sobota, 1 sierpnia 2020

Jeszcze raz o tatuażach Joy Division z mojej kolekcji

Kilka razy pisaliśmy na naszym blogu o tatuażach z Joy Division (TUTAJ) i udzielaliśmy też rad jak wybrać dobry salon, i czym kierować się przy dzia(r)łaniu. 

A skoro temat cieszy się dość dużym powodzeniem, a w dodatku jest lato, pora gdy wielu z nas decyduje się na zrobienie tatuażu, dzisiaj wracamy do tematu - tym razem prezentując dwa kolejne dzieła jakie powstały na mojej skórze przez miniony rok. Przy okazji zapoznamy czytelników z techniką pracy tatuażysty - a wybór tego ostatniego jest podstawą. Ci najlepsi są na pewno przeciążeni więc warto poczekać, i co ważne, zapłacić nawet niemałą kasę, by za to cieszyć się efektem i mieć pamiątkę z której jesteśmy dumni po kres swoich dni. 

Od czasu moich poprzednich dzieł, opisanych TUTAJ do rękawa doszły dwa elementy. Zdjęcie Iana Curtisa, wykonane na jednym z ostatnich koncertów Joy Division w Factory Records, oraz logo use hearing protection. Zatem pora na szybką fotorelację z salonu. 

Najpierw odbywa się wizyta robocza, na której przedstawiamy artyście wizję projektu, i ustalamy termin - no i najważniejsze  - cenę. Po odczekaniu w kolejce przychodzi TEN dzień. Tatuażysta w pierwszej kolejności odwzorowuje ze zdjęcia kontury, co stanowi podstawę projektu.  




Następnie projekt przeniesiony zostaje na kalkę - to specjalna kalka która odciśnięta zostanie na ciele i stanowi szkic dzieła. 




Jak widać w moim przypadku nastąpiło od razu połączenie z pozostałymi fragmentami rękawa.

Artysta daje nam czas żeby wszystko dokładnie przeanalizować i obejrzeć w lustrze. 

Po akceptacji zaczyna się dzia(r)łanie. Nie należy to do przyjemności, zwłaszcza pod koniec, kiedy ma się uczucie jakby ktoś przypalał nas żelazkiem.







Tatuażysta zmienia końcówki na raz węższe, innym razem szersze, używa specjalnej wody z płynem zapobiegającym krwawieniu. Ten tatuaż który pokazany jest na zdjęciach robi się około 6 godzin z niewielkimi przerwami.




W końcu mamy upragnione dzieło w pełnej krasie - opłacało się czekać i nieźle zapłacić. Ale gentlemani nie rozmawiają o pieniądzach...
 


Kilka miesięcy później dodaję logo Factory - use hearing protection autorstwa samego Petera Saville'a. Tym razem jednak to krótka piłka, a cena to jakaś jedna piąta powyższego projektu. Ten tatuaż wykonuje inny artysta - ale z tego samego salonu.





Ten sam artysta, który wykonywał pulsara z Unknown Pleasures widocznego obok. 

Jest jeszcze trochę miejsca, no i trzeba wykończyć rękaw. Ale na razie spokojnie czekam na odpowiedni czas, kiedy będę w 100 % przekonany w jakim kierunku iść dalej. Na pewno wtedy o tym znowu napiszę. 

Jeśli chcecie o tym przeczytać, czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

piątek, 31 lipca 2020

Historia absolutnie antysystemowego winylu Brygady Kryzys z mojej płytoteki: kultowy album Fresh Records z 1982 roku

Nikt mi nie uwierzy, że współprowadząca nasz blog kupiła ten album całkiem niedawno w sklepie ze starociami z Niemiec i meblami. Kosztował 3 PLN. Okładka jest w stanie dobrym plus, za to winyl... idealnym, w zasadzie nie wiem czy był słuchany więcej niż kilka razy. 

A teraz pora udać się do głowy Roberta Brylewskiego, który wspomina w książce w rozmowie z Rafałem Księżykiem album tak (najpierw wspomina ten koncert jako pierwszy warszawski koncert Republiki, na którym zespół został poczęstowany przez gospodarzy specjalnym ciastem nasyconym narkotykami... - można zobaczyć fragmenty wideo z tego koncertu w filmie Ryszarda Kruka, o którym pisaliśmy TUTAJ):

Tego samego wieczoru został nagrany występ Brygady Kryzys, który trafił na wydaną w Londynie płytę Brygada Kryzys Live. To było pirackie wydawnictwo?

W ogóle nie wiedziałem o tym, że ktoś zabrał taśmę. O płycie dowiedziałem się dopiero, kiedy ją przywieźli z Londynu. Przyjechał gość w kurtce ramonesce i strasznie prosił, żeby wstecznie podpisać umowę. W pierwszej chwili zareagowaliśmy z entuzjazmem: "Płyta w Anglii? Zajebiście! Przecież i tak żyjemy w zamkniętym kraju, co nam szkodzi podpisać." Potem przyszła chwila otrzeźwienia, wydawanie płyty z pierwszego koncertu jest w ogóle nie do przyjęcia. Komu udało się zagrać udany pierwszy koncert? Ostatnio przeszły mi takie wątpliwości. Co z tego, że się wstydzę, bo później grałem dużo lepiej, skoro ludzie mają z tego korzyści, traktują te nagranie w świadomy sposób, nie tylko jako muzykę, ale też jako dokument. 

Z tego dokumentu wynika chociażby, że graliście wtedy świetne miłosne songi: To co czujesz, to co wiesz, Ty i tylko ty, które nie weszły potem na wasz oficjalny debiut płytowy. 

To specjalność Tomka. Przecież nie żyliśmy tylko zespołem. Sprawy sercowe tylko czasami były spychane na bok, ale - jak wspominałem - były równie ważne, a nawet najważniejsze.

Specjalnością Brygady Kryzys były jednak utwory bojowe: Wojna, od której rozpoczynaliście koncerty, Nie ma nic, Too much, Fallen Fallen is Babylon. Mieliście poczucie misji?




Trudno mówić o poczuciu misji, ale na pewno czuliśmy się na swoim miejscu i reagowaliśmy na to, co się działo. Przyszedł taki niesamowity moment, że nastąpił punkt kulminacyjny tego, co wzbierało wcześniej - czas nazwany karnawałem Solidarności - a zaraz potem gwałtowny zjazd w dół, stan wojenny. Moje geny konspiry dały o sobie znać, tak to sobie wyobrażam. I dobrze się z tym czułem. Można dobrze radzić sobie w konspiracji, a w innych warunkach się nudzić. Życie w ciężkich czasach, w trudnych miejscach jest fascynujące. Widziałem kiedyś w telewizji relację z wielkiej fety, chyba w sześćdziesiątą rocznicę Powstania Warszawskiego. Padały głupie pytania dziennikarzy: "Jakie to były czasy?" Pewna starsza pani mówiła: "Proszę państwa, to były wspaniałe czasy. Nasze najlepsze czasy. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale wtedy było wiadomo, kto jest kto." Ja bardzo podobnie czasy stanu wojennego.         

Nudzisz się teraz?

Nie. Wciąż próbuję znaleźć sposoby działania na obecny czas. Brakuje mi środowiska muzycznego. Wiem, że najgorsze w życiu jest dążenie do stawiana kropki, finalizowania pewnych spraw, ale mam to we krwi. Pociesza mnie fakt, że naukowcy przekonują, iż jedyna pewna rzecz w kosmosie to zmiana.

Powyższy fragment pochodzi z książki Robert Brylewski - Kryzys w Babilonie, Autobiografia, rozmawia Rafał Księżyk, wydawnictwo Literackie 2012. 

Szkoda, że nie padło pytanie o okładkę - wszak umieszczenie na niej upadającego daru ZSRS, a dokładnie samego Stalina, jako dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego, to niezły akt odwagi. Mimo upływu lat, szata graficzna i wkładka z tłumaczeniami tekstów (co prawda jednostronna) cieszy i jest bardzo profesjonalna. Warto dodać, że to Brygada Kryzys jako pierwsza postawiła zagadnienie zburzenia architektonicznego potwora, i to w czasie, kiedy nie było to jeszcze modne.

Dzisiaj, kiedy Robert Brylewski w tak głupi sposób połączył się z Kosmosem, tym bardziej przemawiają do nas słowa, które wypowiedział w wywiadzie. Bo tym bardziej czujemy wagę prezentowanego dziś dokumentu. I tak już pozostanie na zawsze, bo Brygada Kryzys na taki właśnie czas wpisała się w historię polskiej nowej fali.

Czytajcie nas - codziennie nowy tekst, tego nie znajdziecie w mainstreamie.



Brygada Kryzys Live, Fresh Records 1982, producent: Roy Rowland, tracklista: Nie ma nic, Babilon upadł, Telewizja, Centrala, Obudź się, obudź się, To Co Czujesz - To Co Wiesz, Ty i tylko ty.
         

czwartek, 30 lipca 2020

Obrazy, których nikt nie chciałby powiesić w swoim domu

Pokazaliśmy naszym czytelnikom wiele ciekawych obrazów, ale są takie, których nikt nie chciałby powiesić w swoim domu. Jednych dlatego, że przedstawiają straszne, upiorne kompozycje, innych bo podobno przynoszą nieszczęście.
 
Wśród takich malowideł znajduje się portret Płaczącego chłopca namalowany przez Bruno Amadio zm. 1981 r. (Franchot Seville) LINK. Opowieść o nim zamieścił w artykule Blazing Curse of the Crying Boy Picture!  w dniu 4 września 1985 r. brytyjski tabloid The Sun.


Opowiedział w nim o tym, że obraz ten, zawieszony na ścianie domu, ściąga na ten dom pożar, w którym ginie wszystko, za wyjątkiem pechowego malunku.  A że obrazek z płaczącym malcem był bardzo popularny i masowo drukowany w latach 50 i 60., zniszczeniu uległo ponad 50 budynków. Po wydrukowaniu swojej historii, The Sun zwrócił się z apelem aby jego czytelnicy pozbyli pechowego obrazka, najlepiej niech go przyniosą do redakcji. Po kilku latach, w 1985 r. na brzegu Tamizy ułożono z nich stos i podpalono… W ten sposób ta niewiarygodna opowieść uzyskała happy end.

Innym, dość dziwnym obrazem jest praca The Hand Resist Him z 1972 roku autorstwa Billa Stonehama. Obraz powstał na podstawie fotografii artysty z dzieciństwa. Przedstawia chłopca z lalkę stojących przed szklanymi drzwiami, do których od wnętrza przyciskają się dłonie. Drzwi są symboliczną linią podziału między światem na jawie a światem fantazji. Od początku malunek ten wywoływał dziwne reakcje zbyt długo przyglądających się mu osób. Większość z nich skarżyła się na niepokój oraz bóle i zawroty głowy. Podobno postacie na obrazie poruszały się w nocy, i czasami opuszczały go wchodząc do pokoju, w którym był zawieszony…  Sam autor odniósł się do tych pogłosek poprzez wpis na swojej stronie internetowej: Zarówno właściciel Galerii, w której pokazywano „The Hand”, jak i krytyk sztuki z Los Angeles Times, który recenzował moją wystawę zmarli w ciągu roku (LINK).



Po latach malarz wykonał sequel dzieła, przedstawiający zamiany u chłopca i lalki: lalka stała się prawdziwą dziewczynę, a chłopiec starcem.


W historii malarstwa było wiele innych dziwnych obrazów, chcemy tu pokazać kilka z nich, autorstwa bardzo znanych artystów:


Peter Paul Rubens namalował na zamówienie hiszpańskiego króla Filipa IV mit o Saturnie (1636 r.), pokazując go w chwili, gdy pożera swojego syna bo dowiaduje się, iż ten zajmie jego miejsce. Malarz oddał całą sytuację w  bardzo realistycznej formie, aż za bardzo:


Prezentowany w paryskim Muzeum Orsay obraz William-Adolphe Bouguereau „Dante i Wergiliusz w piekle” (1850) nawiązuje do fragmentu Boskiej komedii Dantego . Przedstawia przejście poety Wergiliusza i samego Dantego do ósmego kręgu piekła i widok fałszerzy. Potępiony alchemik Capocchio jest tam zagryzany przez Gianniego Schicchi, mieszkańca Florencji w XIII wieku, który został potępiony za podszywanie się pod inne osoby.


Malarz Theodore Géricault, którego najbardziej znanym dziełem jest Tratwa Meduzy, aby nadać swoim obrazom bardziej realistyczny wygląd, chadzał do kostnicy i zabierał stamtąd ludzkie szczątki aby je namalować. Podobno składował w domu po kilka głów, rąk i nóg na raz, trzymając je pod łóżkiem…


Otto Rapp w 1973 roku namalował ludzką czaszkę w stanie rozkładu, nabitą na klatkę dla ptaków. Zrobił to z makabryczną dbałością o szczegóły i nazwał całość Deterioration Of Mind Over Matter  (utrata umysłu z powodu materii). Możliwe że jest to ilustracja wiersza Edgara Alana Poe „The Conqueror Worm” (Robak zdobywca), który doczekał się wersji muzycznej

 

Kuszenie św. Antoniego (1645) Salvatora Rosy jak sama nazwa wskazuje przedstawia demona atakującego Świętego Antoniego. Ptasia lub jaszczurkowa postać diabła, zdaniem krytyków sztuki, jest dość niezwykła jak na czasy w których powstała, zwłaszcza gdy chodzi o jej upozowanie.

Oczywiście jest jeszcze wiele innych takich dzieł sztuki, kilka z nich już pokazaliśmy:  prace Francisa Bacona (TUTAJ),  Johanna Heinricha Füssliego (TUTAJ), i oczywiście Zdzisława Beksińskiego, któremu poświęciliśmy wiele wpisów (TUTAJ).

środa, 29 lipca 2020

Debiutanci: Opale - nadzieja dark i ambient, czyli muzyka utkana z morskiej piany

Dzisiaj w serii debiutanci, w której prezentujemy bardzo młode zespoły przed którymi, przynajmniej naszym zdaniem, wielka kariera przedstawiamy zespół Opale z Francji

Powstał w 2012, i jak dziewczyny piszą o sobie (LINK): wywodzi się z muzycznego pokrewieństwa, które łączy Sophię i Rocio. Zespół wydał swój pierwszy album w 2013 roku, a zatytułowany był L'incandescent. W 2014 roku kolejny - Hédoniste, a w 2015 Sleepless.

Omawiamy dziś minialbum Éternelle Nostalgie, wyprodukowany został przez ich wytwórnię Contemplative Recordings i We Be Friends, a  dziewczyny nagrały go w roku 2018. 

Sama muzyka jest niezwykle ciekawa i gdyby można było ją zakwalifikować, to na pewno pojawiają się w niej echa takich twórców jak Solid Space (pisaliśmy o ich znakomitej płycie Space Museum TUTAJ), ale nie tylko. Słychać tutaj wpływy Double Fantasy (opisanego przez nas TUTAJ) a najbardziej jednak znakomitego duetu Carbon Based Lifeforms (opisanego TUTAJ). Wszystko jednak jest bardziej zwiewne, lekkie, jakieś takie zawieszone gdzieś nad naszymi głowami. Tak jakby dziewczyny chciały nam coś przekazać, ale jednocześnie pokazać, że w zasadzie nie zależy im na tym, aby do nas dotrzeć.

Minialbum otwiera Eternelle Nostalgie,  czyli tytułowy utwór Wieczna Nostalgia. Wolno wprowadzają nas w klimat, dość leniwie. Ale już po kilkudziesięciu sekundach pojawia się dość mocno zaznaczony rytm. Odpływamy, a całości dopełnia znakomity delikatny, można powiedzieć anielski wokal... 

Po nim Sea Copy, znowu syntezatory i to charakterystyczne już dla zespołu brzmienie. I gdzieś w środku jakby wołanie syreny... Trudno w tym miejscu nie mieć skojarzenia z This Mortal Coil (TUTAJ)... 

Trzeci utwór Trajectoires to chyba najbardziej udana kompozycja z tego minialbumu. Żywiołowy i przebojowy, tak można powiedzieć. Zdecydowanie powinien promować wydawnictwo. Zerkam na YT, a może dziewczyny nagrały jakiś klip? Znajduję kilka ciekawych realizacji  - widać że mają nam do przekazania jakieś wizje artystyczne, co najmniej niebanalne...    

  
Wydawnictwo zamyka Maison Sensation, który jest spokojny wyostrzając nam apetyt na, być może tym razem już kolejny pełny album!

Czekamy.

I jeszcze to (dostaliśmy maila od jednego z czytelników): 

  

Dziewczyny żyją, są, a w maju pisały na FB (TUTAJ). Zatem może zareagują na nasz mail z prośbą o wywiad. Jeśli tak - wkrótce pojawi się on tutaj. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.     





Opale - Eternelle Nostalgie, Contemplative Recordings 2018, tracklista: Eternelle Nostalgie, Sea Copy, Trajectoires, Maison Sensation.

wtorek, 28 lipca 2020

Nieprzemyślane realizacje, czyli ciemna strona architektury

Legendarny amerykański architekt Frank Lloyd Wright powiedział: Lekarz może zakopać swoje błędy, ale architekt może tylko doradzić swojemu klientowi sadzenie winorośli. Chociaż to stwierdzenie pochodzi z 1954 r. nie straciło nic na aktualności i  z im dłuższej perspektywy czasu patrzymy na niektóre upiorne sny architektów, tym bardziej utwierdzamy się w mniemaniu, że na całym świecie nie ma wystarczającej ilości winorośli, aby je zakryć. Ku przestrodze pokazujemy więc kilka najbardziej nieprzemyślanych realizacji i apelujemy – architekci, nie idźcie tą drogą!


Na początek drobiazg: John Hancock Tower to 60-piętrowy wieżowiec w Bostonie, który został zaprojektowany przez firmę architektoniczną IM Pei & Partners i odsłonięty w 1976 roku. Jego wyrazisty, minimalistyczny kształt zachwycił architektów, lecz zaraz potem zaczęły się problemy… Otóż z drapacza chmur wypadały okna. Każde z tych 10 000 okien codziennie zagrażało życiu znajdujących się na chodnikach ludzi. Błąd spowodowany był nieprzewidzianymi, powtarzającymi się termicznymi naprężeniami paneli tworzących konstrukcję. Ostatecznie wymieniono wszystkie okna kosztem 5 milionów USD. Ale to nie był koniec koszmaru. Wieżowiec chwiał się i to tak gwałtownie, że mieszkańcy wyższych pięter dostawali morskiej choroby. I ten problem został ostatecznie rozwiązany, zrobił to architekt z Cambridge, William LeMessurier (LINK).


Kolejny przykład dotyczy innego wieżowca. Vdara Hotel & Spa w Las Vegas oferował wyjątkową atrakcję, której ani jego goście, ani jego architekt nie przewidzieli - promień śmierci. Budynek znany także Walkie Talkie z powodu formy, po realizacji (w 2009 roku) doczekał się cierpkich komentarzy, bo trwale zniszczył panoramę tej części miasta. Ale to było nic. Unikalny kształt i lekko zakrzywiona fasada ze szkła działała niczym soczewka. Odbicie promieni słonecznych było tak mocne, że wiązka światła topiła plastikowe elementy w zaparkowanych w pobliżu samochodach, podpiekała pływających w basenie gości oraz wzniecała pożary. Ostatecznie, znaczną część przyległych ulic trzeba było zabezpieczyć osłonami przeciwsłonecznymi.

Czasem kłopoty sprawia jeden nietrafnie wybrany szczegół. Zbudowany w 1973 r. The Aon Center w Chicago został obłożony z zewnątrz karraryjskim marmurem.  Rok po oddaniu budynku do użytku jedna z marmurowych płyt oderwała się i uderzyła w dach sąsiedniego Centrum Prudential. Kiedy dochodzenie ujawniło, że to może nie być jednorazowe zdarzenie, budynek został przebudowany kosztem ponad 80 000 000 USD… Marmur zdjęto i zastąpiono granitem.



Zresztą karraryjski marmur chyba jest obłożony jakąś klątwą, bo napytał biedy także po drugiej stronie Atlantyku. Ogromny i imponujący Grande Arche, postawiony w centrum najnowocześniejszej dzielnicy La Défense w Paryżu zawsze był czymś więcej niż pomnikiem triumfu. Nie był to bowiem pomnik militarnej chwały, lecz siły francuskiej gospodarki...  Jego bryła prawdę mówiąc nie jest skomplikowana. Jest to po prostu marmurowo-szklany sześcian o 110 metrowych bokach, wystarczająco duży, aby mógł teoretycznie pomieścić katedrę Notre Dame. Od początku jednak coś z nim było nie tak. Dość przypomnieć, że w dniu swojej inauguracji w 1989 roku uwięził w toalecie samą Margaret Thatcher. Jej ochroniarze musieli rozbić drzwi, aby mogła z niej wyjść. Ale to nic. Od kilkunastu lat obiekt jest zamknięty. Karraryjski marmur kruszy się i odpada. Z tego  samego powodu odcięto dojście łuku od strony północnej. Wewnątrz, w biurach ministerstwa ekologii i mieszkalnictwa, za to jest tak ciemno i ponuro, iż ludzie odmawiają pracy. Grande Arche został zaprojektowany przez duńskiego architekta Johanna Otto von Spreckelsena, lecz jego za wykonanie budynku odpowiadał Paul Andreu (autor rozchorował się i nie mógł nadzorować realizacji pomysłu).




I jeszcze jeden przykład, lecz gigantyczny. Pod wieloma względami Brasilia, stolica Brazylii, jest  uważana za cud. Miasto powstało według projektu Oscara Niemeyera w przeciągu kilku lat (1956–1961) na szczerym polu wydartym dżungli. Zespół budynków skomponowanych wzdłuż majestatycznych alei tworzy układ w kształcie ptaka. Wygląda to niewiarygodnie idealnie z daleka, lecz mieszkańcom żyje się wśród utopijnych rozwiązań źle. Już same warunki komunikacyjne nie są dostosowane do tak wielkiej liczby mieszkańców. Każdego dnia 800 000 osób tłoczy się, aby dojechać do pracy na centralnym terminalu autobusowym, który znajduje się na skrzyżowaniu dwóch monumentalnych alej. Tak się dzieje, bo nikt nie pomyślał o pieszych. Ulice nie zostały zaprojektowane ani dla wypoczynku, ani dla spacerów… Ale i tak tych pieszych trudno byłoby zobaczyć na ulicy, ze względu na wysoki wskaźnik przemocy… Betonowe miasto budzi agresję.

Po co o tym piszemy? Bo wśród tematów o sztuce poruszamy od czasu do czasu zagadnienie z obszaru architektury. I dotąd przedstawialiśmy te realizacje, które budzą zachwyt lub zdumienie (LINK). Pora teraz zatem na ciemniejszą stronę sztuki architektonicznej…


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 27 lipca 2020

Isolations News 99: Hook ma żal do Sumnera i celebruje rocznicę wydania Closer Joy Division, jednak nie zamkną kultowych klubów Manchesteru, jak rozstrzelali dziadka Ala Bundy, klawisze Depeche Mode, wraca rock na bagnie


Peter Hook nadal nosi urazę do Bernarda Sumnera o podział tantiem od utworów New Order, mimo ugody z 2017 r. (LINK) i (LINK). Dziwne, że kumpli z ławki szkolnej, a nawet gangu skuterowego podzieliła kasa... 

W innym wywiadzie Hook opowiada o tym, czego słuchali członkowie Joy Division. Ian Curtis był zafascynowany nie tylko Kraftwerk ale także the Doors i pożyczył mu płytę, bo uważał że brzmią tak samo (LINK). Muzyk ma wypełniony kalendarz aż do sierpnia 2021 roku, planuje występy w Wielkiej Brytanii, Turcji i Francji. Szczegóły TUTAJ

Swoją drogą to nie żadna nowość, kto nas czyta wie od dawna, że Ian Curtis lubił Kraftwerk i poezję Jima Morrisona.



Jeśli pojawili się Kraftwerk, autorzy piosenki Radioactivity i Ian Curtis - od 24 lipca można na Amazon Prime oglądać Radioactive (LINK), film biograficzny o Marii Skłodowskiej-Curie (premiera w marcu 2020 r.). 

W rolę polskiej wonder woman wcieliła się Rosamund Pike a jej męża, Piotra Curie, zagrał Sam Riley (znany z roli Iana Curtisa w filmie Control reżyserowanym przez Antona Corbijna) (LINK). 


Pewnie niewiele nowego dowiemy się o naszej noblistce z tego filmu, trudno też oczekiwać, że dowiemy się czegoś nowego z kolejnego wspomnieniowego wywiadu z Peterem Hookiem na temat Closer. Informujemy przez grzeczność że za 5 GBP można go obejrzeć TUTAJ

Hook raczej nas nie zaskoczy jak ten dziadek z dowcipu, którego wnuki prosiły, żeby wspomniał czasy wojny, gdy Niemcy wkroczyli do wioski w której dziadek wówczas mieszkał. 

- Jak wtedy było dziadku? 

A dziadek na to: 

- Ano Oberstuhnbahnfuhrer podzielił wszystkich mężczyzn na dwie grupy i mówi do żołnierzy: tych rozstrzelać a resztę zgwałcić.  

- I co z tobą dziadku - pyta jeden z wnuków. 

- Jakże co? No rozstrzelali...

Naszym zdaniem wiele więcej można dowiedzieć się z książek i dokumentów, a te omawiamy i omawialiśmy na naszym blogu cały czas. Choćby najnowsza książka Jona Savagea (TUTAJ), film Shadowplayers (TUTAJ), czy opisywana ostatnio książka Colina Sharpa (LINK). I wiele wiele innych, a my dopiero się rozkręcamy i masa opracowań jeszcze przed nami...

No chyba, że wcześniej spotkamy się z Ianem Curtisem, albo wejdą Niemcy i nas rozstrzelają...


W klimatach Manchesteru - jednak kultowe kluby Deaf Institute i Gorilla w Manchester nie zostaną zamknięte (wspominaliśmy o tym w zeszłym tygodniu). Nowy właściciel, którym jest Aaron Mellor z Tokyo Industries (należą do niego także inne kluby: Impossible, The Factory i South), obiecał że zrobi wszystko aby oba te miejsca funkcjonowały tak samo jak dotychczas (LINK). Ratunkiem ma być współpraca z Timem Burgessem (The Charlatans). 

Za to inny znany kultowy bar - Band on the Wall - będzie nieczynny do września 2021 roku, podobno z powodu prac remontowych... Firma zwolni 26 pracowników we wrześniu tego roku, po czym klub zostanie zamknięty (LINK).


Zamknięty z powodu wirusa był już za to jeden z najbardziej znanych aktorów amerykańskich. Znajomi Mela Gibsona ujawnili, że aktor spędził w kwietniu tydzień w szpitalu w Los Angeles z powodu zarażenia się koronawirusem (LINK).


Pozostając w tematyce filmowej: Do 28 lipca są zgłaszane filmy i programy TV do nominacji do nagrody Emmy 2020. Zasady przyjmowania tytułów i nazwisk aktorów, z których ułoży się listę, zostały zmienione z powodu pandemii. Jak to wpłynie na ustalenie puli nominowanych tytułów, na razie nie wiadomo. Za to amerykańskie portale prześcigają się w podawaniu swoich "typów" (LINK) (LINK). 

Nam te nazwiska poza kilkoma nic nie mówią, dlatego zgłosiliśmy nasz typ: Al Bundy

Popijając zimne piwo z ręką w spodniach cierpliwie oczekujemy nagrody.


Jeśli wywołaliśmy temat chorób - za jedyne 10 $ darowizny na rzecz organizacji wspierającej dzieci chore na raka Teenage Cancer Trust, można wziąć udział w losowaniu i wygrać syntezator  Arturia Microbrute,  na którym grali Depeche Mode. Do instrumentu dołączony będzie ich autograf i z złota płyta z 1987 roku zawierająca album Music for the Masses, pierwotnie należąca do Martina Gore (autora tekstów). Datek można złożyć TUTAJ.



Jeśli zechcecie wpłacić a mieszkacie w UK - sprawdźcie najpierw stan swojego konta. Martin Lewis, ekspert bankowy, ostrzega każdego, kto ma konto bankowe w Wielkiej Brytanii przez szokiem. Otóż wiele banków wprowadziło od kwietnia 40-procentowe RRSO... 

Z tego powodu wielu właścicieli kart debetowych może się mocno zdziwić zaglądając na swoje konto (LINK). Nawet mocniej niż wnuki z dowcipu o dziadku...

     
Mimo że jubilatka, o której aktualnych losach pisaliśmy TUTAJ, pewnie już sama jest posiadaczką wnuków, 29 sierpnia, jak co roku, począwszy od 2003, fani Cocteau Twins zbiorą się (online) na Cocteaufest organizowanym przez zespół, aby uczcić urodziny Elisabeth Fraser  - muzyków ani samej Frazer nie będzie ale uczestnicy będą mogli posłuchać muzyki zespołu. I posłuchać produkcji jakiegoś DJ (LINK).  U nas też możecie posłuchać bo o zespole pisaliśmy baaardzo wiele razy (TUTAJ) i na pewno jeszcze nie raz napiszemy.

  
Kończymy optymistycznie - wiadomo  kiedy odbędzie się przyszłoroczny Rock na Bagnie. Zacznie się (oczywiście w Goniądzu) 2.07. a skończy 4.07.

Karnety zakupione w tym roku zachowują swoją ważność (LINK). 

Żeby nas czytać karnetów nie trzeba, wracamy jutro z kolejnym wpisem, dlatego bądźcie z nami - u nas codziennie coś nowego, czego nie znajdziecie w mainstreamie.