sobota, 18 marca 2023

Motyw studni w sztuce biblijnej i nie tylko

Dudni woda dudni w cembrowanej studni… głosi stara pieśń ludowa. Czy zauważyliście w ilu bajkach i podaniach studnia jest najważniejszym elementem opowieści, katalizatorem, od którego wszystko się zaczyna? Ubogie sierotki wysłane po wodę do studni wpadają w nią i na jej dnie znajdują inny świat, w którym za pracowitość i skromność spotyka je nagroda w postaci bogatego wiana. Przeglądający się w studni bohater opowieści dowiaduje się co go spotka. Wreszcie woda w studni jest cudownym lekiem na każdą chorobę i aby ją zdobyć trzeba nie tylko przejść wiele prób, ale także pokonać samego siebie. Studnia z wodą jest więc od pradziejów niezwykłym miejscem, w którym niebo łączy się z środkiem ziemi przez co powstaje życie. Jest zatem symbolem obfitości, a że woda na terenach pustynnych była i jest niezbędna do życia, studni nadawano takie samo znaczenie co wodzie.

W Biblii studnia była nie tylko źródłem pozyskiwania wody, ale i miejscem spotkań. Może dlatego w Biblii słowo studnia zostało wymienione ponad 2000 razy. Każda taka studnia miała swoją nazwę i przy każdej działy się rzeczy ważne. Nawet biblijne określenie terytorium Izraela Od Dan aż po Beer-Szebę, czyli od Dan na krańcach północnych, po Beer-Szebę na południu przywołuje studnie, bo tylko dzięki nim te osady istniały.

Na kartach Starego Testamentu już w Księdze Rodzaju czytamy o studniach wykopanych przez Abrahama, oczyszczanych później przez Izaaka (Rdz 26,17-23), a w kolejnych księgach o spotkaniach przy studni, o tym jak to Jakub zobaczył pierwszy raz Rachelę (Rdz 29,1-11), o Mojżeszu, który spotyka swoją przyszłą żonę podczas pojenia bydła (Wj 2,10-21), ale i o Józefie, którego bracia wrzucili do wyschniętej studni. W Nowym Testamencie woda ze studni przy sadzawce Betesda (J 5, 1–18) miała moc uzdrawiającą, wreszcie przy studni Jakubowej w Sychar Jezus Chrystus rozmawiał z Samarytanką (J 4,1-26).

 




Tak na marginesie studnię w Sychar można oglądać i dzisiaj, znajduje się ona obecnie w osadzie Balata, niedaleko palestyńskiego miasta Nablus. Miejsce to było od początku celem pielgrzymek chrześcijan. Wybudowano tam więc w kolejności chronologicznej pięć świątyń. Pierwsza powstała w IV wieku, ale została zniszczona już około sto lat później, kolejną wzniesiono w VI wieku za czasów cesarza Justyniana lecz i tę zburzono w wieku IX. Potem w XII wieku, w czasach wypraw krzyżowych postawiono nad studnią okazałą bazylikę, którą po upadku państwa krzyżowców zniszczyli muzułmanie. W połowie XIX wieku teren ten zakupił Prawosławny Patriarchat Jerozolimy i zbudował tam czwarty z kolei kościół, który uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi w 1927 roku. Obecna świątynia św. Fotyny (bo takie imię według tradycji nosiła Samarytanka) to piąta budowla. W jej krypcie znajduje się studnia Jakubowa, o ponad 40-metrowej głębokości.

Na wymowie tradycji powiązanej z biblijnymi studniami opierała się pobożność chrześcijańska a z niej czerpała natchnienie europejska sztuka. Według Kościoła Wschodniego Zwiastowanie Maryi nie nastąpiło w jej komnacie, kiedy zajęta była poranną modlitwą, lecz w pobliżu studni, zgodnie z apokryficznym opisem z Protoewangelii Jakuba (ProtEwJk 11, 1-3).




Od XII w. wraz ze wzrostem kultu Maryi ulegają pomnożeniu symboliczne treści i porównana związane ze studnią. Jednym z nich był ogród zamknięty (hortus conclusus) z jakim Maryję utożsamiono. Obraz ten wywodzi się z plastycznej interpretacji wersu Pieśni na Pieśniami czyli miłosnej przemowy Oblubieńca skierowanej do Oblubienicy. W następnych wiekach nastąpiła znaczna intensyfikacja i rozpowszechnienie przedstawienia Maryi w ogrodzie, gdzie każdemu kwiatu i wszystkim elementom tam znajdującym się nadano odpowiednią wymowę. Od XV wieku obok Maryi siedzącej pośrodku ogrodu zaczyna pojawiać się studnia, która interpretowana była jako ilustracja dziewictwa Bożej Matki będącej źródłem zapieczętowanym o którym mowa w cytowanej Pieśni nad Pieśniami: Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym (Pnp 4, 12).

Wizja średniowiecznych teologów i działających na ich zlecenie malarzy prezentowała więc otaczający Maryję ogród jako idealną kompozycję, ukształtowaną na wzór Raju. W taki sam sposób projektowano wirydarze klasztorne, z których każdy był rajskim ogrodem zamkniętym i chronionym murem architektonicznym oraz modlitwą przed otaczającym światem. Czworobok wirydarza symbolicznie był dzielony na regularne kwatery symetrycznie wytyczonymi alejkami, obsadzonymi wiecznie zielonymi bukszpanami, z zaznaczonym w centralnie, na skrzyżowaniu ścieżek punktem, którym była studnia lub fontanna - symbol wiecznego źródła. Cztery boki wirydarza symbolizowały cztery rzeki raju, czterech ewangelistów oraz cztery cnoty kardynalne (roztropność, sprawiedliwość, męstwo i umiarkowanie). Woda znajdująca się w studni lub wypływająca z fontanny wyobrażała rzekę wypływającą z Edenu, źródło życia wiecznego lub nowego życia mnicha, który poddał się regule klasztornej. 


Innym obrazem charakterystycznym dla plastyki okresu późnego średniowiecza było przedstawienie Jezusa Bolesnego (Vir Doloris) lub Ukrzyżowanego jako Fons Vitae, czyli jako źródła wody żywej, choć Chrystus na nim stoi lub też wisi na krzyżu w studni napełnionej nie wodą, a krwią… 



Studnia jednak nie zawsze była nośnikiem pozytywnym. W księdze Apokalipsy święty Jan Ewangelista ogłosił, iż jedną z zapowiedzi końca świata będzie unoszący się dym ze studni Czeluści, z której na ziemię wyjdzie szarańcza niosąca ludziom cierpienia: I powiedziano jej [szarańczy], by nie czyniła szkody trawie na ziemi ani żadnej zieleni, ani żadnemu drzewu, lecz tylko ludziom, którzy nie mają pieczęci Boga na czołach. I dano jej nakaz, by ich nie zabijała, lecz aby pięć miesięcy cierpieli katusze. A katusze przez nią zadane są jak zadane przez skorpiona, kiedy ugodzi człowieka. I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie. A wygląd szarańczy podobne do koni uszykowanych do boju, na głowach ich jakby wieńce podobne do złota, oblicza ich jakby oblicza ludzi, i miały włosy jakby włosy kobiet, a zęby ich były jakby zęby lwów, i przody tułowi miały jakby pancerze żelazne, a łoskot ich skrzydeł jak łoskot wielokonnych wozów, pędzących do boju. I mają ogony podobne do skorpionowych oraz żądła; a w ich ogonach jest ich moc szkodzenia ludziom przez pięć miesięcy.


Warto zauważyć, że opis szarańczy przypominający konie uzbrojone do bitwy powtarza się już w Księdze Joela 2:4-5: Wygląd ich podobny do wyglądu koni, a będą biec jak rumaki co skaczą po szczytach gór: jak turkot rydwanów i jak szum płomienia ognia, co pożera ściernisko, jak lud potężny, gotów do walki.


W tych ostatecznych czasach ludzkość, według manierystycznego malarza z Florencji, Andrea Sarto, będzie uciekać się do Maryi. Ta zasiądzie wówczas  na tronie, jak napisał na płycinie cembrowiny studni ozdobionej podobiznami szarańczy: AD SVMMV[m] REG[i]NA TRONV[m] DEFERTVR IN ALTVM (w chwili ostatecznej na Królową oczekuje tron na wysokościach). 


Motyw zatrutej studni podejmował w swoim malarstwie Jacek Malczewski w cyklu 6 płócien namalowanych w latach 1905‐1906. Tam niszczącej sile zatrutej wody przeciwstawia wodę życia, której lustro staje się zwierciadłem będącym źródłem prawdy. Człowiek skonfrontowany z  prawdą o sobie przezwycięża zło, poznaje jego źródła i odzyskuje wolność i szczęście…. Płótna Malczewskiego zostały opisane przez Lucjana Rydla w 1906 roku w wierszowanym komentarzu zatytułowanym Zatruta studnia. Łączy je oprócz motywu studni także zarys Kopca Kościuszki w tle, co interpretowane jest jako ciężkie brzemię niewoli i związanego z nim cierpienia, które dotykało Polaków walczących za Ojczyznę i ich potomków. 


Pokrótce tyle o studni… Tyle o przeszłym wydźwięku jej znaczenia. Ale czy dzisiaj, czy współcześnie, studnia również jest nośnikiem jakiś wspólnych, kulturowych idei?  Chyba tak. Przecież odwiedzając rozmaite miejsca wrzucamy monetę do basenu z wodą przy fontannach lub do wnętrza zabytkowych studni. Podobno po to aby ponownie tam wrócić. Ale czy tylko dlatego?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego ni znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 17 marca 2023

Super deluxe edition Revolver - najważniejszej płyty the Beatles cz.8: Elanor Rigby

 

Kilka tygodni temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK).

Dziś o drugim utworze albumu - Elanor Rigby.

Piosenka była jak na tamte czasy wyjątkowym odchyleniem od tego co robiono w muzyce pop, i to pod każdym względem. Podbiła listy przebojów, i szybko pojawiły się opinie, że to najlepszy utwór zespołu i rewolucja w muzyce. Paul skomponował go na pianinie, wtedy nabył ten instrument i brał na nim lekcje gry. Intuicyjnie oparł piosenkę na akordzie E, i melodia powstała wkoło niego. Finalna wersja tekstu i tytuł powstały pod koniec 1965 roku. Paul grał tylko muzykę improwizując do niej tekst. Pierwsza wersja tekstu była o Michaelu Babatunde Olatunji - nigeryjskim kompozytorze którego album Drums of Passion z 1960 roku  dokonał przełomu popularyzując muzykę z kraju innego niż zachodni.


Entuzjastą tego albumu był też Brian Epstein. Jednak pierwotnie egzotyczny tekst, szybko zmienił się w tekst o codziennym życiu w UK. Pierwszy wers, wkoło którego zaczęła krążyć warstwa tekstowa to fraza: Picks up the rice in the church where a wedding has been. Paul zaczął zastanawiać się, kim ona ona była, czy tylko osobą sprzątającą po ślubie, i wtedy wpadł na pomysł, żeby to była piosenka o osobie samotnej, której ślub jest tylko w jej wyobraźni. Tekst został zakończony w domu Johna, ale też i w studio, każdy z członków zespołu coś od siebie dodawał. Paul nazwał bohaterkę Elanor Rigby, imię od Elanor Bron, która wtedy współpracowała z zespołem, a nazwisko od nazwiska aktorki, którą Paul widział w jednej ze sztuk. Co ciekawe, okazało się że na cmentarzu przy kościele St. Peter's Church w Walton, gdzie Paul spotkał pierwszy raz Johna w 1957 roku, jest kamień nagrobny takiej osoby.

Drugi bohater piosenki, father McKenzie wziął się stąd, że John proponował father McCartney, ale Paul nie chciał żeby wyglądało to na jego ojca, poza tym chciał być anonimowy. Stąd wybrali podobne nazwisko.


Piosenka została w pierwszej wersji nagrana tylko przez Paula, na gitarze. To był pierwszy utwór w historii zespołu, gdzie nie grali inni członkowie. Pomysł z orkiestrą powstał z inspiracji Georgea Martina. Paul myślał na początku o skrzypcach, dzięki ówczesnej dziewczynie był na koncercie muzyki Vivaldiego i nieco zainspirował się Czterema Porami Roku, zwłaszcza Zimą.


Paul też zainspirował się muzyką z filmu Hitchcocka Psycho skomponowaną przez Bernarda Harrmanna.

Na sesję nagraniową zaproszono do studia ośmiu muzyków, 28.04.1966 roku. Nagrano 14 wersji piosenki, zmieniając ilość skrzypiec i wiolonczeli. Odbyły się rozmowy miedzy Martinem a Paulem czy muzycy mają używać wibrato, Paul nie był zwolennikiem tego rozwiązania. Następnego dnia nagrano wokale. Na wersji 2 jest jeszcze drugi wokal, ale McCartney nie był zadowolony z tej wersji. 

Piosenka spowodowała też zainteresowanie świata muzyki poważnej McCartneyem, i tego samego roku Paul otrzymał zaproszenie do napisania muzyki do produkcji Szekspira As You Like it.

Tak rozpoczęła się przygoda wielkiego Beatlesa z muzyką poważną i trwa ona do dziś.

Na koniec można dodać, że przez ten utwór W. Burroughs znalazł się na okładce kolejnej płyty zespołu.. Jak do tego doszło opisaliśmy TUTAJ.  

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 16 marca 2023

NotooSTUDIO: podróże między światem projektowania wnętrz, a komunikacji wizualnej

Czy chcielibyście żyć na obrazach De Chirico (pisaliśmy o nich TUTAJ), Mondriana, Eschera czy Rene Magritte’a (pisaliśmy o nim TUTAJ)?  Nierealne? A właśnie że nie. Okazuje się, że we Włoszech działa zespół architektów, którzy zaprojektowali takie wnętrza, wyszukali przedmioty, meble tkaniny, pomalowali ściany i nadali mieszkaniom klimat z obrazów wspomnianych mistrzów. Zresztą spójrzcie sami. Nie trzeba nawet dawać obok odnośników aby domyśleć się w stylu którego malarza jest poszczególne mieszkanie:








Projekty zostały wykonane przez agencję notooSTUDIO (LINK)  określającą się jako „kreatywne włoskie laboratorium zajmujące się produkcją scenografii, wizualizacji 3D, aranżacją wnętrz i fotografią”, którą tworzy troje artystów i architektów wnętrz: Fabia Picchioni, Chiara Luzzatto i Riccardo Arletti

Zapoczątkowane nieustanne badania, oparte na umiejętnościach technicznych i artystycznych, pozwalają nam na podróże między światem projektowania wnętrz a komunikacji wizualnej, przez co towarzyszymy naszym klientom w rozwoju ich projektu, od badania produktu po jego wprowadzenie na rynek - tak swoje zadanie określili członkowie zespołu, zachowując przy tym w w kreacji minimalizm, lecz wprowadzając do nich elementy abstrakcji.





Morandi, De Chirico, Mondrian, Escher i Magritte  to  surrealistyczni malarze, z których każdy zostawił piętno na sztuce XX wieku. Aby wykonać wnętrza w ich stylistyce pracownicy Notoostudio zastosowali proporcje, kompozycję, pewne kształty i kolory. I to wystarczyło. Oczywiście nikt nie twierdzi że było to proste. Na pewno projekty te wymagały dokonania badań na podstawie których uchwycono proporcje siatek Mondriana,  łuki  i perspektywę dzieł  De Chirico oraz świat chimer i iluzji  Magritte’a. Jak niewiele jednak trzeba aby zamieszkać w świecie snu, w którym grawitacja nie jest wszechobecna…







 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 15 marca 2023

Streszczenie książki Davida Nolana o Tony Wilsonie cz.17: Powolny upadek Haciendy

 

Bez niego kariera Joy Division byłaby inna. To on odpowiadał za wydanie debiutu zespołu, albumu Unknown Pleasures (wydał go za spadek po matce), który dziś uważany jest za najlepszy debiut w historii rocka. A ponieważ opisaliśmy już na naszym blogu życiorysy wielu osób z kręgu zespołu (warto popatrzeć na prawy pasek gdzie zawarliśmy linki do streszczeń), dziś kolej na pierwszą część opowieści o Tony Wilsonie. Książka, którą zaczynamy dziś omawiać znalazła się w naszych rękach dzięki Tony'emu Costello, którego serdecznie pozdrawiamy.

Część pierwsza streszczenia była TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ,siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ, jedenasta TUTAJ, dwunasta TUTAJ, trzynasta TUTAJ, czternasta TUTAJ a piętnasta TUTAJ, szesnasta TUTAJ.

Nowy program Tony prowadził z Lucy Meacock. Dziennikarka dołączyła do Granada z London Plus.

Jedna osoba z pary zajmowała się tematem tygodnia, druga czymś lżejszym, całość kończyła się występem artysty. Tony w roli prowadzącego czuł się o wiele bardziej swobodnie, niż jego partnerka. Był bardziej doświadczony. Bardzo się jednak wzajemnie szanowali.

W 1990 roku doszło do incydentu. W studiu wybuchła bójka. Tony został pokonany przez zamaskowanego zapaśnika Kendo Nagasaki, a makijażystka Granady miała potrzebować szpitala, żeby leczyć kręgosłup. Oczywiście cały spektakl był ustawką.


W tamtym czasie Tony udał się z Yvette Livesey nad jezioro Como w Weronie. Zarezerwował pokój jednoosobowy, ale ona odmówiła i mieszkali tam osobno. Twierdziła, że z Tonym byli tylko przyjaciółmi, mimo tego, co do siebie czuli. Po powrocie jednak przekonali się że to poważna relacja a Yvette zdecydowała, że muszą coś na wiosnę postanowić. 

Magistrat dał Haciendzie sześciomiesięczne odroczenie zamknięcia, pod warunkiem, że w klubie zajdzie pozytywna zmiana. Policja raportowała o większej kontroli. Tony jednak cały czas miał obawy przed przemocą gangów, Tony wszędzie chodził w towarzystwie ochroniarza, a Yvette bała się, że go postrzelą.


W tamtym czasie gangi stawały się coraz bardziej zuchwałe. Kluby stawały się ich siedzibami, w tym dwoma największymi były the Gallery i Konspiracy. Oba zamknięto po śmierci z rąk nożownika, studenta na parkiecie. Wtedy zainteresowanie Haciendą wzrosło.

Niestety atmosfera w klubie zaczęła się psuć. Doszło do dwóch poważnych incydentów. Pierwszym był atak nożem na mężczyznę. Połowa jego nosa i twarzy zwisała z głowy. Drugi - zaatakowany został portier. Poza tym ludzie z klubów robili bałagan w mieście, więc Policja była zdania, że jeśli zamknie się kluby będzie spokojniej i nie będą mieli problemów. Wszystko dodatkowo komplikowały walki gangów w klubie i jego okolicy.

 
To spowodowało, że w styczniu 1991 roku Tony zorganizował konferencję prasową i oznajmił, że ma zamiar zamknąć klub. Mieli już dość tej całej sytuacji. Oświadczył, że zrobi tak dla dobra klientów. Po prostu nie mogli zagwarantować im bezpieczeństwa.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

wtorek, 14 marca 2023

Cyfrowe kolaże Juliena Pacaud: Obrazy z podświadomości

Julien Pacaud tworzy, jak to sam nazywa cyfrowe kolaże. Robi je za pomocą komputera a nie nożyczek i papieru, lecz mimo nowoczesnej techniki zachowały one wygląd tradycyjnie sporządzonych grafik z lat 60 lub 70. Wielowątkowość i ponadczasowość są głównymi ich wyróżnikami, które wynikają z dość specyficznych zainteresowań artysty. I nie chodzi tu o jego pasje.






Ale może zacznijmy od początku i chronologicznie: Urodzony we Francji w 1972 roku Julien Pacaud, w latach 1993-1996 studiował kinematografię w szkole Louis Lumière w Paryżu, gdzie poznał reżysera Jean-Christophe'a Sancheza, z którym założył Institut Drahomira. Był to i jest projekt artystyczny pozwalający jego uczestnikom na wyrażanie swoich w różnych dziedzinach, takich jak kino, grafika, i muzyka. W ramach działalności założyli wytwórnię muzyczną gdzie produkują ambientowe kompozycje powołanego zespołu, który nazywa się Drahomira Song Orchestra (LINK). Wydanym albumom (około piętnastu) zazwyczaj towarzyszy publikacja zawierająca grafiki autorstwa Pacauda. Ostatni album powstał w 2019 roku, a był nim Perpendicular Dreams (LINK). 


Jean-Christophe Sanchez także maluje, pisze a przede wszystkim reżyseruje filmy, wśród nich są m. in. Femme Fatale (2002), Pan życia i śmierci (2005) and The Rally 444 (2006). W 2014 roku rozpoczął pracę nad 164-odcinkową serią poetyckich dokumentów zatytułowanych La Mer des Sargasses.

Wracając do Juliena Pacauda, jego droga do twórczości artystycznej była interesująca: W 2002 roku, przeżywał swego rodzaju kryzys. Zastanawiał się co ma w życiu robić? Czy zostać astrofizykiem, mistrzem snookera, hipnotyzerem, czy nauczycielem esperanta? I wtedy odkrył możliwości komputerowej manipulacji obrazami, po czym bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że to medium idealnie odpowiada jego pragnieniom związanym z twórczością artystyczną. Okazało się, że był to dobry wybór. W 2004 roku jego pierwszą ilustracją na zamówienie była okładka płyty CD albumu Néons Blancs et Asphaltine, dla piosenkarza Armana Mélièsa.


Od tego czasu, poza własną twórczością, pracuje jako niezależny ilustrator dla prasy, sektora reklamy czy przemysłu muzycznego. W 2010 roku otrzymał  nagrodę specjalną Swatch w konkursie Illustrative Young Illustrators Awards.






Grafiki Pacauda są nazywane surrealistycznymi, ale my dodalibyśmy jeszcze jeden ich epitet i określili je jako dadaistyczne. Bo są złożone w sposób intuicyjny z fragmentów starych zdjęć, których zasoby autor kolekcjonuje oraz z elementów geometrycznych. Taka interpretacja nie jest naciągana, bo Julien zwierzył się kiedyż, że tym, co napędza moją twórczość, jest moja podświadomość — sposób, w jakie wyrażam siebie, pojawia się raczej przypadkowo. Nie czuję też potrzeby wyjaśniania moich prac i cieszę się, że każdy, kto interpretuje moje prace, jak chce – nawet jeśli to dzieło powstała według konkretnego pomysłu.

Pacaud także opisał swoje prace jako organizowanie chaosu, w którym zderzeniu lega krajobraz i forma geometryczna lub natura i człowiek. Inspirują go głównie filmy, lecz za to bardzo różne, od The Twilight Zone po Twin Peaks Davida Lyncha. Ale jak wspomina, tym, co ukazało mu możliwości kolażu była okładka  Pink Floyd Wish You Were Here wykonana przez Storma Thorgersona. Nie wymienia jednak żadnego malarza, do którego twórczości się odwołuje, bo być może czyni to podświadomie, więc my uczynimy to za niego i wskażemy na René Magritte (pisaliśmy o nim TUTAJ).


Jak widzimy, dzisiejszy bohater naszego wpisu jest postacią ekscentryczną. A wrażenie to pogłębi się, gdy dodamy, że chętnie podróżowałby w czasie ale w przyszłość, a nie w przeszłość, co wydaje się dość zaskakującym wyborem, gdy spojrzy się na jego ilustracje, pełne starych zdjęć. Ale może o to chodzi? Może nie chce cofać się w czasie, bo metafizycznie cały czas tkwi w nim, podczas gdy przyszłość jest dla niego nieodgadniona.





Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.