Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EAST. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EAST. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 stycznia 2025

Z mojej płytoteki: Pojawił się CD z anglojęzyczną wersją JATEKOK zespołu EAST - arcydzieło progrocka


Jakiś czas temu opisaliśmy na naszym blogu kilka albumów genialnej węgierskiej grupy EAST (LINK). Na rynku poza winylami i CD z epoki, pojawił się właśnie JATEKOK, czyli Niebieski raj z anglojęzycznymi wokalami, mało tego, na album dodano dwa bonusy, nienagranie wcześniej ani na oryginalnym winylu, ani na węgierskim CD - są to instrumentalne Sirens i The Tones of Truth. Oba pochodzą z sesji JATEKOK, i nie są wcale słabe, co niestety zwykle towarzyszy wznowieniom (tzw. bonustracki bowiem zostały z jakiś powodów odrzucone przez muzyków). Należy zatem sądzić, że zwyczajnie się nie zmieściły na winylu. 

W CD dodatkowo pojawiła się książeczka z tekstami, co daje nam obecnie możliwość ich przetłumaczenia. Szata graficzna jest identyczna jak na oryginale, tylko zamiast bieli mamy szarość i niebieski napis. Album wydała mała węgierska wytwórnia GrundRecords Ltd. (LINK) z Budapesztu. Na nasze mailowe pytanie, czy mają zamiar wydać genialny HUSEG (czyli WINDOWS) EAST, odpowiedzieli nam, że w najbliższym czasie niestety nie... Szkoda, bowiem HUSEG jest w naszej ocenie szczytowym dokonaniem zespołu, mimo faktu, że JATEKOK też jest znakomity. Zatem teraz warstwa tekstowa  albumu:

Daleko z Chmurami (Moczan, Palvoigyi,Zareczky, Varga, tłum. na angielski: Torkenczy) 

 

Nocni jeźdźcy owinięci w mgłę

Płonący aniołowie niebiańsko obcy

Odległe wizje, przepływające cienie

Nie odlatujcie, aż do jutra

 

Jeźdźcy moich snów zabierzcie mnie daleko do nieba

Pozwólcie mi poszybować na waszych rumakach 

Dajcie mi polecieć 

Daleko z chmurami

 

W świetle księżyca wyłaniającego się z przestrzeni 

Wyłania się zamek bezpieczny i atrakcyjny 

Otwieram drzwi i idę przez labirynt 

Zapadam w sen i staram się go zapamiętać

 

Jeźdźcy moich snów zabierzcie mnie daleko do nieba

Pozwólcie mi poszybować na waszych rumakach 

Dajcie mi polecieć 

Daleko z chmurami

 

Odlot (Varga, Zareczky, Moczan, tłum. na angielski: Ambrozy)

 

Wleczesz nogi po ziemi

Zostawiasz za sobą przeszłość i uczucia

Widzisz jak światło słabnie

A wokół gromadzą się nocne mary 

 

Odleć wprost w niebo 

Otrząśnij się z cieni pamięci

Rozwiń skrzydła i postaraj się dosięgnąć jutra

Odleć wprost w światło 

Świat poniżej mglistego błękitu 

W oddali przetacza się bezkresne morze

 

Stoisz sam z głową w dłoniach 

Przybyłeś by odkryć obiecany ląd

Twój czas przeminął, przemija dzień 

A bezimienni żeglarze wiosłują   

 

Odleć wprost w niebo 

Otrząśnij się z cieni pamięci

Rozwiń skrzydła i postaraj się dosięgnąć jutra

Odleć wprost w światło 

Świat poniżej mglistego błękitu 

W oddali przetacza się bezkresne morze

 

Diamentowy Ptak (Varga, Zareczky, tłum. na angielski: Ambrozy)


Lata nade mną 

Diamentowy ptak, przyciemniając tęczę

Śpiewa tak magicznie i słodko, zachęca mnie żebym się przyłączył

Rozjaśnij moje serce, diamentowy ptaku, zwróć swoje zimne oczy  

Mrozisz mnie diamentowy ptaku, twój płomień to lód


Kamienny ptaku, nie unoś mnie 

Nie rzucaj na mnie zaklęcia, 

Lodowe pazury w niebieskim raju 

Uwierz że chcę się uwolnić

Cień (Moczan, Palvoigyi, Varga, Zareczky, tłum. na angielski: Torkenczy)

 

Spójrz na mnie żyję w deszczu 

Usłysz, jak wołam twoje imię

To ja - mam milion twarzy 

Jestem odmieńcem - twoim cieniem z przeszłości 

 

Spójrz, na rzeki i strumienie

Spójrz w oczy upadłych aniołów 

Spójrz ponad zamglone szczyty 

Cień mieni się terrorem z przeszłości 

 

Spójrz na mnie, żyję w deszczu 

Usłysz, wołam twoje imię 

To jak niespodziewany krzyk 

Grzmot, demon w twoich oczach   

 

Przesłanie (Varga, Moczan Zareczky, tłum. na angielski: Torkenczy) 

 

Rozdanie kart

Nadchodzi hazardzista 

Pokój jest pusty, opadły żetony 

Gdzieś w oddali szczeka pies

"Jesteś nikim a miałeś być bohaterem"

"Przegrałeś", słyszysz głos

"Przyszedłeś z wielkimi marzeniami 

Teraz nie rób zamieszania, bo nie masz wyboru"

 

Dlaczego nie widzisz, że znowu umierasz

To koniec gry 

Dlaczego nie widzisz, że dryfujesz w marzeniach

A na końcu zostaniesz sam

Zostawisz po sobie pustkę 

Wielki człowiek idzie do przodu 

Nie ma dokąd iść straceńcom 

Zostali rozegrani już dawno temu 


Epilog (Moczan, Zareczky, tłum. na angielski: Ambrozy)

 

Zamrożone twarze przerażają  

Nawiedzone miejsca przyciągają

Poobijane wizje twoich marzeń 

Czekają na ciebie 

Los napisał wszystkie scenariusze twojej gry

 

Twarz którą znam się śmieje

Głos który znam woła 

Upadam i wstaję znowu 

Wyciągając do ciebie ręce 

Dotykamy się w delikatnym letnim deszczu  


 

niedziela, 18 czerwca 2023

Z mojej płytoteki: EAST i Sodom, znakomita muzyka instrumentalna węgierskiej legendy progrocka

 

O węgierskiej legendzie rocka progresywnego pisaliśmy na naszym blogu kilka razy. Zanim zatem omówimy ich kolejny album, który czyni opis ich dyskografii niemal zamkniętym (bo opiszemy jeszcze Jatekok z 1981 roku), przypomnijmy o albumie Huseg z 1982 roku (TUTAJ), Live Csepel z 1981 roku (TUTAJ) i Resek a Falon z 1983 roku (LINK), już z nowym wokalistą.   

Zatem wychodzi nam, że albo nagrali ten album już bez udziału nowego wokalisty, albo mieli opóźnienie, co w tamtym czasie było normalne - od nagrania do wydania nieraz mijał rok, czasem i więcej. 

Szodoma przypomina mi wstęp do Jatekok. Doskonale panowie wprowadzają nas w album, bowiem cała płyta jest instrumentalna. Tym samym motywem zresztą się kończy i dobrze, bo wpada w ucho. A swoją drogą Varga Janos genialnym gitarzystą był i basta. Drugi utwór - Árverés  jest nieco bardziej jazzującyZnowu przypominają się muzyczne pejzaże zarówno z Jatekok jak i Huseg. I ten leniwy bas w tle...     
 
Asszonyok Panaszdala, co znaczy lament kobiety, to jeden z najlepszych utworów na albumie. I znowu Varga pokazuje mistrzostwo, a mi tutaj przypomina się chyba najlepszy utwór EAST - Varni Kell z Huseg. I gdyby ktoś chciał kiedyś wydać wznowienie tego doskonałego albumu, to ten utwór powinien być wgrany zaraz po Varni Kell.
 
 
Átoktánc - Taniec Klątwy, jest nieco bardziej eksperymentalny. Ciekawy bas, perkusja, i solówki tnące leniwy rytm. Lea z kolei, jest bardziej leniwa, spokojna. Znowu okazuje się, że  Varga robi cały klimat. Na koniec Pusztulás - czyli Destrukcja - i wracamy do początku... 
 
Kiedyś była muzyka, kiedyś zespoły potrafiły gać ponadczasowo, nam dane było to widzieć i się temu przyglądać. Teraz za to, mamy o czym pisać.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

EAST, Sodom, Krem 1984, tracklista: Szodoma (Sodom), Árverés (Auction), Asszonyok Panaszdala (Women's Lament), Átoktánc (Dance Of Curse), Lea (Lea), Pusztulás (Destruction).


piątek, 26 maja 2023

Naj- okładki płyt winylowych cz.1, czyli co tracą dzieci Spotify

Ostatnio kolega Nieprzypadek_pl (LINK), którego pozdrawiamy, propagował na Twitterze konkurs na naj (-lepsze/ -ciekawsze/ -ładniejsze/ -ważniejsze) okładki płyt. I szczerze mówiąc mimo faktu, że miałbym tam wiele typów, trudno jest stworzyć ranking, bo każda z tych okładek jest dobra w innej kategorii. A to będzie, na przykład, jakaś ciekawa historia związana z powstaniem projektu, a to stopień dopasowania do muzyki, a to ciekawa grafika itd.




Jedno jest pewne. Mimo, że nie będę tutaj tworzył listy rankingowej, numerem jeden ponad wszystko jest Sgt. Pepper zespołu the Beatles (o okładkach dziełach sztuki pisaliśmy TUTAJ). W tamtym czasie (rok 1967 - powyżej fotki oryginału z epoki) jej wykonanie kosztowało 3 000 GBP, co na dziś daje około 50 000 GBP. Po drugie, to numer 1 bo jest to pierwsza okładka w historii muzyki, która nawiązała do treści albumu. Po trzecie, zawiera jakiś inteligentny przekaz, po czwarte - to pierwsza okładka na której wydrukowano teksty i finalnie, dodano w kieszeni tekturkę z sierżantem, orkiestrą, pagonami, wąsem i medalem (proszę zwrócić uwagę na stan zachowania - biały ciągle jest biały! i ani jednego zgniotu). 


Było to możliwe dzięki faktowi, że jest to jedna z pierwszych okładek typu gatefold (pierwszy był Presley w USA). O mały włos nie dołączono do albumu worka z gadżetami, ale zrezygnowano z tego pomysłu z powodu trudności w dystrybucji. 

Pomijam już fakt, że płyta nigdy się nie kończy (tutaj kolejna przewaga winylu nad CD!), wszystko to pochłonęło wskazaną kosmiczną kwotę, a zespoły wtedy przeznaczały około 100 GBP na okładkę. To istna rewolucja - pokazanie, że okładka i muzyka mogą stanowić zwartą całość, mało tego - zespół zwrócił uwagę, że okładka jest istotna i warta inwestycji! Amen.

A teraz kilka innych okładek z mojej kolekcji. Układam je losowo, dodając krótkie uzasadnienie dlaczego -naj. 



Debiut King Crimson (1969) (opisana TUTAJ), kultowe i piękne, smutna historia autora (Barry Godber), ale też i zastosowania obrazu z biura, jako okładki. Jeśli do tego dodać dwuznaczną postać Schizoid Man na górnym obrazku, który po zasłonięciu ust, pokazuje najsmutniejsze oczy świata - mamy komplet. 



Marillion i Misplaced Childhood (TUTAJ) (1985), każdy kto miał to w ręce ten wie o czym piszę. Znakomite dzieło Wilkinsona, pełne symboliki (opisanej TUTAJ), odniesień do the Beatles itd itp. Mimo, że nieco kiczowata, jest najzwyczajniej w świecie przepiękna. Jeśli do tego dodać fakt, że mówimy o chyba najlepszym concept albumie rocka - mamy absolutnie dzieło sztuki, spójna treść przekazu albumu i okładki, jak u the Beatles, czy King Crimson.

Ameryka, Andy Warhol i wejście popartu na okładkę płyty. Kultowe i niepowtarzalne dzieło Velvet Underground i Nico (1967). Warhol produkuje, Warhol daje okładkę. Powyżej wznowienie - okładka jest hybrydą pierwszej wersji (obrany banan) i finalnej (cały) z ciekawym stickerem. Wtedy potrzebna była specjalna maszyna żeby ją wydrukować.... 


Animals Pink Floyd (1977) - elektrownia Battersea (opisaliśmy to TUTAJ), i co ciekawe, świnia wypełniona helem, która finalnie wyszła niekorzystnie, mało tego zerwała się i sparaliżowała loty na Heathrow. W końcu została wlepiona i mamy fotomontaż... Niemniej historia ciekawa i znowu okładka ilustruje  muzykę tego concept albumu.
Unknown Pleasures Joy Division (1979), pierwsza okładka bez podania nazwy zespołu, bez zdjęcia zespołu, fakturowany papier - tak aby osoby niewidome poczuły, z czym mają do czynienia. Mimo faktu, że to zespół podsunął pomysł Peterowi Saville'owi, ten odwrócił sugerowaną przez nich kolorystykę (wszystko opisaliśmy TUTAJ) i uzyskał pełną synchronizację okładki z mroczną muzyką Joy Division, która stała się punktem odniesienia dla całego nurtu zimnej fali. Było to możliwe dzięki Martinowi Hannettowi - genialnemu realizatorowi dźwięku.

Reolver the Beatles (1966), nie ma nazwy zespołu, jest na niej jej autor (Klaus Voormann), który się uwiecznił, jest legenda, że Paul nie żyje, i w końcu zupełnie odlotowa okładka na której nie ma zdjęcia chłopców z gitarami, tylko zupełnie inny przekaz. Była to w tamtym czasie rewolucja w podejściu do okładek. Pepper był następny.

Polski akcent. Nowa Aleksandria Siekiery (1986). Aleksander Januszewski autor tej okładki opowiedział nam o niej wszystko - zatem odsyłamy do naszego wywiadu TUTAJ. Niezwykła ciekawa jest też historia stickera na niej umieszczonego.


Przedostatnia w tym wpisie pozycja - EAST i Huseg (1982). Warto zwrócić też uwagę na grafikę na labelu (TUTAJ). Wzorowane na the Beatles i Revolver grafiki Jozsefa Surcsika są najzwyczajniej w świecie piękne i idealnie komponują się z muzyką (tytuł w naszym języku to Okna). 

Na koniec dzieło  z 2000 roku - Lightbulb Sun i Porcupine Tree (opisany TUTAJ). Jeśli do tego dodać, że zdjęcia na okładkę wykonał sam John Foxx z Ultravox, to trudno spierać się, że lighbulb sun wyglądać może jakoś inaczej, niż to pokazano. Na żywo ta okładka, drukowana na  twardym szorstkim kartonie, to jedna z najpiękniejszych wizualnie okładek w mojej kolekcji.
 
P.S.1. Piszę tylko o swojej kolekcji, bo jak się czegoś nie widziało, to trudno opisywać. W tym miejscu można tylko wyrazić współczucie dzieciom streamingu. Nie dość, że w każdej chwili mogą im wyłączyć Spotify, biedacy słuchają muzyki obdartej z pewnych dźwięków (kompresja), w dodatku z komputera, to nie wiedzą co to obcowanie z okładką, i ile wnosi to do kontemplacji muzyki. Czy zatem dziwi kogoś, że to pokolenie to w zasadzie muzyczni ćwierćinteligenci (oczywiście poza pewnymi wyjątkami)?
 
P.S.2. Kolega Nieprzypadek_pl teraz pewnie widzi, że nie szło tego napisać na TT, a to dopiero pierwsza część. 
 
C.D.N.
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.         

piątek, 3 czerwca 2022

Z mojej płytoteki: East - Rések a Falon, rock progresywny który przetrwał próbę czasu

Węgierski East pojawiał się na naszym blogu kilka razy (TUTAJ), choć skupialiśmy się na najdoskonalszym etapie ich kariery gdy wydali Jatekok (napiszemy o nim wkrótce) i Huseg (TUTAJ) - swoje tak przełomowe płyty, że na forach progrocka są otaczane do dziś estymą. To był czas, kiedy albumy kupowało się w Domu Książki, kierując się tylko okładką. Ta w przypadku wspomnianych albumów utrzymana była w stylu Revolver the Beatles, więc jako ich wielki fan kupiłem. Dwa wspomniane albumy do tego stopnia mną zawładnęły, że zdobyłem po latach z Węgier ich wersje na CD. 

Gdy w 1983 roku na wystawie wspomnianego Domu Książki pojawiła się kolejna płyta zespołu, natychmiast ją zakupiłem. Od początku jednak coś mi nie pasowało - okładka była w podobnej stylistyce, ale już w kolorze. Tym bardziej rozczarowałem się, kiedy odkryłem że na jej drugiej stronie, wśród nazwisk muzyków nie ma już obdarzonego znakomitym głosem Miklosa Zareczky, a zastąpił go Jozsef Tisza. Warto też dodać, że na drugiej stronie okładki Jozsef Szurcsik umieścił zdjęcia, na podstawie których sporządził szkice okładek dwóch wspomnianych płyt, poprzedzających omawiany dziś Rések a Falon.


Po odpaleniu płyty przyszło ogromne rozczarowanie. To co usłyszałem kompletnie mnie załamało. Trzeba przyznać, że rozpoczynający album tytułowy utwór to jeden ze słabszych na płycie... Za to drugi - już zaczął wzbudzać we mnie nadzieję, że może coś z tego będzie. Mowa o Az Idegen. Niestety odejście od typowego stylu zespołu, połączonych piosenek, nostalgicznego wokalu i znakomitych solówek zarówno na gitarze jak i na syntezatorach, pozostawiło głęboki niesmak mimo kilku perełek, o których za chwilę.

Minęły lata i przeprosiłem się tym albumem. Dzisiaj patrzę na niego inaczej. On się, poza pierwszym utworem, broni. Kojarzy się z latem, i zachodzącym słońcem, które zresztą uwidocznione jest na drugiej stronie okładki. Nie pomylili się, oni jak zwykle, przerośli swoją epokę..


Otwierający album Rések a falon, jest o niemożliwości uwolnienia się w dzisiejszym świecie od ludzi. Są wszędzie, obserwują i inwigilują.  

Na próżno szukam samotności,

Ktoś jest zawsze ze mną.

Nawet jeśli zamknę bramę,

I tak oni są właścicielami mojej przestrzeni.

Ściągam okiennice na próżno,

Oni ciągle w jakiś sposób obserwują moje życie,

W jakiś sposób obserwują moje życie.

Szczeliny w ścianie,

Otwory w suficie,

Lepiej wiedz,

Nigdy nie jesteś sam.

Az idegen, to piosenka o ucieczce. Po nim dość średni Mintha mégis, którego próbuje ratować Geza Palvolgyi solówkami na klawiszach. Ale za to po nim wielki utwór: Száguldj velem  z niesamowitymi solówkami Janosa Varga z czasów najlepszego EAST...

Szara fabryka zniknęła, a szare miasto zostało obrócone w pył.

Czekając na drogę do nieskończoności, pędząc z tobą do takiej scenerii i grzejąc silnik.

Krok, po prostu dodaj gazu, poprowadź mnie przez noc, bądź ze mną.

Podnieś się, po prostu nie żałuj tego, to jest to, na co czekałeś przez te wszystkie lata.


Uważaj na ostre krawędzie. Zadbaj o wyboje.

A co ze mną?

W porządku, po prostu dodaj gazu.

Zakręcone życie, po prostu wirujące.

To nie jest za dużo, to czego chcesz, to jest na wyciągnięcie ręki, to jest to, za czym gonisz.

Krok, po prostu dodaj gazu, poprowadź mnie przez noc bądź ze mną.

Podnieś się, po prostu nie żałuj niczego, to jest to, na co czekałeś przez te wszystkie lata. 

Po nim Különvonaton świetny utwór instrumentalny autorstwa Janosa Vargi

Za nami pierwsza strona albumu, do strawienia gdyby nie tytułowy utwór. Przechodzimy na stronę B, którą otwiera Földközelben, opisujący przygody podczas lotu samolotem. Powiedzmy że taki sobie, a po nim coś co brzmi jak odrzut z JatekokAgymosás, z ciekawym dialogiem wokalisty z automatem. Piosenka jest o praniu mózgu w świecie reklam i konsumpcji. No i po nim jest TEN utwór... Az utolsó éjszaka, który jest wręcz GENIALNY!!! Wiadomo, Ostatnia Noc...

Jesteś ze mną, ale czuję, że czekasz na kogoś innego.

Patrzysz na mnie, ale widzę, że jesteś z dala od domu.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, wszystko, co dostaję.


Sama poszłaś w kosmos

Nie odpędzam cię, dlaczego biegniesz.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, to wszystko, co dostaję.


Pluskamy się w nocy, nurkujemy

To ostatni raz, kiedy odgrywamy naszą rolę.

Moje ciało bardzo boli.

Boli, to wszystko, co dostaję.

Czy po tak genialnym utworze coś jest w stanie zabrzmieć lepiej? Ano jest... Zespół wyrywa nas z klimatu nostalgii nieco bardziej rytmicznym Az óra jár, piosenką o uciekającym czasie. To do tego stylu śpiewu nie mogłem się długo przyzwyczaić, ale piękne zwolnienia rytmu z solówkami na basie i gitarze jakoś mnie do tej piosenki przekonały. Na koniec Tánc a parázson instrumentalny, a jakże, skomponowany przez duet Palvolgyi i Varga, pełen tego, co w East kochamy najbardziej, i znowu ten dialog między gitarami i keyboardem... 

Szkoda że to nieco nierówna płyta, no i ta zmiana stylu. Gdybym nie znał wcześniejszych dokonań zespołu pewnie poleciłbym ten album w ciemno. Mimo że broni się po latach, to jednak pozostaje w cieniu wcześniejszych dokonań. Niemniej pozycja obowiązkowa dla fanów progrocka zza żelaznej kurtyny.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


EAST, 
Rések a falon, Start, 1983, tracklista: Rések a falon, Az idegen, Mintha mégis, Száguldj velem, Különvonaton, Földközelben, Agymosás, Az utolsó éjszaka, Az óra jár, Tánc a parázson.




 
 
    

niedziela, 1 sierpnia 2021

Z mojej płytoteki: EAST - live w Csepel - znakomity koncert z 1981 roku


Powracająca do nas wielką falą era płyt winylowych powoduje wznawianie albumów CD na tym (naszym ulubionym) nośniku. Tak też stało się z nagraniem live najlepszego węgierskiego zespołu progrockowego EAST, wydanego pierwotnie w wersji cyfrowej (LINK).

Jest to bardzo ważne wydawnictwo z kilku powodów. Po pierwsze, pochodzi z najlepszego okresu grupy, czyli czasów wydania Jatekok - debiutu z 1981 roku właśnie, i przed wydaniem genialnego Huseg z roku 1982 roku (pisaliśmy o tym albumie TUTAJ). Po drugie, to jedyne oficjalnie wydane nagranie koncertowe zespołu z tego okresu. Co prawda na naszym blogu omawialiśmy występ z polskiej TV (TUTAJ) i to też w tamtym składzie, jednak koncert w naszej telewizji grany był z playbacku. Na omawianym dziś podwójnym winylu mamy idealną jakość (nagranie z konsolety), co rodzi podejrzenia, że być może pochodzi ono z kolekcji basisty zespołu Petera Moczana, który jest producentem płyty. Jest to podwójny winyl, zakupiony w jednym z węgierskich dyskontów (TUTAJ) wydany z arcyciekawą szatą graficzną i zawierający w środku nieznane wcześniej zdjęcie EAST.


Dlaczego okres Jatekok i Huseg uważam za najlepszy? Kto w tamtych czasach nabywał albumy grupy, a były dystrybuowane w Domach Książki, ten zapewne pamięta, jakim przeskokiem było przejście od Huseg do Resek a Falon... Po pierwsze bardzo kolorowa okładka, co prawda w podobnym stylu do poprzednich niewątpliwie wzorowanych na Revolver Beatlesów i grafice Klausa Vormanna, co już wróżyło zmianę. Po drugie inny wokal i zmiana muzyczna w zupełnie kosmicznym, bardziej komercyjnym a dla mnie wtedy trudno strawnym kierunku (oczywiście na płycie Resek a Falon nie brakuje kilku znakomitych piosenek, ale o tym kiedy indziej)... 

Z nieznanych mi powodów omawiany dziś album to okładkowo kolejny zwrot. Chyba fanom progrocka nie trzeba mówić w jakim kierunku - więc może wstawię tylko tak dla porównania i zostawię bez komentarza. 


Kto chce poznać historię okładki Animals Pink Floyd, może zrobić to TUTAJ

Przejdźmy zatem do muzyki. Mamy na albumie głownie piosenki z Jatekok i Huseg, oraz jeden koszmarek - ja odbieram go jako zapchajdziurę - na stronie D utwór 2 - cover Just the Blues Eddie Boyda. Po co tam go umieszczono? Chyba żeby zepsuć dobre wrażenia bo reszta to absolutnie genialne obcowanie z rockiem progresywnym najwyższych lotów.




Brakuje mojego ukochanego Varni Kell jednego z najciekawszych utworów w historii rocka progresywnego. Usłyszeć go live to by było coś, ale przecież mimo że o Jatekok jeszcze nie pisaliśmy (ale zrobimy to) możemy przecież go sobie zagrać w wersji studyjnej, by zachęcić do sięgnięcia do tych dwóch albumów...


Płyta została zrealizowana w wersji CD w TOM TOM Studio w 2012 roku, a jej remastering na winyl w 2018 roku w studio R27. Koncert pochodzi z miasta Csepel, które od dawna jest przedmieściem Budapesztu.
 

Więcej detali technicznych, jak i skład zespołu poniżej:


Niestety wewnątrz jest na pewno ciekawy tekst (pojawia się w nim Solidarność i SBB) ale jest on w języku węgierskim. Szkoda, że wydawca ciągle nie docenia EAST - jednego z najważniejszych zespołów bloku socjalistycznego i światowego rocka progresywnego. Za to robimy to my, i będziemy jeszcze to robili kilkakrotnie.

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Próba tego, co jest na płycie, niestety na YT jest tylko jeden utwór z albumu:


EAST - Csepel live 1981, Producent Peter Moczan, R27 Studio, 2018, trackista: Talán hajnalodik, Nyitány, Messze a felhokkel, Szállj most fel, Kék-fekete látomás, Gyémántmadár, Közjáték, Lélegzet, Nézz rám, Üzenet, Epilog, Remény, Just the Blues.

Arcyważny album - nie może być innej oceny, to muzyka która po prostu powala, mimo upływu lat... 6/6 

          

środa, 6 listopada 2019

Niezapomniane koncerty: EAST w polskiej telewizji!


Całkiem niedawno pisaliśmy o węgierskim EAST - zespole rocka progresywnego lat 80 - tych, który znacznie wyprzedził swoją epokę, a po latach ich albumy uznawane są za klasykę i uzyskują bardzo pozytywne recenzje na portalach poświęconych tego rodzaju muzyce.

Dzisiaj perła, rzecz która kilka lat temu nie była dostępna w Internecie, ale dziś już jest! Nazywa się niewinnie: East Varsó TV 1982, i jest zapisem występu zespołu w polskiej telewizji, bowiem EAST gościł u nas we Wrocławiu w roku 1982... 

Pamiętam urywek ich wrocławskiego występu, który pokazano w polskiej telewizji, i szok jakiego doznałem, żałując że mnie tam nie ma...  Ale to była inna epoka - nie było Internetu, a przepływ informacji odbywał się albo przez radio, albo nieliczne rubryki muzyczne w prasie. Jedyną gazetą muzyczną w tamtych czasach był Non-Stop, z tego co pamiętam, miesięcznik... 

I gdy EAST zawitali do Polski nagrali w TV dzisiejszy koncert. Ja zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie playback, ale warto zobaczyć ich na żywo, zwłaszcza że materiał dziś prezentowany pochodzi z pierwszej płyty  Játékok (czyli w wersji anglo Blue Paradise).  Płyty absolutnie doskonałej, na pewno nie tak dojrzałej, jak omawiany przez nas niedawno (TUTAJ) HUSEG, ale nie znaczy to że mniej ważnej.

Na koncercie grają całą pierwszą stronę  Játékok. Tak wiec zaczynają od Nyitány (czyli Uwertury) która jak na uwerturę przystało, jest utworem instrumentalnym. Po nim Messze a Felhőkel (Daleko z Chmurami). Piosenka opowiada o nocnych jeźdźcach oplecionych w ciszę, aniołach i cieniach. Wszyscy oni mają zabrać naszego bohatera do nieba, pozwolić mu lecieć daleko z chmurami... No i ta solówka - mistrzostwo... 

Szállj most fel to znakomity dialog między klawiszami a gitarą, odlatujemy wysoko, w końcu tytuł to Unosimy się Teraz. Kék fekete látomás opisuje czarno - niebieskie wizje, Gyémántmadár - diamentowego ptaka, a na dokładkę EAST dodają dwa utwory kończące oryginalny album: Epilóg i Remény.

Na omówienie płyty przyjdzie czas niedługo, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.


East VarsóTV, 1982, tracklista: Nyitány, Messze a felhőkel, Szállj most fel Kék, fekete látomás, Gyémántmadár, Epilóg, Remény. 

piątek, 25 października 2019

Z mojej płytoteki: EAST - Hűség; progresywnie, refleksyjnie i ponadczasowo


Zawsze w okolicy Wszystkich Świętych wracam do tego albumu... To już rytuał. Mimo, że nie jest to chłodna fala (której poświęcamy na tym blogu większość naszego muzycznego zainteresowania) tylko rock progresywny, to nastrój wytworzony na albumie jest absolutnie pasującym do klimatu tego miejsca. Wprowadza ładunek nostalgii, jakiejś nieopisanej emocji, smutku. 

Mało który zespół bloku wschodnioeuropejskiego wywarł tak znaczny wpływ na mój gust muzyczny, jak węgierski EAST. Zespół dziś uznawany za klasyka rocka progresywnego, doceniony po latach (warto poczytać recenzje w sieci, to dziś kultowa grupa). Niestety zarówno winyl jak i CD które posiadam, są w języku rodzimym, więc nie ma możliwości zaprezentowania tekstów. Ale istnieje limitowane wydanie płyty winylowej w wersji anglojęzycznej, które miałem okazję wysłuchać i co nieco zanotować. 

Płyta jest czymś w tamtych czasach zupełnie wyjątkowym, i w przeciwieństwie do klasyków rocka progresywnego po latach nie straciła na świeżości brzmienia. Niesamowite nastroje, klimat jesieni, diamentowe ptaki, poszukiwanie miłości, cierpienie i oczekiwanie. 

A wszystko na wydawnictwie, które wtedy w 1982 roku, wyprzedziło swoją epokę o dziesiątki lat. No i ta szata graficzna, wyraźnie nawiązująca do Revoler Beatlesów, choć muzyka to zupełnie coś innego. CD jest dodatkowo wzbogacony tekstami i nadrukiem na krążku. 

Z tym związana jest zabawna historia, bowiem poprosiłem kiedyś kolegę, jadącego na dłużej na Węgry, żeby rozejrzał się za CD-kami. Płyty owszem kupił, i to obie (oprócz Hűség zakupił też znakomity Jatekok, na który przyjdzie tutaj pora), ale po ich odsłuchaniu zdecydował, że mi ich nie sprzeda... W końcu uległ, sporządził sobie kopie, i tym sposobem mam co chciałem...
Album otwiera instrumentalny, nieco rozpasany Hűség, po nim znakomity i nastrojowy Keresd önmagad, delikatny wokal Miklosa Zareczky to jedno, ale ta gitara i monumentalne solówki Janosa Varga to drugie... Pojawiają się też monumentalne klawisze Istvana Kiraly, perkusja i bas też nie pozostają dłużne... Następuje płynne przejście do instrumentalnego Mágikus erő, w którym dialog: gitara - klawisze jest nie do podrobienia... Absolutne mistrzostwo - wirtuozeria to mało powiedziane... Pod koniec mamy monumentalne wzniesienie się na jakiś niewidoczny wierzchołek... I finał, ale w jakim stylu... Wyciszenie i przychodzi pora na najlepszą  piosenkę na albumie, nostalgiczny: Én voltam... Wokal powala, bardzo spokojna na początku gitara, ale to trwa tylko chwilę... Znakomita perkusja a później klawisze oraz dość monumentalne chórki, czynią z tej piosenki istne arcydzieło... Przechodzi ono płynnie w A Végtelen tér öröme, ze znakomitymi klawiszami i gitarą. Stronę pierwszą kończy (połączony z poprzedzającym go utworem) Újjászületés. Piękny wokal i znakomite zakończenie... 

Strona B zaczyna się od nabierającego tempa Ablakok. Warto tutaj zwrócić na samolot, poza tym na płycie efektów specjalnych jest więcej... I znowu zlewają się one w jedną całość - mamy płynne przejście w Vesztesek, który jest kolejną nostalgiczną, smutną  jesienną nutą... No i ta solówka... Widać że coś nadchodzi, bowiem nastrój staje się na prawdę poważny. Felhőkön sétálva, też spokojny i też powoli nabiera rytmu by doprowadzić nas do finału - genialnej wręcz ballady Várni kell. To co tutaj zrobili panowie z EAST to esencja ich genialnego albumu, płyty która nie ma ani jednego słabego utworu. Solówka tej piosenki z genialną grą gitar, klawiszy i przede wszystkim perkusji Geza Palvolgyi to coś wręcz niespotykanego... Album kończy nostalgiczny Merengés,  a słuchacz czuje wyraźny niedosyt... Niestety to co nadejdzie z kolejną płytą będzie tylko cieniem... Zmiana wokalisty i stylu doprowadzi do dość średniego Resek a Folon... Okładka też się zmieni, jak i muzyka, na bardziej kolorową... może kiedyś o tym napiszemy.     

Tymczasem polecamy zagrane z wirtuozerią partie gitarowe, swoiste dialogi pomiędzy gitarami i klawiszami, i bardzo nastrojowe partie wokalne. Mamy nadzieję, że nie zrazi nikogo język węgierski, a jak tylko zdobędziemy wersję anglojęzyczną przedstawimy  ją w osobnym wpisie.

Zapraszamy na jesienne granie z EAST.

EAST - Hűség, Start, 1982, realizacja: Debo Ferenc, tracklista: Keresd önmagad, Mágikus erő, Én voltam, A Végtelen tér öröme, Újjászületés, Ablakok, Vesztesek, Felhőkön sétálva, Várni kell, Merengés.