W końcówce ubiegłego roku, 8 grudnia w szpitalu w Arkadii w Kalifornii, w wieku 84 lat, zmarł Harold Montgomery Budd (1936-2020). W listopadzie przeszedł udar i leczył się w ośrodku rehabilitacyjnym. Tam nabawił się COVID-19, po czym wdały się komplikacje i świat stał się uboższy o jednego poetę, muzyka a także, jak go nazwał Brian Eno wielkiego malarza abstrakcyjnego uwięzionego w ciele muzyka.
W ogóle znajomość z Brianem Eno zmieniła życie Budda. Jestem winien Brianowi wszystko – powtarzał prawie w każdym wywiadzie (LINK). I rzeczywiście takie są fakty, kariera Harolda Budda zaczęła się od jednego telefonu od Briana Eno:
Było to w 1976 roku. Kompozytor Gavin Bryars (lub jego kolega, Michael Nyman, są różne wersje, jeśli chodzi o ten szczegół) dał Eno nagranie z utworem Budda z Madrigals Of The Rose Angel z 1972 roku. Eno był wówczas w San Francisco, pracował z amerykańskim kompozytorem Johnem Adamsem i szukał muzyków do swojej nowej wytwórni Obscure. Po odsłuchaniu taśmy zachwycił się delikatnym, oryginalnym brzmieniem kompozycji, inspirowanej muzyką renesansową i zadzwonił do Budda z propozycją współpracy. Tak rozpoczął się powolny strumień albumów wypuszczanych przez kompozytorski duet Eno-Budd. Madrigals Of The Rose stały się częścią The Pavilion of Dreams (1978), potem nagrali Ambient 2: The Plateaux of Mirror i Lovely Thunder. Protegowany Eno, Daniel Lanois, wyprodukował kolejny album zatytułowany The Pearl (1984) (LINK).
Po pewnym czasie Budd odebrał kolejny ważny telefon. Ale niech sam o tym opowie, zebraliśmy jego relację na podstawie kilku udzielonych przez niego wywiadów:
To było w latach '86 -'91. W każdym razie w 1986 r. odebrałem telefon od - to było jak grom z jasnego nieba - z drugiej strony odezwał się Ivo [Watts Russell], który był menadżerem Cocteau Twins, i powiedział, że chcą wykorzystać mój kawałek i czy to w porządku? Odpowiedziałem: „Oczywiście, że tak!” Czy to naprawdę nie było fajne? To było oszałamiające! Więc powiedział: „Cóż, współpracujmy nad całym albumem. Wiesz, do diabła z jedną piosenką. Możesz przyjechać do Londynu? 'No tak! Tak, mogę.' Więc przyjechałem do Londynu i spędziłem miesiąc w Shepherd's Bush chodząc codziennie do studia Cocteau Twins. Wtedy wszystko odkrywałem. Kiedy tam byłem, pomyślałem sobie: „Muszę wydostać się z Ameryki. To mój własny kraj - jestem Amerykaninem, nigdy nie będę Brytyjczykiem, nigdy nie będę kimś innym niż to, kim jestem, człowiekiem Zachodu. (…) Muszę wyjechać z Ameryki, ponieważ muszę zacząć od nowa. Moja rodzina też. Zacząłem się rozglądać, spędzając ten miesiąc w Londynie, pytając: „Ile to będzie kosztować? Muszę wynająć pokój. Albo muszę wynająć całe mieszkanie. (…) Więc w ciągu sześciu miesięcy wysłałem swój tyłek z Ameryki [do Londynu - przypis własny]. Najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem w życiu. Najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem.
Poznałem Robina Guthrie przez Ivo Watts Russella, założyciela 4AD. Poszliśmy na koncert Cocteau Twins, głos Elizabeth Fraser był niezwykły, a potem udaliśmy się za kulisy, by ich poznać. Początkowo chcieli nagrać tylko jeden z moich utworów, The Plateaux Of Mirror, we współpracy z Eno, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się nagrać razem nowy cały album. I wtedy tam zaprzyjaźniłem się z Robinem Guthrie. Zrobienie Moon… [The Moon and the Melodies] zajęło około miesiąca codziennej pracy w studiu. Niedaleko, pamiętam, był bardzo dobry pub, z którego co muszę przyznać skandalicznie często korzystałem. (LINK).
Tak opowiadał o okolicznościach wspólnej pracy z Cocteau Twins w 2014 roku. Jednak w wywiadzie udzielonym w 1987 roku podał inne szczegóły: Na pytanie - Jak doszło do współpracy z Cocteau Twins? Odparł w następujący sposób: Cóż, muszę przyznać, że nie znałem Cocteau Twins, dopóki jeden z członków zespołu, Simon Raymonde, nie użył mojego i Eno utworu na cover do albumu. Utwór nosił tytuł „Not Yet Remembered” i zrobili to sami Cocteau Twins, chyba taką właśnie historię słyszałem. Wydawca zadzwonił do mnie i poinformował o tym, mówiąc: „to naprawdę świetna grupa i myślę, że chciałbyś ich usłyszeć”, więc zadzwoniłem do znajomego dystrybutora płyt w Los Angeles i zapytałem, czy ma u siebie Cocteau Twins. Przysłał mi kasetę z kompilacją, więc nie wiem, jaki to był album, ani jakie nazwy utworów. Ale w każdym razie naprawdę mnie to zachwyciło. Następnie w listopadzie oni przyjechali do Los Angeles. Spotkaliśmy się i bardzo dobrze się dogadywaliśmy przez bardzo krótki czas i zaczęliśmy wymieniać się pomysłami na temat jakiejś współpracy. Zapytali, czy mogę przyjechać, a ja powiedziałem „tak, absolutnie, w każdej chwili, po prostu dajcie mi znać, a będę tam”. I oto jestem w Londynie!” (LINK).
To są jednak szczegóły. Jakby nie było, jedno jest pewne: w efekcie otrzymaliśmy absolutnie genialną płytę. Budd opowiadał o procesie nagrania tak: Praca z zespołem nie różniła się zbytnio od pracy z Brianem. Rezultat z Cocteau Twins jest taki, że album The Moon and the Melodies nie jest tak naprawdę albumem Cocteau Twins i i jednoczenie nie jest albumem Harolda Budda ale jest czymś, co bez tych czterech osób by nie powstało. Robyn Guthrie (gitarzysta Cocteau Twins) wyprodukował album, Liz Fraser (wokalistka) została zaangażowana po przygotowaniu kawałków instrumentalnych. Wybrała utwory, z którymi mogła popracować i zrobiła to (LINK).
A tak wyglądają jego wspomnienia z okresu nagrywania płyty: Ja w zasadzie spędzam większość czasu na nagrywaniu. Robin ma studio w North Acton. To 16-ścieżkowe studio i codziennie robimy tam podstawowe nagrania, a on zabierał je do 24-ścieżkowego studia w celu ich zmiksowania. Muzyka to głównie improwizacje. W tym przypadku wszyscy biorą na siebie winę i uznanie w równym stopniu, więc jest to swego rodzaju działanie zbiorcze. Już na początku utworu jest całkiem oczywiste, że coś się dzieje, wiadomo, co i gdzie dzwoni. Jest to nieustanny proces twórczy w studiu, ponieważ nic nie jest zapisywane. Naprawdę bardzo niewiele rzeczy było z góry zaplanowanych: wystarczy nagrać kilka ścieżek i zobaczyć, czy się podobają.
Na pytanie o metodę uzyskania specjalnych dźwięków odparł tak: Cóż, jest nieco ograniczona. Mam filozofię, że trzeba używać tego, co się ma. Nie potrzebujesz zbyt wielu rzeczy, ale w pełni wykorzystujesz wszystko, co jest. To, z czego korzystam teraz, jeśli chodzi o mój własny wkład, to elektryczny fortepian Yamaha i klawiatura samplująca Mirage. Robin jest oczywiście gitarzystą, a Simon basistą, chociaż czasami całkiem dobrze gra na pianinie. I jest tam bardzo dużo outboard equipment, które działają bardzo dobrze. To właśnie daje dźwięk Cocteau Twins - to rzeczy, których używają. Przede wszystkim jest to Yamaha SPX90, który jest absolutnie niesamowity... niesamowity instrument. (LINK).
Doświadczenie pracy w Londynie było tak interesującym doznaniem dla Budda, że planował on nawet pozostanie w Europie, lecz okoliczności życiowe zmusiły go do powrotu do Kalifornii. Muzyk szczerze podał powód: No cóż… było trochę traumy. Mieszkałem z dziewczyną i miałem zamiar spędzić resztę życia w Anglii, ponieważ kupiłem mieszkanie - byłem właścicielem nieruchomości (…) - ta dziewczyna, z którą mieszkałem, o której myślałem, że jest na zawsze, okazała się nie być na zawsze. Więc… nie sprzedałem swojego mieszkania, ale dałem je jej, mogłem sobie na to pozwolić. To było smutne pożegnanie, wyjechałem do Los Angeles, gdzie była wytwórnia Eno (…) znalazłem mieszkanie od razu w LA, wynająłem, doskonale wiedząc, że nie będę już mieszkać w Ameryce, ale musiałem… (…) i oczywiście związałem się z inną dziewczyną i jedna rzecz doprowadziła do drugiej, a jedną z tych rzeczy było to, że mieliśmy dziecko. Więc nie wróciłem. Nie wróciłem (LINK).
Wychodzi na to, że na życie i kierunek twórczości Harolda Budda największy wpływ miały przypadki i znajomość z Brianem Eno. Z tekstów wywiadów wypływa jednak przy okazji obraz samego muzyka: skromnego, wrażliwego człowieka, który nigdy nie przypisywał swojej muzyce szczególnego znaczenia ani nadzwyczajnego talentu. Wydaje się tworzyć w cieniu innych. Bo rzeczywiście pracował z wieloma indywidualistami. Wspomnieliśmy o Brianie Eno oraz Robyn Guthrie, Elisabeth Fraser i Simonie Raymonde. Lecz początku lat 80 zaliczył jeszcze epizod z wytwórnią Les Disques Du Crepuscule (pisaliśmy o niej TUTAJ). Skomponował dla niej na album wydany na kasecie From Brussels With Love utwór Children On The Hill. Obok niego znalazły się tam także nagrania innych artystów: Gavina Bryars, Michaela Nymana i Robina Guthrie.
Z tym ostatnim przyjaźnił się ponad 30 lat. Wspólna praca przy albumie The Moon and the Melodies nie zakończyła ich twórczych kontaktów. Obaj później wydali jeszcze kilka albumów, w tym prezentującą muzykę do filmów Grega Arakiego: Mysterious Skin (2004) i White Bird and a Blizzard (2014). Ostatni Another Flower wyszedł w 2020 roku , cztery dni przed śmiercią Budda.
Harold Budd współpracował również z Andym Partridge z XTC przy albumie Through the Hill (1994), Johnem Foxxem przy albumie Translucence / Drift Music (2003) oraz z Jah Wobble przy Solaris (2002). W 2009 na płycie U2 pt. No Line to the Horizon, Budd współtworzył piosenkę Cedars of Lebanon.
Jeszcze wiele by można napisać jeszcze o muzycznych drogach, którymi podążał. Tak samo jak i o fascynacjach malarstwem: abstrakcjami Marka Rothko, Jacksona Pollocka, Marka Tobeya, obrazami Edwarda Hoppera i Dante Gabriella Rosetti…
Tak naprawdę nie jestem muzykiem – powiedział zaskakująco szczerze w wywiadzie po osiemdziesiątce. Albo o ile jestem muzykiem, nie jestem osobą wszechstronną. Jako muzyk mogę zrobić bardzo niewiele. Jedyne, co mogę zrobić, to właściwie to, co robię. Myślę, że dla niektórych jest to strasznie restrykcyjne, ale dla mnie tak nie jest. O Boże, tylko zarysowałem powierzchnię. (LINK).
Cóż jeszcze dodać? Artysta – uznany mistrz delikatnych brzmień fortepianowych - nie posiadał fortepianu. Bo mieszkanie z instrumentem obrażałoby jego zmysł estetyczny. Zaskakujące? Nie bardziej niż kolejne jego stwierdzenie: Nie przepadam za muzyką - prostu nie słucham muzyki - w ogóle! (LINK).
Harold Budd pozostawił trzech synów: Matthew i Terrence, z pierwszego małżeństwa z Paulą Katzman; i Hugo, z małżeństwa z Ellen Wirth, która zmarła na raka w 2012 roku. Pod koniec życia mieszkał z Else, swoją dziewczyną, w South Pasadena w Kalifornii (LINK).
Oto zapis jednego z ostatnich koncertów w ramach festiwalu Big Ears 2019, w Church Street United Methodist w Knoxville, na którym wykonano jego trzy kompozycje. Chyba nikt tak jak on potrafił zagrać ciszę…
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz