sobota, 3 września 2022

Arkadiusz Szymczak aka Arius: nietypowe wizje swoich własnych fantastycznych światów

Arkadiusz Szymczak aka Arius (ur. 1973 r.) jest jednym z tych samouków, których prace wzbudzają podziw, jaki może nie wywołałby profesjonalny artysta. Maluje w niełatwej technice olejnej surrealistyczne wizje, które - co jest chyba oczywiste w naszym kraju - w widoczny sposób inspirowane są twórczością Zdzisława Beksińskiego. Reminiscencje są tak zauważalne, ze nawet nie będziemy przeprowadzać analizy form aby tego dowieść. Choć on sam zdaje się zaprzeczać takim powiązaniom, bo pisze na swojej stronie: Długo poszukiwałem własnej drogi twórczej. Na początku nie trzymałem się żadnego nurtu i malowałem to, na co miałem ochotę. Dzięki temu mój bogaty warsztat artystyczny pozwala mi obecnie tworzyć na swoich obrazach wiele różnorodnych motywów i ukierunkować moją sztukę w taką stronę, jaką pragnę."






Oprócz obrazów z fantastycznymi, monumentalnymi krajobrazami, na których przewija się motyw gigantycznego liścia-drzewa, o wytrawionej przez czas epidermie, z którego po zimie pozostają jedynie wiązki nerwów, zdarzają mu się prace będące ponurym komentarzem do własnych przemyśleń, przesycone czarnym humorem i mimo zręczności w treści zbyt dosłowne, a przez to trącące łopatologiczną dydaktyką. 





Malarz sam siebie określa jako pasjonat surrealizmu i tonalizmu, czyli podaje od razu cechy swojej twórczości: ciemną, stonowaną paletę barw, zamiłowanie do szczegółów, irracjonalne sytuacje zbudowane na surrealistycznych kompozycjach. Ale oprócz tego jest także romantykiem i to w znaczeniu klasycznym, tym z XIX wieku, czyli artystą zafascynowaną naturą, jej niszczycielską a zarazem stwórczą siłą. Opuszczone przez człowieka ruiny i wraki, które zostają opanowane przez przyrodę, stają się również miejscem rozwoju życia, przy paradoksalnie jednoczesnej anihilacji śladów cywilizacji.  Oczywiście takim okolicznościom towarzyszy wrażenie grozy, niepokoju i nieuchronnego przemijania... Jak to sam nazywa: maluje nietypowe wizje swoich własnych fantastycznych światów.





Nic dziwnego, że jego refleksje prowadzą go do egzystencjalnych konkluzji, na swojej stronie pisze: mam zamiłowanie do filozofii. Od dziecka starałem się zrozumieć ten świat, życie i śmierć. Dostrzegać zarówno dobro, jak i zło. Rozważam oraz analizuję - wynikiem tego są moje obrazy. Malarstwo jest dla mnie doskonałą formą przekazu. Swoje obrazy nazywam wizjami, a wizja to głos mojej duszy. (...) Świat, który możemy sobie wyobrazić i namalować nie ma ograniczeń.

Szymczak ma poza tym dobrze przemyślaną strategię marketingową. Dźwięczny, międzynarodowy pseudonim artystyczny uzupełnia interesującym podpisem swoich prac, którym jest odcisk kciuka.  Poza malarstwem pasjonują go motocykle, literatura oraz gra na perkusji. A także muzyka heavy metalowa. Chyba dobrze będzie się czuł na naszym blogu...

Polecamy stronę artysty (TUTAJ).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 2 września 2022

Z mojej płytoteki: Tindersticks - second album, nostalgia nadchodzącej jesieni

 


Brytyjski Tindersticks jest dziś już legendą. Klimat, jaki stwarza na swoich albumach, a ma ich dorobku 13, oscyluje gdzieś między tym co robi Nick Cave a tym co kiedyś robiono w 4AD, zwłaszcza w latach 80-tych. Jeśli do tego dodać jeszcze nieco folkowych, myślę tutaj o instrumentach (np. skrzypce) i psychodelicznych klimatów, to otrzymamy zupełnie wybuchową mieszankę. 

W opinii ekspertów do najlepszych dokonań zespołu należy pierwszy, i prezentowany dziś, drugi album. Ten pochodzi z 1995 roku i co ciekawe, ma taki sam tytuł jak debiut, czyli po prostu Tindesticks. Dla mnie ten album jest czymś w stylu dokonania Nootena i Brooka, to muzyka wyciszająca, lekko psychodeliczna, a jednocześnie dająca do myślenia.

O płycie David Boulter, grający w zespole na akordeonie i organach, pisze tak:

Latem 1993 mieliśmy już kompletowany materiał na nasz debiut. Przeprowadziliśmy się do domu: ja, Stuart, Neil i Mark. Mark spał na podłodze w kuchni, i nagle dom zaczął się kurczyć. Wypełnił się ludźmi, psem, trzema kotami, instrumentami, wzmacniaczami, a nasze studio drastycznie się rozrosło. Dlatego przenieśliśmy się do większego domu, a Mark dostał swój pokój z łóżkiem. 

Boulter wspomina, że wspólne życie miało wiele plusów, zwłaszcza muzycznych, pomysły na piosenki, regularne próby, komponowanie. Mimo sukcesu pierwszego albumu, większość z nich jednak ciągle pracowała zawodowo. Kontrakt z wytwórnią This Way Up (wydawca pierwszego, jak i dwóch kolejnych albumów zespołu) nie dostarczał wielkich profitów. 

W tamtym czasie wyruszyli w pierwszą trasę po Europie, jako support Nicka Cave'a and the Bas Seeds. Poznali Brixa Bargelda, a ten powiedział im, że zna bardzo ciekawe studio nagraniowe Conny Plank's. Powrócili zakończyć trasę po UK, gdzie ich debiut odniósł sukces. Zastanawiali się, co będzie dalej? Ponieważ pisali cały czas nowe piosenki zaczęli grać je na żywo. Dlatego, że wiele z piosenek z pierwszej płyty nie było wcześniej grane live, a także ponieważ w wersjach live piosenki z debiutu nabrały nowych brzmień, postanowili wydać album koncertowy Amsterdam. Będąc w Kolonii odwiedzili studio rekomendowane przez Brixa Bargelda i zrobiło ono na na nich duże wrażenie. Tam też nagrali kilka piosenek w wersji demo.



Nagrali przez 5 dni pięć piosenek, mieli też kilka pomysłów na dalsze. To zaczęło się 9.05.1994, a po tygodniu mieli już cały album... 

Wiele piosenek w zasadzie powstało z niczego, niektóre były próbowane wcześniej live, niektóre są nagranie po jednej czy dwóch zaledwie próbach. Niemniej był to czas fajnej zabawy. Zabrali taśmy do domu i mieli zamiar iść dalej brzmieniowo poza to co zaprezentowali na debiucie. Pomógł im w tym Terry Edwards, który dodał też swoje partie trąbki i saksofonu. Stał się też ich muzykiem koncertowym. Kilka piosenek dodali podczas pracy w domu. Nawiązali też wtedy współpracę z Carlą Torgerson z zespołu Walkabouts, których album z coverami był w tamtym czasie ich ulubionym. 


Materiał zyskał negatywną ocenę w EMI, a promował go ich ulubiony klip w reżyserii Martina Wallace'a.
 
Album ukazał się w kwietniu 1995 roku, kiedy zespół grał dość trudny koncert z orkiestrą w The Blum burt Theatre. W tamtym czasie wszyscy uszyli sobie ubrania u krawca. Zdjęcia na okładkę wykonał Phil Nichols.


Pora na muzykę. A tutaj wyróżniają się My Sister, pokazujący że można nagrać trąbkę, tak aby nie drażniła swoim specyficznym dźwiękiem, znakomita ballada Tiny Tears, i nastający po niej Snowy in F♯ Minor, mocno psychodeliczny Vertrauen II i oczywiście wielki hit: Travelling Light ze wspomnianą Carlą Torgerson.


Są miejsca, których nie pamiętam
Są czasy i dni, które nic dla mnie nie znaczą
Przeglądałem niektóre z nich na starych zdjęciach
Nie służą do podróżowania w mojej pamięci

Nie budzę się rano, wpatrując się w ściany w te dni
Nie wyjmuję pudełek, rozłożonych na całej podłodze
Przeglądałam niektóre stare zdjęcia
Te twarze nic dla mnie już nie znaczą

Podróżuję lekko
Podróżujesz lekko
Wszystko, co zrobiłem
Mówisz, że możesz to uzasadnić, podróżujesz lekko

Nie mogę ich wybrać, nie mogę ich włożyć do tych smutnych starych toreb 

Niektóre rzeczy, musisz zostawić po drodze

Czasy są ciężkie, wybiorę je tylko, żałuję, że nie wracam 

Czasy są dobre, będziesz zadowolony, że uciekłeś

Czy pamiętasz, jak bardzo mnie kochałeś?
Mówisz, że nie masz miejsca w tej grubej starej głowie 

Cóż, to przychodzi z bólem, poczuciem winy i wspomnieniami 
Gdybym musiał je zabrać ze sobą, nigdy nie wstałbym z łóżka.

W dachu jest pęknięcie, przez które przelewa się deszcz
To miejsce, w którym zawsze decydujesz się usiąść

Tak, wiem, że bywam tam godzinami, woda spływa po (mojej) (twojej) twarzy

Czy naprawdę myślisz, że trzymasz to wszystko tak dobrze w ukryciu?
Nie, ale podróżuję lekko
Nie podróżujesz lekko
Wszystko, co zrobiłem
To tylko kłamstwo, nie podróżujesz lekko
Podróżuję lekko
Nie, nie podróżujesz lekko.
Podróżuję lekko
Nie, nie, nie podróżujesz lekko
Podróżuję lekko
Nie podróżujesz lekko



Wspomnienia no i ten teledysk. Mimo że byśmy chcieli, nasze podróże w przeszłość wcale nie są dla nas takie łatwe... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Tindersticks, Second Album, producent: Tindersticks i Ian Caple, This Way Up 1995, tracklista: El Diablo en el Ojo, A Night In, My Sister, Tiny Tears, Snowy in F♯ Minor, Seaweed, Vertrauen II, Talk to Me, No More Affairs, Singing, Travelling Light, Cherry Blossoms, She's Gone, Mistakes, Vertrauen III, Sleepy Song.


czwartek, 1 września 2022

Mona Lisa jakiej nie znacie

Wiemy kim są The Beatles. Wiemy także kim Pink Floyd. Jedna i druga formacja to już legendy. Muzycy pierwszej spowodowali tzw. beatlemanię, której oznaką było histeryczne zachowanie nastoletnich fanek. Czy jakieś inne zjawisko może się z tym równać? Otóż tak. Takim Beatlesem w dziejach sztuki jest Mona Lisa Leonardo da Vinci. Żadne dzieło nie budzi tylu emocji, z żadnym nie wiąże się tyle opowieści, żadne w końcu tak nie inspirowało, jak to niewielkie, w gruncie rzeczy płótno, o rozmiarach 77 cm na 53 cm.   

Przedstawia ono według najbardziej przypuszczalnych ustaleń Lisę Gherardini, żonę bogatego florenckiego kupca Francesco del Giocondo, choć niektórzy przeczą temu podając, że malarz wykonał portret anonimowej damy. 

Faktem jest, że tworzył go bardzo długo, bo aż 16 lat, od 1503 do 1519 roku, co według zwolenników jest dowodem na anonimizację modelki.  W każdym razie w 2019 roku minęło pięćset lat od namalowania dzieła, czyli pół tysiąca lat, aby uzmysłowić mocniej jaki jest to szmat czasu. Zaistniał na długo przed kalendarzem gregoriańskim, zanim rozpoczął się Sobór Trydencki, przed rzezią św. Bartłomieja we Francji, za to w tym samym czasie gdy Magellan opływał kulę ziemską, Cortez podbijał państwo Azteków, Luter ogłosił w Wittenberdze swoje tezy a do Polski przybyła królowa Bona…  


Mona Lisa jest dobrym obrazem. Dobrym w tym sensie, że namalowanym z wielką biegłością: Ukazuje młodą kobietę na tle krajobrazu, o miękkich rysach twarzy, z umiejętnie stosowanym sfumato, za pomocą którego Leonardo dowiódł znajomości anatomii i zręczności w subtelnym korzystaniu z efektów światłocienia. Ale czy to wystarczy, aby płótno osiągnęło status najsłynniejszego obrazu świata? Na taki tytuł zapracowały raczej rozmaite zbiegi okoliczności i meandry zdarzeń. Jednym z nich było przeniesienie płótna do Francji, dokąd przybyło wraz z Leonardem, który po secco do Roma w 1527 skorzystał z gościny Franciszka I. Król polubił obraz i ostatecznie umieścił go w Luwrze, gdzie pozostał już na zawsze. Tam przetrwał trudny czas rewolucji francuskiej, potem wojny Napoleona aż nadszedł wiek XIX. W epoce romantyzmu im bardziej mitologizowano geniusz Leonardo da Vinci, tym mocniej doszukiwano się w Giocondzie tajemniczości, w rezultacie stała się femme fatale, uwodzicielką owianą tajemnicą o zagadkowym uśmiechu.




Spirala popularności zaczęła się jednak nakręcać po kradzieży obrazu w sierpniu 1911 r. Związany z tym rozgłos zwrócił na niego uwagę opinii publicznej całego świata. Opisy dziennikarzy sprawiły, że przed pustą ścianą w Luwrze zaczęli gromadzić się ludzie po to tylko aby gapić się na pustą ścianę…. I dywagować. Po wielu spekulacjach i po dwóch latach obraz został odnaleziony na terenie Włoch. Sprawcę kradzieży spektakularnie aresztowano i skazano a Mona Lisa triumfalnie powróciła do Francji. To wydarzenie spowodował masowe upowszechnienie wizerunku dzieła, którego reprodukcje kolportowano na cały świat. I wtedy obraz znów zaistniał w kolejny sposób, jako bohater cudzej twórczości. W 1919 roku – w 400. Lecie powstania - Marcel Duchamp na pocztówce narysował na twarzy damy brodę i wąsy, a na dole dodał akronim LHOOQ (mający przywołać wulgarną frazę po francusku), co wywołało spory skandal. W efekcie inni artyści uznali, że przetwarzanie znanego portretu przyciągnie uwagę publiczności. Jednym z nich był Andy Warhol. I tak przez dziesięciolecia, wraz z rozwojem technologii, obraz nieustannie powielano, czasem przetwarzano, aż twarz na nim stała jedną z najbardziej znanych na świecie, nawet dla tych, którzy mało interesowali się sztuką.




Kolejnym wydarzeniem znów przyciągającym uwagę były podróże Mony Lisy do Stanów Zjednoczonych w 1963 i do Japonii w 1974. Portret dotarł do Stanów Zjednoczonych w kabinie pierwszej klasy na liniowcu oceanicznym i został wystawiony w Metropolitan Museum w Nowym Jorku i Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie gdzie dziennie przychodziło około 40 000 osób. Kilkanaście lat później portret w Japonii witały już potężne witały tłumy. Co więcej, ponieważ podróże stały się coraz bardziej przystępne, coraz więcej osób mogło odwiedzić Paryż i osobiście złożyć hołd dziełu. Mona Lisa doczekała się   także milionów reprodukcji używanych w reklamie i środkach masowego przekazu co sprawiło, że Mona Lisa jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych obrazów wszechczasów.. Obraz był także obszernie prezentowany w dziełach literackich i filmowych. 

Obecnie wisi za kuloodpornym szkłem w Luwrze wystawiona każdego dnia na spojrzenia tysięcy przepychających się widzów, Jest już częścią popkultury. 



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 31 sierpnia 2022

Interesujący wywiad z Peterem Hookiem o Ianie Curtisie i nowej audycji o kolekcji płyt wokalisty Joy Division

 


Peter Hook udzielił ostatnio ciekawego wywiadu portalowi guitar.com (LINK) w związku z planowanymi koncertami z serii Joy Division Orchestrated w Manchesterze i Londynie

Na wstępie wspomina, że Sex Pistols widział cztery razy i zastanawiał się wtedy, że on też potrafiłby każdemu mówić że ma się odpierd@@ić, jak robią to Pistolsi ze sceny. Mimo, że zespól grał dość sprawnie, nagłośnienie było okropne. Wspomina, że kiedy kupił bas zdziwił się, że to gitara tylko z czterema strunami, ale Bernard Sumner uświadomił mu, że w przypadku basu to całkiem normalna sytuacja.


Hooky wspomina, że to Curtis dał mu do posłuchania album Metallic K.O. the Stooges i powaliła go ta muzyka. Nie znał ani Popa ani Velvet Underground. Sumner z kolei zapytał Curtisa o to, kim są the Doors, bo wszyscy twierdzą, że Joy Division brzmią podobnie, wtedy Ian przyniósł im pierwszy album Doorsów i rzeczywiście przekonali się że brzmią podobnie. Mało tego na próbach grali Riders of the Storm

Pośród basistów którzy go zainspirowali Hooky wymienia Tony Fox Salesa z Sales Brothers, Carole Kayne.


Hooky wspomina o wielu mitach towarzyszących Ianowi Curtisowi. Ma zamiar prześledzić kolekcję płyt Iana. Rzeczywiście Idiot Popa była ostatnią płytą jakiej słuchał (opisaliśmy ten album TUTAJ). Wspólnie z Kelvinem Briggsem (w wywiadzie jest błąd nie Biggsem tylko Briggsem zwanym Bessie - pisaliśmy o nim TUTAJ), który przyjaźnił się z Ianem i jest przyjacielem Hooka zrobią podcast o kolekcji płyt Iana

Podkreśla, że ostatnio odwiedził jego grób i za każdym razem kiedy tam się pojawia widzi nowe kwiaty od fanów - Joy Division inspirują ciągle nowe, coraz młodsze  generacje fanów. Takich młodych ludzi jak Ian, mających po dwadzieścia kilka lat, dzieci i planujących się rozwieść nie brakuje mimo upływu czasu, a muzyka Joy Division jest dla nich inspiracją. 

Następnie pojawia się refleksja na temat Peter Hook and The Light, który rozpoczął działalność w 2010 roku, celem upamiętnienia Curtisa. Kiedy Hooky był poza New Order uświadomił sobie, że LWTUA - najbardziej kasowy singiel wszechczasów napisali w 3 godziny, a napisanie Blue Monday zajęło im z New Order pół roku...

Jego zdaniem Unknown Plesures wcale nie straciło na aktualności, zwłaszcza teraz po Covidzie. Jest fanem tego albumu (choć warto przypomnieć, że w chwili wydawania nim nie był). Pierwszy bas jaki kupił to Hondo II kopia firmy Rickenbacker, pierwszy wzmacniacz Sound City 120. Ian namówił go do grania wysoko, a ten nieskomplikowany zestaw instrumentów i wzmacniaczy nadał charakterystyczne brzmienie Joy Division. Choć nie ma zbyt wiele dobrego do powiedzenia o Bernardzie Sumnerze ceni go za to, że New Order poszli w kierunku bardziej eksperymentalnych brzmień. 

Na koniec pada wypowiedź o najnowszych dokonaniach Hooka w tym współpracy z Gorillaz

Czekamy na nowy podcast i zapewne informacja o nim pojawi się na naszym blogu. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.               

wtorek, 30 sierpnia 2022

Sztuka Wojciecha Malickiego: Obrazy niczym otwarte wrota krypty

 Wojciech Malicki urodził się w 1981 roku w Zawierciu i nadal tam mieszka, a co więcej uczynił z tego faktu - życia na prowincji - swój atut. Przywiązany do swojej miejscowości, inspiruje się jej historią. Tak było od czasu obrony pracy dyplomowej na Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, wykonał wówczas plastyczne kopie macew i napisów w języku hebrajskim, znajdujących się na dwóch cmentarzach żydowskich w Zawierciu. Były to w zasadzie wariacje na tematy historyczne ukazane w grafikach litograficznych. Podobnie było w przypadku pracy magisterskiej, która była analizą zjawiska neogotyku nadwiślańskiego na przykładzie Bazyliki Mniejszej p. w. św. Piotra i Pawła w Zawierciu. I tak już zostało. Ale obrazy Malickiego nie są przykładem typowego pejzażu miejskiego. Raczej surrealistycznym komentarzem do otaczającego go świata, z którego czerpie plastyczne formy, by potem je po swojemu przekształcić. 








Takim osobistym komentarzem jest jego cykl O'KNO, który tworzy ze starych ram okiennych pochodzących z wyburzanych lub z remontowanych budynków. W te ramy wprawia swoje obrazy, umieszczając na nich kompozycje aluzyjnie nawiązujące do tradycyjnych schematów ikonograficznych – na przykład postać, którą można zidentyfikować jako Temidę, Arkę, postać którą zinterpretować jako śmierć itp. W ten sposób pokazuje nam swoją i tylko swoją wizję świata, bo jego okno prowadzi nas tylko tam.








Na innych obrazach witamy, niczym starych znajomych, motywy znane z malarstwa Zdzisława Beksińskiego: Wieżę Babel, Katedrę czy bezwłose, anonimowe postacie ludzkie. Jednak Malicki znacznie różni się od Mistrza Beksińskiego, ma swój własny styl, nie epatuje czaszkami a mimo to jego obrazy są niczym otwarte wrota krypty, pełnej pajęczyn, zasuszonych roślin, martwych motyli i wykwitów pleśni... Cisza, smutek i spokój. Wydaje się, że takie emocje chce nam przekazać artysta. Który niestety nie posiada własnej strony internetowej, a jedynie profil na FB (LINK). 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Isolations News 208: Peter Hook chce upamiętnienia Iana Curtisa, The Cure z nową wersją piosenki, Type O Negative - limitowana reedycja, Gerald Potterton RIP, festiwale w Reading i Leeds, Eddie Vedder w trasie, film o Bowie, robaki w cukrze, prochy w kosmosie, Marks w Niemczech i Mariusz gazownik

Peter Hook, wezwał opinię publiczną do wykonania stałego upamiętnienia Iana Curtisa. Basista  przypomniał, że od ponad 10 lat prowadzi kampanię na rzecz postawienia pomników zarówno frontmana Joy Division, jak i nieżyjącego już założyciela Factory Records, Tony'ego Wilsona. Przedstawiał pomysły na posągi zarówno w Macclesfield – gdzie mieszkał Ian – jak i w Salford, gdzie urodził się Tony, a teraz proponuje publiczną zbiórkę funduszy na ten cel (LINK).


Wypowiedź Hooka została wywołana zniszczeniem muralu z podobizną Iana Curtisa. W tej sprawie wydawnictwo Amazon Music, które odpowiada za zdarzenie wydało oświadczenie: W ramach naszych wysiłków na rzecz promocji nowego albumu Aitcha poprosiliśmy naszą agencję reklamową o stworzenie muralu w jego rodzinnym mieście Manchester. Bez wiedzy ani dla nas, ani Aitcha, agencja wybrała ścianę z freskiem – na cześć zmarłego wielkiego Iana Cutisa. Gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy, kazaliśmy zatrzymać prace i pracujemy z Aitchem, aby jak najszybciej przywrócić lub na nowo wykonać oryginalny mural Iana Curtisa. Przepraszamy wszystkich, którzy są słusznie zdenerwowani.  

Także autor muralu Iana Curtisa - Akse_p19, zabrał głos: Jestem w kontakcie z biurem promocyjnym Aitcha, agencją działającą w imieniu Amazon Music i przedstawicielem Rady Miasta Manchester, i pracujemy razem, aby mural Iana Curtisa został przywrócony (LINK).

Pytanie kto wydał decyzję? A wiecie jak to było? Jakiś dupek w krawacie, który nigdy nie słyszał kim był Ian Curtis. Nie dziwi skoro na świecie jest coraz więcej dupków nie wiedzących kim byli the Beatles... 


Słowo dupek ma swoją etymologię. Taki oto zrzut krąży na TT. Autorem błyskotliwej riposty jest Mariusz, z zawodu gazownik.

Tak oto płynnie znaleźliśmy się za naszą zachodnią granicą. A tutaj takie perełki.

W związku z tym czołowa aktywistka klimatyczna wydała już odpowiednie oświadczenie.


W temacie innych wynalazków ekologicznych. Larwy chrząszczy, takie jak larwy mącznika, są często uważane za obrzydliwe, pełzające utrapienie. Ale te owady są według niektórych uważane za jadalne i za możliwą alternatywę dla tradycyjnych źródeł białka mięsnego. Oto pewni amerykańscy naukowcy donoszą, że ugotowali larwy mącznika z cukrem, i stworzyli wyrób o smaku mięsopodobnym (LINK). 

W dwudziestym trzecim wieku jedynie garstka ludzi jeszcze protestowała przeciwko żywności modyfikowanej genetycznie. Na tle większości wyróżniali się brakiem sierści i kopyt.


Z innych postępowych odkryć, choć końcówka rzeczywiście inspiruje, o czym świadczy zamieszczony powyżej przykład Mariusza gazownika.


Żarty żartami, ale zespół naukowców odkrył, że pojenie szczurów napojami bezalkoholowymi, takimi jak Coca-Cola i Pepsi ogłupia. Popularne specyfiki powodują uszkodzenie kory mózgowej w płacie czołowym szczurów, co w rezultacie prowadzi do złego funkcjonowania  pamięci i oceny sytuacji, a są to elementy odgrywające główną rolę w procesie uczenia się. W efekcie gryzonie nie były w stanie przejść przez labirynt (LINK).

Dlaczego szczur ma cztery nogi?
- Żeby być szybciej przy śmietniku od emeryta.
   

No chyba że jest po puszce Coca - Coli...

A co tam u muzycznych emerytów? The Cure udostępnili wcześniej niepublikowaną wersję demo piosenki Cut, jednego z kluczowych utworów z ich dziewiątego albumu Wish, pierwotnie wydanego w 1992 roku, którego reedycja planowana jest na 25 listopada.


Type O Negative za to umieścili w sieci nowy oficjalny teledysk do September Sun z albumu Dead Again, co ma zachęcić fanów do zakupu zremasterowanej płyty we wszystkich formatach. Przedsprzedaż już ruszyła, album wyjdzie w edycji limitowanej (LINK). O zespole pisaliśmy TUTAJ, tym co dzieje się po śmierci Steele'a pisaliśmy TUTAJ. Szkoda, to była znakomita kapela...  

Nie ma też już wśród nas innego wielkiego artysty. 23 sierpnia 2022 roku zmarł Gerald Potterton, brytyjsko-kanadyjski reżyser, scenarzysta, producent i rysownik, animator słynnego filmu z Beatlesami - Żółta Łódź Podwodna

W 1981 roku wyreżyserował dla Columbia Pictures inny kultowy, animowany klasyk Heavy Metal. World Animation Celebration w 1998 roku obdarzył go tytułem jednego z dziesięciu mężczyzn, którzy wstrząsnęli światem animacji. Zmarł w Brome-Missisquoi-Perkins Hospital w Cowansville w Quebecu, miał 91 lat (LINK).

Nothing is real Gerald...   


Również unreal jest pomoc, jaką Niemcy przekazują Ukrainie, co nie przeszkadza kanclerzowi Sztoletzowi lansować się w mediach. 


Bo Niemcy i Sowieci mają taką samą twarz. Powyższe zdjęcie pochodzi z Gelsenkirchen gdzie 27.08. odsłonięto pomnik Marksa. Stanął koło Lenina. A TUTAJ fotorelacja - czerwone flagi, sierpy i młoty. Te ostatnie nie tylko na sztandarach.


Podobno na imprezie odsłonięcia pomnika każdy aktywista dostał 3 prezerwatywy z Putinem. Dlaczego trzy? Bo einmal is keinmal.

Ale Niemcy opublikowali też zdjęcia satelitarne potwierdzające, że w Odrze to nie rtęć zabiła ryby... Nasza opozycja podejrzewa sabotaż - za wszystkim ma stać partnerka Mariusza gazownika, która po solidnej, podwójnej porcji larwy mącznika w cukrze nie podjęła negocjacji z pewną częścią swojego ciała i pozwoliła jej na upust emocji wprost w prądy Odry.

Ile cukru było w cukrze który zatopił mączlika? Mało tego, jaka była jego cena? Tego nie wie nikt, natomiast jedno jest pewne. Nastąpił kompletny kataklizm teorii rtęci i kryzysu cukrowego. 

Może te palety zalegające w piwnicach zwolenników opozycji zakupi zwycięzca loterii Mega Millions o wartości 1.34 miliarda dolarów, który jak na razie... nie odebrał nagrody od około miesiąca. Ma jeszcze 11 miesięcy na zgłoszenie się po należność... (LINK). 

   

A może nie ma czasu, bo zajęty jest czymś bardziej konstruktywnym, niż odbieranie nagród? 

Według Księgi Rekordów Guinnessa Sebastian Suski, Polak mieszkający w Southampton w Anglii, ustanowił rekord hodowli najdłuższego ogórka, gdy potwierdzono, że jego okaz jest o 2.5 cala dłuższy niż ogórek poprzedniego rekordzisty i mierzy 3 stopy i 8.6 cala (112.88 cm) (LINK).

Wygląda na to, że Suski jest lepszy od Rasputina...

Dwóch starszych panów dyskutuje przy kawiarnianym stoliku.

- Wiesz, ja o dziwo wciąż nie mam żadnych problemów z potencją.

- Jak ty to robisz?

- Jem pumpernikiel.

Gdy się pożegnali, ten drugi uderzył natychmiast do najbliższego spożywczego.

- Czy jest pumpernikiel?

- Jest.

- Proszę dziesięć opakowań.

- Dziesięć? Połowa panu stwardnieje.

- To proszę dwadzieścia opakowań!


W temacie - hiszpańscy archeolodzy odkryli największą rzymską płaskorzeźbę przedstawiającą fallusa. Rzeźba została znaleziona na stanowisku archeologicznym, w rejonie zabudowań koszarowych, w El Higuerón koło Cordoby. Miejsce to było pierwotnie osadą iberyjską zamieszkiwaną w IV wieku p.n.e. do 206 p.n.e., kiedy to Rzymianie podbili region. Przedstawienia falliczne można znaleźć wśród rzymskich rzeźb, mozaik, fresków i wisiorków. Na przykład starożytne rzymskie miasto Pompeje pełne jest graffiti i płaskorzeźb przedstawiających falliczne obrazy. Jednak jedno z największych skupisk symboli fallicznych znajduje się pod Murem Hadriana w Anglii. Tam, wzdłuż korytarza ściennego i przy obiektach wojskowych, znajduje się 59 zidentyfikowanych rycin penisa (LINK).

Tak oto wróciliśmy na wyspy, a tam w ostatni weekend czyli od 26 do 28 sierpnia na festiwalach w Richfield Avenue w Reading i Bramham Park w Leeds można było zobaczyć na scenie Arctic Monkeys, Bring Me The Horizon, Dave, Megan Thee Stallion, The 1975 i Halsey. Możliwe, że niektóre występy będą dostępne w sieci, dlatego warto może śledzić stronę imprezy (TUTAJ).



Koncertów ciąg dalszy - frontman Pearl Jam, Eddie Vedder, podał, że jego nowy zespół, Earthlings, zagra jesienią tego roku dwa koncerty, poza wcześniej zapowiedzianym występem na festiwalu Ohana. Występy odbędą się w środę, 5 października w Vina Robles Amphitheater w Paso Robles w Kalifornii oraz w piątek 7 października w Dolby Live w MGM Park w Las Vegas. Bilety były dostępne za pośrednictwem platformy Ticketmaster po wcześniejszej rejestracji 23 sierpnia, weryfikacji i sprzedaży w piątek 26 sierpnia (LINK). 

I ostatni news muzyczny, też z UK. Ścieżka dźwiękowa Moonage Daydream, najnowszego filmu dokumentalnego reżysera Bretta Morgena o Davidzie Bowie zawiera niepublikowane utwory, fragmenty wywiadów, występy orkiestrowe i remiksy klasycznych utworów artysty. W zapowiedzi udostępniono właśnie nieznaną wersję utworu Modern Love, która znajduje się w dokumencie. Cyfrowa wersja ścieżki dźwiękowej Moonage Daydream pojawi się 16 września, tego samego dnia, kiedy dokument trafi do kin i IMAX. Towarzyszący premierze album jest już dostępny w przedsprzedaży w formacie CD TUTAJ, a wydanie winylowe planowane jest na 2023 rok.

Jak wiemy prochy Bowiego zostały rozsypane na wyspie Bali. Za to prochy legendy Star Trek Nichelle Nichols zostaną wysłane w kosmos. Celestis, prywatna firma zajmująca się lotami kosmicznymi, która współpracuje z NASA, wyśle część prochów gwiazdy rakietą United Launch Alliance w stronę Vulcan Centaur jeszcze w tym roku. Lot rozpocznie się na przylądku Canaveral na Florydzie i ma zakończyć poza teleskopem Jamesa Webba w międzyplanetarnej przestrzeni kosmicznej, gdzie firma twierdzi, rakieta stanie się najbardziej odległym stałym posterunkiem ziemian i drogowskazem pokazującym kierunek eksploracji kosmosu przez człowieka

Nichols, która grała rolę oficera łączności, porucznika Nyotę Uhurę w oryginalnej serii Star Trek z 1966 roku, zmarła pod koniec lipca w wieku 89 lat. To nie pierwszy raz, kiedy członkowie filmowej rodziny Star Trek zostali wysłani w kosmos. Prochy Gene'a zostały wysłane w partiach, w kilku misjach Celestis, ostatnie w 2014 roku (LINK).

Na koniec o próbkach, ale nie prochów tylko śliny... Naukowcy stwierdzili, że stan stresu może być pozytywny dla procesu nauczania. Swoje dane uzyskali w prosty sposób, zmierzyli zmienność tętna za pomocą specjalnych czujników przez cały czas trwania zajęć, czyli 120 minut u dwóch grup studentów - uczących się online i tych stacjonarnie.. Pobrali również próbki śliny na początku, po 60 minutach i na końcu kursu. Okazało się że ci pierwsi byli znacznie bardziej zmotywowani a ci drudzy za bardzo zrelaksowani. Czyli - zbytni luz działa negatywnie na komórki mózgowe (LINK).

Egzamin z medycyny z rozpoznawania narządów. Na stole przed egzaminatorami skrzynka z otworem na rękę. W niej narządy do rozpoznawania. Wchodzi pierwszy student, wkłada rękę, rozpoznaje nerkę, wyjmuje ją, dostaje pięć, wychodzi. Wchodzi drugi, grzebie, grzebie, w końcu rozpoznaje serce, wyjmuje, dostaje pięć, wychodzi. Wchodzi trzeci, grzebie, grzebie, nie może nic rozpoznać, w końcu mówi:

- Kiełbasa!

- Panie jaka kiełbasa, czyś pan zwariował?!

- No przecież mówię, że kiełbasa.

- Proszę wyjąć.

Student wyjmuje ze skrzynki kiełbasę. Zakłopotani egzaminatorzy postanawiają dać mu w końcu pięć, student wychodzi, po czym jeden egzaminator mówi do drugiego:

- Panie profesorze, czym myśmy wczoraj tą wódkę zagryzali?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.