niedziela, 10 czerwca 2018

Legendy polskiej nowej fali w epoce miłości George'a Orwella

Zacznijmy od tego, że powieść Rok 1984 opublikowana została przez George'a Orwella w 1949 roku, czyli dawno przed narodzeniem muzycznych bohaterów dzisiejszego wpisu. Kto zna ustrój socjalistyczny doskonale wie, jak celnie autor przewidział jego działanie, dlatego książka w Polsce była wydawana w podziemiu, i miałem okazję czytać ją w nielegalnej drukowanej wersji w 1985 roku. 

W powieści roi się od aluzji do ZSRR, Chin, Korei czy całego bloku RWPG (zresztą pod koniec są one jawnie wymienione).  Inwigilacja, propaganda i tylko cztery funkcjonujące ministerstwa Miłości, Prawdy, Obfitości i Pokoju, które mieściły się w Londynie - wówczas stolicy Oceanii. Ta z kolei była jedną z trzech krain Ziemi będących ze sobą w ciągłych sporach i stanie permanentnej wojny. 

Wojna? A jakże:



Najważniejsze były, rzecz jasna, Ministerstwo Miłości i Prawdy, w którego podziemiach mieściły się więzienia gdzie torturowano wrogów Partii.  Nie będę streszczał książki, chciałbym za to napisać dziś o kilku artystach polskiej nowej fali, na których powieść Orwella wywarła wyraźny wpływ.  

Mówiono, że gmach Ministerstwa Prawdy ma trzy tysiące pomieszczeń nad ziemią i tyleż samo pod ziemią. W Londynie istniały jeszcze tylko trzy budynki o podobnych rozmiarach i zbliżonym wyglądzie. Tak górowały nad resztą miasta, że z dachu Bloku Zwycięstwa dostrzegało się je wszystkie równocześnie. Mieściły cztery ministerstwa, składające się na aparat rządowy: Ministerstwo Prawdy, któremu podlegała prasa, rozrywka, oświata i sztuka, Ministerstwo Pokoju, które zajmowało się prowadzeniem wojny, Ministerstwo Miłości, które pilnowało ładu i porządku,wreszcie Ministerstwo Obfitości, sprawujące pieczę nad gospodarką. Ich nazwy, w nowomowie, brzmiały następująco: Miniprawd, Minipax, Minimiło i Miniobfi. 
 
Tak wyobrażał sobie gmach Ministerstwa Prawdy sam autor:


Miniprawd - odbijał zdecydowanie od wszystkich innych budowli w okolicy. Była to ogromna piramida z lśniącego białego betonu, pnąca się tarasami w górę na wysokość trzystu metrów. Z okna swojego mieszkania Winston (Smith - bohater książki) widział wyraźnie trzy hasła Partii, wymalowane starannie na białej fasadzie:

WOJNA TO POKÓJ
WOLNOŚĆ TO NIEWOLA
IGNORANCJA TO SIŁA

Podstawową ideą panującej Partii jest powszechna równość. Członkowie Partii mieszkają w szarych blokach, są poddawani ciągłej inwigilacji, i otumaniani alkoholem o podłym smaku, tzw. Dżinem Zwycięstwa, który utrzymuje ich w stanie swoistego rodzaju euforii. 

Dżin miał smak kwasu azotowego, a w dodatku człowiek po każdym łyku czuł się tak, jakby dostał w łeb gumową pałką. Jednakże w następnej chwili palenie w żołądku nieco zelżało i świat wydał się Winstonowi weselszy.

Nie ulega wątpliwości, że napój wywołuje halucynacje a Partia może dalej emitować swój ideologiczny przekaz... Tak śpiewała o tym Republika w filmie Koncert. Poniżej wersja w najlepszym składzie, w którym nagrali ich debiut Nowe Sytuacje:


Ewolucję poglądów do takich właśnie ideologicznych podstaw systemu Orwell opisuje następująco:

Zarazem jednak uświadomiono sobie, że powszechny dostatek zagraża trwałości społeczeństw hierarchicznych; właściwie jest ich zgubą. W świecie, gdzie każdy pracuje krótko, ma pod dostatkiem żywności, mieszka w domku z bieżącą wodą, posiada lodówkę, samochód, a może nawet i awionetkę, znikają najbardziej rzucające się w oczy i najbardziej istotne przejawy nierówności. Powszechny dostatek oznacza zatarcie różnic. Można sobie oczywiście wyobrazić społeczeństwo, w którym dobrobyt, w sensie własności dóbr materialnych i wygody życia, dostępny jest wszystkim na równi, podczas gdy władza spoczywa w rękach nielicznej kasty uprzywilejowanych.

Ta równość została dość dobrze pokazana w piosence Republiki pt. =


Bloki Zwycięstwa, w których mieszkali członkowie Partii do złudzenia przypominają bloki epoki komuny, wieżowce znane w Polsce lat 70-tych. 

Winston Smith, ... wślizgnął się przez szklane drzwi do Bloku Zwycięstwa, ale nie dość szybko, by powstrzymać tuman ziarnistego pyłu, który wtargnął za nim do środka. Klatka schodowa cuchnęła gotowaną kapustą i starymi, butwiejącymi wycieraczkami. Na jednym jej końcu wisiał barwny plakat, zbyt wielki do eksponowania w ciasnym wnętrzu. Przedstawiał tylko ogromną twarz, przeszło metrowej szerokości: przystojną, czerstwą twarz mniej więcej czterdziestopięcioletniego mężczyzny z sutym czarnym wąsem. Winston skierował się w stronę schodów. Sprawdzanie, czy winda działa, nie miało żadnego sensu. Nawet w najlepszych okresach rzadko bywała czynna, obecnie zaś, w ramach oszczędności związanych z przygotowaniami do Tygodnia Nienawiści, nie włączano prądu przed zmrokiem. Winston mieszkał na siódmym piętrze...  Na każdym piętrze, na wprost drzwi windy, spoglądał ze ściany plakat z ogromną twarzą. Była tak namalowana, że oczy mężczyzny zdawały się śledzić każdy ruch przechodzącego. WIELKI BRAT PATRZY, głosił napis u dołu plakatu.
 
Takie bloki można zobaczyć we fragmencie filmu Koncert z 1982 roku - tak przedstawiała to Brygada Kryzys, zespół o którym pisaliśmy niedawno TUTAJ (Robert Brylewski 1961-2018):


Ów Wielki Brat, może natomiast być kojarzony z magiczną Centralą Partii z której płynął przekaz do obywateli Oceanii...




Miłość w Oceanii nie istnieje, a może mogłaby istnieć, gdyby nie zakazywała jej Partia, podobnie zresztą było z innymi uczuciami. Partia ma program i kieruje wszystkim od zachowań do uczuć, tak widział to znakomity Made in Poland i 1984.




Uprzytomnił sobie, iż rozpacz należy do minionych czasów, gdy istniało jeszcze życie osobiste, miłość, przyjaźń, a członkowie rodziny trzymali ze sobą w każdej sytuacji.

Za wroga uważano nie tyle miłość, ile zmysłowość, zarówno w małżeństwie, jak i poza nim. Każdy związek małżeński między członkami Partii musiał zyskać akceptację specjalnej komisji i - choć nie istniał na to żaden paragraf - nie udzielano zgody kandydatom, którzy sprawiali wrażenie, że czują do siebie pociąg fizyczny. Jedynym akceptowanym celem małżeństwa było płodzenie przyszłych członków Partii. Sam stosunek płciowy należało traktować jako coś wzbudzającego odrazę, niczym lewatywa. Tego również nie mówiono wprost, lecz w pośredni sposób wpajano od dzieciństwa każdemu członkowi Partii.

Główny bohater książki był kiedyś żonaty, jednak jego małżeństwo było związkiem opisanym według partyjnego schematu. Miało cel tylko i wyłącznie prokreacyjny, i tak traktowała ten związek jego była żona Katherine

Byli razem tylko przez piętnaście miesięcy. Partia nie zezwalała na rozwody, ale małżeństwa bezdzietne na ogół zachęcano do separacji.  

...zaraz na samym początku małżeństwa Winston doszedł do wniosku, że ma do czynienia z najgłupszym, najprymitywniejszym i najbardziej pustym umysłem, z jakim dotąd się zetknął. ... Głowę miała nabitą wyłącznie partyjnymi sloganami i zdolna była przełknąć każdą, dosłownie każdą bzdurę wymyśloną przez Partię. W myślach przezywał ją ludzkim gramofonem. Ale zniósłby jej towarzystwo,  gdyby nie jedno - ich życie płciowe. Ledwo jej dotknął, wzdrygała się i sztywniała. Obejmując ją czuł się tak, jakby obejmował drewnianą kukłę z ruchomymi kończynami. Najdziwniejsze, że nawet gdy leżał w jej ramionach, miał wrażenie, iż równocześnie odpycha go z całej siły. Uczucie to wywoływała sztywność jej członków, gdyż Katherine leżała z zamkniętymi oczami, ani się nie opierając, ani nie współuczestnicząc, lecz jakby biernie wszystko znosząc. Ich zbliżenia były nieprawdopodobnie żenujące, a z czasem stały się po prostu okropne. Ale mimo wszystko Winston wytrzymałby z żoną, gdyby się tylko zgodziła, by żyli w celibacie. Jednakże, ku jego zdumieniu, ta propozycja okazała się dla niej nie do przyjęcia. Oświadczyła, że muszą mieć dziecko. Tak więc powtarzali ten sam przykry rytuał regularnie raz na tydzień, chyba że akurat było to niemożliwe. Katherine nawet przypominała mu rano o czekającym ich akcie jak o czymś, co trzeba wykonać wieczorem i czego nie wolno zaniedbać. Posługiwała się dwoma określeniami. Pierwsze to „produkowanie dziecka", a drugie „nasz obowiązek wobec Partii" (tak jest, używała dokładnie tych słów!). Wkrótce Winston z coraz większym lękiem oczekiwał wyznaczonego dnia. Na szczęście Katherine nie zaszła w ciążę i w końcu zgodziła się zrezygnować z dalszych prób, a niedługo potem rozstali się na dobre. 

Katherine, była jak lalka... Sexy Doll?


W końcu bohater powieści doznaje prawdziwego uczucia. Zakochuje się w nim jedna z działaczek partyjnych pracujących w Departamencie Literatury, i działaczka Ligi Aseksulanej, Julia. Choć trudno do końca rozstrzygnąć czy jest to miłość, czy tylko zaspokajanie potrzeb. Oboje szukają dla siebie miejsca do zakazanych spotkań, pragną izolacji, samotności, ucieczki, a Julia okazuje się posiadać w tej materii bogate doświadczenie.  Schowajmy się na dnie szuflady...


W końcu znajdują stałe miejsce spotkań, gdzie zostają złapani przez funkcjonariuszy Partii. Czy na prawdę była to miłość? Nie sądzę, w momencie ich dekonspiracji Smith nie zachowuje się jak przystało na prawdziwego mężczyznę:

Niewielki, pofałdowany koral, podobny do cukrowej różyczki zdobiącej tort, potoczył się po dywanie. Jakiż jest maleńki, pomyślał Winston, jakiż maleńki był zawsze! Tuż za plecami usłyszał jęk, po czym głuchy łoskot, i coś tak silnie uderzyło go w kostkę, że omal nie stracił równowagi. To jeden z funkcjonariuszy wyrżnął Julię pięścią w splot słoneczny; dziewczyna zgięła się jak scyzoryk i padła na ziemię. Miotała się po podłodze, usiłując złapać oddech. Winston bał się odwrócić głowę choćby o milimetr, lecz chwilami kątem oka dostrzegał siną twarz Julii i jej szeroko otwarte usta. Mimo panicznego strachu niemal fizycznie odczuwał jej straszliwy ból i jeszcze straszliwsze, rozpaczliwe wysiłki odzyskania tchu. Wiedział, co przeżywa; okropny, rozdzierający ból, który jednak schodzi na drugi plan, bo stokroć ważniejsze jest, by wciągnąć powietrze w płuca. Potem dwóch funkcjonariuszy chwyciło Julię za ręce i nogi i wyniosło jak worek. Winstonowi mignęła jej odchylona do tyłu twarz, żółta, wykrzywiona, z zaciśniętymi oczami i wciąż ze śladami różu na policzkach; więcej Julii nie widział.

Okazało się jednak, że Julia przeżyła i go zdradziła. On zresztą ją również. Śmierć zmysłów i snów...



A może tak tylko Smithowi powiedziano, żeby złamać go podczas przesłuchań? A jego spotkanie z ukochaną po torturach jakim poddawany jest w pokoju 102 to tylko halucynacja?

Jak myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz