piątek, 22 listopada 2019

Z mojej płytoteki: Iggy Pop - The Idiot, album podczas słuchania którego samobójstwo popełnił Ian Curtis z Joy Division


Muzyką Iggy Popa wokalistę Joy Division zaraziła jego żona Deborah i jak się okazało, choroba owym zarażeniem wywołana trwała w Curtisie do końca jego dni. Od wielu lat było wiadomo, że na gramofonie wokalisty, w ów niedzielny poranek 18.05. 1980 roku kręciła się płyta the Idiot. Istnieje zatem ogromne prawdopodobieństwo, graniczące niemal z pewnością, że płyta Popa była ostatnią płytą jaką Curtis wysłuchał przed śmiercią. 

Jakoś nigdy nie miałem czasu poznać twórczości Popa, więc być może obecnie jest pora by to zrobić, i zacząć od tej właśnie płyty, tej szczególnej z wielu powodów... 

Tak też się stało, jednak po pierwszym wysłuchaniu wylądowała ona gdzieś w czeluściach kolekcji, lekko zniechęcała nieco archaicznym brzmieniem, mimo, że realizatorem nagrań (jak i współautorem wszystkich piosenek) jest sam David Bowie.

O archaiczności owej świadczyć może porównanie China Girl w wersji Popa i Bowiego.. Są to jednak dwa inne światy. 

I tak płyta leżała, aż pewnego dnia postanowiłem do niej wrócić i powiem szczerze, że odkryłem ją na nowo. Przede wszystkim klimat tamtych lat, ponadczasowe teksty i poruszane tematy, no i to coś, co niesie ze sobą muzyka - jednak zmuszony zostałem do zmiany zdania. Tak zresztą miałem w życiu wiele razy, bo muzyka niektórych wykonawców jest jak wino... A może to my, słuchacze nim jesteśmy, i musimy dojrzeć do pewnych klimatów... 


Zaczyna się mocno, od Sister Midnight, który w zasadzie powinien mieć tytuł Calling Sister Midnight. W warstwie tekstowej bardzo zakręcony utwór, o dziwnych, o ile nawet nie bardziej niż dziwnych snach... I może tak to zostawmy chyba że ktoś jest zdesperowany, żeby wniknąć w niezwykle prowokacyjny tekst... Niemniej jest to znakomite wprowadzenie w klimat albumu. Po nim jeden z lepszych momentów - Nightclubbing.

Przypomnijmy sobie klimat panujący w Manchesterze w tamtych latach, imprezy pod szyldem Factory - no to jest to! Mało który utwór tak doskonale oddaje tamtą atmosferę. 

Klubowanie nocne, 
Jesteśmy nocnym klubem
Jesteśmy tym, co się dzieje
Klub nocny 
Jesteśmy klubem nocnym
Jesteśmy maszyną do lodu
Widzimy ludzi zupełnie nowych ludzi
Są czymś do obejrzenia
Kiedy klubujemy
Jasnobiałe klubowanie
Och, czy to nie jest dzikie?
Klub nocny 
Jesteśmy klubem nocnym
Idziemy przez miasto
Klub nocny 
Jesteśmy klubem nocnym
Idziemy niczym duch
Uczymy się tańców zupełnie nowych tańców
Jak bomba atomowa
Kiedy nocujemy
Jasno białe klubowanie
Och, czy to nie jest dzikie
 

Z nim łączy się znakomity Funtime, kolejny utwór oddający klimat tamtych czasów, czyli mówiąc krótko: sex, drugs and rock'n'roll... 

Może być lepiej? Owszem, bowiem kolejne dwie piosenki, czyli Baby i China Girl, czyli piosenki w których najmocniej słychać wpływ Bowiego, to absolutne hity. Obie są kontynuacją poprzednich...
 

Dum Dum Boys nieco bardziej ciężki, wydaje się że to piosenka o narkotykach, choć mogę się mylić. Uwagę zwraca mocne podobieństwo do Passenger Lou Reeda. Po niej Tiny Girls i Mass Production, które kończą ten album. Pierwszy nieco kiczowaty, z saksofonem jak z tandetnego filmu... 

Uwagę zwraca ostatnia piosenka, ma mocno przytłaczającą muzykę, no i ten tekst:


Zanim pójdziesz
Zrób mi przysługę
Daj mi numer
Dziewczyny prawie takiej jak ty
Z nogami prawie jak twoje
Jestem utopiony głęboko w masowej produkcji
Nie jesteś niczym nowym
Lubię jeździć autostradami
Zobacz odbijające się kominy
Piersi stają się brązowe
Tak ciepłe i takie brązowe
Chociaż próbuję umrzeć
Ocaliłaś mnie
Cholera jasna!
Znowu ocaliłaś, do diabła
Znowu
Znowu i znowu
Wracam ocalony
Znowu i znowu
I widzę tutaj swoją twarz
I jest tam w lustrze
I jest w powietrzu
I leżę na ziemi
tak poza tym
Idę po papierosy
A skoro musisz iść
Nie zrobisz mi tej przysługi
Nie dasz mi tego numeru
Nie dostaniesz ode mnie tej dziewczyny
Tak, jest prawie taka jak ty
Tak, jest prawie taka jak ty
I jestem prawie taki jak on
Tak, jestem prawie jak on
Tak, jestem prawie jak on
Tak, jestem prawie jak on


Jak widać, wszystko miało swój sens. Iana Curtisa niestety nikt nie ocalił. 


A może nikt nie chciał?

P.S. No comments...




Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Iggy Pop: the Idiot, RCA 1977, producent: David Bowie, tracklista: Sister Midnight, Nightclubbing, Funtime, Baby, China Girl, Dum Dum Boys, Tiny Girls, Mass Production 
   

2 komentarze:

  1. Spoko recenzja, ale Passanger to chyba nie Lou Reeda��I też nie doszukiwalbym się związku śmierci Curtisa że słuchanie tej płyty. Pomimo zimnego, elektronicznego brzmienia nie jest ona zbyt depresyjna, a takie nighclubbing czy funtime stanowią wręcz afirmacje życia. Już prędzej obejrzany przez niego tego dnia "Stroszek"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Rob - dziękujemy za komentarz. Nie jestem ekspertem od Lou Reeda i masz rację, właśnie próbuje sobie przypomnieć skąd mam takie info... Oczywiście złe info więc dzięki za poprawkę. O Stroszku pisaliśmy u nas kilka razy i zgoda ale płyta Popa mogła mieć dla Curtisa znaczenie bardzo prywatne z powodu żony dzięki której poznał jego twórczość. Dlatego mógł odbierać ją w taki sposób. Dla mnie to dziwny album i trudno miło go jednoznacznie zakwalifikować. Curtis napisał też list do żony którego treści nie znamy. Może właśnie gdy go pisał grała ta płyta. Tego nie dowiemy się jednak już nigdy. Wpadaj tutaj częściej pozdrawiamy.

      Usuń