sobota, 10 sierpnia 2019

Notatki samobójczyni - Sarah Kane: 4:48 Psychosis z wątkami twórczości Joy Division



Jakiś czas temu opisywaliśmy na naszym blogu lekturę obowiązkową dla osób mających, mówiąc delikatnie, dosyć, czyli powieść Sylvii Plath pt. Szklany Klosz (TUTAJ). Mimo, że książka wydana była początkowo pod pseudonimem, jest autobiografią pełną drastycznych scen, z opisem prób samobójczych włącznie.

Można śmiało powiedzieć, że bohaterka dzisiejszego wpisu, a jest nią sztuka Sarah Kane pt. 4:48 Psychosis, to w pewien sposób kontynuacja tego co można odnaleźć w powieści Plath. Zasadnicze różnice polegają w formie. Wydana jako ostanie dzieło sztuka Kane, która 20.02.1999 roku popełniła samobójstwo (po wcześniejszej próbie otrucia się tabletkami), jest dość krótka, liczy zaledwie 30 stron. Inny jest w związku z tym sposób pisania, nie ma tam tego co zwykle spotykamy w książkach, jak opisy pomieszczeń, krajobrazów itd. Lista dialogowa jest bardzo skąpa autorka często pisze bezosobowo, rozmowy mają miejsce z lekarzami, ale też kilkakrotnie kontaktuje się z własną jaźnią. 

Wymyślne metody popełnienia samobójstwa (np. podcięcie żył podczas stania na taborecie z pętlą na szyi)  mają na celu definitywne czyli nieodwracalne pożegnanie się ze światem, bez opcji odratowania. Czy zatem powieść Kane można odebrać jednoznacznie jako pamiętnik zdeterminowanego desperata? Chyba nie, moim zdaniem podczas czytania odbiera się ją raczej jako krzyk autorki, jakąś dramatyczną próbę wołania o pomoc pełną refleksji, przemyśleń żalu... Czas oczywiście pokazał, że znalazła pewną receptę na udaną próbę samobójczą, której dokonała w szpitalu przez powieszenie, jak to zresztą zapowiedziała w 4:48 Psychosis.   

Autorka urodziła się w Essex 3.02.1971 roku, w rodzinie bardzo religijnej. Studiowała dramat na uniwersytecie w Bristolu, a tytuł magistra sztuki (Master of  Art) uzyskała  na uniwersytecie w Birmingham. Chyba nie trzeba dodawać, że cierpiała na depresję... (więcej TUTAJ). 



Jak widać już na pierwszy rzut oka są pewne podobieństwa między Kane a Ianem Curtisem, który również miał za sobą próbę samobójczą (7.04.1980 - przedawkował luminal), i również dokonał samobójstwa przez powieszenie. To może być przypadek, ale nie musi. Bowiem podczas czytania 4:48 Psychosis każdemu fanowi Joy Division muszą rzucić się w oczy co najmniej dwa nawiązania do twórczości zespołu. Pierwszy z nich:

Ciało i dusza nigdy nie mogą być jednością.
Muszę stać się kimś, kim już jestem i na zawsze już będę rozpaczać nad tym
paradoksem który skazał mnie na piekło.
Nadzieja bez nadziei, nie podtrzyma mnie 
 


gdzie pierwsza linia nawiązuje w sposób jednoznaczny do Heart and Soul:

Heart and soul, one will burn /serce i dusza jedno musi spłonąć

kolejne zdanie zdaje się być nawiązaniem do 24 Hours, choć już nie w sposób tak bezpośredni. 

Gotta find my destiny, before it gets too late / muszę odnaleźć swoje przeznaczenie, zanim nie jest zbyt późno

Drugi fragment powieści nawiązuje ewidentnie do filmu Stroszek Wernera Herzoga (opisanym przez nas TUTAJ), ostatniego filmu który przed śmiercią obejrzał Ian Curtis. Przypomnijmy, że opowiada on o niemieckim emigrancie, który kompletnie nie może dostosować się  do życia w USA. W końcu traci miłość, zadłuża się i popada w kolizję z prawem, by finalnie popełnić samobójstwo strzelając do siebie na wyciągu w wesołym miasteczku.
Stymulowany prądem kurczak cały czas tańczy, i jest to ostatnia scena tego filmu... 
Kane pisze:

ostateczna kapitulacja
ostateczna klęska


kurczak wciąż tańczy
kurczak nie przestanie


Każdy powinien poświęcić około godziny, i przeczytać uważnie powieść Sarah Kane  4:48 Psychosis. Zwraca uwagę zupełnie niekonwencjonalna forma, chwilami chaos, kłębowisko myśli, huśtawki stanów emocjonalnych... Tak jakby autorka chciała utwierdzić czytelnika w poglądzie że:

trwała jest jedynie destrukcja
wszyscy przestaniemy istnieć
próbując zostawić ślad bardziej trwały niż ja sama 


Kane już po napisaniu  4:48 Psychosis udzieliła wywiadu na temat swojej twórczości. Padły pytania o tą właśnie sztukę, autorka opowiada, że jest ona o stanie psychozy, kiedy upadają wszelkie granice między bohaterką a światem, mówi że stara się znaleźć odpowiednią formę by to opisać.  Dan Rebellato, który ten wywiad przeprowadzał pisze tak:

Zapytałem ją ponownie o 4:48 Psychosis i formę, którą starała się stworzyć. Wyjęła z mojego biurka kartkę papieru i narysowała schemat. [...] Dla czystej, zwykłej opowieści -  prosta linia jest wątkiem, a falista to opowieść. Następnie narysowała kolejny schemat dla Psychozy 4:48. Krąg jest historią, a po prawej stronie, całkowicie oddzieloną od niego, jest fabuła: seria rozłączonych  zatomizowanych fragmentów. To byłą analogia do jej jaźni, rozbitej na kawałki, niechronionej przez żadne spójne poczucie osobowości jako całości, śmiertelnie otwartej na świat. Oto, co narysowała: 

Myślę, że była bardzo zadowolona z jasności schematu. Wziąłem go i żartobliwie powiedziałem: „Zatrzymam to”. Zaśmiała się, chwyciła i podpisała w rogu, wyjaśniając: „Będzie wart więcej, kiedy umrę (TUTAJ)”. 

Całość wywiadu można odsłuchać TUTAJ.

We wpisie wykorzystano fragmenty powieści  Sarah Kane: 4:48 Psychosis, w przekładzie Klaudyny Rozhin.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    

piątek, 9 sierpnia 2019

Shadowplayers: Fakty i mity o Factory Records cz.9 - Killing Joke - kiedy występowali Joy Division wszyscy stali nieruchomo i patrzyli jak zahipnotyzowani

Od jakiegoś czasu omawiamy na naszym blogu dokument Jamesa Nice'a Shadowplayers, czyli fakty i mity o wytwórni Factory Records

Tak też w części pierwszej (TUTAJ) omówione zostały początki powstania klubu i tworzenie stajni zespołów Factory. Część druga to historia tworzenia pierwszej płyty promującej zespoły wytwórni a więc A Factory  Sample (TUTAJ). Z kolei część trzecia (TUTAJ) przedstawiała personalia wytwórni. W części czwartej (TUTAJ) streściliśmy wypowiedzi legend tamtych czasów wspominających realizację kultowej dziś płyty, chodzi oczywiście o album Unknown Pleasures zespołu Joy Division (FAC 10), nagrany w maju 1979 roku a zrealizowany przez samego Martina Hannetta (o którym pisaliśmy wielokrotnie  TUTAJ). Kolejna część (TUTAJ), poświęcona była właśnie jemu, legendarnemu producentowi i jednemu ze współtwórców potęgi Factory Records, a jednocześnie twórcy Manchester Sound. W części szóstej (TUTAJ) opisywaliśmy historię Vini Reilly i jego Durutti Column, zespołu, który oprawił swoją pierwszą płytę długogrającą - Return of Durutti Column (FAC 14) w niesamowitą okładkę - okładkę z papieru ściernego (a sklejaniem zajmował się między innymi Ian Curtis i Joy Division). Cześć 7 (TUTAJ) poświęcona była pierwszemu singlowi A Certain Ratio, i ich relacji z menadżerem, szefem Factory Records - Tony Wilsonem, natomiast część 8 (TUTAJ) zespołowi Section 25 z Blackpool, którego menadżerami byli Ian Curtis i Rob Gretton (warto spojrzeć też  TUTAJ).

W części dziewiątej mamy wspomnienia z tras koncertowych zespołów z Factory ale nie tylko...

Odcinek zaczyna Peter Hook i Richard Boon wspomnieniami z trasy, jaką Joy Division odbyli wraz z the Buzzcocks. Joy Division zostali na tę wspólną trasę zaproszeni i uznali, że podróż po kraju będzie zdecydowanie lepszą formą promocji niż granie w lokalnych klubach. Boon poddaje też pod wątpliwość opnie, głoszące, jakoby Joy Division zmietli Buzzcocks ze sceny, twierdząc że jest to kwestia prywatnego odczucia i interpretacji.

Simon Topping z A Certain Ratio wspomina ich trasę koncertową, podczas której grali jako support Talking Heads zamiast Human League. Zauważył, że później Talking Heads stali się bardziej funky... 

Martin Moscrop z kolei, podkreśla jak trudnym jest do wytrzymania uczucie, kiedy oglądasz każdy koncert ze sceny, w zasadzie za każdym razem ten sam koncert.. Również muzycy z Section 25 pozytywnie wspominają trasę z Talking Heads.


Vini Reilly podkreśla, że jego kiepski stan zdrowia uniemożliwiał mu często branie udziału w trasach koncertowych... Od dzieciństwa miał też kłopoty z żołądkiem i borykał się z anoreksją. 

Muzycy z Section 25 wspominają wspólną trasę koncertową z Killing Joke, którego to muzycy  namalowali w garderobie sprayem dość znacznych rozmiarów nazwę zespołu na ścianie...

I skoro już wywołany został Killing Joke to jego lider i wokalista Jaz Coleman wspomina koncert z London University (paląc cygaro...).

Najbardziej zaszokowało go, że kiedy grał jego zespół publika żywiołowo reagowała, a kiedy występowali Joy Division wszyscy stali nieruchomo i patrzyli jak zahipnotyzowani...

Odcinek kończy wspomnienie gitarzysty Killing Joke, Jordie Walkera, kiedy to przed jednym z koncertów w garderobie pełnej ludzi, odbywała się regularna impreza...

Ach te lata 80-te. 

Wkrótce kolejny odcinek Shadowplayers, tym razem będzie mowa o koncercie w Plan K...

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

czwartek, 8 sierpnia 2019

Martin Mills i potęga niezależnej wytwórni Beggars Banquet Records

Niedawno zaprezentowaliśmy w połączonym cyklu Niezapomniane koncerty i Z mojej płytoteki album Dreamtime z nagraniem koncertu The Cult, który miał miejsce w the Lyceum TUTAJ (o Lyceum pisaliśmy z kolei TUTAJ   przy okazji opisu największego koncertu Joy Division 29 lutego 1980 r.). Ale revenons à nos mouton – płytę Dreamtime, jak i omawiane niedawno wydawnictwo the Bolshoi (TUTAJ), wydała wytwórnia Beggars Banquet Records, ta sama w której strukturach działa malutka, lecz jakże istotna wytwórnia 4AD (o wydawanych przez nią płytach piszemy TUTAJ), założona przez Ivo Watts Russell’a, brytyjskiego, zubożałego arystokratę, o którym pisaliśmy TUTAJ. Beggars Banquet także nie zaistniałaby bez wizji innej, wybitnej indywidualności, którą był (i jest) Martin Mills

Zaczynał on prawie pół wieku temu, w 1974 r., od jednego sklepu z płytami, podobnie zresztą jak Richard Branson z Virgin Records o czym pisaliśmy TUTAJ. Wkrótce potem Mills swój sklep przekształcił w wytwórnię płytową a następnie w grupę medialną złożoną z wielu pomniejszych wydawnictw muzycznych.

Obecnie Beggars Records jest jedną z największych na świecie niezależnych wytwórni płytowych, a mimo to jej właściciel pozostał tym samym wielbicielem muzyki, co na początku. Co więcej - nie zajmuje luksusowego biura w Kensington, na wzór trzech największych wytwórni płytowych - Universal, Sony i Warner - lecz prowadzi swoją firmę z niewielkiego mieszkania w domu położonym w cichej dzielnicy w Wandsworth, w południowo-zachodnim Londynie

Kuchnia służy mu za sekretariat, salon ze stołem do gry w ping-ponga w razie potrzeby staje się salą konferencyjną, a piwnica to magazyn zastawiony skrzynkami z płytami. Dom kupił w 1984 r. a potem powiększył go o cztery sąsiednie posesje, łącząc je niczym króliczą norkę w jeden ciąg pomieszczeń, wśród których są dwa wieloosobowe apartamenty dla artystów.

 
To, że kwatera główna Beggars Records to kilka domków, a nie zwykłe biuro, dobrze pasuje do osobowości właściciela firmy. Jego sposób prowadzenia interesów też jest zupełnie inny. Mills ceni sobie niemal rodzinne kontakty z muzykami To miłe, gdy masz artystów na górze, którzy przychodzą na piwo w porze lunchu w piżamie - zauważył w jednym z wywiadów - Może zabrzmi to niesamowicie banalnie, ale jesteśmy w tym dla muzyki. Tak naprawdę nie jesteśmy w tym dla pieniędzy. Takie postawienie sprawy opłaciło się, bo dzięki kilku pomniejszym spółkom - XL, 4AD, Matador, Rough Trade i Young Turks - firma konsekwentnie plasuje się w czołówce światowej sceny muzycznej. Pod jej logo występują The Pixies, The Prodigy, The White Stripes i The xx, a w ostatnich latach Adele, która sprzedała ponad 35 milionów kopii swoich dwóch albumów.

A wszystko zaczęło się w 1977 roku od dwóch 7-calowych singli punkowego zespołu The Lurkers. Tak to nie tak dawno wspominał Martin Mills: Pod naszym sklepem w Fulham mieliśmy piwnicę, którą zamieniliśmy w salę prób, w której ćwiczyły punkowe zespoły, takie jak Generation X (o the Lurkers i Generation-X pisaliśmy TUTAJ  - przypis własny). Jednym z zespołów, które ćwiczyły tam był The Lurkers. Menedżer sklepu, Mike Stone, zaczął zarządzać zespołem, ponieważ potrzebowali pomocy. Potem on potrzebował pomocy, więc my zaczęliśmy nimi zarządzać [Martin Mills i Nick Austin] i próbować uzyskać dla nich umowę - ale nie mogliśmy. To był rok 1976 i wtedy nie było zbyt wielu wytwórni, a każda z nich podpisała już kontrakt z jednym punkowym zespołem  - to było to (to był ten problem). Więc zabraliśmy się za nagrywanie w sposób, który jest teraz naturalny dla prawie każdego zespołu. Ale wtedy to była niezwykła rzecz. Bo wtedy nie było mapy drogowej. Nie było małych niezależnych firm fonograficznych. Zaplanowaliśmy więc w jaki sposób nagrywać samemu. (…) Ostatecznie wydaliśmy nasz pierwszy singiel The Lurkers wkrótce po tym, gdy Stiff wydał „Buy 1”, a Nick Lowe i Chiswick także wypuścili pierwszy singiel. Więc nasza trójka zaczęła działać prawie w tym samym czasie. Szczerze mówiąc, była to świetna zabawa i bułka z masłem, ponieważ wokół było tak mało punkowych singli, że ludzie kupowali wszystko co było. Był to więc całkowicie niewolny rynek. Zrobiliśmy więc kolejny singiel Lurkers, który był równie zabawny co poprzedni. Potem pomyśleliśmy, wypuśćmy album, i zrobiliśmy to. Był to Streets, album z punkową kompilacją nagrań wszystkich niezależnych wytwórni, które wówczas nagle powstały. Po tym wydaliśmy album Lurkersów, który uplasował się w pierwszej dwudziestce (LINK).

Z biegiem lat Beggars wydał muzykę w niemal każdym z możliwych gatunków - punk, goth, synth-pop, folk- rock, indie i wiele innych. Obecnie jest jedną z największych niezależnych grup muzycznych w Wielkiej Brytanii, ma biura również w Nowym Jorku i pięciu stolicach europejskich, a także spółki joint venture w Hiszpanii i Australii.

Kiedy Mills założył Beggars w 1976 roku, muzyka była nagrywana wyłącznie na winylowych płytach. Potem doszły nowe nośniki lecz płyty winylowe były tłoczone cały czas. Obecnie przeżywają swój renesans, a Beggars Group odegrał poważną rolę w tym odrodzeniu płyty winylowej sprzedając je poprzez sieć sklepów płytowych Rough Trade, których jest współwłaścicielem. Sprzedaż płyt LP w Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku wyniosła 1,29 mln egzemplarzy co było najwyższym wynikiem od 20 lat. Popyt jest tak wysoki, że zakłady produkcji winylu osiągają granice swoich możliwości. Martin Mills, twierdzi, że sprzedaż detaliczna nadal odgrywa kluczową rolę w konsolidacji ogromnej społeczności miłośników muzyki, którzy wspierają nowe zespoły i kolejne produkcje. Miłośnicy winylu twierdzą, że przyciąga ich wyjątkowe brzmienie płyt analogowych i fakt, że są to fizyczne artefakty, zawierające okładki z ciekawą grafiką oraz z tekstami.  Lecz w porównaniu ze sprzedażą cyfrową rynek płyt analogowych pozostaje na poziomie niszowym. Mills dostrzega nowe możliwości jakie dają istniejące platformy muzyczne takie jak YouToube czy Spotify. Jego firma, gładko przeszła na technologię cyfrową, co mu się bardzo opłaciło. Każdego roku Beggars odnotowuje sprzedaż swoich produktów na poziomie 50 milionów funtów, z czego około dwie trzecie pochodzi z pobrań i transmisji strumieniowej, a reszta z płyt CD i winylowych. Mills widzi możliwości jakie daje muzyka rozprowadzana drogą elektroniczną i jako jeden z niewielu producentów  jest wielkim zwolennikiem tego, co Spotify.com wprowadziło na rynek.

Po latach ostrożnej pracy i konsekwentnej, powolnej ekspansji imperium Mills’a rozciąga się od Nowego Jorku do Melbourne przez Tokio. Nie tak dawno ten wieczny punk założył garnitur i udał się do Pałacu Buckingham, aby otrzymać od królowej tytuł szlachecki za usługi dla przemysłu muzycznego. I chociaż firmy utrzymujące się ze sprzedaży płyt ponoszą wielkie straty z powodu szerzącego się piractwa internetowego, Beggars, twierdzi, on sam wychodzi te tego niemal bez szwanku, ponieważ fani muzyki są wielkimi pasjonatami i bardziej szanują artystę niż przeciętny słuchacz. A poza tym on sam i jego firmy nie próbują sprzedawać ludziom tego, czego oni chcą, starają się sprzedawać ludziom to, o czym jeszcze nie wiedzą.

Cóż dodać? Może jeszcze to, że Martin Mills  urodził się 12 maja 1949 r., dorastał w Buckinghamshire i Oxfordshire i uczęszczał do Berkhamsted i Magdalen College Schools. Ukończył filozofię, politykę i ekonomię w Oriel College w Oksfordzie w 1970 roku. Beggars Banquet założył w roku 1974, początkowo jako sklep z płytami, a od 1977 r. już jako wytwórnię.  W latach 1987-2000 był członkiem Rady BPI, organu zarządzającego branżą nagraniową, a także dyrektorem zespołu ds. spraw licencyjnych wytwórni płytowych, PPL i VPL, oraz członkiem rządowego Forum Przemysłu Muzycznego. Był aktywnie zaangażowany w rozwój i zachowanie niezależnej dystrybucji płyt w Wielkiej Brytanii oraz w promowanie interesów niezależnego sektora wydawców. Mieszka w Ham, w Londynie i w Antibes, we Francji, z żoną Yvonne i dwójką dzieci (LINK).
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 7 sierpnia 2019

Tą płytę warto poznać: Slowdive - Pygmalion, nostalgia dla wielbicieli klimatów wczesnego 4AD

Jednym z wiodących tematów, podejmowanych na naszym blogu, jest inspiracja. Zazwyczaj bowiem teksty piosenek, muzyka, czy inne dzieła sztuki, mają ukryte swoiste drugie dno. Nieraz oczywiście trudno jest poznać je bezpośrednio pytając autorów, a po ich śmierci jest to wręcz niemożliwe, niemniej docierając do świadków procesu twórczego można i dotrzeć do źródeł inspiracji, a przynajmniej do jej najbardziej prawdopodobnej wersji. 

Z muzyką, która jest głównym przedmiotem naszego bloga, jest nieco łatwiej. Naszym zdaniem bowiem, muzykę należy postrzegać jako ciągłość. Niezmiernie rzadko zdarza się, że nowe piosenki powstają w zupełnej próżni, i nie wybrzmiewa w nich słyszana już gdzieś wcześniej nuta. Koncentrując się choćby wyłącznie na Joy Division dobrze wiemy, że pobrzmiewa w ich muzyce na przykład Morricone czy the Doors, a w tekstach słyszymy inspirację m.in. Ballardem czy w początkowej twórczości jako Warsaw, Hasselem

Proces powstawania muzyki jest procesem ciągłym, a co za tym idzie, bohaterka dzisiejszego wpisu, płyta Pygmalion z 1995 roku, trzecia w dorobku zespołu Slowdive, jest kontynuacją klimatów, które w latach 80-tych pobrzmiewały na niezapomnianych albumach ze stajni Ivo Watts - Russela (TUTAJ). I co ważne, nie jest to bezsensowne naśladownictwo, które jest tylko mnożeniem bytów, muzycy Slowdive bardzo dobrze odrobili lekcje i za pomocą jakiegoś dobrego magicznego blendera zmiksowali starsze Cocteau Twins (TUTAJ), This Mortal Coil (TUTAJ), dodali szczyptę Clannad (musimy o nich wkrótce napisać) i nadali całości własną, niepowtarzalną formę.

Zespół niedawno wydał kolejny album, nawet w roku 2018 koncertował, obecnie na internetowej stronie grupy panuje cisza...  

Pygmalion jest omawiany u nas z dwóch powodów. Po pierwsze wydaje się najlepszym albumem w dorobku zespołu, po drugie jest na nim znakomity Crazy for You, grany często w naszym ulubionym radio internetowym, Strawberry Tongue (kto nie zna, polecamy TUTAJ).  

Album otwiera Rutti leniwie rozkręcający się utwór o wnikaniu do środka, świetle w wodzie, introspekcji... Po nim wspomniany wcześniej Crazy for You, instrumentalny z monorecytacją: oszalały na twoim punkcie, oszalały dla miłości.. Po nim mamy to o czym wspominamy powyżej, czyli czystą inspirację Cocteau Twins, bowiem Miranda zaczyna się i ma bardzo podobną linię melodyczną do... zresztą posłuchajmy:





Tak tak, to Throughout the Dark Months of April and May ze znakomitego minialbumu Victorialand. Co nie zmienia faktu, że Miranda to bardzo nastrojowa piosenka, o miłości i rozstaniu...

Trellisaze, jest kolejnym utworem instrumentalnym utrzymanym w klimacie This Mortal Coil, a Cello jest również instrumentalny i gładko przechodzi w J's Heaven, czyli witajcie Cocteau Twins ponownie. W warstwie tekstowej będący introspekcją w głąb duszy...

W mojej duszy
Czy życie nie jest wesołe?
W mojej duszy
Czy życie nie jest wesołe?

W moim…
Czy życie nie jest wesołe?
W moim…
Czy życie nie jest wesołe?

Dlaczego jestem tak nisko?
Czy życie nie jest wesołe?

 
Po nim jeden z najlepszych utworów: Visions of La, chyba każdy teraz wie dlaczego pisaliśmy powyżej o Clannad

Siada nieruchomo przy ogniu
Uspokaja zmartwiony umysł
Gdybym tylko mógł spróbować
Rozpalić światło w środku

Tak mu trudno powiedzieć
Odgania swoje obawy
Wie, że nie spróbuję
Spełnić dziś jego marzenia

Ach te kobiety! Blue Skied an' Clear jest może nieco mniej ciekawy, a album kończy All of Us. Nastrojowa piosenka, o tym, że w zasadzie to jesteśmy wszystkim życiem, snem... 


I tak już pozostaniemy... 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Slowdive, Pygmalion, Creation, 1995, producent: Chris Hufford i Slowdive, tracklista: Rutti, Crazy for You, Miranda, Trellisaze, Cello, J's Heaven, Visions of La, Blue Skied an' Clear, All of Us.

wtorek, 6 sierpnia 2019

Fotografie Daisuke Yokoty: Czas na poziomie świadomym może się multiplikować

Nie raz i nie dwa przywołujemy coś z przeszłości. Ale czy za każdym razem tak samo? Czy nie jest tak, że w zależności od naszego samopoczucia, interpretujemy inaczej to co już było - a co więcej, obraz, który powraca w naszej w pamięci czy nie ulega również modyfikacji? I nasze wspomnienie konkretnego wydarzenia różni się od wcześniejszego a zapewne i od kolejnego...  Daisuke Yokota na swoich zdjęciach próbuje przekazać coś jeszcze: Chce zatrzymać czas i zarejestrować ten jeden jedyny moment. Ten moment, który odtąd będzie oddziaływał na nasze życie, bo jak kiedyś zauważył na pamięć wpływa - a zatem - staje się on produktem tego, co dzieje się teraz z nami. Chociaż fizyczne doświadczenie czasu jest pojedyncze, wierzę, że czas na poziomie świadomym może się multiplikować, i to za każdym razem, gdy coś wspominamy, a doświadczenie różnych czasów jest przez to generowane i przechodzi do równoległego czasu fizycznego. Może dlatego w swoich zdjęciach stosuje na pierwszy rzut oka dziwną technikę - wielokrotnie wraca do jednej odbitki, robi zdjęcie za pomocą aparatu cyfrowego, a następnie je drukuje i wydrukowany obraz drukuje ponownie, używając miękkiego i rozproszonego światła, przegrzanego wywoływacza oraz podpalając negatywy. W ten sposób każdą odbitkę fotografuje wielokrotnie, czasem nawet i 10 razy, za każdym razem dodając więcej zniekształceń. W ten sposób uzyskuje przedstawienie pamięci; to, co pamiętamy, a także to, czego nie wiemy. (…) Mogę wyobrazić sobie wtedy to, czego nie widać, lub rzeczy, których nie pamiętam i aby je zobrazować, usuwam na zdjęciu wszelkie szczegóły (LINK). Taki obraz jest niczym dźwięk z pogłosem lub echo. Powracający dźwięk lub długo rezonujący, zupełnie jakby czas zawiesił się, zapętlił i zamiast ruszyć do przodu wciąż i wciąż przywoływał w naszym umyśle to samo, ponieważ nasza pamięć niczym klisza zapisuje niewidoczne świadectwa niesłyszalnych chwilowości. To, co widzimy na zdjęciach Yokoty to taki właśnie taki ślad pamięci, wielowarstwowy i nawracający, a jednocześnie wydobyty na widok publiczny i oddzielony od indywidualnej świadomości.

Cóż zatem mamy na jego zdjęciach? Nagie ciała, splecione ze sobą, a także fragmenty - twarz, pleców, plątanina nóg i rąk… Ukazane z czułością, z zachwytem, w tym jednym momencie, który rozbłysnął w umyśle fotografa i wraca do niego po wielokroć. Oprócz postaci, również pejzaże, klaustrofobiczne budowle, chmury, może te, które oglądał, i potem rozpamiętywał czy przywoływał, w chwili pomiędzy snem a jawą? 

Inspiracją do obrazów Yokoty jest muzyka ambiet wykonywana przez Aphex Twin. W jednym z wywiadów artysta dostrzega paralelę między swoją twórczością a utworami tego zespołu. Zwrócił on uwagę na to, że w kompozycjach Aphex Twin jest dużo eksperymentów z opóźnieniem, pogłosem i echem, które bawią się sposobem, jak postrzegasz czas. Oczywiście w fotografii nie ma czasu, ale myślałem o tym, jak zastosować w niej ten efekt lub filtr. Byłem zdecydowanie pod wpływem idei „klimatu”.





















Obejrzeliśmy nastrojowe zdjęcia Daisuke Yokota. Jest on jednym z tych fotografów, którzy patrzą na świat nie siląc się na obiektywizm a wręcz przeciwnie. Chcą nam przekazać własny sposób postrzegania świata, bez zahamowani dzieląc się w dodatku ważnymi dla niego wspomnieniami, abyśmy i my mogli uwolnić się z naszych. 

Daisuke Yokota rodził się w Saitama w Japonii w 1983 roku. Jest absolwentem Nippon Photography Institute, który ukończył w 2003 roku. Jest zdobywcą wielu nagród. Został uhonorowany w 2008 r. w 31. edycji konkursu Canon New Cosmos of Photography. Wygrał też grand prix w 1 Wall Award w Tokio. Jego prace były wielokrotnie wystawiane, m.in. na New Cosmos of Photography Tokyo Exhibition 2008 (2008, Tokyo Metropolitan Museum of Photography),  1 Wall Exhibition (2010, Guardian Garden, Tokio), MP1: Expanded Retina (2012, G/P Gallery Tokio), On the flow (2012, G/P Gallery, Tokio). Od niedawna jest członkiem artystycznego, międzynarodowego kolektywu AM projects. Działał również we współpracy z GOLIGA BOOKS. Ostatnią wystawą indywidualną Daisuke Yokoty była Site/Cloud pokazywana w G/P Gallery w Tokio w 2013 r. oraz w Foam Museum w Amsterdamie w 2014 r. Wydał wiele albumów, ostatnio ukazała się jego książka Back Yard.

Wkrótce kolejne sylwetki doskonałych artystów którzy są nieobecnie w mediach głównego nurtu. Chcecie ich poznać? Czytajcie nas -  codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Isolations News 48: Czaszki na grilla, Molchat Doma w Polsce, wygraj bilety na the Cure, Tool Full Catalog, Saville z Yamamoto


Niemieccy inżynierowie opracowali właśnie węgiel do grilla w kształcie.... czaszek. Grillujcie z czaszkami - zaprasza ochoczo Bild. Aż prosi się zapytać, czy skandując: Gott mit uns?

Więcej TUTAJ.

Znakomity białoruski Molchat Doma, z którymi przeprowadziliśmy wywiad TUTAJ, i których świetny album Ethazi omówiliśmy TUTAJ znowu w Polsce. Tym razem między 7-10.10 w Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu. Więcej TUTAJ

A jak grają? Wybornie: 

Przypomnimy, że kapela jest flagowym zespołem niezależnej wytwórni Detriti Records z Berlina, z którą wywiad opublikowaliśmy TUTAJ.  




Powódź w Manchesterze, zagrożone jest też Macclesfield. Z naszych informacji wynika, że nie ma zagrożenia dla cmentarza na którym spoczywają prochy Iana Curtisa. Monitorujemy sytuację - więcej TUTAJ.


Film Davida Bowiego The Man Who Fell To Earth z 1976 roku zostanie adaptowany na potrzeby nowego serialu telewizyjnego. Film powstał na podstawie powieści Waltera Tevisa z 1963 roku o tym samym tytule,  a David Bowie gra rolę kosmity o nazwisku Thomas Jerome Newton - który chce uratować swoją planetę - była to najbardziej popularna rola muzyka. Jednak jest problem - syn zmarłego gwiazdora nie chce zaakceptować tego pomysłu. Więcej TUTAJ.
Portal guitarworld publikuje 10 albumów live wszechczasów. A poszli wy w cholerę z takim badziewiem. Więcej obiektywizmu, na liście na ma najbardziej bootlegowanego koncertu w historii muzyki, czyli koncertu w Paradiso  w Amsterdamie zespołu Joy Division. Bootleg Amsterdam opisywaliśmy TUTAJ.

Pocieszamy się bo zawsze mogło być gorzej, gdyby wygrał na przykład nieznany koncert Filipinek, na którym wykonują unikalną wersję piosenki poświęconej pierwszej kosmonautce Walentynie Tierieszkowej pt. Walentyna Twist... Ye ye ye ...

Lista jest TUTAJ.

Kontynuowana jest aktywność Petera Savillea w branży modowej. Media (TUTAJ) donoszą o jego wspólnych projektach z  Yohji Yamamoto dla Diora, Adidasa, Y-3, Raf Simons i innych marek. Więcej TUTAJ. O aktywności modowej legendarnego designera, współtwórcy Factory Records pisaliśmy TUTAJ
Do wygrania 2 wejściówki na Summer Sessions z udziałem the Cure. Wystarczy odpowiedzieć na bardzo skomplikowane pytanie mailem... 

Koncert 16.08. w Glasgow. Detale TUTAJ.
Dyskografia TOOL w mediach - całość nazywa się TOOL Full Catalog i jest do ściągnięcia TUTAJ.
Kraftwerk wygrali 20-letnią batalię w sądzie o prawa autorskie z  producentami hip-hop Mosesem Pelhamem i Martinem Haasem. Proces rozpoczął się w 1999 roku, chodzi o piosenkę  Sabriny Setlur pt. Nur Mir (Only Me). 


Sąd orzekł, że nawet wykorzystanie sampla z istniejącego utworu muzycznego, musi być autoryzowane...

Więcej TUTAJ.
 
Czytajcie nas, codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

niedziela, 4 sierpnia 2019

Na ile pasjonujące są losy hitlerowskich czołgistów? Joy Division i tekst The Leaders of Men

W najnowszej książce Jona Savage'a o Joy Division (omawiamy kolejne rozdziały TUTAJ), Iain Gray, z którym Ian Curtis założył swój pierwszy zespół wspomina: Wtedy jeszcze wspólnie nie próbowaliśmy. Byłem gitarzystą a on wokalistą z taką małą aktówką pełną tekstów których było bardzo wiele. Po około miesiącu zacząłem je oglądać i pamiętam Day of the Lords, Leaders of Men, i zarys Candidate. W tamtym czasie a to był rok 1976 Ian interesował się śmieciowymi książkami beletrystycznymi o nazizmie Svena Hassela o dowódcach niemieckich czołgów, a jego ulubioną książką była Wheels of Terror. Tekst Leders of Men mnie rozśmieszył bo pochodził bezpośrednio z kartek książki Svena Hassela.

Ponieważ na naszym blogu bardzo interesują  nas źródła inspiracji artystycznej nie tylko Joy Division (kilka piosenek analizowaliśmy już tutaj wcześniej), ale i innych wykonawców (staramy się docierać do źródeł poprzez pytania w wywiadach - warto zobaczyć TUTAJ), postanowiliśmy sprawdzić wiarygodność wypowiedzi Iaina Graya. Jest to tym bardziej ułatwione, ponieważ w sieci książka Svena Hassela pt. Koła Terroru jest dostępna w wersji pdf, mało tego powstał nawet na jej podstawie film - oto jeden z trailerów:


Najpierw jednak kilka słów wyjaśnienia. Życiorys duńskiego pisarza jest powszechnie dostępny, natomiast jeśli chodzi o dzisiejszy tekst, należy podkreślić, że wcielił się on dobrowolnie do armii niemieckiej w 1937 roku i rzeczywiści służył w wojskach pancernych jako czołgista. Co jest również ważne, zdezerterował w 1940 roku, za co został wcielony do jednostki karnej. To bardzo istotne fakty, rzucające światło na omawianą dziś książkę Koła Terroru. Są to bowiem, przynajmniej po części, jego pamiętniki, choć znawcy przyznają, że prawda przeplatana jest w nich z fikcją. 

Zatem Gray nie do końca ma rację, że była to beletrystyka. Po drugie, jego wypowiedź może, dla osób które książki nie czytały, sugerować fascynacje Iana Curtisa Niemcami II Wojny Światowej. Prawda jednak jest taka, że grupa karna jak jeden mąż jest przeciwko Hitlerowi i całemu niemieckiemu dowództwu (na powyższym trailerze można to również zobaczyć). W książce wielokrotnie słyszymy obraźliwe i pogardliwe wypowiedzi na temat niemieckiej generalicji, mało tego, jest nawet kilka scen, gdzie bohaterzy mordują, lub co najmniej znęcają się fizycznie i psychicznie nad wiernymi ideologii Hitlera (jak choćby scena zatrzymania czołgu przez niemieckich żandarmów bezwzględnie wykonujących wyroki śmierci przez powieszenie na wszystkich którzy wycofali się z linii frontu). 

Nie ma potrzeby pisania streszczenia książki, warto nadmienić, że pokazuje ona bezsens i okrucieństwo wojny, bestialstwo sowieckiego wojska (np. liczne sceny gwałtów, wbijania naboi w czoło, ukrzyżowania i strzelania w tył głowy jeńcom). 

W tym wszystkim grupa bohaterów postawiona jest przed dokonaniem wyboru - albo zabiję wroga i przeżyję, albo zginie. Pomimo faktu, że są czołgistami, większość książki opisuje walki bez użycia czołgu, walczą oni głownie jako piechota. 

W kontekście powyższych faktów, jasnym już staje się przesłanie piosenki the Leaders of Men. Zanim jednak o sensie, kilka słów o samym tekście. Zachowała się wersja napisana na maszynie w lipcau1977 roku. Została ona opublikowana w książce So This Is Permanence (opisujemy ją TUTAJ).

Warto nadmienić, że Ian pracował wówczas w urzędzie i zajmował się organizacją pracy dla niepełnosprawnych, zapewne wtedy użył maszyny do napisania tekstu (podobnie było z maszynopisem Failures, który Peter Hook sprzedawał niedawno na aukcji - pisaliśmy o tym TUTAJ). 

Co do tekstu, to w świetle powyższych faktów wiele rzeczy staje się jasne. 

Przywódcy

Urodzony z łona jakiejś matki,
Czy jakiegokolwiek innego miejsca
Obiecali nowe życie
A zrobili ofiarę z twojego
 
Kiedy twój czas jest u drzwi,
I kapie na podłogę,
I czujesz, że możesz dotknąć,
Całego tego zgiełku, którego jest zbyt dużo,
I nasiona, które są zasiane,
Nie są już twoje.
 
Tylko drobna operacja,
Aby wymusić ostateczne ultimatum.
Tysiące słów wypowiadanych głośno,
Docierają do głupich, żeby oszukać tłum.
 
Kiedy idziesz ulicą
A dźwięk nie jest już taki słodki,
I chcesz móc się ukryć,
Może pojedziesz na przejażdżkę,
Do jakiegoś salonu peep show,
Gdzie nie ma przyszłości.
 
Koszmarna sytuacja,
Infiltrowana wyobraźnia,
Posmak przeszłych świętych wojen,
Przy ścianie złamanych praw.
 
Przywódcy,
Urodzeni z twojej frustracji.
Przywódcy,
Dziwne zauroczenie.
Przywódcy,
Obiecali nowe życie.
 
Bez zbawiciela naszych spraw,
Aby przekręcić więźniów nienawiści,
Sprowokowana manipulacja,
Miażdży wszystkie myśli o masowym zbawieniu.

ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczeń tekstów.


Swoją drogą, coś musi być na rzeczy z czołgistami, bowiem według wspomnień członków zespołu, kiedy debiutowali jako Warsaw starali się do nich upodobnić (warto zobaczyć na unikalny bootleg z tego okresu TUTAJ).  

Peter Hook wspomina (TUTAJ), że przed pierwszym występem Boon zaproponował im nazwę Stiff Kittens. Nie zgodzili się zignorowano ich wolę, zapowiedzieli się jako Warsaw (warto zerknąć TUTAJ). Hook niewiele pamięta takie to były dla niego emocje. Pamięta tylko, że dziwnie się ubrali - on i Terry jak czołgiści... 

Mało tego, znany jest doskonały poster z koncertu zespołu z 30.03.1979 roku, którego autor pozostaje anonimowy:

Niedługo koleje fakty rzucające światło na inspiracje Iana Curtisa. Jeśli chcecie je poznawać, to czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.