sobota, 2 września 2023

Sowiecki orzeł symbolem masonerii?

Orzeł z dwiema głowami skierowanymi jednocześnie na wschód i zachód jest oficjalnym herbem Rosji od stuleci, z małą przerwą przypadającą na czas imperium sowieckiego. Godło jest jednak znacznie starsze niż Rosja, a jego korzenie sięgają starożytnych cywilizacji, ale o tym za chwilę.



Orzeł w herbie kraju jest dość często spotykanym symbolem. Ptak ten jest równie popularnym godłem narodowym jak lew. Orzeł ozdabiał insygnia wielu imperiów. Legiony rzymskie, gdy wyruszały na bitwę, niosły je na swoich sztandarach. W USA Wielka Pieczęć przedstawia bielika trzymającego 13 strzał i gałązkę oliwną. Czarny orzeł znajduje się w herbie Niemiec, a biały od wieków jest godłem Polski.

Rosyjski orzeł jest dwugłowy – co nie jest jakimś wyjątkiem. Herby z dwugłowym ptakiem ma także: Serbia, Albania i Czarnogóra, a do niedawna również Austria. Skąd wziął się tak dziwny symbol i co on oznacza?  

Pierwsze takie wizerunki (wyryte w kamieniu) wiąże się z Hetytami zamieszkującymi Bliski Wschód w XIII wieku p.n.e. Od tego czasu dwugłowy orzeł pojawia się od czasu do czasu zarówno na Wschodzie i Zachodzie. Jednak to Cesarstwo Bizantyjskie (395–1453) uczyniło z niego symbol imperium. W Rosji wyjaśnia się znaczenie dwugłowego cesarskiego orła Bizancjum gdzie był obrazem jedności mocarstwa, które zjednoczyło pod swoimi skrzydłami zarówno Wschód, jak i Zachód. Bo orzeł ma dwie głowy, ale tylko jedno ciało.

Większość historyków uważa, że wszystkie narody kojarzące się z dwugłowym orłem odziedziczyły go po Bizancjum drogą małżeństw dynastycznych. W ten sposób Serbia, Albania i Czarnogóra otrzymały swoje herby, a Rosja poszła w ich ślady. W 1472 roku Iwan III, wielki książę moskiewski, poślubił księżniczkę bizantyjską Zofię i ćwierć wieku później, w 1497 r., pojawiła się pierwsza oficjalna pieczęć rosyjska z dwugłowym orłem. Przyjęcie dziedzictwa bizantyjskiego było dla Iwana niezwykle ważne. W 1453 r. Turcy zajęli Konstantynopol i Rosja stała się wiodącą potęgą prawosławną. W ten sposób skrzydła jej dwugłowego orła zaczęły obejmować zarówno Zachód, jak i Wschód. Fakty te dały podstawę̨ władcom Rosji do twierdzenia, iż Bóg nagrodził Świętą Ruś i powierzył jej obronę jedynej prawowiernej religii chrześcijańskiej – Prawosławia, czyniąc z Moskwy Trzeci Rzym. Od tej pory zadaniem Moskwy miałoby być doprowadzenie ludzkości do Królestwa Bożego na Ziemi. Miejsca dla Czwartego Rzymu w tej koncepcji oczywiście nie było – po Trzecim Rzymie nastąpi już tylko koniec świata.

Cesarstwo i Cerkiew w Rosji w związku z tą teorią, zostały ściśle połączone. W rezultacie cerkiew ostatecznie uległa w pewien sposób nacjonalizacji i podporządkowania państwu. Z biegiem lat w mentalności Rosjan Ruś stała się Wszechświatem, a car rosyjski władcą stojącym ponad innymi, nawet Jerozolima  uznana została za Ruś. Bo Ruś według tych wyobrażeń jest tam, gdzie prawdy wiary. Rosyjskie posłannictwo religijne, jedyne w swoim rodzaju, nadal, dzisiaj, związane jest z siłą i wielkością państwa rosyjskiego, z wyjątkowym znaczeniem kiedyś cara rosyjskiego a dzisiaj prezydenta. Stopniowo – w oczach rosyjskiego społeczeństwa - ich kraj staje się Świętą Rusią, narodem wybranym, nowym Izraelem.
 
I mimo, że sam herb zmieniał się na przestrzeni dziejów, ze złotego na czarny, a następnie z powrotem na złoty, obecna interpretacja herbu jest dość podobna do tej stosowanej w Imperium Rosyjskim. Po obaleniu monarchii w 1917 roku orzeł stał się biały po czym zniknął zastąpiony przez bolszewicki sierp i młot, aby powrócić w 1993 roku jako noszący trzy korony na dwóch głowach. Co interesujące, dwugłowy orzeł jest także jednym z symboli masonerii z dewizą Solve et Coagula, Niszcz i buduj. Czy Rosja nie realizuje swoich celów zgodnie z tą zasadą? Biorąc pod uwagę sposób w jaki działają władcy Kremla, którzy przyjęli regułę to co nie jest schowane najłatwiej ukryć i ogłaszają wszystkie swoje niecne pomysły zanim wprowadzą je w życie, być może stoimy w obliczu ostatniej może próby utworzenia ogromnego mocarstwa, zbudowanego na zgliszczach naszej cywilizacji….
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 1 września 2023

Super deluxe edition Revolver - najważniejszej płyty the Beatles cz.26: Kontrowersje wokół okładki Yesterday and Today

 

Kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy na naszym blogu omawianie specjalnego wznowienia albumu Revolver zespołu the Beatles (TUTAJ) streszczeniem wstępu Paula McCartneya. Następnie streściliśmy relację Gilesa Martina (TUTAJ) - współrealizatora nagrań, a fenomen albumu omawiał raper Questlove (TUTAJ). Opisaliśmy też historię zastosowania sitaru (TUTAJ) i jak powstawały efekty specjalne (TUTAJ), oraz zaczęliśmy omawiać rozdział zatytułowany Track by Track, w tym historię powstania piosenki Taxman (LINK), Elanor Rigby (LINK), I'm Only Sleeping (LINK), Love You To (LINK), Here, There and Everywhere (LINK), Yellow Submarine (LINK), She Said She Said (TUTAJ), Good Day Sunshine (LINK), And Your Bird Can Sing (TUTAJ), For No One (LINK), Doctor Robert (TUTAJ), I Want To Tell You (LINK), Got To Get You Into My Life (TUTAJ), Tomorrow Never Knows (TUTAJ), (TUTAJ), Peperback Writer (TUTAJ) i Rain (TUTAJ). Opis powstania projektu niesamowitej okładki albumu, autorstwa Klausa Voormanna opisaliśmy (TUTAJ), natomiast opis zdarzeń przed wydaniem płyty, jak i alternatywnymi nazwami (TUTAJ). Z kolei TUTAJ podkreśliliśmy rolę albumu w przecieraniu nowych muzycznych dróg.

W USA ukazała się inna wersja płyty, bez trzech piosenek, które zostały zawarte na albumie Yesterday and Today. Ominięcie I'm Only Sleeping, And Your Bird Can Sing i Doctor Robert znacznie ograniczyło udziały Johna. Mało tego, zniszczyło intencje zespołu. 

Paul miał powiedzieć, że starali się alby w USA album ukazał się z taką samą okładką, ale nie było szans na obejście kontraktu. Postanowili wtedy, że muszą w przyszłości mieć więcej kontroli. 

Z drugiej strony w niektórych stanach w USA nie było sprzyjających warunków do pojawienia się brytyjskiej wersji albumu. Pierwszy incydent miał miejsce w 1966 i dotyczył albumu Yesterday and Today. Pierwsza wersja okładki ze zdjęciem Roberta Whitakera przedstawiała zespół w rzeźnickich fartuchach, obłożony kawałkami mięsa i lalkami z oberwanymi głowami. 

Kiedy wersje próbne zostały wysłane do prasy i radia w ramach promocji, okazało się, że okładka nie powinna się ukazać w tej formie. Wiele sklepów odmówiło jej dystrybucji. Szef Capitol Alan Livingston wspominał, że miał wtedy kontakt głównie z Paulem, który powiedział, że okładka jest komentarzem zespołu o wojnie. Niemniej szybko zrozumiał, że bez jej zmiany nie będzie postępu na amerykańskim rynku i szybko przesłał nowe zdjęcie.

Warto zwrócić uwagę, że wpisuje się ono w legendę Paul is dead. To zdjęcie było pierwotnie rozważane jako okładkowe, zanim pojawiła się idea białych fartuchów. Wytwórnia wydała 200 000 USD na zniszczenie starych okładek i wydruk nowych. W sumie było to 1 200 000 okładek (z czego milion wersji stereo). 
 
Niektóre drukarnie nadrukowały nowe okładki na wnętrzach starych, dziś osiągają one zawrotne ceny na aukcjach. Brian Epstain wspomina, że okładka w fartuchach byłe jedną z nielicznych, o jakie pokłócił się z zespołem, jeśli chodzi o spory artystyczne. Była wręcz niesmaczna, sugerowała, że Beatlesi są szaleńcami. Epstain uważał ich za szaleńców, ale nie w takim kontekście.

Alan Livingston poinformował prasę, że poprzednia okładka była rodzajem żartu artystycznego, a nowa została wprowadzona celem uniknięcie kontrowersji wokół zespołu. 

Te wkrótce nasiliły się w związku z dość kontrowersyjną wypowiedzią Lennona.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.         

czwartek, 31 sierpnia 2023

Fotografie minimalistyczne Rafała Króla

Fotografia minimalistyczna jest jednym z ulubionych rodzajów sztuki wizualnej. My także lubimy prostotę a jednocześnie elegancję form, które skłaniają do refleksji - zawsze w takich zdjęciach jest coś, czemu chętnie się przyglądamy. Ostatnio naszą uwagę przykuł nastrojowy zestaw zdjęć Rafała Króla. Są na nich krajobrazy Bretanii, Wenecji, Irlandii ale i pejzaże z Polski i Japonii, które przywodzą na myśl harmonię kształtów o orientalnym zabarwieniu…








Rafał Król urodził się i wychował w Bielsku-Białej. Jak sam o sobie pisze, w 2004 roku, kiedy Polska została członkiem Unii Europejskiej i granice zostały otwarte, wyjechał z kraju do Irlandii, gdzie zamieszkał na stałe. Tam postanowił rejestrować swoje wrażenia z pobytu w obcym miejscu. Kupił więc aparat fotograficzny i zaczął robić zdjęcia. Najpierw uwieczniał wszystko, co tylko zobaczył, ale w ostatnich latach zaczął wybierać kadry i skupił się tylko na krajobrazach: marynistycznych, widokach gór oraz ogólnie - przyrody. Zredukował przy tym kolor do dwubarwnych zdjęć czarno-białych, bo uznał, że to pozwoli obserwatorowi bardziej skupić się na kompozycji obrazu.






I to w zasadzie wszystkie dane o autorze prac, które możemy dzisiaj podziwiać na naszym blogu. Jest to – trzeba przyznać – niewiele. Nie wiemy jakie wykształcenie artysta posiada a nawet – ile ma lat. O tym co chce nam zakomunikować musimy domyśleć się z jego zdjęć. Są na nich jak to już pisaliśmy – głównie krajobrazy. Pejzaże bezludne i w stanie bezruchu. Drzewa o gałęziach nieporuszanych żadnym podmuchem wiatru, nieruchome wody, a nawet, jeśli widzimy jakąś budowlę, stoi ona samotna, jakby wyrosła z ziemi samoistnie, bez udziału człowieka. A mimo to, zdjęcia Rafała Króla nie są smutne, nie ma w nich uczucia żalu za wspólnotą z innymi ludźmi. Jest za to spokój, cisza, bezmiar przestrzeni…







Artysta został doceniony już wieloma nagrodami. Z ostatnich lat są to nagrody: Royal Hibernian Academy, Dublin, Annual Art Exhibition 2014, 2018, Royal Ulster Academy, Belfast, 133rd Annual Art Exhibition, 2015 I Photo Ireland Festival, Galeria Library Project, Targi Grafiki, Dublin 2016 – 2021. Nic zatem dziwnego, że i my doceniliśmy prace artysty publikując je na naszym blogu. Więcej można zobaczyć na jego stronie (TUTAJ). 
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 30 sierpnia 2023

Streszczenie książki Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records cz.11. Skandal na koncercie Warsaw i wycieczki Curtisa do RCA

 


Książka Micka Middlesa pt. From Joy Division to New Order. The True story of Anthony H. Wilson and Factory Records, wydana została przez wydawnictwo Virgin Books w roku 1996. W moim posiadaniu jest wznowienie z roku 2002.
 
Streszczenie pierwszego rozdziału pojawiło się TUTAJ, drugiego TUTAJ, fragment trzeciego TUTAJ, kolejny TUTAJ a ostatni fragment rozdziału trzeciego pt. The Wythenshave Connection (TUTAJ). Streszczenie rozdziału czwartego pt. From Safety To Where? o dzieciństwie i młodości członków grupy opisaliśmy TUTAJ. Kolejny post TUTAJ dotyczył debiutów the Dammned i the Clash, oraz rozmowy miedzy Ianem Curtisem a Pete Shelly z Buzzcocks. Następny omawiany fragment opisywał scenę punk miasta, na której wyłaniało się wiele ciekawych zespołów w tym Stiff Kittens - jeden z pierwszych zespołów Iana Curtisa,  i alternatywne nazwy, które wtedy muzycy rozważali (TUTAJ). Później opisywaliśmy historię pierwszego koncertu Warsaw (warto zobaczyć TUTAJ), oraz klubu Electric Circus (TUTAJ). Ostatnio fragment dotyczący mało znanych faktów z życia Roba Grettona, ale i kilka ciekawostek ze świata sceny punk Manchesteru (TUTAJ).
 
Ostatnia noc w Electric Circus została zapamiętana przez brawurowy występ Warsaw. Nie byli znani, ale wzbudzili zainteresowanie swoją desperacją i zaangażowaniem. Nie byli wyśmienici, ale nie byli też beznadziejni. Uwagę zwrócił również swoim występem zespół Prefects z Birmingham
 
 
Występ Warsaw został udokumentowany w prasie i na winylu, gdzie ukazał się utwór At A Later Date. Płyta Live At The Electric Circus pokryła się niesławą z dwóch powodów: notatek Paula Morleya i okrzyku Iana Curtisa: Czy Pamiętacie Jeszcze Rudolfa Hessa? (tutaj autor popełnia błąd bowiem okrzyk brzmiał: Czy zapomnieliście już Rudolfa Hessa?). 
 
Po zamknięciu pubu Buzzcocks zaczęli nagrywać dla United Artists), Howard Devoto utworzył Magazine, zamieszczając ogłoszenie w wytwórni Virgin, że poszukuje grających szybką i wolną muzykę
 
Ian Curtis w tamtym czasie przeżywał coś na kształt rozgoryczenia. Oglądał programy Wilsona w Granadzie, czytał recenzje w prasie, i nie potrafił zrozumieć, z jakiego powodu wiele zespołów będących na znacznie niższym poziomie niż Warsaw, zdobywa takie zainteresowanie. Wierzył też, że Bernard Sumner, który procował wtedy w wytwórni filmów animowanych Chorlton Cum Hardy w Cosgrove Hall znajdzie jakimś sposobem dostęp dla Warsaw do TV Granada. Uważał że to jedyna szansa żeby zaistnieć. 
 
Wielu fanów Joy Division wyobraża sobie romantyczne spacery Iana Curtisa przez miasto celem szukania inspiracji. Tak jednak nie było, raczej udawał się on ze swojej pracy (w Picadilly Tower, gdzie pracował z żoną w komisji do spraw kadrowych) do siedziby wytwórni RCA. Chodził tam codziennie w porze lunchu, to dla niego był kontakt z żywą branżą muzyczną. Budynek był poobwieszany posterami promocyjnymi takich gwiazd jak Iggy Pop, David Bowie, czy Lou Reed. Szefem wytwórni był wtedy Derek Brandwood. Nadał on siedzibie RCA nowy kształt - bardziej miejsca promującego muzykę, niż biura. Wspomina Curtisa jako człowieka cichego i młodego. Ten jak wielu ludzi w jego wieku, chciał zdobyć postery promocyjne, jak tylko wygaśnie ich aktualność. Kiedy Brandwood zaczął rozmawiać z Curtisem odkrył jego dużą wiedzę muzyczną, choć dla niego nie była ona bezpośrednio użyteczna. 
 
W RCA pojawiali się też miejscowi DJ-je, ale też inni ludzie z kręgu muzycznego, jak choćby Martin Hannett.
 
Pewnego dnia Curtis wspomniał Brandwoodowi, że ma zespół muzyczny. Marzył żeby Warsaw wydali płytę w tej samej wytwórni, w jakiej nagrywają jego idole. Nie brał pod uwagę faktu, że Brandwood nie pracuje w dziale naboru muzyków, tylko w marketingu. Kidy Curtis przyniósł mu An Ideal For Living był bardzo rozczarowany. Źle nagrane, źle wyprodukowane, zwykłe śmiecie. W tamtym czasie Brandwood miał do czynienia z Bowiem czy Dolly Parton, stąd kontrast i wielkie rozczarowanie. Jednak zabrał singla do domu i co go zaskoczyło, muzyka bardzo spodobała się jego 14 letniemu synowi. Było to coś innego niż ojciec zwykle przynosił, ten więc postanowił wysłać płytę do punktu naboru artystów do wytwórni. Jednak zespołem się nie zainteresowano.               
C.D.N. 
 
Czytajcie nas  - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 29 sierpnia 2023

Zdjęcia Francesco Romoli: Samotność w świecie techniki

Francesco Romoli urodził się w Pizie w 1977 r.  W dzieciństwie chciał zostać muzykiem. Grał na gitarze akustycznej i studiował teorię muzyki, a w wieku nastu lat występował, grając i śpiewając w zespole punkowym, ale potem jego życie potoczyło się innym torem, obecnie gra jedynie w chwilach relaksu.  Zmienił swoje zainteresowania gdy w 1998 roku rozpoczął przygodę z komputerami i net-artem – ukończył studia informatyczne na Uniwersytecie w Pizie, studiował także matematykę. Ale fotografia zajął się stosunkowo niedawno, jednak na tyle dalece, że ukończył studium podyplomowe w centrum fotografii współczesnej Fondazione Studio Marangoni we Florencji. Oprócz tego pasjonuje się skokami spadochronowymi i podróżami…







Trzeba przyznać, że wszystkie te pasje niesamowicie wzbogaciły mu wyobraźnię, czego efektem są niezwykłe, surrealistyczne i nastrojowe zdjęcia. Do niedawna podobno na jego stronie internetowej (dziś nieaktywnej) można było przeczytać jego motto:  Jestem nikim. Nie istnieję. Używam po prostu wyobraźni i aparatu Canon 1000D (informacja za: LINK). A obok tego był cytat utworu ulubionego zespołu Radiohead:
 

Karma police, arrest this man. He talks in maths. He buzzes like a fridge. He's like a detuned radio  (Policjo przeznaczenia aresztuj tego mężczyznę. Mówi wzorami matematycznymi. Buczy jak lodówka. Jest jak rozstrojone radio).

Można zatem uznać, że bez muzyki, aparatu fotograficznego i programów cyfrowych artysta nie byłby w stanie wyrazić słowami to co czuje.  Bez sztuki jest niemy, w zasadzie nie istnieje.





W rezultacie fotograf za pomocą programów cyfrowych twórczo przekształca swoje zdjęcia i zamiast pejzażu realnego miasta mamy miasto zawieszone pomiędzy rzeczywistością a fantazją, ukazane na granicy snu. Wyimaginowane miasta przedstawiają zrujnowane budynki, zagubione na pustyni, gdzie daleko, może w przyszłości.  Jedna z serii ukazuje celowo postarzane portrety, zawierające elementy przywołujące najbardziej negatywne aspekty współczesnego życia. Może dlatego głowy ludzi fotograf zastąpił urządzeniami telefonicznymi i telewizyjnymi, bo nowa ludzkość porzuca tradycyjną komunikację. Posługując się tylko techniką, która nie pomaga a coraz częściej oddziela, czyniąc jednostkę samotną…
 








Świat sztuki Francesco Romoli został doceniony przez znane platformy cyfrowe, takie jak GAi – Giovani Artisti Italiani i ARTWORT, które często prezentują jego prace. Proponowane przez artystę kompozycje wizualne rzucają bowiem wyzwanie ograniczeniom tradycyjnej fotografii i przesuwają granice sztuki współczesnej.
 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.