cytry grają na zmianę Lisa i Brendan. Używamy pewnych instrumentów, ponieważ one po prostu istnieją - tłumaczy Lisa. Zawsze szukamy czegoś nowego. Yang t'chin (inna nazwa yangqin) dostaliśmy w prezencie jeszcze w Australii. Jedyny, związany z tym instrumentem problem, jaki wówczas mieliśmy, to ogromne trudności w zdobyciu części zamiennych, a zwłaszcza strun. Do czasu przyjazdu do Anglii dysponowaliśmy zaledwie sześcioma. Możliwość zakupu całego kompletu strun, to jedna z pozytywnych stron naszego przyjazdu do Londynu. Brendan: W pełni świadomie staramy się używać innych niż tych, tradycyjnie rezerwowanych dla rocka, instrumentów. Wokół jest ich tyle, iż ograniczanie się tylko do trzech podstawowych, byłoby głupim posunięciem. Ludzie, nasi bliżsi i dalsi znajomi, wiedzą, ze używamy kilku dość nietypowych instrumentów i często otrzymujemy od nich nowe, nieraz zupełnie dziwne." [Tomasz Słoń, Dead Can Dance, Rock Serwis, 1991.]  

Yangqin (揚琴), instrument o którym mowa powyżej, pochodzi z Chin, pojawił się w okresie dynastii Ming, około 1600 r. Nazwa pochodzi od słowa Yang (揚), które według znawców oznacza słowo obcy. W XVII wieku instrument odnotowano na południowym nabrzeżu Chin w okolicach Guangdong, gdzie został przywieziony przez europejskich handlarzy z terenu Bliskiego Wschodu, dlatego zwykło się uważać, iż jego prototyp, za który uznaje się perski santur, pochodzi z obszaru Azji Środkowej. Stamtąd został spopularyzowany w całych Chinach, aż po Tybet

Bliskowschodni pierwowzór równolegle rozwijał się w Europie, dając początek takim instrumentom jak Psałterium i cymbały. W tym czasie, przez ponad 400 lat yangqin, uległ modyfikacji, z których ostatnia została dokonana niedawno, bo w latach 50. XX w. przez mistrza Wang Yi-Fu (王 沂 甫). Poprawił on i zmodyfikował brzmienie za pomocą pałeczek bambusowych, których końcówkom nadał kształt młoteczkowy, aby tym sposobem precyzyjniej uderzać w struny oraz dwa zestawy mostów wspierające trzy rzędy strun pomnożył do czterech zestawów a w każdym zrobił wgłębienia, w które wpasowują się spoczywające tam struny. Wykonany przez niego utwór Embroiered Pouch (繡荷包) na zreformowanych cymbałach jest uznany za arcydzieło i umieszczony w poczcie utworów światowej kolekcji muzycznej Brown University dystrybuowanej na całym świecie (TUTAJ).  

Nowy yangqin, ten, który jest używany dzisiaj, stał się podstawowym instrumentem chińskiej orkiestry. Szybko został przyswojony przez muzyków wykonujących chińską muzyką tradycyjną, w której doceniono go za możliwość łatwego łączenia z innymi instrumentami oraz wszechstronność, bo sprawdza się zarówno przy akompaniamencie wokalistów jak i jako instrument solowy, na którym można uzyskać szeroki zakres niuansów i ekspresji. Poniżej, kataloński cymbalista nagrany niedawno podczas odwiedzin słynnego parku Gaudiego Güell w Barcelonie:


        
Jak wiedzą wszyscy fani Dead Can Dance instrument ten nadaje muzyce zespołu zupełnie niesamowite brzmienie, jak i wprowadza do utworów specyficzną rytmikę. 

Dzisiaj prezentujemy zupełnie unikalne nagranie z prób zespołu sprzed koncertu w Bedford z lipca 1984 roku. Można podziwiać umiejętności Lisy Gerrard i posłuchać jak cymbały brzmią w jej wykonaniu. Materiał jest perełką filmową, pokazuje klimat towarzyszący zespołowi w okolicach wydania pierwszych płyt. Klimaty małej wytwórni 4AD kierowanej przez Ivo Watts- Russella (TUTAJ) - dzięki któremu mogliśmy ich poznać, bowiem ich taśmy demo odrzucone zostały przez wszystkie znane wytwórnie. 

Dzisiaj Dead Can Dance są światowej sławy gwiazdami, i to już zupełnie inna historia. Podziwiajmy.



 

niedziela, 8 lipca 2018

Sadak w poszukiwaniu źródeł zapomnienia

John Martin, urodzony w tym samym miesiącu i roku, w którym doszło do zburzenia Bastylii,  czyli w lipcu 1789, posiadał instynkt rewolucjonisty. Zresztą nie tylko on, bo całe jego pokolenie jest postrzegane jako te, które zazdrościło rówieśnikom w innych krajach, szczególnie we Francji i w Ameryce wolności, zdając sobie jednak sprawę z krwawych kosztów jej osiągnięcia. Wiedzieli, a w zasadzie naocznie widzieli, do czego prowadzi rewolucja, pomimo jej szlachetnych celów, dlatego starali się wyzwolić z tyranii bez rozlewu krwi, co w dużej mierze im się udało.

Martin często i niesłusznie był postrzegany jako religijny fanatyk, najczęściej przyczyną takich opinii było utożsamianie go z bratem, chorym na schizofrenię podpalaczem Jonathanem, który próbował podłożyć ogień pod York Minster (katedrę  św. Piotra i Pawła w Yorku, jedną z największych gotyckich katedr Europy), przez co w 1830 roku został zamknięty w Szpitalu dla obłąkanych św. Łukasza w Bedlam. Oprócz Jonathana, przezwanego Mad Martinem, artysta miał jeszcze 12 rodzeństwa, z których tylko 5 osiągnęło dorosłość. Za występek szalonego brata płacił jednak głównie John, bo opinia publiczna odtąd doszukiwała się w jego twórczości wątków katastroficznych i wszystkiego, co przypominałoby pożar. Niemniej można zauważyć, że w tych plotkach znajdowało się niewielkie źdźbło prawdy, bo gdy Jonathan próbował usunąć stary, zepsuty świat za wywołując gwałtowne wydarzenia, John chciał dokonać tego samego tylko w sposób znacznie bardziej wzniosły, bo przez sztukę.

W 1812 r. namalował swój znany obraz Sadak szuka wód zapomnienia (Sadak in Search of the Waters of Oblivion). Płótno jest ilustracją opowieści Ridleya (The Tales of the Genii) o wyprawie Sadaka wysłanego przez sułtana, Amuratha, by odszukał niszczące pamięć wody zapomnienia. Sułtan zamierza wykorzystać je, aby uwieść żonę Sadaka - Kalasradę. Sadak wędrując do celu wytrzymuje wiele prób: burzę na morzu, zarazę, podziemny wir. Przyniesiona sułtanowi woda zabija go i to Sadak staje się sułtanem. Obraz Martina przedstawia Sadaka w kulminacyjnym momencie jego walki, tuż przed dotarciem do źródła wód niepamięci. Na kamiennej półce widzimy wspinającą się, malutką postać bohatera, który samotnie, na przekór niebezpieczeństwom rozległego świata, nie ustaje w wysiłku i realizuje zamierzony plan.  Trzeba pamiętać, oglądając zanurzony w krwawym świetle obraz, o symbolicznych odniesieniach tematu. Woda od początku naszej cywilizacji ma, według wielu wierzeń, moc metamorfozy, lecz nie tylko zmienia, dokonuje również regeneracji, pomaga przejść na inny poziom egzystencji. Dlatego starożytni Grecy wierzyli, że zmarły, aby się odrodzić, musi napić się wody z Lety, rzeki zapomnienia płynącej w Hadesie, bo tylko wymazanie wszystkich wspomnień poprzedniego życia pozwala na rozpoczęcie nowego (opisał to dokładnie Platon w Politei).


Obraz stał się bardzo popularny i znalazł od razu kupca, choć według anegdoty, kuratorzy wystawy w Akademii Królewskiej nie mogli się na początku zorientować jak powiesić płótno i zamierzali pokazać je do góry nogami. Ten sam problem dotykał i innych obrazów Martina rozgrywających się w scenerii przyrody. W ogóle ten malarz w zupełnie inny sposób konstruował swoje dzieła, niż dotąd przyjęto. Lubił otwierać swoją wizję w samym środku dramatu, podobnie jak współczesny reżyser filmowy rzuca nas, widzów, w akcję i nagle stajemy się jej częścią, a przynajmniej wierzymy, że możemy być jej częścią.

W ten sposób patrzymy na gwałtowne apokaliptyczne sceny znane z Biblii lub dzieł Szekspira na obrazach Johna Martina. Jedną z nich jest arcydzieło z 1821 r. pokazujące Ucztę Baltazara. Do jego wykonania malarz posłużył się zabiegiem znanym pod nazwą trompe l'oeil, po to aby uzyskać efekt trójwymiarowości. W zamierzeniu obraz miał zniesławić Księcia Regenta, który wykorzystał koronację George IV i towarzyszącą uroczystości groteskową ucztę do umocnienia swojej pozycji. Martin poprzez swoje dzieło chciał pokazać ogrom dramatu, niesprawiedliwości i nieuchronność odpłaty. Po tym płótnie Martin utwierdził się w przekonaniu o posiadanej misji do sprowadzenia wielkich tego świata z wyżyn ich pychy do poziomu reszty ludności. Obok twórczości malarskiej Martin proponował inne rozwiązania, która mogły przyczynić się do poprawy funkcjonowania otaczającego go świata. Zaprojektował np.: nowy system kanalizacyjny dla Londynu i propagował pomysł metra, czyli podziemnej kolejki komunikującej odległe części miasta.


Omówiliśmy tylko dwa obrazy Johna Martina, namalował ich oczywiście znacznie więcej. Znaczną część można zobaczyć tutaj:


Obrazy apokaliptyczne Martina stały się prekursorem filmów katastroficznych filmów fantasy, i innych dzieł sztuki również teatralnych oraz monstrualnych instalacji, podejmowanych przez różnych artystów na obszarze całego globu. Pomimo znacznej popularności w swoich czasach, obecnie jest nieco zapomnianym twórcą, pozostającym w cieniu współczesnych mu Wiliama Turner’a i Johna Constable. Niesłusznie, jego ogromne płótna, pełne mroku i tzw. gotyckości noszą w sobie tak potężny ładunek emocji, że są zdolne poruszyć każdego.

Bibliografia:
Bénézit, E., Dictionnaire des Peintres, Sculpteurs, Dessinateurs et Graveurs, T. VIII, Paryż, 1956-61; Campbell, M., John Martin: Visionary Printmaker , York City Art Gallery, 1992; Feaver, W., The Art of John Martin , Oxford, 1975;  Wood, Ch., Dictionary of Victorian Artists , Woodbridge, 1971;   Strona o artyście TUTAJ