Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

środa, 31 października 2018

Joy Division: Geneza nazwy, czyli kilka słow o książce Yehi'el Dinur pt. Dom Lalek

Bernard Sumner w filmie dokumentalnym Joy Division w reżyserii Granta Gee:  

Jeden koleś w pracy dał mi książkę, kilka książek, jedna nosiła tytuł Dom Lalek  i wiedziałem że była o nazistach, ale nie przeczytałem jej tylko przerzucałem kartki. To było o burdelu do którego chodzili naziści i pomyślałem wtedy - to w złym guście, ale to w punkowym stylu, i każdy komu mówiłem nazwę Joy Division odpowiadał: to świetna nazwa.

Warto zatem, żeby każdy fan Joy Division zapoznał się z książką Ka-Tzetnika 135633, byłego więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Tym bardziej warto to zrobić, bowiem istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że jest to książka dokumentalna, w której autor opisał losy swojej własnej siostry. Ale jest też inny powód o którym poniżej.

Zarówno gitarzysta Joy Division jak i wielu opisujących książkę, sprowadzają jej fabułę tylko i wyłącznie do fragmentu dotyczącego Oddziału Rozrywki w obozie do którego w końcu trafia główna bohaterka. Ale tak na prawdę to tylko część historii. I wcale nie jest też tak, że książka opisuje historię zaledwie jednej osoby, bowiem poza Danielą poznajemy też losy kilku bliskich jej osób, w tym brata Harryego, który zupełnie przypadkowo, nie posiadając żadnych kwalifikacji, zostaje obozowym lekarzem. Codziennie musi pomagać robotnikom pracującym w obozie, a jeśli pomóc się już nie da, jest on świadkiem  przerażających scen. 

Książka rozpoczyna się od opisu losów Żydów pracujących w fabryce obuwia w Gettcie. Poznajemy sposoby na przeżycie, kwitnący czarny rynek, strach i bezwzględne tortury jakim poddawani są więźniowie ze strony Niemców. Jedną z nich, chyba najbardziej bezwzględną, są łapanki zwane przez więźniów Akcjami.

Każdy rozważa swoje własne problemy. Temat jest tylko jeden: kto następny? Kiedy będzie następna Akcja? Jaka ona będzie? Czy uderzy w zakłady pracy? Może w dzieci? A może tym razem w kobiety? Bezdzietni kalkulują sobie, że dawno już nie było Akcji na dzieci. Ojcowie i synowie mają nadzieję, że teraz będzie czas na córki. Każdy dochodzi do wniosku, że nie należy do kategorii najbardziej zagrożonej w najbliższym czasie, a wszyscy pracownicy fabryki butów są niemal pewni, że po Akcji u Schwechera zakłady pracy będą miały spokój przez dłuższy okres. Czego człowiek pragnie najbardziej? - jeszcze jednej chwili życia. Jeszcze jeden oddech - może nadejdzie wyzwolenie.  

Bo z Akcji się do fabryki już nie wraca. I w końcu przychodzi pora na akcję obejmującą kobiety. Wszystkie dziewczyny zostają wyrwane z łóżek, i nawet karta pracy okazuje się być niewystarczająca. W niewiadomym celu zostają zgromadzone w  jednym miejscu. 

Główna ulica stopniowo zapełnia się grupkami dziewcząt. Tu i tam otwiera się kolejna brama, wypluwając następną porcję ofiar eskortowanych przez gestapowców i policjantów. Ferber powiedział: „Wkrótce szykuje się wielka Akcja, i według wszelkiego prawdopodobieństwa będzie to Akcja na dziewczęta". Teraz już wiadomo - jest Akcja na dziewczęta. 

Transportowane tramwajami  trafiają w końcu do obozu przejściowego - Dulagu, skąd zostają wywiezione pociągami w nieznanym im kierunku.

Wagony są wypełnione żydowskimi dziewczętami. Siedzą na ławkach i na podłodze. Zapieczętowano drzwi i okna. NAPRZÓD DO ZWYCIĘSTWA! Daniela wychyliła się w stronę okna - na zewnątrz zieloność świata. Obraz w jej oczach zlewa się w jednolitą zieleń - nie ma Niemców, nie ma Akcji, nie ma getta. Wszystko się zlewa i rozmywa w nieskończonej zieleni pól, które ciągną się aż po horyzont. Nad ziemią pochyla się rozsłonecznione niebo - jak matka, gdy podaje pełną pierś noworodkowi. Pociąg rytmicznie podąża dalej. ... Daniela siedzi w przedziale pędzącego pociągu.

Stacją docelową jest niemiecki obóz koncentracyjny.

Brama. Nad głowami przechodzących widnieje duży napis złożony z gotyckich liter: OBÓZ DLA KOBIET. Poniżej dopisek kredą, wykonany niemiecką ręką: PRACA TO PRZYJEMNOŚĆ. 

Po wstępnym oglądzie, odziane w obozowe stroje, dziewczyny poddawane zostają wywiadowi lekarsko-socjologicznemu, po czym między piersiami niemieckie urzędniczki tatuują im numery identyfikacyjne i znaczą specjalnym elektrycznym stemplem z napisem Feld-Hure (dziwka polowa) niczym bydło. 
Finalna segregacja dokonuje się na samym końcu. W tym miejscu w książce po raz pierwszy pada nazwa Joy Division (Oddział Rozrywki).

Los każdej dziewczyny zostaje ostatecznie przesądzony przy ostatnim stole, przy którym urzęduje obozowa lekarka w asyście przełożonej. Tu zapada decyzja o tym, czy kolejna dziewczyna zostanie skierowana do Oddziału Pracy, czy przydzielą ją do Oddziału Rozrywki.
 
Ale główna bohaterka nie trafia do tego oddziału lecz na początku skierowana zostaje do Oddziału Pracy.  Jej współtowarzyszki, mimo beznadziejnych okoliczności,  w swoisty sposób zazdroszczą tym z Oddziału Rozrywki:

- Spójrz tam - Renia wskazuje ręką na Oddział Rozrywki. - Zdążą nieźle się nażreć, zanim trafią do pieca. One też trafiają na ciężarówkę, ale póki żyją, nie głodują tak jak my. Tyją, zżerając nasz chleb i naszą marmoladę! A to lanie w ostatnim dniu? My to mamy na co dzień!

Ale te pozorne powody do zazdrości okupowane są ogromnym cierpieniem. Więźniarki Oddziału Rozrywki poddawane są bowiem przechodzącym ludzkie wyobrażenie, rygorom. Która się nie dostosuje, albo która przypadkiem zachoruje, kończy śmiercią. Towaru jest nadmiar, przecież wkrótce do obozu zawita nowy transport dziewczyn z kolejnej Akcji...

Kalefaktorki Oddziału Rozrywki przyprowadziły na plac około dwudziestu nagich dziewcząt. Każdą przywiązano rzemieniem do stołka - nogi do przednich nóg taboretu, ręce do tylnych, głowy zwieszone w dół. Przy każdej stoi kalefaktorka z pałką w ręce. Operacją w całkowitym milczeniu dowodzi przełożona oddziału. Wszystkie oczy są na nią skierowane w oczekiwaniu na sygnał rozpoczęcia, ale ona czeka na znak, który da jej Jaga, komendantka Oddziału Rozrywki. Wreszcie pojawia się Jaga-Blond Bestia Przełożona dotyka pleców jednej z kalefaktorek końcem trzymanego w ręku kańczuga, dając sygnał do rozpoczęcia chłosty. Wszystkie pałki jednocześnie spadają na nagie ciała i biją równym rytmem, z niemiecką precyzją, bez przerw. Straszny gejzer krzyku uderza w niebo, ale niebo pozostaje nieme, jakby zamilkło na rozkaz Niemców. Wzdłuż drutów obu części obozu - oczy. Niezliczone oczy więźniarek, które są świadkami operacji Oczyszczania z Grzechu. Zajeżdża czarna ciężarówka. Kalefaktorki wrzucają do niej bezwładne ciała „oczyszczonych". Następnie ciężarówka skręca do Oddziału Pracy, aby przy okazji zabrać również żywe szkielety z Bloku Izolacji. Tam muzułmanki z własnej woli wpełzają do wnętrza samochodu. Odbywa się śmiertelny pochód trupów, które na ochotnika kładą się do wspólnego grobu.
Daniela w końcu jednak trafia do Oddziału Rozrywki. Ale w obozie poza pracą i usługiwaniu Niemcom dziewczyny poddawane zostają wielu innym uwłaczającym godności ludzkiej czynnościom. W końcu Niemcy zawsze dbali o poziom swoich badań naukowych...

W klatkach po prawej stronie siedziały dziewczęta od dawna już będące przedmiotem eksperymentów: sztuczne zapłodnienie, ciąże podwójne, niedonoszenia, przedwczesne porody oraz rozmaite metody kastracji i sterylizacji. Klatki po lewej stronie budynku należały do Oddziału Eksperymentów Chirurgicznych. Trzymane tu dziewczęta zmieniano bardzo często, bo nigdy długo nie wyżyły. Usuwano im organa żeńskie, zastępując sztucznymi, wypróbowywano rozmaite rodzaje trucizn, przysyłanych do testowania przez niemieckie koncerny farmaceutyczne. Koncerny te słono płaciły za usługi, według stawek ustalonych przez głównego lekarza.

Scena sterylizacji Danieli i opis klatek zdają się być jedną z inspiracji Iana Curisa do napisania No Love Lost. Ze wspomnień naocznych świadków jak Kevin Cummins, (TUTAJ) wiemy w jaki sposób wokalista Joy Division pisał teksty. Wiemy także, ze do napisania No Love Lost zainspirował go J.G. Ballard (TUTAJ). Po przeczytaniu książki Dom Lalek nie mam wątpliwości, że również ona przyczyniła się do powstania tego tekstu. Poświęcę temu wątkowi jednak osobny wpis, bowiem nie jest wcale wykluczone, że to właśnie Ballard  zainspirował się Domem Lalek podczas pisania swojego opowiadania Rekognicja...

Wspomniany rygor panujący na Oddziale Rozrywki jest wręcz niepojęty, a dotyczy takich szczegółów jak choćby równe układanie pościeli przez wszystkie więźniarki. Niemiecki porządek musi być... Do tego dochodzi bycie miłym dla klientów i broń Boże zarażenie się chorobami, zwłaszcza wenerycznymi. Która się nie podporządkuje popełnia grzech i poddana zostaje oczyszczeniu. 

Tutaj, w tych barakach tonących wśród róż, bicie jest zabronione, aby nie oszpecić ciał więźniarek. Każda dziewczyna ma nowy uniform. Go tydzień zmieniają bieliznę. W porównaniu z Oddziałem Pracy jedzenie jest tu jak w raju. Dziewczyna, której zdarzyło się popełnić „grzech", jest stawiana do raportu - jedynie raport, nic więcej. Tyle że - zazwyczaj po przybyciu nowego transportu - „grzesznice" z trzema raportami wyprowadza się na Plac Egzekucji, gdzie Elza, przełożona kalefaktorek, czyści ich ciała z grzechu. To nawet oficjalnie nazywa się „Oczyszczanie z Grzechu". Bezwładne ciała wrzuca się na ciężarówkę i odwozi do krematorium. Niech wszystkie mieszkanki raju pilnie wystrzegają się grzechu! 

Czy Danieli uda się przeżyć okrucieństwo bycia zmuszoną przez Niemców do prostytucji więźniarką Domu Lalek? Czy umysł kilkunastoletniej dziewczyny jest w stanie wytrzymać takie nieludzkie upokorzenie? A może trzeba spróbować jakiegoś postępu, żeby się stąd wydostać i spotkać się z ukochanym bratem, którego losy są przecież jej nieznane? 

Warto przeczytać Dom Lalek, nie tylko żeby poznać dogłębnie genezę nazwy Joy Division, ale również jedną z inspiracji Iana Curtisa i jego kolegów.

poniedziałek, 24 września 2018

Joy Division news 8: W marcu 2019 książka Jona Savage'a o Joy Division, White Lies w Poznaniu i Warszawie, NIN gra coraz więcej coverów Joy Division


Jon Savage, pisarz i krytyk muzyczny o którym pisaliśmy więcej (TUTAJ) napisze książkę o Joy Division. Książka zawierać będzie nieopublikowane wywiady nagrywane podczas produkcji filmu dokumentalnego o zespole z 2007 roku. Jej cena to 20 funtów. Więcej o książce TUTAJ



5 i 6 marca 2019 roku zespół White Lies z Londynu wystąpi w Warszawie w klubie Proxima i w Poznaniu w sali klubu CK Zamek. Zespół inspiruje się między innymi Joy Division, dlatego o nich piszemy. Wydali właśnie nową płytę Five. Promujący płytę singiel Time to Give brzmi tak:



Trent Reznor i jego koledzy z Nine Inch Nails grają coraz więcej  coverów Joy Division. Po tym jak oswoiliśmy się już z ich wersją Dead Souls, którą nagrali na potrzeby filmu Kruk, umieścili też na płycie pod tym samym tytułem (TUTAJ) i na deluxe edition płyty The Downward Spiral  która w wersji live brzmi tak:


przyszła kolej na Digital. Raznor kocha się w muzyce Joy Division, wystarczy prześledzić tytuły jego piosenek... No a Digital brzmi w ich wykonaniu tak:



Swoją drogą o Nine Inch Nails trzeba tutaj kiedyś napisać. W końcu to legenda industrialu inspirująca wielu muzyków.

środa, 5 września 2018

Joy Division news 6: Nowa książka inspirowana muzyką Joy Division, New Order opublikują nowy dokument, a zespół Cocteau Twins boxset - 5.09.2018


Już jutro, bowiem dnia 6.09. 2018 roku wydawnictwo książkowe Confingo Publishing opublikuje książkę pod tytułem We Were Strangers. Jest to antologia nowych opowiadań inspirowanych debiutancką płytą zespołu Joy Division, czyli Unknown Pleasures. Wydawcą jest Richard V. Hirst. Cena to około 12 Funtów. O książce bardzo pozytywne opinie napisali między innymi Carol Morley z The Observer czy Alison Moore. Również The Guardian opublikował dość obszerny artykuł o książce jak i zespole (TUTAJ).  Więcej o wydawnictwie TUTAJ


New Order zapowiadają wydanie nowego filmu dokumentalnego, który opublikowany zostanie we wrześniu na kanale telewizyjnym Sky News.  Ponieważ nigdy nic nie wiadomo co wyciągnięte zostanie z szaf pancernych, jest jakaś nikła nadzieja, ze pojawi się coś o Joy Division i Ianie Curtisie. Więcej w artykule opublikowanym na stronie Radia Opole (TUTAJ).  


Jeden z naszych najbardziej ulubionych i legendarnych zespołów, czyli Cocteau Twins postanowił przypomnieć o sobie poprzez wznowienie płyt z okresu nagrywania dla wytwórni Fontata Records. W setboxie pojawią się też rarytasy. Warto przypomnieć, że  zespół pod koniec swojej działalności odszedł z 4AD.  Płyta będzie się nazywała  Treasure Hiding -The Fontana Years i zawiera pełne nagrania z dwóch pełnych albumów: Four-Calendar Café (1993), oraz Milk & Kisses (1996). Są też nagrania dodatkowe z singli. TUTAJ pełen zestaw piosenek. Warto dodać, że chodzą słuchy o wznowieniu działalności zespołu. Więcej (TUTAJ).

niedziela, 19 sierpnia 2018

Takie pieprzenie się - wibrafon, akordeon... Na gitarach trzeba grać. Recenzja książki Piotra Stelmacha: Lżejszy od fotografii - o Grzegorzu Ciechowskim. Cz. 2

Dziś o drugiej części książki Piotra Stelmacha - Lżejszy od Fotografii - o Grzegorzu Ciechowskim, która tak na prawdę jest biografią nie tylko tego wybitnego poety i kompozytora, ale w rzeczywistości całego zespołu Republika

Pierwszą część książki omówiliśmy TUTAJ. Ma ona dość ciekawą konwencję, bowiem zaczyna się od okresu śmierci Ciechowskiego, i cofamy się w czasie. 

Dzisiaj opis Części II obejmującej m.in. okresy nagrywania płyty Masakra, Grzegorza z Ciechowa, działalność realizatorską czyli nagranie płyty Antkowiaka, Steczkowskiej, Kowalskiej, Kayah, i Atrakcyjnego Kazimierza, w końcu wyjazd Republiki do USA. W dzisiejszym tekście skupimy się głownie na realizacji płyty Masakra, którą wielu uważa za najważniejszy album Republiki.

W całej książce czytelnik poznaje Grzegorza Ciechowskiego nie tylko jako zwykłego człowieka, ale i wyjątkowo inteligentnego i błyskotliwego, a chwilami nawet szalonego artystę. Dodatkowo niezwykle skromnego. Roman Meller kierowca Republiki: Grzesiek przyszedł na promocję rozgłośni (Radio Gra w Toruniu - otrzymał zaproszenie). Spowodował oczywiście spore zainteresowanie swoją obecnością, a na pamiątkowej kartce napisał specjalne hasło dla radia: "Niech gra". Tylko tyle, proste, ale mocne.  

Kiedy go poznałem bliżej, doszedłem do wniosku, że nie do końca dbał o to by być wszędzie widocznym i rozpoznawalnym. Nie miał nigdy jakiegoś supersamochodu, który mógłby imponować i który byłby z daleka jego wizytówką. Nie chciał się obnażać, uwypuklać jak artyści lub celebryci mają często w zwyczaju. To nie był szpaner. To był bardzo fajny, równy facet. 

Jednym z największych przebojów na płycie Masakra, jest utwór Mamona. Weronika Ciechowska tak opisuje pierwszy kontakt z tą piosenką: Kiedy tata miał jakiś nowy utwór, zawsze nam go prezentował. Zawsze pytał nas o zdanie... Kiedy skomponował muzykę do Mamony i napisał tekst, też byliśmy pierwszymi odbiorcami tego utworu. Bruno zaczął szaleć i tańczyć, Miał pięć lat. Zapytałam cy to nie będzie skandal, że tak śpiewa o pieniądzach. Nie rozumiałam tego. A on powiedział, że właśnie o to chodzi, że ma być szok. To fajna piosenka, ale strasznie dziwna. Dał mi kilka banknotów z teledysku, ale je gdzieś zawieruszyłam. 

Leszek Biolik, basista zespołu, opisuje, jak nagrali już całą muzykę do płyty, i znał już wszystkie utwory, poza jednym. Wyjątkiem była Mamona, którą Grzesiek śpiewał mi z kartki u siebie w domu. Jeszcze przed nagraniem. Napisał tekst i zadzwonił do mnie. Przyjechałem do niego, posadził mnie w swoim fotelu i mówi: "Masz tu kartkę i słuchaj. Jest zajebiście". Odpalił ten numer i zaczął śpiewać do podkładu.   


Wojciech Waglewski, ale i wielu innych artystów dostrzegało odmienność Ciechowskiego. Grzegorz nie był rock'n'rollowcem. Był mocna zakorzeniony w europejskiej muzyce i sztuce. Śledził to wszystko co ma związek z konceptualizmem, dadaizmem i nową falą. To bardzo europejskie myślenie o sztuce, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Po takie myślenie przyjeżdżali przecież do Berlina David Bowie i Iggy Pop. Rock'n'roll jest dziką, emocjonalną muzyką, wywodzącą się z bluesa amerykańskiego, ale okiełznaną przez białych. To moja prywatna teoria. Myślę, że Grzesiek pojmował to, co robił, jako formę opisywania świata. 

Andrzej Świetlik, artysta fotograf współpracujący z zespołem przedstawia historię powstania okładki albumu Masakra: Zdjęcia i grafikę Masakry można interpretować jako siłę, już nie tylko Grzegorza, ale wszystkich chłopaków. Na okładce płyty jest byk. Przywołałem go sobie w myślach, wspominając moje podróże do Hiszpanii,a także między innymi, okładkę albumu Atom Heart Mother Pink Floyd - tę ze zdjęciem krowy. Byk z Masakry natomiast, jest pokazany mocnym profilem. Wygląda trochę jak pomnik. To zdjęcie zostało wykonane w hodowli rozpłodowej. Byk został wyprowadzony na pastwisko przez dwóch facetów.  

Wielu krytyków muzycznych w tamtym czasie dostrzegło, ze Republika przestała realizować, jak to niektórzy określali kwadratowe piosenki tylko znacznie zmieniła styl. Wynikiem nabytych doświadczeń ich muzyka stała się dojrzalsza, o oni, mając silną i ustabilizowaną pozycję na rynku muzycznym, przestali się cackać. Tak podsumowuje to Leszek Biolik: Pierwsze dwie płyty, nagrane w pierwszej połowie lat 80-tych miały w sobie coś, co było nie tylko dobre, ale też bardzo charakterystyczne. Rzadko się zdarza, by zespół miał tak oryginalny styl i tak konsekwentnie go realizował. Oryginalny od początku do końca - zarówno jeśli chodzi o muzykę jak i o teksty. Późniejsze albumy to szukanie w trochę innych przestrzeniach, próba wyrażenia emocji w odmienny sposób. Ale również świadome obranie innych kierunków. 

Nie mam zielonego pojęcia , co było w jego głowie, ale piosenka Koniec Czasów to dla mnie jeden z najważniejszych utworów na Masakrze. Tekst, w którym opowiada jak słowa tracą wagę, moc i znaczenie. Być może również o tym, jak wysycha źródło inspiracji. 

     
Zbigniew Krzywański przypomina czas pisania tekstów na płytę Masakra: Ale później zaczęła się "era pisania tekstów" jak to określał Grzegorz. Jezus, Maria, czego on to wtedy nie czytał, czym się nie inspirował, czego nie szukał, nie odkrywał. Nagle się okazało, że nie ma o czym pisać. 

Najpierw powstała Mamona, później Odchodząc, No dobra dwa teksty są, ale jeszcze osiem piosenek. .. W pewnym momencie Leszek mówi do Grześka: nie masz o czym pisać? Dawaj twój tomik. Zaczął wertować - zobacz jaki fajny tekst 13 cyfr. Trochę dostosujesz to do muzyki i będzie świetnie pasowało. To wiersz napisany kilka lat wcześniej, Po wyjeździe Ani do Stanów. Wziął to, usiadł, a następnego dnia przyszedł i mówi: Mam tekst, dzięki Lechu.
W studiu pojawiły się historie typu" na czym zagrać tę melodię w refrenie Odchodząc". Wymyśliliśmy, że to będzie wibrafon. Sławek przywiózł ten instrument, nagraliśmy go. Leszek Kamiński stwierdził, że brzmi ładnie, ale Grzegorzowi cały czas coś "nie siedziało". Wpadliśmy na inny pomysł - akordeon. Usiadłem, nagrałem. Fajnie! Ale po pewnym czasie - nieeee. To może jednak gitara elektryczna? I pamiętam jak Grzegorz powiedział: "Takie pieprzenie się - wibrafon, akordeon... Na gitarach trzeba grać!"    


W drugiej części książki czytelnik dowiaduje się jak wielki wpływ Ciechowski wywarł na restaurację polskiej muzyki ludowej (Grzegorz z Ciechowa), czy karierę innych piosenkarzy, o czym  wspominają m.in. Justyna Steczkowska, czy Kayah. Miał wyjątkowy dar odkrywania nowych kierunków artystycznych, ale i talentów muzycznych, choć jak podkreślają inni artyści był, często nieustępliwy i bezkompromisowy. Mimo że miał koncyliacyjną osobowość, potrafił w pewnych chwilach powiedzieć STOP, jak choćby wtedy kiedy Leszek Biolik zaangażowany w swoje projekty, chciał poszukać zastępcy na jeden z koncertów Republiki

Tak jak pierwszą część książki Piotra Stelmacha, również część drugą czyta się jednym tchem. A ja czekam na kolejne części, zwłaszcza opis czasów pierwszej Republiki i okresu studiów Grzegorza Ciechowskiego. Oczywiście jak tylko przeczytam nie omieszkam podzielić się swoimi refleksjami z czytelnikami.
 
Na koniec cytat z wypowiedzi Zbigniewa Krzywańskiego, chyba najważniejszej wypowiedzi z tej części książki: Grzegorz zawsze twierdził, że z tekstami piosenek jest trochę jak z rzeźbą - rzeźbiarz ma kawał drewna i jego zadaniem jest tylko usunięcie niepotrzebnych części, bo rzeźba w środku już jest. Wewnątrz w pniu.  

Tak właśnie eksploduje Supernova... 


wtorek, 17 lipca 2018

Grzegorz Ciechowski przeczuwał swoją śmierć? Recenzja książki Piotra Stelmacha: Lżejszy od fotografii - o Grzegorzu Ciechowskim. Cz 1 - Śmierć na pięć.


Książka Piotra Stelmacha, dziennikarza Programu 3 Polskiego Radia została wydana przez Wydawnictwo Literackie w bieżącym roku (2018). Jest to bardzo obszerne opracowanie (643 strony), które podzielone zostało na pięć części, plus epilog. Ponieważ rzecz dotyczy jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów i artystów, pozwolę sobie napisać dość wnikliwą recenzję i opis zawartości, dzieląc ją na pięć części, czyli napiszę o każdej części osobno. Dziś wstęp, kilka słów skąd moje zainteresowanie Republiką,  i opis rozdziałów Początek. Teraźniejszość - 2001, i Część I 2001 - 2000.  

Republika zwróciła naszą uwagę (kolegów ze szkoły i moją) piosenką z debiutanckiego singla Kombinat



Ciekawe nowofalowe brzmienie, flet i co najważniejsze, aluzja do systemu komunistycznego, a dokładnie do komórek PZPR, sprawił wybuch republikomanii. Pamiętam numer pisma Non Stop ze zdjęciem zespołu na okładce i artykułem w środku zatytułowanym: Republika - Ożywczy rock. Jakość prasy była wtedy okropna, i słowo Ożywczy  z powodu braków farby drukarskiej wyglądało jak Cżywczy. Pamiętam jak zaczęła się dyskusja, cóż może oznaczać słowo cżywczy? W końcu jednak doszliśmy do wniosku, że to musi być niedoróbka druku. Później nastąpiła lawinowa eksplozja zainteresowania zespołem. Wspólnie z dwoma kolegami z tego samego miasta nawet kilka razy dzwoniliśmy do Grzegorza Ciechowskiego, który z anielską cierpliwością w zwykle w sobotnie przedpołudnia odpowiadał na nasze pytania, wyjaśniał co czyta (był to głównie Vonnegut), czego słucha (wtedy głownie the Stranglers) czym się interesuje i opowiadał o zespole. W końcu pojechaliśmy do Torunia. Ciechowski mieszkał wtedy z mamą i żoną na osiedlu Rubinkowo, nawet wpuścił nas do mieszkania. Dostaliśmy autografy, po czym pokazał nam swój samochód, zielonego Chryslera Simcę

Znałem wielu fanów i fanek zespołu, kompletnie oszalałych na ich tle (Ewka z Dęblina, czy Ela z Wrocławia). Później widziałem zespół w Jarocinie w 1985 roku, na wspaniałym występie, gdzie na początku obrzucono ich pomidorami, ale zakończyli występ i otrzymali ogromne owacje. Po rozpadzie Republiki miałem też okazję odbyć dłuższą rozmowę ze Zbigniewem Krzywańskim. To był okres gdy pozostała trójka zagrała w toruńskiej odnowie koncert z gitarzystą the Stranglers.  

Po odejściu Pawła Kuczyńskiego przestałem się wsłuchiwać w ich dokonania. Dla mnie najważniejsze były pierwsza i druga płyta: Nowe Sytuacje i Nieustanne Tango (jeszcze o nich napiszemy), koncert w Roskilde, single i plakaty z tamtych czasów. Oczywiście siłą rzeczy śledziłem dokonania Obywatela GC, mam nawet kilka płyt, ale to już nie było to. I wtedy w 2002 roku, pamiętam biało - czarny telewizor na spotkaniu rodzinnym u babci i Wiadomości TV.  To było chyba wieczorem 23.12. - Nie żyje Grzegorz Ciechowski, lider zespołu Republika... Miał 44 lata

Książka jest zapisem miniwywiadów- wspomnień o wokaliście Republiki. Cofamy się w czasie, czyli zaczyna się od rozdziałów Początek. Teraźniejszość - 2001, i Część I 2001 - 2000. Minęło wiele lat, najgorsza trauma została w pewnym stopniu zaleczona, dlatego o Ciechowskim i jego śmierci mówią znajomi, członkowie zespołu, i co najważniejsze, najbliżsi. To znakomity pomysł, taki zbiór wspomnień. Tutaj od razu uwaga - zupełnie niezręcznym jest umieszczenie charakterystyk postaci na początku książki. Wiele nazwisk oczywiście jest znana, ale pozostają ci mniej znani. Utrudnia to czytanie, bo często czytelnik zmuszony jest cofać się do początku. 

Książkę otwiera wypowiedź mamy - Heleny Ciechowskiej. Wzruszające słowa, które zawsze padają kiedy odejdzie ktoś bliski czasami jeszcze myślę, że do mnie zadzwoni... Później wypowiedzi córki Weroniki, członków zespołu Republika... Ta pierwsza mówi: kiedy w moim życiu dzieją się dobre rzeczy, czuję jego obecność.  Wspomina wspólnie przeżyte chwile, pasje którymi zaraził ją ojciec i pamiątki - wśród nich pasek taty w którym jest na kilku zdjęciach. Czarny, skórzany, z metalowymi trójkątami. 


Zbigniew Krzywański, gitarzysta zespołu Republika, opowiada sny, w których występuje zmarły przyjaciel. To takie wołanie człowieka któremu trudno pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego, zwłaszcza z  nagłą śmiercią. 

Leszek Biolik, drugi basista zespołu przytacza ciekawą historię o ostatniej piosence którą skomponował Ciechowski. Pierwszy raz usłyszałem w całości piosenkę Śmierć na Pięć już po śmierci Grześka... Nie byłem w stanie oddzielić swoich emocji od racjonalnej oceny tego tekstu. Minęło 16 lat, ale tak na prawdę nie minął ani jeden dzień... Śmierć na pięć wciąż ma ten sam ładunek emocjonalny co wtedy. Dawniej była to otwarta rana, w tej chwili jest to bardziej wspomnienie, ale cały czas pełne łez i emocji. 

Agnieszka Wędrowska - szwagierka Ciechowskiego przedstawia ciekawe fakty na temat ostatniej piosenki kompozytora. ...Wiem że pierwsza wersja tekstu była inna. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go przeczytałam poczułam doła. Dla mnie nie do końca było to Grzegorzowe. Apokaliptyczne, straszne, depresyjne... Nie wiem dlaczego to napisał... Teraz dorabiamy do tego ideologię, że może coś wiedział, coś czuł... Urywkowo pamiętam pierwszą wersję. Nie było w niej wyliczanki tych wszystkich stworzeń - koni, pstrągów, kotów. Była za to inna wyliczanka - choroba, szpital, jakiś korytarz, sale szpitalne, ogólnie śmierć  i to co do niej prowadzi... Zmienił tekst ponieważ Ania (żona) spytała, czy to musi tak być. Stwierdziła, że to jest bardzo dołujące. Posiedział i napisał nowy... 
Jerzy Tolak - menadżer zespołu opisuje ostatnie chwile życia lidera Republiki, kiedy pomagał Ciechowskiemu w nowym domu, do którego tymczasowo wprowadzili się aby pobudować ten właściwy, własny dom. Grzegorz akurat zajmował się podłączaniem sprzętu grającego - wzmacniacza, telewizora, głośników. Zacząłem mu w tym pomagać, a przy okazji sobie gadaliśmy. Zrobiło się już późno, za oknami szalała potężna śnieżyca. Pojechałem do domu, i zanim przedarłem się do siebie przez te ośnieżone ulice, zadzwonił telefon. Dowiedziałem się, ze Grzegorz pojechał z Anią do szpitala, bo źle się poczuł. Zdecydowali się na interwencję lekarzy, bo ból nie ustępował. Zadzwoniłem do nich, rzeczywiście byli w szpitalu, i czekali na badania. Był wtorek około północy. Choroba nie została od razu zdiagnozowana,. Dopiero następnego dnia lekarze wiedzieli, co się dzieje.            

Leszek Biolik tak wspomina pierwszą Republikę: Wrócił do zespołu (Ciechowski), zaprosił kolegów, ale Paweł Kuczyński wypisał się z tej zabawy. Republika wróciła, ale to nie był już ten sam zespól. Mieliśmy świadomość, że Grzesiek jest wyższy od każdego z nas o cztery metry. 

Ktoś zapyta: a  gdzie recenzja? Odpowiem, na razie jest wspaniale, książkę czyta się jednym tchem. To prawdziwa historia zespołu, pokazuje różne oblicze jej lidera - jedno kreowane przez media, i to drugie: ciepłego rodzinnego, czasem despotycznego, ale błyskotliwego i kreatywnego człowieka. Opis jego śmierci, reakcja najbliższych na długo pozostają w pamięci. 

Za jakiś czas napiszę o kolejnych rozdziałach, tym czasem wszystkim zainteresowanym historią polskiej nowej fali zdecydowanie polecam książkę autorstwa Piotra Stelmacha.  

C.D.N.    

Piotr Stelmach: Lżejszy od Fotografii - o Grzegorzu Ciechowskim, Wydawnictwo Literackie 2018. 

czwartek, 5 lipca 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: Rok 1984 George'a Orwella - książka czy film, a może muzyka?


O książce Rok 1984 George'a Orwella pisaliśmy TUTAJ, w kontekście inspiracji muzyków polskiej sceny nowofalowej. Zawsze adaptacje kinowe wzbudzają niepokój i rodzą pytania, co lepsze - książka, czy film? Ten ostatni wszedł na ekrany kin w 1984 roku i jest thrillerem science-fiction w reżyserii Michaela Radforda, z Johnem Hurtem w roli głównej. 


Film rozpoczyna się od pokazania seansu nienawiści wobec Goldsteina, kontestującego przekaz partii. Później jest jak w książce, Smith dostaje od Julii (w tej roli Suzanna Hamilton) karteczkę z wyznaniem miłości, i adresem spotkania.  


Dalsza fabuła jest zbieżna z książką, choć film, w związku z ograniczeniami czasowymi nieco ją spłyca. 


Spłycenie to czasem wychodzi na korzyść filmu, a czasem wręcz przeciwnie. Na przykład pominięcie dość długich (a obecnych w książce) wywodów Goldsteina czytanych przez Smitha Julii, to na pewno duży plus. Minusem natomiast jest na przykład znaczne uładzenie scenerii filmu, choćby wyglądu pokoju spotkań kochanków i ich łóżka.


Niepowtarzalnym za to jest klimat wytworzony w filmie, rzeczywiście atmosfera podczas oglądania jest niesamowita, a przedstawiona przez reżysera wizja ministerstw i pracujących w nich urzędników, zwykle doskonale zbiega się z opisami Orwella.


Ale i tutaj są odstępstwa. Czytając książkę wyobrażałem sobie inaczej blokowiska w których mieszkali działacze partii. Raczej widziałem oczami wyobraźni blokowiska z czasów głębokiej komuny. Ale to już kwestia wyobraźni czytelnika.


Bardzo umiejętnie reżyser przedstawił sceny tortur jakim poddawany jest Smith. W zasadzie w filmie najbardziej podobała mi się końcówka z kultowymi dialogami między aktorami. Zaczyna się od padającego krótko przed aresztowaniem Winstona i Julii dialogu: Czy myślisz że braterstwo istnieje? - pyta Smith i otrzymuję odpowiedź Julii: nic nie istnieje..


Później, od chwili aresztowania do końca filmu widz zmaga się ze scenami tortur głównego bohatera.


Smith wypowiada wtedy kluczowe sentencje: ważne jest nie tyle utrzymanie życia co pozostanie człowiekiem..., czy też rozumiem już jak, ale wciąż nie rozumiem dlaczego?


System najpierw sam sprowadza go na złą drogę, by później rękami prowokatora O'Briana (granego przez Richarda Burtona) poddawać go praniu mózgu. 



W jakim celu? Bo jak mówi O'Brian: zanim pocisk roztrzaska czaszkę, mózg musi być doskonały. Po to by Smith zrozumiał realia przeszłości i teraźniejszości i zastanowił się, co z przyszłością?  

Partia ma jeden cel, chce zmienić świat tak by, jedyną miłością była  miłość do Wielkiego Brata, dlatego chce zniszczyć wszystkie przyjemności. Człowiek w tym systemie jest nikim,  jednostka jest tylko komórką a zmęczenie komórek składa się na siłę organizmu, bo ludzkość to partia.



Podstawową wadą filmu jest zakończenie. Myślę, że jeśli ktoś nie czytał książki, będzie miał kłopot z jego zrozumieniem, ale być może się mylę. Doskonała jest za to muzyka, skomponowana i wykonywana przez Eurythmics.  

Reasumując, jeśli ktoś ma ochotę przenieść się do innej rzeczywistości polecam film Michaela Radforda, po którym możemy tylko zastanowić się nad tym, czy rzeczywistość w której przyszło nam żyć nie zmierza czasem w orwellowskim kierunku...