sobota, 12 października 2019

Tą płytę warto znać: Swans - The Burning World - uzależnienie, picie i depresja, to moi jedyni prawdziwi przyjaciele

Swans gościli na naszym blogu już wielokrotnie, mało tego, raz w konspiracji, bowiem opisywaliśmy tutaj ich znakomity album nagrany jedynie w duecie Jarboe - Gira, czyli The World of Skin - 10 Songs for Another World z 1990 roku (TUTAJ). To arcydzieło gotyku i mroku poprzedzał prezentowany dziś album, bowiem The Burning World to produkcja z roku 1989. Jest na pewno ciemny, jest ponury, ale nie tak ciężki i dołujący jak 10 piosenek dla innego świata

The Burning World to również zmiana stylu, w stosunku do ciężkiego i mało strawnego, jaki stał się znakiem firmowym grupy na takich płytach jak Filth, czy Creed, które mam w płytotece, ale których prezentację na naszym blogu pozwolę sobie pominąć. No chyba że moja psychika poszybuje w takim kierunku... Kto wie?

W każdym razie niezłym szokiem musiało być dla fanów ciężkich brzmień Swans odpalenie The River That Runs with Love Won't Run Dry, otwierającego album Płonący Świat. To ewidentne nawiązanie do trudnego dzieciństwa Giry, które opisywaliśmy TUTAJ. Osobiście średnio podoba mi się to otwarcie, zwłaszcza skrzypce, ale szybko mija, i po nim czas na Let It Come Down. Robi się mrocznie, a tekst to poważna sprawa:

Some men are made of steel and blood
Some fall from Heaven when their time does come
Some of us, we run from a shapeless form
And some men, they hide from a howling storm
Now I will wander through the falling flames
And I will drown in the burning rain

There is a place with nothing to gain
There lies the lover who has broken no chain
He sits by the window and he stares at the dark
She feels for the knife that will split his heart
Now we were betrayed in the cold, black pain
And a fire will rain down again and again


To charakterystyka mężczyzn, i jednocześnie pieśń o niespełnionej miłości. Proszę zwrócić uwagę na poetycki język: niektórzy mężczyźni są ze stali i krwi, wyjąca burza, spadające płomienie, płonący deszcz... To prawdopodobnie geneza tytułu albumu. 

Jak to później u Swans często bywało, celem lekkiego ocieplenia klimatu, w drugiej piosence wkracza Jarboe w nostalgicznym Can't Find My Way Home.  Tekst zdaje się sugerować, że chodzi o ucieczkę duszy z ciała, i problemy ze znalezieniem swojej drogi. Po nim jeden z najlepszych utworów: Mona Lisa (Mother Earth), niesamowicie patetyczny i bardzo poetycki:

Dzisiaj spędzę noc w łóżku Mony Lisy
Ukryje tego pobitego mężczyznę pod swoją niewinnością
Tej nocy w umyśle Mony Lizy nie zaprzeczono żadnemu snowi
Przejedziemy tonącym światem przez zimne czarne niebo

Moja Matka Ziemia, moja Matka Ziemia
Mona Lisa
Moja Matka Ziemia, moja Matka Ziemia
Mona Lisa
Lisa, Lisa

Mój umysł jest oceanem w dłoni Mony Lisy
Marzy o ukrytym świecie, w którym woda robi się czerwona
Dzisiaj moje sny rodzą się na piersi Mony Lisy
Pójdziemy płonącym światem, w którym słońce świeci ciemnością

Moja Matka Ziemia (Mona, Mona, Mona, Mona)


Po nim (She's a) Universal Emptiness, piękna ballada z chórkami Jarboe, przerywana mocnym wejściem gitar, tekst jest również niezwykle poetycki:

And she sits there by the wall
Making holes where I just stood
And her hands, they touch her face
Like her face is made of wood
And she holds onto a memory
Of something I never said
But she still can't quite remember
If my eyes are blue or dead

She's the mother of us all
She's the victim of my sadness
And the more she tries to know it
The more she'll never fill it
She's a universal emptiness
A universal emptiness
A universal emptiness
And a total lack of faith

And I saw her once before
Down on her bended knees
Through a window of the church at night
Confessing to the broken priest
She is holy, as all women are
And she suffers like a saint
Yeah, she touched my hand with cruelty
But I was punished far too late
 


Interpretacja powyższych słów wcale nie jest jednoznaczna, możliwe, że chodzi o kobietę która straciła wiarę, a wcale nie jest wykluczone, że to tekst o wierze, i wtedy piosenka nabiera wyraźnie antyreligijnego a nawet lekko obrazoburczego wydźwięku. 

Kolejny znakomity Saved, jest hymnem człowieka wolnego, z tym że autor pozostawia nam pole manewru, wcale nie jest bowiem powiedziane czy kobieta, którą tak podziwia w ostatniej zwrotnie, to nie czasami śmierć. 

Pora na kolejny wokalny popis Jarboe, nadchodzi bowiem I Remember Who You Are. Znakomity tekst o kobiecie, która stara się przybrać odpowiednie pozy w walce ze światem. Jane Mary (Cry One Tear), który następuje po nim rozkręca się wolno, nieco leniwym wokalem Giry, ale później zaczyna zyskiwać na mocy, by pod koniec przybrać zupełnie niesamowitą formę.  Tekst... to taka perełka, za którą najbardziej lubię Michela Gira

Mieszkam w pustym domu
Nie ma tam nikogo, poza mną i pamięcią
Ale kiedyś kochałem kobietę
Dawno temu, przez chwilę
Kiedy wyjechała
z drugim dzieckiem, była przepełniona nienawiścią
Słyszałem, że nic się nie zmienia
I wszystko czego się tknę, nie pozostaje takie samo
Wszystko po prostu zamienia się w truciznę
Którą kochałem lub stworzyłem

Więc pochowaj dzieci moich dzieci
W głębokim i samotnym grobie
Wszystko to jest przyczyną smutku
Stworzonego przez mój umysł lub ciało

Na wodzie ogień
Na niebie dziura
Diabeł schodzi po mnie
Do tego pokoju, w którym umrę
Człowiek z czarnym sercem
Stoi tam na wzgórzu
Podnosi palącymi rękami
Ogień, który nie zabija
Woła mnie
Woła mnie
Mówi: „Padnij na kolana i płacz samotnie
Nikt nie będzie płakał za ciebie”

Tak więc Jane Mary, wypłacz jedną łzę
Jane Mary, wypłacz za mnie tylko jedną łzą
Jane Mary, wypłacz jedną łzę
Jane Mary, wypłacz tylko jedną łzę
 



Pozostając w klimacie pojawia się See No More, którego pierwsza zwrotka opisuje zachodzące słońce, natomiast kluczową jest druga:

Zobacz, jak docieramy tam, gdzie inni ludzie nie potrafią
Potem zobacz, jak my mamy Niebo, podczas gdy inni płoną w Piekle
Zobacz nas, synów Bożych, strzegących bram Nieba
Zobacz, jak nasze słońce robi się czarne, ponieważ popełniliśmy jeden błąd


Album kończy God Damn the Sun, podsumowujący to niesamowite wydawnictwo:  

Kiedy byliśmy młodzi
Nie mieliśmy historii, więc nic do stracenia
To znaczy, że moglibyśmy wtedy wybrać to, co chcieliśmy
Bez strachu i myśli o zemście
Ale potem ty się zestarzałaś ja straciłem ambicje
Zyskałem uzależnienie, picie i depresję
To moi jedyni prawdziwi przyjaciele
I zatrzymam je ze sobą do samego końca
Wolałbym nie pamiętać, ale tęsknię za twoją arogancją
Potrzebuję twojej inteligencji i twojej nienawiści do władzy
Ale teraz cię nie ma, czytam dzisiaj

Znaleźli cię w Hiszpanii, twarzą w dół na ulicy
Z butelką w dłoni i dzikim uśmiechem na ustach
I nóż w twoich plecach, umarłaś w obcym kraju
I znaleźli mój list zwinięty w kieszeni
Ten w którym powiedziałem, że zabiję się, jeśli ona znowu mnie zostawi
Więc teraz jej nie ma, a wy oboje jesteście w moich myślach
Muszę powiedzieć jedną rzecz, zanim znów się upiję

Niech Bóg przeklnie słońce


Jeśli do tego wszystkiego dodamy odpowiedni kontekst klimatów w jakich tworzył wtedy Gira (TUTAJ) to na pewno mottem albumu, a jednocześnie wyjaśnieniem dlaczego świat płonie, stanie się fraza: uzależnienie, picie i depresja, to moi jedyni prawdziwi przyjaciele. 

Czy aby tylko jego? 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

 
Swans: The Burning World, UNI Records i MCA, 1989, realizacja: Bill Laswell i Michael Gira. Tracklista: The River That Runs with Love Won't Run Dry, Let It Come Down, Can't Find My Way Home, Mona Lisa (Mother Earth) (She's a) Universal Emptiness, Saved, I Remember Who You Are, Jane Mary (Cry One Tear), See No More, God Damn the Sun. 

piątek, 11 października 2019

Podziemia klasztoru kapucynów na Piazza Cappuccini w Palermo: Osiem tysięcy ciał, a każde z nich to zagadka

Jakiś czas temu pokazaliśmy naszym czytelnikom szczególne miejsca na ziemi, gdzie można poczuć oddech śmierci. Opowiedzieliśmy o kaplicach czaszek w Kutnej Horze (TUTAJ) i Czermnej (LINK). A dzisiaj postanowiliśmy zajrzeć pod ziemię…
 
Osiem tysięcy ciał,  a każde z nich to zagadka… Sycylia i Palermo kojarzy się z mafią, jednak można tam napotkać inne, niesamowite rzeczy, które najodważniejszemu człowiekowi mogą zmrozić krew w żyłach. Należą do nich podziemia klasztoru kapucynów na Piazza Cappuccini w Palermo, a w zasadzie to, co je wypełnia.  Otóż spoczywają tam zwłoki ponad ośmiu tysięcy osób. A raczej nie spoczywają, bo głównie stoją - w niezwykłych pozach, grupami i pojedynczo – zmarli…
Początki tego upiornego zbioru były prozaiczne. W XVI wieku, tak bardzo zwiększyła się liczebność zakonników, że powstał problem ich grzebania po śmierci. Wtedy zgromadzenie urządziło kryptę pod główną świątynią i w 1599 roku złożyło tam pierwszą mumię - niejakiego brata Silvestro. Potem obok umieszczono kolejne, aż do 1871 roku, kiedy Kościół ostatecznie zakazał takich praktyk.
 

W XVII-XVIII wiekach, bogaci Sycylijczycy i inni donatorzy klasztoru również chcieli po śmierci znaleźć się w jego podziemiach. Mnisi, aby sprostać zapotrzebowaniu, powiększali kryptę aż powstały katakumby. I tak powoli trafiali tam, budząc pełną ciekawości zgrozę, możni swoich czasów, duchowni, żołnierze, szlachta i mieszczanie, mężczyźni, kobiety i dzieci…
 
Jak już wspomniano, katakumby oficjalnie zamknięto w końcu XIX w., jednak od czasu do czasu zezwala się, w drodze wyjątku, na pochówek kolejnej osoby. I tak trafił tam w 1911 roku Giovanni Paterniti - wicekonsul USA włoskiego pochodzenia, a w 1920 r. - Rosalia Lombardo - dwuletnia dziewczynka, która stała się mumią-celebrytką. Dziecko zostało zabalsamowane na życzenie swoich rodziców, którzy nie mogli znieść straty dziecka. Mumifikacji zwłok dokonał Alfredo Salafii, a zrobił to tak doskonale, iż dziewczynka wygląda jakby spała: ma nadal śliczną buzię, kręcone loki i lekko przymknięte oczy, które w blasku świec wyglądają, jakby patrzyły na odwiedzających je ludzi… 
Nie ma osoby, która zwiedziłaby te katakumby bez strachu. Zgrozę potęguje pedantyczna skrupulatność, z jaką pogrupowano mumie: osobno umieszczono ciała mnichów, osobno mężczyzn, podzielonych na budowniczych klasztoru i innych, osobno kobiet i wreszcie dzieci. Ich ciała były oblekane w różnorodną odzież - od najprostszej, po najdroższą.  Najmniejsze jest cubiculum dzieci, w którym znajduje się kilkadziesiąt małych mumii. Wstrząsające wrażenie wywołuje fotel bujany z mumią chłopca, trzymającą na rękach mumię swojej małej siostrzyczki… Kobiety ubrane są w bogate stroje, zdobione falbankami i koronkami. Na głowach mają czepki i kapelusze, wszystko zgodnie z modą XVIII i XIX wieku. Oddzielone od innych stoją mumie i szkielety ludzi o różnych zawodach: wojskowych, malarzy, rzeźbiarzy i lekarzy. 

Podobno między nimi są zwłoki hiszpańskiego malarza Diego Velázqueza. Taki sposób pochówku w dawnych wiekach na Sycylii uważano za prestiżowy, stąd w różnych miastach i osiedlach wyspy zakon kapucynów stworzył na wzór katakumb w Palermo, inne podziemne nekropolie, gdzie także można zobaczyć zmumifikowane ciała. Najbardziej znanymi są katakumby w Savoca na wschodzie wyspy, gdzie spoczywa blisko 50 mumii, to tam nakręcono niektóre sceny filmu Ojciec chrzestny… Może zatem nic dziwnego, że mafia zrodziła się właśnie tam? Na wyspie, gdzie Każdy człowiek ma tylko jedno przeznaczenie.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 10 października 2019

Czyja to czaszka (?), czyli zaszyfrowane dzieła sztuki

W sztuce wydawałoby się wszystko widać, przecież jak - to mówią - jaki jest koń, każdy widzi. Ale to tylko pozory, bo są takie obrazy, w których to, co najważniejsze, jest ukryte, wręcz zaszyfrowane przez artystę i tylko wprawne oko wtajemniczonego widza może odczytać zawarty w nich przekaz. Do tego celu - do utajniania - malarze od wieków używali specjalnej techniki optycznej nazwanej anamorfozą. Jest to rodzaj deformacji perspektywicznej odwzorowywanego obiektu, która zmienia go w nieczytelną, rozciągniętą plamę, możliwą do odczytania dopiero przy spojrzeniu na niego pod odpowiednim kątem lub po ściągnięciu jego odbicia w specjalnym wypukłym lub wklęsłym lustrze.
 
Najczęściej przywoływanym przykładem anamorfozy jest podwójny portret pary ambasadorów Hansa Holbeina z 1533 roku, znajdujący się w zbiorach londyńskiej National Gallery. Obraz przedstawia dwóch przyjaciół - z lewej stoi Jean de Dinteville, ambasador francuski na dworze Henryka VIII (był świadkiem koronacji i egzekucji Anny Boleyn) po prawej Georges de Selve, biskup, pozujący Holbainowi w wieku 25 lat (jego wiek wypisany jest na grzbiecie książki, o którą się opiera. Wiek Jeana de Dinteville również został odnotowany, znajduje się na futerale sztyletu, który ambasador trzyma w ręku.



Portret wykonano w Londynie, do którego De Selve przybył w sprawie negocjacji z papieżem w imieniu króla Henryka VIII unieważnienia jego pierwszego małżeństwa. Obaj zatem osiągnęli szczyt swojej kariery, czym nie omieszkali się pochwalić za pomocą zgromadzonych wokół przedmiotów: starszy ma na szyi medal św. Jerzego, młodszy stoi w todze, a na stoliku leżą książki, instrumenty, narzędzia naukowe które dokładnie określają czas powstania dzieła. Szczególnie interesujące są przyrządy astrologiczne, niektóre z nich były wtedy najnowszymi wynalazkami autorstwa szwajcarskiego astronoma Mikołaja Kratzera, z którym malarz się przyjaźnił. Zastanawiające są natomiast szczegóły rekwizytów i ich położenie: u góry zza kotary wychyla się krucyfiks, jedna ze strun lutni jest zerwana, na globusie zaznaczono Polisy rodzinne miasto Jeana de Dinteville, astrolabus pokazuje konkretny znak zodiaku a na podłodze, która jest kopią posadzki z kościoła w Westminster rozciąga się dziwaczna smuga…



Dopiero po spojrzeniu na nią pod odpowiednim kątem lub też po dobiciu jej we wklęsłym lustrze (niektórzy badacze uważają, że wystarczy do tego zwykła łyżka) widać ludzką czaszkę, która przecież najogólniej jest symbolem nieuchronnej śmierci. Wielu historyków sztuki od wieków zastanawia się jednak, co tak naprawdę artysta miał tu na myśli? A dokładnie - czyja to jest czaszka? Bo to, że jest oczywiście moralnym pouczeniem obu dostojników, aby nie zatrzymywali się na swoich splendorach, lecz mieli na względzie kruchość życia i bliski jego kres, jest oczywiste. Dlaczego jednak czaszka ta nie została umieszczona wśród innych rzeczy? Ta tajemnica jeszcze czeka na swoje rozwiązanie.
 

Mieliśmy już zaszyfrowaną czaszkę, lecz w innych dziełach chodziło o inne tajne przekazy, na przykład o treści, nazwijmy to – nieobyczajnych, tak jak tutaj: 


Anamorfoza stała się jednak faktem i artyści chętnie zaczęli się nią posługiwać. Najbardziej spektakularnym pomysłem jej wykorzystania jest fresk Emmanuela Maignana „Św. Franciszek z Paoli”, znajdujący się w klasztorze Trinità dei Monti u szczytu Hiszpańskich Schodów w Rzymie. Ta monumentalna kompozycja o długości 20m i wysokości 3,5m na pierwszy rzut oka wyobraża pejzaż nadmorski, dopiero gdy dojdziemy do jej końca i spojrzymy wstecz, naszym oczom ukazuje się… Ale spójrzmy sami co też wtedy zobaczymy: 


Takie zabawy doprowadziły do efektów malarskich znakomicie oszukujących nasze zmysły i tworzących przestrzeń tam, gdzie jej nie ma. Szczególnie biegłym w tej dziedzinie był jezuita Andrea Pozzo, który pędzlem nadbudował sklepienie kościoła San Ignazzio w Rzymie a następnie je otworzył na nieskończoność, czyli na niebo


Mniej znanym, lecz równie niezwykłym była architektoniczna scenografia Theatro Olimpico autorstwa Andrea Palladio


Jednak nam chodzi o ukryte, zaszyfrowane informacje… Do tego celu służyły chronostychy, za pomocą których zapisywano określone liczby, najczęściej daty. Były to łamigłówki matematyczne wykorzystujący prosty fakt zapisywania cyfr rzymskich alfabetem łacińskim. Cyfry te zazwyczaj były pisane dużą literą lub innym kolorem atramentu. Trzeba było je znaleźć i po prostu zsumować aby odkryć przekaz np.: tutaj zapisano rok wykonania tablicy:

Cyfry są ukryte jak widzimy w napisie: In honoreM InsIgnI satheLeæ DIVI fLorIanI IneXstrVg
I + M + I + I + I + L + D + I + V + I + L + I + I + I + X + V
1 + 1000 + 1 + 1 + 1 + 50 + 500 + 1 + 5 + 1 + 50 + 1 + 1 + 1 + 10 + 5 = 1629
 

Przypatrujmy się zatem otaczającym nas dziełom sztuki bo nie wszystko co widzimy jest wszystkim, co artysta może nam przekazać…

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 9 października 2019

Niezapomniane koncerty: Whispering Sons live w Ancienne Belgique - kąpiel w chłodnym oceanie stroboskopowych świateł


Całkiem niedawno pisaliśmy (TUTAJ) o zespole Whispering Sons - znakomitej grupie chłodnofalowej z Belgii. I chociaż ktoś może powiedzieć, że w ich muzyce niewiele jest odkrywczych brzmień, naszym zdaniem jest to świeży oddech cold wave

Dzisiaj koncert z Ancienne Belgique, który powala wieloma elementami. Ale zanim do nich przejdziemy, kilka słów o miejscu. Miejsce to bowiem to centrum koncertowe ulokowane w historycznej części Brukseli, a jego tradycja sięga XV wieku (więcej TUTAJ). Ważne jest to, że od 1996 roku jest to jedno z najważniejszych centrów koncertowych Europy, promujące nowe brzmienia.  Coś niczym kiedyś legendarny Plan K... (TUTAJ).

Dlaczego koncert Whispering Sons urzeka? 

Przede wszystkim piorunujące wrażenie robi muzyka, ta od pierwszych taktów powala autentyzmem, chłodem i ma w sobie pierwiastek niepokoju, tak charakterystyczny dla niektórych zespołów chłodnofalowych, a mający swoje źródło w twórczości Joy Division

Po drugie - światła... łatwo zauważyć, że podczas całego występu twarze muzyków są niemalże niewidoczne... I znowu Joy Division, to oni podczas koncertów, zwłaszcza po ujawnieniu się epilepsji u Iana Curtisa, zmuszeni byli do rezygnacji ze świateł (w pierwszej kolejności tych pulsujących), koncerty odbywały się w półmroku, a Hook i Sumner stali do publiki odwróceni bokiem, lub nawet tyłem.



Ale nie było to wynikiem lekceważenia, chodziło o danie publiczności możliwości skupienia się na muzyce. Whispering Sons z dumą kontynuuje ten styl, ubierając go jednak w nową, laserową oprawę, kierując strumień światła z góry i od tyłu. Fenne Kuppens wokalistka zespołu, której trudno zarzucić brak autentyzmu, uwija się na scenie, jako jedyna ubrana w biały płaszcz, idealnie pasujący do jej blond włosów. I mimo często bardzo dynamicznej gestykulacji, bardzo rzadko zobaczymy podczas całego show jej twarz... I jeszcze fakt, że wszyscy muzycy - łącznie z perkusistą, stoją. To tradycja znana od czasów Kraftwerk... 

         
Jedyny koncert do jakiego można porównać omawiany dziś występ, to znakomity show And Also the Trees - Missing in Mâcon, opisywany przez nas TUTAJ. Podobna praca świateł, podobne napięcie i podobny, niewyreżyserowany styl pełen niepokoju i autentyzmu. Trzymający publikę w pełnej koncentracji od pierwszych do ostatnich taktów...

A nad wszystkim unosi się duch wielkiego artysty - Iana Curtisa.

A my przypominamy, że zespół zagra dwa koncerty w Polsce, w Warszawie i Krakowie, 27 i 28.11.2019 roku. Bilety w sieci, polecamy zakupy TUTAJ.  


Whispering Sons live w Ancienne Belgique, 20.10.2018, tracklista: Intro, Stalemate, Got A Light, Alone, White Noise, Performance, Skin, No Time, Fragments, Hollow, Wall, Waste, Dense, Insights, No Image

wtorek, 8 października 2019

Alessandro Sicioldr: Malarstwo ukazujące coś wyjątkowego i niepokojącego

Jeśli połączymy technikę mistrzów włoskiego quatrocenta z wyobraźnią Hieronima Bosch’a, dodamy do tego po szczypcie wizji Arnolda  Böcklin’a i Franza von Stucka co otrzymamy? Na pewno coś wyjątkowego i niepokojącego. Świat, który jest na obrazach Alessandro Sicioldr.

Ten włoski malarz urodzony w 1990 roku w miejscowości Tarquinia, a obecnie mieszkający w Perugii jest – w co aż trudno uwierzyć gdy patrzy się na jego dopracowane płótna – samoukiem. Najpierw ukończył informatykę, aby od niedawna zająć się sztuką. Podstawy techniki zawdzięcza swojemu ojcu, malarzowi i psychologowi oraz wieloletniemu kopiowaniu prac sławnych, włoskich twórców.

Od kilku lat machnięciem pędzla tworzy atmosferę snów z bajkowymi krajobrazami i świetlistymi portretami niejednoznacznych postaci, które wydają się unosić między dobrem a złem. Namalowane osoby nie są ani dobre, ani złe. Nie są ani złe, ani szczęśliwe. Są dwuznaczne – mówi w jednym z wywiadów i dodaje, jakby dla wyjaśnienia: Nie ma czasu, jesteśmy poza czasem i poza przestrzenią (cały wywiad LINK).

Popatrzmy zatem na jego obrazy:













Te cokolwiek dość dziwne kompozycje wynikają z jego nadwrażliwości i wizji, które prześladują go we śnie od dzieciństwa. Wśród nich powtarza się ludzkie ciało będące naczyniem, w którym chowa się inna postać. Otaczająca je natura – jeśli już jest – jest jałowa i ponura. Kiedy Alessandro był dzieckiem, bał się zasypiać, bo natychmiast z mroków wyskakiwały surrealistyczne krajobrazy i zaludniające je dziwaczne postacie… Czułem się, jakby w mojej głowie był otwarty portal – wspomina po latach te doświadczenia. Jego rodzice martwili się jego stanem psychicznym, lecz dopiero, gdy stał się dorosły, nauczył się ujarzmiać swoją wyobraźnię, przenosząc i zamykając swoją podświadomość w obrazach.

Sicioldr wzoruje się na doświadczeniach starych mistrzów, szczególnie ceni Pierra Della Francesco, konsekwentnie korzystając z metodologii opisanej przez Cennino Cenniniego w Il Libro dell'Arte. Czerpie także inspirację z twórczości Odilona Rodona i mało znanego surrealisty Alberto Martiniego. Fascynują go także tacy artyści jak już wymieniony Arnold  Böcklin (o którym pisaliśmy wielokrotnie TUTAJ) i Franz von Stuck TUTAJ, których najgłośniejsze obrazy pozostawiły widoczne piętno na jego pracach:






Sicioldr brał już udział w kilku wystawach indywidualnych we Włoszech, a także w wystawach zbiorowych w Europie i Nowym Jorku, gdzie wzbudził duże zainteresowanie swoim indywidualnym stylem. Więcej jego prac można zobaczyć na jego stronie internetowej LINK.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 7 października 2019

Isolations news 57: Hadar Goldman o muzeum Iana Curtisa, Molchat Doma szturmuje, Cave z nową płytą, Smith z the Cure o Disintegration, Beatles na Spotify, Factory wznawia, Antipole z teledyskiem, Reeder w Manchesterze



"Pamięć" o Ianie Curtisie trwa, zwłaszcza jeśli robi się na niej kasę. Przykładowo, za jedyne 56 Euro, plus koszty wysyłki, można zakupić naszywkę widoczną powyżej o wymiarach 20 x 24 cm. Jak to napisała Deborah Curtis, po śmierci Iana wszystko pozostałe to tylko biznes. Więcej TUTAJ.

Powolutku realizuje się nasza wizja, bowiem zaczepiony na Twitterze Hadar Goldman odpisuje, że na początku 2020 będzie miał newsy o muzeum Iana Curtisa. Przypominamy, że Goldman (więcej TUTAJ) kupił dom przy 77 Barton Street, w którym wokalista Joy Division popełnił samobójstwo (TUTAJ zdjęcia z domu). Jeśli do tego dodać fakt, że Peter Hook wycofał z aukcji kilka na prawdę wielkich rarytasów (TUTAJ), zaczyna układać się z tego niezłe story.
26.10.2019 w Manchesterze odbędzie się festiwal upamiętniający 40-lecie wydania Unknown Pleasures. Wystąpią: Tamsyn, Palava,
The Silver Lines, Louie Louie, Sam Leoh, Edits & MORE TBA. Więcej: TUTAJ.


Molchat Doma (o których pisaliśmy i przeprowadziliśmy wywiad TUTAJ), którzy wydali swój nowy singiel, o czym pisaliśmy (TUTAJ) idzie ostro do przodu. Można powiedzieć, że nawet szturmem! Tak bowiem nazywa się ich nowa trasa koncertowa: Storm Over Europe. Dziś dwa koncerty w Pogłosie, później Poznań, Gdańsk i Wrocław! Detale TUTAJ

Przypomnijmy, że są ze stajni małej wytwórni Detriti Recorda z Berlina, którzy opowiedzieli nam o swojej działalności TUTAJ.

Poniżej próbka możliwości chłopaków:


Kibicujemy im, bo lubimy Xymox i New Order. Trzymamy kciuki i pozdrawiamy. Nasz wywiad i tak był pierwszy w sieci.  


Nowy album Nicka Cave pt. Ghosteen który pojawił się w zeszłym tygodniu (4 października ) na YT okazał się hitem (o czym TUTAJ) .  Jest on dostępny TUTAJ

A my kochamy Nicka między innymi za utwory takie jak ten:


Płyta jest próbą wrażenia żalu, rozpaczy ale także rodzajem katharsis po śmierci 15 letniego syna artysty w 2015 r. Więcej o premierze na TT zespołu (LINK). 

 
Można nie lubić ich muzyki, ale nikt nie podważy ich do niej wkładu... To dzięki nim mamy teledyski, filmy muzyczne, rozkładane płyty, heavy metal, punk i muzykę eksperymentalną, solo na perkusji, film muzyczny i tak dalej... Żyje tylko dwóch, ale mimo że rozpadli się w 1970 czyli aż 50 lat temu, ciągle są słuchani przez kolejne pokolenia. Użytkownik Eric Alper na TT (TUTAJ) podsumował to tak: 

30% słuchaczy Beatlesów na Spotify pochodzi z grupy wiekowej 18-24 lata. Jak dotąd Fab Four przesłuchano w serwisie Spotify w sumie 1,7 miliarda razy. W ubiegłym miesiącu 20,6 miliona, czyli prawie 10% całkowitej liczby 220 milionów użytkowników Spotify, przesłuchuje strumieniowo utwory Beatlesów.

Na dodatek reedycja Abbey Road weszła właśnie na jedynkę najlepiej sprzedawanych płyt w UK (LINK). 

AMEN.


Fani the Cure mogą przeczytać wywiad z Robertem Smithem o realizacji kultowego Disintegration... Detale są TUTAJ

My kochamy tą płytę między innymi za ten utwór:


W wywiadzie Smith tłumaczy się z największego badziewia zespołu, czyli Lovesong. Chciałem wpuścić nieco światła w tą ciemność....  

Robert wyluzuj, powiedz wprost, że chodziło o kasę... O Cure pisaliśmy TUTAJ

Ciągle  w sprzedaży jest książka Dave Haslama A Life in Thirty-Five Boxes, o której pisaliśmy TUTAJ. Nie zapomnijmy, że autor był DJ-em w legendarnym klubie Hacienda... Więcej TUTAJ.

Trwa też sprzedaż reedycji serii wydawnictw Factory Records. Poniżej filmik reklamowy, warto zauważyć, że uruchomiono kanał Factory na YT:

 

O fakcie tym poinformował sam współtwórca wytwórni, Peter Saville TUTAJ. W reklamie Joy Division i ich znakomite Digital. O wydawnictwie pisaliśmy TUTAJ i TUTAJ. Cena bagatela 180 GBP. 

Ktoś chętny? Kupujcie TUTAJ.


W sobotę 9 listopada 2019 roku mija 30 lecie upadku muru berlińskiego. Z tej okazji w Manchesterze zorganizowana będzie bezpłatna impreza z muzyką na żywo, filmami i spotkaniami z różnymi ludźmi. Wszystko w ramach festiwalu HOMOBLOC. Jednym z jego gości będzie Mark Reeder, urodzony w Manchesterze berliński producent, filmowiec, i przedstawiciel Factory Records. Będzie on rozmawiał w klubie TAK z muzykologiem dr Peter Beate o berlińskiej muzyce undergroundowej z czasów poprzedzających upadek muru  oraz o tym, jak ryzykował utratą wolności gdy organizował koncerty muzyki punk we wschodnim Berlinie, więcej o tym TUTAJ.

A my pisaliśmy o Reederze TUTAJ.



Antipole (zrobiliśmy z nimi wywiad TUTAJ) coraz bardziej popularni, świadczy o tym zapał z jakim fani tworzą pod ich piosenki własne klipy, jak choćby ten, zaaprobowany zresztą przez zespół:


Antipole stają się potęgą, a my się cieszymy i pozdrawiamy Karla

Kolejne newsy wkrótce - chcecie je poznać? Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 6 października 2019

Joy Division zdefiniowali muzykę gotyk: atmosfera jest rzeczywiście diabelska, ale czujesz się w niej komfortowo - najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.8

 
Ostatnio skupiamy się na najnowszej książce Jona Savagea o Joy Division. Poddajemy jej treść analizie i jak dotychczas omówiliśmy rozdziały: siódmy (TUTAJ), szósty (TUTAJ), piąty (TUTAJ), czwarty (TUTAJ), trzeci (TUTAJ), drugi (TUTAJ) i pierwszy (TUTAJ).

Kolejny, ósmy już rozdział historii Joy Division autorstwa Jona Savage'a obejmuje okres czerwiec - wrzesień 1979. Rozdział rozpoczyna wypowiedź Bernarda Sumnera, który przypomina jak z Hookym byli sfrustrowani brzmieniem Unknown Pleasures. Było to powodowane rozbieżnością brzmienia na koncertach i albumie. Live grupa brzmiała bardziej rockowo i agresywnie. Ian Curtis miał wtedy powiedzieć dwie rzeczy: że nigdy nie chciał aby ich zespół stał się sławniejszy niż the Kinks, dwa: że chciał aby grupa dostała się do obiegu zespołów metalowych w USA, coś jak the Stooges, których uwielbiał.  

Nie znacie? Poniżej ich hit, znany zresztą w wersji polskojęzycznej z wykonania Świetlików:



Hooky pamięta, że na prawdę wydano w pierwszym tłoczeniu 10 000 płyt a nie jak się błędnie przyjmuje połowę tej ilości. Pamięta dlatego, że razem z Robem wnosili płyty po schodach do siedziby wytwórni. 

Bardzo ciekawym uzupełnieniem tego rozdziału jest zdjęcie notatek Roba Grettona, z planowaną zawartością płyty i jej ewolucją. Do tego tematu warto jeszcze wrócić. 

Stephen Morris wspomina, jak bardzo dużo wtedy ćwiczyli. Wspomina też, jak dziwnym było zderzenie ze światem dziennikarzy, którzy nagle zainteresowali się zespołem. Kevin Cummins przytacza wspomnienia dwóch koncertów zespołu w lipcu, jeden blisko drugiego, w okresie ukazania się płyty. Wspomina, jak wielu ludzi było przekonanych, że to będzie płyta roku, a jeszcze kilka miesięcy temu traktowali zespół jako artystyczny żart. 

Dalej przytoczone są recenzje albumu, gdzie porównany jest do debiutu the Clash


Liz Naylor opisuje wrażenia po pierwszym odsłuchaniu Unknown Pleasures, to była ambientowa muzyka idealnie pasująca do jej otoczenia. Widziała Joy Division osiem razy na żywo, i zawsze były to doskonałe występy.

Sumner uważa, że na świecie są trzy typy ludzi: ekstremiści, tacy którzy czasem są ekstremistami i ludzie idący gdzieś po środku. Uważa się za przedstawiciela trzeciego typu, natomiast Iana opisuje jako ekstremistę. Wypowiada się dokładnie tak jak na filmie dokumentalnym, uważał ze UP będzie zbyt mroczne dla ludzi, że nikt tego nie będzie słuchał. Opowiada o chorobach w swojej rodzinie: porażenie mózgowe u matki, stratę wzroku przez babcię po nieudanej operacji, czy wuja który zmarł na raka od palenia. Dziadek miał guza mózgu... 

Następnie kilka osób opisuje swoje wrażenia po odsłuchaniu debiutu zespołu. Najciekawsze są wypowiedzi Iaina Graya, który twierdzi, że posłuchał płyty nocą i wydawała mu się nieco przerażającym studium desperacji. Z kolei w opinii Richarda Boona, Martin Hannett zbyt przekombinował z głosem Iana Curtisa, który jest podniesiony zbyt wysoko, co czyni przekaz nazbyt intensywnym, tak jakby nie płynął wprost z serca.
 

Jill Furmanovski opisuje koncert Joy Division z 2.08.1979 roku w Prince of Wales Conference Centre w Londynie. Wyglądali jakby nie byli zespołem muzycznym, a Ian Curtis jakby właśnie został wyciągnięty zza ławki szkolnej. Po koncercie w garderobie byli w dobrych nastrojach, wtedy zrobił pamiątkowe zdjęcia zespołu.



Sumner wspomina, że nie mieli na siebie pomysłu, nie wiedzieli jak rozmawiać z dziennikarzami, później rolę kreatora wizerunku przejął na siebie Rob Gretton. Peter Hook stwierdza, że wszystkie ich wywiady z tamtego czasu są gówniane i o tym samym. Nie wiedzieli skąd wzięła się ich muzyka, to było coś magicznego.  

Terry Mason twierdzi, iż w tamtym czasie wszystko potoczyło się lawinowo, natomiast Tony Wilson uważa, że był na to przygotowany, bowiem zawsze twierdził, że Joy Division będą najważniejszym zespołem swojej generacji, coś jak Sex Pistols

Kevin Cummins opowiada o swoich zdjęciach z próby w T.J. Davidson's Rehearsal Rooms z 19.08.1979. Widział Joy Division kilka razy na próbach, miejsce było odrażające, śmierdziało bo toaleta była piętro niżej i nikomu nie chciało się tam schodzić  więc sikali do puszek po coli (Hook w jednym z wywiadów twierdził, że do słoików, ale może mniejsza o takie detale).

Sumner opowiada jak T.J. Davidson kupił jedną z fabryk i adaptował na miejsce prób. W toaletach były szczury, a zimą zbierali śmieci w koncie i palili żeby się ogrzać. Pod nimi próbowali Slaughter and the Dogs, a zimą Hooky sikał prze dziurę w podłodze na ich perkusję bo byli bardzo denerwujący i głośni. Było zimno i akustyka była kiepska, ale zespół napisał tam wiele znakomitych piosenek. 

Następnie opisane są wspomnienia z festiwalu w Leigh, który był kiepsko zorganizowany i podczas którego padało.


8.09 zespół zagrał na Futuramie w Leeds. Sala była niesprzątnięta i walały się śmieci, poza tym było zimno, sala była w stylu areny.  

Kevin Cummnis opowiada o tym, jak trudno było uchwycić w kadrze taniec Curtisa, i opisuje że zawsze miał wrażenie, iż wokalista Joy Division jest nieco poza kontrolą. Jedyną osobą która tak się zachowywał na scenie był Iggy Pop.



Dave Simpson opowiada, że ten festiwal był pierwszym na którym widział Joy Division. Utkwiło mu też w pamięci Section 25. Joy Division zostało wprowadzone przez Tony Wilsona jako awesome Joy Division i zaczęli od Dead Souls. Zaszokował go długi wstęp, bo zwykł być przyzwyczajony do kilkusekundowych. Prawdopodobnie Ian powiedział tylko: dobry wieczór - jesteśmy Joy Division a później nastała muzyka. Mówi, że ten występ całkowicie odmienił jego życie. Przestał z dnia an dzień słuchać Sham 69 czy UK Subs... Zaczął Joy Division, the Bunnymen i audycji  Peela



15.09. miał miejsce występ zespołu w BBC w programie Something Else. Tony Wilson zwraca uwagę, jak wielki postęp poczynili od pierwszego występu w TV. Jon Wozencroft zwraca uwagę an fakt, że występ zespołu totalnie różnił się od plastikowego przekazu TV. Występ został nadany w sobotę w prime-time około 17:30 - 17:45.


28.09.1979 zespół zagrał w Factory w Manchesterze. Podczas koncertu Hook zaatakował jakiegoś mężczyznę  swoją gitarą i doszło do bójki. Hook wspomina, że podczas tego koncertu był kompletnie pijany, wcześniej pili wódkę ze znajomym magikiem. Chcieli go upić, ale to on upił ich. Krzyczał podczas występu na Steve'a żeby grał szybciej. Podczas koncertu Hooky stanął w obronie jednego z zaatakowanych fanów zespołu. Podczas bójki zespół grał dalej co rozzłościło Hooka bo oczekiwał od kolegów pomocy.

Przytoczona jest recenzja Mary Harron z Melody Maker, w której pada stwierdzenie, że Martin Hannett nazwał muzykę Joy Division muzyką taneczną z wydźwiękiem gotyku, a Bernard Sumner, kiedy opowiadał o swoim ulubionym filmie Nosferatu (pisaliśmy o nim TUTAJ) miał powiedzieć, czym jest gotyk: atmosfera jest rzeczywiście diabelska, ale czujesz się w niej komfortowo. Na zakończenie tego rozdziału Mary Harron wspomina ten wywiad, przeprowadzony w chińskiej restauracji.   

Kolejne części książki Jona Savage'a zostaną u nas omówione wkrótce. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.