sobota, 7 maja 2022

Balthus: Synteza techniki dawnych mistrzów z pewnymi aspektami surrealizmu

Balthus, a w zasadzie Baltazar Kłossowski herbu Rola alias Balthus Klossowski de Rola (1908-2001) był polskim szlachcicem z całym bagażem wad i zalet wynikających z tego faktu. Nigdy nie mówił po polsku i tylko jeden raz był naszym kraju, niemniej pochodzenie i wychowanie ukształtowało go na Sarmatę, od którego tylko tym się różnił, że nosił nie kontusze a japońskie kimona, haftowane jednak w znaki herbowe. Dla każdego, kto nie zna polskiej historii i kultury a przez to polskiego charakteru był człowiekiem pełnym sprzeczności.


Uważany za jednego z wielkich mistrzów sztuki XX wieku, Balthus jest niewątpliwie jednym z najbardziej wyjątkowych malarzy swoich czasów. Jego twórczość, różnorodna i niejednoznaczna, tyleż podziwiana, co odrzucana, niepodlegająca nowym prądom (malarz wręcz negował awangardę), prezentowała swoisty konserwatyzm. Powodem tego był może sposób edukacji malarskiej, polegający na kopiowaniu w Luwrze starych mistrzów, co doradził mu Rainer Maria Rilke. W efekcie z Balthusem nie ma półśrodków. Albo się lubi jego obrazy, albo się je nienawidzi. Artysta bez trudu posiadł umiejętność łączenia ambiwalentnych stanów: spokoju z ekstremalnym napięciem, snu z rzeczywistością, tajemnicy z codziennością i czegoś jeszcze bardziej oryginalnego: niewinności z erotyzmem. A stylistycznie łączył techniki dawnych mistrzów z pewnymi aspektami surrealizmu, choć sam odcinał się od wszelkich nurtów i stylów - w szczególności od surrealistów- uważając siebie za malarza realistycznego, czasem - religijnego. Także fotografii nie uznawał za sztukę.


Biegunowość obecna była w jego życiu zawsze. Urodził się w Paryżu, dokąd emigrowali jego rodzice: ojciec, Erich Klossowski, historyk i nauczyciel sztuki pochodzący ze średniozamożnej szlachty kurlandzkiej, i matka, Baladine Spiro, malarka, córka rosyjskich Żydów, którzy uciekli z pogromu. W Paryżu dorastał w środowisku artystycznym, bo w domu stałymi gośćmi byli czołowi przedstawiciele paryskiej bohemy: Matisse, Bonnard i Jean Cocteau a także poeta Rainer Maria Rilke, który został kochankiem jego matki… Ostatecznie jego rodzice się rozwiedli i ojciec pozostał w Szwajcarii, a Balthus wraz z matką, bratem i R.M. Rilke wyjechali do Włoch. Tam Balthus odkrył malarzy renesansu, dzieła Piero della Francesca w Arezzo i Masaccio w kaplicy Brancaccich. Gdy miał 16 lat poznał swoją przyszłą żonę, arystokratkę, 12-letnią wówczas Antoinette de Watteville. Nazywał ją Bébé, czyli Bobaskiem. Mówił o niej również słodka mała dziewczynka. Balthus i Bébé doczekali się dwóch synów - Thaddeusa (pisarza i męża Loulou de la Falaise – muzy Yves Saint Laurenta) i Stanislasa (Stasha - pisarza i muzyka, dandysa, od którego w latach 60. stroje pożyczali Bob Dylan, Jimi Hendrix i Mick Jagger i który urządzał narkotyczne wieczorki w ogrodach Villa Medici z Rominą Power, swoją ówczesną partnerką). Oboje najpierw zamieszkali w Szwajcarii, a po II wojnie światowej powrócili do Paryża. Tam Balthus zaprzyjaźnił się z Picassem i Miró, ale nadal gardził sztuką abstrakcyjną.



Picasso docenił oryginalność jego malarstwa. Podobno powiedział Balthusowi: Jesteś jedynym malarzem swojego pokolenia, który mnie interesuje. Wszyscy inni chcą być Picasso. Ty nie. Ale jego najlepszym przyjacielem (i najbardziej wpływowym) był pisarz i filozof André Malraux. Gdy w 1961, został został ministrem kultury we Francji, mianował Balthusa dyrektorem Akademii Francuskiej w Rzymie. Malarz zamieszkał tam w Willi Medici na 16 lat, a w 1962 wraz z Malraux wyjechał do Azji, gdzie poznał młodą japońską tłumaczkę, 19-letnią Setsuko Ideta. Zakochał się w niej i ożenił. Miał wtedy 54 lata. Z tego związku urodziła się córka Harumi (obecnie słynna projektantka biżuterii). Ostatnie lata spędził w ogromnym zamczysku w Szwajcarii, w Grand Chalet de Rossiniere, które kupił po wyjeździe z Włoch. W tym to monumentalnym budynku z XVIII wieku, w pobliżu Jeziora Léman, zmarł z różańcem, darem papieża Jana Pawła II (którego odwiedził w 1988 roku) leżąc na łóżku u wezgłowia którego wisiał obraz Matki Boskiej Częstochowskiej... Teraz w zamku mieści się Fundacja Balthus stworzona przez Setsuko i Harumi (LINK). I tu dochodzimy do sedna sprzeczności, które przenikały Balthusa. Religie, a przede wszystkim katolicyzm były dla niego bardzo ważne. Artysta często przypominał słowa swojego ojca: Skoro jesteś polskim szlachcicem, jesteś też katolikiem. I trzymał się tego zdania niczym busoli przez całe swoje długie życie. Mówił o sobie tak: Jestem malarzem religijnym. Jestem głęboko wierzącym katolikiem. Uważam, że malarstwo powinno być malarstwem religijnym - inaczej nie ma racji bytu. Spójrzmy na Cézanne'a. Maluje jabłka i drzewa. To wszystko. Ale czyni to w sposób nieskończenie wysublimowany. Jeśli głęboko podziwia się naturę, nie można nie być religijnym. Malowanie tego, co ma się przed oczami, to sposób przybliżania się do boskości. Odkąd artyści przestali obserwować świat, sztuka utraciła poczucie sacrum (...) Malarstwo to inkarnacja.


...Odnoszę wrażenie, że nasz świat jest bezgwiezdny, żeglujmy ślepo w ciemną noc. Nasze prawdy mają pęknięcia, nasze pewniki mają szczeliny, a nasze dusze są porowate jak gąbki, niezdolne do kontrolowania i utrzymania tego, co solidne. Chrześcijaństwo oraz wiara, którą człowiek ma, może nie są tak zachęcające, ale posiadają odwagę budowniczego. Zadawala mnie świadomość, że moja religia stworzyła możliwość budowania katedr. Jestem dumny z tego dziedzictwa odbierając je jako formę łaski. Nasz wiek w nic już nie wierzy...


Chrześcijaństwo to pierwszoplanowe znaczenie Chrystusa. Moja żona Setsuko chce zostać Chrześcijanką. Ja sam jestem katolikiem i wierzę w zmartwychwstanie pańskie. Jestem bardzo religijnym człowiekiem. Mój obraz jest duchową dyscypliną; w pewnym sensie jest modlitwą. Zawsze mnie bardzo dziwił fakt jak bezbożne i bezprawe wygląda nasze dzisiejsze społeczeństwo, i to wbrew temu co powiedział Malreaux, że następny wiek będzie wiekiem religijnym lub nie będzie go wcale. (10 Balthus in his own words, A conversation with Christina Carrillo Albornoz, Assouline, New York, 2001, str.8.)  (LINK).


Balthus malował pejzaże, sceny uliczne, martwe natury, właściwie wszystkie typowe, tradycyjne tematy malarskie. Ponadto, projektował liczne scenografie i kostiumy do spektakli i oper. Ale został zapamiętany głównie z onirycznych przedstawień rozerotyzowanych,  dojrzewających dziewcząt. Jeden z jego najbardziej znanych obrazów (i najbardziej skandalicznych) La Leçon de guitar (Lekcja gitary) z 1934 roku przedstawia kobietę i młodą dziewczynę w trakcie lekcji muzyki, nauczycielka ma odsłonięte piersi a uczennica zadartą spódnicę powyżej talii.



Kolejne obrazy nie były aż tak szokujące. Choć także budzą kontrowersje, bo pokazywał nagie lub prowokacyjnie upozowane nastolatki. Jego najbardziej krytykowane obrazy były inspirowane mieszkającą z nim siostrzenicą i po sąsiedzku Thérese Blanchard, którą poprosił, aby pozowała dla niego nago. W efekcie wystawy jego prac do dzisiaj, a może właśnie im bliżej naszych czasów tym budzą coraz więcej protestów. Kiedy wystawiał w Metropolitan Museum w Nowym Jorku, jego obraz Térese dreaming (1938) doprowadził do zebrania ponad jedenastu tysięcy podpisów z prośbą o wycofanie go z ekspozycji.


Balthus tak to skomentował: Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ludzie postrzegają obrazy dziewcząt jako Lolitki. Wiesz, dlaczego maluję małe dziewczynki? Małe dziewczynki są dziś jedynymi stworzeniami, które mogą być Poussinami (Nikolasem), czystymi i ponadczasowymi. Mój mały model jest dla mnie absolutnie nietykalny. Pewien amerykański dziennikarz powiedział, że uznał moją pracę za pornografię. Co on ma na myśli? To reklama z modelkami ma charakter pornograficzny. Tak sprzeczny stosunek malarza i widzów przypomina zdarzenie powodujące ustanowienie Orderu Podwiązki (The Most Noble Order of the Garter), z umieszczoną na nim dewizą:  Honi soit qui mal y pense (Hańba temu, kto źle o tym myśli). 




Malarz w rezultacie wielokrotnie wyjaśniał swoje intencje. Tłumaczył, że Malować to nie przedstawiać, ale przenikać, docierać do sedna tajemnicy, pracować w taki sposób, aby odzwierciedlić obraz wnętrza. Malarz jest także lustrem. Odbija umysł, linię wewnętrznego światła… i kieruje się w kierunku ciemnego, nierozerwalnego jądra, aby wydobyć z niego prawdziwą tożsamość portretowanej osoby.



Malarz też zawsze mówił, że jego dziewczyny to nic innego jak anioły. Pełne niewinności, jeszcze nie kobiety ale już nie dzieci. Można powiedzieć, że Balthusowi udało się namalować ciszę dorastania. Jego mentor, Rainer Maria Rilke powiedział: Piękno to dopiero początek strasznego. A Balthus dorzucił do tego: Malarstwo się modli. Czyż nie jest tak, że piękno i niewinność nie chroni przed najgorszym, a wręcz przeciwnie, prowokuje zło?




Podczas jedynej wizyty w Polsce, we Wrocławiu, skąd podchodziła jego matka, Balthazar Kłossowski herbu Rola otrzymał honoris causa miejscowej Akademii Sztuk Pięknych. Prof. Konrad Jarodzki w wygłoszonym Laudatio stwierdził: Poprzez formę wyrażone i uwidocznione zostało wewnętrzne życie osoby ludzkiej, zwierzęcia, a nawet każdego przedstawionego przedmiotu i krajobrazu. Jego wizja oddaje sprawiedliwość widzialnemu światu. (…). [Balthus] uprawia malarstwo realistyczne, ale uważa, że realizmu nie ma, istnieje tylko jego transpozycja. Uprawia malarstwo nierzeczywistości, lecz uznaje filozofię surrealizmu. Własny świat Balthusa i jego filozofia wizualności psychiki poszerza ludzką możliwość przeżywania własnych doznań. (LINK).


Paradoksalnie, Batlthus, krańcowy indywidualista, którego prace jeszcze za jego życia zawisły w Luwrze, w wieku nieograniczonej wolności i rozluźnienia obyczajów oskarżany jest o perwersję... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 6 maja 2022

Z mojej płytoteki: Pet Shop Boys i ich debiut pt. Please


I znowu jak w przypadku debiutu Alphaville (który opisaliśmy TUTAJ), przypomina się Tomek Beksiński i jego wahanie podczas prezentacji tego albumu. Tomasz był tak niekomercyjny, że bał się jakiegokolwiek podejrzenia o lansowanie czegoś z mainstreamu. A Pet Shop Boys przecież mieli na omawianym dziś albumie co najmniej dwa wielkie hity, West End Girls i Love Comes Quickly, o czym dumnie informuje sticker naklejony na okładce. 

Nie zmienia to jednak faktu, że w konfrontacji z kolejnym albumem w dyskografii zespołu (który też mam w kolekcji), Please wypada absolutnie niekomercyjnie i ponadczasowo, mimo hitów. 


Panowie w wywiadzie jakiego udzielili w roku premiery albumu (1986) australijskiej telewizji (z dumą podkreślając, że to jest pierwszy wywiad dla jakiejkolwiek telewizji w Australii), opowiedzieli jak doszło do wyboru nazwy. Ich spotkanie, jak to często bywa w show-biznesie, miało charakter zupełnie przypadkowy. Neil Tennant oglądał w sklepie muzycznym syntezator, a ponieważ tym zainteresowany był też Chris Lowe, doszło do rozmowy i tak się zaczęło. 

W wywiadzie podają też genezę nazwy. Ta jest ciekawa, bowiem od początku zespół nakierował się na rynek amerykański. Tam istniało już kilka zespołów ze słowem Boys w nazwie (np. Beastie Boys), więc postanowili że obok tego słowa, utożsamianego ich zdaniem z USA, powinno pojawić się coś brytyjskiego. Stąd Pet Shop...



Tennant wspomina, że w tamtym czasie pracował jako dziennikarz muzyczny, którego wysłano do USA celem przeprowadzenia wywiadu z the Police. Wtedy skontaktował się z producentem muzyki dance Bobbym O. Przedstawił mu demo z nagraniami zespołu i tym sposobem spotkał się z zainteresowaniem producenta. 

Wspominają, jak pierwszą wersję West End Girls miksowali amatorsko w kilka godzin, tak by w profesjonalnym studio robić to aż cztery dni... 


Piosenkę promował znakomity klip, i można śmiało powiedzieć, że obok Muscoviet Mosquito Clan of Xymox i Smaltown Boy zespołu Bronski Beat, oddaje on, jak rzadko jaki klip, klimat tamtych lat.. 

Album otwiera Two Divided by Zero z oryginalnym komunikatem nagranym z kalkulatora. Zdaje się, że zespół nawiązuje do Kraftwerk i ich Pocket Calculator. Piosenka jest bardzo nostalgiczna, namawia do ucieczki gdzieś na inny kontynentWest End Girls opisuje życie w jednej z dzielnic Londynu gdzie można napotkać przemoc. Opportunities zawiera przepis jak zrobić niezłą kasę, za to Love Comes Quickly to przestroga, że bez względu na status społeczny, prędzej czy później, każdego dopadnie miłość. Po nim jeden z moich ulubionych utworów Suburbia... 


Piosenka o chłopakach z przedmieścia, którzy w nocnych rozbojach realizują swoje sny o wolności. Później wielki hit Tonight is Forever o miłości rzecz jasna. Violence jest najsłabszym utworem na albumie, podobnie jak I Want A Lover. 

Za to ten słabszy moment wynagradza nam genialny Later Tonight... - jedna z piękniejszych ballad lat 80-tych. 

Czekasz do późnej
Do późnej nocy

On nigdy nawet nie spojrzał w twoim kierunku
Nigdy nie próbował zabiegać o twoje uczucie
Zakładasz sukienki coraz bardziej wyszukane
On jest najważniejszy w szkole
Na nim skupiasz swoje intencje w dzień i w nocy

I czekasz do późnej
Do późnej nocy
A noc zawsze przychodzi...

Album kończy nieco skoczniejszy Why Don't We Live Together?

Szkoda, że zespół na kolejnej płycie Actually (1987) poszedł w większą komercję. Po tamtym albumie przestałem się nimi interesować. Czy popełniłem błąd?


Pet Shop Boys, Please,
producent: Steven Hague, tracklista: Two Divided by Zero, 
West End Girls, Opportunities, Love Comes Quickly, Suburbia, Opportunities (Reprise), Tonight is Forever, Violence, I Want A Lover, Later Tonight, Why Don't We Live Together? Parlophone, 1986.


  


My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

czwartek, 5 maja 2022

Lily Furedi i jej Metro: Obraz Nowego Jorku lat 30-tych

Są artyści, których można nazwać  Autorami Jednego Obrazu. Bo z ich nazwiskiem wiąże się tylko jedno dzieło sztuki. Do takich należy Lily Furedi (1901-1969) węgierska artystka mieszkająca w Stanach Zjednoczonych, która za sprawą jednego obrazu Subway (Metro) z 1934 roku jest uważana za jednego z najważniejszych malarzy Nowego Jorku lat 30.  


Metro zostało namalowane krótko po tym, jak Furedi została przyjęta do federalnego programu Public Works of Art Project, który zatrudnił artystów aby przeciwdziałać ich bezrobociu, niwelować przez to skutki wielkiego kryzysu a jednocześnie przygotować amerykańskie społeczeństwo do nowych wyzwań. Jej widok wagonu nowojorskiego metra przyniósł jej uznanie, stał się jednym z nielicznych wybranych dzieł z programu, które nalazły się w Białym Domu.

Krytycy sztuki dostrzegli w obrazie potencjał, odmienne spojrzenie na codzienne elementy życia społecznego. Lily zrobiła w nim to, na co nowojorczycy nie odważali się. Spojrzała w metrze na współpasażerów i przeniosła na płótno to co zobaczyła: unikających przed kontaktem ludzi, który udają, że na siebie nie patrzą a ukradkiem podglądających się: kobieta zezuje na gazetę trzymaną przez jednego z mężczyzn, a on tego nie widzi, bo podpatruje spode łba dziewczynę malującą szminką usta, ktoś inny chowa się za książką, jeszcze inny drzemie, odcinając się w ten sposób od wszystkich. Tylko dwie kobiety na pierwszym planie, które oczywiście się znają, mają odwagę patrzeć bezpośrednio na siebie podczas rozmowy. 

Zauważono umiejętności plastyczne malarki, bogatą paletę barw, umiejętność oddania faktury powierzchni, zręczny światłocień i miękkość konturów rodem z prac impresjonistów, Paula Cézanne czy Renne Renoira

Czy ktoś urodzony w Nowym Jorku potrafiłby w tak życzliwy a jednocześnie krytyczny sposób zobrazować jednym obrazem wszystkie mankamenty i zalety amerykańskiego społeczeństwa? 


A nie jest to jedyny obraz, jaki Lily wykonała. Mieszkała przecież na Węgrzech przez większość swojego życia i tam zdobyła wykształcenie, choć jakie nie wiadomo, bo jeszcze nikomu nie chciało się zgłębić jej twórczości i malarka nadal czeka na porządne opracowanie. Z tego pierwszego okresu zachował się czy raczej znany jest jeden obraz, jest to martwa natura z 1920 roku wyobrażająca strzępiaste białe chryzantemy z ciemnym wazonem na tle i z puszystą, aksamitną kotarą. Już wtedy młodziutka adeptka doskonale poradziła sobie z teksturą, posługując się subtelną stonowaną, kolorystyką.






W 1927 wyjechała do Stanów Zjednoczonych, aby dołączyć do swoich rodziców, którzy wyemigrowali wcześniej. Do Samuela Furedi (1872–1933), który był wiolonczelistą i nauczycielem gry na tym instrumencie i Pauli Sudfeld Furedi, pianistki i wcześniej nauczycielki gry na fortepianie w Konserwatorium w Debreczynie. Jej wuj Sandor Furedi był już wtedy skrzypkiem dającym koncerty w Nowym Jorku. Malarka w chwili przybycia do Ameryki miała 26 lat i szybko włączyła się w artystyczne życie miasta. Wystawiała w ważnych nowojorskich galeriach, a i prasa zauważyła jej talent malarski, to coś, co odróżniało jej prace od innych. Może to, że były one takie optymistyczne, kolorowe i namalowane z dozą humoru. Nawet dzień jazdy w zatłoczonej komunikacji miejskiej były przez malarza okazją do poznawania ludzi.

Namalowała jeszcze wiele dzieł, w tym także były przykłady malarstwo ściennego: w latach 30 wykonała wystrój pokoju terapii zajęciowej  dla kobiet na oddziale psychiatrycznym szpitala Bellevue, są to sceny z życia codziennego ukazujące kobiety przy pracy zatytułowane Simple Way of Life (Prosty sposób na życie). https://www.flickr.com/photos/nycdesign/16347788391. W 1941 roku namalowała obraz ołtarzowy pt. The Galley Slave , które podarowała węgierskiemu kościołowi w Nowym Jorku. Oprócz tego jeszcze kilka pejzaży i scenek rodzajowych.


Prywatnie - jej życie nie było tak kolorowe jak jej obrazy. Wyszła za mąż, krótko potem rozwiodła się. Nie miała dzieci, zmarła samotnie w Nowym Jorku, pochowali ją dalsi krewni…


środa, 4 maja 2022

Z katalogu Factory: FACT 14 - The Return of Durutti Column


Prezentowany dziś album to absolutny unikat, i to pod wieloma względami. Po pierwsze - okładka z papieru  ściernego. Szok, pomysł podsunięty przez samego Anthony Wilsona. To były czasy, gdy Factory szokowali coverami. Wilson inspirował się okładką książki sytuacjonisty Guy Deborda, której celem było niszczenie innych książek, stąd papier ścierny.

Dalej, fakt, że okładka sklejana była przez członków Joy Division, którzy dorabiali sobie po godzinach. Wśród nich najbardziej pracowity był Ian Curtis, tak przynajmniej okoliczności sklejana okładki pamiętał Tony Wilson. Reszta skupiała się w tym czasie na oglądaniu filmów porno, co w konfrontacji z białym klejem kojarzyło się założycielowi Factory dość zabawnie.


Drugi bardzo ważny fakt - muzyka i realizacja nagrań. W rzeczywistości wtedy Durutti Column to był tylko jeden muzyk, Vini Reilly (jego wspomnienia z nagrywania TUTAJ). W dodatku pogrążony w depresji, która wywoływała niemoc twórczą. Siedział dwa dni non-stop w studio i stworzył tylko jeden utwór (za to jaki!) - Sketch for Summer.


Martin Hannett polubił piosenkę, i to w zasadzie jemu zawdzięczmy uwolnienie potencjału Reillyego na tym albumie. Vini wspominał wielokrotnie, jak Martin próbował zachęcić go do grania i wydobyć z depresji, udało mu się w końcu faktem zaprzęgnięcia do pracy syntezatora, na którym to wydobył odgłosy elektronicznych ptaków, rozpoczynających płytę. Być może przez to wyciągnięcie Vinniego z depresji album ma tytuł Powrót Durutti Column.

Mało tego, do niektórych egzemplarzy dodano flexidisc z utworami Hannetta, a flexi nazwano testcards (na prezentowanej przez nas wersji z YouTube te utwory są włączone do albumu). 


Doszło do tego, że na wznowieniu  sprzedawanym przez Factory Benelux, jako wykonawcy widnieją Reilly i Hannett.

Za to oryginał, przez swój niesamowity wygląd i wspomniane powyżej fakty osiąga niesamowite ceny - jest do kupienia na Ebay za bagatela 345 GBP (LINK). Z tej też strony zaczerpnęliśmy zdjęcia do naszego tekstu (są one autorstwa Bernarda Hodsona).

Muzycznie płyta jest zróżnicowana, w zdecydowanej większości instrumentalna. Poza typowymi, wpadającymi w ucho melodyjnymi piosenkami (wspomniany Sketch For Summer, Beginning czy Sketch For Winter zawiera też eksperymentalne utwory Hannetta, na syntezatorze, czyli First Aspect of the Same Thing i Second Aspect of the Same Thing.

Na koniec warto jeszcze dodać, że Deborah Curtis wspomina w swojej książce, jak lubiła słuchać tego albumu, kiedy siedziała sama w domu. Tańczyła do muzyki, która wydawała jej się bardzo radosna. Za to Joy Division z Unknown Pleasures wyzwalali w niej strach i lęk. 

Rzeczywiście po latach album wydaje się być pełen letniej muzyki. Szkoda tylko, że oryginał z powodu niskiego nakładu (zaledwie 2 tysiące kopii) aż tyle kosztuje... 


Durutti Column, 
The Return of Durutti Column, Factory Records 1980, realizacja Martin Hannett, tracklista: Sketch For Summer, Requiem For A Father, Katharine, Conduct, Beginning, Jazz, Sketch For Winter, Collette, In 'D'.
 

 


wtorek, 3 maja 2022

Co siedzi w głowie Andreya Bobira?

Czy czasem chcielibyście zajrzeć w głąb cudzego umysłu? A może nawet lepiej - w głąb umysłu artysty? Jeśli nie chcecie, to i tak przepadło, bo dzisiaj publikujemy to, co siedzi w głowie Andreya Bobira (ur. 1984 roku), pochodzącego z Ałmaty w Kazachstanie grafika komputerowego.






Andrey jest muzykiem, ukończył szkołę II stopnia i zgodnie ze swoją pasją przez pewien czas wspomagał gitarą założony w 2002 roku zespół grający rocka progresywnego o nazwie Grupa Mechanical Memory (ex Phoenix). Projekt już chyba nie jest aktywny, w swoim czasie zaangażowanych w niego było wiele składów, dekadę temu zapowiedzieli nawet nagranie albumu pod roboczym tytułem Galeria Consciens, jednak po tym gdy w 2009 roku zmienił nazwę na Mechanical Memory w zasadzie zakończył działalność (LINK).   Pozostał po nim oprócz ogólnych informacji w Internecie klip:

Trzymając się jeszcze tematu muzycznego - ulubionymi zespołami Andreya Bobira są: Tool, King Crimson, Planet X, This Will Destroy You. Piszemy o tym, bo z gustem muzycznym koresponduje twórczość Andreya. Przy pomocy programów typu MAX 3ds i Photoshop tworzy on surrealistyczne historie, które ocierają się o horror, lecz także o poezję. 






Artysta, który jest samoukiem tworzy od czasów szkoły średniej. Przypadkowo wówczas zetknął się z programami cyfrowymi i zachwycił się ich możliwościami. W efekcie zaczął sam czytać literaturę fachową i uczyć się... 






Jego prace nie są rozbudowane, składają się z kilku elementów, a interesujące jest w nich ich przesłanie, które łatwo da się odczytać dzięki stosowanemu zestawowi rekwizytów o znanej symbolice: są tam otwarte okna, motyle nocne i owady ciągnące nocą do światła, lampy, labirynt, ruiny, stół i innych tego typu rzeczy. Wszystkie oznaczają emocje, poczucie utraty, alienację, samotność, samoświadomość i ogólnie pesymistyczne spojrzenie na technologię. Napisał on kiedyś ciekawe zdanie: Choć bardzo chcielibyśmy znaleźć się poza systemem, to będziemy mogli wydostać się z niego tylko wtedy, gdy będzie miał on granice. Dlatego jedynym naprawdę zamkniętym systemem będzie system bez granic. Tak jak człowiek”.





Jak widzimy, mimo nowoczesnego warsztatu Andrey Bobir jest, jeśli chodzi o treści - tradycjonalistą. I może dlatego jego ulubionym malarzem nie jest jakiś nowoczesny abstrakcjonista czy performer lecz  rosyjski malarz greckiego pochodzenia Archip Iwanowicz Kuindży, który żył na przełomie XIX i XX wieku, i  głównie tworzył pejzaże.

Prywatnie Andrey Bobir jest żonaty z Alekxandrą Bobir, zdolnym fotografem.


Zapraszamy jeszcze do odwiedzenia strony artysty (LINK).

Oraz do odwiedzania naszego bloga. Jutro znowu coś nowego - tego nie ma w mainstreamie.