sobota, 16 lipca 2022

Tomasz Maroński: Zdecydowałem się na pracę z komputerem zamiast malować tradycyjnie

Dzisiejszy autor prezentowanych prac przedstawi się sam, z naszą lekką pomocą: Nazywam się Tomasz Maroński. Mam 46 lat. Maluję na płótnie od ponad 25 lat lat zawsze z tą samą ekspresją i przy zastosowaniu znakomitej techniki, wyszukując odpowiednich, unikalnych sposobów wyrażania zarówno mojej osobowości, jak i moich pomysłów oraz fantazji kryjących się w moim sercu. Moja trwająca do dzisiaj przygoda z grafiką komputerową zaczęła się od momentu, gdy opanowałem warsztat wykonywania obrazów olejnych, ale niestety nie miałem na ich tworzenie czasu, więc zdecydowałem się na pracę z komputerem zamiast malować tradycyjnie.

Tematyka moich obrazów jest zawsze fantasy, na co inspiracje czerpię z otaczającej mnie codzienności. Szczególnie skupiam się pejzażach. Jedna na pięć prac powstaje bardzo spontanicznie, ale zwykle już po wstępnym rozrysowaniu lub  na początku malowania określam efekt, który chcę osiągnąć. Na samym początku określam także barwy. W moich pracach najczęściej pojawia się jeden kolor dominujący, który podkreśla główny motyw kompozycji. Staram się tworzyć obrazy, które opowiadają jakąś historię. Przez te wszystkie lata miałem wiele pomysłów i koncepcji. Te pomysły, których jeszcze nie wykorzystałem, będą w niedalekiej przyszłości tworzyć lwią część moich arcydzieł. Obecnie widzę inspiracja wszędzie. Dlatego mogę malować w zasadzie na każdy temat, lecz gdyby zmienił się mój stosunek do świata w którym żyję, dając mi bardziej konstruktywne pomysły, zmieniłby się także mój malarski świat (LINK).







Dopowiadając do tego, co już zostało napisane: Tomasz Maroński urodził się w 1976 roku w Wałbrzychu i mieszka tam do dzisiaj. Pracuje głównie w programie Corel Photo-paint, a jego pejzaże w konwencji fantasy, wydają się czerpać inspirację częściowo tego, co artysta widzi wokół siebie, a częściowo z prac surrealistycznych twórców, takich jak Zdzisław Beksiński, Max Ernst i Yves Tanguy. Ale nie tylko. Maroński zdradza inklinacje filmowe, wiele jego obrazów (czy raczej grafik) wygląda niczym kadry z horrorów fantasy typu Labirynt Fauna, Osobliwy Dom Pani Peregrine czy Iluzjonista, czyli takie, gdzie wśród tzw. normalnych zdarzeń charakterystycznych dla gatunku fantasy czai się coś, co wykracza poza ten rodzaj opowieści. Jest nim kryminał, horror, kino przygodowe. Nam najbardziej podobają się te jego pejzaże, w których powstrzymuje się przed landrynkowymi skojarzeniami, zostawiając pewien margines widzowi. 









Ale Tomasz Maroński nie jest wyłącznie autorem grafik, których wiele trafia na okładki książek czy używane jest w innych formach plastycznych - kalendarzach, czy plakatach.  Świat filmu uwodzi go coraz mocniej, dlatego podejmuje współpracę z autorami małych form, reklamujących gry, książki czy dioramy. 





Nasz rodak jest doceniany i kto wie, czy jego przygoda z fantasy nie skieruje go do jakiejś znaczącej wytwórni filmowej, gdzie będzie mógł naprawdę popuścić wodze fantazji… Na razie w 2020 roku dostał nominację Europejskiego Hall of Fame (LINK), trzymamy zatem kciuki za dalsze sukcesy, o których chętnie napiszemy.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

piątek, 15 lipca 2022

66 urodziny Iana Curtisa z Joy Division: Bootleg z Leigh Festival z unikalną wersją Colony

27.08. 1979 roku Joy Division zagrali na festiwalu w Leigh, jednym z najbardziej utytułowanych brytyjskich festiwali. Jak pisaliśmy TUTAJ, jeden z organizatorów Chris Hewitt wspomina, że to był jego pomysł, alby skontaktować się z Tonym Wilsonem i zaprosić kapele z Factory. Śmieje się też z faktu, że na wielu portalach internetowych pokazany jest plakat Petera Saville'a reklamujący ten festiwal którego wcale tam nie było...

Festiwal był natomiast reklamowany małymi, wykonanymi we własnym zakresie posterami. Poster Factory reklamuje tylko jeden dzień, kiedy nastąpiło spotkanie z ZOO. Frekwencja była ogólnie bardzo słaba...

Ian Curtis przed występem czytał książkę Sartre'a The Age of Reason, która wtedy była na topie. Od niego muzycy zaczerpnęli zwyczaj noszenia lektur w plastikowych reklamówkach, co stało się później bardzo powszechnym nawykiem.

Wtedy czytelnicze upodobania Curtisa opisane zostały w fanzinie City FunCurtis opowiadał, że czyta Dostojewskiego, Camusa, Ballarda, Kerouaca i Burroughsa.


Na tamtym koncercie Joy Division wystąpili z the Distractions. Oba zespoły szanowały się i darzyły wzajemną sympatią. Mike Finney wspomina, że prawdopodobnie wtedy Ian Curtis wypytywał go o to w jakich okolicznościach powstał ich przebój Times Go By So Slow.

Czy było to po zerwaniu, i czy piosenka jest wynikiem desperacji? Wtedy Finney wywnioskował, że Curtis traktował swoje pisanie jako swoistego rodzaju katharsis.

Podsumowując, festiwal stał się komercyjnym niepowodzeniem, mimo udanych występów OMD czy A Certain Ratio. Nie ma jednak wątpliwości, że ten wieczór należał do Joy Division. Ich największy wtedy hit - Transmission, wbił się ludziom w pamięć. Po występie Tony Wilson po przyjacielsku przytulił Iana Curtisa...


Omawiany dziś podwójny CD wydany został przez niezależną wytwórnię belgijską Interstate Records w 2006 roku, i wtedy go zakupiłem. Moja kopia ma numer 2183. 

W środku znajduje się książeczka w której przedstawiono recenzję Joan Miller o stanie kapel wytwórni Factory w tamtym czasie. Tak też A Certain Ratio, wtedy faworyt wytwórni, oferowali podczas koncertu serię bezsensownych, kompletnie nieinspirujących dźwięków. Być może dlatego teraz zostali kompletnie zapomniani. Z kolei Teardrop Expoldes imponowali ciekawą, niebanalną muzyką. OMD też wypadli dobrze, choć wizja dwóch keyboardów nie jest najlepszą wizją koncertową. O Joy Division Miller pisze tak:

I w końcu przyszła pora na sławne Joy Division. To obecnie najbardziej przekonujący zespół live w UK. Wrażenie że zespół wypada nastrojowo podczas koncertów jest zupełnie błędne. To wynik dużej koncentracji muzyków prowadzącej do tak znakomitego brzmienia. Takie delikatne brzmienie jest niemalże obce dla przypadkowego słuchacza. To zupełnie unikalne doświadczenie, można powiedzieć że nieznana przyjemność. Ponieważ zespół jest przyzwyczajony do występów w małych klubach, podczas tego show pokazali połowę swoich możliwości, ale mimo tego publika domagała się więcej.

Jakość rejestracji jest średnia, choć istnieją co najmniej dwie udokumentowane wersje zapisu. Swego czasu krążyła wśród fanów Joy Division plotka, że koncert był sfilmowany. Niestety organizatorzy zaprzeczyli. Warto natomiast przypomnieć, że istnieje jeden pełen zapis koncertu grupy w Plan K, ale został on odtworzony bodajże raz na zamkniętym pokazie w Manchesterze. Muszą istnieć jakieś powody jego utajnienia, te jednak pozostają w sferze naszych domysłów.

Odnośnie unikalnych rzeczy związanych z dziś omawianym występem, chyba nikt nie zwrócił uwagi na inną niż oficjalna, wersję tekstu Colony. W książce So This Is Permanence można, poza oficjalną, znaleźć dwie inne wersje Colony.



Wielu artystów zmienia teksty piosenek z czasem, tak też robił Ian Curtis, szukał ideału. 

Dzisiaj Ian Curtis skończyłby 66 lat. Cieszmy się, że mimo tak krótkiego życia, tak wiele nam po sobie zostawił. Choć niedosyt pozostał na zawsze...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


Joy Division - Leigh Festival, 27.08. 1979, Interstate Records  2009. Tracklista: Disorder, Leaders of Men, Colony, Insight, Digital, Dead Souls, Shadowplay, She's Lost Control, Transmission, Interzone, The Sound of Music.


 

czwartek, 14 lipca 2022

Andrea Pavan: fotografia konceptualna opt-art

Rzadko zdarza nam się aby o prezentowanym artyście nie móc napisać zbyt wiele. Dzisiaj mamy sytuację, gdy o twórcy opublikowanych dzieł nie wiemy prawie nic… 

Andrea Pavan, włoski architekt z wykształcenia, specjalizuje się w fotografii konceptualnej. Robi zdjęcia bawiąc się światłem i cieniem, z których gry tworzy surrealistyczny wszechświat, gdzie przestrzeń wciąga nas w swoją zawiłą strukturę, sugestywnie narzucając wykreowany porządek. W jego centrum znajduje się malutka postać ludzka... Cykl specyficznych zdjęć wyrastających z tradycji pop-artu artysta nazwał New Wave, co czyni jego biało czarce fotografie podwójnie bliskie klimatom w jakich porusza się nasz blog. Podobno aby zilustrować ten cykl, artysta zacytował amerykańskiego autora Dana Browna Czasami wystarczy prosta zmiana punktu widzenia, aby wyróżnić inną rzeczywistość





Artysta tworzy w stylu op-art, a właściwie optical art. Jest to nurt sztuki abstrakcyjnej, optycznej, wyrażający się w grafice i malarstwie, którego celem jest wywołanie emocji u odbiorcy poprzez złudzenie optyczne i świetlne efekty. 

Prekursorem op-artu był Węgier, Victor Vasarely (1908 - 1997). Jego obrazy składające się z rombów wręcz hipnotyzowały. Naprzemiennie stosował w nich wklęsłości i wypukłości, utrzymane w dodatku w jaskrawo fosforyzujących kolorach, które dawały efekt migotania. Innymi znanymi postaciami tego stylu byli Bridget Riley i Jesus Rafael Soto. Ich geometryczne kompozycje dla uzyskania efektu opierały się na naukowych pracach z teorie koloru oraz psychologii percepcji. 




Inne fascynujące grafiki pozostające w nurcie op-artu wiąże się z nazwiskiem Mauritsa Cornelisa Eschera. Są one oparte na nieprawdopodobnym złudzeniu optycznym, w którym widz gubi się w rzeczywistości lustrzanych odbić i niezwykłych geometrycznych odwzorowań. Świat na czarno-białych rysunkach Eschera jest pokazany po prostu punktu z widzenia z kilku perspektyw jednocześnie, zupełnie jak w kubizmie, lecz z załamanymi wymiarami. Do końca nie wiadomo w nich, co jest podłogą a co sufitem, co jest wypukłością a co wklęsłością.

Ale wracając do Andrea Pavana, jego prace są dostępne TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 13 lipca 2022

Archiwum artykułów o Joy Division: zbiory Gary Smitha cz.4. Recenzja Still Marka Coopera i zestawienia najlepszych albumów i singli lat 80-tych

Pierwsza część tekstu jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ.

Dzisiejsza część poświęcona będzie albumowi Still i głosowaniom radiosłuchaczy oraz czytelników nad najlepszymi utworami Joy Division.


 

Poza tracklistą Still mamy tutaj też zawartość Earcom 2 i zdjęcie Paula Slattery (warto zobaczyć TUTAJ). 

Ciekawszy jest kolejny materiał, recenzja Still autorstwa Marka Coopera

Na początku autor zwraca uwagę na monumentalny charakter okładki wydawnictwa. Podkreśla, że okładki z Factory zawsze takimi były. Za to wewnątrz zawsze zawierały muzyczny konkret. Podkreśla, że Joy Division zawsze byli zawieszeni miedzy apokalipsą a próbą szukania wyjścia awaryjnego, między tendencją do kategorycznych stwierdzeń, a faktem że życie jednak biegnie dalej. To wszystko nadawało muzyce zespołu charakteru pewnej walki między delikatnym pięknem, a groteską i brutalizacją brzydotą, przy czym piękno zostało pokonane gdy Ian Curtis popełnił samobójstwo. To nie było konieczne, żeby nadać muzyce zespołu klimat ostatecznej, niemniej tak jednak się stało, przez co muzyka zespołu otrzymała status legendarnej. To legendarna muzyka gotyku, z, jak pisze autor - grobową pieczęcią.

Następnie Cooper nawiązuje do wcześniejszych płyt zespołu. Pisze, że nie było na niczego radosnego, były pełne smutku depresji i desperacji. Na koncertowej części Still zespół jest całkowicie obnażony, i świadomie niewzruszony podróżuje przez krainę niewinności. Zespół przeciwstawia tym samym straszny gniew z bolesnym żalem a całość utrzymuje w czystości dźwięków. 

Z kolei część studyjna to utwory odrzuty z sesji i rzadkie realizacje. Nawet nieco gorsza jakość nagrań nie zmienia faktu, że w takich piosenkach jak Living in the Ice Age (z początku kariery) zespół tak odbiega od oryginału, jakby parodiował sam siebie. Na koniec autor zauważa, że sposób w jaki Joy Division odgrywają cover Velvet Underground Sister Ray, to absolutne mistrzostwo. 


W charakterystyczny dla siebie sposób eksponują delikatne, jak i mocne momenty tej piosenki. Nikt nigdy w taki sposób tego nie uczynił, co stawia Joy Division na piedestale.


 

Unikalne są dwa ostatnie wycinki, mamy bowiem okazję zapoznać się z wynikami głosowania słuchaczy audycji Johna Peela nad najlepszymi piosenkami wszechczasów. Pierwsze wyniki to głosy z 1980, drugie z 1981 roku. Jak widać słuchacze najwyżej oceniają Atmosphere, i rzeczywiście zdaniem światowej krytyki, to najlepsza piosenka jaką zespół zrobił pod okiem realizatora Martina Hannetta.


Drugie głosowanie dotyczyło najważniejszych albumów i singli lat 80-tych zdaniem czytelników czołowych brytyjskich pism muzycznych. W obu zestawieniach mamy Joy Division na dość wysokich pozycjach. Closer na drugiej, z perspektywy czasu okazał się znacznie bardziej wpływowy, niż album Gabriela, i LWTUA na 5. Tutaj również głosowanie nie wytrzymało próby czasu - LWTUA bowiem jest najbardziej kasowym singlem w historii muzyki.                

Wkrótce wracamy z kolejnymi notatkami. Dlatego czytajcie nas - codziennie coś nowego, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 12 lipca 2022

Didier Graffet: Świat steampunk z równoległej rzeczywistości

Lubicie steampunk? My także. Dlatego pisaliśmy o nim kilkakrotnie i pewnie jeszcze nie raz napiszemy (TUTAJ). 

Dzisiaj wspominamy o tym stylu z powodu dzieł kogoś, kto nazywa się Didier Graffet. Jest on francuskim ilustratorem i malarzem, który urodził się w Lyonie we Francji w 1970 r.  A potem ukończył lyońską École Émile Cohl i najpierw wykonywał po prostu ilustracje, które próbował sprzedać rożnym wydawnictwom, aż zaczęto zlecać mu okładki dzieł fantasy. W 2001 roku zilustrował powieść Juliusza Verne Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, opublikowaną przez Editions Gründ, nagrodzoną Grand Prix de l'Imaginaire i nagrodą im. Julesa Verne'a. Po tym objął kierownictwo artystyczne filmu dokumentalnego Passage to Mars, a jeszcze później zaczął sam wybierać sobie teksty które ilustrował. I ilustruje także te, które pisze. W jednej z książek zatytułowanej Effluvium zabiera swoich czytelników w centrum unikalnych panoram uporządkowanych architekturą historycznych budynków, w świecie napędzanych parą maszyn. 

To tylko niektóre z inicjatyw, w jakich brał udział. Ostatnio jego wyobraźnia ewoluuje w kierunku średniowiecznych legend arturiańskich. To pewnie dlatego, że w latach 2005 i 2006 zilustrował kilkutomowy tekst Jacquesa Boulengera opublikowany przez Gründ i opowiadający o Rycerzach Okrągłego Stołu.

Chyba już nasi czytelnicy zorientowali się co maluje Didier Graffet? Ukazuje świat z równoległej rzeczywistości, pełen gwałtownych zjawisk, wśród ciemnych gór, zachmurzonego nieba, z futurystycznymi a jednocześnie znanymi miastami, po których przesuwają się obłe kształty pojazdów, lokomotyw i sterowców… Ogólnie można ująć, że odtwarza sytuacje wprost z powieści przygodowych XIX wieku. Didier twierdzi nawet, że większość zwykłych krajobrazów może stać się niezwykłymi, fantastycznymi wizualizacjami, jeśli tylko pozwoli się swojej wyobraźni przejąć nad nimi kontrolę. 

On sam wiele inspiracji czerpie z dzieciństwa, z usłyszanych baśni i z wakacyjnych wypraw… Zawsze intrygowały go cieniste góry, groźne niebo i mgliste jeziora Szkocji. Ostatnio podjął współpracę z Centre de l'Imaginaire Arthurien, instytucją kulturalneą z siedzibą w Château de Comper w lesie Paimpont, gdzie corocznie odgrywane są żywe obrazy scen z legend arturiańskich aranżowane według scenariusza Graffeta (LINK). Ale dość słów, obejrzyjmy prace Didiera. A jeśli ktoś poczuje niedosyt, niech zajrzy na jego stronę LINK.













My wracamy jutro, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.