sobota, 17 lipca 2021

Selfridges sprzedaje logo Factory i Joy Division: walcie się

Nad znaczeniem dzieł stworzonych przez Tonyego Wilsona czyli o Factory Records i klubie The Haçienda nikt nie dyskutuje. Za ich pomocą zmienił oblicze muzyki, Manchesteru a i może życie wielu osób. I wartości tych realizacji nie da się w żaden sposób oszacować, zwłaszcza że Wilson lubił powtarzać tworzyliśmy historię, nie pieniądze. Działał zgodnie z zasadami sytuacjonizmu, o czym pisaliśmy tutaj (LINK) co wykluczało nastawienie na zysk. Z tym większym smutkiem patrzymy na próby spieniężenia jego spuścizny.

Bo jakże inaczej nazwać ofertę Selfridges, sieci luksusowych domów towarowych w Wielkiej Brytanii, która wypuściła ekskluzywną ofertę odzieży, akcesoriów i artykułów gospodarstwa domowego, zaprojektowaną przez znanych projektantów. Ta inicjatywa zbiegła się z wystawą Use Hearing Protection: The Early Years of Factory Records w Museum of Science and Industry w Manchester, o której pisaliśmy TUTAJ. A może to raczej wystawa stała się elementem kampanii reklamowej wpływowego domu mody? Raczej się tego nie dowiemy… Zwłaszcza, że Selfridges i Warner Records, obecny dysponent znaku firmowego Factory Records, odmówiły komentarza. Natomiast swój komentarz w mediach społecznościowych zmieścił Olivier Wilson, syn Anthonyego H. Wilsona: Bluzy z kapturem za 500 funtów, tkane poduszki ze znakiem Joy Division i świece z naturalnego wosku z logo wytwórni Factory Records… zastanawiam się, co pomyślałby mój tata, gdyby mógł to zobaczyć, gdy zaczynał w 1979 roku. Odkąd odszedł, widziałem wiele, jeśli chodzi o wydzieranie jego dziedzictwa… ale te ceny są na innym poziomie. Całkowity koniec wyprzedaży… Fabryka nigdy nie miała na celu ustanawiania barier ani tworzenia jakiejkolwiek ekskluzywności, te przedmioty są sprzeczne z podstawowymi wartościami, jedynie udają, że je reprezentują. To jest sprzeczność, tak samo wchodzi w to każdy, kto je nosi. I jeszcze dodał Mój stary by się roześmiał i jestem pewien, że ja też, ale musicie wybaczyć… mam mdłości (LINK).


Faktycznie, ceny zwalają z nóg (LINK). Nie wiadomo, czy to dlatego, że te wszystkie graty i ciuchy są w ofercie bogatej sieci handlowej, czy dlatego, że stworzyli je znani projektanci m. in. Marc Jacques Burton, Raf Simons i z japońskiej firmy Medicom Toy (ciekawe, że Selfridges nie zaprosili Petera Savillea, współtwórcy Factory Records…).


Jakie my mamy zdanie na ten temat, nie jest tajemnicą dla naszych czytelników. Dlatego nie będziemy go egzemplifikować. W każdym razie nie udekorujemy swoich domów ani podnóżkiem z logo Factory Records z czarnego poliuretanu za 700 funtów, ani poduszką za 115 funtów z kultowymi obrazami okładek płyt Joy Division i New Order ani nawet gamą pachnących świec z naturalnego wosku także z dekoracją odnoszącą się do twórczości obu zespołów 45 funtów.

I to wcale nie dlatego że nas na to po prostu nie stać. Selfridges - walcie się.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

piątek, 16 lipca 2021

Zimowa noc Haralda Sohlberga: niepokój, melancholia, dramat i tęsknota za wiecznością

 Sztuka Muncha (LINK) jest znana na całym świecie. Krzyk jest obrazem tak uniwersalnym, że stał się inspiracją do powstania emotikonów, ale - w co może trudno uwierzyć - nie jest to najpopularniejszy i najbardziej ulubiony obraz w Norwegii. Jest nim inny obraz: Zimowa noc w górach z 1914 r. autorstwa Haralda Sohlberga (1869-1935), malarza w zasadzie nieznanego poza Norwegią. A stało się tak może dlatego, że Norwegowie zachowali jego twórczość dla tylko siebie. Z wyjątkiem pojedynczych dzieł w zbiorach Art Institute w Chicago (LINK), nie ma ani jednej jego pracy poza jego ojczystym krajem.


Obraz ukazujący zimową noc w górach widzianych z Rondane, który w 1995 roku został wybrany norweskim obrazem narodowym w wyniku głosowania słuchaczy w państwowej stacji NRK, powstawał przez lata. Jego twórca nigdy nie był do końca usatysfakcjonowany z formy kompozycji. Namalował wiele szkiców, wersji i gdy w końcu go ukończył, pejzaż stał się wielką sensacją. Po kilku latach został zakupiony do Galerii Narodowej gdzie można go podziwiać obecnie. Na płótnie, jak to zwykle bywa u Sohlberga, nie ma ludzi. Zamiast tego artysta zarejestrował nastrój. Ci, którzy poznali dzieło z autopsji potwierdzają, że tchnie ukojeniem, wnosi spokój i niemal zmusza do kontemplacji. Wielu widzów ogląda go dłuższy czas, przenosząc się w ten sposób do podnóża majestatycznych, ośnieżonych gór i pozostając w cieniu ich ogromu samotnie, mając za towarzystwo jedynie ciemne sylwetki drzew i ciszę... W centrum obrazu malarz umieścił gwiazdę, która symbolizuje nadzieję.

W tym lipcu jedna z akwarel z początkową wersją obrazu została wystawiona na sprzedaż w domu aukcyjnym Sothebys (LINK) Sprzedawcy liczą na wysoką cenę, a krytycy mają okazję po raz któryś przeanalizować powody fenomenu obrazu.


Harald urodził się w Kristianii, obecnie dzielnicy Oslo, jako ósme z jedenaściorga dzieci rolnika i hodowcy zwierząt futerkowych. Firma futrzana jego ojca umożliwiła po pewnym czasie jego rodzinie wprowadzenie się do ogromnego mieszkania w najbogatszej dzielnicy miasta. Malarz był wtedy już dorosły i zachował bliski kontakt i ze swoim rodzeństwem i z rodzicami, zwłaszcza z matką.

Na początku swojej kariery Sohlberg był pod wpływem swojego nauczyciela, naturalistycznego artysty Erika Werenskiolda, znanego autora ilustracji do norweskich baśni ludowych. Widać to zwłaszcza w jego wczesnych pracach, w których często pojawiają się postaci ludzkie. Później znikają one z jego obrazów, a pejzaże stały się metaforami ludzkich emocji. Mistycyzm w pracach Sohlberga bierze się z użycia mocnych kolorów. Jego zmierzchy, norweskie letnie noce i nieziemskie zimowe światło są w odcieniach jaskrawo szafirowych i zimnej bieli. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by traktować naturę jak obraz – pisał w zeszycie z lat 1898-99. A mimo to łatwo można ustalić, co też uwiecznił. Widzowie bez trudu poznają widoki fiordów z twierdzy Akershus, wschodnich wzgórz Nordstrand lub półwyspu Hurum uchwyconego na zachód od miasta zwanego wtedy Christiania. Sohlberg malował także w Hadeland na północ od Oslo, krajobrazy górniczego miasteczka Røros, na południowy wschód od Trondheim.


Malarz tworząc cierpiał zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, żyjąc w samotności w pasterskich szałasach i góralskich chatach, w oddaleniu do narzeczonej, przyjaciół i rodziny, a wszystko po to, aby znaleźć odpowiednie motywy dla swoich obrazów. Pracował na powietrzu dzień i noc, nawet podczas mroźnych norweskich zim, bo chciał znaleźć się jak najbliżej - a może nawet stać się częścią – swojego głównego tematu:  świata majestatycznej przyrody. Podczas jednej z takich podróży ujrzał w Rondane góry i postanowił je namalować. Zajęło mu to 10 lat, zanim rozpoczął pracę nad ostateczną wersją. Najpierw przez dwa lata w miasteczku malował szkice i szukał odpowiedniego widoku. Napisał, że wiedział, iż w końcu znalazł swój życiowy projekt, który mógł tylko częściowo zrealizować. Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z tym motywem […], niemal mnie całego ogarnął przypływ emocji większy niż kiedykolwiek czułem to wcześniej – pisał. Im dłużej stałem wpatrując się w widok [góry], tym bardziej czułem, jak samotnym, żałosnym atomem jestem w nieskończonym wszechświecie. Byłem niespokojny. […] To było tak, jakbym nagle obudził się w nowym, niewyobrażalnym i niewytłumaczalnym świecie. […] Ponad białymi konturami północnej zimy rozciągało się nieskończone sklepienie nieba, migoczące miriadami gwiazd. To było jak nabożeństwo w jakiejś ogromnej katedrze.


Norweski historyk sztuki Øivind Storm Bjerke nazwał jego płótno: Zimowa alegorią nordyckiego temperamentu: Jest w nim niepokój, melancholia, dramat i tęsknota za wiecznością. Sohlberg wykorzystał cały swój talent, aby połączyć myśli o ludzkości i wszechświecie w jeden symboliczny obraz. Dodając kropkę nad i możemy stwierdzić, że przetłumaczył krajobraz realny w krajobraz marzeń.

Po pozytywnym odbiorze obrazu pokazanego na Wystawie Jubileuszowej Sohlberg rozpoczął pracę nad litografią a w latach 20. nad trzecią wersją olejną, z czerwonym lisem na pierwszym planie, obecnie znajdującą się w prywatnej kolekcji.

Zimowa noc w górach uosabia zaskakująco modernistyczną estetykę Sohlberga, łącząc romantyczne postrzeganie natury z współczesnymi formami wyrazu, zbliżonymi do symbolizmu. Widać u niego wpływ niemieckiej i norweskiej tradycji romantycznej, w szczególności twórczości Caspara Davida Friedricha (TUTAJ) i Johana Christiana Dahla, zarówno w kompozycji, jak i, do pewnego stopnia, w wykorzystaniu pejzażu jako metafory egzystencjalnych znaczeń.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


czwartek, 15 lipca 2021

Ian Curtis, 15.07.1956 - 18.05.1980, nieznany i niedokończony wiersz

 




Avenues all lined with trees/ Aleje, wszystkie obsadzone drzewami

Edens garden left for thieves/ Rajskie ogrody pozostawione złodziejom

I loked upon an empty stage/ Patrzyłem na pustą scenę

Where all the young men once had played / Gdzie kiedyś wszyscy ci młodzi grali 


Inroads leading on and on/ Drogi wewnętrzne prowadzące przed siebie

Filled with strangers every one/ Wszystkie wypełnione obcymi

The [...] arrived and here to stay,/ Przybył aby tu pozostać

Look then turn their heads away/ Spojrzeć a później odwrócić ich głowy.


Buildings torn down to the ground/ Budynki rozdarte aż do gruntu,

Repleaced by new ones through more sound/ Zastępowane nowymi, bardziej stylowymi

And as torches glow right thru' the night/  Co jak pochodnie świecą nocą

A sacrifice for all that's right/  Poświęcenie za wszystko co jest dobre


I looked ahead an empty space/ Patrzyłem przez pustą przestrzeń

A lifetimes [...] erased/ Wymazanych istnień


Ian Curtis, 1980.



W książce So This Is Permanence (warto zobaczyć TUTAJ) istnieją dwie wersje tego tekstu. Można więc zobaczyć, jak ewoluował on pod wpływem czasu. Najpierw pojawia się szkic - bardzo ogólnikowy, niemniej są w nim fragmenty ewidentnie pisane jako teksty piosenki (np. rym away - anyway).



    

Avenues all lined with trees/ Aleje, wszystkie obsadzone drzewami

And young men walking/ Idą młodzi ludzie

How could they take it away/ Jak mogli to zabrać

And leave/ I odejść

It looking this way/ Tak to wygląda


Avenues all lined with trees/  Aleje, wszystkie obsadzone drzewami

And young men walking/ Idą młodzi mężczyźni 

How could they/ Jak mogli

Take it away/ To zabrać 

And leave it looking this way/ I zostawić to żeby tak wyglądało


Mountain trails and inroads/ Szlaki górskie i rozjazdy

Famillies all along/ Wszędzie rodziny 

Why did they/ Dlaczego oni 

Take my home away/ Zabrali mój dom

What use is it/ Jaki z tego pożytek?

Anyway/ Tak czy inaczej 

Edens Gardens left in ruins/ Ogrody raju zrujnowane  

We were scaried for life/ Baliśmy się o życie

A last act of betrayal/ Ostatni akt zdrady

And now/ I teraz 

We are all blame/ Wszyscy jesteśmy winni...


W powyższym tekście przebijają zalążki kilku piosenek z płyty Closer - widać fragmenty the Eternal, i klimaty Colony. Należy zatem sądzić, że Curtisa cały czas nurtowały stałe problemy: brak życia rodzinnego, obawa przed starością czy postępującą urbanizacją. Trudno pogodzić się z opiniami, że nie pisał o sobie, tylko na czas pisania tekstów wcielał się w kogoś wyimaginowanego. Jeśli pisał o sobie, aż dreszcze przechodzą po plecach gdy dokona się analizy tekstu I Remember Nothing - ostatniej piosenki z Unknown Pleasures, nieprzypadkowo opatrzonej przez Hannetta efektami specjalnymi walącej się konstrukcji - jeden z takich efektów zresztą kończy album...

Tylko jedna osoba byłaby w stanie kiedyś powiedzieć prawdę i przedstawić prawdziwą wersję wydarzeń - Deborah Curtis. Czy to nastąpi? Zobaczymy. 

Tymczasem dzisiaj cieszmy się, że mimo tragicznego końca Ian Curtis był tutaj z nami. Jego istnienie nigdy nie zostanie wymazane z naszej pamięci.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 14 lipca 2021

(Nie) martwa natura

Jeśli istnieje jakiś rodzaj malarstwa, który dziś cieszy się jeszcze mniejszym szacunkiem niż przysłowiowy pejzaż z jeleniem, to bez wątpienia jest to martwa natura. Francuzi nazywają ją nature morte, co można przetłumaczyć jako martwe życie. Ten oksymoron może wyjaśnić niechęć do martwych natur. Bo kto chce kupić coś, co jest martwotą? Teraz życie jest modne poza granice absurdu, a najlepiej jeszcze w stanie zakonserwowanej wiecznej młodości... lub może raczej w stanie nieustannego zdziecinnienia? 

Na przestrzeni wieków historii sztuki, po tym gdy martwe natury w zasadzie wpadły z obieg, artystą, który próbował tchnąć nowe życie w gatunek był Francisco Goya. Zrobił to w dość dziwny sposób malując najbardziej martwą naturę jaką był w stanie znaleźć, a mianowicie półtusz wołu wiszącą w sklepie mięsnym. Czy mu się udało? Raczej tak, bo przecież ów produkt hiszpańskiego mistrza nadal jest w obiegu sztuki.


Zaskakująco, w ciągu ostatnich 100 lat artyści zmierzyli się jednak tematem martwej natury i to w niezwykle pomysłowy sposób, bo sięgając w głąb historycznego rodowodu gatunku, aby wydobyć wszystkie jego symboliczne aspekty. Najczęściej za jego pomocą krytykuje się konserwatywny porządek świata oraz strukturę władzy. Duchamp używając codziennych przedmiotów kwestionował samą sztukę, Warhol zwrócił uwagę na kształt i dostępność produktów, które zawsze możemy kupić w supermarkecie. W ten sposób obiekty martwej natury wykroczyły poza ramy tradycyjnego malarstwa i stały się sztuką mimo, że do powstania dzieł artyści używali gotowych przedmiotów, które następnie same stawały się artefaktem jak w pracach Armana i Judy Chicago.


Instalacja tej ostatniej zatytułowana Dinner Party która jest uważana za jedno z bardziej znaczących dzieł sztuki 20 wieku, bo krytycy widzą w kompozycji zarówno nawiązanie do tradycyjnych martwych natur jak i zaangażowanie we współczesne trendy kulturowe, związane z postępującą feminizacją. Cóż więc urzekło recenzentów sztuki współczesnej? Celem autorki było zakończenie trwającego cyklu zaniechań, w którym kobiety zostały wypisane z historii. Aby to ukazać Chicago postawiła stół i  nakryła go  dla 39 znanych kobiet, zindywidualizowaną zastawą, na którą składa się unikatowy, ręcznie malowany, porcelanowy talerz, uformowany na kształt - dla jednych motyla a dla drugich żeńskiego organu płciowego - haftowany bieżnik, złoty kielich i sztućce.


Jednak jeśli chodzi o tradycyjnie pojmowane malarstwo, to najsłynniejszy artystą XX wieku tworzącym martwą naturę jest nadal Giorgio Morandi, który malował wazony, kwiaty, miski i butelki. I tymi banalnymi kompozycjami dotykał najbardziej metafizycznych odniesień, które osiągał minimalistyczną ekspresją i subtelnym kolorem, przez co uważany jest za  prekursora minimalizmu.


Inny twórca, członek ruchu Nouveau réalisme, Armand Fernandez czyli Arman jest najbardziej znany ze swoich Akumulacji - poliestrowych odlewów wypełnionych różnymi przedmiotami, od sztućców, butów i zegarów, po flakony perfum, a nawet maski przeciwgazowe. Nagromadzenia przypominają tradycyjne obrazy martwej natury, z tą różnicą, że znalezione tu rzeczy nie są jakoś specjalnie ułożone a po prostu są. 

Już  te kilka przykładów (a jest ich dużo więcej) dowodzi, że martwa natura nie zniknęła lecz nadal intryguje współczesnych artystów. I w równym stopniu wyraża się poprzez przyziemność jak i dziwaczność. Czasem zachwyca, częściej balansuje na granicy dobrego smaku, lecz nie pozostawia obojętnym. I kto wie czym nas, widzów jeszcze zaskoczy?


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

wtorek, 13 lipca 2021

Rob Browning: Lubię proste kształty i kolory, ale nie próbuję świadomie malować tak samo jak Hopper

 Rob Browning (ur. 1955 r.), malarz z Wirginii przełożył na płótno za pomocą farby nostalgiczne obrazy wewnętrznego uniwersum, niepozbawionego jednak elementów surrealizmu. Te minimalistyczne kompozycje są skrupulatnie uporządkowane. Ta chłodna pedanteria Browninga przypomina twórczość kilku szczególnie przez nas cenionych amerykańskich malarzy. Jest to zresztą celowe, do czego przyznał się kiedyś sam artysta stwierdzając otwarcie: Podoba mi się to samo, co [Edward] Hopper (LINK) wydaje się lubić. Postrzegam go jako minimalistę i staram się sprowadzać swoją pracę do minimum, usuwając to, co zbędne, aby moje dzieło było lepiej zorganizowane i miejmy nadzieję, także bardziej ogólne. Pomijam szczegóły. Lubię proste kształty i kolory, ale nie próbuję świadomie malować tak samo jak Hopper. Lubię też prace Thomasa Harta Bentona, ale na moją twórczość mają większy wpływ inni amerykańscy malarze regionaliści, tacy jak Grant Wood i Dale Nichols.  My do tej plejady znanych nazwisk dodali jeszcze jednego malarza, tym razem europejskiego - René Magritte (LINK) . Ale oddajmy głos Robowi:

Lubię ludzi jako temat. Nie przychodzi mi do głowy nic ważniejszego niż inni ludzie. A domy są przecież dla nich istotne. Widziałem, jak domy zaczynają wyrażać ludzi… Dusza potrzebuje ciała do życia, a nasze domy stają się przedłużeniem nas samych. Lubię je malować i przypominać sobie ten temat – ludzie w domu”. I takie jego domy są. Po prostu są, istnieją. Stabilne, kolorowe, niczym znaki spod sztancy. Towarzyszą im czasem postaci, dla których ów dom jest opoką, chroni ich i daje cień... Lub wskazuje drogę światłem z okna. Ludzie u niego zajęci swoimi sprawami nie zwracają uwagi na nawet najbardziej niezwykłe zdarzenia - przelatujące nad ich głowami sterowce i statki UFO. Moje obrazy przedstawiają sceny, które dostrzegam w ciągu dnia, najczęściej podczas jazdy samochodem lub spaceru, a czasem w snach, które postrzegam jako fragment ciekawej narracji. Niektóre obrazy, które uważam za niepokojące, są jednocześnie dowcipne, piękne lub groteskowe - wyjaśnił taki stan rzeczy Rob.







Jaskrawa paleta prac odbija wewnętrzną radość Roba Browninga, który miał w życiu szczęście. Bo zawsze kochał sztukę i miał rodziców, którzy rozpoznali jego talent i go podsycali, kupując mu książki, aby zachęcić go do nauki rysunku i malarstwa. I tak Browning, pochodzący z Nahor, wioski w hrabstwie Fluvanna w stanie Wirginia, w 1979 roku ukończył studia ze sztuki w stopniu licencjata Virginia Commonwealth University. Tam zafascynował się XX wiecznymi poprzednikami, twórczością Dean Cornwella, NC Wyetha, Howarda Pyle i Andrew Loomisa. Może to od nich przejął umiejętność budowania nastroju bez nadmiaru środków? 









Prace Browninga były wystawiane przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. A teraz można je zobaczyć u nas. Więcej nasi czytelnicy znajdą na stronie Browninga: (LINK).

poniedziałek, 12 lipca 2021

Isolations News 149: Zdjęcia miejsc związanych z Joy Division, Hooky i Marr na Penn Fest, Rock na Bagnie - wideo, wystawa obrazów Ringo Starra, the Residents i Lacrimosa koncertują, nowa płyta i książka Yes, wznowienie Marillion, Zanias gra dla nas a Otton się odkopuje w kukurydzy

Kilka zdjęć zrobionych w ostatni weekend (TUTAJ) - z wystawy o Factory Records The Science and Industry Museum w Manchesterze oraz różnych miejsc w tym mieście i w Macclesfield, bliskich każdemu fanowi Joy Division i innych zespołów nurtu Manchester Sound. Zrobił je Dave Harcus. Dzięki.


W Big Park w Buckinghamshire 23 i 24 lipca odbędzie się Penn Fest. W pierwszym dniu wystąpi Peter Hook oraz Razorlight, Ella Eyre, Sigma Dj, Dreadzone, General Levy, Republica, Goldie Lookin Chain (Legends Set), Lisa Mafia Romeo, Sl2, Slipmatt, Ellis D, Nicky Blackmarket, a w drugim będzie można zobaczyć Johnny Marra, Rag N Bone Man, The Brand New Heavies, The Dualers, Dub Pistols, Baby D, Rhythm Of The 90’s, Noasis, Shy Fx, Artful Dodger, Brandon Block I Alex P.  Bilety są TUTAJ. Mamy nadzieję, że poziom festiwalu nie będzie taki, jak poziom reklamującego go plakatu.


W klimatach festiwali, jeśli już o nich zaczęliśmy. Rock na Bagnie udostępnia powoli relacje z tegorocznego show. Między innymi fragmenty koncertu grupy Deuter w hołdzie Pawłowi „Kelnerowi” Rozwadowskiemu. RIP. 



Podczas 13. edycji festiwalu Soundedit, 22 października w Klubie Wytwórnia w Łodzi wystąpią brytyjscy wokaliści: Midge Ure oraz Marc Almond. Bilety i karnety zakupione w ubiegłym roku pozostają aktualne. Ale chętni mogą je jeszcze kupić w tym roku TUTAJ. A my powyżej dajemy jeden z lepszych hitów Almonda, o którym na pewno jeszcze tutaj napiszemy. Ciekawe jak wystąpi, bo jeśli tylko z fortepianem to nie warto. No chyba że z zespołem?


A w ramach VinylFest przy współpracy z Soundedit Festival można oglądać do końca sierpnia br. w Galerii Sztuki Muzycznej i Obrazu w Chorzowie wystawę oryginalnych prac Ringo Starra - ANOTHER DAY IN THE LIFE. Trailer powyżej. Mamy nadzieję, że większość prac powstała kiedy Ringo nie miał słynnego trunkowego okresu :) po rozpadzie the Beatles.


W wieku Ringo The Residents, którzy zapowiedzieli tournee koncertowe  z okazji 50-lecia. Rozpoczną 19 sierpnia w Wonder Ballroom w Portland w stanie Oregon, a zakończą przedstawieniem w rodzinnym mieście w Castro Theatre w San Francisco

Ogółem planują dać 22 koncerty w głównych miastach USA i Kanady, każdego wieczoru wykonają utwory ze swojego najnowszego albumu Metal, Meat & Bone, a także z siedmiocalowej EP-ki Duck Stab z 1978 roku i albumu The Third Reich'n z 1976 roku. Bilety można kupować TUTAJ.

W piątek 9.07 wieczorem w sali prób Lacrimosa zagrała Lacrimosa Pure - była to światowa premiera albumu. A w sobotę 10 w Klaffenbach zespół dał koncert w plenerze - jeden z dwóch koncertów Lacrimosy w 2021 roku – występ był dostępny online - oczywiście po zakupie biletu (LINK). 


W klimacie chłodnych brzmień - Zanias (Linea Aspera) wybrała 18 utworów, które szczególnie lubi (TUTAJ). Zrobiła z nich składankę Home Selection (LINK). Wśród kapel między innymi A Perfect Circle. Zestaw ciekawy, ale niestety my nie mamy Spotify więc nie posłuchamy bo lejemy na streamingi. My kochamy winyl. I tak będzie do końca. A z Zoe Zanias rozmawialiśmy o muzyce TUTAJ


Kilka nowości płytowych - Siekiera wydała płytę na podstawie demo z 1984 roku Demo summer ‘84. Można ją było nabywać w przedsprzedaży od maja, a teraz album fizycznie trafi do fanów. Przy czym zespół powiadomił, że nakład został już sprzedany, więc chętni musza na niego zapolować w sklepach płytowych i u dystrybutorów (LINK).


Z kolei Yes wyda w październiku swój pierwszy od siedmiu lat nowy album studyjny The Quest, za pośrednictwem InsideOut Music/Sony Music. Nowy album będzie zawierać 11 utworów w okładce autorstwa Rogera Deana. Przedsprzedaż ruszy 23 lipca (LINK).  

Ale to nie koniec nowin o Yes: zostanie wznowiona płyta z 1993 roku The Symphonic Music Of Yes przez Voiceprint Records. Jej sprzedaż od 30 lipca (LINK). 7 lipca wyjdzie natomiast książka Yes a Visual Biography autorstwa Martina Popoffa w oficynie Wymer Publishing. Gruba i ciężka (formatu A-4) publikacja dokumentuje pierwsze dwanaście lat grupy, od wydania ich debiutanckiego albumu o tej samej nazwie, aż do lat 80. Przedsprzedaż TUTAJ.


Dalej w klimacie progrocka - drugi album Marillion, Fugazi z 1984 roku, zostanie wznowiony we wrześniu jako 3CD/1 Blu-ray i 4 wersje LP. Wersja cyfrowa Fugazi Deluxe zawiera nowy mix 5.1 i stereo albumu autorstwa Andy'ego Bradfielda i Avrila Mackintosha, występ Marillion z 20 czerwca 1984 roku w kanadyjskim Le Spectrum, który publikowany jest w całości pierwszy raz (fragmenty trafiły na album koncertowy Real to Reel w 1984 roku). Na płycie blu-ray ma być dodatek w postaci ponad godzinnego dokumentu The Performance Has Just Begun, opisującego proces powstawania albumu, The Story Of The Songs czyli opisy każdego z utworów, które trafiły na album Fugazi, występ na żywo w szwajcarskiej TV Here We Go, w którego programie było 7 utworów wraz z wywiadem za kulisami oraz promocyjny teledysk do utworu Assassing (LINK). Wersja analogowa zawiera nowy mix albumu i koncert z kanadyjskiego Le Spectrum (LINK). Do obu wersji dołączona zostanie ilustrowana książeczka o zespole. O albumie pisaliśmy TUTAJ.


Jeszce w klimacie progrocka - dnia 7 lipca zmarła matka Geddyego Lee (Rush), Mary Weinrib. Za kilka tygodni obchodziłaby 96. urodziny. Urodziła się w 1925 roku w Warszawie, a dorastała w Wierzbniku, dzielnicy Starachowic (LINK). Udało jej się przeżyć obóz pracy i koncentracyjne niemieckie obozy zagłady. Po wojnie emigrowała z mężem do Kanady... (LINK).


Skoro weszliśmy w klimaty tych których nie ma już wśród nas, jak i II wojny  - w pobliżu miasta Lutherstadt Eisleben w Saksonii-Anhalt w Niemczech, na polu kukurydzy, odnaleziono pałac cesarza Ottona I z IX i X wieku (LINK).  To za jego życia dokonał się Chrzest Polski. Jego wnukiem był Otton III, autor koncepcji odnowienia Cesarstwa Rzymskiego, którego częścią miała stać się także Polska, jako jednak niezależne królestwo.

Czy Ottona znaleźli? Nie wiemy. Ulotnił się pewnie jak wujaszek Adi ze schronu w Berlinie.

My za to wracamy do was jutro - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

niedziela, 11 lipca 2021

Z mojej płytoteki: wznowienie Ionii zespołu Lycia - czerwony splatter, i ostatni album Drab Majesty na przejrzystym winylu

Dzisiaj chciałem podzielić się z czytelnikami ostatnimi nabytkami z kolekcji (nie wszystkimi, na inne przyjdzie pora). Przy okazji, dostarczyć nieco argumentów zwolennikom płyt winylowych. 

W kolekcji posiadam zarówno kasety, jak i płyty CD czy DVD. Wiele z nich prezentowanych było w dziale Z Mojej Płytoteki. CDki zacząłem kupować kilka lat po ich wynalezieniu, pamiętam pierwszym był bodajże Tinderbox, wydany w USA przez Geffen album Siouxsie and the Banshees. Oczywiście poza czystym dźwiękiem płyty CD mają wiele innych zalet, jak choćby to, że można słuchać ich w aucie. Dlatego wiele wydawnictw posiadam w obu wersjach, zresztą dbają też o to same zespoły, na przykład Long Distance Calling i ich znakomity Flood Inside (opisany przez nas TUTAJ) wydany na podwójnym winylu ma dodatkowo w środku też CD

Ale dzisiaj chciałem napisać o czymś innym. Chodzi mi o efekty estetyczne obcowania z płytami winylowymi. Koneserzy wiedzą zapewne o czym piszę. Proszę zresztą zobaczyć jak wygląda pierwszy w mojej kolekcji splatter - album produkowany specjalną techniką. Właśnie wznowiona płyta Lycii (minęło bowiem od jej wydania już 30 lat) to artystyczne arcydzieło - podwójny 180 gramowy splatter na czerwonym winylu. Chyba nigdy nie widziałem ładniejszego wydania...




Winyl jest przejrzysty a kolorystyka idealnie współgra z muzyką. Album opisaliśmy TUTAJ. Obie płyty zapakowane są w czarne koperty, i oczywiście okładkę typu gatefold.
 



Jako ciekawostkę można dodać, że technologia produkcji splatterów powoduje, iż nie ma dwóch identycznych! To dopiero rarytas. Album Ionia został wydany jako splatter w limitowanej edycji i jest jeszcze do kupienia np. TUTAJ.

Również w limitowanej edycji ukazał się drugi prezentowany dziś winyl. Jest to płyta Drab Majesty pt. Modern Mirror (uznany przez nas za najlepszy album roku 2019 - TUTAJ). Druga w mojej kolekcji płyta zespołu, choć przyznać trzeba, że w porównaniu z wcześniejszym ich albumem pt. Demonstration (opisanym TUTAJ) szata graficzna Modern Mirror jest skromniejsza. Ale za to winyl...



Jest po prostu przejrzysty, podobnie jak wznowienie Closer Joy Division opisane przez nas TUTAJ. Swoją drogą jako ciekawostkę można dodać, że czysty polichlorek winylu, czyli PCV też jest przejrzysty! Swój czarny kolor natomiast zawdzięcza węglowi który dodaje się celem zwiększenia masy, lepszych własności mechanicznych i zmniejszenia elektryzowania płyt.





I jak tutaj nie być fanem płyty winylowej?

Tych u nas jeszcze będzie wiele, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.