sobota, 22 maja 2021

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Siekiera



Jakiś czas temu zaprezentowaliśmy wywiad z Alkiem Januszewskim, który opisał okoliczności powstania czerwonej okładki Nowej Aleksandrii Siekiery (TUTAJ i TUTAJ) , z modułem człowieka Albrechta Durera (LINK).

Samą płytę także opisaliśmy TUTAJ (oraz pierwszy singiel zespołu TUTAJ). Zatem tych, którzy nic nie słyszeli o Siekierze (wątpimy, aby ktoś taki był, ale nie ma rzeczy niemożliwych), odsyłamy do tamtych tekstów, bo dzisiaj chcemy podać garść danych o tym, co obecnie dzieje się z muzykami tej kultowej grupy. 

Gwoli przypomnienia: zespół powstał w Puławach na przełomie 1982/1983. Na początku Tomasz Adamski (gitara), Tomasz Budzyński (wokal), Jerzy Janaczek (gitara basowa) oraz perkusista o pseudonimie (lub imieniu) Borys założyli grupę Trafo, która wystartowała w listopadzie 1983 roku na lokalnym Przeglądzie Młodzieżowych Zespołów Rockowych, w puławskim klubie Mozaika (zagrali covery piosenek UK Subs i Exploited). Niedługo potem, bo na przełomie 1983/1984,  Tomasz Adamski "Dzwon" - gitara (lider, autor słów i muzyki do wszystkich utworów), Tomasz Budzyński "Budzy" - wokal, Dariusz Malinowski "Malina" – gitara basowa i wokal oraz Krzysztof Grela "Koben" – perkusja, założyli już ten właściwy projekt muzyczny o nazwie Siekiera. Wiosną 1984 roku z zespołem współpracował jeszcze gitarzysta Piotr Szewczyk (Siły Szybkiego Reagowania), ale bardzo krótko. Rok 1984 w ogóle był ważny dla zespołu. Siekiera wystąpiła w klubie Remont w Warszawie oraz na festiwalu w Jarocinie, gdzie dostała nagrodę, którą był wzmacniacz firmy Labsound. Do formacji zostali przyjęci dwaj muzycy - drugi perkusista, którym był Zbigniew "Sierściotłuk" Musiński oraz grający na instrumentach klawiszowych Paweł "Kowal" Młynarczyk. Malina Malinowski i Adamski przejęli wokal, a Tomasz Budzyński odszedł i założył Armię… 

I tak Siekiera grała, nagrywała, koncertowała aż w 1988 roku rozpadła się. Każdy z muzyków poszedł własną drogą, a my podjęliśmy próbę ustalenia jak też ułożyły się losy każdego z nich (co nie do końca się nam udało).



I tak: Tomasz Adamski (ur. 1963) podobno mieszka w Puławach i nadal pisze wiersze. W 2006 ukazał się (nakładem wydawnictwa Lampa i Iskra Boża LINK) jego tomik poezji Za czarną szybą. Jednak co tak naprawdę się z nim dzieje nie wiadomo. Wszystkie dostępne strony internetowe i opracowania zgodnie przepisują informację o tym, że występował w 2001 roku w puławskim Teatrze Poszukującym (LINK) co nie jest oczywiste. Bo nie ma śladu po działalności takiej placówki. Z tego udało się z trudem ustalić wynika, że Adamski zgromadził dwunastoosobowy zespół złożony głównie z licealistów z Puław i maturzystów Liceum Plastycznego w Nałęczowie, tego samego, które kończył Tomek Budzyński, a Renata Siedlaczek - dyrektor ośrodka kultury w Puławach - udostępniła salę do prób i sfinansowała scenografię. W zimie 2001 roku teatr miał dać pierwszą premierę.

Podobno po tym, gdy Siekiera stała się przeszłością, Tomasz Adamski radykalnie zmienił zainteresowania. Stał się melomanem muzyki poważnej, w szczególności twórczości Jana Sebastiana Bacha (LINK). W 2008 roku koordynował wydanie płyty Na wszystkich frontach świata, która dobrze się sprzedawała. Dzięki temu  Adamski mógł stworzyć własne studio nagrań i w nim  opracować album Ballady na koniec świata, zawierający jego premierowe utwory, (w jednym z utworów pojawia się gościnnie Paweł Młynarczyk, dwa zaśpiewała Alicja Bil-Traciłowska).


 


Wyszła ona pod logiem Siekiery, bo choć zawiera muzykę niesiekierową, to Adamski jest dysponentem nazwy zespołu. Co jeszcze o nim przedostało się do publicznej wiadomości? Podobno choruje. Podobno cierpi na depresję. We wkładce do płyty zamieścił specjalny apel do osób chętnych, gotowych współtworzyć nowe wcielenie Siekiery. Ballady pomógł mu wydać Grzegorz Kaźmierczak z Variété. W jednym z bardzo nielicznych wywiadów poeta tak to wspomina: Myślałem, że po latach padniemy sobie w ramiona, a tymczasem przyjechał do mnie i niczym zimny urzędnik podał mi stawki. Nie było śladu dawnego braterstwa. W tym samym wywiadzie zapytany o tytułowy koniec świata poważnie stwierdza: Można rozumieć to różnie. Prawdopodobnie niebawem się powieszę. Nie podoba mi się na tej planecie, mój czas się kończy. Co mnie może powstrzymać? Znalezienie odpowiednich ludzi do współpracy. Szukam prawdziwych pasjonatów, ale nigdy z takimi nie grałem. Jeśli nadal ich nie znajdę, nie ma sensu przedłużać żywota (LINK). 


Jednym z nielicznych dawnych członków Siekiery, z którym trzymał kontakt, był niedawno zmarły, bo 12 grudnia 2020 roku, Dariusz Malinowski (ur. 1964 r.). On z kolei po tym, gdy się ożenił, zamieszkał na wsi Dąbrówka pod Puławami, znanej z produkcji bębnów. Nieopodal, w tej samej miejscowości lub sąsiednich) zamieszkali inni niezależni muzycy i poeci: Kazik Malinowski, Jerzy "Słoma" Słomiński (grywał z Brygadą Kryzys i Osjanem) i Nakon. W 1996 roku w Wólce Krasienińskiej utworzył zespół i zdążył z nim nagrać kilka kaset (LINK). Poza tym prowadził zespoły Kapawanka, Tra-band i Ska-leczeni oraz współpracował z kilkoma innymi formacjami, w tym z Słoma D'Roots Brothers, z którymi nagrał płytę CD ŁAADOO (LINK).


Podobno przed śmiercią za znajomymi przygotowywał nowe piosenki… lecz nie zdążył ich wydać. Nie wiadomo jaka była przyczyna jego odejścia. Został pochowany na cmentarzu parafialnym przy ul. Piaskowej w Puławach.


Nie żyje także Krzysztof Grela (ur. 1961), pierwszy perkusista zespołu. W styczniu 1992 roku padł ofiarą porachunków mafijnych. Zginął ugodzony nożem w puławskiej knajpie Pod dębami, bo członek rosyjskiej mafii... pomylił go z kimś innym. Spoczywa na cmentarzu komunalnym przy ul. Budowlanych w Puławach. Jego brat Darek także był muzykiem i również odszedł z tym, że 20 lat później, bo w 2012 roku. Dariusz "Koben" Grela przez lata propagował w Puławach kulturę punk - rockową. Jego pasją była też fotografia. Na koncertach zawsze pojawiał się z aparatem. Relacje z najciekawszych wydarzeń muzycznych publikował na swym blogu (który już nie istnieje).


Zbigniew Musiński zaraz po rozpadzie Siekiery wyjechał do Niemiec, a dokładnie do Norymbergii, gdzie nadal mieszka wraz z żoną Ewą. W wywiadzie tak to wspomina: Wyjechałem z Polski tuż przed upadkiem żelaznej kurtyny. Kilka miesięcy spędziłem w Berlinie Zachodnim. Niepowtarzalne przeżycie. Ostatnie tygodnie DDR-u lub - jak kto woli - NRD. Do Norymbergi trafiłem przypadkiem, mógłbym równie dobrze zamieszkać w Monachium lub Hamburgu. Norymberga to stosunkowo duże miasto, drugie w Bawarii, z ciekawą historią, miasto partnerskie Krakowa. Mam dobrą pracę, niestety, nie związaną z muzyką. Odbywa się tu każdego roku drugi co do wielkości Festiwal Rockowy w Niemczech - Rock im Park. 80 tys. fanów muzyki, w tym coraz więcej z Polski, odwiedza moje miasto na początku czerwca każdego roku. Prywatnie układa mi się też bardzo dobrze, założyłem rodzinę i jest ok. Nie zamierzam wracać do Polski (LINK). 


My za to wracamy wracamy. Już jutro...

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 21 maja 2021

Wspomnień czar: Rock Serwis w latach 80-tych - okno na muzyczny świat


Rock Serwis powstał w 1983 roku i działał w latach 80-tych bardzo intensywnie. Jedynym mankamentem było to, że miał siedzibę w Krakowie, czyli całą długą Polskę  ode mnie, co powodowało, że musiałem ponosić dodatkowe koszty przesyłki, i dodatkowo wydłużało oczekiwanie. Chociaż trudno jest ustalić w jaki sposób firma radziła sobie z prawami autorskimi trzeba oddać, że dla takiego chłopaka jak ja była oknem na świat. 

Z tego co pamiętam, w jednej z gazet muzycznych (mówimy o epoce sprzed wynalezienia Internetu) znalazłem ich ogłoszenie. Napisałem i otrzymałem pocztą katalog z ofertą. Szacunkowe obliczenia doprowadziły mnie do wniosku, że za wersję niezbędne minimum - tłumaczenia tekstów Unknown Pleasures i Closer, plus 9 zdjęć Joy Division (i koszty wysyłki) będę musiał zapłacić 1070 PLN (dziś to około 304 PLN, czyli jak na wtedy jeszcze ucznia - dużo). 







 




Drogo, i niestety nie stać mnie było tak od razu na więcej.... Dla mnie, poczatkującego wtedy fana Joy Division było to i tak jak spełnienie największych marzeń. Zespół znałem jedynie z nielicznych audycji radiowych, a jego wizerunek z zaledwie kilku artykułów w prasie. A tutaj proszę bardzo: tłumaczenia tekstów i zdjęcia. Na razie tyle. Książeczkę o zespole (wywiad ze Zbigniewem Szałankiewiczem - jej współautorem, opublikowaliśmy TUTAJ) i tłumaczenia tekstów bootlegu Warsaw kupuję w późniejszym terminie. Po prostu nie stać mnie. Ale odkładam, dorabiam np. pomagając przy żniwach i w końcu mam...




Jakość zdjęć znakomita, są tam te najważniejsze - Paula Slattery i Kevina Cumminsa (warto zobaczyć TUTAJ), reszta materiałów też doskonałej jakości. Nareszcie wtedy jako kompletne zero z języka angielskiego, mogę dowiedzieć się o czym śpiewa Ian Curtis.



W jednym z listów dziękuję właścicielowi serwisu, tłumacząc, że dla takich chłopaków z małych miast jak ja, robią wielkie rzeczy. Jerzy Kosiński pisze kilka słów na rewersie jednego z zamówień:


Co prawda ceny były zupełnie z kosmosu, no ale cóż, za wiedzę trzeba płacić. Do tego stopnia, że musiałem nieudolnie zamazać kwotę pobrania, obawiając się, że koperta dostanie się w ręce rodziców. Nigdy nie rozumieli muzyki Joy Division, i gdy katowałem w swoim pokoju kasety nagrane z radia, ojciec zawsze pogardliwie wspominał coś o muzyce Beduinów...


Wychował się na Presleyu i Joplin, oni plus Breakout to dla niego był muzyczny świat. Dla matki za to Eleni... Jak mogli zrozumieć muzykę punk czy postpunk. Tolerowali co najwyżej the Beatles, to i tak nieźle.

Zmienił się świat, a Rock Serwis działa do dzisiaj (LINK). Próbowaliśmy skontaktować się z Piotrem Kosińskim, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Szkoda, bo wywiad z tak zasłużoną dla muzycznego undergroundu osobą, byłby dla nas czymś wyjątkowym, tak jak wyjątkowym był wywiad ze Zbigniewem Szałankiewiczem. Może kiedyś?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.             

czwartek, 20 maja 2021

Sztuka Artema Demura: mroczne i klimatyczne kreacje fantasy i okładki Epic Black Metal

Dzisiaj pora na mroczne i klimatyczne kreacje fantasy autorstwa Artema Demury, niezależnego artysty cyfrowego i grafika mieszkającego w Sankt Petersburgu w Rosji. Jak to zwykle bywa w przypadku rosyjskich twórców, prawie nic o nim nie wiadomo. Artysta sam nie podaje (prawie) żadnych informacji o sobie, a i ci, którzy gdzieś o nim piszą, czy też prezentują jego sztukę, nie są zainteresowani jego życiem. 

Z tego co udało nam się ustalić to ukończył kierunek o nazwie Concept-art for animation film na СПБГУ, czyli Санкт-Петербургский государственный университет (Uniwersytecie Państwowym w Petersburgu). Po studiach rozpoczął pracę ilustratora w Suricate Games, następnie w Bitbox, niezależnym studio tworzenia gier komputerowych, założonym przez programistę Vladimira Piskunova, brał także udział w realizacji projektów Life is Feudal – pracował przy powstaniu takich gier jak Mortal Shell i Call to Adventure - ale w ostatnim czasie działa jako wolny strzelec.

Artysta wydaje się być zatem bardzo młodym twórcą, jednak obdarzonym potężną wyobraźnią, co w połączeniu z pracowitością skutkuje ogromną ilością kreacji. Jedne podobają się nam bardziej, inne są także ciekawe, lecz trącą takim patosem, że nadaje im to rys nieszczerości, a to zbliża je do kiczu. Ale to oczywiście subiektywna opinia. Aby zademonstrować ogromny talent artysty pokażemy tylko kilka jego prac. Takich, z których niejedna galeria zrobiłaby dobrą wystawę przyciągająca wielu widzów. Inne prace można obejrzeć na jego stronie internetowej, przez którą można się także skomunikować z malarzem (TUTAJ). 











Jak widzimy Demura potrafi tworzyć obrazy, które są pełne smutku, grozy, melancholii, nostalgii… Spowija je mgła lub zmierzch, a widz w nich spogląda na świat nie ze znacznej wysokości, z szerokiej perspektywy wysoko, przez co prezentowany mu krajobraz ukazany jest przy pomocy świetnie wyprowadzonych skrótów. 

Mistyczne malarstwo Demury po prostu musiało zwrócić uwagę muzyków i tak jego ilustrację trafiły na okładki płyt, lecz zawierającą muzykę szczególną, z nurtu określanego mianem Epic Black Metal. Wydaje się, że stale współpracuje z muzykiem o pseudonimie Ash, multiinstrumentalistą i liderem moskiewskiej grupy Sickle Of Dust bo jego prace są na okładkach wszystkich (trzech) albumów zespołu: Between the Worlds (2017), In the Wake of the Night (2019) i the Shores of Sunrise (2020). Grafiki Demura znalazły się również na okładkach albumów innych rosyjskich zespołów, takich które grają podobną muzykę: Neutral, Nyctophobia, Argesk, Makbet, czy Malist



Jeśli należysz do osób, które kochają mroczne opowieści lub po prostu ponure, mistyczne obrazy, to prace Artema Demury przypadną Ci do gustu. Podobnie jak i muzyka, którą ilustrują.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 19 maja 2021

Potęga natury na obrazach Julesa Taverniera

Pamiętacie może obraz Caspara Friedricha zatytułowany Dwóch mężczyzn kontemplujących księżyc? Namalowany ok. 1830 roku ukazuje dwie postacie uchwycone od tyłu, jakby zapraszając widza by do nich dołączył. Podobno artysta namalował siebie samego oraz przyjaciela i ucznia Augusta Heinricha (1794–1822).

Księżyc, noc były jednym z głównych tematów romantyków, a wykonane nokturny emanują mistyczną melancholią, co pokazaliśmy na przykładzie kilku artystów (TUTAJ).


Dzisiaj zatem chcemy zaznajomić naszych czytelników z kolejnym malarzem, którego zafascynowała potęga natury.  

Jest nim Jules Tavernier (1844–1889) urodzony we Francji ilustrator, malarz i grawer, który wyjechał do północnej Ameryki i tam odkrył i rozwinął nowe tematy. Najpierw zainteresował się życiem Indian. Jego obrazy zdobyły szybko podziw europejskich salonów. Również w San Francisco jego pracownia stała się dla tamtejszej bohemy artystycznym centrum, a on mentorem i założycielem miejscowych organizacji artystycznych. Jednak Tavernier ciągle poszukiwał nowych doznań. Podróżując dalej na zachód, dopłynął na Hawaje, gdzie spędził ostatnie pięć lat życia, malując dramatyczne sceny eksplodujących wulkanów. Z tych płócien narodziła się Szkoła Wulkanów, regionalny ruch artystyczny działający tylko na Hawajach.


Podczas wycieczki po Big Island z innym artystą Charlesem Furneaux w styczniu 1885 roku był świadkiem wybuchu wulkanu Kilauea, który stał się jego inspiracją i obsesją. Odtąd starał się uchwycić spektakularne elementy aktywnego przepływu lawy: wybuchowe pióropusze, siarkowe opary, żywe kolory ognia. Przekazał widzom na całym świecie upiorne i cudowne wrażenia z erupcji wulkanów na antypodach Hawajach.


Prace Taverniera poszerzyły wyobrażenie o tym, co dotąd uważano za odpowiedni temat dzieła malarskiego.  Jego prace otworzyły nowy nurt w dotychczasowym malarstwie pejzażowym. Ukazywał zjawiska przyrody w sposób bardziej intymny i emocjonalny. W tym celu posługiwał się różnorodnymi technikami. Malował laserunkowo, na wzór dawnych mistrzów, ale także szybko, podobnie jak to robili impresjoniści i francuscy malarze ze szkoły Barbizon.


Powodzenie obrazów Taverniera wiąże się nie tylko z atutami jego warsztatu czy talentu. Wynikało również ze znaczenia jakie przypisywano wulkanom. Według mitologii greckiej i rzymskiej, w jego głębi znajdowała się kuźnia, gdzie wśród dymu i ognia pracował Hefajstos (lub Wulkan) wspomagany przez Cyklopa. Tytan tworzył tam narzędzia dla Zeusa, za pomocą których ten mógł kontrolować świat. Natomiast według wyobrażeń chrześcijańskich, przez wulkany prowadziła droga w Zaświaty. Prawdopodobnie wyobrażenie to wzięło swoją genezę z Metamorfoz Owidiusza, gdzie Pluton opuszcza podziemia poprzez Etnę

Według innych stereotypów, wulkan jest metaforą artysty, którym targa autodestrukcyjny geniusz twórczy. Jules Tavernier był nim dotknięty. Według świadectwa współczesnych, jego osobowość przypominała gwałtownością malowane ogniste krajobrazy. Niestabilny i zmienny popadł w nałóg i zmarł w wieku 45 lat...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 18 maja 2021

Na 41. rocznicę śmierci Iana Curtisa z Joy Division: bootleg Joy Division in the Studio with Martin Hannett z nieznanymi materiałami zespołu

 


Jak wiadomo, ze studia Strawberry od dłuższego czasu wyciekają różne rzeczy, których część należała do Martina Hannetta i można je kupować na aukcjach internetowych. Być może tak właśnie jest z nagraniami z prezentowanej dziś podwójnej płyty, która zbiera w sieci bardzo sprzeczne oceny. Niektórzy piszą, żeby tego unikać jak zarazy, inni kwestionują wiarygodność nagrań, jeszcze inni powołują się na opinię Petera Hooka, który ani nie potwierdził ani nie zaprzeczył wiarygodności nagrań, stwierdził jedynie że bootleg zawiera nagrania kiepskiej jakości.

Zatem z obowiązku ale i z pewną dozą niepewności przejdźmy do omówienia tej płyty. 

Po pierwsze jakiś czas temu opisywaliśmy u nas bardzo podobny bootleg (TUTAJ). Być może jest więc tak, że gorszej jakości nagrania umieszczone zostały na prezentowanej dziś podwójnej płycie?

Zanim je omówimy kilka słów o okładce. 



Płyta jest limitowana, 320 kopii na żółtym winylu (omawiania dziś ma numer 160).

Jest bardzo starannie wykonana, a w środku masa nieznanych zdjęć, choć nie do końca autentycznych, bowiem przynajmniej dwa  nich pochodzą z ... filmu 24 Hour Party People (warto zobaczyć TUTAJ), co jest co najmniej podejrzane.  



Mimo tego, w środku okładki czytamy, że nagrania są autentyczne i zostały niedawno odkryte przez rodzinę i przyjaciół Hannetta. Nagrania pochodzą z taśm, Hannett jak wiadomo kolekcjonował dziwne dźwięki, które później wplatał w utwory, lub między nie.


Większość z prezentowanych na płytach pochodzi z 1978 i 1979 roku z Cargo Studios w Rochdale, mniejsza ich ilość z pozostałych dwóch studio czyli Strawberry i Britannia Row.



Zdaniem wydawców, taśmy objęte były klauzulą autentyczności podpisaną przez 3 członków zespołu (w tym Iana Curtisa), i Hannett miał zgodę na ich używanie. Martin miał też zgodę na używanie tych taśm podczas pracy z innymi zespołami, o czym wspomina w swojej książce Jake Kennedy. Tak też było, bowiem niektóre z efektów zostały użyte przez Hannetta podczas sesji the Stone Roses. Peter Hook w książce Middlesa wspomniało fakcie pozostawienia w studio w Rochdale taśm Martina. Studio jednak później przechodziło z rąk jednych w właścicieli do innych i ta historia nie znalazła potwierdzenia - tam tych taśm nie było.            

Następnie przytoczone są wspomnienia, jak to Martin potrafił godzinami wydobywać jeden dźwięk na syntezatorze. I takiego typu nagrania znajdujemy też na bootlegu. 

Opisane są spotkania Hannetta z ludźmi z AMS celem tłumaczenia, co słyszy w głowie, a ci konstruowali odpowiednie urządzenia produkujące takie właśnie efekty.



Mimo że Hook ciągle powtarza, że Hannett nie komponował piosenek Joy Division, to jemu właśnie zawdzięczamy transformację jaką zespół przeszedł, ze średniej klasy grupy punk-rocka do gwiazdy muzyki. 

Następnie opisana jest scena jak Stephen Morris rozmontował perkusję i przeniósł na polecenie Hannetta na dach studia, co jak wiemy jest nieprawdą (warto zobaczyć TUTAJ).




Końcówka tekstu zawiera bardzo interesującą informację. Jak bowiem wiemy, zarówno w książce Jona Savage'a (TUTAJ) jak i wielu wywiadach, Peter Hook podkreśla, że sposób gry na basie (gra wysoko) zawdzięcza Ianowi Curtisowi, który kazał tak grać, bowiem w sali prób panowała fatalna akustyka. We wkładce albumu za to pada stwierdzenie, że autorem tego sposobu gry jest...Martin Hannett. 



Ta technika powstała w Cargo Studios w 1978 roku. Wtedy Hannett nakazał Hookowi zejść na dół do sklepu Tractor Music i zamówić tam nowy wzmacniacz lampowy AMCRON DC300A z przedwzmacniaczem Alembic i głośnikami  wysokiej mocy Gauss. To w kombinacji z Electro Harmonics clone Theory - specjalnym pedałem którego działanie pokazuje poniższy filmik:


doprowadziło do charakterystycznego brzmienia basu Joy Division i New Order.  

Tyle jeśli chodzi o wkładkę. Co do albumu - jedno jest pewne - nagrania Joy Division są na nim jak najbardziej prawdziwe. Discogs uznał ten album (TUTAJ) wiec miał ku temu jakieś podstawy.


Pewne też jest, że cała ta wielka dyskusja nie byłaby możliwa, gdyby nie Ian Curtis. Geniusz, który zmienił oblicze muzyki, a który 41 lat temu umarł w samotności, bo wszyscy widzieli, ale nikt nie umiał zobaczyć.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Joy Division in the Studio with Martin Hannett, OZIT Morpheus Records, 2008, tracklista: Digital Ambience Rooms Warm Up Shakin Speaker Dust Off, Digital Full Track, Noise Drums Sine Warmup, Square Heat Ambience Warmup, Glass Breakout Full Track, Synth Ambience Workout, Atmosphere Setting Up, Atmosphere Build Up, Atmosphere Full Track Metronome Intro Hannett Intro, Question, Metronome Initial Adjustment #2, Dead Souls Full Track, Cups Smash Synth Filters Take #1, Ice Age Bass Ambience Warmup, Full Track Ice Age, N4 Full Track, Eternal Full Track, More N4 Drum Programming, N4 Industrial, N4 More Warmup, Hannett Interview Something Fishy, Glass - The Unhinged Tryout Take 5.