sobota, 6 marca 2021

David Bowie i Love Will Tear Us Apart Joy Division

Fascynacja Iana Curtisa twórczością Davida Bowie jest znanym faktem.  Opisała  ją Deborah Curtis w swojej książce Przejmujący z oddali,  wspominali o niej biografowie wokalisty we wszystkich filmach o Joy Division oraz w wielu publikacjach. My także pisaliśmy o tym nie jeden raz (LINK). 

Lider Joy Division chodził na koncerty Bowiego, odwiedzał RCA bo miał nadzieję go spotkać, miał autograf artysty, a ostatnią płytą, jaką wysłuchał był Idiot, debiut Iggy Popa, której producentem był właśnie David Bowie. Czy to zauroczenie było odwzajemnione? To znaczy – czy David Bowie słuchał Joy Division? Wydaje się, że na to pytanie odpowiedź musi być twierdząca. Fani Iana Curtisa byli o tym tak przekonani, że gdy kilka lat temu na YT pojawiło się nagranie opisane jako wynik przypadkowego spotkania Davida Bowie, Bernarda Sumnera i Petera Hooka w 1983 roku Salford, po którym Bowie wykonał z nimi cover Love Will Tear Us Apart, mało kto wątpił w jego prawdziwość (TUTAJ). Może inaczej – większość zwolenników wymienionych artystów chciała wierzyć w autentyczność tego kawałka. Mimo, że czasowo nic nie zgadzało, bo od maja do grudnia 1983 roku Bowie był w Stanach Zjednoczonych, gdzie realizował tournée Serious Moonlight, a wcześniej nagrywał Let's Dance w Nowym Jorku i ćwiczył do trasy po USA, więc nie miałby nawet kiedy przyjechać do Wielkiej Brytanii, przyjść do pubu w Salford i grać z New Order covery Joy Division… Ale rozum mówi swoje, a serce podpowiada co innego. Dopiero wpis Petera Hooka na Twitterze położył kres legendzie (LINK):



Jednak nie wszystko jest fikcją. David Bowie rzeczywiście znał i lubił twórczość Joy Division. Dowodem na to jest jego wypowiedź z 7 grudnia 1980 roku w BBC Radio One podczas rozmowy z Andy Peeblesem.  W 45:24 nagrania można usłyszeć coś takiego: 

Andy Peebles: "Of the people who've come out of the New Wave scene in Britain, do you have any favorites?"

David Bowie: "Yeah - Wire, I like very much indeed."

Peebles: "Aha"

Bowie: "And I really, I used to, well still do like Joy Division very much.  Those two are I think my favorite British bands.  Well – British.”


Nadal bardzo lubi Joy Division…. Można zrozumieć to w ten sposób, że mimo, iż zespół w grudniu 1980 roku już nie istniał, David Bowie nadal go cenił. Uważa się nawet, że twórczość Joy Division była dla niego inspirująca, na co dowodem ma być piosenka Scary Monsters (and Super Creeps), nagrana wiosną 1980 roku w The Power Station w Nowym Jorku:


Bowie śpiewa w niej o kobiecie trawionej lękiem i klaustrofobią, biegnącej w amoku, ściganej przez demony… Czy nie jest to nawiązanie do She's Lost Control? Podobno to Dennis Davis, perkusista Bowiego, puścił mu przedtem pierwszy album Joy Division. A podczas pracy w studio  producent Tony Visconti nakazał muzykom aby grali jak brytyjska grupa punkowa, czyli jak Joy Division, bo to wtedy była najbardziej znany im punkowy zespół. Ten fakt opisał Chris o Leary w biografii Davida Bowie: Ashes to Ashes: The Songs of David Bowie, 1976-2016 (jest o tym także TUTAJ), dodając, iż perkusista próbował grać tak samo jak Stephen Morris

Z kolei inny utwór Bowiego „When I Met You” 



musical Lazarus brzmi jak słabe naśladownictwo stylu Joy Division… Choć to piosenka promująca go była ostatnim utworem jaki wykonał w życiu…


Czytajcie nas codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

piątek, 5 marca 2021

The Kate Bush Story - znakomity dokument o legendarnej artystce

W 2014 roku BBC realizuje film dokumentalny The Kate Bush Story, który postanowiliśmy dzisiaj omówić nie tylko z powodu wielkości artystki, jakiej jest poświęcony, ale też i z powodu jej nominacji do Rock and Roll Hall of Fame (pisaliśmy o tym TUTAJ). 

A przypomnijmy, że mówimy o artystce wielkiego formatu (warto zerknąć TUTAJ i TUTAJ), która mając kilkanaście lat tworzyła dojrzałe piosenki a której wielką karierę zawdzięczamy Davidowi Gilmourovi z Pink Floyd

Aktualne losy Kate Bush opisaliśmy TUTAJ, choć w naszym poście brakuje wspomnienia pewnego wstrząsającego filmiku, krążącego na TT, z którego można dowiedzieć się (o ile to nie fake) że piosenkarka jest bardzo poważnie chora...

Póki co jednak skupmy się na filmie, w którym od początku wielkie gwiazdy muzyki jak np. ABBA, Elton John czy St Vincent wikłają się w przedstawienie gwiazdy. She is the most beautiful mystery - pada stwierdzenie chyba najbardziej dobitnie opisujące zjawisko z jakim mamy do czynienia.

Elton John opowiada jak podczas wręczenia jednej z nagród wszyscy obecni chcieli poznać Kate Bush. She is a kind of enigma, pada kolejne, jakże realne stwierdzenia, bowiem artystka rzeczywiście swoimi klipami, muzyką i stronieniem od mediów zadbała o specyficzny PR jaki otacza jej osobę. W filmie jednak spotykamy poza wypowiedziami artystów, archiwalne fragmenty wywiadów z Kate Bush, choćby ten w którym opowiada o inspiracji do napisania swojego wielkiego przeboju Wuthering Heights. Wciąż zdziwienie świata artystycznego wzbudza fakt, że Kate napisała ją mając zaledwie 17 lat...

Następnie przytoczony jest życiorys wokalistki, urodzonej w Bexleyheath Maternity Hospital w Londynie 30.07.1958 roku. Jej ojciec był lekarzem, i choć nie pochodziła z rodziny muzycznej to muzyką zainteresował ją brat. 

Paddy używał też dość dziwnych instrumentów i występował później na płytach artystki.


Kate wspomina że słuchała muzyki jakiej słuchał brat, King Crimson, Pink Floyd, Blind Faith i Fleetwood Meck.

Artystka opowiada jak zaczęła komponować mając 15 lat i jak to dzięki koledze brata poznała Dave Gilmoura, który przyszedł pewnego dnia jej posłuchać... 

Sam wielki Gilmour również wspomina oczarowanie jakiego doznał, kiedy usłyszał artystkę..


Dała mu około 40 piosenek na kasecie do słuchania. Kiedy się spotkali w 1973 roku Kate miała gotowych około 100 piosenek w tym jej wielki hit The Man With the Child in Her Eyes... To Gilmour zainwestował w demo Kate. Pink Floyd nagrywali wtedy płytę Wish You Were Here w studio przy Abbey Road i artysta zachęcił szefa wytwórni odtwarzając mu właśnie The Man With the Child in Her Eyes, żeby nagrać debiut Bush...

Gilmour tajemniczo wypowiada się o piosence, choć niektórzy twierdzą, iż Kate napisała ją pod wpływem fascynacji jego osobą (czego w filmie nie ma, a o czym my dobrze wiemy)...

Następnie poruszony jest wątek unikalnej choreografii artystki, która powstała pod wpływem Lindsay Kempa - współpracującego z Davidem Bowie. w 1976 roku Kate zapisała się do centrum tańca w Londynie.


Po tych lekcjach zadedykowała Kempowi piosenkę Mooving... Przyłączyła się też do zespołu grającego w pubie jej brata jako wokalistka. 

Artyści podkreślają ewolucję twórczości Kate Bush od prostych tanecznych utworów do bardzo rozbudowanych kompozycji pełnych aluzji, np. do wojny nuklearnej (Breath).


Dla niektórych muzyka artystki to rock progresywny. W tym kontekście przytoczona jest współpraca Kate Bush z Peterem Gabrielem, np. podczas realizacji jego piosenki Games Without Frontiers z 1980. Gabriel wspomina jak tworzyli za pomocą komputera efekty specjalne. Jeden z nich - tłuczone szkło, Kate wykorzystała w piosence Babooshka. Piosenka w 1980 roku wspięła się na 5 miejsce listy przebojów powtarzając sukces Wuthring Heights


Army Dreamers z kolei przedstawia wojsko z punktu wodzenia macierzyństwa. 

Dreaming - album który Kate wyprodukowała sama, jest mniej hitowy i bardziej niekomercyjny. Tytułowy utwór jest o dewastacji planety. 

Kolejny album Hounds of Love zawiera największy hit artystki w US - Running Up That Hill. Jeden z choreografów podkreśla geniusz teledysku, w który artystka prawie nie śpiewa a niemalże cały utwór wyraża za pomocą mało popularnego w tamtym czasie tańca. Padają porównania do tak wielkich gwiazd jak Michael Jackson czy Madonna. Widzi w tym zalążki nowoczesnego tańca.


Artyści podkreślają geniusz drugiej strony albumu - suity Dziewiąta Fala...

W 1989 roku ukazał się album The Senusal World. Od tego momentu kariera artystki zwolniła. W 1993 roku nagrała The Red Shoes. To bardzo prywatna płyta. Płyta o rozpadzie relacji. Jej ówczesny partner Del Palmer wspomina relację z Kate, która po śmierci matki i rozstaniu z nim zniknęła z mediów. Opuściła Londyn i przeniosła się do Berkshire gdzie związała się z gitarzystą Danny McIntoshem rodząc mu w 1998 roku syna Alberta. W 2005 nagrała album Aerial po 12 latach nieobecności, a w 2011 50 Words for Snow.

Czekamy na kolejny album artystki, miejmy nadzieję, że nie ostatni.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w manistreamie.

  

czwartek, 4 marca 2021

Jurriaan Molenaar: Inspiracją dla moich obrazów jest ludzka niezdolność do stania się jednością ze środowiskiem

Jurriaan Molenaar (ur. 1968 r.) maluje architekturę. Widziane z bardzo bliska puste przestrzenie, jakieś okna, drzwi, fragmenty ścian, korytarzy… Albo to, co można zobaczyć przez szybę samochodu. On sam o swoich obrazach tak mówi: W moich „budynkach” „gość” otrzymuje w prezencie ciszę i przestrzeń. Architektura to niewiele więcej niż ściany i dziury. Ale przecież ściana obdarzona jest podwójnym znaczeniem psychologicznym: izoluje cię, a także zapewnia ochronę. Z nią jest jak z dziurą: możesz przez nią zerknąć, ale możesz też być oglądany. Chcę to wszystko pokazać w mojej pracy.







Czy już wiemy o co artyście chodzi? Niby to takie proste: widz w zamian za spojrzenie na obraz dostaje samotność, ciszę i perspektywę… Ale w na pozór prostych pejzażach Molenaara tkwi chyba coś więcej. Malarz zaprasza nas do swojego świata, do miejsca bardzo intymnego, w którym przestrzeń porządkuje światło i linia. Czy tylko one determinują jego emocje? wydaje się, że tak jest. I dlatego nie musi on malować żadnych osób. To my jesteśmy tymi, którzy wchodzą w perspektywę namalowanych przez niego wnętrz. Zaproszeni, nawet nie zauważamy, gdy wchodzimy w zaoferowaną nicość. Czy radzimy sobie z tą pustką?








Inspiracją dla moich obrazów” – wyjaśnia Jurriaan Molenaar - jest ludzka niezdolność do stania się jednością ze środowiskiem. Często czuję się jak outsider lub przybysz w obcym miejscu. Ktoś, kto obserwuje, ale nie rozumie. Czy ów brak zrozumienia artysta chce nam wynagrodzić kojącym układem brył geometrycznych? Monochromatyczna i stonowana paleta barw, podkreśla wrażenie nieosiągalnej w dzisiejszym hałaśliwym świecie - ciszy… Może jest to kolejny powód, dla którego malarz eliminuje ludzi ze swoich prac. Że jest to zabieg celowy widać bezspornie w jego pracy opartej na fresku namalowanym przez Ambrogio Lorenzettiego w 1338 r. W Palazzo Pubblico w Sienie. Z pracy renesansowego artysty zatytułowanej nomen omen: Konsekwencje dobrego rządzenia w mieście, Molenaar usunął wszystkich ludzi. Czy tylko wtedy, gdy już nie będzie nikogo, dobre rządy staną się faktem? Niewątpliwie z ciszy obrazów holenderskiego twórcy nagle powiało chłodem…



Aby uniknąć negatywnych skojarzeń, proponujemy spotkanie w oko – oko z artystą. Wizytę w jego uporządkowanej, sterylnej pracowni, w której wszystkie słoiczki stoją w jednym miejscu, a na stole do pracy jest tak czysto jak na jego obrazach zapewni krótki klip wideo:


Jurriaan Molenaar | STUDIO WEESP (NL) from Arno de Beer on Vimeo


Na koniec zamieszczamy informacje o malarzu, kalendarium najważniejszych wystaw, w których brał udział i dane o jego edukacji TUTAJ.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 3 marca 2021

Z mojej płytoteki: Cocteau Twins i Harold Budd: Moon and the Melodies - arcydzieło muzyki ambient

Właściwie prawie zwykle zgadzałem się z Tomkiem Beksińskim, ale kiedy powiedział, że muzyka Pietera Nootena i Michaela Brooka z płyty Sleeps with the Fishes jest grana w Niebie pozwoliłem sobie mieć odmienne zdanie. Tam zapewne grana jest dziś omawiana płyta, mało tego Harold Budd, którego od niedawna nie ma już z nami, ma możliwość odgrywania jej teraz osobiście... 

W naszym wpisie poświęconym jego życiu (TUTAJ) opisaliśmy całą historię powstania dziś omawianego albumu, choć jej główny aktor przedstawił kilka wersji... Jak to odpowiadał klasyk naszego kina Jan Himilsbach na pytanie, dlaczego ciągle zmienia wersje swoich wspomnień: bo jakby mówił wciąż to samo to byłoby nudno...

W każdym bądź razie w tle mamy Londyn, mały pub, znakomitych muzyków, bo poza Buddem i Cocteau Twins w nagraniu bierze też udział Richard Thomas z Dif Juz (warto zobaczyć TUTAJ). I co najważniejsze - doskonałą okładkę samego Vaughana Olivera, który też całkiem niedawno nas opuścił (warto zobaczyć TUTAJ)... 



 

Jak to zwykł robić koperta z winylem też jest opatrzona charakterystyczną dla Olivera grafiką:



A Muzycznie? 

Zaczyna się od Sea, Swallow Me - jest to wspaniała harmonia między gitarami i wokalem - jeden z nielicznych utworów na albumie z wokalem Frazer. Jakby chcieli celem wprowadzenia przywitać nas w swoim jedynym i niepowtarzalnym stylu. A po nim zaczyna się królestwo wielkiego mistrza Budda... Memory Gongs oczywiście improwizowany, ale jak... Poruszamy się w jakiejś zupełnie nieznanej wcześniej przestrzeni, jaką potrafili wytwarzać tylko i wyłącznie artyści 4AD tamtych lat. Polecam słuchawki, inaczej nie odkryje się całej gamy dźwięków... Why Do You Love Me? jest nieco w klimacie Dif Juz przynajmniej jeśli chodzi o ślizgającą się gitarę znaną z Extractions (albumu opisanego przez nas TUTAJ).
 
Eyes are Mosaics - genialny, najlepszy i niepowtarzalny. Ten wokal, ten nastrój, tamte lata... Słuchając Frazer ma się odczucie przemijającego czasu. Nigdy żadna kapela nie będzie już w stanie tworzyć takiego klimatu... Dla mnie najlepsza piosenka z płyty i jedna z lepszych piosenek Cocteau TwinsShe Will Destroy You jest również z wokalami i jest równie nastrojowy jak poprzednia piosenka. Po niej zespół zostawia nas z trzema piosenkami: The Ghost Has No Home, Bloody and Blunt, Ooze Out and Away, Onehow w których Harold Budd prowadzi nas przez swój kosmos... Finalnym utworem żegnają się z nami z nastrojowym wokalizami Frazer pozostawiając ogromny niedosyt.

Dzisiaj już wiemy, że o ile istnieją (choć nikłe) szanse iż Cocteau Twins coś jeszcze nagrają, to szans, że zrobią to razem z wielkim Haroldem Buddem już nie ma.

Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Moon and the Melodies, 4AD, 1986, producenci: Harold Budd, Elizabeth Fraser, Robin Guthrie, Simon Raymonde, trackista:  Sea, Swallow Me, Memory Gongs, Why Do You Love Me?, Eyes are Mosaics, She Will Destroy You, The Ghost Has No Home, Bloody and Blunt, Ooze Out and Away, Onehow.


 

wtorek, 2 marca 2021

Zagadka czaszki Leonardo da Vinci

Leonardo da Vinci był malarzem. Także architektem oraz wynalazcą. O tym wiedzą wszyscy. Ale mało kto zna jeszcze jedno jego oblicze. Otóż nowe badania źródłowe dostarczyły dowodów na to, że Leonardo da Vinci wykonał rzeźbę – niewielkich rozmiarów - niemniej jednak. Jest to anatomiczny model czaszki. Od 20 ostatnich lat przedmiot ten był badany między innymi przez wielu specjalistów: lekarzy, historyków sztuki a nawet geologów, którzy dostarczyli solidnych dowodów na korzyść tej niezwykłej atrybucji, ale dopiero Belg Stefaan Missinne dostarczył informacji, które bezspornie potwierdziły autorstwo rzeźby i co więcej, dodały do niego datę powstania bliską 1508 roku.


Na czaszkę natknęli się przypadkiem w sklepie z antykami w Hamburgu w 1987 roku w Niemczech państwo Winfrieda i Waltraud Rolshausen i kupili ją za 600 marek niemieckich (ok. 415 dolarów). Waltraud, który był lekarzem, wystawił ją potem w swoim gabinecie, gdzie może stałaby pokrywając się kurzem po dziś dzień, gdyby nie Dr Roger Saban z Paryża, dyrektor muzeum przy Uniwersytecie Kartezjusza, w którym znajduje się ogromna kolekcja eksponatów z dziedziny anatomii. Obejrzał on przedmiot w 1996 roku i uznał, że nie jest to jakaś tam rzeźba z alabastru ale bardzo dokładny model czaszki wykonany w skali 1/3. Co więcej, on pierwszy zauważył niezwykłe podobieństwo czerepu do rysunków anatomicznych Leonarda da Vinci z 1498 roku znajdujących się w Królewskiej Kolekcji na Zamku Windsor (LINK) . Rysunki te ukazują czaszkę z trzech stron, z tyłu i z przodu, lecz brakuje na nich szczęki, podobnie jak w rzeźbie znalezionej przez dr Rolshausena. Także inne szczegóły są zbieżne: brak dolnej szczeliny oczodołowej i suturę coronalis - szew wieńcowy oddzielający przednią i tylną część czaszki - w nietypowej pozycji z tyłu czaszki. Wniosek sam się nasuwał: Oto przypadkiem znaleziono jedyną znaną rzeźbę autorstwa Leonardo da Vinci. Z zapisków artysty wiadomo było, że miał taką rzeźbę, a co więcej, że służyła mu ona do poszukiwań sensus communis, czyli miejsca w mózgu, w którym według Leonarda spotykają się wszystkie zmysły, ogół zdolności intelektualnych i twórczych, ni mnie ni więcej jak teoretyzował Leonardo, siedlisko duszy. 


Saban dokładnie opisał model, zwrócił uwagę na dokładne odwzorowanie w niej pewnej anomalii, jaką jest jej jednostronne zniekształcenie, spowodowane stanem zapalnym, które w tamtym czasie, w XVI wieku mogły wywołać rozmaite czynniki: choroba zakaźna (gruźlica lub syfilis) albo uraz od kopnięcia konia. Według niego jest to dowodem na korzystanie podczas pracy przez Leonardo da Vinci z prawdziwej czaszki (LINK). W jednym tylko francuski naukowiec mylił się. Uważał, że miniaturka została wykonana z kawałka marmuru czy alabastru. Tymczasem Da Vinci zrobił ją z mieszaniny  kwarcu i gipsu na bazie agatu (chalcedonu), wynalezionej przez siebie w latach 1503-1509 i nazwanej mistioni.  Komponenty tego sztucznego kamienia pochodzą z okolic Volterra i zawierają w sobie ślady pirytu. Odkrył to Stefaan Missinne, naukowiec z Austrii  (LINK).

Po śmierci słynnego artysty odnaleziono wiele wzmianek o rzeźbionych przez niego czaszkach, jedna z nich dotyczy m.in. wyrzeźbionej w kamieniu chalcedońskim, wymienionej w 1524 r. w inwentarzu ucznia Andrei Salai. Również w katalogu Villa Riposo we Florencji, datowanym na 1584 r., znajduje się odniesienie do uczynionego przez Leonarda modelu przedstawiającego czaszkę ze wszystkimi detalami, opisanego przez nieznanego autora w dziele obecnie przechowywanym w bibliotece Bipontina w Zweibrucken. Istnieją również relacje o istnieniu rzekomego modelu dziecięcej czaszki jego autorstwa w zbiorach Habsburgów w Pradze i Innsbrucku. Niemniej tamte najprawdopodobniej nie istnieją, poza tą jedną… Po co Leonardo robił te wszystkie czaszki? Według Missinne starzejący się artysta, który miał skłonność do melancholii, użył czaszki jako swojego osobistego kamienia żalu, czyli przedmiotu do osiągania mistycznych stanów, do przypominania sobie o znanym od średniowiecza egzystencjalnym horyzoncie losu człowieka, wyrażanej w haśle memento mori.


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 1 marca 2021

Isolations News 130: Hooky w wywiadzie o Joy Division, A Certain Ratio zapowiada koncerty, Larry Cassidy w 25 rocznicę śmierci, Iggy Pop i Opposition z nowym klipem, McCartney wydaje teksty

Malcolm Wyatt przeprowadził wywiad z Peterem Hookiem. Muzyk niedawno skończył 65 lat. I wspomina. Zauważył na przykład, że nigdy nie świętowaliśmy nic związanego z Joy Division. Przez całą naszą karierę (LINK).

Skoro piszemy o Hookym, to warto wspomnieć ciekawostkę z jego rodzinnego Salford. W 2019 roku w tym mieście, zaledwie siedem lat po ukończeniu budowy Chapel Street trzeba było ją naprawić za 490 000 funtów. Prace nie zostały ukończone, a teraz w dodatku okazało się, że Rada Miejska Salford musi dołożyć do tego jeszcze trzykrotną wartość pierwotnych szacunków, czyli aż 1,559 miliona funtów. W ramach tego zostanie zbudowany parking przed katedrą w Salford przy Great George Street i dojdzie do autopsji chorych drzew, które tam rosną za 23 tys. funtów. Kolejne 4,8 miliona funtów ma zostać wydane na szlaki piesze i rowerowe wzdłuż odcinka Chapel Street, tzw. Bee Network, pomiędzy New Bailey Street i Blackfriars Street. Wydaje się, że największą wagę przyłożono jednak do ratowania drzew. W 2011 r. przy Chapel Street posadzono osiem drzew, ale wkrótce część ich padła, podobnie jak ich kolejne nasadzenia zastępcze. Raport za 23 tys. funtów fachowo stwierdza, że  przyczyna śmierci drzew jest nieznana, lecz mimo to radzi odkopać kompozycję w centrum i przeprowadzić dochodzenie, po którym zostaną podjęte odpowiednie środki w celu wymiany infrastruktury korzeniowej drzew. Prace rozpoczną się w sierpniu i potrwają do lutego przyszłego roku (LINK).


Za to córka wokalisty Joy Division - Natalie Curtis o której pisaliśmy TUTAJ, przypomina o sobie kolejnymi zdjęciami, własnego autorstwa i Matta Colombo oraz obiecuje: Zima jest bardzo ostra, ale zbliża się wiosna. Nowości w sklepie? Nowości książkowe? (...) wszystko będzie wkrótce!


Inna legenda Factory Records - A Certain Ratio rusza w trasę. Od października. Plan opublikowali na swojej stronie, jak na razie będą koncertować tylko w granicach Anglii (LINK).


Za to ich kumple z Section 25, których pilotował swego czasu sam Ian Curtis (pisaliśmy o tym TUTAJ) z okazji przypadającej w minioną sobotę 25 rocznicę śmierci Larrego Cassidy opublikowali krótki filmik z obrazami jakie namalowanymi, a które nigdy nie zostały wystawione. Filmik jest TUTAJ.


Ian Curtis lubił  nie tylko Section 25, ale też i to bardzo, poezję Jima Morrisona. W czerwcu (najprawdopodobniej) wyjdzie książka zawierająca wszystkie pisma Jima Morrisona. W publikacji zatytułowanej The Collected Works of Jim Morrison na 600 stronach znajdą się wcześniej niepublikowane materiały, w tym teksty, odręczne fragmenty 28 niedawno odkrytych zeszytów oraz 160 zdjęć i rysunków (w tym wiele mało znanych rodzinnych zdjęć). Więcej TUTAJ.


Ian lubił też artystę którego nowy teledysk zamieszczamy powyżej. Został nagrany do piosenki Do Not Go Gentle Into That Good Night. Nie warto oglądać w towarzystwie małych dzieci. To etap gdy Iggy powinien z powodu swojej facjaty głęboko przemyśleć czy jest sens je straszyć.



W nastrojowym i nostalgicznym klimacie - Nick Cave i Warren Ellis (Bad Seed) udostępnili w sieci swój nowy album, Carnage. Można go posłuchać TUTAJ.

Skoro było o nostalgii to nikt nie umie jej tak wzbudzić jak Mark Long (The Opposition), który dokonał twórczej przeróbki jednej z pierwszych piosenek zespołu. Efekt powyżej.

A powyżej jeden z utworów z nowego albumu studyjnego zespołu, na który czekamy. O Opposition pisaliśmy na naszym blogu wiele razy TUTAJ



Bardzo nostalgiczne piosenki pisał też Paul McCartney, który zapowiada  wydanie książki The Lyrics, zawierającej m.in. teksty i listy. Publikacja ukaże się w październiku. Do jej kupna ex-Beatles zachęca osobiście w filmiku powyżej.

Wracamy jutro z nowym tekstem, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

niedziela, 28 lutego 2021

Eric Miranda z In Letter Form: amerykański Ian Curtis

Czy historia lubi się powtarzać? Banale pytanie, które jednak zawsze wraca, gdy zauważamy niesamowity zbieg okoliczności, swoiste déjà vu związane z faktem odejścia zdolnego muzyka w sytuacji podobnej do tej, która stała się udziałem tylu przed nim, Ian Curtisa, Kurta Cobaina, Marka Linkousa (pisaliśmy o tym TUTAJ) i jeszcze wielu innych… Sytuacyjną klamrę dopełnia fakt inspiracji Erica Mirandy muzyką Joy Division oraz innych zespołów post punkowych z Manchesteru, w wyniku czego powstał jednak całkowicie świeży, bardzo interesujący produkt. Szkoda tylko, że o artyście tak mało jest w obiegu publicznym, czego już nie da się nadrobić.


Podobnie, jak w tamtych przypadkach, nic nie zapowiadało tragedii. Amerykański zespół In Letter Form, w którym Miranda był wokalistą, gitarzystą oraz klawiszowcem właśnie wydał swój drugi album Fracture. Repair. Repeat, bardzo dobrze przyjęty przez krytyków. I przygotowywał się do pierwszego większego tournee po wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych oraz miał widoki na trasę po Niemczech. Muzycy dopiero co podpisali kontrakt z dobrą wytwórnią Metropolis Records, w której wydają swoje płyty także Peter Murphy (Bauhaus) oraz Clan of Xymox. W czwartek zagrali niesamowity koncert w Oakland Pandemonium, nie przeczuwając, że w niedzielę ich życie wywróci się do góry nogami. W niedzielę 4 września 2016 roku Eric Douglas Miranda niespodziewanie odszedł.


Po niespełna pięciu latach nadal niewiele wiadomo o muzyku. Nieporównywalnie mniej niż o Ianie Curtisie, Kurcie Cobainie, Marku Linkousie... Nie wiemy nawet w którym roku się urodził. Ze strzępków nielicznych tekstów na jego temat dowiadujemy się tylko tyle, że z wykształcenia był matematykiem i zanim zajął się na dobre muzyką, pracował jako nauczyciel akademicki na uniwersytecie stanowym w San Francisco. I to nauczyciel bardzo lubiany (LINK). 

Matematyka była dla niego jeszcze jednym instrumentem który pomagał mu naświetlić dylemat moralny istniejącej rzeczywistości. Na jednym z quorów matematycznych tak napisał: Oto jak uczę moich młodszych uczniów zapamiętywania oznaczonych wyników i ilorazów (znak dodatni = dobrze, znak ujemny = zły). a. Kiedy dobre rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom, to dobrze. b. Kiedy złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom, są złe. c. Kiedy złe rzeczy przytrafiają się złym ludziom, to jest dobre. Ktoś napisał mu, czy jednak moralnie słuszne jest, aby cieszyć się gdy złe rzeczy przydarzają się złym ludziom… (LINK). Niewątpliwie, nie wchodząc w wątki etyczne, trzeba zauważyć iż problemy podnoszone przez Erica Mirandę nie były tuzinkowe. 

Mimo niedługiego stażu artystycznego artysta mógł pochwalić się sporym doświadczeniem muzycznym. Śpiewał i grał na gitarze z Rickiem Derringerem i Joe Lynnem Turnerem (Rainbow), grał bluegrass z Boo Reinersem w Demolition String Band, pisał teksty i występował z Jesse Malinem i Francisem Dunnery oraz grał z Counting Crows i Ryanem Adamsem, których nazwał Miranda's The Plums, swoim ulubionym zespołem. Wykonywał punk, power pop, rock i bluegrass, grał na perkusji, basie i gitarze, a także był wokalistą oraz autorem tekstów. Miał także epizod w Ming Dynasty, zanim zespół rozpadł się w 2009 roku.  I oczywiście był członkiem In Letter Form.


Zapisano kilka zdań, które wypowiedział, dotyczących utworów wykonywanych przez niego i jego zespół: Jesteśmy sentymentalni, jeśli chodzi o sposób, w jaki podchodzimy do pisania piosenek i wykonywania ich. Chcemy, aby nasi słuchacze najbardziej jak tylko można, zbliżyli się do naszej prawdy. Konsekwentnie poruszał trudne i można je tak określić - odwieczne tematy - pisał o końcu miłości, o utracie niewinności, złudzeń, stracie osób bliskich, członków rodziny, utracie kontroli nad życiem w ogóle… I nie były to jedynie teoretyczne rozważania. Najlepszy przyjaciel Mirandy zmarł wkrótce po tym gdy ukończył produkcję teledysku Wait Now

Zachowało się jedno dłuższe wspomnienie o muzyku, napisane zaraz po jego śmierci przez przypadkowo spotkaną przez niego dziewczynę, przez multinstrumentalistkę i autorkę tekstów Annę Kohlweis, dla której to spotkanie stało się katalizatorem zmian w jej życiu. Pozwoliliśmy sobie zamieścić je w większej części:

Nie jestem kimś, kto mógłby powiedzieć, że dobrze znali Erica Mirandę. Po raz pierwszy spotkałam go przy drzwiach wejściowych jego domu, kiedy mieszkał w pobliżu Ocean Beach, podczas mojej pierwszej wizyty w San Francisco. Miał wolny pokój, a ja potrzebowałem noclegu. Nie miałam wtedy pojęcia, że pięć lat później mężczyzna, który poznał mnie z Ericem, zostanie moim mężem, a Eric będzie jedną z nielicznych osób obecnych na naszym ślubie i że wrócę na zachodnie wybrzeże jeszcze trzy razy w kolejnych latach. Wtedy nic z tego wtedy się jeszcze nie zapowiadało.

Za to dobrze pamiętam Erica idącego ulicą przede mną z jego psim towarzyszem Floydem u boku. Pamiętam, jak dotarliśmy do supermarketu i po krótkim skinieniu i subtelnym geście Erica, Floyd po prostu usiadł przed rozsuwającymi się drzwiami marketu, bez obroży, bez smyczy. Nadal to widzę. O zmierzchu nieco niechlujny, duży, czarny pies cierpliwie stoi na prawie pustym parkingu, patrzy i czeka. Jak kawałek osobowości jego przyjaciela.

Z jakiegoś powodu ten obraz przyćmiewa wspomnienia pijackiego grania i nagrywania „War Strategies” (TUTAJ) na gitarze akustycznej, gdy siedziałam potem tej samej nocy między syntezatorami Erica, albo kręcenia sceny do filmu science fiction w piwnicy w tym samym tygodniu, lub wspomnienia wypitych drinków po ślubie zeszłej jesieni, czy wspomnienia Nowego Roku w latarni morskiej z rodziną oraz Erikiem i Pauliną, (…) Jego głos pozostaje w pamięci, na zawsze związany z tą muzyką i filmami, na których ją wykonuje. (…) Lubię wyobrażać sobie, że gdziekolwiek jest teraz, Floyd czekał tam na niego przez ostatnie kilka lat. Cierpliwie, jakby czekał na niego na tym w połowie pustym parkingu tej nocy wiosną 2010 roku (LINK). 

A cóż mógłby powiedzieć o tym sam Eric? To co już kiedyś rzekł, czyli the shock of life, the shock of death


W hołdzie artyście już niejednokrotnie śpiewali członkowie In Letter Form (nadal na ich stronie Miranda widnieje jako członek ich zespołu) Śpiewali także inni artyści, w tym nasi dobrzy znajomi: Karl Morten Dahl i Paris Alexander połączyli w remacu piosenki Edison’s Medicine pełną elegancji grę gitary Antipole z żałobny oryginalnym wokalem Erica, wzmocniony podkładem Eirēnē, co jak zauważył Fabrizio Lusso, było realizacją tego, co powiedział kiedyś zmarły wokalista: Chodzi o uświadomienie sobie potrzeby zmiany perspektywy, stylu życia. Chodzi o prośbę o przebaczenie, zadośćuczynienie za błędy przeszłości i odpuszczenie (LINK).


Na pewno nie jest to ostatni nasz tekst o Ericu Mirandzie, którego wizerunek na zdjęciach wzorowany jest na imagu Iana Curtisa, lecz to już zupełnie inna kwestia, warta osobnego wpisu. Teraz, na końcu, chcemy przypomnieć tylko coś, nad czym Eric pracował:


i kolejny dowód na to, że członkowie zespołu nie wykreślili Erica ze swojego zespołu: ostatni teledysk z piosenką do której słowa napisał Eric Miranda:


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.