Dziś omawiamy kolejny fragment z książki Micka Middlesa i Lindsay Reade (poprzednio omówione fragmenty: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9. 10, 11 i 12).
Pierwsza sesja Warsaw wyszła tak sobie, zespół jednak nie do końca był zadowolony ze sposobu gry Brotherdlae'a. Ten z kolei skarżył się Terry Masonowi, że jest punkiem i chciałby grać w innym zespole. Ponieważ był niepewny postanowiono poszukać kogoś innego. Wtedy pojawił się Stephen Morris. Miał kontakty z Ianem i różnił się od pozostałych członków zespołu, był dobrze sytuowany bo jego rodzince mieli firmę produkującą kuchnie na wymiar, w dodatku bardzo dobrej jakości.
Stephen tak jak Ian chodził do szkoły King's School. Był swojskim chłopakiem. Ponadto po przesłuchaniu okazało się, że doskonale gra na perkusji i przewyższa umiejętnościami poprzednich perkusistów zespołu. Był jednocześnie bardzo oczytany.
Vini Reilly, który przysłuchiwał się próbom Warsaw w tamtym czasie, stwierdził, że zespół grał bardzo słabo, w szczególności nie podobała mu się gra Bernarda. Uważał, że ten najzwyczajniej fałszował. Natomiast podziwiał grę Stevena - takich rytmów nigdy wcześniej nie słyszał.
Na koncercie w Electric Circus 3.10. Bernard miał roztrojoną gitarę, natomiast wokale Iana były przytłumione. Poza tym Ian śpiewał inaczej niż inni i Vini pamięta, że te dwie rzeczy, czyli gra Stevena i wokale Iana go bardzo zaskoczyły.
Tymczasem w Manchesterze ukształtowała się scena muzyczna i w zasadzie jedynie trzy zespołu się liczyły: the Buzzcocks, Slaughter and the Dogs i the Drones.
Kiedy w październiku 1977 roku zamknięto Electric Circus środowisko punków poczuło, że nie ma miejsca na imprezy. Ten wieczór został zarejestrowany, Ian Curtis przed At A Later Date wykrzyczał słynne: Czy pamiętacie o Rudolfie Hessie? Koncert stał się znany dopiero gdy Joy Division stali się sławni.
Jakość dźwięku była fatalna, piosenki w zasadzie można nazwać hałasem, ale Ian wyróżniał się jako wokalista. Tak wspomina go Tony Wilson - jako lekko dziwnego, ale ciekawego i godnego zapamiętania. Zespół brzmiał gówniano, ale wokalista miał coś w sobie.
Kolejny rozdział - 5 - zatytułowany jest The Leaders of Men. Zaczyna się od cytatu Marka Reedera, że to Ian był autorem nazwy zespołu, bowiem interesowało go wszystko co miało powiązanie z Niemcami.
7.10. odbył się koncert w Salford Technical College. Był na nim Martin Hannett ze swoją dziewczyną Susanne O'Hara, jako reprezentant wytwórni Music Force (pisaliśmy o niej, jak i o innych wytwórniach z Manchesteru TUTAJ).
Martin zajmował się poszukiwaniem młodych talentów, ale też i realizował nagrania wytwórni. W tym czasie rozwijał się jego geniusz realizatorski. Zaczął swoją poważną przygodę z muzyką w Indigo Studios w Manchesterze 28.12.1976 roku, przybierając pseudonim Martin Zero. Wziął go z nazwy koncertu promującego Music Force - Ground Zero. Poznał się na nim szybko Richard Boon - menadżer the Buzzcocks i skontaktował celem realizacji singla Spiral Scratch.
Ten singiel był pierwszym sygnałem, że Martin wychodzi poza schematy, a w jego działaniach realizatorskich widać błysk geniuszu.
C.D.N.
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz