sobota, 7 września 2019

Książka Paula Slattery o Joy Division w Strawberry Studios - dzień zespołu uwieczniony w kadrze


Wreszcie przyleciała do mnie książka, która wygląda niepozornie, ale jest prawdziwym nowym skarbem na rynku pamiątek po Joy Division

Rzeczywiście dzieło Paula Slattery wydane przez Legendspublishing nie poraża grubością, to nie jest żadne opasłe tomisko, ale za to w środku... 

Najpierw gadżety - książka zamówiona w przedsprzedaży w związku z czym w środku piękne (specjalny matowy papier) trzy zdjęcia zespołu, mało tego dwie odznaki z Ianem Curtisem i autograf autora. Z tyłu każdego zdjęcia pieczęć... Wygląda to na prawdę znakomicie. 

Książka nie jest opasła, bowiem  w tamtym czasie fotografowano za pomocą kliszy (filmu) i autor oszczędzał zdjęcia. Tym bardziej że na prawdę obskoczył kilka wydarzeń tego właśnie dnia - i przed Strawberry Studios, w mieście, na przedmieściach i na koncercie. Wszystko to jest udokumentowane w książce, za pomocą doskonałych czarno - białych zdjęć.

Paul Slattery poznał muzykę zespołu dzięki dziennikarzowi Dave McCulloghowi (uwiecznionemu przypadkowo na jednym ze zdjęć), z którym pracował wtedy w magazynie Sounds. McCullogh namiętnie i w dodatku głośno wałkował Unknown Pleasures w biurze redakcji nad stacją metra Covent Garden w Londynie

28.07.1979 roku pojechali Fordem Cortina do Stockport na wywiad i sesję z zespołem. Poszli nawet razem pubu Waterloo gdzie miał swój telefon sam Martin Hannett.

Słynne, dzisiaj już kultowe zdjęcia z miasta, przy drodze barierce pojawiają się w książce jako pierwsze. Jest ich 4. Później zdjęcia z tyłu studia, w ilości 12, wielu z nich nie można zobaczyć w internecie. Dalej seria z kłosami zboża. Mam bardzo sentymentalny stosunek do tych zdjęć, bowiem kiedy byłem nastolatkiem to właśnie te ujęcia zespołu zobaczyłem jako pierwsze. Kupiłem je w wysyłkowym sklepie który mieścił się w Krakowie, wraz z książką - broszurką o zespole... Zdjęć z pola jest 3. 

I finalnie, zdjęcia z koncertu w Funhouse gdzie zespół grał razem z the Distractions - wejściówka była w cenie 1.5 GBP, oraz seria zdjęć z 26.10.1979 z sesji zza sceny z koncertu w the Electric Ballroom. Tych jest aż 17 i poza ujęciami samego Iana Curtisa jest kilka na prawdę doskonałych całej grupy...

Każde zdjęcie jest opisane, niemniej opis nieco rozczarowuje, bowiem dotyczy głównie podania faktów jak od wtedy zmienił się krajobraz. Co do zespołu pada stwierdzenie, że byli w bardzo dobrych humorach. Swoją drogą trudno się dziwić, autor jako fotograf magazynu muzycznego na pewno fotografował setki kapel i nie może pamiętać o czym z każdą z nich rozmawiał, w dodatku 40 lat temu... 

Reasumując, doskonała, sentymentalna pamiątka o szczególnej wartości utrwalająca tamten dzień w kadrze i przypominająca czasy, które niestety nigdy już nie wrócą...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 
   

piątek, 6 września 2019

Mark Beck: Życie na pustkowiu nauczyło mnie jak odbierać rodzaj głębi płynący z samotności


Miałem szczęście zarabiać na życie praca artystyczną przez ponad trzydzieści pięć lat. Piękno amerykańskich krajobrazów jest dla mnie nieskończenie inspirujące. Piękno i wyrafinowana jakość obrazów jest dla mnie bardzo ważna, zarówno jeśli chodzi o materiały (wysokiej jakości pigmenty i płótno oraz ramy), jak i unikalną metodę, którą stosuję do nakładania farb olejnych na powierzchnie. Urodziłem się w Nowym Meksyku i uważam go za mój dom, jednak każdego roku podróżuję na wybrzeże, aby malować i fotografować to, co mnie inspiruje. Moja ostatnia podróż na południe była dla mnie fascynująca i pouczająca, ponieważ całe życie spędziłem na zachodzie. Moje obecne dzieła odzwierciedlają ten rodzaj doświadczeń, które zebrałem z pobytu na plantacjach, w zatokach, na bagnach, wśród polnych dróg, w różnych knajpach i salach tanecznych. Życie na pustkowiu w Nowym Meksyku nauczyło mnie w jaki sposób powinienem odbierać światło i oraz ten rodzaj głębi i pokoju płynący z samotności (LINK). Tak swoje malarstwo tłumaczy Mark Beck, który zwrócił naszą uwagę obrazami rejestrującymi amerykańską prowincję i życie pojedynczych ludzi, równie samotnych co na obrazach innego amerykańskiego autora, którym jest Edward Hopper (pisaliśmy o nim TUTAJ).

Wprawdzie artysta na swojej stronie internetowej i w wielu wywiadach dokładnie wyjaśnia motywy wykonania takiego a nie innego obrazu, to nas interesują bardziej walory estetyczne jego dzieł a nie ich warstwa ideowa. Dlatego odnotowujemy, iż wychowany na południu USA Beck chce zwrócić uwagę na różnorodność społeczeństwa amerykańskiego i panującą pewną niewypowiedzianą poprawność polityczną, której wynikiem jest brak portretów czarnoskórych obywateli kraju, co malarz tłumaczy nadal obowiązującym, przynajmniej w sferze obyczajowej, tzw. Manifestem Destiny.





Z naszego punktu widzenia ciekawsze są jego obrazy będące swoistym studium samotności. 

Widzimy na nich na przykład samotną kobietę siedzącą tyłem do widza na kanapie i wpatrującą się w otwarte okno. Nie widzimy jej twarzy, nie wiemy więc czy jest zrozpaczona, wesoła czy smutna a może po prostu znudzona? Coś jednak karze jej siedzieć bez ruchu i patrzeć przed siebie, a może właśnie w głąb siebie? Widok przed jej oczyma zmienia się na kolejnych obrazach, a ona sztywno siedzi... Lecz widzimy ją także w łódce lub na skałach grającą na gitarze. Gdzie indziej malarz pokazuje nam sam pokój i tylko cień sylwetki na ścianie, lub jedynie łóżko, z które ktoś może prze chwilą wstał.





   
Na innych płótnach widzimy samotne, wydawałoby się opustoszałe domy, zanurzone w nadmorskim krajobrazie...





Wydaje się, że nie są to typowe pejzaże, coś na kształt malarstwa Heinricha Gogartena (TUTAJ) lecz landszaft staje się tylko okazją by widz poczuł emocje malarza targające nim podczas wykonywania dzieła. A może to raczej krajobrazy Beck'a odbijają nasze uczucia, które przez to możemy nazwać i zrozumieć? W jednym z wywiadów Beck powiedział, że kiedy czasami patrzy na swoje prace, wyglądają tak, jakby inny artysta je namalował... (LINK). 


Może dlatego, że to my, kontemplująca je publiczność, nadajemy im właściwą treść.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 5 września 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Linia Życia, z niesamowitą muzyką Jamesa Newtona Howarda

Film Linia Życia miałem okazję obejrzeć w kinie na wielkim ekranie i wtedy w 1990 roku zrobił on na mnie piorunujące wrażenie. Nie tylko doskonałą grą aktorską, ale też ciekawą fabułą i co ważniejsze niesamowitą muzyką.

Sama fabuła filmu była intrygująca, kilka lat wcześniej bowiem krążyły w drugim obiegu kserokopie książek Życie po Śmierci Życie po Życiu, które czytałem z wypiekami na twarzy.  W ten obszar tematyczny wpisuje się film Joela Schumachera, który można zakwalifikować do gatunku science fiction (podobnie jak omawiany u nas wcześniej film pt. Słyszę Twoje Myśli - TUTAJ) . Mamy tutaj bowiem mocny akcent science - bohaterami jest piątka studentów medycyny postanawiająca zgłębić tajemnicę życia po śmierci, i fiction - bowiem stosują oni metody nie mogące przynieść powodzenia w rzeczywistości... 
Idea podróży na drugą stronę rodzi się w głowie Nelsona Wrighta (w tej roli Kiefer Sutherland), który jest na tyle dobrym psychologiem, że potrafi przekonać czwórkę przyjaciół ze studiów do rozpoczęcia szalonego eksperymentu ze sobą w roli głównej...

Zostaje odratowany, głównie przez poświęcenie Rachel Mannus (Julia Roberts) i Davida Labraccio (Kevin Bacon). I kiedy wydaje się, że eksperyment zakończył się powodzeniem, rozpoczynają się koszmary...  I nie prześladują one tylko Nelsona, ale i pozostałą trójkę, która poddaje się takiemu samemu eksperymentowi, zdając się być owładniętymi szaleństwem poznania i bezgranicznego ryzyka... 







Natura koszmarów zależy od przeszłości i wiary bohaterów. Tak też Nelsona nawiedza chłopak, za którego śmierć był współodpowiedzialny w dzieciństwie, Davida  z kolei dziewczyna, którą prześladował w szkole. Co ciekawe, owe wyrzuty sumienia wcale nie są zjawami, o czym przekonuje się na własnej skórze Nelson. Inna sytuacja ma miejsce w przypadku Rachel. Do czego doprowadzi grupę szalonych studentów eksperyment na granicy życia? Czy poznają odpowiedź na pytanie co jest po drugiej stronie?

Film Joela Schumachera zdaje się być, podobnie jak opisywany przez nas wcześniej film Poznaj Swoje Myśli (TUTAJ), ostrzeżeniem przed przekraczaniem granicy, jak to powiedział jeden z bohaterów wkraczaniem na pole Boga.  Czy ktoś potraktuje to ostrzeżenie na poważne? Wątpię, dziś w nauce postacie takie jak Nelson stają się raczej normą. Ludzkość szukająca sensacji i poklasku zdaje się posuwać do coraz śmielszych wejść na wspomniany powyżej teren... I nawet jeśli oficjalne normy, w tym etyczne, mówią inaczej.  Ot choćby genetycznie zmodyfikowane dzieci... Fikcja? Wcale nie - proszę zobaczyć TUTAJ.  I co z tego, że świat krzyczy - poszukiwania cyborga trwają (TUTAJ).   

Warto na zakończenie wspomnieć o doskonałej ścieżce muzycznej filmu, skomponowanej przez Jamesa Newtona Howarda... Komu spodobała się ścieżka do Wodnego Świata (pisaliśmy o nim TUTAJ)  ten polubi też ścieżkę dziś opisywanego filmu. Jest nieco bardziej mroczna przez co pasuje do jesiennych realiów w jakie właśnie wkraczamy... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
                

środa, 4 września 2019

Dif Juz: co się dzieje z nimi dzisiaj?

Niedawno zastanawialiśmy się (TUTAJ) co też obecnie robią artyści tworzący zespół Cocteau Twins,  a dzisiaj wzięliśmy pod lupę członków grupy Dif Juz (ich płytę Extractions opisaliśmy (TUTAJ). Nie tylko my uważamy Dif Juz za ważny zespół, za taki, który już lata temu grał muzykę nawet nie XXI lecz już XXII wieku: Ivo Watts-Russell (pisaliśmy o nim TUTAJ) - twórca wytwórni 4AD, która wyprodukowała trzy płyty Dif Juz: Out Of The Trees, Huremics i Extractions - uznał ich muzykę za hipnotyczną i post-rockową, w nurcie rozwijającym się dopiero 15 lat po rozpadzie grupy (TUTAJ).

Trzeba przypomnieć, że Dif Juz powstał w 1980 r. dzięki braciom: Dave’owi i Alan’owi Curtis, gitarzystom, do których dołączyli basista Gary Bromley i perkusista (oraz saksofonista) Richie Thomas. Alan grał wcześniej z Duran Duran, lecz nagle ich opuścił i nawiązał współpracę z bratem i resztą muzyków, którzy wtedy grali w London Pride. Dave był profesjonalnym muzykiem, grał na gitarze klasycznej, Bromley na basie w stylu reggae, Thomas chciał nauczyć się grać na instrumentach dętych, a Alan był samoukiem, więc gra w zespole była okazją, aby lepiej opanować instrument. Jednak wszyscy chcieli czegoś nowego, a przede wszystkim zapragnęli poszerzyć swoje doświadczenia muzyczne (może dlatego przyjęli nazwę Dif Juz od Different Jazz czyli Inny Jazz).
 
Muzycy szybko zaprzyjaźnili się z innymi artystami związanymi z wytwórnią 4AD, szczególnie z Cocteau Twins:  wspólnie występowali i nawet nagrywali płyty (Robin Guthrie zrobił z nimi kilka utworów, tak samo Elisabeth Frazer). Po kilku latach pracy zespół w 1986 roku w zasadzie zaprzestał działalności, choć nigdy oficjalnie się nie rozwiązał. Po postu z powodu problemów zdrowotnych Dave’a Curtis i Gary’ego Bromley z dnia na dzień przestali się pojawiać publicznie. Wprawdzie Dif Juz odbył jeszcze tournee z basistą Scottem Rodgerem, lecz to już nie było to samo i gdy Thomas zaczął koncertować z  The Jesus and Mary Chain grupa przestała istnieć. 

Później Thomas współpracował również z innymi zespołami: Butterfly Child, Moose , Felt, Cocteau Twins, The Wolfgang Press i April March, lecz po 2000 roku zrobił sobie dłuższą przerwę, wyprowadził się do Chorwacji i zmienił całe swoje życie. W ostatnim czasie zaczął znów grać z Simonem Raymonde z Cocteau Twins i to w zasadzie przez przypadek. Dla zabawy Raymonde nagrał ich poczynania w studio a po ich odsłuchaniu doszedł do wniosku, że są świetne. Zdecydowali więc dodać do muzyki instrumentalnej testy i tak w 2017 r. powstała płyta debiutancka zespołu Lost Horizons - Ojalá (LINK). Album ten został stworzony z myślą o dokonaniu czegoś pięknego i znaczącego, stąd wzięła się nazwa płyty nawiązująca do hiszpańskiego słowa oznaczającego mam nadzieję lub jeśli Bóg pozwoli. Do pracy nad krążkiem duet muzyków zaprosił piosenkarki, wśród nich były: Marissa Nadler, Liela Moss i Beth Cannon (LINK).  



Natomiast w zeszłym roku ukazał się wspólny singiel ich i Penelope Isles: On The Day You Died / Always My Girl


Kolejny z członków grupy Dif Juz, Gary „Basil” Bromley, w latach 90. Przeprowadził się do Louisville w USA, gdzie związał się z zespołem The Children. Nadal z nimi gra i poza tym występuje jako DJ Sir Basil Outernational w klubach i w radio. Jego dokonań można posłuchać TUTAJ.



O braciach Dave i Alanie Curtis wiadomo najmniej. Dave spędził trochę czasu współpracując z Wolfgang Press, This Mortal Coil i Tranquil Trucking Company. W Wolfgang Press grał na syntezatorze. Udział w tym projekcie zmienił jego życie o tyle, że ożenił się z wokalistką współpracującą z grupą, którą była Annie Anxiety. Gdy rozpoczęła ona karierę solistki, Dave został producentem jej dwóch płyt (więcej TUTAJ i TUTAJ). Natomiast poniżej można zobaczyć teledysk do utworu, na którym Dave Curtis grał na basie:


O jego bracie Alanie wiadomo jeszcze mniej. Po prostu wycofał się zupełnie z życia muzycznego. Nie tak dawno na Twitterze pojawił się apel na profilu Archiwum Johna Peela: "Dave i Alan'ie Curtis - gdzie jesteście??!" Niestety, żaden z nich nie odpowiedział. W zeszłym roku Dave Curtisa poszukiwał zespół REMA REMA, z którym muzyk kiedyś współpracował i także bez rezultatów (LINK). Może ktoś z naszych czytelników wie co się z nimi dzieje? Jakby co – dajcie znać.

Niedługo opiszemy co dzieje się obecnie z innymi wielkimi gwiazdami muzyki alternatywnej. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 3 września 2019

Philippe Charles Jacquet: Arnold Böcklin naszych czasów

Philippe Charles Jacquet nie tyle maluje pejzaże, co je stwarza. Jego obrazy przypominają surrealistyczne fotografie Sarolty Ban (TUTAJ), Michela Ticcino (TUTAJ), Jerrego Euelsmanna (TUTAJ), czy  Ionuta Caras (TUTAJ) tzn. dzieją się w nierzeczywistym świecie pomimo realistycznych części kompozycji: krajobrazy, mocno inspirowane widokami wybrzeży Bretanii, zawsze posiadają jakiś element surrealistyczny, a ich atmosfera, nasycona nostalgią i tajemniczością kojarzy się najbardziej z malarstwem Arnolda Böcklina i jego obrazem Wyspa Umarłych (pisaliśmy o nim wielokrotnie TUTAJ).

Czemu takie konotacje? Wydają się proste, jeśli tylko spojrzymy choć na kilka obrazów Jacquet’a: Jest na nich morze (morze otwarte, zatoka, czy morze traw, nie jest to istotne) i płynąca po nim łódka , zacumowana lub wyciągnięta na brzeg w zatoce u skalistego wybrzeża. Cisza, jaka panuje na jego obrazach, bezruch morskiej powierzchni, w zasadzie brak oznak życia wśród skał, nawet jeśli widać w nich domy, jest zupełnie z innego świata, zupełnie jak gdyby pokazano nam fragment tego co dzieje się na drugim brzegu życia… Czy nie odnosicie wrażenia, że autor ze swoją historią poszedł dalej i o ile Böcklin pokazał nam początek drogi, to Jacquet ukazał nam co dzieje się po dopłynięciu do wyspy? Podróżnik po prostu buduje tam dom i oswaja nowy ląd…










Zamiłowanie od odwzorowywania brył architektonicznych krytycy sztuki Jacqueta tłumaczą jego wykształceniem. Otóż ukończył wydział architektury w Ecole Nationale Supérieure des Arts Décoratifs i kilka lat przepracował jako czynny architekt. Po pewnym czasie jednak porzucił swój zawód i zajął się sztuką. Jest samoukiem. Lśniącą gładkość niektórych partii obrazów osiągnął za pomocą przyjętej przez siebie techniki: stosuje jako podkład białą farbę, która świetnie odbija światło, gdy laserunkowo położy na niej farbę. Te partie, które mają pozostać matowe, zarysowuje żyletką. Stosuje zgaszone barwy, lubuje się w odcieniach złamanego, przyszarzałego błękitu i szerokiej palecie ugrów.

Jacquet urodził się w 1957 roku w Paryżu, a obecnie mieszka i pracuje w Pantin, niewielkiej miejscowości leżącej na północnych przedmieściach Paryża, gdzie prowadził galerię. Cóż więcej? Maluje swój wszechświat, który leży gdzieś pomiędzy fantazją a rzeczywistością. Jego obrazy można zobaczyć na jego stronie internetowej LINK. Oprócz Wyspy Umarłych są tam także inne jego prace, w tym krajobrazy wyrwane wprost ze snów:









Niedługo na naszym blogu przedstawimy kolejnych ciekawych artystów, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 2 września 2019

Isolations News 52: Zmarł Maciej Mec Adamski z Ivo Partizan RIP, wznowienie OMD, nowe czarne the Cure, Echoberyl - nowy klip i zapowiedź wywiadu, Joy Division reimagined - trwa żenada

Zmarł Maciej Mec Adamski wokalista i założyciel legendarnego polskiego zespołu chłodnofalowego Ivo Partizan.  O śmierci poinformowali koledzy TUTAJ.


Miał 52 lata. To jeszcze nie wiek na umieranie... Choć w sumie, żaden nie jest dobry... 

Pogrzeb w Mogilnie w najbliższy wtorek o 13:00. R.I.P.

Peter Hook opisany został w artykule na stronie musicradar (TUTAJ). Przedstawiono  jego karierę i zacytowano wypowiedzi, skupiając się głównie na stylu gry na basie. Jest też wspomnienie Iana, w sumie fragment tożsamy z opisem z książki Jona Savage'a (streszczamy ją TUTAJ). 

Oczywiście to Ian Curtis podkręcał Hooka do takiego a nie innego stylu gry (wysoko). Na koncercie we Wrocławiu Hook (nasza relacja TUTAJ) raczył powiedzieć, że Ian był wielkim showmanem. 

Jak widać stworzył nie tylko styl sceniczny ale i brzmienie Joy Division.

Skoro już pojawił się Ian Curtis, to im dłużej tym gorzej, inaczej nie można nazwać żenady zwanej Joy Division reimagined wideo

Powyżej wywiad z gościem odpowiedzialnym za ten szajs. Mówiąc szczerze, ten gość czytając komentarze pod filmem, powinien honorowo co najmniej strzelić sobie  w łeb. 

Skoro o strzelaniu mowa, to powtarzamy apel do pozostałych członków zespołu: żeby wam do głów nie strzeliło robić tego samego z Closer, odwalcie się od tego znakomitego albumu. 

Ian by wam powiedział: fuck off. My też. 

Pozostańmy w klimacie Factory Records - na stronie TUTAJ można zamówić reedycję singla OMD - Electricity z okładką Petera Saville'a (FAC 6 - pisaliśmy o nim TUTAJ). Cena bagatela 11.99 GBP.
Dla fanów punk rocka - wywiad z Wattie Buchanem z the Exploited. Obala w nim kilka mitów - na przykład opinię, że zespół utożsamiał się z tzw. nazi punkiem. Całość TUTAJ

Nowa płyta the Cure będzie czarniejsza niż najczarniejsza kawa... Robert Smith stracił ostatnio rodziców i brata. Jest zatem inspiracja... Czekamy - tymczasem zapowiedzi TUTAJ

Od śmierci zaczęliśmy i na śmierci kończymy. 

Ale żyjemy, więc z zapowiedzi, wkrótce obszerny wywiad z doskonałym chłodnym Echoberyl, już nam odpowiedzieli na pytania (łatwo nie było bo to chyba pierwszy wywiad, jakiego udzielili). 

Na zachętę, poniżej ich najnowszy klip:       

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.