sobota, 22 stycznia 2022

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Faith No More

Faith No More, amerykański zespół rockowy z San Francisco w Kalifornii, o którym na razie wspominaliśmy tylko zdawkowo TUTAJ to weteran światowych scen muzycznych. Założony w 1979 roku najpierw występował pod nazwą Sharp Young Men, po czym w 1982 roku zmienił ją na Faith No More

Skład mimo zmian i upływu czasu prawie nie zmienił się.  W grupie grają muzycy kojarzeni z nią od początku: basista Billy Gould, klawiszowiec/gitarzysta Roddy Bottum i perkusista Mike Bordin, do których przyłączyli się gitarzysta Jon Hudson oraz wokalista i autor tekstów Mike Patton, który zastąpił Chucka Mosleya, współtwórcę pierwszych albumów grupy, We Care A Lot z 1985 roku i Introduce Yourself z 1987 roku. 

Team wydaje się być zatem dobrze zgrany, bo choć zaprzestali działalności w 1998 roku, to po dekadzie reaktywowali się i ruszyli w 2009 roku w długą trasę koncertową. Od tej pory wydali jeszcze jeden album Sol Invictus (2015), po czym dali kilka koncertów w Europie.

Rok 2020 miał być więc tym, w którym zespół chciał ponownie spotkać się z publicznością, lecz plany te z wiadomych względów musiały zostać odwołane, a w zasadzie przełożone na cały 2022 roku. Ale pech ich nie opuścił. Zaplanowane na ten rok wielkie tourne, po Europie i Australii, zostało odwołane, powodem tym razem był zły stan psychiczny wokalisty, Mike Pattona (ur. 1968). Co dokładnie mu było, czy nadal jest, nie wiadomo. Ale Patton to znany pracoholik, zaangażowany w mnóstwo projektów. Już w wieku 17 lat utworzył zespół Mr. Bungle, z którym pracował z przerwami do 1999 roku, łącząc eksperymentalny rock z niemal każdym istniejącym gatunkiem muzycznym. Potem dołączył do Faith No More i potrafił urzec fanów, zdobywając wraz z grupą sławę, uznanie oraz komercyjny sukces. Ale na tym nie poprzestał.


Patton jest uważany za człowieka renesansu. Obdarzony 6-ciooktawowym głosem (LINK), studiował literaturę, chciał zostać pisarzem, a w młodości zajmował się także sportem. Nieustannie tworzy coś nowego, w 1998 roku uruchomił projekt Fantômas wraz z dawnym basistą Mr. Bungle, Trevorem Dunnem, z Buzzem Osborne’em (The Melvins) oraz Dave’em Lombardo (Slayer). Grał także z grupą Tomahawk, założoną przez Duane’a Denisona z zespołu Jesus Lizard, Kevina Ruthmanisa z The Melvins oraz Johna Staniera z Battles, znanego wcześniej z występów z grupą Helmet. Muzyk zaczął także współpracę z klasykami hip-hopa, takimi jak Dan the Automator oraz Kid Koala w ramach projektu Lovage, z którymi wydał przełomowy album Music To Make Love To Your Old Lady By w 2001 roku. W 2007 roku Patton skomponował ścieżkę dźwiękową do krótkometrażowego filmu A Perfect Place, także podkładał głos w wielu innych filmach i w grach komputerowych... a 18 czerwca 2010 roku wykonał w Amsterdamie utwór Laborintus II z 1965 roku, napisany przez kompozytora muzyki klasycznej Luciano Berio, wraz z orkiestrą Ictus Ensemble i grupą wokalną Nederlands Kamerkoor. Koncert ten miał pojawić się na płycie, ale zamierzenie to skończyło się na jednym występie w Krakowie w 2016 roku, w ramach festiwalu Sacrum Profanum:

Za to w 2016 roku wraz grupą Nevermen wydał tytułowy, debiutancki album, a w 2017 roku kolejny, z zespołem Dead Cross. Oczywiście to jeszcze nie wszystko, z poważniejszych przedsięwzięć można jeszcze wymienić koncerty z 2018 roku w Modenie we Włoszech, zatytułowane Forgotten Songs, na których wystąpił z amerykańskim pianistą Uri Caine. Setlisty tych występów były bardzo zróżnicowane i zawierały między innymi utwory Oliviera Messiaena, Eltona Johna, Slayera, Violety Parra, czy George'a Gurdżijewa. W 2019 roku nagrał materiał na album Corpse Flower wraz z francuskim muzykiem Jean-Claude Vannier. 25 stycznia 2020 r. Patton dołączył do Laurie Anderson i Rubina Kodheli w SFJAZZ Center, aby zaprezentować spektakl oparty na XVI-wiecznym podręczniku wojskowym Quanjing Jieyao Pian autorstwa Qi Jiguang... Nic zatem dziwnego, że w końcu jego organizm mógł mu przypomnieć o swoich ograniczeniach... Ostatnio jednak chyba czuje się lepiej. Po śmierci Ennio Morricone, czy niemal w ostatnich dniach, przyznał się do wpływu, jaki ten kompozytor wywarł na jego twórczość (LINK). Zresztą mógł mu o tym powiedzieć osobiście, bo obaj panowie spotkali się w Bicentenario de la Florida w Chile w 2018 roku.


Muzyk prowadzi poza tym własną wytwórnię płytową Ipecac Recordings i to na jej profilu na FB napisał krótko po Nowym roku, że nie może się doczekać tego, co ten rok przyniesie... Tyle o Micku Pattonie

Należy jeszcze dodać, że Chuck Mosley, pierwszy wokalista FNM odszedł z grupy z powodu problemów jakie stwarzało jego uzależnienie od alkoholu. Zmagał się z nimi całe życie. Zmarł w 2017 roku, miał 57 lat. Wcześniej parę razy występował gościnnie z zespołem, m. in. w 2016 roku, po reedycji ich debiutanckiego albumu.


Billy (William David) Gould (ur. 1963) zaczął swoją przygodę z muzyką od gry w szkole średniej w Los Angeles w zespole The Animated, w składzie którego byli także Roddy Bottum i Chuck Mosley. Zmienił zespół gdy wyjechał na studia w San Francisco, a w zasadzie założył  zespół z Bordinem, klawiszowcem kolejny, Wade Worthington. Bordin wkrótce odszedł, a zastąpił go przez Rodd Bottum. Obaj następnie przeszli do przyszłego składu Faith No More. W latach 90 pracował jako producent, także płyt własnej grupy. I podobnie jak Mike Patton brał udział również w innych projektach, których lista jest także bardzo długa… I dostępna w Internecie, zatem nie musimy jej tu cytować. Z ciekawszych aktywności warto jednak odnotować, że Gould prowadzi własną, niezależną wytwórnię płytową Koolarrow Records. Wydaje tam materiały powiązane z zespołami z całego świata, z Rosji, Serbii, Chile, Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Danii i Hiszpanii (LINK). Wszystko zgodnie z poglądami muzyka na temat świata - globalnej wioski, o której napisał w zakładce na stronie internetowej wytwórni, na której zaprezentował się jako poważny prezes, w garniturze i za biurkiem. Oczywiście fotka, którą tam zamieścił nie jest jego zdjęciem (LINK).


Prywatnie Gould jest singlem, wprawdzie niektóre plotkarskie portale podają, że ożenił się w 2012 roku, ale nic o tym bliżej nie wiadomo. Ostatnio dał wywiad, w którym opowiedział o tym, co robił podczas pandemii (LINK). 

Z ciekawostek, jest również właścicielem wytwórni Yebiga, produkującej rakiję, oryginalną serbską śliwowicę (LINK).


Natomiast klawiszowiec i gitarzysta Roddy Bottum (wł. Roswell Christopher Bottum III, ur. 1963 r.) ma kompletnie inne priorytety. Jest od 1993 roku zdeklarowanym gejem. Do zespołu dołączył w 1981 roku. W przeszłości chodził z Courtney Love, właśc. Courtney Michelle Harrison (ur. 1964 r.), kompozytorką i autorką tekstów, z którą przyjaźni się do dzisiaj. W 2013 roku Bottum przeniósł się do Nowego Jorku i wyprodukował operę Sasquatch: The Opera. Napisał do niej muzykę i libretto. Sztuka opowiadająca o związku wiejskiej dziewczyny z yeti (człowiekiem wielką stopą) miała swoją premierę na Brooklynie w 2015 roku, a latem 2016 roku została wystawiona podczas Festiwal Fringe w Edynburgu. Bottum napisał także krótką operę zatytułowaną The Ride o AIDS LifeCycle Ride, charytatywnym rajdzie rowerowym z San Francisco do Los Angeles, w której muzyk uczestniczył dwukrotnie. Utwór został wystawiony na scenie ustawionej na dwóch rowerach stacjonarnych. W 2016 roku Bottum dołączył do artystycznego kolektywu muzycznego Nastie Band. W składzie grupy są: 85-letni piosenkarz Chris Kachulis i wieloletni przyjaciel Bottuma, artysta wizualny Frank Haines.

W 2018 roku Bottum zadebiutował jako aktor w filmie fabularnym Sebastiana Silvy Tyrela o rasistowskich napięciach w Ameryce. Do kin obraz trafił w 2019 roku, w którym Bottum założył zespół Crickets razem z JD Samsonem i Michaelem O'Neillem. W kolejnym roku grupa wydała debiutancki krążek o tym samym tytule.

Także w 2020 roku wraz ze swoim partnerem Joey Holman jako duet Man on Man (LINK) wydali singiel Daddy, do którego teledysk najpierw został wstrzymany przez serwis You Toube za propagowanie seksu i nagości. W maju biegłego roku para opublikowała debiutancki album nagrany w Oxnard w Kalifornii, gdzie obaj schronili się przed wirusem. Piosenki na płycie dotyczą miłości, separacji, strachu i izolacji podczas COVID-19 (LINK).


A teraz coś o perkusiście Mike Bordinie ur. 1962 r., (właściwie Michael Andrew Bordin, z przezwiskiem od fryzury afro noszonej w l. 80.: Puffy, Puffster lub The Puff). Muzyk pochodzi z rodziny o korzeniach rosyjskich, walijskich i żydowskich… I choć grał zawsze z Faith No More, to brał udział w projektach realizowanych przez innych znane grupy i artystów, grał więc m. in. z takimi jak: Ozzy Osbourne, Black Sabbath, Korn, Black Label Society, Jerry Cantrell, Primus, The Chickenfuckers i Pop-O-Pies.

Jest żonaty z od 1994 roku z Merilee Ann Bordin (z domu Hague), z którą chodził od 1984 roku. Para ma dwie córki, Abby i Violet. Starsza jest autorką projektów plakatów dla zespołu.


Kilka dni przed ostatnim Bożym Narodzeniem Puffy przekazał rodzinie Cliffa Burtona (Metallica) jego koszulkę z napisem Dawn on the Death, którą kiedyś od niego dostał. Burton zginął w wyniku tragicznego wypadku samochodowego w 1986 r. więc rodzina muzyka była ogromnie wdzięczna perkusiście FNM za jego gest (LINK). 


Artysta, uważany za jednego z obecnie najlepszych perkusistów na świecie odwiedził kiedyś Polskę i pokazał na żywo swoje umiejętności podczas na festiwalu Heineken Music Opener Festival w Gdyni w 2009 roku. Na kolejny koncert w Polsce będziemy musieli chyba poczekać jeszcze długi czas… Podczas odwołanej trasy na ten rok zespół nie planował koncertu w naszym kraju. A teraz nawet nie wiadomo czy w ogóle pojawią się jeszcze razem na scenie (LINK).

My za to wracamy jutro z ciekawym wywiadem, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 21 stycznia 2022

Z mojej płytoteki: Alan Parsons Project - I Robot, czyli czy zagraża nam sztuczna inteligencja?

Mam nieco mieszane uczucia słuchając tego albumu, bo są na nim genialne wręcz momenty, ale też i słabsze, nawet bardzo. Wśród tych słabszych wyróżnia się piosenka promująca (sic!) płytę, czyli I Wouldn't Want To Be Like You. Całość jednak, patrząc na rok w jakim płyta została zrealizowana (1977), wyprzedza swoją epokę.

CD jakie posiadam jest wznowieniem z 2007 roku, dlatego zawiera bonus tracki (razem jest 15 piosenek). W środku przedruk artykułu Jerry Ewinga z Classic Rock Magazine z 2006 roku. 

Można z niego dowiedzieć się, że Alan Parsons wcale nie zainteresował się rodzącym się wtedy punk rockiem. Parsons uważał, że punk był raczej subkulturą, niż muzyką. Erick Woolfson, piosenkarz, manager ale i twórca piosenek zespołu dodaje, że w początkowym okresie zespół tworzył bardzo wysokiej jakości muzykę, nie oszczędzając na procesie tworzenia

Alan Parsons obcował z legendami, współuczestniczył w nagrywaniu Peppera the Beatles, a później również Abbey Road i Let It Be, jako młodszy inżynier. Był też w studio przy realizacji płyt McCartneya no i legendarnego Dark Side of the Moon Pink Floyd. Wspomina, że ten właśnie album najbardziej go ukształtował, choć na na nim nie zarobił. W tamtym czasie spotkał Woolfsona który był producentem m.in. Ala Stewarta. Parsons poprosił, żeby został też i jego menadżerem, a ten wyraził zgodę. Tak zaczęła się ich współpraca.

Eric był wtedy zafascynowany twórczością science-fiction Isaaca Asimova, ten jednak sprzedał prawa autorskie do opowiadania I,  Robot telewizji. Eric spotkał się nawet z pisarzem i wspomina, że rozmowa była bardzo miła, ale ten nic nie mógł zrobić. Zespół zatem usunął przecinek z tytułu, a teksty jakie napisali kompletnie nie były związane z jego opowiadaniem, choć utrzymane w konwencji robotycznej.


Płyta opowiada o tym, jak dalece człowiek może się zrobotyzować, jest też ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwami wynikającymi z rozwoju sztucznej inteligencji. Album wstrzelił się w konwencję, dlatego że był wydany w czasie kiedy pojawiły się Gwiezdne Wojny.


Muzycznie najważniejsze chwile to otwarcie: I Robot. Później genialny Some Other Time przypominający mi nieco King Crimson i ich pierwszy album (warto zobaczyć TUTAJ).

Przez chwilę

Zagubiony do końca czasu

Jest wieczór innego dnia

I mój koniec

Teraz światło gwiazd, które mnie znalazło

Zagubione na milion lat

Próbuje pozostać, gdy wypełnia moje oczy

„Dopóki to nie zniknie”

Czy to możliwe, że jest ktoś inny?

Patrzący w mój umysł

W innym miejscu?

Gdzieś

Innym razem

W innym miejscu?

Gdzieś

Innym razem

Jak lustro trzymane przede mną

Wielkie jak szerokie jest niebo

Obraz się odbija

Powrót na drugą stronę

Czy to możliwe, że jest ktoś inny?

Patrzący w mój umysł

W innym miejscu?

Gdzieś

Innym razem

W innym miejscu?

Gdzieś

Innym razem 

W podobnym nastroju utrzymany jest znakomity Don't Let It Show. Piosenka o tym, że maszyny zawsze można się wyprzeć. Ona przyjmie to ze zrozumieniem... The Voice też jest doskonały, pełen ciekawych efektów specjalnych. Nucleus - tytuł, który dla jednego ze swoich utworów zaczerpnął niemiecki zespół postrockowy Long Distance Calling (pisaliśmy o nim TUTAJ). I o dziwo piosenka Parsonsa też jest instrumentalna...


Day After Day (The Show Must Go On) to kolejna perła z pięknym wokalem Jacka Harrisa

Total Eclipse to zdaje się być inspiracją Klausa Nomi (warto zobaczyć TUTAJ). Jakież wykonanie chorału angielskiego i orkiestry... Album kończy Genesis Ch. 1 V. 32 i jest to godne zakończenie, doskonale nawiązujące do początku... 

Piękno tego utworu wręcz powala...

Dzisiaj, w czasie gdy 70% Internetu jest w rękach zaledwie dwóch korporacji dzieło Parsonsa nabiera wręcz proroczego charakteru. Również piękno tej płyty, poza jednym utworem (który stał się hitem w USA), jest absolutnie ponadczasowe. Jak ponadczasowe są dzieła Asimova.  

6/6 - arcydzieło progrocka. 




Alan Parsons Project, I Robot, producent: Alan Parsons, Arista, 1977. Tracklista: I Robot, I Wouldn't Want to Be Like You, Some Other Time, Breakdown, Don't Let It Show, The Voice, Nucleus, Day After Day (The Show Must Go On), Total Eclipse, Genesis Ch. 1 V. 32.


czwartek, 20 stycznia 2022

Georges Armando Amazo: odkrywanie wielkiego miasta

Wydawałoby się, że nie można, nawet nie da się pokazać tak znanego miasta jakim jest Paryż inaczej, niż do tego przywykliśmy. Znane, opatrzone niemal do bólu budynki, jak na przykład wieża Eiffla widok na Sekwanę, lub sylwetka Bazyliki Sacré-Cœur zostały już tak dokładnie po wielokroć powielone, że wydawało się, iż już nie da się ich pokazać w sposób świeży, odmienny, że nie da się po prostu zaskoczyć widza. A jednak. Dzisiaj możemy dowieść, że wyobraźnia ludzka nie zna granic, nawet granic nakreślonych przez banał i nudę.




Georges Armando Amazo sprawił, że ​​jesteśmy w stanie odkryć Paryż na nowo. Na jego zdjęciach stolica Francji staje się baśniowym miastem i ukazuje nam swoje zupełnie inne oblicze. Niczym ze świata równoległego, pełnego harmonii, w którym wszystko jest możliwe…





Artysta trafnie sam pisze o sobie: Od wielu lat pasjonuję się fotografią, moje prace zanurzają widza w miejskich pejzażach, w których wyobraźnia ma pierwszeństwo przed rzeczywistością. Łącząc różne techniki, tworzę własny senny wszechświat. Ukończyłem studia matematyczne i informatyczne a teraz pracuję jako grafik, filmowiec, fotograf, przy różnych projektach. Moją pracę pokochały takie marki jak Xbox czy Puma, które proponują mi udział w niektórych swoich kampaniach reklamowych.




Zatem mamy do czynienia z człowiekiem sukcesu, który z satysfakcją oferuje nam podróż w mrok, roztaczając przed nami urzekający świat, rozciągnięty pomiędzy nocą a świtem, w którym zawiesza widza wysoko, nad chmurami lub też każe mu podziwiać miejski krajobraz z powierzchni bruku. Albo też ustawia na ulicy, lecz poza czasem, i uliczny ruch tylko przemyka obok, zaznaczając się jaskrawą smugą światła. 




Nie wiemy niestety nic bliższego o dzisiaj prezentowanym twórcy, na przykład ile ma lat, gdzie się kształcił i czy całe życie spędził w Paryżu, czy może widział i inne europejskie miasta. Albo czy lubi muzykę, a jeśli tak to jaką, albo którzy artyści są mu najbliżsi. Ale wszystko przed nami. Na razie zanurzmy się w ten jego kosmos, a czujących niedosyt odsyłamy do jego strony (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 19 stycznia 2022

Mick Middles i Lindsay Reade: Życie Iana Curtisa - Rozdarty cz.27: Rob Gretton nie polubił okładki Unknown Pleasures

 

Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 12345678910111213141516171819202122232425 i 26). 

Kolejny, już 11 rozdział książki zatytułowany jest Just For One Moment I Thought I'd Found My Way

16.04. 1979 roku w poniedziałek wielkanocny przyszła na świat córka Iana Natalie. Z powodu epilepsji Ian nie mógł się w pełni nią opiekować, robiła to Deborah przez co Ian oddalił się od niej. 

17.04. Joy Division grali koncert w Ackham Hall w Londynie, koncert w tym mieście był zbyt ważny żeby go odwołać. Sześć tygodni później, 24 maja Ian po koncercie w Bowden Vale miał swój najpoważniejszy atak. Odwieziono go do szpitala, a Deborah wezwała karetkę bo nie mogła go dobudzić po 4 atakach jeden po drugim. Leki jakie mu podawano zaczęły zmieniać jego osobowość. Jednocześnie Kevin Cummings nadawał wizerunek zespołowi, wykonując kultowe zdjęcia w śniegu. Wydali znakomity album, w niesamowitej okładce Savillea. Historia okładki to odkrycie Bernarda Sumnera (opisaliśmy to wnikliwie TUTAJ). Aby wzbogacić doznania dotykowe, okładka wykonana została z papieru z teksturą.


Grafika stała się po latach kultowa i jest powielana na gadżetach o zespole. 

Mick Middles był proszony przez Grettona o odebranie finalnego projektu okładki z Didsbury, i dostarczenie do klubu gdzie odbywała się impreza Factory. Dostarczając dziennikarz obejrzał ją w aucie. Pamięta jak Gretton się zdziwił czernią projektu, jego reakcją było zdziwienie i przekonanie, że to się nie sprzeda. Obrazek był zbyt mały, powinien być jego zdaniem rozpostarty na całą okładkę. Mruczał pod nosem, że okładka powinna być biała i miała taką być. 

Zespół dziwnie wypadał w wywiadach, najbardziej rozmowny był Steve, a Ian zdawał się ujawniać swoją inteligencję wraz z postępem rozmowy. Jednym z takich wywiadów był wywiad z Davem McCulloughiem (warto zobaczyć TUTAJ) z the Sounds, który był fanem zespołu zanim nie przeprowadził z nimi wywiadu... Mimo tego jego wywiad jest jednym z najbardziej fascynujących, jakie udzielił zespół. 

Middles wspomina, że tydzień przed wywiadem dzwonił do niego McCullough i ten ostrzegł go przed wojowniczością Hookyego wobec prasy. Ian za to był prasą muzyczną zafascynowany. Przez całe swoje krótkie życie okazywał prasie szacunek i był bardzo uprzejmy wobec dziennikarzy. Wtedy to Paull Salettery wykonał kultowe zdjęcia zespołu (opisane przez nas TUTAJ).

W tym samym czasie popularność Joy Division zaczęła sięgać zenitu, a decyzje o przyszłości Iana podejmowane zaczęły być w Factory. To nie podobało się jego żonie, zwłaszcza w świetle faktu narodzin ich córki.

C.D.N. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 18 stycznia 2022

Hubert Solczyński, vaporwave i tęsknota za estetyką lat 80-tych

Tak się czasem zdarza w dziejach świata, że sztuki plastyczne dotrzymują kroku innym dziedzinom sztuki, na przykład muzyce, a bywa nawet, że się wzajemnie inspirują. Dosłownie w kilku ostatnich latach obserwujemy powstawanie nowych prądów i ich wygaszanie… Około 2010 roku niepostrzeżenie, niezauważalnie przez mainstreamowe media, narodził się nurt zwany Vaporwave. Jest to mieszanka popu, synthwave i italo disco. Może takie wyjaśnienie brzmi zniechęcająco, lecz dobrze oddaje charakter tej muzyki. Za istotny impuls, który stał się genezą stylu uznaje się album Jean Michael Jarre „Music for supermarkets” 

Natomiast pierwszą płytą, która zdefiniowała kierunek jest Macintosh Plus - Floral Shoppe, autorstwa Ramony Xavier, która zamieściła go na kanale You Toube:

Ale nasz post nie jest o muzyce Vaporawe ale o plastyce. Artystą wiodącym dla tego stylu jest Hubert Solczyński (ur. 1986 r.), grafik komputerowy, samouk, który, od dzieciństwa czuje związek z teatrem. Fascynacją sceną zaraził się od swojego ojca, reżysera światła, pracującego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Hubert proponuje widzom zdjęcia, w których formy są cyfrowo zdeformowane i kreatywnie, wizualnie zmanipulowane. 



W efekcie otrzymujemy obraz w części rozmyty, lecz przesycony bogactwem barw, które narzucają nam określony nastrój, mocno przesycony niezdefiniowanymi emocjami, trochę pełen nostalgii a trochę po prostu rezygnacji. Czy jest w nich jakiś ukryty przekaz, o tym każdy kto patrzy na te prace powinien zdecydować sam. A jak artysta charakteryzuje swoje zdjęcia? Oto co o nich pisze: Moje prace to mówiąc wprost „mój świat”, czyli to jakim go widzę, jakim go czytam i jakim chciałbym, żeby był.  Dotykam najczęściej tematów „natury” i jej piękna, „kosmosu”, o którym myślenie zawsze uruchamia u mnie dodatkowe pokłady wyobraźni. Opowiadam o relacjach między dwojgiem ludzi, pokazując emocje, które im towarzyszą. Od miłości i zakochania przez tęsknotę i samotność. Bardzo duży nacisk kładę na kolory i przy nich spędzam niemal połowę czasu tworząc swoje prace. Uwielbiam szukać, mieszać i łączyć wiele kolorów oraz odcieni. Dla mnie „kolorowanie” pracy to swojego rodzaju przygoda i stąd w wielu moich pracach można znaleźć wielokrotność różnych barw i odkryć ich przenikanie. Tworzenie jest dla mnie naturalnym sposobem na uwalnianie emocji i przekazywania swojej wizji i czytania świata, zawsze każda praca zawiera cząstkę mnie z danego momentu w życiu. Proces tworzenia zaczyna się zawsze w ten sam sposób: Nastrój podpowiada, jakiej słuchać muzyki w danym momencie, a muzyka kieruje powstawaniem pracy, gdyż zawsze podczas słuchania mam w głowie obrazy i wizje, które potem przekładam na grafikę. Od początku mojej przygody (pierwsze prace mam z 1999 roku) moją największą inspiracją do tworzenia była muzyka i tak jest do dzisiaj (LINK).






 W wynurzeniach plastyka czuje się tęsknotę, tak samo jak i w jego pracach i tak samo jak w muzyce Vaporwave. Tęsknotę za estetyką lat 80. i 90, którą ten styl idealizuje, otacza kultem a jednocześnie czując niejasność ideową obecnych czasów, łączy z niepewnością a nawet z lękiem, jakie przeżywa współcześnie każdy człowiek, pozostawiony sam ze sobą i… z elektronicznymi urządzeniami, które paradoksalnie odcinają go od realnego świata.






Nazwa Vaporwave także nawiązuje do estetyki lat 80. czyli do cold-wave, dark-wave czy chili-wave, a także brzmienia, bo oferuje głównie zniekształcenia znanych utworów, poprzez chopping i screwing, szumy czy efekt pogłosu, narzucając słuchaczowi dystans do tego, czego słucha i nakazując mu ironię. Jednocześnie eliminuje rolę autora. Twórca staje się w tym procesie nieistotny, niczym dym z e-papierosa, wyłączanego, gdy już nie jest potrzebny. Krytycy nie wróżą długiego trwania stylowi, a nawet twierdza, że już się skończył…. Tym bardziej pospieszmy się i obejrzyjmy prace Huberta Solczyńskiego. Sprawdza się tu bowiem opinia klasyka, czyli w tym przypadku Witolda Lutosławskiego, iż awangarda jest potwornie staromodna.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 17 stycznia 2022

Isolations News 176: Band on the Wall - otwarcie, Hooky, Section 25, Actors i Opposition na Sinner's Day, wraca Placebo Dave Haslam ma 60 lat, Ed Sheeran buduje grób, Burke Shelley RIP, Tears for Fears i Alex Lifeson nagrywają, film o Depeche Mode i Nicku Cave

Legendarny klub w Manchesterze Band On The Wall (znany też z występów Joy Division) ogłasza ponowne otwarcie. Nastąpi to w marcu tego roku, już został ogłoszony kalendarz imprez. Obiekt został zamknięty z powodu generalnej przebudowy latem 2020 r. W wyniku zmian powiększono salę widowiskową do 500 miejsc oraz wyremontowano bar, w którym umieszczono scenę na 80 osób... (LINK).

W temacie kapel związanych z Factory - podczas festiwalu Sinner's Day w Belgii, w jednym miejscu, w ciągu trzech dni od 29 do 31 października wystąpią same tuzy post-punka, czyli następujące zespoły: Section 25, A Certain Ratio, Peter Hook & The Light, Cabaret Nocturne, The Membranes, The Jesus and Mary Chain, Dead Kennedys, The Charlatans The Opposition  oraz: Ministry, The Undertones, The Alarm, The Birthday Massacre, The Exploited, Die Krupps, Department S, Vomito Negro, Cocaine Piss, Janez Detd., Tiny Magnetic, Pets, Actors (CA), Sigue Sigue Sputnik Electronic, Zwaremachine, NoyceTM. Bilety etc. TUTAJ.


Były DJ z Haciendy - David Haslam, który 9 stycznia ku swojej satysfakcji skończył 60 lat (i podziękował z tej okazji za wsparcie przyjaciołom LINK), 14 stycznia ogłosił pierwszą w nowym roku playlistę utworów według niego wartych posłuchania (LINK). Wszystkiego dobrego Mr. Haslam.

Jedni świętują urodziny, innym za to w głowie nieco bardziej przyziemne, nawet podziemne tematy. Ed Sheeran postanowił pod prywatnym kościołem, który chce wznieść w swojej posiadłości w Suffolk, zbudować grobowiec. Kościół ma mieć kształt łodzi, a oprócz niego w jego prywatnej posiadłości nazwanej Sheeranvill, którą dzieli z żoną Cherry Seaborn i ich córką Lyrą Antarktydą znajduje się jeszcze ogromny dom Wynneys Hall, prywatny pub z przebudowanej stodole, sad owocowy, staw w kształcie serca, luksusowy domek na drzewie, studio nagrań i szklarnia, a także kryty basen i kompleks fitness. Koszt budowy grobowca ma wynieść 4 mln funtów, ale muzyk w tym roku raczej nie planuje skorzystać z niego, bo ma zamiar ruszyć w trasę koncertową po Europie w tym pięć koncertów na londyńskim stadionie Wembley w czerwcu i lipcu (LINK).  Będzie go można także zobaczyć w Polsce, w sierpniu na PGE Narodowy w Warszawie. A cały program jest TUTAJ. Oczywiście tournee związane jest z nową płytą, piątym albumem studyjnym, który został wydany w październiku ubiegłego roku (LINK).

Twórczości tego gościa nie znamy, ale news o grobie wydał nam się tak ciekawy, że go zamieściliśmy. Artyście dedykujemy piosenkę  odpowiednio w temacie...

Za to kompletnie w temacie jest już kolejny bohater. 10 stycznia zmarł założyciel Budgie, Burke Shelley, miał 71 lat. O śmierci gitarzysty powiadomiła jego córka, a muzycy zespołów Metallica, King Diamond, Motorhead w mediach społecznościowych dali wyraz swojemu smutkowi (LINK). 

Słuchało się w podstawówce, sentyment pozostał... Time to remember...

z tamtych czasów jest też sentyment do kolejnego zespołu. Tears for Fears udostępnili nowy singiel zatytułowany Break The Man. Piosenka jest trzecim utworem zapowiadającym pierwszy od 17 lat album grupy, The Tipping Point, który ukaże się 25 lutego nakładem Concord Records. W październiku 2021 roku duet – składający się z Rolanda Orzabala i Curta Smitha – wydał tytułowy utwór z płyty, a w zeszłym miesiącu  drugi singiel No Small Thing. Gra powyżej i nie jest to zła piosenka. Zobaczymy.


Kompletnie traci się cierpliwość, kiedy czyta się o kolejnych wyczynach człowieka z okładki Nirvany. Spencer Elden, którego fotografia trafiła 30 lat temu na okładkę Nevermind ponownie złożył pozew przeciwko zespołowi, oskarżając go o czerpanie zysków z pornografii dziecięcej... (LINK). 

Facet musi mieć coś z garem, albo jest kompletnie spłukany...


Z nowości dotyczących kapel z tamtych czasów - od 14 stycznia można kupić DVD z dokumentem o Depeche Mode (LINK). Jest to ponad półtoragodzinny film pod tytułem po prostu: The Show Must Go On.


Czy będzie to A Show of Hands? Alex Lifeson (Rush) udostępnił singel swojego nowego zespołu Envy Of None skład którego wchodzą jeszcze Andy Curran (Coney Hatch), Alfio Annibalini i wokalistka Maiah Wynne. Piosenka zapowiada ich debiutancki album, który wyjdzie 8 kwietnia nakładem Kscope. 

Brzmi to ciekawie, niemniej to nie są teksty jakie dla Rush pisał Neil Peart. Obstawiamy, że teraz pisze je ta siostra PCK z klipu.


Za to doskonałe teksty pisze Nick Cave. On i Warren Ellis ogłosili szczegóły dotyczące ich nowego filmu fabularnego zatytułowanego This Much I Know To Be True. Reżyserem obrazu będzie Andrew Dominik. Dokument opowie o twórczych relacjach między muzykami oraz o powstawaniu ostatnich dwóch albumów studyjnych, Ghosteen z 2019 roku (Nick Cave i The Bad Seeds) oraz zeszłorocznego Carnage (Nick Cave i Warren Ellis) (LINK).


Prawie na koniec - Placebo w ciągu 25 lat wydali siedem albumów. Ostatnio jednak na temat alternatywnego zespołu rockowego z Londynu było cicho. W tym roku, po 9 latach W 2022 wracają z nową płytą, choć bez perkusisty, zatytułowaną Never Let Me Go (Transparent Green Cassette). Premiera nastąpi 25 marca lecz już ruszyła przedsprzedaż (LINK). Jak brzmi można stwierdzić po piosence Try Better Next Time.
 

Molko ma jakiś problem z pałkarzami. Po tym jak wywalił na telefon Stevena Hewitta, w zasadzie bez żadnego uzasadnienia, teraz poleciał kolejny. 


    

Na koniec nie o pałce Molko, tylko o młotku. W tym tygodniu pod młotek bowiem pójdzie jeden z najbardziej interesujących domów - rzymska Villa Aurora z XV wieku należąca do Rity Boncompagni Ludovisi, wdowy po księciu Nicolò Boncompagni Ludovisi

Cena wywoławcza opiewa na 471 milionów euro (393 miliony funtów), a to z powodu cennego wyposażenia budynku: fresków autorstwa Caravaggia oraz Guercino, rzeźb Michała Anioła na frontonie i spiralnych schodów wewnątrz zaprojektowanych przez barokowego architekta Carlo Maderno, który jest autorem fasady Bazyliki św. Piotra. Jeśli jeszcze dodamy, że budowla stoi na szczątkach domu Juliusza Cezara, widzimy, że cena nie jest przesadzona. 

Willa będzie sprzedana, ponieważ wdowa po księciu procesuje się z pasierbami o schedę po mężu... (LINK). Kochała go przecież nie dla jego pieniędzy...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.