sobota, 14 kwietnia 2018

Transkrypcja hipnozy Iana Curtisa cz.3

Poprzednie części zapisu hipnozy Iana Curtisa, które z nagrania magnetofonowego przeniósł na papier Bernard Sumner (gitarzysta Joy Division, jednocześnie poddający IC hipnozie) opublikowaliśmy TUTAJ (cz.1) i TUTAJ (cz.2). Ian Curtis cofany jest w czasie do wczesnego dzieciństwa, następnie do okresu noworodka, a finalnie aż do okresu sprzed swoich narodzin. Dowiedzieliśmy się, że był angielskim prawnikiem o imieniu John, i mieszkał w domu ze swoją żoną. Publikujemy zapisy które nigdy nie ukazały się w naszym języku.

BS: Chcę żebyś teraz przeszedł do kolejnego dnia. Jest dzień. Co teraz widzisz?
IC: Wielu ludzi wkoło
BS: Jak są ubrani? Wybierz jedną osobę i opisz jak jest ubrana?
IC: Koszula...czy czy raczej płaszcz, spodnie, ...buty.... kapelusz
BS: Jaki rodzaj kapelusza?
IC: Nie za wysoki
BS: Czy jest jakaś nazwa dla takiego typu kapeluszy?
IC: Myślę że tak ale... nie jestem pewny, nigdy nie nosiłem...nie jestem pewny
BS: Jak podróżują ludzie których widzisz przez okno?
IC: Pociągiem
BS: A co poza tym i chodzeniem?
IC: Pociąg
BS: Pociąg, a jak on się porusza?
IC: Na kołach, jest ciągnięty
BS: Ale jak ciągnięty?
IC: Konno
BS: Znasz datę?
IC: Datę?.... Jest kwiecień
BS: Jakiego roku?
IC: Kwiecień...4 kwietnia
BS: Jakiego roku?
IC: 1835
BS: Powiedz to głośno
IC: 1835
BS: 1835, tak więc pracujesz?
IC: Tak
BS: Jakie jest twoje stanowisko, w jakiej pracy?
IC: Po prostu pracuję w biurze
BS: Jaki to typ biura? Jaki to typ interesu?
IC: Dostarczanie książek do sklepów, szkół... głownie do sklepów
BS: Lubisz czytać?
IC: Tak, tak... ale pracy nie lubię
BS: Dlaczego jej nie lubisz? 
IC: Zdaje się nie dawać.. nie daje.. to mały biznes a tu cała rodzina
BS: Jak nazywa się ta firma? 
IC:  Heyman
BS:  Heyman? W jakim mieście ma siedzibę? 
IC: Londyn
BS: Czy w tym mieście teraz jesteś? 
IC: Nie
BS: Czy w tym mieście pracujesz?
IC: Tak
BS: Pracujesz w Londynie. Na jakiej ulicy jest... biuro w którym pracujesz?
IC: (szeptem) ulica...
BS: Jak nazywa się ta ulica?
IC: To nie jest główna ulica, jest.... trudno...jest poza....poza zespołem budynków. Otwarte...jak otwarte... podwórko
BS: Czy obok jakiejś głównej ulicy? 
IC: Mmmm
BS: Jaki to obszar Londynu?
IC: Zaraz na obrzeżach miasta
BS: Na obrzeżach miasta
IC: Westminster
BS: Cały czas mieszkałeś w Londynie?
IC: Nie
BS: A gdzie?
IC: Moi rodzice mieszkali... krótko w Southampton
BS: Podobało ci się to?
IC: Nie..statki, nabrzeże...
BS: Co sprawiło, że jesteś w Londynie?
IC: Dobra praca
BS: Ile miałeś lat jak przeniosłeś się do Londynu?
IC:  19
BS:  A ile jak się ożeniłeś?
IC: 20....22....  

piątek, 13 kwietnia 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: Zagadka Kaspara Hausera czyli każdy dla siebie i Bóg przeciwko wszystkim

W pierwotnym zamiarze Wernera Herzoga tytuł miał brzmieć: Każdy dla siebie i Bóg przeciwko wszystkim. Jest to film trudny, ambitny i poddany chyba milionom analiz, bowiem uważany za jeden z najważniejszych filmów w historii kina. Jednocześnie to debiut Brunona S. naturszczyka, o którego życiu i zaangażowaniu przez Herzoga pisaliśmy wcześniej (TUTAJ). Ważne jest to, że grajek Bruno S. syn prostytutki, miał bardzo zbliżony życiorys do Kaspara, z tym, że historia Hausera zaczyna się w 1828 roku. Był przez 16 lat więziony i mało było o nim wiadomo. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Film rozpoczyna się od scen pokazujących dość dorosłego Kaspara, więzionego w lochu i karmionego chlebem i wodą. 



Odwiedza go człowiek (w pewnym momencie nazywa siebie ojcem, później w liście stwierdza że nim jednak nie jest) który próbuje go uczyć chodzić i pisać.


Po jakimś czasie pozostawia go z gotowym listem na rynku miasteczka N. w którym dzieje się akcja filmu (oryginalny Kaspar pochodził z Norymbergi). W liście opisana jest jego historia, a list skierowany jest do wysokiego rangą wojskowego, gdzie Kaspara doprowadza jeden z mieszkańców miasteczka, z centrum pustego rynku na którym stoi nieprzystosowany do życia bohater.

    
Wojskowy i urzędnicy zajmują się Kasparem, oceniają jego stan w wszystko protokołują.  Postanawiają umieścić go w wieży dla znajd i przestępców, po czym kiedy nabywa podstawowych manier decydują, że musi na siebie zarabiać w miejscowym cyrku.



W cyrku przedstawiany jest jako dziwoląg, i w końcu stamtąd ucieka trafiając pod opiekę jednego z dobrze sytuowanych mieszkańców.


W domu podczas rozmów poznaje czym jest religia, coraz bardziej doświadcza, jakimi okrutnymi istotami potrafią być ludzie. Zostaje dotkliwie pobity i doznaje, podczas utraty świadomości, wizji ludzi idących pod górę we mgle. Na górze jest tylko śmierć. Kaspar obcuje z przyrodą, zaczyna też nieudolnie spisywać historię swojego życia. 




Jego inność jednak powoduje, że nie znajduje akceptacji. W końcu zostaje śmiertelnie raniony nożem przez nieznajomego, który wręcza mu sakiewkę z listem. Przybiega z krwawiącą raną do człowieka u którego mieszka, jednak ten zamiast udzielić mu pomocy, najpierw pyta o miejsce w którym to się stało, po czym jest tam prowadzony przez krwawiącego Kaspara. Czyta list z sakiewki. W liście jest tylko informacja, że Hauser może rozpoznać nieznajomego i poinformować skąd pochodzi, a on sam chce zaoszczędzić Hauserowi trudu i sam ma zamiar powiedzieć skąd przybył. Chce nawet ujawnić swoje nazwisko. Tego jednak finalnie nie poznajemy. Hauser na łożu śmierci proszony o wyjawienie co leży mu na sercu, opowiada przypowieść o ślepym przewodniku, który kieruje karawanę przez pustynię.


Nagle ludzie spostrzegają przed sobą góry, ale ślepy przewodnik smakuje piasku i kieruje grupę cały czas tą samą drogą. Gór nie ma a pojawia się miasto, z tym że nikt nie wie co w tym mieście ma się wydarzyć. Hauser umiera a sekcja zwłok wykazuje anomalie mózgu i wątroby.



Teraz urzędnicy będą mogli spać spokojnie, bo wszystkie niedostosowania bohatera znalazły swoją przyczynę w anomaliach budowy jego ciała.  

Kilka refleksji po obejrzeniu filmu. Można wyobrazić sobie, że film pokazuje człowieka tabula rasa fizycznie dojrzałego jednak w pełni nieświadomego, oraz proces kształtowania i zapisywania tej tablicy przez otoczenie. Przemoc, materializm, zaspokajanie potrzeb i szukanie winnych wkoło, byle tylko poza sobą. W końcu zrzucenie winy na ofiarę, na człowieka niedostosowanego, bo tak jest najwygodniej. Ile razy słyszymy opinię o ludziach np. popełniających samobójstwa, że musieli to być ludzie nienormalni, mający coś nie po kolei w głowie? Ile w tym zachowań mających na celu tylko i wyłącznie uspokajanie siebie i własnego sumienia? Bo co to właściwie zmieni?   


I najsmutniejszy w tym wszystkim jest fakt, że bez względu na to kto umrze, psy będą szczekały a karawana pójdzie dalej. Świat będzie istniał i funkcjonował, a jeden zgon w tę czy tamtą nie zatrzyma tłumu idącego pod górę, którą widział w wyobraźni Kasper Hauser. Górę życia, na szczycie której nie czeka nic innego, poza śmiercią.

czwartek, 12 kwietnia 2018

Niezapomniane koncerty: Minimal Compact - Live, Rennes 1988


Ja wiem, że niektórzy mogą kręcić nosem na jakość, obraz skacze (zwłaszcza na początku), ale jakość dźwięku jest całkiem przyzwoita, poza tym to zupełnie unikalny koncert zespołu, który obecnie nie nagrywa nowych płyt tylko raz na jakiś czas wydaje składanki i gra sporadycznie koncerty. Podobny zestaw piosenek wydano na płycie CD live, jednak nie identyczny jak grany tutaj. 

Mamy rok 1988, artyści są na szczycie po wydaniu Raging Souls (1985) (o nim TUTAJ), mało znanego instrumentalnego i doskonałego Lowlands Flight (1987) i pochodzącego z tego samego roku The Figure One Cuts. Oni tutaj są jeszcze twórczy. Warto popatrzeć i pamiętać, że postpunk i coldwave nie znają granic. Koncert obfituje w perełki, moje ulubione  Autumn Leaves, Fields of Green czy When I Go. 

Myślę, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie z tym zespołem. Kiedyś kuzyn wybierał się do Izraela. Napisałem na karteczce nazwę: Minimal Compact i wypisałem zestaw płyt, które były wtedy w moim posiadaniu. 

Wrócił i przywiózł coś z hebrajskimi nadrukami. Twierdził, że to zespół, który założyło dwóch byłych członków MC Włączyliśmy CD i cały wieczór delektowaliśmy się zupełnie niesamowitą muzyką. O tej płycie jeszcze napiszę, tymczasem my delektujmy się muzyką MC

Tracklista: 1. Ouverture 2. The Well 3. Autumn Leaves 4. Deadly Weapons 3. Next One is Real, 4. Fields of Green 5. Nil Nil 6. Static Dancing 7. The Traitor 8. Disguise 9. The Howling Hole 10. When I Go 11. Losing Tracks 12. Invocation (of things to come).

środa, 11 kwietnia 2018

Niedocenieni: Vini Reilly, przyjaciel Iana Curtisa z Joy Division


Zamysłem rubryki niedocenieni miało być  promowanie młodych artystów, zespołów które albo już nie istnieją, albo są dopiero na początku drogi na szczyt. Kilka razy jednak zdarzyło się, że piszemy o artystach w pewien sposób niespełnionych. O geniuszach, którzy mimo tego, że potrafili i potrafią wiele, to ciągle wie o tym jedynie wąskie grono koneserów. Z czego to wynika? 

Miałem w życiu okazję poznać kilku geniuszy. Ludzie ci zwykle żyją bardzo skromnie, często w zaniedbanym otoczeniu, nie zdając sobie sprawy z własnych umiejętności. Często są to ludzie chorzy, żyjący w depresji, strachu. I gdybym miał wymienić najważniejszego niedocenionego to byłby to bohater dzisiejszego wpisu. Vini Reilly twórca Durutti Column, zespołu który nagrywał dla Factory Records

Szybki test: najlepsi gitarzyści w  historii rocka? Padną nazwiska Hendrix, Clapton, King, Berry, Gilmour, Young i wielu innych (TUTAJ). Ale na tych listach brakuje Viniego Reilly, niezwykłego gitarzysty, w zasadzie multiinstrumentalisty, o niesamowitym talencie i warsztacie. Gitarzysty który swoją grą wyprzedził innych o wieki. Debiutancka płyta Durutti Column w zasadzie duetu, posiadała okładkę z papieru ściernego (TUTAJ wspomina to, w wywiadzie którego tłumaczenie zamieściliśmy, sam Ian Curtis. Swoją drogą mało kto wie, że Curtis dorabiał sobie w Factroy przy sklejaniu tej niesamowitej okładki...). Zespół powstał w 1978 roku i obok Joy Division i Happy Mondays był w czołówce grup otoczonych opieką Tony'ego Wilsona. Na marginesie nagrania realizował sam mistrz dźwięku Martin Hannett... 

Vini Reilly cierpiał na depresję, miał za sobą kilka prób samobójczych, przyjaźnił się też z Ianem Curtisem, w okresie kiedy ten planował samobójstwo, a Ianowi Curtisowi poświęcił aż trzy utwory. Najważniejszy i najbardziej znany to The Missing Boy, z płyty LC o której jeszcze napiszemy. To odruchowa reakcja, rozmawiałem z Ianem po jego pierwszej próbie samobójczej. To dlatego zatytułowałem tak piosenkę, on został utracony, nigdy nie poleciał do USA. Znałem go bardzo dobrze, jak i Annik z którą zaprzyjaźniłem się po śmierci Iana. Ona była jedną z założycielek Les Disques du Crepuscule i wydawnictwa Factory Benelux. - wspomina (TUTAJ).

Ian był jedną z tych dusz męczenników. Epilepsja pogłębiała się, a oni faszerowali go barbituranami (Martin Hannett też o nich wspominał w wywiadzie, którego tłumaczenie publikowaliśmy TUTAJ), bo tak wtedy walczono z epilepsją. Problem z barbituranami jest taki, że tracisz świadomość jesteś oderwany od rzeczywistości, a oni zapisywali mu na prawdę duże dawki (tezę że Curtisa zabiły leki wysnuł Peter Hook - pisaliśmy o tym TUTAJ). Myślę, że kombinacja tych leków, plus pomysł koncertów w USA to było po prostu za wiele. (TUTAJ).

piosenka The Missing Boy w wersji live brzmiała tak:


Myślę, że jeszcze nie raz wrócimy do Durutti Column. Jeszcze kilka ważnych klipów.  Twierdziłem i twierdzę, że Vini był (jest?) geniuszem gitary. No bo jak nazwać na przykład to:


Jakieś pytania? To może skoro geniusz, to czy wytyczał też jakieś nowe muzyczne szlaki? Proszę bardzo, z mojego (obok LC) ulubionego albumu Durutti Column zatytułowanego po prostu Vini Reilly piosenka Opera I:


A inne? To może  Love no more?



W 2010 roku Vini Reilly przeszedł trzy udary mózgu. Walczył z bezwładem ręki. Pomogli mu fani. Napiszę o tym w kolejnym tekście, bo to już zupełnie inna historia....

wtorek, 10 kwietnia 2018

Obrzeża coldwave: Kontinuum


Klaus Schulze - Kontinuum 2007, SPV/InsideOut/Revisited, Realizacja: Klaus Schulze. Tracklista: Sequenzer, Euro Caravan, Thor (Thunder)

Zaczyna się monotonnie, płynie muzyka która wydaje się być powtarzanym do znudzenia fragmentem. Ale to tylko złudzenie, bowiem już po kilkudziesięciu sekundach ów rytmiczny wątek staje się tłem dla pojawiających się syntezatorowych partii wokalnych. Tak właśnie twórca, którego wielu nazywa Beethovenem syntezatorów, maluje przed słuchaczem swoje niesamowite i jakże smutne krajobrazy... Znawcy twierdzą, że na Kontinuum Klaus Schulze odszedł od fascynacji nurtem world music by wrócić do swoich muzycznych korzeni, czyli dzieł typu Cyborg. Nie zgadzam się z tym, Kontinuum jest bez porównania lżejsze gatunkowo od Cyborga, a pojawiające się w dalszej części partie wokalne sprawiają, że nijak do ciężkiego Cyborga porównać się go nie da. Artysta dojrzewa, zmienia się świat wkoło niego więc banałem jest stwierdzenie że to wszystko musi odbijać się na jego muzyce. Kontinuum było nagrywane w latach 2006 - 2007 a ukazało się w lipcu 2007 roku, czyli niemalże 11 lat temu. To 36 album Klausa Schulze. Artysty nietuzinkowego, artysty który na przełomie tych lat tworzy muzykę na każdą porę dnia i wpisującą się w każdy nastrój. Niektórzy piszą o Kontinuum, że to space music. A dla mnie, znającego wszystkie dzieła mistrza, to bezwzględnie najlepsza jego płyta.

Zapraszam do wyłączenia świateł, założenia słuchawek i odsłuchania. Najlepiej w zupełnej ciszy...  Niech to trwa.


poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Niezapomniane koncerty: The Stranglers - Hamburg 20.02.1985


Dzisiaj coś niesamowitego. Koncert The Stranglers z najlepszego moim zdaniem okresu i dodatkowo w idealnym składzie. Są po wydaniu trzech świetnych płyt: La Folie (1981), doskonałego i znakomitego Feline (1983) i całkiem dobrego Aural Sculpture (1984). Po tych trzech albumach zespół moim zdaniem skończył się, bo Dreamtime to już była jakaś porażka. 

Przypomnijmy, że koncert jest z okresu kiedy The Stranglers nie odcinając się od swoich punkowych korzeni, wpletli w muzykę klimaty romantyczne. Nie jest tajemnicą bowiem, że Feline napisany został pod wpływem gorących uczuć, jakimi gitarzysta Hugh Cornwell obdarzył... Kate Bush! Mamy więc na koncercie klasyki z wczesnej punkowej epoki, ale też moje ulubione utwory z ich najlepszych płyt, i to w jakim wykonaniu. 

Już trzeci Ships That Pass In The Night, Small World, a później  Never Say Goodby, czy największe  hity grupy jak Midnight Summer Dream i European Female z doskonałego Feline udowadniają jak niezwykły to koncert. Jest też Golden Brown... Ale żeby nie było za słodko mamy ostrzejsze kawałki z wcześniejszych płyt, w tym z ich debiutu Rattus Norvegicus. Najlepszy okres i najlepszy skład, zapraszam do obejrzenia. A wspomniane powyżej płyty omówię za jakiś czas w chłodnofalowej jeździe obowiązkowej.  

Tracklista: 1. Nuclear Device , 2. Toiler , 3. Ships That Pass In The Night, 4. Small World, 5. Just Use Nothing On Earth, 6. No More Heroes, 7. Who Wants The World, 8. Never Say Goodbye, 9. Baroque Bordello, 10. Golden Brown, 11. Princess Of The Street, 12. Midnight Summer Dream, 13. European Female, 14. Tramp, 15. The Raven, 16. Duchess , 17. London Lady, 18. Coctail Nubiles , 19. Genetics 

niedziela, 8 kwietnia 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: Solaris, ale nie tylko film, bo ta muzyka...

Rzadko spotyka się ekranizacje książek, które byłyby na tak wysokim poziomie, aby dotrzymać jakością pierwowzorowi. I chociaż film Solaris w reżyserii i wg. scenariusza Stevena Soderbergha, jedynie bazuje na książce Stanisława Lema, to ponury klimat, doskonała obsada aktorska, a co najważniejsze muzyka Cliffa Martineza, gwarantują niezwykłe przeżycie intelektualne. W końcu na tym blogu takie klimaty są nam bliskie, więc film z pewnością powinien zadowolić jego stałych czytelników (o ile tacy w ogóle istnieją). Chris Kelvin (w tej roli George Clooney), to lekarz psychiatra, raczej samotnik od czasu śmierci żony. 


Okazuje się, że na stacji kosmicznej, na której znajduje się misja z jednym z jego znajomych dr Gibarianem, dzieją się dziwne rzeczy. Sam Gibarian prosi Kelvina o pomoc, używając argumentacji że ten idealnie się do tego nadaje, a Kelvin decyduje się zbadać sytuację na miejscu. 


Warto dodać, że film zrealizowany jest w doskonałej konwencji kolorystycznej, należy docenić niesamowite efektu specjalne, poniżej scena (w kolorze) zbliżania się pojazdu Kelvina do stacji koło Solaris:


Kelvin na stacji odkrywa, że Gibarian nie żyje, a problemem są "goście" - istoty z pozoru tylko żywe, będące wytworami sumień załogi. Również jego nawiedza gość - żona, która popełniła samobójstwo, przy niemałej winie samego Kelvina. 



Lekarz jeszcze w miarę trzeźwo myśląc pozbywa się imitacji Rheiy wystrzeliwując ją w kosmos,


ale budząc się rankiem odkrywa że ona jest znowu przy nim.  Sprawy zaczynają się komplikować, Rhea próbuje samobójstwa, ale umiera tylko na chwilę, a zmartwychwstanie okazuje się być cechą charakterystyczną gości


Kapitan Gordon znajduje sposób ich trwałej neutralizacji, a Rhea odkrywając, że jest tylko sztucznym tworem, a nie prawdziwą żoną Kelvina, postanawia się jej poddać. Kelvin wpada w rozpacz i przypomina sobie scenę samobójstwa prawdziwej, ziemskiej żony:

    

Odtwarza ostatnie przesłanie gościa przed neutralizacją:

  
Film kończy się bardzo zaskakująco i wcale niejednoznacznie. Można go interpretować na wiele sposobów: kontakty z obcą cywilizacją, może nawet z samym Bogiem, który poprzez wizyty ucieleśnionych wyrzutów sumienia przeprowadza proces pokuty w swego rodzaju czyśćcu, by w końcu dokonać aktu odpuszczenia. Mnie natomiast w filmie najbardziej urzekł jego klimat, który głownie wytworzony jest za pomocą znakomitej muzyki Cliffa Martineza. 



Samobójstwo Rhei i wyrzuty sumienia, które ma z tego powodu Kelvin, prowadzą do całego labiryntu zawirowań i zdarzeń, uzmysławiając nam, że są rzeczy nieodwracalne, po których nic i nigdy nie będzie już wyglądało tak samo.