wtorek, 23 lipca 2019

Wpływy sztuki japońskiej na europejską

Na początku XIX wieku Katsushika Hokusai stworzył serię drzeworytów z wizerunkiem góry Fuji a także - najbardziej znaną japońską grafikę - tzw. Wielką Falę. Być może marzył o tym, aby jego praca przekroczyła granice Japonii i zdobyła światowe uznanie, jednak nigdy pewnie nie przypuszczał, że jego odbitki zdobędą tak ogromny wpływ na artystów europejskich działających pod koniec XIX w Paryżu oraz w innych ośrodkach sztuki na kontynencie. To zadziwiające, gdy uzmysłowimy sobie, iż Japońskich artystów pływającego świata oraz francuskich impresjonistów i postimpresjonistów, rozdzielonych czasem i tysiącami mil, połączyło to samo artystyczne pragnienie: malowania realistycznych scen z życia. Obie grupy chciały zachować to, co ich otaczało, w całej swojej romantycznej, przyziemnej lub a nawet czasem nędznej naturze.

Japońscy artyści poradzili sobie z tym wykonując grafiki drzeworytnicze określane nazwą Ukiyo-e które, choć stworzone głównie do użytku komercyjnego (były bardzo tanie i przez to popularne), zawierały oryginalne rozwiązania twórcze, szczególnie co do koloru i kompozycji, które zachwyciły najpierw impresjonistów francuskich a potem resztę Zachodniego świata. Japońscy artyści bowiem bawili się mocnym kolorem i spłaszczoną perspektywą, stosując awangardowe, jak na owe czasy, środki wyrazu: pozostawiając środkową część obrazu pustą, a kiedy indziej sztucznie deformując i niejako kompresując kompozycję i kadrując postać. Był to niezwykle radykalny sposób odwzorowywania świata, zupełnie nieznany malarzom europejskim, którzy próbowali, jak to określił Toulouse Lautrec: robić to, co jest prawdziwe, a nie idealne.
To wszystko stało się możliwe tylko dlatego, bo Japonia, dotąd celowo izolowana od świata i utrzymująca kontakty tylko z niewielką liczbą holenderskich kupców przez port wyspy Dejima, od 1853 roku, zaledwie cztery lata po śmierci cesarza Hokusai, zaczęła otwierać się na obce wpływy. Dzięki temu dzieła japońskiej sztuki zaczęły trafiać w ręce artystów, stając się dla nich inspiracją. Jednym z pierwszych malarzy, którzy świadomie zaczęli wzorować się na grafikach Ukiyo-e był Édouard Manet (1832–1883). Programowo postanowił zerwać z malarstwem akademickim i pokazać codzienne życie paryskie. Grafiki japońskie pokazały mu jak to zrobić. Manet śmiało pozbył się perspektywy, i zaczął używać czystych barw w miejsce chiaroscuro. I tak jak japońscy artyści rejestrowali świat Edo on zaczął malować zakamarki Paryża, wszystkie te miejsca, gdzie toczyło się prawdziwe życie miasta: kawiarnie, bary, parki i odwiedzających je ludzi.


Innym bardzo znanym malarzem, który pozostawał pod wpływem drzeworytów japońskich był Vincent Van Gogh (1853–1890). On i jego brat Theo zgromadzili nawet sporą kolekcję klocków z drewna, służących do wykonywania Ukiyo-e, która obecnie przechowywana jest w Muzeum Van Gogha w Amsterdamie. Fascynacja malarstwem japońskim odcisnęła piętno w całej twórczości tego artysty, widać to nawet na jego autoportrecie z obandażowanym uchem (w użyciu płaskiej plamy barwnej, zniekształconej perspektywy i czarnym konturze). Kiedy po raz pierwszy natknął się na japońskie odbitki, postanowił zrobić ich kopie – np.: Bridge in the Rain - zanim pozwolił inspiracjom z Ukiyo-e zająć centralne miejsce w swojej pracy.







Przyjaciel Van Gogha, Paul Gauguin, również uległ magii malarstwa japońskiego. Dowodem na to jest jeden z najbardziej jego znanych obrazów - Wizja kazania - Walka Jakuba z aniołem, w którym postaci walczących - Jakuba i anioła – wzorowane są na zapaśnikach z Mangi Hokusai.




Edgar Degas (1834–1917) z kolei był jednym największym we Francji kolekcjonerem japońskich drzeworytów. Dzięki zgromadzonym zbiorom ośmielił się i zaczął malować kobiety w intymnych sytuacjach, konstruując swoje obrazy w kompozycje zaczerpnięte ze sztuki Wschodu.  Bohaterki jego prac są często umieszczane po jednej stronie obrazu, pozostawiając pustą przestrzeń w środku, lub ukazując nawet część postaci przesłoniętej elementem scenografii.


Z kolei Henry de Toulouse-Lautrec (1864–1901) zainspirował się Degasem. Być może dzięki niemu zaczął malować obrazy przedstawiające nowoczesne tematy, takie jak sale muzyczne, bary i burdele: jego dzieła są dekadenckie i przesycone absyntem… Szczególnie wpływy japońskie są zauważalne w jego reklamach Moulin Rouge: postacie są obwiedzione czarnym konturem i brak w nich światłocienia. Wygląda na to, że malarz ten zaanektował całkowicie japoński drzeworyt i przerobił go po swojemu.


A w Polsce? Nasi artyści utrzymywali stały kontakt z bohemą paryską, spędzali we Francji sporo czasu. I również ulegli fascynacją japońszczyzną. I to tak dalece, że Julian Fałat (1853 – 1929) w 1885 roku wyjechał do Japonii. Historię swojej wyprawy opisał w Pamiętnikach, wydanych pośmiertnie w 1935 roku. Stosunek Fałata do Japonii i japońskiej sztuki był pełen entuzjazmu. Tak pisał o Japończykach: To naród artystów: kupiec, fabrykant i rzemieślnicy - wszyscy są artystami, a każdy przedmiot, który wyszedł z ręki rzemieślnika japońskiego jest dziełem sztuki - począwszy od grzebienia czy chłopskiej fajeczki, sandałów,  parasola, a skończywszy na najwspanialszych materiałach, wyrobach z kości słoniowej, brązu i porcelany, wspaniałych wazonach i innych przedmiotach, zapełniających wnętrza świątyń i zamków Mikada. Po powrocie całkowicie zmienił swój styl. Biel kartki papieru, na której wykonywał akwarele zaczęła służyć za naturalne tło i jeszcze jedną barwę. Zaczął tworzyć spontanicznie, używając intuicji i emocji. Przestał obawiać się także malować dokładnie to, co widział z natury, łącząc i przejmując rozmaite elementy malarstwa japońskiego do swoich kompozycji. Przykładem tego jest seria pejzaży zimowych z potokiem przeciskającym się przez śniegi pól.  Samo użycie papierowego podobrazia został wyjęty z estetyki japońskiej. Nietrwałość bowiem stanowiła dla Japończyków nieodzowny składnik piękna. Ulotność i nietrwałość a także jakby niedokończona kompozycja jest u niego najbardziej japońskie, bo odbiorca został zmuszony uzupełnić niedopowiedzenia własną wyobraźnią.


Orientalne elementy można także zobaczyć u Wyspiańskiego, Mehoffera, Weissa i Boznańskiej, a szczególnie u Wyspiańskiego. Seria widoków Kopca Kościuszki (niczym cykl pejzaży z górą Fuji), widok na Wawel czy portret dziewczynki z wazonem są inspirowane sztuką japońską, choć sam Wyspiański nigdy się do tego nie przyznał.


Jednak opowieść o elementach japońskich w sztuce polskiej nie byłaby pełna, gdyby nie wspomnienie osoby Feliksa „Manggha” Jasieńskiego (1861–1929), podróżnika i krytyka sztuki, którego ogromna kolekcja dzieł japońskich dotąd fascynuje i zadziwia artystów. W propagowaniu japońskiej kultury w Polsce pomagał mu Zenon Przesmycki (1861–1944), wydawca Chimery, czasopisma poświęconego sztuce. Obaj uznali, że asymilacja środków wyrazu, a szczególnie drzeworytów ukiyo-e, zmieniła sztukę europejską. Zapragnęli tego samego w naszym kraju i w 1901 roku urządzili serię darmowych wystaw obcej grafiki (naznaczonej wyraźnymi wpływami sztuki japońskiej) w lokalu redakcji Chimery. Następnie Jasieński w warszawskiej Zachęcie pokazał swoją kolekcję japońskiej grafiki. 

Interesujące u niego są porównania naszej sztuki ze sztuką  Kraju Kwitnącej Wiśni – szczególnie prac Utagawy Kuniyoshiego, pokazującego walki roninów (samurajów) – czyli temat historyczny określony jako Grunwald japoński – do dokonań Jana Matejki, bo jak mówił: Nauczmy się od Japończyków – być Polakami.

Oczywiście prezentowane tu przykłady nie wyczerpują tematu. Mają tylko uczulić nas i otworzyć na porównania. Czasem wydawałoby się bardzo odległe i niemające ze sobą nic wspólnego. Lecz po bliższym przyjrzeniu, jak najbardziej uzasadnione. Czy nie jest tak podobnie i w innych dziedzinach, np.: w muzyce? Ale to już zupełnie inna historia, którą również Wam opowiemy.

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz