sobota, 8 lutego 2020

Fanziny zagraniczne i polskie: oddech muzycznego antysystemu

Zbuntowanej muzyce lat 70 i 80 XX wieku towarzyszyły fanziny (o kilku pisaliśmy TUTAJ). Zaczęło się oczywiście w Wielkiej Brytanii od Sex Pistols. Po ich koncertach w latach 1976 i 1977 młodzież szybko i tanio, poprzez kserowane i potem zszyte kartki formatu A4, dzieliła się swoimi odczuciami, rozterkami i reakcjami na rozmaite wydarzenia. Wszystko to działo się bez cenzury - wystarczyła maszyna do pisania i wycięte obrazy zestawiane z tekstami metodą DIY.

Fanziny powstawały w zasadzie bez żadnych nakładów finansowych, jedynie dzięki zaangażowaniu domorosłych redaktorów - młodych i podekscytowanych zachodzącymi na ich oczach zmianami. Dzisiaj, gdy tworzone przez nich ulotne pisma stały się niejednokrotnie egzemplarzami bibliofilskimi, wśród autorów odnajduje się późniejszych naukowców, pisarzy, dziennikarzy, polityków (np.: Shane MacGowana, sekretarza Tonyego Blaira).

Pierwszym fanzinem punkowym był wydany latem 1976 roku przez Marka P [Marka Perry, późniejszego urzędnika bankowego], Sniffin 'Glue… i Other Rock' n 'Roll Habits" który wcale nie wygląda na zapowiedź zmian kulturowych. Wydany tanio - na ośmiu stronach papieru formatu A4 zszytych w jednym rogu, nosi opatrzony jest wymownym hasłem: Tak, nie jest przeznaczony do czytania… służy do moczenia w kleju i wąchania. Poniżej wypisano pisakiem nazwy zespołów: The Ramones, Blue Oyster Cult, i hasło: punkowe recenzje. W ten sposób termin punk został przyjęty i użyty w zasadzie po raz pierwszy, bo pomimo, że przewijał się wcześniej w prasie muzycznej, nie stosowano go jeszcze w obiegu publicznym.


Sniffin 'Glue istniał niespełna rok, lecz zdążył ewoluować, publikując nie tylko ogłoszenia i zachęty do zakładania innych fanzinów lecz także zdjęcia i krytyczne analizy na temat rozwoju punka. Po nim pojawiły się następne pisma, i w przeciągu roku, w każdym większym mieście był ktoś, kto wydawał swój fanzin. I tak w Glasgow pojawił się A Boring Fanzine, Trash ’77 w Edynburgu: Edinburgh’s Hangin’ Around, Jungleland, a w innych ośrodkach: Crash Bang, Granite City, Kingdom Come, The Next Big Thing. W Manchesterze pierwszymi fanzinami były a Ghast Up , Girl Trouble, Noisy People,  Plaything i Shy Talk. W Sheffield kolportowano Gun Rubber i Home Groan and Submission. Pisma pojawiały się i znikały, lecz ich ilość była ogromna, szacuje się, że w samej Wielkiej Brytanii w tamtym czasie wyszło kilkadziesiąt tysięcy tytułów, nic dziwnego zatem, że Ian Curtis w jednym z wywiadów stwierdził: Fanziny - jesteście przyszłością świata (TUTAJ).


Tak było na Zachodzie Europy. A u nas, czy w epoce cenzury pojawiło się porównywalne zjawisko? Okazuje się, że tak. Tylko nie bardzo wiemy dokładnie jakie to były tytuły i gdzie. Pierwsze naukowe opracowanie dotyczące polskich zinów (fanzinów – pism dla fanów i artzinów – pism dla amatorów sztuki) ukazało się w 1994 roku Niemczech i było zatytułowane Overground: die Literatur der polnischen alternativen Subkulturen der 80 er und 90 er Jahre. Jego autorem był Michael Fleischer. Niestety praca ta nie została przetłumaczona na język polski... U nas jakby mimochodem, przy okazji innych tematów, opisano jedynie pokrótce historię polskich fanzinów. Nieocenioną rolę odegrał w tej sprawie Wojciech Kajtoch, który w 1999 r. wydał książkę: Świat prasy alternatywnej w zwierciadle jej słownictwa gdzie scharakteryzował język, w jakim polskie ziny były pisane.

Trzeba przy tym wyjaśnić, że ruch punk w Polsce, podobnie jak wiele innych rzeczy w tamtym czasie, był nielegalny. Nic zatem dziwnego, że jego ideologia i działalność często istniała w powiązaniu z innymi antysytemowymi organizacjami, głównie antykomunistycznymi. Oto kilka pierwszych tytułów z tzw. 3 obiegu, zawierające treści typowe dla fanzinów: Nietoperz (1978), NieRząd (1978), Gilotyna (1980) wydawane w Nowej Hucie przez Janusza „Jany” Waluszko, Homek, będący organem Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego, ukazujący się w latach 1986–1989, A Cappella, wydawana przez trójmiejski oddział ruchu Wolność i Pokój a oprócz nich inne... (niektóre opisał Mateusz Flont w artykule pt.: Tytuły polskich zinów. Wstęp do badań nad onimią „trzeciego obiegu (1978–1989) i obiegu alternatywnego (od 1990) oraz opublikował w roczniku Prac językoznawczych w 2016 r.).

Na Zachodzie temat fanzinów dawno został opisany w Polsce niestety jeszcze nie, a szkoda, teksty, jakie się w nich pojawiały były na prawdę ciekawe, zresztą sami oceńcie, oto fragment fanzina Azotox wydawanego w 1986 r. przez członków zespołu Dezerter:


Może nasi czytelnicy mają u siebie egzemplarze fanzinów i mogliby się nimi pochwalić? Skany zaprezentujemy na naszym blogu, czekamy pod adresem: isolations.blogspot.com@gmail.com

piątek, 7 lutego 2020

Okładki płyt wykonane przez uznanych twórców, które same są dziełami sztuki

Pokazaliśmy naszym czytelnikom okładki, na których umieszczono dzieła sztuki znanych artystów TUTAJ i TUTAJ . A dzisiaj chcemy zaprezentować okładki wykonane przez uznanych twórców, które same są dziełami sztuki. 

Na początek projekt Salwadora Dali dla komika i aktora Jackie Gleason który w 1955 r. wydał album Lonesome Echo,  zawierający tzw. nastrojową muzykę. Dali tak opisał ją w swoich notatkach: Pierwszym wrażeniem jest udręka, przestrzeń i samotność. Drugim, kruchość skrzydeł motyla, rzucających długie cienie późnego popołudnia, co odbija się echem w krajobrazie. Kobiecy element, odległy i odizolowany, tworzy idealny trójkąt z instrumentem muzycznym i jego odbiciem na powierzchni.
Następny przykład jest również znany. W 1967 r. Andy Warhol zaprojektował okładkę dla The Velvet Underground & Nico. Banan na niej miał wywoływać skojarzenia seksualne. Ponadto na pierwszych wydaniach albumu odchylająca się skórka banana ukazywała  jasnoróżowe wnętrze, a napis obok zachęcał:  Obierz powoli i zobacz.



Teraz pora na kultowy album (zarówno pod względem muzyki, jak i sztuki), który już wzmiankowaliśmy TUTAJ. Chodzi oczywiście o Sgt. Pepper's Lonely Heart Club Band The Beatles z 1967 roku. Okładkę zaprojektował brytyjski artysta Peter Blake. Zbiorowy portret na niej składa się z kolażu zdjęć  88 różnych postaci, a wiele z nich to gwiazdy i artyści (Brian Epstein, kierownik zespołu, musiał uzyskać pozwolenie na wykorzystanie wizerunku każdej osoby przed wydaniem albumu). Blake i jego żona Jann Haworth na potrzeby projektu musieli za to wyciąć z kartonu sylwetki postaci historycznych, po czym gotowy zestaw został sfotografowany przez Michaela Coopera wraz z członkami zespołu.

Artysta neo-dada  Robert Rauschenberg  jest prawdopodobnie jedynym twórcą, który zdobył  nagrodę Grammy. Otrzymał ją za charakterystyczny wzór kolażu z okładki z 1983 albumu Talking Heads. Kolaż składa się z rozbitego samochodu, sypialni na przedmieściach i billboardu autostrady, które obrócone, powodują różne efekty wizualne. Co ciekawe zespół nigdy nie otrzymał nagrody Grammy za swoją muzykę.

Artysta uliczny Keith Haring został poproszony przez Davida Bowie o zaprojektowanie  w 1983 roku okładki płyty na jego singiel Without You, który w tym samym roku znalazł się na płycie Let's Dance. Na okładce znalazły się wymyślone przez niego, charakterystyczne, pozbawione płci i twarzy ludziki, dzięki którym przesłanie grafiki stało się  uniwersalne i zrozumiane przez wszystkich. Bowie był wielkim fanem nowojorskiego artysty i miał w kolekcji jego wiele dzieł.
Red Hot Chili Peppers zlecił kontrowersyjnej brytyjskiej artystce Damien Hirst zaprojektowanie okładki dla ich dziesiątego albumu studyjnego I'm With You. W efekcie mamy ewidentny przejaw miłości Hirst do środków farmaceutycznych. Jak wyjaśnił piosenkarz zespołu Anthony Kiedis: To sztuka.  Obraz.  Nie nadaliśmy mu znaczenia, ale jest ono wyraźnie otwarte na interpretację. Po tej realizacji Hirst i RHCP zaprzyjaźnili się: zespół wystąpił na otwarciu wystawy jej prac w Wenecji (był to ekskluzywny mini-koncert, utrzymany w tajemnicy do chwili rozpoczęcia wernisażu).

Artysta uliczny Shepard Fairey zrobił okładkę do siódmego albumu studyjnego The Smashing Pumpkins,  czyli do Zeitgeist w 2007 roku . Wypowiedział się w niej na temat zmian klimatu – w tym celu użył czarno-czerwonej sylwetki Statuy Wolności, zanurzonej częściowo w wodzie. Myślę, że globalne ocieplenie jest obecnie ważnym zagadnieniem, podatnym na czas symptomem krótkowzroczności Stanów Zjednoczonych, powiedziała Fairey dla The Gauntlet. Jako szersza metafora tonąca Statua Wolności, czczona ikona USA, wybitnie symbolizuje upadek wielu ideałów, na których naród nasz został założony LINK.
Znany fotograf Robert Mapplethorpe jest autorem okładki debiutanckiego albumu Patti Smith: Horses z 1975 roku. Zdjęcie, które jest na niej, artysta zrobił w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku, używając  naturalnego  światła i aparatu Polaroid.

Rok po zdobyciu Oscara za film  Obcy (Alien), HR Giger (który inspirował się malarstwem Zdzisława Beksińskiego, o czym pisaliśmy TUTAJ) stworzył okładkę do debiutanckiej solowej płyty Debbie Harry: KooKoo  z 1981 roku. Jest na niej twarz piosenkarki przebita gigantycznymi igłami do akupunktury. Giger wyreżyserował także teledysk z  Backfired”, singlem KooKoo  i do Now I Know You Know, które mają te same motywy i styl.



W 2003 roku Blur zwrócił się do mało znanego wówczas artysty ulicznego Banksy'ego (Roberta Banks'a), aby ten zaprojektował okładkę albumu do ich nowej płyty Think Tank. Jest na niej obejmującą się para, z hełmami do głębinowego nurkowania na głowach. Chociaż Banksy zwykle nie tworzy sztuki komercyjnej, podjął decyzję o współpracy z Blur, ponieważ był wielkim fanem ich brzmienia. Oryginalny projekt tej okładki sprzedano później w 2007 roku na aukcji za 75 000 £. Banksy  skwitował to z właściwą sobie nonszalancją: Zrobiłem kilka rzeczy, aby zapłacić rachunki, m. in. album Blur. To była dobra płyta i [prowizja] była też całkiem spora. Myślę, że to naprawdę ważne rozróżnienie. Jeśli robisz coś, w co naprawdę wierzysz, robienie czegoś komercyjnego nie zmienia tego w pieprzenie tylko dlatego, że jest komercyjne.

Ostatnim przykładem niech będzie rysunek z 1996 roku stworzony przez grafika wykonującego komiksy: Dave Gibbons'a, na debiutancką płytę Kula Shaker: K. Są na niej różni politycy, gwiazdy i sportowcy - w tym John F. Kennedy, Karol Marks, Gene Kelly, Katharine Hepburn, King Kong, Martin Luther King, Jr. i Grace Kelly - wszyscy otaczają literę K.
 

Tuzin płyt, dwunastu artystów, dwanaście dzieł sztuki. Mogło ich być więcej (warto przypomnieć tu niezwykłe okładki projektowane przez Alka Januszewskiego, z którym przeprowadziliśmy wywiad (TUTAJ). Co chcieliśmy przez nie pokazać? Że prawdziwe dzieło sztuki nie musi kosztować setki tysięcy funtów, czy dolarów. Możemy je mieć za dużo mniejsze pieniądze a w dodatku wraz z równie cenną muzyką. Trzeba je tylko dostrzec... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 6 lutego 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Collage

Collage to polska legenda rocka progresywnego. O ich znakomitym albumie Moonshine, w zasadzie najlepszym z gatunku, pisaliśmy TUTAJ (nota bene niedawno został wydany na winylu w ograniczonej liczbie kopii, o czym wkrótce).
 
Prapoczątkiem zespołu była grupa Blue Island założona w 1984 roku przez gitarzystę Mirka Gila i perkusistę Wojtka Szadkowskiego. Rok później formacja zmieniła nazwę na obecnie znaną i pod koniec 1990 roku wydała debiutancką płytę Baśnie.
Pierwsze pięciolecie lat 90 przyniosło pięć płyt Collage, z których największym uznaniem, a właściwie kultowym statusem, cieszy się właśnie Moonshine. Potem zespół zawiesił działalność, wrócił jednak w 2013 roku. Zanim muzycy zdecydowali o ponownym zawiązaniu formacji, próbowali założyć inne: Believe (Gil, Różycki, Zawadzki), Mr Gil, Peter Pan oraz Satellite (Szadkowski, Amirian, Palczewski). Żaden jednak z projektów nie dał im takich możliwości jak Collage i artyści postanowili reaktywować stary zespół w dawnym składzie - Palczewski, Szadkowski i Witkowski – uzupełnionym przez nowych muzyków - wokalistę Bartosza Kossowicza i gitarzystę Michała Kirmucia. Krótko potem do Collage przystał wokalista Karol Wróblewski, który jednak pożegnał się z grupą w styczniu 2017 r. Zresztą frontman wymieniał się kilkakrotnie, wcześniej śpiewali w zespole: Jarek Wajk, Tomek Różycki, Zbyszek Bieniak i Robert Amirian.

Obecny skład tworzą: Krzysztof Palczewski, Piotr Mintay Witkowski, Wojtek Szadkowski, Michał Kirmuć, Bartosz Kossowicz. Cóż więcej? Od 2014 r. zespół zapowiada wydanie nowej płyty… W 2016 r. na jednym z forów ktoś zamieścił nawet tytuły utworów: One empty hand, Man in the Middle, Wake me wake me Wrong (A moment a feeling), One and only, What about the rain. W marcu tego roku Collage powiadomił na swoim profilu FB, że już finalizuje prace, na dowód podał nazwę albumu: Over And Out i zamieścił zdjęcie ze studia nagrań, w październiku muzycy ogłosili, że wzmocni ich Steve Rothery, gitarzysta Marillon. Minął jednak październik, potem jesień, i na razie o tym wiekopomnym projekcie cisza… Ale nie traćmy nadziei, trochę fanów Collage jeszcze żyje i póki nie stracą słuchu ani nie weźmie ich w posiadanie Pan o Niemieckim Nazwisku (nie wymieniajmy głośno jego nazwiska) – zespół może spokojnie pracować. Za 4 lata będzie obchodzić 40 lat istnienia, a to świetna okazja do wydania nowego krążka. Albo i nie.

Jednak co by nie sądzić o planach Collage i nowych przedsięwzięciach, trzeba pamiętać o tym, że zespół zaistniał dzięki takim osobowościom jak Mirek Gil i Robert Amirian.

Mirek Gil, genialny gitarzysta, kompozytor obecnie gra w Believe (2004). W 2006 roku zespół wydał w Szwajcarii debiutancki album Hope to see another day. Po nagraniu drugiej płyty Yesterday Is a Friend grupę opuścił Wojciech Różycki (znany z Baśni, pierwszej płyty Collage), a zastąpił go Karol Wróblewski. W 2014 r. sytuacja wróciła do punktu wyjścia, lecz w 2017 r. Różyckiego zastąpił Przemas Zawadzki.
Formacja gra rocka progresywnego, lecz jej rockowe brzmienie łagodzą dźwięk skrzypiec japońskiej artystki Satomi. W 2017 r. zespół wypuścił już swój szósty album, tym razem konceptualny: Seven Windows, oczywiście z siedmioma kompozycjami. Ostatnio, czyli 20 listopada 2018 r. muzycy wystąpili w supporcie przed koncertem Fisha (Derek'a William'a Dick), a w sierpniu 2019 r. podczas 12. edycji Ino-Rock Festival w Inowrocławiu, obok Collage.

Robert Amirian natomiast, mimo że również po opuszczeniu Collage przystąpił do formacji Satellite założonej w 2000 roku przez Wojciecha Szadkowskiego, wydaje się, że obecnie najwięcej uwagi poświęca założonej w 2008 roku w warszawskim Wilanowie własnej firmie produkcyjnej Too Funky Productions oraz studio dźwiękowemu Sound Tropez.
Od 2011 roku Amirian prowadzi firmę płytową NEXTPOP Songwriters' Label, której misją jest nagrywanie, wydawanie i promowanie polskich singer/songwriterów, głównie debiutantów, a także promowanie ich i organizowanie ich koncertów w Polsce i za granicą. Poza tym, jakby tego było mało, w 2014 r. dołączył swoje firmy do prowadzonej przez siebie i Jarosława Ferka grupy kreatywnej MUSIC & SONS, powstałej w 2000 roku z inicjatywy Wojciecha Szadkowskiego. Lecz to jeszcze nie wszystko. Do niedawna zajmował się również promocją Kari Amirian, swojej byłej żony. I to z sukcesami. Jej druga płyta Wound And Bruises została nominowana do nagrody Fryderyk. Posłuchajmy jednak może próbki brzmienia Satellite. Ich ostatni, czwarty album - Nostalgia - pojawił się dziesięć lat temu. Szkoda, że od tego czasu grupa nie zaznacza się w pamięci fanów i raczej wydaje się być rozdziałem zamkniętym... A sam Amirian? Jakiś czas temu obciął włosy i stwierdził Nie jestem żaglem, jestem wiatrem (LINK). Miejmy nadzieję, że jeszcze nam zawieje...


Wkrótce napiszemy o kolejnych artystach tamtych, niezapomnianych lat. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 5 lutego 2020

Z mojej płytoteki: Clan of Xymox - arcydzieło nostalgii i klasyk z wczesnego 4AD

Program 3 - mamy lato 1985 roku... Płyty puszczane są po południu w częściach, stronami - pierwsza chwilę po 17:00, druga o 18:30. 

Ta zaczyna się od niesamowitego wstępu, jakby z innego świata. Gdzieś w tle nocne światła przedmieścia Londynu... Cięcie - i wchodzi wokal. Szuka jej, jej nie ma właśnie teraz, kiedy jest tak potrzebna... Cmentarze, kroki, to tylko kolejny dzień... Po tym nieco patetycznym wstępie robi się lżej - No Words bowiem jest mniej mroczny, co nie znaczy, że nie jest nostalgiczny...

Brak słów w moich ustach
Nie ma ich w mojej głowie
Ale ten gest powiedział wszystko
A słowa dopowiedziały resztę... 

Pora na jeden z lepszych momentów albumu - zaczyna się jak New Order, ale zaraz nabiera własnego blasku. Stumble and Fall...

Nigdy wcześniej cię taką nie widziałem
Masz oczy zmęczone, ale uśmiechasz się
Nigdy cię taką nie słyszałem
Słowa ciężkie
Dźwięk tak ponury
One brzmią tak ponuro

Nigdy cię nie widziałem
Taką wcześniej

Potykam się i upadam
Pod twoim spojrzeniem i twoim wołaniem
Potykam się i upadam
Ponure echo, niczym dźwięki w wielkiej hali

Jak mam trwać z tą lodową kostką
Którą wkładasz mi do głowy
Wkładasz mi do głowy

Nigdy wcześniej cię taką nie widziałem
Oczy są tak zmęczone, ale uśmiechasz się

Nigdy cię nie widziałem
Taką wcześniej
 
Potykam się i upadam
Pod twoim spojrzeniem i twoim wołaniem
Potykam się i upadam
Ponure echo
Brzmi w pustej hali
 
I kiedy wydaje się, że osiągamy już apogeum, dowiadujemy się, że to tylko wzgórek w drodze na szczyt, którym niewątpliwie jest Cry in the Wind... W tym miejscu płyta winylowa kończyła swoją pierwszą stronę... 

Czy to twoje słowa pełne śmiechu
Czy to twój głos błaga o ocalenie?
Wydawałeś się taki nieosiągalny, wydawałeś się tak daleko, 
Czy to głos błagający o ocalenie?
Czy to twój głos?

Proszę, pomilcz przez chwilę

Czy to twoje słowa pełne śmiechu
Czy to twój głos błaga o ocalenie?
Wydawałeś się taki nieosiągalny, wydawałeś się tak daleko, 
Czy to twoje słowa pełne śmiechu
Czy to twój głos?
Złap moje myśli w biegu
Pocałuj mnie w rękę
Jak przyjaciel w ogniu walki

Gdy wrogowie krzyczą
W sercu bitwy
Ja zacząłem marzyć
Wpadam
Wpadam w twój krzyk
Skaczę skaczę skaczę
Wyskakuję z czasu
Z walki
Skacz skacz
Wyskocz z czasu
Płaczę na wietrze
Płaczę na wietrze 
Ktoś mi mówi
To szalona rzecz
Płaczę na wietrze
Płaczę
Szept w moim uchu

Druga strona zaczyna się już typowym New Order i wersją a la Blue Monday - choć nie ukrywam, że Clan of Xymox czerpie z oryginału w sposób bardzo pozytywny. Stranger, bo o nim mowa - po mrocznym wstępie przemienia się w lekko taneczny utwór. Tekst jednak wskazuje, że chodzi o dość poważne sprawy, można by powiedzieć - samotność we dwoje...

Teraz czuję się obcym
Kiedy spojrzałem w twoje oczy
Kiedy patrzę w twoje oczy
Po prostu idę, nic nie mówię

Więc chodźmy
Z miejsca do miejsca
Dopóki nie rozmawiamy
Twarzą w twarz

Po nim niezwykle egzystencjalny Equal Ways - to jakby ktoś spoglądał z okna na ludzi, a ci, mimo że wciąż tacy sami, nie przestają zadziwiać....

To okno oferuje widoki
Niekończących się miłości i lęków
Niekończących się podrygów i bezruchu
Odpoczywamy i tańczymy
Szkarłatna godzina wznosi się i opada
Nie przestanę się zastanawiać
Nigdy nie przestanę się zastanawiać 

7th time ma dość skomplikowaną warstwę tekstową, można interpretować ją jako walkę ze śmiercią lub konflikt w związku. W piosnce imponuje doskonały bas i damski wokal. Album kończy znakomity No Human Can Drown

Pozwól mi być sobą
Pozwól mi śnić w ciszy i cieszyć się
W ciemną, zimną, cudowną noc

Pozwól mi uwierzyć
Rozśmiesz mnie
Zatańczmy na wodzie
Na wodzie

Wierzę, że żaden człowiek nie utonie
Jeśli tylko nie spodziewa się zbyt wiele
Jeśli nie oczekuje zbyt wiele

Pozwól mi zabrać cię na spacer
Pozwól mi śpiewać, pozwól mi się uśmiechnąć
Powiedz mi, że żaden człowiek nie utonie
Jeśli tylko nie oczekuje zbyt wiele

I pozwól, że zabiorę cię na spacer
Nie oczekuję zbyt wiele

Po prostu chcę cię trzymać
Po prostu chcę cię dotknąć
Po prostu chcę cię trzymać
Po prostu chcę cię dotknąć i poczuć twoje ciało
Zabierz mnie do swojego wszechświata
Trzymaj mnie w nim
Trzymaj...

Minęły lata, tyle się zmieniło, ale w głowie wciąż tkwi pytanie - czy ta historia mogła skończyć się piękniej?

Clan of Xymox - Clan of Xymox, 4AD, 1985, produkcja: Clan of Xymox i Ivo Watts Russel, tracklista: A Day, No Words, Stumble and Fall, Cry in the Wind, Stranger, Equal Ways, 7th Time, No Human Can Drown.
Na koniec warto dodać dwie ważne rzeczy. Omawiany dziś album został wydany przez Sonic Records (TUTAJ) na licencji 4AD, w epoce kosztował 34 PLN... Okładkę natomiast projektował zmarły niedawno Vaughan Oliver (TUTAJ).... 

To były czasy. Jeśli chcecie sobie je przypominać czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

wtorek, 4 lutego 2020

Mamy już dwa lata...

Tak niedawno obchodziliśmy roczek (TUTAJ) i ani się nie obejrzeliśmy, jak 1.02.2020 zleciał nam kolejny... 

Mamy już dwa lata. Z dobrych wiadomości - żyjemy i piszemy codziennie, przez ten rok przybyło nam 14 obserwatorów (razem jest ich 22), ubyło jednego piszącego (jeśli ktoś jest chętny zapraszamy). Reszta bez zmian, może poza jednym - i to jest ta zła wiadomość - zbanował na Facebook, przez co straciliśmy nieco na odsłonach. Ale jak widać w bebechach bloga - wielu czytelników nas odnalazło. Za to wszystko dziękujemy. Poniżej dalsze dobre wiadomości...  

































































Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.