sobota, 24 sierpnia 2019

Kinowa jazda obowiązkowa: Johny poszedł na wojnę, film o wojnie i niedostosowaniu, inspiracja teledysku i piosenki One zespołu Metallica


Film Daltona Trumbo z 1971 roku jest nie do końca o wojnie, mimo że tak wynika z tytułu. 

Joe (w tej roli Timothy Bottoms) jest młodym chłopakiem i ma dziewczynę, ale nadchodzi czas wojny  postanawia na nią pójść. Tak rozumie patriotyzm. Jednak jego dziewczyna, Kareen (w tej roli Kathy Fields) próbuje go od tego pomysłu odwodzić, co się jej nie udaje. I staje się najgorsze... 

Johny traci nie tylko wszystkie kończyny ale i twarz. Nie traci za to świadomości i mózgu. Jest w szpitalu, gdzie pojawiają się sprzeczne diagnozy na temat jego stanu i metod leczenia.  Jedni uważają, że jego odruch są nieświadome, inni - co jest zgodne z prawdą, że czuje, rozumie i słyszy.
Sam bohater ma problem, nie dość że nie umie określić gdzie i z kim jest, to nie potrafi też mierzyć czasu. Jednak wszystko zmienia się, kiedy zaczyna rozmawiać z Jezusem (w tej roli Donald Sutherland) i kiedy pojawia się w jego pokoju pielęgniarką z którą nawiązuje nić porozumienia i uczucia. 

Rozmowa z Jezusem, jest moim zdaniem, jedną z kluczowych w całym filmie. Chodzi o to, że Johnyego prześladują koszmary - chodzą po mim w nocy szczury. 

Jezus wyjaśnia mu, że tak na prawdę życie to sen, z tym że sny dzienne kontrolujemy my - ludzie, a sny nocne kontrolują nas. Więc chodzący po Johnym szczur musi być snem nocnym, inaczej ten dawno by go strącił...  Johny bardzo entuzjastycznie przyjmuje taką narrację, jednak po chwili refleksji oświadcza, że nie mógłby strącić szczura, bowiem jest kawałkiem mięsa które nie ma rąk... Jezus odpowiada na to, że  skoro tak, to pozostaje mu jedynie czekać na cud.... To sytuacja w której nawet wiara pozostaje bezradna...


Film jest mocno odlotowy, mamy przeplatanie fantazji z realiami, teraźniejszości ze wspomnieniami. Jest to niewątpliwie potępienie wojny, o czym świadczy choćby ostra wymiana zdań między kapelanem a kapitanem szpitala wojskowego. Jednak na pewno uwagę zwraca coś zupełnie innego. Film bowiem, porusza kilka głębszych problemów. 

Pierwszy z nich to pokazanie, jak społeczeństwo nie potrafi poradzić sobie z niedostosowaniem. Oczywiście w filmie niedostosowanie głównego bohatera przybiera charakter skrajny. Johny wie jak można mu ulżyć, chciałby występować w cyrku obwoźnym, jednak otoczenie zdaje się słuchać jedynie siebie, i za niego decyduje co będzie lepsze... Podobna sytuacja ma miejsce, kiedy główny bohater  postanawia umrzeć. Znowu inni wiedzą co jest dla niego lepsze... 

Świat pełen jest osób niedostosowanych. Zapewne nie w tak znacznym stopniu. I świat ma poważne kłopoty, żeby poradzić sobie z ludźmi w depresji, z osobami nie potrafiącymi żyć w społeczeństwie, z ludźmi w śpiączkach, letargach... W czasach fabuły filmu jednak mimo wszystkich ułomności walczono o życie głównego bohatera, nawet wbrew jego woli... Dzisiaj jest zgoła odwrotnie, czego dowodzą ostatnie przypadki z UK i Francji...

Wydaje się że film  Johny poszedł na wojnę zainspirował muzyków zespołu Little Nemo do napisania piosenki Johny bierze pistolet z doskonałej płyty chłodnofalowej pt. Dźwięki z poddasza (pisaliśmy o niej TUTAJ): 

Johny bierze pistolet

Johny jest samotny w swej wyobraźni
Kiedy jesienne kolory go ochładzają
Pamięta ten dzień
Kiedy Mary przyszła do niego i powiedziała:
"To na zawsze..."

Teraz Johny nie może zrozumieć
Dlaczego Mary nigdy nie dotknie jego dłoni... Dlaczego? Dlaczego?

Johny jest samotny w wyobraźni
Czuje jesień jest tutaj, daje mu znaki
Myśli o pociągu
Którym kiedyś chłodnym rankiem jechał w deszczu
Dlaczego tym pociągiem?

Johny jest samotny w wyobraźni
Wie że zima jest blisko
Czeka w milczeniu
I tak aby usłyszała pielęgniarka szepcze
"Chcę umrzeć" 


ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczenia tekstu




I na koniec warto dodać, że podczas oglądania filmu nie mogłem pozbyć się uczucia, że gdzieś to już widziałem. No tak... choć twórczość zespołu Metallica odbiega stylem od tego, prezentowanego na naszym blogu, warto odnotować, że fabuła filmu zainspirowała muzyków do napisania tekstu piosenki One, jak i nagrania teledysku, z urywkami omawianego dziś dzieła w roli głównej...

      
Tekst piosenki:

I can't remember anything/ Nic nie pamiętam
Can't tell if this is true or dream/ Nie wiem, czy to prawda, czy sen
Deep down inside I feel to scream/ Głęboko w środku krzyczę
This terrible silence stops me/ Ta straszna cisza mnie powstrzymuje
Now that the war is through with me/ Teraz, gdy wojna się dla mnie skończyła
I'm waking up, I cannot see/ Budzę się i nic nie widzę
That there is not much left of me/ N
iewiele ze mnie zostało 

Nothing is real but pain now/ Nic nie istnieje, poza bólem
Hold my breath as I wish for death/
Wstrzymuję oddech, jakbym chciał śmierci 

Oh please, God, wake me/ Proszę Boże obudź mnie
 

Back to the world that's much too real/ Powrót do świata, który jest zbyt realny
In pumps life that I must feel/
W pompach życie, które muszę poczuć

But can't look forward to reveal/ Ale nie mogę patrzeć w przyszłość
Look to the time when I'll live/ Na czas, kiedy będę żyć
Fed through the tube that sticks in me/ Karmiony przez rurkę, która we mnie się wbija 
Just like a wartime novelty/ Zupełnie jak wojenna nowość 
Tied to machines that make me be/ Związany z maszynami, które mnie tworzą
Cut this life off from me/ Odetnij mi to życie 
Hold my breath as I wish for death/ Wstrzymaj oddech, jakbym chciał śmierci 
Oh please, God, wake me/Och, Boże, obudź mnie

Now the world is gone, I'm just one/ Teraz świat zniknął, jestem sam jeden
Oh God, help me/
Boże, pomóż mi

Hold my breath as I wish for death/ Wstrzymaj oddech, chcę śmierci 
Oh please, God, help me/ Och, Boże, pomóż mi 

Darkness imprisoning me/ Ciemność mnie uwięziła
All that I see/ Wszystko co widzę
Absolute horror/ Absolutny horror 
I cannot live/ Nie mogę żyćI cannot die/ Nie mogę umrzećTrapped in myself/ Uwięziony w samym sobie
Body my holding cell/
W ciele mojej celi

Landmine has taken my sight/ Mina lądowa zabrał mój wzrok
Taken my speech/ Mowę
Taken my hearing/ Słuch
Taken my arms/ Ramiona
Taken my legs/ Nogi
Taken my soul/ Duszę
Left me with life in hell/ 
Zostawiła mnie z życiem w piekle


ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczenia tekstu

Każdy z nas nosi w sobie Johnyego, pytanie tylko kiedy przyjdzie pora na czas uświadamiający nam, że żyjemy w piekle. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

piątek, 23 sierpnia 2019

Philip McKay: Uczucia rozpaczy i samotności leżą u podstaw mojego surrealistycznego wszechświata

Pamiętacie René Magritte? Na pewno. Jest on przecież jednym z najbardziej rozpoznawalnych współczesnych brytyjskich surrealistów (pisaliśmy o nim TUTAJ) i pod jego wpływem pozostaje wielu twórców. Między nimi jest fotograf z Wielkiej Brytanii, Philip McKay, którego prace kontynuują wątki malarstwa Magritte'a.
 
Na wielu jego fotografiach widzimy mężczyznę w meloniku, zagubionego w ogromnym świecie wyobraźni. Czy jest to alter ego samego autora? Wszystko możliwe, bo McKay na swoje stronie internetowej pisze o sobie, iż jego praca wypływa z jego przeszłości i wydarzeń, które miały miejsce w jego życiu. Przelewa na nią uczucia rozpaczy i samotności, które leżą u podstaw jego surrealistycznego wszechświata LINK. Efekt oglądany na zdjęciach jest oczywiście wynikiem cyfrowej obróbki, przez co McKay wpisuje się w szereg cenionych przez nas fotografów manipulujących rzeczywistością, których zaprezentowaliśmy na naszym blogu, wśród nich byli znani twórcy i tacy, którzy zasługują na nasza uwagę: Zev Hoover, (TUTAJ) Sarolta Ban (TUTAJ) czy Michael Ticcino (TUTAJ). 

W wielu takich przetworzonych kadrach autor umieszcza postać ludzką na pustkowiu, tak całkowicie odizolowaną, iż nawet jeśli nie ogląda się samemu to odczuwa się napięcie, smutek i samotność towarzyszące artyście przy ich tworzeniu. Fotografie są czarno-białe i nawet sporadycznie przydane elementy w delikatnym odcieniu innego koloru, które McKay wprowadza do swojej pracy, podkreślają tę monochromatyczność. Każda z nich przez to opowiada ciągle tę samą historię, o nieuchronności końca egzystencji, opuszczeniu, niezrozumieniu i potrzebie bliskości. Możemy to odczytać z symbolicznych rekwizytów umieszczanych w tle zdjęć, wśród których są zegary, łodzie, kostki do gry, drabiny, kłębiaste burzowe chmury, bezkresne morze, latawce, kruki itd. (wszystkie zdjęcia prezentowane na naszym blogu pochodzą ze strony autora, czujących niedosyt zapraszamy tam do kontemplacji większej ilości dzieł  LINK).



















Philip MacKay przyznaje się do fascynacji belgijskim malarzem René Magritte a oprócz niego wymienia Storm’a Thorgerson’a, angielskiego grafika który projektował okładki do płyt wielu znanych zespołów m.in. Pink Floyd (tę z pryzmatem), AC/DC oraz Led Zeppelin, Dream Theater, Biffy Clyro, Black Sabbath i inne (LINK). McKay także próbuje zaistnieć w świecie muzyki. Jego prace znalazły się na okładkach CD kompozytora muzyki klasycznej Michael’a Price'a oraz tworzącej muzykę ambient Saimonse, lecz nie tylko. Surrealistyczne krajobrazy McKay’a zdobią okładki popularnych książek m.in. amerykańskiego autora Deana Koontza.
 
Fotograf strzeże swojej prywatności i niewiele o nim wiadomo, tylko tyle, że pochodzi z Liverpoolu w Wielkiej Brytanii. Tam urodził się w 1963 r. i mieszka do dziś. Jest samoukiem, który powoli zdobywa uwagę widzów. Jego zdjęcia były już wystawiane w wielu galeriach sztuki na całym świecie. W 2015 r. pokazał je nawet w Polsce, w Łodzi (LINK).

Wkrótce inne dzieła ciekawych artystów, i jeśli chcecie je poznawać - czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

czwartek, 22 sierpnia 2019

Zachowanie Curtisa to nie była gra, i było to przerażające - najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.6

 
Ostatnio skupiamy się na najnowszej książce Jona Savagea o Joy Division. Poddajemy jej treść analizie i jak dotychczas omówiliśmy rozdziały: piąty (TUTAJ), czwarty (TUTAJ), trzeci (TUTAJ), drugi (TUTAJ) i pierwszy (TUTAJ).

Dzisiaj kolej na rozdział szósty, który zatytułowany jest: Czerwiec - Grudzień 1978.

Rozpoczyna go wypowiedź Richarda Boona, który wspomina, jak Tony Wilson starał się organizować koncerty Factory w klubie PSV (Passenger Service Vehicle Club) - przeznaczonym dla kierowców i konduktorów w Moss Side, która ulokowana była na styku różnych subkultur. Była też dzielnicą dość niebezpieczną z powodu zbrodni i narkotyków. 

Tony Wilson wspomina swoje programy telewizyjne, Granada Reports i główny, czyli So It Goes. W październiku 1977 nagrali wersję The Passenger, którą Iggy Pop zaprezentował w Apollo, a redakcja Granady postanowiła usunąć niecenzuralne słowo z jej środka, na co Wilson silnie zaprotestował. Doprowadziło to do konfliktu z redakcją i zakończyło współpracę nad So It Goes. Ale Wilson nie poddawał się, marzył żeby robić coś w obszarze muzyki. 

Skontaktował się z Alanem Erasmusem, którego nazywa swoim starym przyjacielem, a ten uczynił go współmanagerem the Durutti Column. Tak zaczęli wspólne działania, które trwały 14 lat... 

Szukali klubu  na występy, zaczęli od Rafters bo tam gra każdy. Erasmus znał jakiś klub w Hulme. Ich filozofia opierała się na tym, żeby znaleźć klub, który ma kiepską publikę w czwartkowe i piątkowe wieczory i po prostu go wynajmować. Jeśli uda się przyciągnąć publikę koncertami wszyscy są zadowoleni, bo właściciel zwiększa obroty z baru. Myśleli o nowym klubie, i kiedy tak spacerowali po Manchesterze zobaczyli napis: Zamknięcie fabryki. Erasmus powiedział: nazwijmy klub Fabryka, i niech będzie otwarty, nie zamknięty

Następnie Wilson opisuje jak doszło do jego spotkania z Peterem Savillem, było to na koncercie Patti Smith. Saville wyglądał nieco jak Brian Ferry i zaoferował wykonywania prac graficznych. Okazało się, że było to z zazdrości, bo jego kolega Malcolm Garett zajmował się grafiką dla the Buzzcocks. 3 dni później spotkali się w restauracji telewizji Granada, i jak to Peter, nie przyniósł żadnej swojej pracy tylko książkę Jana Tschicholda, którą pół godziny oglądali. Po czym Saville został równorzędnym założycielem Factory

Sam Saville wspomina, że Tony zawsze był na czasie, mimo że prowadził program w TV był pozaestablishmentowy. Potwierdza, że zazdrościł koledze projektowania dla the Buzzcocks i cały czas zaczepiał Richarda Boona i pytał,czy ten nie ma pod opieką jakiejś nowej kapeli. I to Boon doradził mu kontakt z Wilsonem, kiedy dowiedział się że ten otwiera nowy klub. Spotkał się z Wilsonem i przyniósł kilka książek ze sobą, najbardziej interesował go wtedy manifest Jana Tschicholda - Die Neue Typographie. Powiedział, że chciałby robić coś w tym stylu. Tony odpowiedział, że będzie miał do zrobienia poster. Sam też zrobił jeden, z dwoma kowbojami w kanionie, rozmawiającymi po francusku o reifikacji, i choć Savilleowi wtedy nie spodobał się, obecnie ma o nim inne zdanie.  

Wilson wspomina, jak był w mieszkaniu artysty i zobaczył czarno żółte paski, które ten układał na podłodze. Nie było to zbyt w stylu punk, ale Wilson był zdania, że najlepiej pracuje mu się z mądrzejszymi od siebie, dlatego nie ingerował w twórczość ani Saville'a ani muzyków, mawiał: rób co chcesz, bowiem albo możesz to zrobić, albo nie

Następnie Peter Saville w dość długiej wypowiedzi wyjaśnia zasady stylu postmodernistycznego. W skrócie można powiedzieć, że styl ten definiuje jako oddziaływanie między neoklasycyzmem a wyższą technologią. Jego zdaniem Factory idealnie do tego pasowało. Na drzwiach pracowni w collegeu sztuki, którego bardzo pożądał od miesięcy, to znak o użyciu zatyczek ochronnych do uszu. Kiedy Tony powiedział, że chce najbliższą noc w klubie nazwać Factory, artysta pomyślał, że pożyczy sobie wspomniany znak. Tak powstał pierwszy poster Factory - FAC 1 (pisaliśmy o nim TUTAJ). 
Poster zatem zawiera industrialny znak lat 70-tych w kombinacji z prostą, idealistyczną modernistyczną typografią. Zawierał daty i  nazwę eventu (Factory). Artysta był przekonany, że 99.9 % mieszkańców Manchesteru zignoruje ten poster, ale był zainteresowany tym 0.1 % które dostrzeże nowy przekaz wizualny. 

Dalsza część książki zawiera wspomnienie pierwszego koncertu Factory. Richard Kirk z Cabaret Voltaire nie pamięta czy grali pierwszej czy drugiej nocy, ale pamięta jak grali z Joy Division. Przypominali mu the Doors ale takie z Manchesteru nie z LA lat 70-tych. Wspomina wspólne zainteresowania jakie dzielił z Ianem Curtisem: Ballard, Burroughs, ale i muzyczne, czyli Velvet Underground, the Stooges czy Kraftwerk. Muzyka Joy Division była industrialna, dystopijna i ponura. Podobna do muzyki Cabaret Voltaire

Malcolm Whitehead wspomina jedno ze spotkań z Robem Grettonem, kiedy ten był managerem the Panik i poprosił go o nagranie koncertu zespołu w Electric Circus. Niestety było ciemno i film się nie udał. Próbował nad nim pracować żeby poprawić jakość, kiedy zadzwonił Gretton i oświadczył, że już nie jest managerem the Panik, tylko Joy Division, i zaprosił go na ich koncert. Tak więc Whitehead poszedł do Russel Club gdzie występowali. Publiki nie było, to były początki, ale występ był oszałamiający. Pamięta go ale nie w głowie, tylko w żołądku, jako siłę, moc, zobaczył to czego zawsze oczekiwał od zespołów. Po koncercie czuł się jak wysuszony.. Oświadczył wtedy Grettonowi że ich sfilmuje. Nie myślał o zespole w kategoriach hitu sprzedaży płyt, myślał że staną się zjawiskiem kulturowo masowym, bo byli przytłaczający. 

Iain Gray również wspomina metamorfozę Iana Curtisa, obserwował ich pierwszy występ w Russel Club zza sceny i byli oszołamiający. Nie rozumiał, jak ten sam Ian Curtis może przynosić czekoladki żonie, a tutaj był całkowicie inspirujący i hipnotyzujący. Był niemal jak mesjasz. Najdziwniejszą rzeczą było, że znałem Iana. To zwykle dewaluuje wielkość gwiazdy, jeśli ją znasz, ale patrzyłem na niego i byłem całkowicie zdumiony. Do dziś kiedy to wspominam czuję się dziwnie. To było całkowicie brytyjskie, to było całkowicie jego własne, to nie była gra i było to również przerażające.   

Przytoczone zostają recenzje koncertów zespołu z 1978 roku. Obok recenzji Paula Morleya pojawia się tekst Micka Middlesa z Sounds z 16.09.1978 roku. Zaczęli od Exercise One który pokazał wielki postęp zespołu przez ostatni rok. To bardzo mroczna i wnikliwa  piosenka z zabójczą linią basu. Zespół przeszedł przez występ przenosząc tłum ze średnio zainteresowanego do hucznego.  

Malcolm Whitehead wspomina, że miejsca w których grali Joy Division szybko się zapełniały. Mieli tą magiczną moc, jak gdyby byli stworzeni do grania razem. Nie było słychać o czym śpiewa Curtis bo grali głośno. Często widział jak Ian przed występem wypijał kilka piw, chodziło o rozładowanie emocji przed wyjściem na scenę. Ian zawsze do występu podchodził z pełnym zaangażowaniem. 

Następnie Bernard Sumner opisuje historię powstania She's Lost Control. Jest to historia dobrze znana, mówi też o swoich inspiracjach ze strony dziadków. Opowiada też o zainteresowaniu Iana osobami chorymi umysłowo. Wspomina kiedy raz dzwonił do żony z hotelu i musiał zapłacić aż 10 GBP za rozmowę, nie zdając sobie sprawy, że telefony w hotelach są tak kosztowne. Poprosił żeby Rob się dołożył, ale ten był człowiekiem typu: spierdalaj, płać sobie sam, wtedy Ian wyładował na nim swoją frustrację. Innym razem kiedy był na niego zły w pokoju prób, położył mu na głowie kosz od papieru i przesuwał góra, dół jak oszalały, co wszyscy uznali za bardzo zabawne. Ian potrafił przemieniać się z miłego i grzecznego w kompletnie szalonego, zwłaszcza gdy był wkurzony - stawał się wtedy wybuchowy. Nie zażywał narkotyków i nie był pod ich wpływem podczas koncertów, w trans wprawiała go muzyka.
Następnie pojawiają się wspomnienia ich występu w Granada Reports, 20.09.1978 roku (pisaliśmy o nim TUTAJ). Sumner wspomina, że nie wolno im było niczego dotykać, nawet swoich instrumentów z powodu zasad panujących w studio. Tony Wilson opowiada, skąd za zespołem jadące auta (opisywaliśmy historię zaczerpnięcia tła z filmu World in Action o CIA TUTAJ). Autorem pomysłu był David Lidiment

Bob Dickinson wspomina koncert w klubie Kelly's w Manchesterze. Zobaczył zespół po przerwie, zwróciło uwagę że zmienili styl ubioru (warto zobaczyć TUTAJ) przestali nosić kurtki ze skóry i ciężkie buty, a zaczęli krawaty i ciemne koszule, wyglądali jak Niemcy, sprawiali wrażenie poważnych. W ich muzyce pobrzmiewały klimaty II Wojny, roztaczali je w ciemnym, depresyjnym Manchesterze

Bernard Sumner opowiada o pierwszym ataku epilepsji - relacja jest zgodna z tą z filmu dokumentalnego o zespole (warto wspomnieć, że scena jest inaczej opisana w książce Deborah Curtis). Po tym pojawiła się diagnoza epilepsji...                                  
Kolejne rozdziały książki zostaną streszczone już wkrótce. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 21 sierpnia 2019

Carbon Based Lifeforms: Świat Śpiochów - muzyka obowiązkowa dla nostalgików

Często na naszym blogu prezentujemy i będziemy prezentować, muzykę instrumentalną. Jak dotychczas była to głównie muzyka typowych mistrzów elektroniki jak J.M. Jarre (TUTAJ, TUTAJ) Klaus Schulze (TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ), Tangerine Dream (TUTAJ, TUTAJ), Patrick O'Hearn (TUTAJ) ale nie stroniliśmy też od bardzo obiecujących mniej znanych twórców jak Deru (TUTAJ), Black Rain (TUTAJ) Atredes (TUTAJ), Double Fantasy (TUTAJ) czy doskonały Cemeteries (TUTAJ). 

Dzisiaj czwarta płyta szwedzkiego duetu Carbon Based Lifeforms z 2006 roku, album moim zdaniem, może poza poprzedzającym go Hydroponic Garden, najlepszy w ich dorobku. Ten poprzedni jest bardziej schematyczny i mniej klimatyczny, choć również może się podobać. Natomiast do klimatu naszego bloga dzisiejsze dzieło pasuje doskonale.


Przenieśmy się zatem do świata śpiochów i zobaczmy co takiego tam się dzieje... 

Album otwiera Abiogenesis tak być musi, skoro cofamy się około 3 miliony lat do czasu gdy z materii nieorganicznej powstało życie... ono  rodzi się wolno ale w końcu jest, i cieszy nas bardzo ciekawym bitem... Po nim dostajemy się w wir (Vortex), który dość wolno nas wciąga... by przejść w ekologiczny protest song Photosynthesis. Skoro fotosynteza to ma prawo paść pytanie: What about the forests? Nope. To jeden z lepszych utworów na albumie. 

Po nim Set Theory - okazuje się, że panowie znają się nie tylko na biologii ale i na matematyce, zwłaszcza na teorii zbiorów. Pora się obudzić, nadchodzi świt (Gryning), utwór pełen odgłosów budzącego się świata ze znakomitym leitmotivem... Po nim Transmission Intermission - mroczny, z rozmowami przez radio, przypomina nieco to czym zespół obdarował fanów na albumie 23. Po nim tytułowy, World Of Sleepers - Świat Śpiochów, czy jak ja nazywam od początku ten album - Świat Spaczy... W tym świecie wszystko się kasuje. Dosięgamy ideału, podążamy w kuszącą noc, tak uzależnieni, że staje się ona naszą religią.. Pochodnia dopala się... 


In my world of sleepers
Everything will be erased

I'll be your religion
Your only endless ideal

Slowly we crawl in the dark
Swallowed by the seductive night

My torch has burnt out


Proton/Electron - wydaje się, że magiczny sen trwa i penetruje  struktury atomowe naszych ciał, jednak w utworze chodzi o coś bardziej strasznego - o atak i konflikt atomowy.

Erratic Patterns,  to utwór o szukaniu przesłania od innych cywilizacji... te można odkryć tylko kierując się brakiem logiki...

Look at the pattern, can you see what´s wrong?
It´s supposed to be perfect, but really it´s not.
Can you find the flaws, hidden in structured code, hiding in the pattern, in between the rows.

Only illogics can find hidden flaws in a straight logic line
Only erratics recognize errors in patterns of a perfect design

Now that you know that something is not right look at it carefully, in pale logic light
Don`t be sorry, if you can`t recognize the errors and faults, in such a perfect disguise

Only illogics can find hidden flaws in a straight logic line 

Only erratics recognize errors in patterns of a perfect design

Dość mroczny Flytta Dig i bardziej optymistyczny w brzmieniu Betula Pendula  kończą ten znakomity album... No niemalże, bowiem mamy jeszcze wisienkę na torcie tzw. hidden track pt. Mechanism. 

Reasumując, nie można przejść obojętnie obok ambientu serwowanego przez Johannesa Hedberga i Daniela Segerstada. To muzyka hipnotyzująca, elektryzująca ale zarazem inteligentna... Można śmiało powiedzieć, że to muzyka XXII wieku...  


   
Carbon Based Lifeforms, World of Sleepers, Ultimate Records, 2006. Tracklista:  Abiogenesis, Vortex, Photosynthesis, Set Theory, Gryning, Transmission Intermission, World Of Sleepers, Proton/Electron, Erratic Patterns, Flytta Dig, Betula Pendula, Mechanism.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Thomas Moran: Majestatyczne krajobrazy o niewiarygodnej głębi i sugestywnej kolorystyce...

Thomas Moran (1837 - 1926) miał wyjątkowo udane życie. Pomimo trudnych początków. Przyszedł na świat w Bolton, w Lancashire w Wielkiej Brytanii, w rodzinie ubogich tkaczy, którzy stali się z dnia na dzień bezrobotni w wyniku wprowadzenia maszyn tkackich po nagłej industrializacji manufaktur.  Cała rodzina opuściła wówczas kraj i emigrowała do Stanów Zjednoczonych, docierając do Kensington w Filadelfii.


 
Nowy świat dawał inne możliwości. W wieku szesnastu lat Thomas Moran został przyjęty na czeladnika do filadelfijskiej firmy grawerskiej Scattergood & Telfer. Właśnie wtedy zaczął rozwijać swoje umiejętności malarskie głównie w technice akwareli, ucząc się wykonywania ilustracji.  Miał w tym wsparcie swojego starszego brata Edwarda, który był malarzem i współpracownikiem uznanego wówczas marynisty Jamesa Hamiltona. Zresztą w tamtym czasie, u schyłku XIX stulecia, Edward Moran szybko stał się znanym i – zamożnym – malarzem. Tomasz natomiast dał poznać jako utalentowany ilustrator i świetny kolorysta, więc u końca lat 60. XIX wieku został zatrudniony na stanowisku głównego ilustratora miesięcznika Scribner. Malował wtedy krajobrazy i sceny mitologiczne, często posiłkując się tym, co udało mu się zobaczyć podczas podróży po stanach Ameryki Północnej. Po jednej z takich wypraw udało mu się sprzedać litografie Wielkich Jezior, dzięki czemu mógł odbyć podróż do Londynu aby zobaczyć obrazy JMW Turnera (ten słynny malarz doby baroku na zawsze zawładnął wyobraźnią Thomasa).

Po powrocie w 1871 r. Moran otrzymał propozycję udziału w ekspedycji Geological Survey Expedition Ferdinanda V. Haydena na tereny Parku Narodowego Yellowstone. Wraz z fotografem Williamem Henrykiem Jacksonem mieli udokumentować niezwykły krajobraz, wraz z gejzerami, kanionami i klifami, by przekonać opinię publiczną do objęcia całego tego obszaru ochroną i utworzenie Parku Narodowego. Podczas tej podróży Thomas Moran namalował swoje dwa najsłynniejsze dzieła, Wielki Kanion Yellowstone i Otchłań Kolorado które zostały zakupione przez Kongres za niebotyczną wtedy sumę 10 000 USD i zawieszone na Kapitolu w Waszyngtonie. Sukces, sława i finansowa niezależność pozwoliły artyście na podróż do Wenecji (śladami Turner’a). Kupił tam oryginalną gondolę, którą przewiózł do Stanów Zjednoczonych i potem wielokrotnie malował w scenerii weneckiej.


Artysta ożenił się z Mary Nimmo (1842-1899), również grawerką, która specjalizowała się w wykonywaniu rycin ze scenkami rodzajowymi z życia Anglii, Szkocji, Long Island, New Jersey, Florydy i Pensylwanii. W 1881 roku była jedną z ośmiu Amerykanów i pierwszą kobietą wybraną do londyńskiego Royal Society of Painter-Etchers. Para miała dwie córki i syna. W 1899 r. Mary zmarła pielęgnując córkę Ruth, która zapadła na dur brzuszny. Trzeba zauważyć, że wszyscy bracia Thomasa: Edward (1829–1901), John (1831–1902) i Peter (1841–1914) byli malarzami a także jego siostrzeńcy: Edward Percy Moran (1862–1935) i Jean Leon Gerome Ferris (1863–1930). Thomas zmarł w sędziwym wieku w swojej rezydencji w Santa Barbara


 
Moran’a można uznać za praojca ruchów ekologicznych. Zanim namalował region Yellowstone, amerykańska opinia publiczna nie chciała wierzyć w doniesienia o cudach, które znajdują się na Zachodzie kraju. Dopiero prace malarskie Thomas’a przekonały Amerykanów iż warto zachować ten teren dla przyszłych pokoleń i nie prowadzić tam prac eksploatacyjnych. Majestatyczne krajobrazy o niewiarygodnej głębi i sugestywnej kolorystyce na zawsze zainspirowały mieszkańców Stanów Zjednoczonych i wprawiły ich w dumę.  Dzisiaj są trwałą częścią amerykańskiej kultury, choć poza Ameryką Północną nie są zbyt znane. Jednak często używa się je jako ilustracji, niektóre z obrazów zdobią okładki płyt, przede wszystkim z muzyką klasyczną, lecz nie tylko. Jeden z pejzaży znalazł się na płycie greckiego zespołu A Diadem of Dead Stars



o którym nic bliżej nie wiadomo, poza jednym, iż majestatyczne krajobrazy świetnie dopełniają ich  mistyczną muzykę.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Isolations News 50: Wokalista Bauhaus w szpitalu, FACFEST 2019, Nowa książka Cumminsa, Slattery o książce ze zdjęciami Joy Division, wraca V2, Pop - Bond


Wokalista Bauhaus Peter Murphy przebywa w szpitalu Lennox Hill w USA. Ma problemy z sercem, przeszedł zawał i ma wstawione dwa stenty. Istnieje nadzieja, że wróci na scenę... Więcej TUTAJ. O Bauhaus pisaliśmy kilkakrotnie TUTAJ. 


W klimatach Bauhaus, Tony Davidson zaanonsował powrót grupy V2 (TUTAJ). V2 to zespół z Manchesteru działający w latach 1980-1990. Próbka ich twórczości:


Więcej o zespole można dowiedzieć się TUTAJ.

26.10.2019 odbędzie się w Manchesterze FACFEST - koncert celebrujący 40. rocznicę wydania Unknown Pleasures, debiutu Joy Division. Można się załapać i wystąpić - więcej informacji TUTAJ.

Skoro zaczęliśmy już temat Joy Division, to trwa żenada o nazwie Joy Division reimagined videos. Trzeba jakoś się pocieszyć, więc na kanale zespołu opublikowano wypowiedź Stephena Morrisa. "Entuzjazm" graniczący z "euforią" i ogólnie "nieskrywana fascynacja" teledyskiem Interzone rodzi podziw i pokazuje, że były perkusista Joy Division to jednak człowiek o nienagannych manierach.
Trwa promocja książki Paula Slattery o legendarnych zdjęciach Joy Division - rozmowy z autorem można wysłuchać TUTAJ

My czekamy na książkę i oczywiście o niej napiszemy.
A skoro o książkach, to 28.09.2019 odbędzie się promocja nowej, autorstwa legendarnego fotografa Kevina Cumminsa (warto zobaczyć TUTAJ). Promocja i podpisywanie będzie miło miejsce w Austin w USA. W książce zdjęcia m.in. Joy Division, New Order, the Smiths, Blondie i innych artystów.
Odbyła się promocja strun do gitary basowej sygnowanych przez Petera Hooka. Mimo że to tylko stal nierdzewna, to skoro sygnowana, musi mieć swoją cenę... Taki gadżet. Więcej TUTAJ.
 


W temacie gadżetów, Iggy Pop nagrał teledysk pt. James Bond  (teledysk powyżej). Piosenka wcale nie jest o agencie Bondzie tylko o kobiecie. 

Gdzie w takim razie gadżet? 

Przypomina się dowcip, kiedy to do Bonda w pewnym barze przykleiła się strasznie gorąca wielbicielka. Patrząc na zegarek - gadżet na jego nadgarstku, wyraziła swoją nim fascynację. Na co agent Bond odpowiedział: 


- proszę pani to nie tylko zegarek, ale również przepowiadacz przyszłości. 
- Oh, agencie Bond, co w takim razie podpowiada panu ów gadżet? 
- Mówi że nie ma pani na sobie bielizny... 
- Ależ agencie Bond, to nieprawda - mam na sobie bieliznę. 
- O, przepraszam - śpieszy się o godzinę... 

Więcej o klipie TUTAJ.


Stuknęło nam 400 000 odsłon. W ubiegłym tygodniu. Opublikowaliśmy już 571 postów, mamy 19 obserwatorów, nieco komentarzy i ogólnie całkiem niezłe plany. Piszą do nas zespoły z kraju i zagranicy z prośbą o promocję. Nie ma problemu, promocja za darmo u nas, byle tylko stylistycznie mieścić się w klimatach bloga. No i mieć to coś. Zapraszamy do współpracy i kontaktu przez TT lub e-mail.

Wkrótce kolejne ciekawe materiały - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 18 sierpnia 2019

Cocteau Twins: Co robią dzisiaj?

Cocteau Twins, czyli Elizabeth Frazer, Simon Raymonde i Robin Guthrie, o których parę razy już pisaliśmy (TUTAJ) już razem nie grają. A szkoda. Tak to bywa. Jednak warto śledzić losy poszczególnych muzyków, bo na pewno mają jeszcze coś do nam powiedzenia, w muzyce i nie tylko. Dlatego poświeciliśmy trochę czasu, uruchomiliśmy nasze kanały i oto możemy poinformować naszych czytelników co każdy z nich teraz robi.
 
Na początek obdarzona niebiańskim głosem Elisabeth Frazer. Po rozwiązaniu zespołu w 1997 r. podobno nie występowała, a skupiła się na życiu rodzinnym. Obecnie mieszka ze swoim partnerem, muzykiem Damonem Reece (z zespołu Lupin Howl) w Bristolu i wychowuje dwie córki. Tyle życie prywatne. Jednak to mit bo wprawdzie rzadko koncertowała. W 2012 roku zagrała i pokazała się na festiwalu Meltdown w Londynie. W 2017 pojawiła się publicznie w Royal Albert Hall, na promocji reedycji albumu Blue Bell Knoll wraz z muzykiem Johnem Grantem (LINK). A w ubiegłym roku, w październiku, zaśpiewała dla niespełna 40 osobowej widowni w Londynie, również z Grantem, na zamkniętej imprezie The Society of the Golden Slippers. Podobno kamer nie było, lecz robiono zdjęcia, które potem opublikowano na oficjalnym koncie fundacji (TUTAJ). Elisabeth wykonała tego wieczoru następujące tradycyjne piosenki ludowe: „Black is the Color of My True Love's Hair”, „Willow Song”, „Cuckoo Song”, „Shenandoah” i „Heyr Himna Smiður”. Poza tym wraz z mężem  skomponowali ścieżkę dźwiękową do nowego brytyjskiego serialu The Nightmare Words według opowieści HG Wells'a, którą wyemitowano na kanale Sky Arts 1/28. Cykl filmów zawiera cztery części.


W tym roku natomiast ruszyła w trasę koncertową z Massive Attack promując reedycję albumu Mezzanine wydanego w 1998 roku. Poprzednio Fraser koncertowała z nimi w 2006 r. O zapowiedziach trasy pisaliśmy TUTAJ.

Muzycy wystąpili w pierwszym kwartale tego roku w większości miast Zachodniej Europy, dokładnie po kolei: w Glasgow, Manchesterze, Brukseli, Amsterdamie, Frankfurcie n. Menem, Monachium, Mediolanie, Rzymie, Padwie, Paryżu, Nantes, Bordeaux, Lizbonie, Londynie, Dublinie i Bristolu (LINK) tak to wyglądało w Dublinie:


a tak w Nantes - tu już cały koncert


Druga część trasy po USA i Kanadzie planowana jest na jesień tego roku, dokładny plan jest TUTAJ oraz na stronie Elisabeth (TUTAJ).

A co z Simon'em Raymonde? Zanim zaczął grać na basie i klawiszach w Cocteau Twins pracował w sklepie muzycznym, lecz kiedy zespół rozwiązał się przejął kierownictwo nad wytwórnią płytową Bella Union, która powstała aby wspierać produkcję albumów Cocteau Twins. Po dwóch dekadach działania Bella Union stała się dobrze prosperującą firmą,  zdobywając uznanie w świecie muzycznym (dostała nagrodę Independent Record Company of the Year podczas Music Week Awards) i teraz Raymond nie wyobraża sobie już innego życia (LINK).  Cóż więcej? Występuje czasem z zespołem Lost Horizon, do którego należy również Richard Thomas, perkusista postpunkowej grupy DIFJUZ (pisaliśmy o nich TUTAJ). Razem w 2017 r. wydali debiutancki album o wdzięcznej nazwie Ojala.


Ostatnio koncertowali w grudniu 2018 r. i myślą o wydaniu drugiej płyty.


I jeszcze Robin Guthrie. Mieszka i pracuje we Francji ze swoją drugą żoną Florence, ich córką Violette oraz Lucy Belle, córką, którą ma z Elizabeth Fraser. W 2003 roku rozpoczął karierę solową.
Gra muzykę instrumentalną z pogranicza ambientu i dream popu. Do tej pory nagrał siedem albumów, oraz brał udział przy powstaniu innych, ostatnim jest Winter z 2017 r (LINK). Współpracował z wieloma muzykami m.in. z Haroldem Buddem, Russellem Millsem, Ulrichem Schnaussem, Johnem Foxxem i grupą School Of Seven Bells. Kilka lat temu a dokładnie w 2011 r. wystąpił w Polsce (LINK).  W listopadzie ubiegłego roku wyszedł singiel Echo Ladies „Overated” (LINK).  Guthrie obecnie koncertuje w trio The Robin Guthrie Trio, w skład którego wchodzi on, Steve Wheeler (na basie) i Antti Mäkinen (na perkusji). Brzmią tak:
Niedługo opiszemy losy innych gwiazd muzyki lat 80-tych. Chcecie je poznać? Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.