sobota, 5 czerwca 2021

Joy Division w Kolonii w relacji z fanzinu Spex

Pamiętacie nasz tekst o koncercie Joy Division w Kolonii? Jeśli nie, nic straconego, jest TUTAJ

Miał miejsce w piwnicy pod protestanckim kościołem Chrystusa. Sklepiona salka, źle nagłośniona i mieszcząca niewiele ponad 250 osób była miejscem wielu koncertów muzyki niezależnej. Ten z udziałem Joy Division był jednym z tych historycznych, ważnych występów, które miały wpływ jeśli nie na życie całego miasta to na pewno na losy wielu widzów. Jednym z nich był Peter Bömmels, który współprowadził wtedy fanzin zatytułowany Spex. W numerze 9 z 1980 roku, już po śmierci Iana Curtisa opisał swoje wrażenia. I zrobił to tak, był na koncercie wczoraj, a nie ponad pół roku wcześniej. Tekst zatytułowany jest Trochę bliżej czego (Ein Stück näher an was) i brzmi tak:

Ian Curtis, urodzony w 1956 roku, wokalista z manchesterskiej grupy Joy Division, popełnił samobójstwo pod koniec maja 1980 roku. Grupa właśnie zakończyła sesję nagraniową drugiego albumu LP »Closer« i miała właśnie wyruszyć w wielkie tournee po Ameryce. Wydawało się, że był to czas ostatecznego przełomu – co wynikało z oświadczeń osób kierujących wytwórnią płytową „Factory Records”. Ale czas wydawał się odpowiedni także dla Iana Curtisa, choć z innego powodu!


Po jego śmierci - singiel Joy Division „Love will tear us apart” oraz dwa albumy „Unknown Pleasures” i „Closer” - weszły na szczyt brytyjskich list przebojów. W angielskiej prasie muzycznej Ian Curtis został okrzyknięty przez niektórych dziennikarzy „zbawcą rock'n'rolla”. Muzyka Joy Division stała się niemal wzorcem jakości i oryginalności. Czy zadziałało tu tylko stare biznesowe porzekadło, że „umarli sprzedają się lepiej”, czy też muzyka Joy Division ma naprawdę wyjątkową ekspresję i siłę?


Pod koniec stycznia tego roku widziałem występ Joy Division w piwnicy Kolonii. Rzadko przedtem i potem mogłem oglądać tak imponujący koncert. Od pierwszych powściągliwych dźwięków syntezatora do ostatnich krzyków „Dance, Dance, Dance to the Radio”, ta muzyka nigdy mnie nie opuściła. Szybkość i blask, z jakimi Joy Division potrafiło wyrazić niepewne wrażenie, coś między gniewem a smutkiem, słodyczą i goryczą, były po prostu przekonujące. I myślę, że nie było to jedyne odczucie, którego doznałem. Po początkowych wahaniach (słuchałem z konieczności) Joy Division przekonali prawie całą publiczność do zanurzenia się w ich muzyce. Tańczyli wewnętrznie i na zewnątrz. Ian Curtis, wiercący się, błagający, nieustannie wiosłujący rękami wokół, krzyczący, a potem znowu szepczący, ucieleśniał duszę grupy. Perkusista Steve Morris i basista Peter Hook zbudowali mu rytmiczne zaplecze swoją precyzyjną, narastającą grą. Perkusista nadawał tempo krótkimi, suchymi uderzeniami (snare drum beat), które doganiały ciągle powtarzające się proste sekwencje basowe - głuche, pojedyncze, nieubłagane. Gitarzysta Bernard Albrecht w kontraście - raz kojąco, a kiedy indziej cross-shooting – grał skromne, pozbawione fanaberii solówki, które układały się w dziwaczne, kołyszące akordy. Pojawiały się tony przenikliwe, rozdzierające i przytłumione, a także miękkie i płynne, często nawet w tym samym kawałku. Ian Curtis wiedział, jak opanować to napięcie spokojnym, przyciszonym głosem lub, jeśli to konieczne, krzykliwym. Tak stało się w kilku utworach - m.in. w „Day of the Lords”, „Shadowplay”, „Dance, Dance, Dance to the Radio” – cały ten koncert niezauważalnie zdynamizował się. Miękkie, melancholijne tony zmieniły się w zadzierzyste i zuchwałe.


Podczas gry „Dance, Dance, Dance to the Radio” Ian Curtis upadł na scenie. Mówi się, że zdarzało mu się to kilka razy. Nie mógł uczestniczyć w niektórych koncertach grupy na początku maja. Ian Curtis był z tego bardzo niezadowolony. W Kolonii powiedział po koncercie, że chciałby dalej śpiewać, ale... Ogólnie rzecz biorąc, czterej muzycy zachowywali się spokojnie, byli uprzejmi i powściągliwi. Bardzo poważnie traktowali swój wygląd i tę powagę i skupienie dało się odczuć tego wieczoru.


Potem Bömmels krótko, lecz dość krytycznie recenzuje oba albumy grupy: Unknown Pleasures i Closer a na końcu stwierdza:

Joy Division nigdy nie był zespołem Iana Curtisa. Wszystkie utwory zostały napisane lub ułożone przez całą grupę. Morris zaprojektował rytm, Hook i Albrecht skomponowali większość melodii, a Curtis napisał teksty. Wokalistą tej właśnie grupy był Ian Curtis. Nie sądzę, jednak że Hook, Albrecht i Morris odejdą w zapomnienie tak samo jak pozostali po śmierci Morrisona członkowie The Doors.

Koncert został zarejestrowany i jest dostępny na bootlegu, którego cena...



Zatem teraz sami oceńcie, czy po odejściu Iana Curtisa pozostali członkowie grupy osiągnęli więcej niż by mogli razem z nieżyjącym frontmanem?

My wiemy...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 


piątek, 4 czerwca 2021

Z mojej płytoteki: Noah Noah - wraca do nas znakomita chłodna fala lat 80-tych

 

Noah Noah poznałem z Rozgłośni Harcerskiej. Swoją drogą w latach 80-tych ta odwalała znakomitą robotę, lansując masę świetnych kapel z undergroundu. Ale to temat na osobny wpis. Tymczasem zespół wraca do nas dzięki znakomitemu wydawnictwu Requiem Records. Muszę powiedzieć, że po Garażu w Leeds (o albumie zaledwie wspomnieliśmy TUTAJ i jeszcze o nim napiszemy) pojawienie się CD z nagraniami rzeszowskiej kapeli to strzał w przysłowiową dziesiątkę. W sieci można było dotrzeć do wielu z zawartych na CD utworów (nie wszystkich to fakt), jednak Requiem Records robi doskonałą robotę, bowiem poza nagraniami (w tym mniej znanymi) wydaje książeczki z pełną historią kapel. No i to jest już zupełny odlot dla ludzi takich jak ja, którzy w tamtych czasach przeżywali młodość i kształtowali swój gust muzyczny. 

Wydanie jest doskonałe jakościowo, na lekko gumowanym papierze, a CD w pełni komponuje się kolorystycznie z okładką - no mistrzostwo świata. Biorąc pod uwagę cenę (65 PLN z wysyłką) to jest totalnie opłacalny biznes.


Z książeczki, opatrzonej wieloma zdjęciami kapeli i fragmentami recenzji prasowych, dowiadujemy się, że zespół powstał w roku 1984 w Rzeszowie. Założył go Roman Rzucidło (śpiew i teksty), Maciej Miernik (gitara basowa) i Jacek Pałys (klawisze). Ci członkowie zespołu byli w nim od początku do końca. 

Pierwsza sesja radiowa nagrana zostało dla Radia Łódź (dwie piosenki - Słoneczna Obsesja i Rodzaj Gry). Te dostały się na listę PR3. W 1984 roku zespół wystąpił w Jarocinie - byłem tam i widziałem. Grali na dużej scenie i wypadli znakomicie. W tamtym czasie powstał film z udziałem muzyków pt. Próba w reżyserii Krzysztofa Polle (może kiedyś uda nam się do niego dotrzeć).


Po zawirowaniach osobowych w 1986 roku realizują kolejną  sesję nagraniową w Radiu Wrocław (opłaconą ślubną obrączką jednego z członków) na której nagrywają m.in. Plejady - swój największy hit.


Piosenka jest drugą na omawianym dziś wydawnictwie. 26.07.1986 roku trafia na listę PR3 i jest na niej aż 10 tygodni. Utwory Noah Noah od tamtego czasu są coraz popularniejsze, między innymi dzięki Tomaszowi Beksińskiemu. Zespół wspomina też przychylność Waltera Chełstowskiego, Marka Niedźwieckiego, Pawła Sito i Bożeny Sitek z Rozgłośni Harcerskiej. Finalnie kapela w 1987 roku zmienia nazwę na Aurora, zmienia się też styl muzyczny i teksty. Ale to już zupełnie inna historia.


Rarytasem wydawnictwa jest dodanie tłumaczenia tekstu na angielski. No pełna profeska. Nie może być innej oceny jak 6/6. I pytanie do wydawcy: kiedy Novo Del Arte?


 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

            

czwartek, 3 czerwca 2021

Niesamowite zdjęcia Miloslava Druckmüllera, czyli gdy naukowiec jest artystą

Mistrzowie renesansu byli nie tylko artystami, lecz także uczonymi. Dzisiaj jest to rzadkość, choć i współcześnie istnieją naukowcy, którzy tworzą dzieła sztuki. Tak jest w przypadki Juliana Voss-Andreae, którego rzeźby obrazują wyniki badań naukowych, o czym pisaliśmy TUTAJ i tak samo, a może nawet bardziej, jest z czeskim astrofizykiem Miloslavem Druckmüllerem, który fotografuje ciała kosmiczne, wykorzystując matematyczne metody przetwarzania obrazu (warto zajrzeć na jego stronę internetową LINK). Jego zdjęcia ukazują zjawiska, których nikt nie jest w stanie dostrzec gołym okiem. Druckmüller  zaczynał od technik tradycyjnych, fotografując obraz z lunety astronomicznej w obserwatorium w Brnie, lecz szybko uznał, że aby wydobyć więcej szczegółów trzeba użyć nowatorskich metod fotografowania. I tak w 1986 roku sfotografował powrót komety Halleya wykorzystując improwizowany montaż paralaktyczny. Kilkanaście lat później, w 1999 roku pojechał na Węgry, aby zarejestrować całkowite zaćmienie Słońca, które było tam widoczne 11 sierpnia. Jednak nie uzyskał spodziewanego efektu, jego aparat nie był w stanie oddać kontrastu pomiędzy koroną słońca, a kosmicznym tłem i tarczą księżyca. Po wielu poszukiwaniach, za namową córki Hany, uczony zaczął w końcu sam pisać programy do cyfrowej obróbki zdjęć. Z ich pomocą dokonał niemożliwego, czyli uchwycił wygląd materii słonecznej, przyczyniając się jednocześnie do poszerzenia wiedzy o strukturze korony słonecznej i słonecznego pola magnetycznego.









Spektakularne fotografie zaćmienia słońca wykonane w 2009 roku z pustyni Gobi zostały potraktowane jako osobny materiał badawczy i znalazły się na okładce magazynu Nature. Ale oprócz wartości naukowej jego zdjęcia mają także walor artystyczny. Ukazują przepastną głębię przestrzeni kosmicznej, w której jest tylko ciało niebieskie oraz widz, samotnie kontemplujący kosmiczny spektakl…




Czyż jednak nie było mu łatwiej, niż jego poprzednikom? Dysponował przecież nowoczesnymi urządzeniami, dzięki czemu i on i my możemy zobaczyć zjawiska, o istnieniu których  wcześniej można było tylko przypuszczać że są, ewentualnie je namalować lub narysować. Tak zrobił Étienne Trouvelot po obejrzeniu całkowitego zaćmienia Słońca 29 lipca 1878 roku w Wyoming, a powstała grafika jest niesamowicie podobna do matematycznych zdjęć Miloslava Druckmüllera


Pokazaliśmy, co dzieje się, gdy naukowiec jest artystą. A jaki efekt twórczy uzyskamy, gdy artysta chce zrozumieć zjawiska naukowe? Vincent Van Gogh (1853 - 1890) i impresjoniści przedstawiali światło w inny sposób niż ich poprzednicy, zamiast efektu chiaroscuro malowali ruch światła, na przykład migoczącą w słońcu wodę albo mrugające przez fale chmur gwiazdy... Zauważyli przy tym, iż kolor zestawiony kontrastowo z intensywnym światłem powoduje zjawisko luminancji, czyli pulsowania i promieniowania światła na obrazach. W 1845 r. irlandzki astronom William Parsons, hrabia Rosse, wybudował w swojej posiadłości ogromny, ważący sześć ton teleskop przezwany przez niego Lewiatanem (największy na świecie aż do 1918 roku) i zaobserwował nim coś, czego przed nim nikt nie dostrzegł a mianowicie spiralne struktury mgławicy, znanej dzisiaj jako Galaktyka Wir M51. Opublikowany według jego opisu wydruk zainspirował Van Gogha do namalowania jednego z najbardziej fascynujących obrazów, jakie kiedykolwiek powstały, czyli Gwiaździsta Noc. Najciekawsze w tym jest to, że dopiero po ponad stu latach w 2004 roku za pomocą kosmicznego Teleskopu Hubble'a naukowcy zobaczyli wiry chmury pyłu i gazu wokół odległej gwiazdy, wyglądające tak samo jak na Gwiaździstej Nocy Van Gogha. To zmotywowało naukowców z kilku państw, z Meksyku, Hiszpanii i Anglii do dokładniejszego zbadania luminancji na obrazach Van Gogha. Odkryli, że namalowane przez niego struktury zwijają się w sposób uporządkowany, a ich wykładnią jest wzór podobny do równania Kołmogorowa. Po digitalizacji tego i innych malowideł, zmierzeniu odległości między pikselami o zmiennej jasności uczeni doszli do wniosku, że zmierzone krzywe pomiędzy poszczególnymi pikselami na płótnach Van Gogha zachowują się niezwykle podobnie do turbulencji płynów. Na ich podstawie doszli do wniosku, iż w ten sposób reagują tylko prace Van Gogha z najtrudniejszego okresu jego życia, gdy cierpiał na depresję a inne, ze znacznie spokojniejszego czasu nie wykazywały takiej cechy. Także dzieła innych artystów, wydawałoby się równie burzliwe, jak na przykład Krzyk Edvarda Muncha, nie wykazywały śladu podobnych zależności. 

Rezultaty badań zebrali i opublikowali Natalya St. Clair  oraz Arthur Benjamin w książce The Art of Mental Calculation (LINK) oraz w krótkim klipie 



Wynika z nich, że Van Gogh w chwilach intensywnego cierpienia był w stanie zobaczyć i zarejestrować najtrudniejsze zjawiska natury, jakie ludzkość stara się zrozumieć i poznać, nadając przy tym kształt najgłębszym tajemnicom ruchu, cieczy i światła.

Tak jak my robimy na naszym blogu od lat...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 2 czerwca 2021

Nowe wydawnictwo o Factory Records i Joy Division: Daniel Meadows i jego znakomite zdjęcia w wydawnictwie Cafe Royal Books

Mimo tego, że zdjęcia Daniela Meadowsa od dawna krążą w sieci, warto posiadać je w wersji papierowej bo są znakomite. Taka możliwość się właśnie pojawiła, bowiem Cafe Royal Books wydało malutką broszurkę zatytułowaną Factory Records 1979 - 1980. Warto przypomnieć, że Meadows studiował w Manchesterze, ale i też był pracownikiem Granada TV (opisaliśmy jego wspomnienia TUTAJ), więc miał to szczęście przebywać na imprezach organizowanych pod szyldem wytwórni, i być obecnym w ważnych dla niej chwilach (warto zobaczyć TUTAJ). 

A co znajdziemy w środku? Na okładce bard z Salford (warto zobaczyć TUTAJ) - wiadomo, John Cooper Clarke, czytający swoją poezję:


Całość opatrzona jest krótkim wstępem autora zdjęć. Meadows opisuje, że podczas pracy w Granada TV przygotowywał materiały do programów i okazyjnie pełnił też rolę prezentera w lokalnym programie Celebration. Chciał jednocześnie być cały czas aktywny jako fotograf. Kolegował się z Tony Wilsonem, a ten był akurat w czasie rozkręcania działalności Factory z Erasmusem i Grettonem. Tak też po wykonaniu pierwszych zdjęć, Meadows zaczął być zapraszany na koncerty celem wykonywania kolejnych.

Zaproszony przez Wilsona (notka jest pokazane na zdjęciu - Wilson zaprasza fotografa do Pennie Studio w Oldham na godzinę 20:00) stał się światkiem pracy nad LWTUA i wzywania po nocach przez Hannetta perkusisty Joy Division, którego sfotografował śpiącego na kanapie...


Był też obecny podczas koncertu Joy Division w New Osbourne Club w Miles Platting, w klubie tym DJem był nikt inny jak sam Jon Savage.

W broszurce znajdujemy zdjęcia m.in.: Vini Reilly, A Certain Ratio, Sumnera i Hannetta podczas nagrywania wstępu do This Days, zdjęcia z sesji LWTUA Joy Division, śpiącego Stephena Morrisa, Hannetta podczas miksowania piosenek, the Buzzcocks, Tony Wilsona zapowiadającego koncert, Tonyego z Grettonem i kilka znakomitych ujęć Joy Division ze wspomnianego powyżej koncertu. 


Wszystkie ujęcia są czarno - białe. 

Na koniec warto dodać, że minimalistyczna forma w jakiej zostały wydane zdjęcia wcale nie umniejsza ich wartości. Forma doskonale koresponduje z minimalizmem jaki w tamtym czasie prezentowała niezależna wytwórnia Factory Records. A klimat jaki niesie ze sobą ta książeczka jest wprost niepowtarzalny, tak jak niepowtarzalnymi musiały być eventy wtedy przez Factory organizowane. 

Cena całości też jest bardzo atrakcyjna - wraz z kosztami przesyłki to zaledwie 50 PLN. 

Dla nas klasyka - 6/6 nie może być innej oceny.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

    

wtorek, 1 czerwca 2021

Obrazy Jane Lewis: symbolizm w walce o prawa zwierząt

Może pamiętacie Statek głupców Hieronima Boscha, zaginione dzieło mistrza rzeczy nieodgadnionych i dziwnych, o którym pisaliśmy jakiś czas temu (LINK)?  Dzisiaj prezentujemy obraz o tym samym tytule autorstwa Jane Lewis, brytyjskiej artystki ur. w 1953 roku w Londynie.


Głupcy Jane Lewis są smutni... w odróżnieniu od obrazów na ten sam temat wykonanych w okresie średniowiecza i renesansu. Widać wizerunek głupca zmienił się. W czasach Hieronima Boscha człowiek niezbyt mądry śmiał się z byle czego, w odróżnieniu od mędrca, który zachowywał powściągliwe milczenie i powagę. 

Malarka ukończyła Slade School of Art w 1977 roku i w zasadzie od tego czasu nieprzerwanie tworzy, a jej prace znajdują uznanie, czego wyrazem są liczne nagrody oraz wyróżnienia rozmaitych gremiów, w tym: Henry Moore Foundation, Standard Chartered Bank, Oppenheim-John Downes Trust i Arts Council England.

W jej malarstwie widać fascynację pracami dawnych mistrzów, od których przejęła szereg tematów, lecz na szczęście nie są one skopiowane, a tylko zauważalne. Są niczym starzy przyjaciele, których dostrzega się spoglądając na jej obrazy. Tak jest na przykład w przypadku dzieła o tytule Magicians, który przywodzi od razu na myśl płótno François Cloueta - Dama w kąpieli z 1566 roku, będącym zasadzie portretem Diany Poitiers (na jego podstawie powstało kilkanaście innych prac autorstwa malarzy z tzw. szkoły Fontainebleau).



Z kolei inne przypominają nam od razu o pejzażach Salvadora Dali, martwych naturach Giorgio di Chirico czy pracach Pablo Picasso z jego błękitnego okresu...





Malarska jest zaangażowaną weganką, promującą poprzez swoją twórczość prawa zwierząt. Jane Lewis protestuje w ten sposób przeciwko hodowli kur i krów, produkcji jaj i mleka, a także stanowczo piętnuje eksperymenty na zwierzętach - królikach i małpach. Dlatego zwierzęta są na jej płótnach wyidealizowane i wyglądają jak pluszowe zabawki. Trzeba przyznać, ideologia przekazywana jest w jej pracach subtelnie, często za pomocą symboli, takich jak ważki, motyle (symbole wanitatywne) czy różne przedmioty: zegary, karty do gry, skorupki jaj...





Taki sposób potraktowania widza, który nie jest epatowany widokiem okrutnych scen, jest doceniany i malarka wielokrotnie wystawiała w Wielkiej Brytanii, a także w Europie i USA. Teraz także u nas, w naszej wirtualnej galerii można obejrzeć jej prace. Osoby, które czują jeszcze niedosyt odsyłamy do strony internetowej malarki (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 31 maja 2021

Isolations News 143: Vini Reilly karmi lisa, wokalista Killing Joke w szpitalu, Oasis gra covery Beatlesów, festiwal Rebellion przeniesiony, Jarocin za to nie, Nanga i Howard Jones koncertują, Primavera Sound 2022, Bowie na winylu, Corbijn robi klip Depeche Mode, Till Lindemann, Paris Alexsander i Giancarlo Erra udostępniają wideo, Autoportret Cobaina na aukcji

Michael Steff, fan z Macclesfield, opublikował na oficjalnym profilu Durutti Column na FB zdjęcie Vini Reilly, który karmi lisy przychodzące wieczorem do jego domu (LINK)  a także najnowsze zdjęcie muzyka.


Jak widać Vini wciąż trzyma sztamę z Brucem i wszystko jest pod kontrolą. Co do lisów to zalecamy baczną uwagę. Ponoć łatwo przenoszą wściekliznę, zwłaszcza jej niemiecki wariant.


Zarówno Vini jak i Jaz Coleman z Killing Joke znali Iana Curtisa. Vini nawet się z nim przyjaźnił (warto zobaczyć TUTAJ). Natomiast wokalista Killing Joke, Jaz Coleman, zdaje się postanowił z Curtisem spotkać ponownie. Jest bowiem w szpitalu. Jego stan był bardzo poważny, lekarze dawali mu 50/50 szans na przeżycie. Muzyk miał wypadek, wypadł ze swojej łodzi do morza podczas wyprawy na ryby. Na szczęście największe niebezpieczeństwo minęło, ale rodzina i tak prosi o modlitwę lub pozostawianie wyrazów życzliwości na profilu FB artysty (LINK). 

Zawsze uważaliśmy że łowienie i palenie cygar jednocześnie jest szkodliwe dla zdrowia (nie dotyczy łowienia Moniki Levinski przez Clintona - też z udziałem cygar, ale zgoła w innej roli :))))).



W klimatach Manchesteru - Oasis planowało wydanie albumu z coverami zawierającymi piosenki Beatlesów i Georgea Harrisona. Zespół ma plany dotyczące wydania remarku swoich największych hitów, w tym kolekcji wcześniej niepublikowanych materiałów - oraz - punkowej wersji Beatlesów z Eleanor Rigby (LINK).

To że kochają twórczość the Beatles to wiemy. Wiemy też i to, że do pięt im nie dorastają, nawet jak wystąpią na trasie z Yoko Ono. To ostatnie może  być trudne, bo wdowa po Lennonie porusza się ostatnio na wózku, ale potrzeba matką wynalazku.

Skoro mowa o koncertach - festiwal Rebellion 2020 przeniesiony na 2021 został znowu przeniesiony na 2022 rok (LINK).  Bilety kupione w zeszłym roku i w tym zachowają ważność a poza tym ruszy sprzedaż dodatkowych od 5 sierpnia 2021 roku. Wśród wykonawców będą m.in The Stranglers, The Levellers i The Dickies (LINK). 

Rodzime podwórko wystawowo - koncertowe - ruszyła sprzedaż biletów na wystawę Jarocin Stacja Wolność! w Pałacu Kultury i Nauki (Sala Kisielewskiego, wejście obok Teatru Studio). Ilość jest ograniczona z uwagi na obostrzenia pandemiczne (LINK). Znany jest też skład tegorocznego festiwalu - bilety już można kupować na stronie organizatora (TUTAJ), a impreza odbędzie się od 16 do 18 lipca. 

Jak można wywnioskować z powyższego plakatu będzie wiele atrakcji. Zapewne nocny kochanek będzie masturbował się za pomocą róży pod kwiatem jabłoni. Hej! 

Ciąg dalszy naszej sceny - w piątek 25 czerwca w Centrum Kultury Browar B w Warszawie wystąpi Nanga (LINK).


Koleje koncerty - brytyjski wokalista Howard Jones powiadomił o zmianie terminu trasy koncertowej z tego roku na rok przyszły. Muzyk odwiedzi Niemcy i Danię (LINK). Robocza nazwa trasy - Powrót nocy żywych trupów.  

Gigantyczny festiwal Primavera Sound w Barcelonie zaprezentował program na 20. rocznicę imprezy w 2022 roku. Pojawią się na niej Bauhaus, Nick Cave and the Bad Seeds, Bikini Kill, The Jesus and Mary Chain, Pavement, Massive Attack, Dinosaur Jr, Kim Gordon z Sonic Youth, Einstürzende Neubauten i nie tylko. Festiwal zapewni ponad 400 występów w dwa weekendy - od 2 do 4 czerwca i od 9 do 11 czerwca - plus serię pokazów przez tydzień od 5 do 8 czerwca oraz finał 12 czerwca. Informacje, bilety, szczegóły TUTAJ

Może tam się wybierzemy? I wszystko tutaj opiszemy.


Co do legendarnych koncertów - można kupić limitowany egzemplarz podwójnego albumu Dawida Bowiego Heroes in Concert wydanego na biało czerwonym winylu (LINK). Koncert w Berlinie na biało - czerwonym winylu? Wujaszek Adi przewraca się w grobie...

I pewnie robi drugi przewrót jak słyszy o tym, że w sieci można obejrzeć teledysk nagrany przez tancerza Sergeja Polunina  do piosenki Depeche Mode In Your Room w reżyserii Antona Corbijna. Wykorzystano w nim fragmenty nadchodzącego filmu dokumentalnego DANCER II, będącej kontynuacją uznanego filmu DANCER I z 2016 roku. Corbijn oprócz tego prezentuje w sieci swoją nową książkę o Depeche Mode zawierającą ponad 500 zdjęć pochodzących z osobistego archiwum reżysera a także z projektami okładek i osobistymi notatkami i komentarzami


I tak nic nie przebije zdjęć Corbijna jakie zrobił przy Lancaster Gate Joy Division, oraz tych jakie zrobił Ianowi Curtisowi (pisaliśmy o nich TUTAJ). Cummins może Corbijnowi buty czyścić. Amen.


W klimacie chłodnych brzmień - Paris Alexsander udostępnia Lost in the City z najnowszego albumu Renaissance. Materiał filmowy do wideoklipu jest autorstwa Eirene.


Dalej solowe wykony - Giancarlo Erra z Nosound (pisaliśmy o nich TUTAJ) opublikował piosenkę A Blues For My Father która jest jest osobistym hołdem dla jego zmarłego ojca. Utwór jest zapowiedzią solowego albumu Departure Tapes który ukaże się w lipcu. Na klipie wykorzystał rodzinne materiały archiwalne, które dostał od ojca w szpitalu, krótko przed jego śmiercią.


Till Lindemann wypuszcza 15-sekundowy klip z posągiem Lenina o krwawiących oczach.  Jest to zwiastun nowego singla nakręconego w Moskwie, zatytułowanego Ich Hasse Kinder, który można przetłumaczyć na angielski jako I Hate Children (Nienawidzę dzieci). Całość będzie można zobaczyć prawdopodobnie 1 czerwca, czyli w Miedzynarodowym Dniu Dziecka

Ciekawie się zapowiada. Znając fantazję wokalisty Rammstein, wyjdzie na to, że mimo iż dzieci nienawidzi, choć chętnie zobaczy ich głowy na przykład na talerzu, przy akompaniamencie songu Elektrycznych Gitar - Głowy Lenina znad pianina...

W temacie upiornych upodobań - po gitarach, swetrze, pudełku po pizzie  i kępce włosów w przyszłym miesiącu na aukcji zostanie wystawiony autoportret narysowany przez Kurta Cobaina. Jego wartość szacowana jest  nawet na 20 000 funtów. Cobain podarował swój rysunek, na którym widać zmarłego frontmana Nirvany z gitarą i napisem - Nie wiem jak grać i nie przejmuję się! -fotografowi Jacque Chongowi, podczas tournee promującego album Nevermind w Singapurze w 1992 roku (LINK). Autoportret Cobaina to tylko jeden z przedmiotów wystawionych na aukcji podczas imprezy Music Icons zorganizowanej w czerwcu przez Juliens Auction. Aukcja ma obejmować ponad 1000 przedmiotów z branży muzycznej, wśród których są instrumenty, części garderoby i rozmaite pamiątki. Na licytacji jest na przykład pięć gitar Eddiego Van Halena, specjalnie zaprojektowana gitara Prince'a i zestaw perkusyjny Alexa Van Halena z trasy koncertowej Invasion. Szczegóły dotyczące aukcji w czerwcu można znaleźć na stronie aukcji TUTAJ.

Z powyższego płyną następujące wnioski: Nie dawajcie niczego w prezencie chińczykom. Oni nie znają powiedzenia o tym, że pamiątek się nie wydaje. Opchną wszystko a w pakiecie dołożą wam jeszcze najnowszą mutację COVID - 19.  

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 30 maja 2021

Archiwum artykułów o Joy Division: Non Stop pisze o zespole piórem Grzegorza Brzozowicza, czy poprawnie?

W latach 80-tych wszystko wyglądało inaczej. Media zdominowane były przez komunistyczną cenzurę, a propagowanie muzyki z zachodu było trudne, lecz jak się okazuje z perspektywy czasu - nie niemożliwe. 

O Joy Division wiedzieliśmy z nocnych audycji w radio, prowadzonych przez Jerzego Janiszewskiego, czy Tomka Beksińskiego. Wizerunek zespołu pojawiał się w prasie, malutkie zdjęcia, głównie Cumminsa opatrywały dość skromne teksty o grupie. Dzięki Rock Serwisowi dowiadywaliśmy się dużo więcej (warto zobaczyć TUTAJ). Wtedy czasopism stricte muzycznych było bardzo mało, a jednym z nielicznych był NON STOP. Ale dostać go w kiosku było nielada wyzwaniem. Niski nakład powodował, że do małego miasta w jakim wtedy mieszkałem, trafiało kilka egzemplarzy, więc nieraz trzeba było obiec wszystkie kioski żeby pozyskać upragniony numer. Nie przeszkadzało nam że druk był potwornej jakości. Mało tego, co szybsi wykupowali wszystkie numery jakie docierały do danego punktu sprzedaży by później nimi handlować..  

W jednym z numerów pojawił się omawiany dziś artykuł Grzegorza Brzozowicza. O ile mnie pamięć nie myli pierwsze dłuższe opracowanie o zespole, jakie pojawiło się w prasie w tamtym czasie. 

Jak widać do tytułu - nazwy grupy - wkradł się błąd. Nie podano też autora zdjęcia jakim jest Paul Slattery (warto zobaczyć TUTAJ). Sam artykuł natomiast zawiera kilka trudnych do zaakceptowania tez. 

Na początku autor sięga bardzo głęboko bo do roku 1972, choć dalej pisze o 1979 (zapewne tekst pisany był na maszynie i został błędnie przekonwertowany do druku). Zaczynamy zatem od 1979 roku i eksplozji punka i od wydania debiutanckiej płyty Joy Division, co jak słusznie zauważa autor - było najciekawszym debiutem w historii rocka. Podana jest geneza nazwy, choć tak na prawdę brak informacji że Ian Curtis już swój duet z Iainem Grayem nazwał Warsaw (pisaliśmy o tym TUTAJ). O ile podana jest geneza nazwy Warsaw (piosenka Bowiego) o tyle nie ma też genezy nazwy Joy Division (opisaliśmy ją TUTAJ). Dalej autor wspomina o tym, że zespól wybrał jako muzyczne wzory the Doors i Velvet Underground, natomiast nie ma ani słowa o Kraftwerk

Chyba najtrudniej w tekście Brzozowicza zgodzić się z fragmentem o Shadowplay i Transmission, gdzie autor twierdzi, że utwory te stanowią doskonałą analizę rytuału koncertu rockowego (a nawet muzyki rockowej) i opisują wzajemną zależność wykonawcy i publiczności.

No bez przesady. Jeśli chodzi o Shadowplay, to kto czytał książkę Deborah Curtis (naszą polemikę z jej treścią przedstawiliśmy TUTAJ) zapewne pamięta scenę, kiedy opisuje jak Ian zabrał ją za miasto i zostawił na pastwę obcych, którzy zaczęli ją zaczepiać niczym prostytutkę. Zapewne ta scena stała się dla Curtisa inspirację do napisania tekstu. Transmission natomiast też zdaje się bardziej dotyczyć relacji męsko damskich (synchronizacja rytmu miłości z rytmem muzyki) niż relacji publika - wykonawca. Zapewne inspiracją były wieczory, kiedy z Deborah słuchali wspólnie muzyki z płyt i radia.  

W opisie płyty Closer trudno nie zgodzić się z tezą, że cztery utwory ze strony B to najważniejsze dokonania zespołu. Tak rzeczywiście jest. Rację też ma Grzegorz Brzozowicz pisząc o roli Martina Hannetta. Choć trudno zaakceptować pominięcie roli genialnego realizatora w powstaniu Unknown Pleasures, gdzie moim zdaniem Hannett zasłużył się bardziej. Jakby nie patrzeć na Closer jest mniej efektów dźwiękowych. One oczywiście są, ale są bardziej wysublimowane, bardziej zlewają się z przekazem, jak choćby urywany dźwięk na końcu Isolation, czy znakomite i zupełnie niesamowite zakończenie strony A albumu, poprzez iluzoryczne zwolnienie obrotów winylu. Czy ktoś zna genialniejsze zakończenie strony A albumu? Chyba może z nim konkurować jedynie ucięcie taśmy, jakiego dokonał 11 lat wcześniej John Lennon na Abbey Road, mówiąc enough, i wprawiając w ruch nożyczki w pewnym momencie jednej pierwszych kompozycji heavymetalowych pt. She's so Heavy (nota bene też zakończenia strony A).



Trudno też zgodzić się z powielaną masowo informację że Ian Curtis powiesił się mając 24 lata. Miał niepełne 24, czyli 23 (a 24 rocznikiem). 

Artykuł kończy P.S. o świadomym pominięciu roli New Order, jako zupełnie innego zespołu. To fakt, choć też nie w pełni, nie zapomnijmy bowiem o początkach NO, dobieraniu się do tekstów Curtisa po jego śmierci, i o znakomitym Movement. Na nim to jednak była pełna i świadoma kontynuacja, z której niestety NO zrezygnowali, by grać coś na kształt upiornego tanecznego disco (z nielicznymi oczywiście wyjątkami).

Wracamy jutro - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.