sobota, 27 stycznia 2024

Przestępczość jako dzieło sztuki

Artystom wiele rzeczy uchodzi na sucho. Nawet morderstwo. I nie jest to przesadna teza, zwłaszcza gdy popatrzymy na historię sztuki. Na przykład Benvenuto Cellini, renesansowy rzeźbiarz i złotnik, który zabił w 1534 roku swojego rywala Pompeo de Capitaneis, został ułaskawiony przez papieża Pawła III który podobno, niejako tłumacząc się ze swojej decyzji powiedział, że tacy ludzie nie powinni być związani prawem. Inny przykład: w 1660 roku holenderski malarz Jacob van Loo podczas bójki w Amsterdamie zadźgał nożem handlarza winem, po czym uciekł do Paryża. I tam bez problemu został przyjęty przez tamtejszą Akademię Królewską.


Burzliwe życie, pełne aktów przemocy prowadził Michelangelo Merisi zwany Caravaggio. Podobno zamordował kogoś w Mediolanie i zbiegł do Rzymu, gdzie zatrudnił się najpierw u malarza papieża Klemensa VIII. Talent sprawił, że otrzymywał zlecenia od okolicznych kościołów i członków domu papieskiego. Ale gwałtowna natura sprawiła, że artysta w 1606 roku zamordował niejakiego Rannuccia Tomassino. Zbiegł na Maltę, potem na Sycylię, ostatecznie postanowił prosić o łaskę papieża. I otrzymał ją, choć nie dotarł do Rzymu, zmarł w niejasnych okolicznościach w podróży… Wreszcie dyktator i zbrodniarz wojenny Adolf Hitler, który także był malarzem, gdy żył, zanim rozpętał wojnę z Polską, traktowany był przez opinię publiczną jako przywódca jednego z europejskich krajów.
 

O tym, że artyście wolno więcej, przekonanych było wielu poetów i pisarzy. Nie rozumiem praw – pisał w 1873 roku Arthur Rimbaud. I nie mam zmysłu moralnego, jestem brutalem. A André Breton w Drugim Manifeście Surrealizmu z 1930 r. wręcz napisał, że Najprostszy akt surrealizmu polega na wybiegnięciu na ulicę z pistoletem w dłoni i strzelaniu na oślep tak szybko, jak możesz pociągnąć za spust, w tłum. To był przełomowy moment: przestępczość została wyraźnie zaproponowana jako dzieło sztuki, choć na szczęście nikt nie poszedł jeszcze wprost za takim przekazem.

Ale są przestępcy, którzy w więzieniu zaczęli tworzyć i ich prace trafiły nawet do galerii. Sztuka może być terapią, choć nobilitacja zbrodniarzy poprzez ekspozycję wytworzonych przez nich dzieł sztuki z moralnego punktu widzenia nie jest czymś dobrym. Oczywiście, są przestępstwa podyktowane wyłącznie chęcią rozgłosu. Na przykład w 1976 roku 33-letni artysta Ulay mieszkający w Berlinie ukradł z Neue Nationalgalerie obraz Carla Spitzwega Der arme Poet (1839), jeden z ulubionych Adolfa Hitlera, i umieścił go w salonie miejscowej rodziny tureckiej. Artysta został aresztowany i groziło mu 36 dni więzienia lub grzywna więc uciekł z kraju. Ale nam nie do końca o taką postawę chodzi. Pokażmy może kilka przykładów prac, uznanych za dzieła sztuki, a wykonanych przez osoby skazane nawet na karę śmierci.


John Wayne Gacy, notoryczny seryjny morderca który zarabiał na życie zabawiając dzieci na przyjęciach urodzinowych jako klaun Pogo, torturował i zamordował 33 mężczyzn i chłopców. Za swoje zbrodnie  został stracony wiele lat temu ale jego twórczość — stworzył tysiące obrazów zarówno przed uwięzieniem, jak i po nim — nigdy nie była bardziej popularna i dochodowa niż teraz.  Według Antiques and the Arts Weekly jeden z jego licznych autoportretów został sprzedany na aukcji ekskluzywnej sztuki w Filadelfii za 7500 dolarów, choć pierwotnie szacowano go na 2000 dolarów (LINK). A w internetowych sklepach z przedmiotami kolekcjonerskimi o seryjnych mordercach obrazy Gacy’ego można nabyć w cenie od 6000 do 175 000 dolarów, przy czym ta ostatnia kwota dotyczy obrazu  olejnego przedstawiającego dom Gacy’ego i kryjówkę, w której ukrył swoje ofiary.

Artysta z Newcastle Nigel Milson odsiadywał wyrok w więzieniu za napad z bronią w ręku. Reprezentował go w procesie Charles Waterstreet – wybitna osoba prawna, dzięki któremu malarz dostał wyrok znacznie niższy niż zakładano. W podzięce namalował portret swojego obrońcy, za który nawet otrzymał prestiżową Nagrodę Archibalda (The Archibald Prize).
 

Jimmy Boyle, szkocki rzeźbiarz, ale i członek gangu w Glasglow został oskarżony w 1967 roku o morderstwo gangstera Williama „Babsa” Rooneya i skazany na dożywocie.  Był jednak jednym z pierwszych przestępców, którzy wzięli udział w więziennym programie resocjalizacji i został zwolniony warunkowo. W więzieniu zaczął rzeźbić i odniósł taki sukces, że założył organizację charytatywną oferującą warsztaty arteterapii dla byłych narkomanów i skazańców.
 

Charles Salvador znany także jako Charles Bronson, a urodzony jako Michael Gordon Peterson, angielski przestępca, który od 1974 roku rozbój z bronią w ręku, ciężkie uszkodzenia ciała, szantaż, groźby karalne przetrzymywany był  w różnych więzieniach. Tam zachęcony przez strażnika zaczął tworzyć, zarówno dzieła plastyczne jak i poezję i zdobył nawet wiele razy nagrodę Koestler Trust Awards. Ostatnio zmienił nazwisko na Charles Salvador na cześć Salvadora Dali i od 2014 roku znów przebywa w więzieniu.
 

Myuran Sukumaran urodził się w Londynie w 1981 r., lecz w 1985 r. przeniósł się do Australii. Tam pracował na poczcie, w urzędach a na koniec w biurze paszportowym. Podobno skuszony ofertą podjął próbę przemytu heroiny z Bali. Złapany został skazany na karę śmierci. Zanim ją wykonano spędził czas tworząc i nawet zdobył tytuł licencjata sztuk pięknych na Uniwersytecie Curtin.

I takich przykładów jest wiele, i to nawet bardziej drastycznych. Mimo potwornych czynów, których dopuścili się przestępcy, popyt na wytworzone przez nich dzieła wcale nie spada, wręcz przeciwnie. Zupełnie jakby ich brutalne działania, liczba ofiar i wprost proporcjonalna ilość wzmianek w prasie przekładała się na wartość ich prac.  Kto wie zatem, czy teraz jakiś współczesny Leonardo ostrząc nóż nie stawia jednocześnie sztalug pod kolejne arcydzieło?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 26 stycznia 2024

Piątek z the Beatles/ Z mojej płytoteki: Let It Be Naked/ Fly On The Wall - cz.1 - geneza

 

W jednym z wywiadów z Paulem McCartneyem, wydaje mi się że w książce Paula Du Noyera, exBeatles opowiada, jak to pogrążony w depresji w 1970 roku potrafił spać nawet do 13 po południu. I pewnego pięknego dnia obudził się i usłyszał w radio, że Beatlesi wydali nowy album Let It Be... Ponoć odpowiednie zabiegi prawne pozostałej trójki doprowadziły, że było to możliwe bez Paula... Efekt był koszmarny. Nie ma co ukrywać, że w porównaniu z Abbey Road, które jest dziełem doskonałym i godnym ostatnim słowem wielkiego zespołu, Let It Be to koszmar (nagrany wcześniej niż Abbey Road, ale odrzucony przez wielką czwórkę). Ogólnie Beatlesi po Pepperze mieli nierówno pod względem realizatorskim wydawane płyty, że wspomnieć Magical Mystery Tour. W jednym z wywiadów po rozpadzie zespołu, Lennon przyznał, że McCartney specjalnie,  pełną premedytacją doprowadzał do tego, żeby utwory Johna brzmiały gorzej niż jego samego. Wykorzystał słaby moment w życiu Lennona, ten przed poznaniem Yoko Ono popadł w ogromną depresję. Podobnie było po Pepperze. Uzależniony od LSD, sprowadzał do domu dziwnych ludzi, całe noce imprezował, zespół interesował go średnio, więc cały ciężar spadł na McCartneya...

Być może to było powodem, że pozostała trójka, w ramach zemsty, wydała Let It Be bez Paula. Album zrealizowany przez Phila Spectora... I zrealizowany bardzo źle. McCartneya załamała szczególnie ballada The Long and Winding Road, piękna, ale nie w wykonaniu realizatorskim Spectora, mówiąc krótko za dużo orkiestry. 

W 2003 roku po śmierci Lennona i Harrisona, ale za zgodą tego ostatniego, Paul McCartney bierze odwet na kolegach. Postanawia nagrać zremasterowaną od nowa wersję Let It Be dodając do niej w tytule Naked.

 
Ale to nie wszystko. Jak to zwykle bywa z remasterami, okładka jest typu gatefold (foto wewnątrz pochodzi z koncertu na dachu - patrz początek posta), do albumu dodana jest pięknie wydana książka z fotografiami i... rarytas. Singiel Fly On The Wall - absolutny hit z rozmowami ze stycznia 1969, oraz kilkoma nieznanymi wersjami piosenek. Całość robi powalające wrażenie...
 

Paul cały czas stara się podtrzymywać pamięć o zespole, i zapewne o remasterach usłyszymy jeszcze nie raz. My natomiast dziś proponujemy posłuchać Let It Be Naked, brzmi inaczej od oryginału, ale nie zaskakująco inaczej. Paul starał się utrzymać równowagę miedzy oryginałem a remasterem, niemniej niektóre piosenki brzmią inaczej, jak choćby wspomniana ballada. Wyraźnie wokale zostały wysunięte do przodu a orkiestra jest usunięta lub mocno wyciszona. A my w kolejnych wpisach omówimy zawartość książeczki i singla.

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

The Beatles - Let It Be Naked, Apple 2003, tracklista: Get Back, Dig a Pony, For You Blue, Harrison, The Long and Winding Road, Two of Us, I've Got a Feeling, One After, Don't Let Me Down, I Me Mine, Across the Universe, Let It Be.

czwartek, 25 stycznia 2024

Cała prawda o Jednorożcu

Jednorożce, te mityczne zwierzęta obecnie są wszędzie. W programach telewizyjnych dla dzieci i w reklamach kosmetyków.


A przecież Jednorożec nie jest zabawnym stworzeniem skaczącym przez tęczę. Jego symbolika jest jak najbardziej poważna. I jednorożce powiązane są nasza kulturą judeo-chrześcijańską bardziej niż się nam zdaje, bo od zarania dziejów. Występowały już w starożytnej Babilonii. Jednorożce występują także w Biblii, i to w kilku księgach, w tym w Liczb, Izajasza, Hioba, Powtórzonego Prawa i Psalmach. Biblijnym hebrajskim określeniem zwierzęcia było reʾēm, co przetłumaczono  w greckiej Septuagincie na monókerōs i unicornis w łacińskiej Wulgacie. Czy Jednorożec jest mitycznym, czy też zwierzęciem wymarłym, na ten temat zdania są podzielone. Wielu uczonych uważa, że reʾēm odnosi się do dzikiego byka, znanego starożytnym Europejczykom i Azjatom jako tur.

Było to ogromne zwierzę wysokość ponad sześciu stóp, miało ciemnobrązową do czarnej sierść i długie zakrzywione rogi. Tury, przodkowie współczesnego bydła udomowionego, były szeroko rozpowszechnione w Europie, Azji Środkowej i Afryce Północnej (w Polsce otoczone ochroną od średniowiecza wymarły XVII wieku,  ostatni okaz został zabity w Puszczy Jaktorowskiej w 1627 roku).  Niektórzy uczeni sugerują także, że monókerōs odnosi się do nosorożca. Jednak w Biblii tłumaczonej przez św. Hieronima występują jednocześnie i jednorożce, i nosorożce, dlatego są także opinie, że pierwowzorem zwierzęcia był bawół lub gatunek antylopy. A każdym razie w Piśmie Świętym jest uosobieniem czystości, niewinności i mocy. Dlatego te płochliwe stworzenia dały się złapać jedynie dziewicom, tak czystym i nieskażonym jak one same.

Jest tak dlatego, że jednorożec jest symbolem Chrystusa, skojarzenie to wynika z pism Ojców Kościoła. Święty Augustyn skomentował Psalm 28, 6 w następujący sposób: A umiłowany niczym syn jednorożca. On również umiłowany i jedyny Syn Ojca w swej szlachetności, wyniszczył siebie, stawszy się człowiekiem jako syn Żydów, nie znających sprawiedliwości Bożej, a pyszniących się domniemaną własną wyjątkową sprawiedliwością." Jeden róg noszony na czole uosabiał więc symbol jedności Ojca i Syna. Orygenes siłę rogu tego zwierzęcia odniósł do Jedności Królestwa Chrystusa: "Wydaje się zatem, że nazwa ‘jednorożec’ w odniesieniu do Chrystusa oznacza, że wszystko, co istnieje, jest Jego jednym rogiem, to znaczy jednym Jego Królestwem. [...] Chrystus jako Jednorożec dzierżyć będzie jedno królestwo wszystkich. Nazywając Chrystusa Jednorożcem wykorzystywano przy tym grę słów Jednorodzony Syn Ojca. Twierdzenie, że sprawiedliwy Chrystus będzie wywyższony jak róg jednorożca, wywodzono z kolei ze słów Psalmu 91,11: A mój róg będzie wywyższony jak jednorożców. Polowanie na jednorożca, interpretowano jako zbawczą śmierć Chrystusa, przez co róg stał się symbolem krzyża. Tertulian w traktacie Przeciw Marcjanowi (...) pisze, że w belce poprzecznej, która jest częścią krzyża, są końce nazywane tu rogami, a środkowa jego część, czyli pal, jest nazywana jednorożcem. A więc dzięki tej właśnie mocy krzyża i tymi swoimi rogami przewiewa i obecnie wszystkie ludy, pomiatając je z ziemi aż ku niebiosom, i potem przez sąd przewieje, strącając plewy z nieba na ziemię. Ten sam temat rozwinął on także w innym miejscu tegoż traktatu, komentując werset Psalmu 21, 22: Wybaw mnie z paszczęki lwa, a od rogów jednorożców mnie poniżonego. Według Tertuliana końce krzyża spełniają funkcje wiejadła służącego rolnikowi do oddzielenia plew od ziarna.
 

Jednorożec, jako symbol czystości i dziewictwa, odnoszony był także do Matki Bożej, będącej w średniowieczu emblematem siły, czystości, dziewictwa, życia zakonnego, postu, zbawienia, krzyża, cnót oraz atrybutem legendarnych dziewic i męczennic, św. Justyny z Antiochii i św. Justyny z Padwy oraz Marii Panny. Sam róg personifikował miecz lub słowo Boga i przenikanie elementu boskiego do duszy ludzkiej.

Nic zatem zaskakującego, że jednorożce przeniknęły do innych dziedzin życia, przeniknęły nawet do heraldyki i m. in. stały się symbolem Szkocji. W związku z tym w  Muzeum Perth, w marcu tego roku otworzy wystawę Unicorn,  pierwszą w Wielkiej Brytanii przedstawiającą historię kultury jednorożca – będącego także narodowym symbolem Szkocji – od starożytności po współczesność (LINK). W ślad za zwierzęcia będziemy można podążać poprzez wieli, przez ilustracje, rękopisy, monety, obrazy, rzeźby i gobeliny, niektóre wypożyczone w wielu muzeów europejskich, oraz rodzimych, ważnych  dla lokalnej społeczności. 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 24 stycznia 2024

Stephen Morris: Record, Play, Pause - książka perkusisty Joy Division i New Order cz.1. Dzieciństwo

 

 

Spowiedź perkusisty post - punk, taki tytuł ma I część biografii legendy perkusji Stephena Morrisa, wydana przez wydawnictwo Constable w roku 2019. I bardzo dobrze że została wydana, bowiem znamy już wspomnienia o Joy Division Petera Hooka (książkę Joy Division od Środka opisaliśmy TUTAJ), Bernarda Sumnera (TUTAJ), mamy masę książek o Joy Division i Ianie Curtisie (polecamy znakomitą książkę Micka Middlesa i Lindsay Reade - Rozdarty, Życie Iana Curtisa opisaną TUTAJ), w końcu mamy wspomnieniową książkę Deborah Curtis (Touching from A Distance opisaną TUTAJ). Curtis książki nie napisze, a wielka szkoda, ale za to napisał ją Stephen Morris. Dobrze że tak się stało, bowiem wokół zespołu narosło wiele legend, cześć z nich wyprodukowana została po śmierci Iana Curtisa przez samego Tony'ego Wilsona. Cześć zapewne w celach marketingowych. Choćby legenda, że Ian oglądał owego tragicznego wieczoru film Stroszek Herzoga. Colin Sharp temu zaprzecza, siostra Iana potwierdził ze miał taki zamiar, ale od zamiaru do realizacji droga daleka, zresztą człowiek zapewne ma wiele ciekawszych zajęć w ostatnią noc życia, niż gapienie się w telewizor. 

W każdym razie w kilku tekstach tej serii postaramy się za pomocą książki Stephena Morrisa lepiej go poznać, bowiem poza tym, że gdy powstawał Joy Division był dobrze sytuowany finansowo, niewiele o nim wiemy. Znamy też okoliczności dołączenia do zespołu. Książka zapewne dostarczy wielu mniej znanych opowieści, które w skróconej formie tu przedstawimy. 

Dziś wstęp w którym autor wspomina, że szukali nazwy i kiedy wpadli na Joy Division, postanowili wypróbować ją przed publiką. Padły oskarżenia, że brzmi jak jakaś Armia Zbawienia, ale po czasie nazwa stała się częścią ich imagu, jak wygląd. Morris dorastał w industrialnym Macclesfield w latach 60-tych i 70-tych. Wydawało się, że z tego miejsca nie ma ucieczki, ale pojawili się Joy Division (kiedy do nich dołączał jeszcze Warsaw). Po rozpadzie zespołu powstało New Order i to sprawiło, że życie perkusisty ciągle związane jest z muzyką. 

Autor dedykuje książkę żonie, córkom i nieżyjącym rodzicom. 

Pierwszy rozdział to opis dzieciństwa. Dowiadujemy się że Stephen Paul David Morris urodził się 28.10.1957 roku e jego rodzicami byli Hilda (urodzona w 1923) i Clifford (urodzony w 1912). Ma też o 3 lata młodszą siostrę Amandę, nie lubi niedziel bo zamiast chodzić do kościoła wolałby robić w tym czasie coś ciekawszego. Uwielbia też jeździć na rowerze. Lubi też historię swojego dziadka, którego nazwali anarchista. Ten pewnej wigilijnej nocy wyszedł z domu zostawiając żonę i 9 dzieci i już nie wrócił. Nie wiadomo co się z nim stało, do rodziny docierały różne informacje, że walczył z bolszewikami lub emigrował. 

Bracia jego ojca byli umuzykalnieni, grali w różnych zespołach. Ojciec Stephena też lubił muzykę - Duke'a Ellingtona i braci Marx. Stephen za to uwielbiał wszelkie ciemne historie jak duchy i wampiry, choć bał się domu swojej babci, który był mroczny i panowała w nim ponura atmosfera, czego powodem były ciągle zasłonięte zasłony.

C.D.N.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
                 

wtorek, 23 stycznia 2024

Byli wśród nas: Luis Vasquez z the Soft Moon

Luis Vasquez (ur. 1980), amerykański muzyk, który nagrywał i występował od kilkunastu lat jako The Soft Moon nie żyje. Zmarł 18 stycznia wskutek nieszczęśliwego wypadku wraz z przyjacielem didżejem Juanem Mendezem (aka Silent Servant) oraz jego partnerką, a według kilku mediów żoną, Simone Ling. O śmierci muzyka poinformowali następnego dnia po zdarzeniu jego współpracownicy na Instagramie, za pośrednictwem profilu muzyka The Soft Moon: Z wielkim smutkiem informujemy o śmierci naszego przyjaciela Luisa Vasqueza. Nasze myśli są teraz z jego rodzina i bliskimi i wszystkimi, którzy podziwiali jego muzykę. Prosimy o uszanowanie prywatności w tym trudnym czasie - czytamy (LINK).

Pierwotnie agencje prasowe donosiły, że śmierć nastąpiła w prywatnej rezydencji Mendeza i Ling w Pacific Electric Lofts przy Main Street z nieznanych przyczyn, lecz ostatnio przebijają się informacje, że policja na miejscu zdarzenia znalazła akcesoria związane z narkotykami i sprawa jest badana pod kątem możliwego przedawkowania fentanylu (LINK).  Luis Vasquez, znany ze swojej enigmatycznej prezencji scenicznej i charakterystycznego stylu muzycznego, odegrał kluczową rolę w kształtowaniu gatunków post-punkowych i darkwave. I pewnie w przyszłości jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczyłby fanów a może i swoją muzyką wytyczyłby jakiś nowy kierunek, jednak czy tak byłoby, już się nie dowiemy...


A muzyka dla Luisa była bardzo ważna, dlatego także i my pisaliśmy o nim TUTAJ. Pytany o to, co jest dla niego w niej najistotniejsze, co poradziłby początkującym artystom, powiedział: najważniejsze jest zachowanie jak największej otwartości i szczerości w wyrażaniu swojej artystycznej ekspresji - Ludzie wtedy zawsze nawiążą z tobą kontakt bez względu na to, skąd pochodzisz, i to doprowadziło mnie do tego, gdzie jestem dzisiaj. Nie ma nic złego w byciu całkowicie szczerym, moja szczerość w muzyce ma działanie terapeutyczne. (…) Moim ostatecznym celem jest osiągnięcie wewnętrznego spokoju.


Znając jego życie, można zrozumieć dlaczego przywiązywał do muzyki tak wielką wagę. Prawdopodobnie dlatego, że pełniła w jego życiu rolę terapeutyczną a jednocześnie była językiem, którym mógł wypowiedzieć prawdę o sobie.  Na pewno pomagała mu się pozbyć traumy, bo Luis Vasquez miał trudne dzieciństwo. Urodził się w Los Angeles, jego rodzice rozstali się zaraz potem, a gdy miał około 5 lat, matka wyszła za mąż po raz drugi. Miał więc jeszcze dwójkę rodzeństwa. Rodzina była biedna i z problemami, jak wspominał w jednym z wywiadów, pamięta przemoc, często przyjeżdżała policja, żeby aresztować matkę lub ojczyma, interwencje dotyczące bójek, także na noże, jedno ze wspomnień dotyczyło sytuacji, w której ojczym rzucił nim przez zamknięte okno i zbił nim szybę. Gdy miał 9 lat rodzina przeniosła się do małego miasta Victorville, położonego na skraju pustyni Mojave. Gdy miał 12 lat dostał swoją pierwszą gitarę – od wujka, który trafił do więzienia (choć w jednym ze wspomnień mówił, że od dziadka). W każdym razie nauczył się na niej grać i w wieku piętnastu lat założył swój pierwszy zespół. Było to w dniu, w którym przekonał swojego najlepszego przyjaciela, żeby kupił gitarę basową. Pamiętam, że musieliśmy zdobyć podpisane przez rodziców pozwolenie na zagranie naszych pierwszych koncertów w lokalnych barach i innych tego typu miejscach, ponieważ byliśmy bardzo młodzi. Musiałem sfałszować podpis mojej mamy, bo bałem się, że nie pozwoli mi tam grać. Jako nastolatek grałem w wielu zespołach punkowych, a w wieku dwudziestu lat zacząłem samodzielnie pisać muzykę - opowiadał (LINK).

W każdym razie ukończył szkołę średnią Hesperia High School, po czym przeniósł się do Oakland i zainspirowany takimi zespołami jak Suicide i Joy Division, założył The Soft Moonod po czym zaczął samodzielnie tworzyć muzykę pod nazwą Soft Moon.  Jego debiutancki album ukazał się w 2010 roku nakładem Captured Tracks. Krążek zwrócił uwagę samego Johna Foxxa, który zaproponował młodemu wówczas muzykowi współpracę. W jej wyniku powstała E-pka Evidence:
 
 
Kolejne dekady życia Vasqueza wypełniały trasy koncertowe, supporty znanych zespołów, takich jak Mogwai, Interpol i Depeche Mode. W ramach projektu The Soft Moon wydał pięć albumów w wytwórni Captured Tracks i Sacred Bones, przy czym drugie z wymienionych wydawnictw wydało jedyny, solowy album muzyka, który ukazał się pod jego własnym nazwiskiem – A Body of Errors  – w 2021 roku.

Vasquez mieszkał w Oakland do 2013 roku, po czym wyjechał do Europy i zamieszkał w Wenecji we Włoszech, gdzie nagrał swój trzeci album Deeper z producentem Maurizio Baggio. Następnie zamieszkał w Berlinie… To miasto, jak sam przyznał, wywołuje wszystko co najlepsze i najgorsze,  w nim wszystko co najgorsze. Napisał tam kolejny album Criminal, który jest ilustracją mrocznego etapu jego życia: artysta brał narkotyki i był krawędzi załamania nerwowego, aż próbował popełnić samobójstwo. Postanowił wtedy wrócić do domu, do Victorville i pojednać się ze swoją matką, na nowo zbudować z nią relacje, wyjaśnić pewne niedopowiedziane i trudne sprawy. W rezultacie pokłócił się z nią, ale i rozwikłał i zrozumiał wiele rodzinnych sekretów. Z więzienia wyszedł jego wujek, jedyna osoba, która zawsze w niego wierzyła, który opowiedziała mu o tym, czego matka nigdy mu nie wyjawiła: o jego ojcu, o tym, że nie z jego winy rodzina zerwała z nim kontakt (LINK). Cała ta trudna sytuacja jednak uzdrowiła go emocjonalnie. I tak w 2022 roku wypuścił album Exister, określany przez autora muzyką szczerą, taką w której jest sobą, co uczyniło go po prostu szczęśliwym (LINK). 
 
W lutym miał wyjechać w trasę, w planie były m. in. koncerty w Turcji, Gruzji, Niderlandach, Danii… (LINK). Podobno myślał już o nowej płycie. I wystarczyła chwila, aby wszystkie te plany stały się nieaktualne.

Ostatnie wideo z koncertu zamieścił w internecie dwa tygodnie temu:

Wraz z nim odeszła para jego przyjaciół, 47 letni Juan Mendez DJ (aka Silent Servant) oraz 43 letnia Simone Ling, członek BAFTA/LA, MPEG/IATSE, BAFTA Learning, Inclusion, The Producers Guild of America… (LINK).

Żegnaj Luis
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Isolations News 277: Luis Vasquez RIP, A Certain Ratio i Noel Gallagher - nowy album, Vini Reilly w świetnej formie, Section 25, Pretenders, David Ellefson, The Smile i Midge Ure w PL, Jarocin Festiwal 2024, Dziabko gra podczas operacji, mamut dla wegetarian, koniec świata i nie zbliżeniom bobrów!


Manchester. Tutaj A Certain Ratio ogłosili, że wydadzą nowy album It All Comes Down To This, którego producentem jest Dan Carey  nakładem Mute. Teraz udostępnili utwór tytułowy z tej płyty, który gra powyżej. Premiera albumu zaplanowana jest na 19 kwietnia. Moscrop wyjaśnił, zapytany o klimat muzyki z nowej płyty, że jest to najbardziej polityczny album jaki nagrali, powiedział jeszcze: Napisaliśmy album, gdy na świecie panował zamęt i nadal tak jest. Przedsprzedaż wydawnictwa już ruszyła, jest TUTAJ.


Vini Reilly czuje się świetnie co pokazują najnowsze, wykonane w weekend zdjęcia TUTAJ.


Inna gwiazda z Manchesteru, Noel Gallagher ujawnił, że jest w trakcie nagrywania całkowicie akustycznego albumu, który, jak twierdzi, będzie dla fanów. Gallagher przyznał, że ukończył już sześć piosenek, a wśród nich: Jest piosenka zatytułowana God Help Us All, która jest starą piosenką z 2005 roku, czyli z czasów, gdy byłem jeszcze w Oasis, ale nigdy jej nie nagrałem. Nowy album może brzmieć w klimacie piosenki, którą muzyk zademonstrował w sylwestra, a która gra powyżej.


Inna legenda z Factory za to wystąpi w Polsce. Od 5 do 7 kwietnia w warszawskiej Hydrozagadce wystąpią, z okazji 20 lecia Old Scull: Section 25, Corpus Delicti, Miguel and the Living Dead i KSY. Bilety już wyprzedane ale może po koncertach pojawi się coś w sieci (LINK).

 

Za to 13 lipca na tle ruin zamku w Szymbarku, zagra Midge Ure, lider Ultravox. Koncert zainauguruje cykliczne wydarzenia kulturalne w ramach projektu Castle Nights (LINK).



Dalej koncertowo - w warszawskiej Stodole wystąpi 18 marca amerykańska grupa Pretenders, która w ubiegłym roku wydała album Relentless. Właśnie ten materiał będzie promować podczas koncertu LINK. Pochodzący z Wielkiej Brytanii zespół powstał w 1978 roku. Grupa jak do tej pory wydała dwanaście albumów studyjnych, z których ostatnim jest wspomniany. Zespół gra szeroko rozumianą muzykę rockową. Na czele formacji od samego początku stoi Chrissie Hynde.

Za to inni udawacze grają u nas teraz, zimową porą.


Niektórzy udają filantropów, inni za to bohatersko stają w obronie wymarłych gatunków.

Jaskiniowiec żali się koledze:
- Upolowałem dla narzeczonej dużego mamuta, przyciągnąłem go pod sama grotę. A ona na to, że jest wegetarianka.

W temacie wariatów. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska donosi, że metan odpowiada za około 20% globalnej emisji gazów cieplarnianych. Jest on też znacznie bardziej szkodliwy niż dwutlenek węgla, choć wyemitowany do atmosfery znika stosunkowo szybko. Badania naukowców dowodzą, że wpływ na jego wydzielanie mają… bobry. 

Zdaniem naukowców, którzy przeprowadzili badania, to właśnie budowane przez bobry tamy zwiększają emisję CH₄. Tamy spiętrzają wodę, przez co tereny pokryte roślinnością często są zalewane. Rośliny i osady organiczne ulegają rozkładowi, w trakcie którego wydziela się metan. Uwalnia się on również podczas topnienia bogatej w substancje organiczne wiecznej zmarzliny w wyniku ciepła przenoszonego przez rozprzestrzeniającą się wodę (LINK). 

Parafrazując Vonneguta - nie zbliżeniom bobrów!

- Panie bobrze, dlaczego ma pan takie białe zęby?
- Nie jestem żadnym bobrem, tylko pana anestezjologiem.

Pacjent chory na raka - Christian Nolen grał na gitarze dla zabicia czasu podczas operacji usunięcia guza z głowy. Na prośbę zespołu neurologicznego zagrał m. in. kilka utworów Deftones i System Of A Down. Operacja  w Centrum Medycznym Sylvester Comprehensive Cancer Center na Uniwersytecie w Miami Miller School of Medicine przebiegła ze znieczuleniem dokręgowym, pozostawiając pacjenta przytomnym, aby podczas zabiegu uniknąć komplikacji (LINK).

Do lekarza psychiatry przychodzi kobieta i mówi:
- Panie doktorze, z moim mężem dzieje się coś dziwnego.
Jak wypije kawę, wpada w szał i zjada całą filiżankę. Zostawia tylko uszko.
- A to faktycznie dziwne. Uszko jest najlepsze.

W tematach zdrowotnych. Nie żyje Luis Vasquez, który tworzył i nagrywał muzykę jako The Soft Moon. Według niepotwierdzonych informacji artysta zginął w wypadku razem z didżejem Juanem Mendezem (Silent Servant). W wypadku zginąć miała również partnerka Mendeza, Simone Ling. O śmierci muzyka poinformowano za pomocą konta muzyka na  Instagramie (LINK).

Na zespole poznaliśmy się zanim stało się to modne. RIP.

Na nas wszystkich przyjdzie pora. Więc niektórzy zadają sobie pytanie kiedy nastąpi koniec świata? Zgodnie z obliczeniami Sabriny Sforza Galitzia koniec świata ma się rozpocząć w pierwszy dzień wiosny, czyli 21 marca roku 4006 roku. Cały proces ma się zakończyć w Święto Wszystkich Świętych tego samego roku, czyli 1 listopada. Galitzia odkryła ciąg znaków tworzących kod związany z przepowiednią końca świata badając Ostatnią Wieczerzę Leonarda Da Vinci w 2010 r. Naukowiec wyjaśniła, że rozwiązała matematyczno-astrologiczną zagadkę, która była ukryta w tzw. przestrzeni perspektywy na obrazie (LINK).

Przychodzi Koniec Świata do Polski Tuska, rozgląda się i mówi:
- Kurde, a ja to chyba u was byłem.

 

A może koniec świata nastąpi w inny sposób?  Według nowych ustaleń przedstawionych na dorocznym spotkaniu Amerykańskiej Unii Geofizycznej, zderzenie dwóch głównych płyt tektonicznych może mieć nieprzewidziane konsekwencje dla Tybetu. Himalaje cały czas przyrastają ale Tybet w wyniku nasuwania się jednej płyty tektonicznej na drugą zostanie rozerwany i podzielony... (LINK). 

A co jeśli to pójdzie dalej?

Twoja stara jest tak gruba że na niej urządzają wycieczki wspinaczkowe.

Za to jednym ze szczytów kariery jest zdobycie Grammy. Nagrodę tą posiada basista David Ellefson (Megadeth), który zaprasza na swoją trasę koncertową BASS WARRIOR TOUR, która zawita do wybranych europejskie miast. W Polsce będzie można go zobaczyć w Bochni, 14 marca. Reszta programu TUTAJ.


Skoro wróciliśmy do koncertów w PL - The Smile wystąpi na Letniej Scenie Progresji. Zespół złożony m. in z muzyków Radiohead – Thoma Yorke’a, Jonny’ego Greenwooda wystąpi jeden jedyny raz w Polsce, 14 sierpnia. Bilety TUTAJ.

Przypominamy, że niedawno The Smile zadebiutowali nowym albumem Wall Of Eyes, który w sprzedaży ukaże się 26 stycznia. Nowe wydawnictwo zaprezentowali niespodziewanie w londyńskim Prince Charles Cinema. Wyświetlono teledysk w reżyserii Paula Thomasa Andersona do tytułowej piosenki Wall Of Eyes, a także jego film krótkometrażowy ANIMA nakręcony dla Thoma Yorke'a i wybór teledysków nakręconych z Radiohead. Nowy album został nagrany z producentem Samem Petts-Daviesem w kultowym londyńskim Abbey Road Studios, rozsławionym przez The Beatles. Zapytani, czy odczuwają jakiś wpływ Fab Four, szczególnie podczas pracy z orkiestrą, Yorke odrzucił wszelkie tego typu inspiracje. I potwierdzili, że są utwory, których nie umieścili na nowej płycie, bo nie pasowały charakterem do albumu.

Jarocin Festiwal 2024 odbędzie się w tym roku w dniach 19-21 lipca 2024 w Jarocinie, w programie znajdą się: Dezerter – legenda polskiego punk rocka, którzy w tym roku obchodzą 40 lecie istnienia i przygotują specjalny koncert Dezerter 84 oraz: Riverside, Armia, 2 TM 2,3, Pidżama Porno, Farben Lehre, Alians, Vader, Happysad, Eye For An Eye, Cool Kids of Death, Homo Twist, Daria Zawiałow, Dr Misio, Anna Rusowicz i Sad Smiles, czyli laureaci Jarocińskich Rytmów Młodych z 2023 roku. Szczegóły bilety etc. TUTAJ.

Armia także będzie obchodziła 40-lecie obecności na scenie. Z tej okazji planowana jest trasa koncertowa, podczas której zespół wykona w całości swoją pierwszą płytę. Bilety TUTAJ.


Z rodzimego rynku - Mariusz Duda (Riverside) zaczął prace nad kolejnym albumem solowym. Jak zapowiada, będzie to będzie ostatni album z cyklu i ostatni z wężowym/popękanym symbolem LS. Pisząc cykl i monogram muzyk miał na myśli projekt Lunatic Soul (LINK). Oby to nie była prawda...


Skoro progrock - Jethro Tull ogłosili, że po raz pierwszy wydadzą na winylu remiks ich hitu The Château D'herouville Sessions Stevena Wilsona. Nowy, podwójny winyl ukaże się 15 marca nakładem Warners Records (LINK).

Kończymy newsami o dziełach sztuki. Czy handel dziełami sztuki, prowadzenie galerii z obrazami może być niebezpiecznym zajęciem? A właśnie że jest, i to śmiertelnie niebezpiecznym. Jak wynika z doniesień rozpowszechnianych w brazylijskiej prasie Brent Sikkema, założyciel nowojorskiej galerii wystawienniczej i handlującej dziełami sztuki Sikkema Jenkins & Co., został w zeszły poniedziałek znaleziony martwy w swoim mieszkaniu w Rio de Janeiro i to z wieloma ranami kłótymi. CNN Brasil podało, że rany mogły zostać zadane nożyczkami lub śrubokrętem (LINK).

Dzieła sztuki w ogóle są bardzo niepewną inwestycją. Właśnie ruszył proces, który przez świat sztuki w Wielkiej Brytanii i USA obserwowany jest z wypiekami na twarzy.  Otóż rosyjski miliarder Dmitrij Rybolovlev za pośrednictwem swojej firmy kupującej dzieła sztuki ADI oskarżył uznany, słynny Dom Aukcyjny Sotheby's o pomoc którą podobno udzielił szwajcarskiemu handlarzowi dziełami sztuki Yvesowi Bouvierowi a wszystko po to by miliardera oszukać na 1 miliard dolarów poprzez proceder zawyżania wycen dzieł sztuki zakupionych przez Rybolovleva, wśród których były obrazy Modiglianiego, Magritte i innych (LINK).
Pamiętajcie - już jutro jest Dzień Dziabka

Dla Dziabko od wnusia
By Dziabko męczyć się nie musiał,
by krótko żył i stąd się zmył,
bo…  mdło się robi z całych sił!

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 21 stycznia 2024

Warto przeczytać: Zagrani na śmierć

 

Refleksje po przeczytaniu książki. Zabierałem się za nią kilka razy, bowiem początek jest dość zniechęcający, pojawiają się nazwiska, których po części nie znałem. Ale im dłużej czyta się książkę Tomasza Lady, tym bardziej wciąga ona czytelnika. 

Z życiorysu autora zamieszczonego TUTAJ, dowiadujemy się, że pisał dla Życia Warszawy, Faktu i innych redakcji, ale też dla prasy muzycznej np. Tylko Rocka i Bruma. Książka z 2022 roku w mojej ocenie spełnia dwa cele. Pierwszy to ostrzeżenie, czym kończą się narkotyki. To ślepa uliczka, zaczyna się zwykle od jointa z marihuany, a kończy śmiercią. Zazwyczaj w samotności i co jest najstraszniejsze, nie wiadomo w jaki sposób, bo po etapie marihuany pojawia się heroina, kompot, człowiek kończy jak nazywał ich Skandal z Dezertera (jeden z opisanych bohaterów) jako narciarz. Najpierw z grupą innych wychudzonych i włóczących się po centrach miast ćpunów, a później już samotnie, bo wszyscy dawni przyjaciele rozpływają się jak we mgle (to też cytat ze Skandala).


Pierwszy z trzech bohaterów książki to Janusz Rołt - legendarny perkusista projektów m.in. Brygada Kryzys, Armia, Lech Janerka. Geniusz perkusji, którego heroina sprowadziła na margines życia. Dzięki książce możemy poznać wiele szczegółów dotyczących kultowych dziś albumów, jak choćby Czarnej Płyty Brygady Kryzys. Chyba najbardziej zabawny fragment, pokazujący z kim muzykom przyszło nad nią pracować, dotyczy wspomnienia, kiedy po nagraniu albumu Rołt oświadczył że nie jest zadowolony ze swojej gry, i może zagrać lepiej. Okazało się, że jest leworęczny a perkusja była ustawiona dla muzyka praworęcznego...

Nie będę pisał streszczenia, szkoda obdzierać książki ze smakowitych kąsków, rozmówcy przytaczają fakty pokazujące kolejne fazy wzlotów i upadków genialnego perkusisty, w końcu AIDS (od strzykawek) i samobójcza śmierć.
Zdjęcie: se.pl
 
Drugim bohaterem jest Dariusz Hajn (Skandal) z Dezertera. I mamy podobny scenariusz, z tym że śmierć jest nie przez samobójstwo, tylko ... I tutaj częsta sytuacja spotykająca ludzi uzależnionych. Jak zmarł? Tego nie wie nikt... Podobnie było z Jimem Morrisonem, zresztą jest tutaj więcej podobieństw, nawet fizyczne.
 
Zdjęcie: Facebook

Smutna historia, ale co ciekawe, niektóre z wypowiedzi są sprzeczne, czyli ktoś kłamie, co do faktu odejścia Skandala z Dezertera. Niemniej panowie jednak finalnie się pojednali bo Skandal zaśpiewał gościnnie w piosence Szwindel już po jego rozstaniu się z zespołem:
 

Droga była podobna, przeszedł na buddyzm, coraz więcej brał, haszysz, heroina, LSD, amfetamina. Finalnie: narciarz i śmierć. Nawet nie wiemy do końca jak, szkoda, że jego żona odmówiła autorowi wypowiedzi.
 
Zdjęcie: Wikipedia

Ostatni z bohaterów to Robert Sadowski (pseudonim Sadek), gitarzysta grup Madame, Deuter, Immanuel, Houk, Kobonq... Człowiek, który miał ogromny, wręcz niewyobrażalny wpływ na rodzimy underground. Kiedy usłyszał gitarę Jarosława Lacha z Aya RL postanowił kupić taką samą. Wtedy wszystko się zaczęło.

Miał w karierze okres fascynacji the Doors, kiedy grał w projekcie The Lizards Day. Poznajemy jak wielkim talentem gitarowym był Sadek, ale też dowiadujemy się jakim potrafił być tytanem pracy.

Ciekawym jest też opis błyskotliwej kariery zespołu Houk i przyczyn jego rozpadu (podziw dla autora za opublikowanie niektórych wypowiedzi... jak to pozory potrafią mylić...).
 

I znowu pojawia się heroina, ucieczki w miasto, opuszczanie prób. Ale przy okazji poznajemy historię zespołu Kobonq, problemy ze znalezieniem wydawcy ich muzyki, przełomowej wycieczki Sadka do Wiednia, rozpadu i próbach reaktywacji zespołu.
 
 
I jest jak zwykle, heroina, ulica, picie, AIDS, śmierć - tym razem na zawał.
 
Autor w wywiadzie opublikowanym TUTAJ  zawarł credo, czym jest jego książka. Kilka osób nie chciało ze mną rozmawiać, bo uznało, że „piszę o narkomanach”. Owszem, ci faceci mieli problem z heroiną, ale dopóki nie usłyszałem tego tekstu, nie myślałem o nich w takich kategoriach. Uznałem po prostu, że piszę o twórczych ludziach, którzy poszukując swojego miejsca w sztuce i życiu, weszli zbyt głęboko w używki i skończyli tragicznie. Nigdy jednak nie byli dla mnie po prostu narkomanami. Teraz też tak o nich nie myślę.
 
I to jest najważniejszy, drugi cel książki Zagrani na śmierć. Upamiętnienie wybitnych muzyków bez których oblicze polskiego undergroundu nie byłoby dziś takie samo.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.