sobota, 25 września 2021

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Mick Middles - człowiek który widział wszystkie koncerty Warsaw i Joy Division, jakie grali w Manchesterze

Nikt chyba nie wie tyle o zespołach Manchester Sound co Mick Middles (ur. 1956 r.) - którego nazwisko wymienialiśmy na naszym blogu już kilka razy (TUTAJ) - od zawsze niezależny pisarz i dziennikarz, znany głównie ze swoich artykułów i wywiadów z muzykami, zamieszczanymi w poczytnych czasopismach: Sounds, The Face, The Guardian, Daily Telegraph, Mail on Sunday i The Daily Express. Napisał także książki i biografie wielu artystów, w tym o New Order, Marku E Smithie, Micku Hucknallu i Stone Roses oraz o Ianie Curtisie (jego książkę napisaną wraz z Lindsay Read zaczęliśmy właśnie streszczać TUTAJ).


Wszystko u niego zaczęło się  od fanzinu Ghast Up (LINK), jednego z pierwszych w Manchesterze, który Middles założył w 1977 roku z Martinem Ryanem. Na pomysł wydawania czasopisma pierwszy wpadł Mick, który prawdopodobnie zobaczył fanziny, Sniffin' Glue i 48 Thrills, w sklepie Virgin na Lever Street w Manchesterze. I pomimo, że wyszły tylko trzy numery Ghast Up (wypuszczane od kwietnia 1977 do lipca 1977), zmieniły one życie pracujących przy nim osób.



Magazyn napisany ręcznie na staromodnej maszynie Roneo Stencil został rozprowadzony w sklepach płytowych, także w Virgin na Lever Street oraz w sklepie Paula Morleya w Stockport. Jeśli dodamy, że zdjęcia w nim publikował Kevin Cummins, zrozumiemy czym było to wydawnictwo. 

Martin Ryan (ur. 1955 r.) następnie zaczął pisać dla NME, a także współtworzył kilka innych mankuńskich publikacji, w tym legendarny fanzin City Fun, który ukazywał się od 1978 do połowy lat osiemdziesiątych (o fanzinach, City Fun i innych pisaliśmy TUTAJ). Po latach został poproszony i stał się osobą, która przekazywała wiedzę na temat sceny muzycznej Manchesteru badaczom filmowym i studentom uniwersytetów. Kevin Cummnis zrobił karierę słynnego fotografa, a Mick Middles jest pisarzem i krytykiem muzycznym...


Wydaje się, że całe życie Micka Middlesa to zespoły i ich muzyka. O nim samym wiadomo bardzo niewiele. Nie ma swojego biogramu w popularnej Wikipedii, nie ma też strony internetowej. Z tego co udało nam się ustalić, był dwukrotnie żonaty. Pierwszą jego żoną była Julie Middlehurst, pielęgniarka w domu opieki, a potem wokalistka The Secret Seven, zespołu założonego przez Mike Finneya (Distractions), który wypuścił tylko jeden singiel. W skład Secret Seven wchodzili jeszcze producent/gitarzysta Martin Hayles, basista Bernard Van Den Berg, perkusista Danny Cummings i klawiszowiec Don Garbutt. Zespół podpisał kontrakt z Bronze Records i w 1983 roku wydał singiel Hold On To Love (LINK).

Drugą żoną Middlesa jest Vicky Bates, psycholog po Uniwersytecie w Manchesterze, z którą mieszka w Flixton (Great Manchester) (LINK). Prawdopodobnie oboje mają dzieci z partnerami z poprzednich związków.


Trzeba przyznać, że Mick Middles miał niewątpliwie szczęście i talent do rozpoznawania dobrych zespołów. Był pierwszym dziennikarzem, który przeprowadził wywiad z muzykami Joy Division dla prasy muzycznej oraz nawiązał z nimi bliską współpracę (LINK).  

Kontakt ułatwiła mu dobra znajomość z Robem Grettonem, którego poznał w 1976 roku. Gdy robił wtedy wywiady dla swojego fanzinu Ghast Up, Gretton często mu przy tym towarzyszył, a potem założył swój własny zin Manchester Rains. W tamtym czasie muzycy The Drones opowiedzieli Middlesowi o zespole Stiff Kittens. Jednak zanim zdążył ich zobaczyć w maju 1977 w Electric Circus, zmienili nazwę na Warsaw.


Grali w Manchesterze 12 razy w 1976 roku i Middles widział każdy ich koncert. To samo było z Joy Division. Widział ich 17 razy. Widział i te najlepsze i najgorsze koncerty. W jednej z gazet przytacza się jego opinię na ten temat: Najgorszy występ jaki dali miał miejsce w New Osborne Club, tuż za rogiem Electric Circus, w noc, kiedy Iggy Pop dał koncert z A Certain Ratio i Section 25. Byli u szczytu, ale pod dużą presją. Po prostu w ogóle nie występowali. Myślę, że to była największa publiczność, jaką kiedykolwiek mieli w Manchesterze, ale najgorszy występ, jaki zagrali. 

Zauważył także ogromną zmianę w ich grze i zdefiniował jej przyczynę: Hannett był tą iskrą, która wszystko zmieniła. Były te dwa koncerty w Russell Club, a w ciągu trzech tygodni miałeś stary Joy Division i nowy Joy Division. [W drugim] mieli już takie bębnienie w stylu disco i to musiał być ten czas, w którym pojawił się Martin (LINK).  

Swoje wspomnienia związane z Joy Division wydał drukiem w 1986 roku w książce From Joy Division to New Order wydanej przez Virgin Books (drugie wydanie wyszło pod tytułem Factory - LINK) . Jak ważną był postacią dla manchesterskiej sceny świadczy fakt, że został odnotowany w filmie 24 Hour Party People, jego postać zagrał tam zagrał Simon Pegg.



Co dzieje się teraz z Mickiem Middlesem? Prowadzi od 2014 roku cotygodniowe audycje radiowe oczywiście o muzyce w internetowym radio Fab International (LINK)  (niektóre są TUTAJ) oraz pisze dla Warrington Guardian Series (Newsquest North West Ltd). I chodzi z żoną na występy…

Czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 24 września 2021

Przyjaźń między Ianem Curtisem a Genesis P-Orridgem cz.2: Były tylko dwie osoby którym ufał Ian Curtis

Z drugiej części wspomnień Genesisa P Orridge'a (pierwsza omówiona była TUTAJ) dowiadujemy się, że Ian Curtis uwielbiał Jima Morrisona (o czym już wielokrotnie pisaliśmy), oraz nihilizm Velvet Undrground. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w wersji Sister Ray - covera granego przez Joy Division live, na końcu Ian wypowiada zdanie - ciekawe co na to by powiedział Lou? 

Orridge następnie przytacza bardzo ciekawe fakty. Twierdzi bowiem, że Ian Curtis pod koniec lat 70-tych i na początku lat 80-tych ufał tylko dwóm osobom, Annik i jemu. Dlatego nikomu innemu nie przyznał się do słuchania Sinatry

Z tym Sinatrą to bardzo interesująca historia. Otóż Tony Wilson twierdził, że to on przyniósł dla zespołu dwie płyty Sinatry przed sesją LWTUA i kazał Ianowi słuchać (pisał o tym w swojej książce Jon Savage - TUTAJ). Potwierdzają to wspomnienia Bono z U2, który był świadkiem nagrywania LWTUA kiedy jego zespół próbował dostać się pod skrzydła Martina Hannetta (pisaliśmy o tym TUTAJ). Istnieją też wersje mówiące że Sinatrę sprezentował Curtisowi sam Hannett (pisaliśmy o tym TUTAJ).

Aspekt zaufania tylko do dwóch osób jest dość mocno dołujący. Zauważmy, że nie pada tutaj imię żony, nazwisko któregokolwiek z członków zespołu, czy Tonyego Wilsona albo Roba Grettona. Nie ma tutaj też nazwiska Hannetta, z którym Curtis rozumiał się doskonale - zresztą Hannett twierdził że jest dlatego, bo obaj są geniuszami. Być może Genesis P-Orridge nieco konfabuluje, ale jeśli tak nie jest? 

Możemy sobie wyobrazić jak samotnym musiał czuć się Ian Curtis tamtego sobotniego wieczoru, kiedy Annik wyjechała, Deborah wręczyła mu papiery rozwodowe, a przed nim była wizja trasy po USA, gdzie jak powiedział ktoś Curtisowi, (Stephen Morris - świadek tej wypowiedzi, nie podał dokładnie kto to był) nie lubią epileptyków.


Genesis P-Orridge twierdzi, że Curtis mu się wręcz spowiadał. Ale nigdy nie rozmawiali tak całkiem szczerze, od serca, bo Ian taki nie był. Ich rozmowy często wypełniała wymowna cisza, i jak to określa muzyk, ponure milczenie. Nagle jego oczy rozbłyskały gdy w głębi umysłu doszedł do jakiejś mocnej konkluzji.

Genesis P-Orridge przypomina sobie ich spotkanie, kiedy to zabronił Ianowi palić w swoim apartamencie. Sam nie palił i nie lubił zapachu dymu. Nagle wrócili do rozmowy o koncertach w USA i Curtis miał powiedzieć że nie poleci. Na co Genesis P-Orridge miał odpowiedzieć - to nie leć. Pada dalsza cześć wypowiedzi Curtis, która rzuca ciekawe światło na sytuację jaka panowała wtedy w Factory wkoło zespołu, jak i w samym zespole. 

Oni mówią mi że powinienem być w trasie. Ale ja tego nie zamierzam. To wyglądało tak, jakby już zdecydował. Niemniej wiedział, że za kulisami decydują inni, toczy się jakaś gra.

Czuł się zobowiązany do wzięcia udziału w naprawdę przerażającej amerykańskiej trasie. Mówił o poczuciu zdrady, o byciu wykorzystywanym, o klaustrofobicznych związkach, strachu przed lataniem, zawiedzeniu Deborah i Natalie, rozczarowaniu Annik, którą naprawdę kochał, o byciu przez wszystkich zjedzonym żywcem i zniszczonym. Czuł się słaby i uwięziony. Zassany na sucho. To była toksyczna kombinacja.

Warto przypomnieć sobie piosenkę Missing Boy, którą Vini Reilly umieścił na płycie LC, nagranej po śmierci Iana Curtisa (opisywaliśmy ją TUTAJ).

Stracony chłopak

There was a boy/ Był kiedyś chłopak

I almost knew him/ Prawie go znałem

A glance exchanged/ Wymiana spojrzeń

Made me feel good/ Sprawiała, że czułem się dobrze

Leaving some signs/ Zostawiając znaki

Now a legend/ Stał się legendą

The dream was wrought/ Marzenie zostało spełnione

Where thoughts were heard/ Gdzie słyszano myśli

Love is reserved/ Miłość jest ostrożna

From previous times/ Od pierwszych razów

Like a dead bird in the dirt/ Jak martwy ptak w brudzie

Like a rusty can on the ground/ Jak zardzewiała puszka na ziemi

I don't believe in stardom/ Nie wierzę w status gwiazdy

Machinery in action/ Maszyneria w akcji

Full of experts/ Pełna ekspertów

Full of experts/ Pełna ekspertów

Same old order?/ Ten sam stary schemat?

Same old order/ Ten sam stary schemat

Same old order?/ Ten sam stary schemat


Watch with obsession?/ Patrzą z obsesją?

Some accident of beauty/ Na przypadek piękna

Try to capture/ Starają się uchwycić

As the light begins to fail/ Zanim światła gasną

Shapes to compose/ Pojawią się kształty

Shadows of frailty?/ Cieni słabości?

The dream is better/ Marzenie jest lepsze

Dissolves into softness/ Rozpuszcza się w miękkości

But the end/ Ale koniec

The end is always the same?/ Koniec jest zawsze taki sam

There was a boy/ Był kiedyś chłopak

I almost knew him/ Prawie go znałem

A glance exchanged/ Wymiana spojrzeń

Made me feel good/ Sprawiała, że czułem się dobrze

Leaving some signs/ Zostawiając znaki

Now a legend/ Stał się legendą 


Nie ma chyba wątpliwości, że P-Orridge  mówi o tej samej maszynerii o której śpiewa Vini. Ta sama maszyneria, która zmusiła Iana Curtisa do występu w Bury dwa dni po pierwszej próbie samobójczej i płukaniu żołądka.

Uważał, że to jego własny brak odwagi stworzył tę sytuację. Szantaż handlowy i źle ulokowana lojalność zniszczyły integralność Joy Division. Sprawy zostały jakoś nędznie zmanipulowane w taki sposób, że pomimo jego wołań o pomoc, miał przylecieć do USA 19 maja 1980 roku.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.       

czwartek, 23 września 2021

Roman Krugliński: Moje zdjęcia są mroczne, jak moje myśli

Tworzę obrazy jakich nie ma w naturze, a jakie są we mnie… Ja? No cóż… Żyję w Gdańsku… Fotografia to moje hobby… Nie jestem zawodowym fotografem… Samouk, Samotnik… Inspirują mnie przeczytane książki, muzyka, film i mój wrodzony pesymizm… Moje zdjęcia są mroczne, jak moje myśli… Od paru lat więcej manipuluje fotografią… Tworzę obrazy, jakich nie ma w naturze… A jakie są we mnie… (LINK) - tak o swoich zdjęciach mówi Roman Krugliński (ur. 1965 r.), fotograf mieszkający i tworzący w Gdańsku. Jego strona internetowa i firma o nazwie będącej grą słów Romantyka -  czyli Roman-tyka z kolei zamieszcza motto które wyjaśnia cel twórczych działań artysty, będące cytatem słów Martina Parra, dokumentalisty i fotografa: Jestem tym, co fotografuję




 A więc spójrzmy, kim jest Roman Krugliński, który tak skrzętnie ukrywa informacje o sobie, iż nawet nie podaje podstawowych danych biograficznych? Za to dzieli fotografie zgodnie ich tematyką na Ślub, Portret, Biznes, Packshot, Imaginacje. Pierwsze cztery zbiory zawierają objaśnienia artysty odnoszące się do oferowanych usług. Ostatni - pozbawiony jest wszelkich komentarzy (LINK). Można zatem przyjąć, że to właśnie te zdjęcia są obrazem jego wnętrza. 



Obrazy te przestawiają pejzaże… Głównie czarno-białe kadry wykonane są w mieście a także w plenerze. Zazwyczaj ukazują człowieka (czasem parę), niewielką ludzką sylwetkę na ulicy, w otoczeniu spiętrzonych gmachów architektonicznych, na szeroko rozpostartym zaoranym polu, na drodze, która ciągnie się po daleki horyzont pod zachmurzonym niebem. Smutne, nostalgiczne kompozycje są jednocześnie piękne, pełne melancholii i rezygnacji...





Czy można cieszyć się rozpaczą? To dość absurdalne i ambiwalentne uczucie niejako odcisnęło się w stylistyce zdjęć.  A przynajmniej takie odnosi się wrażenie. Na jednej z fotografii widzimy śmierć wychodzącą z cmentarza. Na innej stojącą przed ponurym zamczyskiem. Zdjęcia są ładne. Tak urokliwe, że ich mroczna tematyka nie przygnębia. Po pewnym czasie nawet, gdy już na dobre przyjrzymy się im zaczynamy wręcz nieufnie wątpić w ich szczerość. Ale jak Jonathan Carroll kiedyś powiedział, że Śmierć nie przygnębia - czyni cię tylko pustym. To właśnie jest w niej najgorsze. Wszystkie twoje zaklęcia, nadzieje i śmieszne nawyki znikają błyskawicznie w wielkiej, czarnej dziurze i nagle uświadamiasz sobie, ze odeszły, bo oto nieoczekiwanie niczego już nie ma w środku.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 22 września 2021

Przyjaźń między Ianem Curtisem a Genesis P-Orridgem cz.1: Obaj kochaliśmy Sinatrę

Kilkakrotnie pisaliśmy na naszym blogu o przyjaźni między wokalistą Joy Division a kontrowersyjnym muzykiem z Manchesteru - Genesis P-Orridgem. W tekście TUTAJ omówiliśmy fragmenty wywiadów jakich udzielił P-Orridge, w których wspomina ostatnie rozmowy telefoniczne z wokalistą Joy Division. Podobno ten wyczuł owej feralnej sobotniej nocy, że Curtis chce popełnić samobójstwo i obdzwonił kilka osób w Manchesterze. Trudno jednak dziś to potwierdzić w dostępnych nam źródłach. 

Colin Sharp w omawianej przez nas książce wspomina, że Curtis podczas realizacji Closer większość czasu spędzał (zamiast z kolegami z zespołu) z Annik bądź z Orridgem właśnie (LINK), z którym poszukiwał dziwnych miejsc i ludzi.

Kilka dni temu, celem zapowiedzi biografii kontrowersyjnego muzyka (LINK), ukazały się jej fragmenty poświęcone znajomości z Ianem Curtisem. Szczerze mówiąc spodziewałem się tego, kiedy inny legendarny muzyk z Manchesteru - John Cooper Clarke opublikował swoją biografię.

W ujawnionym dość obszernym fragmencie muzyk nie wyjaśnia jakie było podłoże ich znajomości. Być może, Ian Curtis upatrywał w nim kolejnego dziwnego człowieka, bowiem znany był z tego, że pociągała go inność i różnego rodzaju dziwy natury. Być może było tak jak w książce Torn Apart opowiada Alan Hempsall, który wtedy był wielkim fanem Throbbing Gristle. To idąc za przykładem tego właśnie zespołu Joy Division wydali Atmosphere w wydawnictwie Sordide Sentimental (warto zobaczyć TUTAJ i TUTAJ), gdzie swój singlel wydała wcześniej kapela P-Orridge'a.


A kapela ta nie była typowym zespołem muzycznym, tylko happeningiem. Według Hempsalla jednym z elementów tego happeningu było rozdawanie fanom swoich numerów telefonów, by ci mogli dzwonić. A skoro dzwonił Hempsall to poinformował o tym Curtisa i ten, jako wielki fan Throbbing Gristle, dzwonił również... 

P-Orridge w biografii zapomina o tym (twierdzi że Jon Savage albo ktoś inny dał Curtisowi jego prywatny numer), i stara się uzasadnić ich przyjaźń faktem, że obaj byli z Manchesteru, żyli w zbombardowanym mieście i mieli podobny ogląd na życie. 

Pojawiają się wątki egzystencjalne, świadomość bezsensu istnienia przekształcana jest w samoagresję. Curtis dzwonił do niego nocami i o dziwnych porach, dyskutowali o anarchistycznych pomysłach  na muzykę pop, poezji, prozie, samobójstwie, depresji i izolacji. Spośród piosenek Throbbing Gristle Ian Curtis najbardziej lubił Wheeping.


Często puszczał ten utwór Orridgeowi przez telefon i śpiewał szepcząc. 

Ludzie często zadawali pytanie jaki był Curtis

Jak się ubierał? 

Ubierał się niechlujnie. Swetry. Spodnie jeansowe.


Jakie narkotyki zażywał? 

Niezwykłe. Pił piwo. Od czasu do czasu palił papierosy.

Jakie miał poglądy polityczne?

Nie miał żadnych poglądów politycznych. Nie obchodziło mnie to.

Jakiej muzyki słuchał?

Oboje kochaliśmy Franka Sinatrę.

Muzyk pamięta, jak kiedyś razem słuchali piosenki Laura, sposób śpiewu Sinatry ich rozwalał. Ian przyniósł singla i trzymał go pod płaszczem jak świętość...


Bardzo ciekawy jest wątek fascynacji Curtisa hitlerowską modą. Jak pamiętamy, wkoło Joy Division i ich singla An Ideal for Living narosły kontrowersje, nawet w jednej z recenzji zespół nazwano kolejnym nazistowskim badziewiem. Później Rob Gretton postanowił się od tego odciąć zmieniając okładkę. Zespół odżegnywał się od faszystowskich wpływów. 

Jak było naprawdę? Przypomnijmy sobie zdjęcie z tekstu Death Dico McCoullugha, który opisaliśmy TUTAJ. Pozwoliliśmy sobie zrobić powiększenie, tak aby zbliżyć Bernarda Albrechta (później Sumnera).


Jeśli do tego dodać pochodzenie nazwy, plakaty z niemieckimi czołgami, czy okładkę An Ideal For Living, można mieć wątpliwości. Tym bardziej po kolejnym fragmencie wspomnień Orridge'a z których dowiadujemy się, jak z Ianem zabijali czas w sklepie z niemieckimi pamiątkami Call to Arms w Islington

Ian uważał, że faszystowskie mundury były bardzo dobrze skrojone, że Speer miał świetny gust. Przymierzył bluzę i pas ale nic nie kupił, za to Orridge kupił noże stołowe z bunkra Hitlera.

Podczas gdy reszta zespołu piła w jakimś pubie, on nie szedł z nimi, bo by mu kazali pić piwo i się zamknąć. Wolał rozmowy z P-Orridgem, który był aż o 10 lat starszy. Ale nie były to typowe konwersacje od serca, bo Ian taki nie był...      

Wkrótce przedstawimy kolejną część naszej analizy tekstu Genesisa P-Orridgea, który zmarł niedawno w wieku 70 lat na białaczkę (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

wtorek, 21 września 2021

Sergio Cerchi: Wyimaginowany świat ze snów

Sergio Cerchi (ur. 1957 r.) jest włoskim malarzem. Chyba po prostu musiał zostać artystą, bo urodził się, wychował i nadal mieszka we Florencji. I może to duch miejsca sprawił, że maluje od najmłodszych lat oraz że ukończył miejscowe uczelnie artystyczne, gdzie zdobył, co można zauważyć patrząc na jego prace, solidne podstawy warsztatowe. 





Maluje realistycznie, głównie postacie pięknych kobiet... Choć trudno ustalić, czy są to portrety, czy osoby zrodzone w jego wyobraźni. Raczej wydaje się, że jego płótna ukazują wyimaginowany świat, może ze snów? Bohaterki jego obrazów mają idealne rysy twarzy, a ich kontury niejako pojawiają się, wychodzą i rozpływają się w tle, przypominający mur złożony ze skalnych, kanciastych płycin...




Poszczególne tematy i tła mnożą się w jego malarstwie niczym nuty na muzycznej pięciolinii. Najbardziej interesujące są przestrzenie, w których umieszcza swoje kompozycję. Płasko zamyka scenę a jednocześnie dzieli ją na sposób kubiczny, przez co postacie i detale czytelnie i wyłaniają się z tła i roztapiają, w zależności od kontekstu, co podkreśla użytą paletą barw. Stosuje odcienie charakterystyczne dla obrazów olejnych, o ciepłych tonach zdecydowanej, karminowej czerwieni zmieszanej z nutą ochry, a także przeciwstawnych im zieleni i błękitów połączonych z odcieniami szarości, czym nawiązuje do rzeźbiarskich, kamiennych form wielkich mistrzów renesansu. 




Dekoracyjnością użytych środków wyrazu przypomina ornamentykę secesyjną, znaną głównie z malarstwa Alfonsa Muchy, lecz Sergio Cerchi w odróżnieniu od niego nie potrzebuje złota, aby uzyskać równą głębię i połyskliwość barw, co czeski artysta.




Wracając do tematyki jego prac, trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy przed sobą motywy zaczerpnięte z europejskich mitów znanych od starożytności, z baśni, które każdy z nas słyszał w dzieciństwie. Jednak nie są to aluzje na tyle oczywiste, aby można było je od razu rozpoznać i przyporządkować poszczególny wizerunek do konkretnej opowieści. To daje nam, widzom, możliwość swobodnej interpretacji znaczeń. Możemy sami nadać treść oglądanym malarskim wizjom. Albo w ogóle odrzucić próbę analizy i uznać, że mamy przed sobą wyłącznie estetyczne malarstwo, wypełniające koncepcję daleką od konkretnej funkcji czyli podporządkowane zadaniom pozaartystycznym wyrażonym hasłem sztuka dla sztuki. Lecz przeczą temu rekwizyty znajdujące się na obrazach: karty do gry, mydlane bańki, motyle, ćmy, pióra unoszące się na wietrze… Czyżby artysta używa tak bogatych środków wyrazu aby postawić nam przed oczy egzystencjalną prawdę, głoszącą iż wszystko to marność… Nie opieraj się na trzcinie chwiejącej się na wietrze, bo ciało to siano, a cały blask jego jak kwiat na łące opadnie… 

Jeśli zdołaliśmy zainteresować twórczością Sergio Cerchi odsyłamy do jego strony, gdzie jest więcej jego prac (LINK).

Czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

poniedziałek, 20 września 2021

Isolations News 159: Ian Curtis w pamiętnikach Genesis P-Orridge'a, Tony Wilson - nowa biografia, najgorsze okładki świata, New Order w Manchesterze, Hooky sprzedaje pamiątki, Strawberry Studios Forever, koncerty w Polsce



Opublikowano fragment pamiętnika Genesis P-Orridge Nonbinary wydany przez wydawnictwo Abahms Publishing, którego premiera planowana jest na październik - oczywiście udostępniany kawałek jest o przyjaźni z Ianem Curtisem

Muzyk pisze tak: Patrząc wstecz na moją krótką, ale cenną przyjaźń z Ianem Curtisem, mam wrażenie, że on i ja byliśmy bardzo podobni. Obaj urodziliśmy się w powojennym, zbombardowanym Manchesterze i obaj korzystaliśmy z naszych doświadczeń, minuta po minucie, postrzegając życie jako metaforę ostatecznie fatalistycznego przeznaczenia. Często wyrażaliśmy tę daremność w nienawiści do samego siebie. Nienawiść za to, że nie potrafiliśmy sprawić, by ludzie zrozumieli, by naprawdę ZOBACZYLI zarówno hipokryzję jak i zdrady oraz ból egzystencjalnych dylematów. Ian zwykle dzwonił do mnie późno w nocy. Może to od Jona Savage'a, a może od kogoś innego, zdobył mój prywatny numer telefonu i zaczął do mnie dzwonić. Dzwonił do mnie o dziwnych porach, żeby porozmawiać o Throbbing Gristle, o moich anarchistycznych pomysłach na muzykę popularną. W końcu to ja nazwałem zupełnie nowy gatunek rocka elektronicznego, dzięki czemu stałem się poważny i wiarygodny... Z tego co tam napisano jednoznaczne wynika, że P-Orridge był najbliższym przyjacielem Curtisa, któremu ten zwierzał się, wręcz spowiadał... Więcej można przeczytać (TUTAJ). 

Pytanie czy w artykule jest wszystko na temat ich przyjaźni, czy też w książce są jeszcze jakieś inne ciekawe fakty. Postaramy się do niej dotrzeć i opisać  na naszym blogu.


Ciąg dalszy Joy Division story - Paul Morley w Walthamstow Rock 'n' Roll Book Club wraz z Rose Marley będą opowiadać 21 października o Tonym Wilsonie, w związku z publikacją jego nowej biografii zatytułowanej From Manchester With Love. Bilety i szczegóły TUTAJ. W tym samym miejscu wcześniej, bo już 23 września o swoich książkach na temat środowiska artystycznego dekady lat 70 i 80 opowiedzą  Dave Haslam i Paul Gorman (LINK).


Etienne Vernaeve (muzyk, prywatnie mąż Annik Honnore, przyjaciółki Iana Curtisa) udzielił wywiadu, w którym opowiedział o swoim hobby. Mianowicie jest kolekcjonerem płyt o najbrzydszych okładkach, jakie tylko można sobie wyobrazić (LINK).   

Zauważył on, że Wygląd okładki zwykle dużo mówi o zawartości. Zła płyta często idzie w parze ze złą szatą graficzną, złą typografią, błędami ortograficznymi i, co najważniejsze, dwoma kiepskimi kawałkami odciśniętymi na krążku. Egzemplarze do kolekcji kupuje na pchlim targu, robi im zdjęcia i zamieszcza na swoim profilu na Instagramie (LINK), po czym płytę umieszcza w pudle na strychu swojego domu… Ma ich już prawie 400. 

Ciekawe, czy w jego kolekcji znajduje się pokazana powyżej okładka króla jodłowania Franza Langa, z jego niezapomnianym hitem:


Vernaeve ma rację. Muzyki Langa nie da się słuchać na trzeźwo. Tak jak oglądać okładek jego płyt. Ale żeby to kupować? To chyba już jakieś zboczenie.


Pozostajemy w klimacie post Joy Division, bowiem New Order wystąpili na żywo w Manchesterze. Na koncert przyszło 35 tys. ludzi (LINK). Nie jesteśmy fanami New Order (choć mają klika dobrych płyt), niemniej obejrzane fragmenty koncertu jasno pokazują, że NO ciągle robią wielkie show, Ian Curtis jest wiecznie żywy, a Bernard Sumner zamiast śpiewać zaczyna coraz bardziej pokrzykiwać.


W temacie NO - Peter Hook wystawił na aukcję pamiątki związane z zespołem. Katalog jest dostępny TUTAJ, a sprzedaż ruszy 8 października.

Jeszcze news z okolic Joy Division - w Stockport 16 września odbył się koncert muzyki realizowanej w Strawberry Recording Studios w latach 1967-1993. Dochód zasilił Seven Miles Out Arts Community Interest Company, która ma sfinansować nagranie i produkcję winylowego albumu Strawberry Studios Forever (LINK).


Jeden ze sklepów internetowych oferuje t-shirt z motywem ulubionego zespołu muzycznego. Oferta jest bardzo szeroka - od Sex Pistols, Joy Division i Bauhaus po the Cure, Marillon i Milesa Davisa (LINK). 


Pora kilka newsów koncertowych i  z naszego podwórka. Give Up To Failure, którym kibicujemy (warto zobaczyć TUTAJ) podziękowali fanom za okazywane wsparcie i zapowiedzieli nową płytę, która ukaże się w przyszłym roku (LINK). Czekamy z niecierpliwością.


Moonspell łączy siły z My Dying Bride, Borknagar, Wolfheart i Hinayana i wspólnie wyruszają w europejską trasę Ultima Ratio Fest 2022. Zespoły zobaczymy 12.10.2022 we wrocławskim klubie A2 - Centrum Koncertowe i będzie to jedyny przystanek w Polsce podczas ich tournee (LINK).


Natomiast wrocławski koncert Clan of Xymox, który planowany był na 15 listopada został odwołany. Ze względów logistycznych (LINK).


W maju przyszłego roku do Polski wrócą Brendan Perry i Lisa Gerrard wraz zespołem muzyków Dead Can Dance. Wystąpią w  Atlas Arenie w Łodzi. bilety już dostępne TUTAJ. Zastanówcie się jednak, zanim kupicie. W razie odwołania koncertu, jak było to ostatnio, zwrócą wam kasę, ale nie od ręki - trzeba bardzo długo czekać. Zwrócą oczywiście bez odsetek, przecież trzymali je w skarpecie.



Kilka newsów związanych z ruchami w świecie muzycznym. Placebo 17 września wypuścili pierwszą od pięciu lat  nową piosenkę zatytułowaną Beautiful James. I zapowiedzieli wydanie nowe albumu, który prawie jest już skończony (LINK). Ceniliśmy Palcebo jak długo nie dowiedzieliśmy się, w jaki sposób rozstali się z poprzednim perkusistą. Żenada. Natomiast muzycznie połykają własny ogon, co słychać powyżej.


Duet David Long & Shane O'Neill zadebiutowali albumem Moll & Zeis. Jest on  szczególnie polecany fanom Echo and The Bunnymen, Go-Betweens, PIL, wczesnego New Order i The, Sound. Płytę z 11 utworami można nabyć TUTAJ.


Aby się nieco odchamić, w końcu nie samą muzyką człowiek żyje - Muzeum Albertina proponuje bardzo ciekawe wystawy: od 17 września  można zobaczyć dzieła Amadeo Modiglianiego. Jest to zaległa wystawa której otwarcie planowano na zeszły rok, w którym przypadała rocznica stulecia od śmierci malarza (LINK) a w przyszłym roku, od 18 lutego będzie można podziwiać 60 prac Edvarda Muncha oraz obrazy artystów pozostających pod jego wpływem, będą to m.in.:. Marlene Dumas, Peter Doig, Miriam Cahn i Tracey Emin (LINK).


I jeszcze, celem kompletnego już odchamienia, kilka newsów ze świata nauki. Dotyczą one przeszłości, niemniej opisują bardzo ważne dla nas dziś odkrycia. 

Wieloryby nie zawsze były tylko zwierzętami wodnymi, ponieważ zidentyfikowane skamieliny ujawniły, że wieloryby miały kiedyś nogi i chodziły po lądzie. Na szczątki które potwierdzają tę teorię natrafili, po amerykańskich uczonych także paleontolodzy egipscy (LINK). Natomiast w Nowej Zelandii dzieci natrafiły na skamieliny pingwina olbrzymiego, który miałby około 1,5 m wysokości (LINK). Oba zwierzęta ponoć masowo i ochoczo krzyżowały się, czego dowody spotykamy na co dzień.   

Wracamy jutro - czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie ma w mainstreamie.