sobota, 10 listopada 2018

Alfredo Oliva Delgado: Hopper fotografii XXI wieku, profesor psychologii, ilustrator miasta Vangelisa

Alfredo Oliva Delgado urodził się w roku 1958 roku w Sewili. Pisze o sobie, że pasję fotografii w zasadzie wyssał z mlekiem matki. Zawsze lubił malarstwo, film i fotografię, ale zdecydował się na studiowanie psychologii na uniwersytecie w swoim rodzimym mieście. Mało tego pracuje w zawodzie jako profesor na Wydziale Psychologii na Uniwersytecie w Sewilli. Swoim hobby zajmuje się podczas urlopów i w weekendy. Stara się połączyć psychologię i fotografię w jedno. Dla nas to Edward Hopper fotografii. 

W wywiadzie (TUTAJ)  opowiada o tym, że jego dziadek był profesjonalnym fotografem, a jego ojciec amatorskim. Zatem wychowywał się w klimacie obecności fotografii. W młodości bardziej interesował się malarstwem, niż fotografią, ale o Hopperze nie wspomina. 
 




















Strona autora i jego zdjęcia TUTAJ

Czy zwróciliście Państwo uwagę na postaci w kapturach? Dużo ich na zdjęciach autora. Przypadek?

Na zdjęciach widoczny jest klimat niczym z obrazów Edwarda Hoppera (TUTAJ), zwłaszcza jeśli chodzi o kolorystykę, światłocień i specyficzny klimat. A muzycznie?

Muzycznie kojarzy mi się jednoznacznie. To klimaty dzikiej przyrody, ale także na wielu zdjęciach, klimaty dużego miasta. A skoro tak... 

To opiszę koncept album, który zaczyna się od monumentalnego świtu...  miasto wstaje, aby jego mieszkańcy mogli odczytać nowości z porannej prasy pijąc kawę - to ostatnie chwile relaksu, zaraz czeka ich nerwowa podróż do pracy do centrum. 

Odpoczywają podczas lunchu  gdzieś w bocznych uliczkach, gdzie mają czas by spotykać się z bliskimi. W końcu nadchodzi zmierzch, miasto cichnie, by rozbrzmieć symfonią czerwonych latarni. Przychodzi noc, która kroczy w ponurej monumentalnej procesji... 

Dzisiaj w tym nerwowym czasie muzyka genialnego Greka może działać wyjątkowo kojąco, pokazać, że gdzieś jest jakiś uporządkowany, oddychający swoim własnym rytmem, świat wielkiej aglomeracji.


Vangelis - The City, Atlantic 1990, Producent: Vangelis, Tracklista: Dawn, Morning papers, Nerve centre, Side streets, Good to see you, Twilight, Red lights, Procession

piątek, 9 listopada 2018

Peel Sessions: Bauhaus, sesja pierwsza - 4.12.1979

Od dłuższego czasu opisujemy sesje legendarnego dziennikarza Johna Peela (TUTAJ). Dzisiaj zespół, który na tym blogu musi się pojawić po raz kolejny, a który koncertuje do dziś. Mowa oczywiście o legendzie gotyku, zespole Bauhaus

Pisaliśmy o nich już kilkakrotnie (TUTAJ), ale nigdy nie opisywaliśmy sesji dla Peela. A odbyły się dwie, z czego pierwsza 4.12.1979. O Bauhaus wspominał w ostatnim wywiadzie Ian Curtis (TUTAJ), wskazując, że jest to bardzo obiecująca grupa. Podobno Curtis i Tony Wilson byli na ich koncercie podczas realizacji Closer w Londynie, ale mamy co do tego wątpliwości. Być może podczas koncertu Petera Hooka we Wrocławiu będzie okazja żeby go o to zapytać, o ile uda się z nim porozmawiać. 

Ale powróćmy do sesji Peela.  Wyprodukowana została przez Johna Sparrowa, a realizatorem nagrań był Mike Robinson. Co ciekawe, nawet samo BBC nie jest dziś w stanie podać  w jakim studio się odbyła. Tak jakby 1979 rok był czasem zupełnie zaprzeszłym.. 

Sesję otwiera Double Dare  w wersji w zasadzie bardzo podobnej do tej jaką znamy z albumu In the Flat Field, przynajmniej w warstwie dźwiękowej, bowiem wokalnie jednak się różni. God In An Alcove znakomita piosenka z tego samego albumu, pełna psychodelicznego wokalu Murphy'ego jest w zasadzie identyczna z tą jaką znamy z płyty, może poza chórkami. Spy In The Cab znakomity z nieco innym wokalem niż na płycie, zaśpiewany chyba w nieco szybszym tempie i z charakterystycznym nabieraniem oddechu. Finalnie piosenka spoza pierwszej płyty - Telegram Sam - cover zespołu T.Rex umieszczony przez Bauhaus rok później na singlu. Znakomity utwór znacznie lepsza wersja niż oryginał, kończący się niespodziewanym wyciszeniem.

Bauhaus   jeszcze do nas powróci. Tymczasem delektujmy się sesją Peela i dziękujmy 4AD że wydało tak genialne dziecko... I co najważniejsze, nie jedynaka.


Bauhaus - Peel Session 4.12.1979. Tracklista: Double Dare, A God In An Alcove, Spy In The Cab, Telegram Sam

czwartek, 8 listopada 2018

Dave i Ross Rheaume: spędziliśmy połowę dzieciństwa w śniegu i ciemności - genialne obrazy braci z Kanady

Bracia Dave i Ross Rheaume są ilustracją amerykańskiego mitu o tym, że każdy może być tym kim zechce, oczywiście o ile tego pragnie. Urodzeni w rodzinie o korzeniach indiańskich, spędzili dzieciństwo na północy Kanady w North Battleford w Saskatchewan.  W 1979 r. Ross przeniósł się do Toronto, by założyć zespół rockowy Roman Gray ze swoim najlepszym przyjacielem Davidem Smithem, a Dave po ukończeniu college rozpoczął pracę w miejscowej telewizji, gdzie przez trzydzieści lat pracował najpierw jako montażysta a potem reżyser. Jednak obaj bracia od najmłodszych lat pasjonowali się sztuką.  

I po 30 latach zajęli się malowaniem. W zasadzie są samoukami. Ich obrazy są niczym ilustracje bajek, może dlatego, że ukazują świat miniony, znany z kart książek, z obrazów czy starych filmów. Przypominają te opowieści z dzieciństwa, rozpoczynające się od zdania dawno, dawno temu… I niczym w baśniach Andersena, dziejąc się głownie zimą. Dave tak to tłumaczy: Dorastałem w Ottawie, co oznacza, że spędziłem połowę mojego dzieciństwa w śniegu i ciemności. Uwielbiam zimę i jej biały płaszcz, stłumioną ciszę śnieżnej zimowej nocy. Kiedy myślę o byciu dzieckiem, a miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo, myślę o śniegu. Z autopsji wiem, jak wyglądają zimowe dni i noce, gdy niebo jest całkiem jasne w śnieżną noc, jak płatki migotają, gdy przelatują obok latarni ulicznych, i pamiętam obietnicę ciepła i komfortu, która spełnia się gdy w końcu docieramy do domu. Jest w tym historia. Kiedy maluję śnieg, próbuję przypisać mu temperaturę: "jest 2 stopnie powyżej zera, a mgła zaczyna się podnosić" lub "jest o jeden stopień niżej i śnieg pozostaje na ziemi, ale topnieje na ulicy". Myślę, że z tego powodu otrzymuję komentarze od ludzi o tym, że spędzali noce "dokładnie w taki sam sposób jak na obrazie.
 
Zobaczmy zatem owe zimowe obrazy Dave’a ułożone w rytm muzyki Ravela


Oprócz nich maluje również pejzaże miejskie z różnych stron świata, które zwiedził. Z podróży po Europie i Polsce zrodził się ten obraz:

Tematem jego dzieł są głównie miasta. Na jego obrazach widzimy stare samochody, konie, ludzi odzianych w ubrania z k. XIX w. lub z okresu międzywojennego, którzy niespiesznie gdzieś zdążają, zazwyczaj uchwyceni od tyłu, jak gdyby artysta stał w oknie czy drzwiach jednego z domów i patrzył za nimi… To beznamiętne obserwowanie świata i potem przenoszenie go na płótno jest podobne do podpatrywania miejskiego krajobrazu zarejestrowane w obrazach Edwarda Hoppera, o którym pisaliśmy TUTAJ


Dave odniósł sukces. Swoje dzieła wystawiał na wielu wystawach zbiorowych i indywidualnych przede wszystkim w Ottawie. Kilka jego obrazów zostało sprzedanych do prywatnych kolekcji w Kanadzie, USA i Europie (jego obrazy można zobaczyć TUTAJ).
 
Ross natomiast malował przez całe życie. Zespół, który powstał z duetu, który stworzył ze Smithem, na początku odnosił sukcesy i szybko stał się jednym z najbardziej znanych kanadyjskich zespołów lat 80. Wykonywana przez nich mieszanka muzyki elektronicznej i new wave przyniosła im kontrakt z nowojorską wytwórnią Relativity Records. W 1982 r. wydali dwupłytową EP-kę Roman Grey, a ich piosenka Look Me In The Eyes zdobyła we Włoszech nawet pierwsze miejsce na liście przebojów. Potem, w 1984 r., wydali jeszcze jedną EP-kę: Body Shock a w 1988 r. album Edge of the Shadow. I na tym niestety zakończyła się ich działalność. 

Później przez wiele lat Ross podróżował po całym świecie zajmując się realizacją dużych projektów budowlanych na Bliskim Wschodzie, z przerwą na budowę domu w  Alanis Morissette w Ottawie. W czasie swoich podróży i nadal malował i sprzedawał swoje prace. Wrócił ostatecznie do Kanady w 2005 roku i wtedy postanowił poważniej zająć się sztuką. Dlatego ukończył wydział artystyczny w Ottawie, na którym studiował muzykę, sztukę i architekturę. W 2008 roku wraz z przyjaciółmi założył grupę artystyczną Ottawa Art Expo, której jednym z zadań są coroczne wystawy obrazów. Poza tym współpracuje z wieloma galeriami.  

Spędzone na północy lata dzieciństwa i opowieści ojca o ich pochodzeniu a także przyjaźń Lois Riel (pierwszym Indianinem w Parlamencie kanadyjskim) i studiowanie historii rodzinnych zaszczepiły Rossowi głęboką wiarę w moc opowiadania historii. Jest to wiara, którą dzieli ze swoim bratem Dave’m Rheaume oraz z siostrzenicą Amandą Rheaume, która jest piosenkarką muzyki folk (LINK). W 2009 roku Ross i Dave założyli grupę artystyczną North Light Artists Group, aby promować swoje pomysły i opowiadać historię poprzez malarstwo…
 
Popatrzmy teraz na obrazy Ross’a, wykonane na podstawie archiwalnych zdjęć i rycin. Są niczym dzieła jaskiniowca, który opisuje ważne zdarzenie za pomocą farb i pędzla. Jest w nich naiwność samouka, lecz także rozmach i odwaga, którą daje tylko talent i umiejętności:





Może faktycznie można wszystko osiągnąć, jeśli tylko się tego bardzo pragnie? Lecz wydaje się, że jest to możliwe tylko za górami, za lasami, za wielkim morzem...

środa, 7 listopada 2018

James Hannett: syn Martina Hannetta - twórcy Manchester sound

Martin Hannett (o którym piszemy TUTAJ) uhonorowany na swoim nagrobku mianem twórcy brzmienia Manchesteru jest postacią tajemniczą, przywoływaną i pamiętaną głównie z powodu jego gorącego temperamentu i tragicznej, przedwczesnej śmierci w wieku 42 lat (w 1991 roku), spowodowanej długoletnim nadużywaniem alkoholu i uzależnieniem od narkotyków (głównie heroiny) - z czym trzeba przyznać walczył przez wiele lat. Te szczegóły dotyczące jego charakteru i stylu bycia przesłaniają go zupełnie. A tymczasem Martin Hannett oprócz tego że był realizatorem dźwięku i poetą, był także mężem i ojcem.

Najpierw związany był z Susanne O'Hara, którą poznał się w 1972 roku a od 1975 zamieszkał w Chorlton i Didsbury w Manchesterze. Byli razem do 1984 roku, lecz nie mieli dzieci. O'Hara współpracowała z Hannettem w Music Force, spółdzielni muzycznej w Manchesterze, aż do jej zamknięcia, czyli do około 1979 roku. Po tym gdy się z nią rozstał ożenił się z Wendy (ur. 1953 r.) Miał z nią syna James'a. Tania, córka Wendy, która nosi jego nazwisko, była jego pasierbicą. Rodzina musiała być dla niego ważna, skoro jego żona i dzieci zostali wymienieni na nagrobku, do którego postawienia zresztą czynnie się przyczynili (przy pomocy Lindsay Reade i byłych członków Joy Division).
James Hannett, syn Martina, nie ma żadnych związków z branżą muzyczną.  Jest informatykiem, obecnie pracuje jako Release Manager od oprogramowania Mode 7 Limited. W 2010 roku ukończył wydział informatyczny (Computer Science) University of Sussex, co by wskazywało, że urodził się około 1985 roku więc ma teraz niespełna 34 lata.

Poprzez swojego ojca James w pewien sposób miał kontakt z Polską. Otóż otrzymał za pośrednictwem Petera Hooka  i Chrisa Nagle'a (asystenta Hannetta) nagrodę Człowieka ze Złotym Uchem, przyznaną pośmiertnie Martinowi Hannettowi przez organizatorów Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit Festival 2010 w Łodzi  TUTAJ (w tym roku gwiazdą festiwalu był zespół The Opposition, z którego występu prezentujemy sukcesywnie materiały TUTAJ). Na stronie Soundedit zamieszczono nawet zdjęcie Jamesa Hanetta ze statuetką. Autorem fotografii jest Chris Hewitt, który dostarczył nagrodę Wendy Hannett i jej synowi (TUTAJ).
James mieszka w Oxfordzie, prowadzi dwa profile. Lubi dalekie podróże, sądząc ze zdjęć, które zamieścił w Internecie.  Był w Afryce (w Kenii) oraz we Włoszech (w Wenecji i nad jeziorem Garda).

wtorek, 6 listopada 2018

Kultowy amerykański zespół chłodnofalowy: DA! - wspomnienie Lorny Donley

Zespół DA! miał bardzo krótką karierę, niemniej dzisiaj uważany jest za jeden z najważniejszych zespołów chłodnofalowych i postpunkowych w USA, stylem nawiązującym do Joy Division, czy Bauhaus, ale będącym inspiracją dla choćby Throwing Muses. Warto o  nim wspomnieć z kilku powodów. Mało na naszym blogu zespołów amerykańskich, co chyba nie dziwi. Nie od dziś wiadomo że to wyspy są królestwem muzyki i o ile ta poradziłaby sobie bez USA o tyle bez UK byłoby trudno... 

DA! został utworzony w 1977 roku w Chicago przez (17 letnią wówczas) Lornę Donley.  Grupa ma bardzo ubogą dyskografię, nagrała zaledwie dwa single, z których najbardziej znany jest och debiut Dark Rooms/White Castles z 1981 roku. Rok później grupa nagrała Time Will Be Kind, a całość brzmi bardzo ciekawie:


Ja natomiast nie chciałbym opisywać znanych powszechnie faktów z działalności grupy, lecz skupić się na Lornie Donley.

Lorna Donley bowiem należy do dość wąskiej grupy ludzi, których przyczyną śmierci było pęknięcie aorty. To dość rzadka przypadłość, ale za to jeśli już nastąpi, szanse przeżycia są znikome. Lorna odeszła w Chicago w młodym wieku, miała zaledwie 53 lata. W zespole grała na gitarze basowej ale i pisała teksty. Po jego rozpadzie próbowała gry w innych grupach: A Mason in Ur, The Veil, Hip Deep Trilogy

Ponieważ nie odniosła sukcesu zmieniła obszar zainteresowań i uzyskała tytuł magistra sztuki (M.A.) w dziedzinie bibliotekarstwa na  Dominican University w roku 2004. Od wtedy podjęła pracę w Centrum Bibliotecznym Biblioteki Washingtona. Kochała historię i swoje koty. Zmarła 1.12.2013 roku w Szwecji w Covenant Hospital otoczona gronem swoich bliskich, w obecności męża Scotta Tavesa, siostry Kate Donley, brata Augusta Donley, i ojca Thomasa Donley, oraz przyjaciela rodziny Dicka Simpsona.   

Więcej TUTAJ i TUTAJ.

A my, choć jesteśmy zaledwie małym lokalnym blogiem, pamiętamy o pionierach chłodnej fali. Dzięki nim mamy niezapomniane wspomnienia, i co najważniejsze, niezapomnianą muzykę, która gra w nas.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Joy Division news 11: Stephen Morris z Joy Division nas lubi, Massive Attack w trasie z Elą Frazer, IAMX na dwóch koncertach w Polsce

Jak donosi portal exclaim.ca (TUTAJ) Massive Attack wyrusza w trasę podczas której będą wykonywali repertuar z płyty Mezzanine. Wraz z nimi legenda chłodnej fali, Elizabeth Frazer wokalistka kultowego zespołu Cocteau Twins (TUTAJ), która na tym longplayu wykonywała aż trzy piosenki. 
Kraje w których odbędą się koncerty to Szkocja, Anglia, Belgia, Holandia, Niemcy, Włochy, Francja, Portugalia i Irlandia. Koncerty w styczniu i lutym 2019. Planowane są też występy w USA. Swoją drogą, gdyby tak jeszcze do tego dołożyli Protection live  to byłby koncert marzeń... Na liście brak Polski... Może ktoś ruszy tyłek?
Za to IAMX czyli Chris Corner, w którego twórczości krytycy dopatrują się wpływu Joy Division wystąpi z dwoma koncertami w Polsce. 
Brytyjskiego artystę będzie można obejrzeć w lutym, dokładnie 6.02. w Gdańsku (klub B90), a dzień później w Krakowie w klubie Kwadrat.     
28.10.2018 roku swoje 61. urodziny obchodził legendarny perkusista Joy Division i przyjaciel Iana Curtisa, Stephen Morris. Może nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że muzyk polubił naszego tweeta z wideoklipem reklamującym nasz blog.  Miło nam, zwłaszcza, że Stephen zachował się jak trzeba. Poszedł na pogrzeb Iana, podczas gdy pozostali pili w pubie piwo. Dzisiaj za to odcinają kupony od twórczości kumpla. 

A poniżej przypominamy klip, który wpadł w oko perkusiście naszego ulubionego zespołu. 

niedziela, 4 listopada 2018

Z katalogu 4AD: Jest jesień, a jesienią Samotność Gryzie w Oczy


Jest rok 1987. Kultowa, a wtedy ciągle początkująca wytwórnia 4AD (TUTAJ) postanawia promować swoich wykonawców. Robi to na co najmniej dwa sposoby, najpierw zbiera wszystkich do projektu nazwanego This Mortal Coil (TUTAJ) by w 1984 roku nagrać znakomity It'll End in Tears, a cztery lata później wydaje omawianą dzisiaj płytę. 

To jest zupełnie unikalne wydawnictwo, bowiem gromadzi same perły, dzisiaj już zespoły z czołówki chłodnej fali, wtedy w większości byli to ciągle mało znani wykonawcy. Poza pierwszą piosenką pozostałe tworzą dość spójny przekaz. Warto dodać, że na tyle  wyczekiwany w Polsce, że Tonpress wydaje go na winylu, w wersji strasznie banalnej, o czym napiszę jeszcze w dziale Z mojej płytoteki. Należy tutaj koniecznie wspomnieć o Programie 3 PR i Tomku Beksińskim, którym zawdzięczamy popularyzowanie tamtych klimatów wśród rodzimych słuchaczy, do których i ja należałem. 

Co ważne, 4AD nie tylko wydało płytę ale i promocji towarzyszyło pojawienie się kasety VHS z teledyskami. I dziś, kiedy obraz jest wart tysiące słów, przypomnimy sobie te wszystkie piosenki. 

Płytę otwiera, zupełnie do niej nie pasujący, Hot Doggie z repertuaru zespołu  Colourbox. Ale 4AD do dzisiaj nagrywa różnorodną muzykę, co zresztą robiła też Factory Records (TUTAJ). W świetle tego co nastąpi za chwilę można im ten wybryk wybaczyć...  
Piosenka z dość prostym teledyskiem jest jakby zapowiedzią utworów następujących po niej. Styl jaki reprezentują muzycy to mieszanka zalążków hip-hop z muzyką eksperymentalną.  Po zapowiedzi przychodzi kolej na pierwszą perłę. Będzie bowiem kwaśno, gorzko i smutno.. Acid, Bitter and Sad zespołu This Mortal Coil wyprodukowany przez samego założyciela 4AD Ivo Watts-Russella (TUTAJ) i  Johna Fryera to perła. Słychać tutaj wszystko co wtedy było powietrzem 4AD. Doskonały wokal Alison Limeric, charakterystyczną perkusją a la Cocteau Twins (TUTAJ), i eksperymenty dźwiękowe niczym organy parowe Johna Lennona. Teledysk prowadzi nas w krainę snu...

I pozostajemy w niej bowiem kolejny wykonawca w swoim znakomitym utworze nie ma zamiaru nas budzić... Cut the Tree zespołu The Wolfgang Press, dzisiaj już legendy chłodnej fali, nostalgiczna piosenka o poszukiwaniu sensu życia utrzymana w konwencji lekko dadaistycznej to zapewne kolejny strzał w dziesiątkę. Proszę zwrócić uwagę jak doskonałą jest synchronizacja obrazu z muzyką, zwłaszcza moment odsłaniania okna...

Po tej wycieczce następuje lekkie orzeźwienie. Dziewczyny z Throwing Muses, a wtedy w kapeli grały zarówno Kristin jak i Tanya zabierają nas na wycieczkę do krainy Franza Kafki zwłaszcza w warstwie tekstowej. Zagrany na żywo w teledysku Fish staje się od tej płyty jednym z ich największych przebojów. Styl w jakim grają, rytmiczny i gitarowy, jest ich znakiem rozpoznawczym do dzisiaj, a fragment tekstu staje się tytułem całej prezentowanej dziś płyty.


Po tym lekkim oderwaniu od krainy snu wracamy do niej ponownie. Frontier, czyli Granica zespołu Dead Can Dance (TUTAJ), to utwór absolutnie niesamowity. Nigdy nie ukazał się na żadnym innym wydawnictwie zespołu. Brzmi jak zapowiedź lub odrzut z sesji do ich najgenialniejszej płyty, Within the Realm of Dying Sun (TUTAJ). Prosty ale jakże pełen niepokoju teledysk z niesamowitą kreacją Lisy Gerrard...
 

Sen trwa, bowiem teraz pora na Zgniecionego w wykonaniu kolejnej wielkiej gwiazdy wytwórni z Londynu. Mowa oczywiście o doskonałym utworze Crushed zespołu Cocteau Twins. Tekstu nie ma ale Ela Frazer brzmi na tyle przekonująco, że wyczarowuje przed słuchaczami zupełnie niesamowite pejzaże... Też je widzicie?

 

Pora wyrwać się z mary, nic tak tego scenie czyni jak znakomita piosenka Muscoviet Musquito kolejnej legendy 4AD czyli Clan of Xymox (TUTAJ). Zwracam uwagę na ten teledysk z kilku powodów. Oddaje on doskonale klimat tamtych czasów, zawiera niesamowicie industrialne obrazy i nawiązuje do Joy Division (TUTAJ). Jak bowiem traktować, jeśli nie nawiązanie, do sceny rodem ze Stroszka (TUTAJ) samego Wernera Herzoga (TUTAJ)? Nie ma chyba drugiego teledysku, który tak doskonale oddawałby klimat Londynu i wytwórni w tamtym okresie. No i  te fryzury... 

 

Pora kończyć, ale jeśli zamykać album to trzeba zrobić to w wielkim stylu. Czy ktoś jest w stanie zaprzeczyć, że The Protagonist majestatyczna piosenka Dead Can Dance (TUTAJ) mogłaby zostać zastąpiona czymś lepszym?

Wspominać to jak umierać pisze klasyk. Ale czy dzisiaj istnieją takie wydawnictwa? Czy dzisiaj można powiedzieć, że jest choć jedna wytwórnia wytyczająca trendy, tak jak wtedy robiła to 4AD

A my, ci którzy mieli okazję wtedy tego słuchać i podziwiać, bądźmy dumni. Żyliśmy w zupełnie niesamowitych czasach. 

Możemy teraz spokojnie umierać.  

P.S.

Nasz czytelnik Emjot zauważył, że przegapiliśmy Dif Juz i ich utwór No Motion.... Był on co prawda zawarty na trackliście poniżej, ale zapomnieliśmy o nim  w tekście. Święte słowa, bowiem Dif Juz bardzo cenimy, a ich doskonałą płytę Extractions opisywaliśmy na naszym blogu wcześniej TUTAJ. Zatem aby uściślić wpis i poprawić błąd, na deser instrumentalnie i industrialnie:


Dziękujemy za zwrócenie uwagi i pozdrawiamy!
  
Lonely is an Eysore, 4AD, 1987. Producenci: John Fryer, Brendan Perry, Lisa Gerrard, Cocteau Twins, Ivo Watts-Russell, Gil Norton, Clan of Xymox, The Wolfgang Press, Martyn Young, Dif Juz, John A. Rivers, Tracklista: Hot Doggie - Colourbox, Acid, Bitter and Sad - This Mortal Coil, Cut the Tree - The Wolfgang Press, Fish - Throwing Muses, Frontier - Dead Can Dance, Crushed - Cocteau Twins, No Motion - Dif Juz, Muscoviet Musquito - Clan of Xymox, The Protagonist - Dead Can Dance