wtorek, 22 października 2024

Sztuka psychocyfrowa Juana Carlosa Brufala

Urodzony w Buenos Aires w 1973 roku Juan Carlos Brufal jest jednym z tych współczesnych artystów, którzy tworzy w najnowszym nurcie określonym jako sztuka psychocyfrowa (art psicodigital). Chodzi w niej o osobiste wizje skojarzeń, w których realne, konkretne miejsca ulegają deformacji cyfrowej, zgodnie ze stylem uznanych artystów.

Brufal podaje, że inspiruje się twórczością dość odległych od siebie, działających w różnych epokach malarzy takich jak Picasso, Dalì, Van Gogh i Michał Anioł

Ponadto deklaruje fascynację  sztuką pop-artu Andy’ego Warhola i twórczości artystycznej Jean-Michela Basquiata. A my dodalibyśmy jeszcze może nieświadome zapożyczenia z prac Marca Chagalla i Rene Magritte
 

Juan Carlos obecnie mieszka na Majorce, Alcudia w Hiszpanii, skąd być może łatwiej jest mu zrozumieć sztukę swoich mistrzów, żyjących przecież głównie w Europie. Jest samoukiem. Rozpoczął od samodzielnych eksperymentów z programami graficznymi w latach 90 XX w. Może dlatego używane przez niego obecne narzędzie jakim są techniki AI daje tak interesujące efekty. Powstałe prace nie wyglądają bowiem na wytwory sztucznej inteligencji, ale jak dzieła malarskie, wykonane tradycyjnie, czyli malowane farbą na sztalugach.







Wśród charakterystycznych motywów znajdują się domy o jaskrawych ścianach wśród kwitnących drzew na lazurowym tle nieba, kręte drogi, pokryte kwiatami łąki…
 





Artysta także robi zdjęcia, łącząc w nich twarze pięknych kobiet (choć nie tylko) z wybranymi motywami w taki sposób, aby obrazy płynnie przechodziły jeden w drugi.
 

Grafik poszukuje obecnie współpracownika. Kogoś, kogo można nazwać menadżerem, do organizowania i promowania jego prac.  Ofertę wraz z numerem telefonu umieścił na swoim profilu na portalu Linkedin. Może ktoś za naszym pośrednictwem zgłosi się? Juan Carlos Brufal ma profile w mediach społecznościowych, skąd pobraliśmy ilustracje do tego tekstu. Również poprzez nie można nawiązać z nim kontakt:
 

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 21 października 2024

Isolations News 298: Robert Smith o nowym albumie i końcu Cure, John Cooper Clarke live, książka z nowymi zdjęciami Joy Division, piosenka nagrana przez Hannetta, nowy Ringo Starr, Record Store Day Black Friday, moczny beton księżycowy i sztuczne mięso z ziemniaka


Poeta i legenda Greater Manchester, dr John Cooper Clarke, zagra w przyszłym roku historyczny koncert na arenie w centrum rozrywki w Manchesterze. Przez całą swoją karierę Clarke grał w wielu miejscach, w teatrach i na festiwalach. Jednak ten koncert w centrum Manchesteru ma być jego pierwszym występem na arenie - bilety już w sprzedaży (TUTAJ).

Fotograf David Bennett wydał książkę zatytułowaną Joy Davidson zawierającą zdjęcia dedykowane Joy Division i koncertowi jaki miał miejsce 30 marca 1979 roku w Walthamstow Youth Centre we wschodnim Londynie. Zaledwie dwa dni później zespół zaczął nagrywać swój debiutancki album Unknown Pleasures. Niestety, z powodu błędu druku w Melody Maker na koncert przyszło tylko 20-30 osób, stąd nie ma żadnych znanych zdjęć, nagrań ani wideo z tego występu... Książka pojawiła się na targach BOP w Paintworks Martin Parr Foundation Paintworks w Bristolu 19 i 20 października. Więcej o książce TUTAJ. Będą w niej nowe zdjęcia Martina Comeya - część z nich można zobaczyć TUTAJ.

Jak wiadomo realizatorem dźwięku debiutu Joy Division był Martin Hannett. Zespół Kit wydał ponownie utwór Overshadowing Me z debiutanckiego albumu Unshakeable Faith z 1990 roku. Materiał został zremiksowany przez Martina Hannetta właśnie, na rok przed jego śmiercią. Utwór został ponownie wydany jako część kompilacji CD Picture, Postcards, Dreams, Unsung Songs, która wyjdzie niebawem (LINK). Płyta zostanie wydana głównie dzięki zaangażowaniu założyciela zespołu, którym jest Lein Sangster (LINK). O wydawnictwie wspomniał także David Haslam (LINK), który zamieścił foto Hannetta z realizacji nagrania, a które zamieszczamy powyżej.

Hannett dużo podróżował podczas pracy w studio. Kiedy ludzie też będą podróżować, ale nie pod wpływem środków tylko zwyczajnie, na inne planety lub księżyc, będą ograniczeni ilością bagażu. Wynika to z faktu, że wysyłka materiałów z Ziemi jest droga. NASA oszacowała, że każdy funt materiału wysłanego na orbitę wokół Ziemi kosztuje około 10 000 dolarów. A zatem trzeba będzie korzystać z lokalnych zasobów aby obniżyć koszty. Naukowcy zasugerowali wykorzystanie księżycowej gleby do produkcji betonu lub cementu do drukowania w technologii 3D mieszkań dla astronautów. Jednak większość receptur cementu wymaga dużej ilości wody, która jest rzadka na księżycu i jest bardzo ciężka do wystrzelenia w kosmos. A zatem? Chemiczka Anna-Lena Kjøniksen i jej współpracownicy zaproponowali wykonanie domów z cementu oraz... moczu astronautów. Zespół wykonał już pierwsze doświadczalne partie cementu i jest zadowolony z uzyskanych z efektów (LINK). Podobno trwają prace ekologów nad przysposobieniem pozostałych astronautycznych wydzielin do konsumpcji w cyklu kołowym.

W temacie jedzenia - dr hab. Przemysław Kowalczewski z Wydziału Nauk o Żywności i Żywieniu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu odnotował sukces. Z soku z popularnej poznańskiej pyry, czyli z ziemniaka, w wyniku kilku lat pracy uzyskał sztuczne mięso, z którego wyprodukował parówkę, gyros i burgera. Jest to efekt badań w ramach grantu z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju o wartości półtora miliona złotych (LINK). 

Mieszkający od lat w Stanach stary Arab ma 5 hektarowe pole ziemniaków, nadszedł czas sadzenia, ale jego jedyny syn został aresztowany jako terrorysta.

Załamany Arab wysyła list do syna do więzienia: "Drogi Abdulu,Tu pisze twój ojciec Muhammad. Jak co roku przyszedł czas sadzenia ziemniaków ale ja już jestem po prostu za stary żeby przekopać pole i pozasadzać sadzonki. Wiem że jakbyś tu był, to byś mi pomógł. Kochający Cię ojciec Muhammad."

Po kilku dniach przychodzi z więzienia list "TATO NIE KOP NIGDZIE NA POLU TAM SCHOWAŁEM CAŁY TROTYL, WIRÓWKĘ DO REAKTORA ORAZ BUTLE Z GAZEM I BAKTERIAMI!"

W ten sam dzień przyjeżdża 300 osobowa ekipa z FBI z psami, koparkami i łopatami. Przeszukiwali i przekopywali całe pole przez dwa tygodnie i nic nie znaleźli, więc przeprosili i odjechali.

Parę dni później przychodzi list:
"Drogi Ojcze,Tu pisze kochający cię syn Abdul. Pole przekopane, możesz sadzić sadzonki. Zważywszy zaistniałe trudne okoliczności więcej zrobić nie mogłem. Kochający Cię syn Abdul."


Jeszcze uzupełnienie newsa o mocznym betonie na stacjach kosmicznych. Jak znaleźć wodę w kosmosie? Okazuje się że w sukurs przychodzą obserwacje życia na stacjach kosmicznych. Astronomowie mogą nauczyć się, jak badać pióropusze podpowierzchniowej wody oceanicznej wyrzucane z lodowych księżyców, takich jak Enceladus Saturna, wydawałoby się z mało prawdopodobnego źródła: kosmicznych toalet... Okazuje się że na zdjęciach stacji udokumentowano przypadkowo moment spuszczania wody w toalecie i wyrzucania jej w próżnię. Naukowcy będą teraz poszukiwać analogicznych struktur co sople wytworzone przez opróżniane WC kosmicznej bazy (LINK).

Co robi surfer w WC
Szaleje na desce 


Kiedyś najlepszy lód produkowała kapela o której teraz. Im bliżej bowiem do publikacji nowej płyty The Cure, tym częściej i chętniej Robert Smith wypowiada się w mediach. Ostatnio  udzielił nowego wywiadu DJ-owi BBC Radio Mattowi Everittowi. W trakcie rozmowy scharakteryzował twórczość zespołu. Otóż najbardziej dumny jest z tytułowego utworu z albumu Faith, Untitled z albumu Disintegration i To Wish Impossible Things z albumu Wish – a nie lubi albumu Before Three choć tytułowa piosenka z tej płyty jest jego ulubioną.  Prawdopodobnie zespół będzie istniał do 2029 roku. Bo Smith tak powiedział w 2029 roku będę miał 70 lat, a to jest też 50. rocznica pierwszego albumu The Cure [Three Imaginary Boys z 1979 roku] i to wszystko. To naprawdę wszystko – jeśli dotrę tak daleko – to będzie wszystko (LINK).


Za to ten artysta wcale nie myśli o zakończeniu kariery. W tym tygodniu David Gilmour zakończył sześciodniowy, wyprzedany do ostatniego miejsca cykl koncertów w londyńskim Royal Albert Hall, który został zorganizowany zaraz po po sześciu wyprzedanych wieczorach w Circus Maximus w Rzymie. Muzyk promował w ten sposób swój album Luck and Strange, zajmujący pierwsze miejsce na liście przebojów w Wielkiej Brytanii. Jednym z najważniejszych dla niego na pewno momentów występu na żywo był utwór Between Two Points, przeróbka The Montgolfier Brothers z 1999 r. w którym wzięła udział Romana Gilmour jako wokalistka prowadząca.

Nie poddaje się też Ringo Starr, który wyda 10 stycznia 2025 r. nowy album country Look Up, wyprodukowany i współtworzony przez Bone Burnetta. Znajdzie się na niej 11 oryginalnych utworów nagranych w tym roku w Nashville i Los Angeles. Dziewięć z tych 11 piosenek zostało napisanych lub współtworzonych przez Burnetta, jedną przez Billy'ego Swana, a drugą przez Starra i Bruce'a Sugara. Starr śpiewa i gra na perkusji we wszystkich piosenkach i jest współautorem zamykającego album utworu Thankful z udziałem Alison Krauss. Debiutancki utwór na albumie Time On My Hands, napisany przez Paula Kennerly'ego, Daniela Tashiana (który jest współproducentem albumu wraz z Sugarem) i Burnetta ukazał się w zeszłym tygodniu i gra powyżej. Dla wielbicieli stylu może nawet być ciekawe, w każdym razie zrealizowane jest dobrze.

Za to były frontman zespołu Journey, Steve Perry, podpisał nowy kontrakt płytowy z wytwórnią innego Beatlesa - George’a Harrisona, Dark Horse Records. Już 8 listopada zostanie wydana tam ponownie jego świąteczna płyta The Season ale podobno z sześcioma nowymi piosenkami. Zapowiedzią wydawnictwa jest teledysk do What A Wonderful Worl, która gra powyżej.

Kończymy newsem dla wielbicieli winyli. W listopadzie, dokładnie 29, rusza Record Store Day Black Friday. Z tej okazji i w Wielkiej Brytanii, USA a także w Polsce zostanie wydanych sporo nowych płyt ale także reedycji. Całość oferty jest TUTAJ

Przesądna blondynka mówi do swojej przyjaciółki:
- Wyobraź sobie, że rano spadł mi talerz ! Boję się, że to może zaszkodzić dziecku, które w sobie noszę.
- Eee, idź głupia ! W zabobony wierzysz ? Dwa miesiące przed moim urodzeniem, mama rozbiła płytę gramofonową i nic mi nie jest... nic mi nie jest... nic mi nie jest...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 20 października 2024

Z mojej płytoteki: J.M. Jarre i Pola Magnetyczne - trzeci puzzel elektronicznej trylogii

 

Oczarowani Oxygene (1976), którego słuchaliśmy przytykając sobie małe kolumienki od magnetofonu szpulowego do uszu, żeby lepiej słyszeć charakterystyczne wystrzały, czekaliśmy na kolejny album. I mistrz nas nie zawiódł, pojawił się doskonały Equinoxe (1978). I o ile Oxygene był muzyką z okolic chmur odległych od Ziemi, o tyle Equinoxe jest pamiętnikiem z jej powierzchni, kiedy to narrator eksploruje nocne mapy Nieba. Co zresztą idealnie oddają grafiki z okładek obu albumów. 

Pojawia się zatem pytanie - gdzie miejsce na zorze polarne i burze magnetyczne? Jarre odpowiada - na Magnetic Fields (1981), który stanowi ostatnią część trylogii. 

W mało znanym wywiadzie z epoki (TUTAJ) artysta podkreśla, że Oxygene i Equinoxe są bardziej abstrakcyjne, podczas gdy Magnetic Fields znacznie mocniej stąpa po muzycznej Ziemi, utwory są zatem bardziej konkretne. Starał się tworzyć mniej abstrakcyjne pejzaże dźwiękowe, bardziej bezpośrednio za pomocą  instrumentów, które stosował. Jarre uważa, że ludzie poszukują muzycznych ilustracji do otaczającej ich rzeczywistości. Tak rzeczywiście jest, dlatego wielką popularnością cieszą się Walkmeny (dziś zastąpiły je odtwarzacze mp3, lub telefony komórkowe). Jarre uważa też, że epoka która wtedy była jego rzeczywistością, była epoką tworzenia obrazów, o czym świadczy popularność kaset VHS. Artysta jednak stoi na stanowisku, że muzyka do filmu jest czymś innym niż zwykła muzyka, podpiera się argumentacją, że tekst piosenki nie jest poezją, bowiem poezja nie potrzebuje muzyki żeby się urzeczywistnić. Tak samo zresztą jak czysta muzyka, która nie potrzebuje tekstu.

Jarre twierdzi, że jeśli chce się napisać muzykę do wideo, trzeba je obejrzeć i skomponować muzykę zgodnie z tym, co się widzi. Inaczej nie będzie spójności miedzy obrazem a dźwiękiem. 

Pada pytanie, czy Magnetic Fields też, podobnie jak Equinoxe i Oxygene, artysta nagrał w domu. Jarre odpowiada, że owszem, cała trylogia powstała w domu, ale przed ostatnim albumem wyprowadził się z Paryża na jego obrzeża. Nie nagrywa już w przystosowanej do tego celu łazience, tylko zdobył środki na stworzenie profesjonalnego studia nagraniowego obok domu. Ma w nim około 40 instrumentów. 

Album powstał niczym książka, rozdział po rozdziale nagrywane były co tydzień. Jarre porusza też problem instrumentów elektronicznych, postęp polega na tym, że dziś nawet gitara jest nagrywana elektronicznie... Na pytanie czy Pola Magnetyczne będą, mimo że są produktem studyjnym, odgrywane na żywo jak wcześniejsze albumy, pada odpowiedź że tak.


W tym momencie wspomina, że jego kolejnym projektem będzie płyta live z Chin (i tak się stało). Spodziewał się masowej publiki, co miało miejsce. Na koncerty zatrudnił chińskich muzyków z ludowymi instrumentami. Występy w Chinach wynikały z ogromnej popularności w tym kraju. Autor mówi też o planach koncertów w UK

Jarre jednak nie pozostaje samotny na scenie, planuje występy z innymi artystami. Ale nie jest zainteresowany pozyskaniem tekstów do swojej muzyki.


Jarre jest zadowolony z tego co skomponował, i mimo że prosili go o współpracę tacy artyści jak Mick Jagger, woli udzielać się instrumentalnie. 

I świetnie - album otwiera prawie 18-minutowa suita Magnetic Fields (Part I). Pojawia się masa nawiązań zarówno do Equinoxe jak i chwilami do Oxygene. Choć, zgodnie z tym co powiedział Jarre, suita jest mniej improwizowana i fantazjowana, a bardziej skupia się na konkretnej ścieżce dźwiękowej. I jest mniej przebojowa, co prowadzi do opinii, iż to najbardziej niedocenione dzieło artysty. Dalej wielki hit, znany nam z płyty z koncertu w Chinach - Magnetic Fields (Part II). Klaskać każdy może, pytanie czy ta muzyka do tego się nadaje? Imponuje wejście na syntezatorach - nadaje utworowi głębi. Magnetic Fields (Part III) - nie zyskał popularności, a szkoda - pokazuje mniej komercyjne oblicze albumu. Płynnie przechodzi w znany i lubiany Magnetic Fields (Part IV). Nie starzeje się, dla mnie wizytówka tej płyty. Słychać Equinoxe, mamy pewność że Pola są puzzlem z układanki. Na koniec Magnetic Fields (Part V) - niewątpliwie największy hit płyty.

Album najmniej doceniony z wspomnianej trylogii. Wtedy, w epoce szanowaliśmy, choć bez uwielbienia. Gdy nadszedł Zoolook zrozumieliśmy, w jak ogromnym byliśmy błędzie.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


 


J.M. Jarre, Magnetic Fields, producent J.M. Jarre, Disques Dreyfus 1981, tracklista: Magnetic Fields (Part I), Magnetic Fields (Part II), Magnetic Fields (Part III), Magnetic Fields (Part IV), Magnetic Fields (Part V).