Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka japońska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka japońska. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 maja 2024

Sztuczna inteligencja i technologia cyfrowa na ilustracjach Kaoru Yamanda

Cześć, jestem Kaoru Yamada, niezależny ilustrator i copywriter mieszkający w Japonii. Jako ilustrator lubię rysować krajobrazy  poszczególnych pór roku i ilustracje z życia codziennego. Jako copywriter staram się wyrażać swoje fantazje jasnym i zapadającym w pamięć językiem. Od 2023 roku eksploruję nowe formy ekspresji, które łączą sztuczną inteligencję i technologię cyfrową.
 





Pracowałam przy reklamach i kampaniach promocyjnych firm i marek znanych na całym świecie, wśród nich były: Braun, Nissan, Nestle Japan, Denso, JAL i East Japan Railway. Chcę tworzyć prace, które zapadną w ludzką pamięć. W tym celu wykorzystuję siłę ilustracji i słowa. Pragnę także rozwijać nowe formy wyrazu i poszerzać możliwości twórcze. Dziękuję za obejrzenie mojej pracy.
 





Tyle na swoje stronie pisze o sobie artystka, którą dzisiaj gościmy w naszej wirtualnej galerii. Niewiele możemy do tego dopowiedzieć: urodziła się w Kamakurze w Japonii. Po ukończeniu studiów przez trzy lata studiowała we Francji, gdzie wzbogacała swoją wyobraźnię, oglądając dzieła sztuki w Muzeach oraz chodząc po malowniczych cmentarzach. W efekcie mamy bardzo europejski sposób malowania pejzaży, nastrojowych, spokojnych i ekspresywnych. I ładnych. To wyrażenie pierwsze pojawia się w naszym umyśle, gdy spoglądamy na prace Kaoru. Mimo, że nie ma na obrazach osób, nie są one zimne czy smutne. Wręcz przeciwnie, wydają się pokazywać coś, co dzieje się obok, chwilę po tym , gdy ktoś, kto zaparzył kawę, czyta książkę, wygląda oknem właśnie wstał i przeszedł do drugiego pokoju. I wróci niebawem, aby wraz z nami napawać się chwilą…
 





W naszym zabieganym świecie, cechującym się wieczną pogonią za czymś oryginalnym, tradycyjne w gruncie rzeczy prace Kaoru są ożywcze. Przy nazwisku na koncie społecznościowego portalu dodała jeszcze taką charakterystykę o sobie: Zawsze żyję z dnia na dzień - Emituję słowa i ilustracje, które konfrontują się ze światem.
A poszczególne obrazy opatruje krótkimi komentarzami, brzmiącymi niczym tradycyjne haiku:
Przebij się dzięki elastycznemu umysłowi.
Dobrze jest zrobić coś na jutro. Ale dzięki temu nastawieniu przede wszystkim dzięki czuję się teraz lepiej.
Przed pójściem spać nie martw się o nic. Spróbuj dać się ponieść wiatrowi
Nie jest ważne to, co zrobię jutro. Ale decyzja czego nie będę robić

Stoicki sposób myślenia zawsze uspokaja. Kaoru Yamanda zaprasza do zaglądania na prowadzone przez nią profile (LINK), tak samo jak i my…

wtorek, 7 lutego 2023

Shizu Okino: Jak z kamienia zrobić dzieło sztuki

Ktoś kiedyś powiedział, że opakowanie prezentu jest najbardziej ulotnym dziełem sztuki, bo istnieją tylko chwilę, tyle, ile wręczenie naszego daru i rozpakowanie go. Czasem opakowywanie, a najpierw obmyślanie w co opakujemy nasz prezent, zajmuje sporo czasu, znacznie dłużej niż jego rozpakowanie. Po co w ogóle pakujemy zatem prezenty? Oczywiście taki jest zwyczaj. Prezent bez opakowania wydaje się mniej wartościowy. Darowanie gołego prezentu czyni z niego epizod, samo wydarzenie staje się powierzchowne, a przedmiot bez znaczenia. Starannie zapakowany prezent świadczy o tym, że ofiarodawca poświęcił swój czas i szanuje odbiorcę, a także, że zależy mu na relacji z nim. Wygląd ładnie zapakowanego prezentu to także przyjemność sama w sobie, patrzenie na niego jest zapowiedzią prezentu, takim przed-prezentem.

Ten szczególny aspekt jakim jest opakowanie prezentu stał się przedmiotem wielu działań artystów. W 1995 roku Christo i Jeanne-Claude owinęli Reichstag w Berlinie zamieniając go w ten sposób w ogromny prezent. Wcześniej zawijali wielokrotnie mniejsze rzeczy: butelki i puszki (1958), telefon (1962) i Volkswagena (1963). To w Europie. W Japonii pakowanie prezentu to sztuka. Japończycy często zadają sobie wiele trudu, aby opakowanie stało się swoistą wiadomością, której wysłanie utrwali związek między dawcą a odbiorcą. Czas, jaki czasem przeznaczają sprzedawcy na ładne opakowanie kupionych rzeczy trwa długo, a użyty w przy tym materiał może przekraczać wartością drobiazg, który jest owijany.



Niejako nawiązując do tych zwyczajów pochodząca z Japonii plastyczka Shizu Okino za pomocą opakowania zmienia zwykłe kamyki w dzieła sztuki. Owija je skomplikowanie zawiązanymi taśmami z rattanu i trzciny. Shizu Okino wykorzystuje wiedzę, jaką nabyła podczas studiów plecionkarstwa przez ponad 20 lat u mistrza tej dziedziny, Kazuko Iwaty w Japonii. Misternymi supłami ozdabia kamienie zebrane z wybrzeży Kalifornii i Oregonu, dzięki czemu powstaje fantazyjny element, który zachęca do cichej kontemplacji, bo sam widok i trzymanie takich kamieni przynosi uczucie spokoju i wyciszenia. Takie opatrzone utkaną oprawą kamyki można nabywać poprzez Asian Art Museum w San Francisco, Noguchi Museum w Nowym Jorku, Japanese American National Museum w Los Angeles, Phoenix Art Museum, The Crowe Collection of Asian Art w Dallas oraz w sklepy z pamiątkami wzdłuż wybrzeża zatoki San Francisco i Los Angeles, a także w galeriach sztuki w Nowym Jorku, Londynie, na terenie Japonii, w Szwajcarii i Hongkongu. Artystki nawiązały również współpracę z domem mody Loewe, dostarczając kamienie owinięte skórą dla Salone Del Mobile w Mediolanie. Córka Shizu, Karen Okino Butzbach kontynuuje dzieło matki, zatem możemy być pewni, że w niejednym jeszcze miejscu zobaczymy ich prace, poza ich stroną internetową (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 10 maja 2022

Plakaty Johna Heartfielda: dadaizm i fotomontaż

Żyjemy w ciekawych czasach. Obserwujemy zaskakujące zwroty akcji, ale także sytuacje typu deja vu. Rosja prowadzi wojnę używając propagandy rodem z minionej epoki, a Niemcy … Cóż, Niemcy zachowują się dokładnie tak, jak gdyby nie zapomnieli o czasach Furehra i realizowali jakiś tajny pakt Putin-Merkel, o którym dowiemy się dopiero za kilka lat. Dlatego chcemy przypomnieć plakaty Johna Heartfielda (właściwe nazwisko Helmut Hertzfelde) urodzonego  w Niemczech w 1891 roku a zmarłego w 1968  roku w NRD - dadaisty - który jako jeden z pierwszych - obok  George Grosza - stosował fotomontaż. Za jego pomocą wykonywał satyryczne grafiki, uderzające przede wszystkim w politykę Hitlera. Parodiował w nich kultowe pozy, gesty i symbole dyktatora, aby stworzyć wrażenie, że wystarczy podrapać cienką powierzchnię faszystowskiej propagandy, aby odkryć jej absurdalną rzeczywistość.

Heartfield opracował oparte na zdjęciach symbole Komunistycznej Partii Niemiec, której był członkiem, dzięki czemu organizacja mogła konkurować na symbole z nazistami. Jego obrazy zaciśniętych pięści, otwartych dłoni i uniesionych ramion sugerowały odważne działanie i determinację. Na jednej z grafik bezcielesna pięść staje się anteną radiową dla powiązanej z komunistami stacji w Czechosłowacji, która nadawała na terytorium Niemiec.




Ale jak już wspomniano, najostrzejsze żądło krytyki Heartfield przykładał do Führerkult Hitlera (kultu przywódcy), podstawę niemieckiego faszyzmu. Jego prace były zamieszczane przede wszystkim na okładkach AIZ (Arbeiter-Illustrierte-Zeitung), komunistycznego magazynu robotniczego. Użył tam rozmaitych środków wyrazu, teraz typowych a wtedy nowatorskich. Należała do nich  różnica skali, aby udramatyzować przekaz. Tak jest w obrazku ilustrującym stosunek Hitlera do bogatych i wspierających go finansowo niemieckich przemysłowców. Przywódca jest postrzegany jako marionetka, której gestykulacja odczytywana była jako akceptacja wpływów pieniężnych.





Czasy niewątpliwie się zmieniły i mimo podobieństw do tamtego okresu niepewności i poczucia chaosu, obserwujemy także pewne odmienności. Dzisiaj Niemcy nie są kierowane przez Furehra, a lewicowe poglądy zapewniają w Europie powodzenie, jednak grafiki Heartfielda, które zapowiadały i odzwierciedlały problemy, jakich doświadczyły Niemcy w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, pomogły przekształcić fotomontaż w potężną formę masowej komunikacji. I warto po nie sięgnąć aby uderzyć tym razem w pokrewny z faszyzmem reżim rosyjski.



Z ciekawostek przypominamy, że grafika  Hurray, the Butter is Gone! była inspiracją do utworu Metal Postcard wykonywanego przez Siouxsie and the Banshees. Piosenka ta została ponownie nagrana w języku niemieckim jako Mittageisen i wydana na singlu we wrześniu 1979 roku, z pracą Heartfielda na okładce. Kilka miesięcy później singiel został wydany również w Wielkiej Brytanii. Nazwa szwajcarskiego zespołu darkwave Mittageisen (1981-1986) pochodziła już od tytułu tej piosenki. Warto wyjaśnić, że tytuł obrazka był odniesieniem do słynnego przemówienia Hermanna Goeringa z 1936 r., w którym powiedział: Pistolety uczynią nas potężnymi; masło tylko nas tuczy. Genialną odpowiedzią Heartfielda jest stworzenie typowego aryjskiego domu, w którym na stole obiadowym jest tylko żelazo. 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 3 sierpnia 2021

Fotografie Kumi Yamashita: gdzie kultura Wschodu spotyka Zachód

Kumi Yamashita to japońska artystka (ur. 1968), która obecnie mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Jej prace są niezwykłą kompilacją elementów materialnych i niematerialnych, bo na ich wizualny efekt składa się namacalna bryła oraz cień jaki rzuca, uzyskany przez pojedyncze źródło światła. Rezultat utrwala za pomocą aparatu fotograficznego.









Kumi urodziła się i wychowała w Japonii, na przedmieściach Tokio w artystycznej rodzinie. Jej matka była projektantką mody, a ojciec rzeźbiarzem i wykładowcą wzornictwa przemysłowego. Imię nadane jej właśnie przez ojca zdeterminowało całe jej życie, bo słowo Kumi zapisuje się po japońsku przy użyciu dwóch piktogramów, pierwszy znak  tłumaczy się jako robić lub tworzyć, a drugi znak  tłumaczy się jako piękno, więc de facto nie mogła robić nic innego niż dzieła sztuki. Sama artystka przyznaje, że urodzenie w tradycji japońskiej wywarło największy wpływ na to, kim jest i jak postrzega świat. Jej prace są niejako wizualnym odbiciem esencji estetyki jej kraju, wyrażającej się najlepiej w poezji haiku, ikebanie, ogrodach zen… A jednocześnie, gdy Kumi dorosła, coraz bardziej ciekawiła ją i fascynowała kultura Zachodu, ów popularny, przekazywany przez media przekaz ideologii, którym epatuje np. programy typu Ulica Sezamkowa (LINK). Dlatego już w wieku nastu lat skorzystała z wymiany uczniów i wyjechała w liceum do USA, a po latach zdecydowała się tam zamieszkać. Wcześniej uzyskała tytuł magistra sztuk pięknych w Glasgow School of Art oraz tytuł licencjata sztuk pięknych w Cornish College of the Arts w Seattle (więcej informacji biograficznych można znaleźć na jej stronie internetowej LINK). A mimo to, mimo wielu lat życia w Ameryce, nie jest w stanie, jak to sama określa uwolnić się od przesądów. W jednym z wywiadów z humorem stwierdza, że w Japonii jest ich tyle, że gdyby wierzyć we wszystkie, nie można by wyjść z domu.  Jeden z nich to kotodama, co dosłownie oznacza słowoduch. Jest to przekonanie o tym, że słowa posiadają moc, i wypowiedzenie niektórych z nich, może wpływać na wydarzenia w życiu, dlatego artystka stara się mówić świadomie (LINK). Wydaje się, że akurat to przeświadczenie jest powszechne. W naszej cywilizacji słowom także nadaje się ukrytą moc. Mówi się nawet, że można słowami kogoś zabić.


 Z osób, które stanowią dla niej źródło inspiracji, i to niekoniecznie z dziedziny sztuk plastycznych, wymienia Charliego Chaplina, którego twórczość jest dla niej jednocześnie smutna i wesoła, bo obejmuje całą symfonię emocji… Z muzyki najbardziej fascynuje ją Erik Satie, którego dzieła szczególnie wyzwalają jej wyobraźnię, a także Ivo Pogorelic oraz animator Jurij Norsztejn (LINK). Nie pozostaje nam zatem nic innego niż puścić krótki, lecz chyba najbardziej zanany utwór Erik Satie. Jednocześnie smutny i wesoły jest chyba najlepszym komentarzem sztuki Kumi Yamashita




Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 24 grudnia 2020

Matazo Kayama: malarz, który wyeliminował czas

Piękno jest kategorią tak uniwersalną (istniejącą, choć w obecnym wieku odrzucaną), że nie trzeba znać dokładnie pełnego znaczenia prezentowanych na obrazie treści, aby odczuć estetyczną przyjemność z nim związaną. Sztuka japońska nie jest dla Europejczyków do końca zrozumiała, bo odnosi się do skojarzeń wynikających z odmiennej kultury, niemniej zawsze fascynowała artystów naszej szerokości geograficznej, o czym już pisaliśmy TUTAJ. Po tym wstępie można się domyśleć, że bohaterem dzisiejszego tekstu jest japoński artysta, dokładnie malarz.





Nazywał się Matazo Kayama i żył w latach 1927-2004. Urodził się w Kioto, w rodzinie, co zabrzmi zupełnie jak bajka - krawca kimon. Matazo zaczął malować w wieku 13 lat, a potem kształcił się w akademiach sztuk pięknych, w Kioto i w Tokio. Uważany jest za najważniejszego artystę japońskiej sztuki XX wieku, co już jest wystarczającym powodem abyśmy pokazali jego prace. Czym sobie zasłużył na takie miano? Zapewne tym, że czerpał swobodnie ze spuścizny dawnych mistrzów, tworząc obrazy inspirowane sztuką XVII wiecznej Japonii, tradycją dekoracyjnych ekranów zwanych Rimpa, a jednocześnie pozostał na wskroś nowoczesnym artystą, swobodnie poruszającym się w stylistyce europejskich prądów artystycznych. W młodości fascynował się malarstwem Breughla, natomiast jego późniejsze dokonania wskazują na wpływ fowistów, symbolistów i surrealistów.





Kayama połączył elementy sztuki rodzimej i Zachodu, po czym wypracował własny, niepowtarzalny styl. Najchętniej malował wielkoformatowe, często ponure (a może tylko nostalgiczne?), zimowe krajobrazy, na których nie ma ludzi. Zamiast postaci ludzkich są na nich zwierzęta: wielbłądy i ptaki, żurawie i kruki, czasami konie lub żyrafy albo koty. Osobną grupę prac stanowią akty naturalnej wielkości. I ornamentalne kompozycje złożone z powtarzających się linii, wyglądające niczym wielkie, ryte na skałach, dekoracje aborygenów… Wydaje się, że zwierzęta, które namalował mają znaczenie symboliczne. A może tylko nam się tak wydaje? Może wręcz przeciwnie, po to malował zwierzęta, aby nie iść w dydaktyzm, a skupić na warstwie dekoracyjnej? Tę tezę potwierdza przyjęta technika z użyciem złota. Artysta nazwał błyszczące farby z dodatkiem metali szlachetnych „trzecim kolorem”. Wśród barw rozróżniał trzy tonacje: czyste „kolory podstawowe”, kolory ziemi (takie jak ochra i ugry) oraz kolory metaliczne. Kayama nie poprzestał na przekazanej w szkołach artystycznych umiejętności posługiwania się kolorami podstawowymi, lecz niczym dawni mistrzowie układający mozaiki w Bizancjum czy tworzący w średniowieczu malarstwo tablicowe, zauważył możliwości, które daje czyste złoto i srebro.




Blask, którym otacza się drogocenny kruszec jest przeźroczysty, ulotny, a jednak ponadczasowy. On sam tak o tym mówił: Ciężar złota i srebra jest w stanie uchwycić nawet upływ czasu. Tak więc w wizualnej przestrzeni utworzonej przez złoto i srebro można odnaleźć chwilę wieczności. I dalej: Dla mnie złoto i srebro są najbardziej tajemnicze ze wszystkich materiałów. Początkowo nie widziałem możliwości zastosowania złota i srebra w moich pracach… Uważałem je, dość głupio, za nienowoczesne i nieodpowiednie w naszych czasach… Można więc powiedzieć, że moje spojrzenie na złoto i srebro drastycznie się zmieniło. Dziś, ponieważ używam znacznych ilości złota, po opanowaniu tego materiału, uważam, że zastosowanie tradycyjnych materiałów na nowo definiuje moje spojrzenie na japońską sztukę Nihonga. Użycie złota i srebra, zarówno w postaci płatków, jak i proszku, pozwoliło rozwinąć mi własną ekspresję Nihonga (LINK). Blask złota zawsze symbolizował wieczność więc w zasadzie brak czasu. Można zatem przyjąć, iż Matazo Kayama wyeliminował czas… 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.