sobota, 21 kwietnia 2018

Matthew Higgs - pierwszy fan Joy Division: "To ścieżka dźwiękowa mojego życia!"

Osobisty kontakt z takim zespołem jak Joy Division zaważył na życiu wielu osób, jedną z nich jest Matthew Higgs, urodzony w 1964 r., który w 1978 r. miał 14 lat. Zafascynowany niezależną sceną muzyczną Manchesteru założył wtedy fanzine o nazwie Photophobia.
 

Pisemko pisane przez Higgsa było następnie ręcznie kserowane i zszywane. Aby zebrać materiały i zbliżyć się do muzyków Matthew jeździł na próby grup muzycznych, także na próby Joy Division, którzy szczególnie zapisali się w jego pamięci. Warto zapoznać się z jego świadectwem [TUTAJ]. Byłem trochę za młody na punka, ale zafascynowany tym, co nastąpiło, szczególnie zespołami z północy, wśród których mieszkałem: Fall, Human League i Joy Division. Fanzin był sposobem, aby się do nich zbliżyć i wyrazić moje uczucia na temat tej muzyki, którą kochałem. Moi przyjaciele i ja jeździliśmy do Manchesteru w weekendy. Adresy naszych ulubionych zespołów znajdowały się na odwrocie ich płyt LP, więc szukaliśmy budynków; w weekend były zawsze zamknięte, ale nie obchodziło nas to. Poszliśmy również do TJ Davidsona, gdzie ćwiczyły wszystkie wspaniałe zespoły. Był to budynek przemysłowy bez windy; im bardziej odnoszą sukces zespołu, tym niżej grają. Zapukałyśmy do drzwi i weszliśmy. Zobaczyliśmy Fall i Mick'a Hucknall'a z jego pierwszym zespołem, Frantic Elevators i Joy Division. [Mathew został utrwalony nawet na jednym ze zdjęć wykonanym przez Kevina Cumminsa, siedzi na nim z tyłu po prawej stronie, patrząc prosto przed siebie].


Unknown Pleasures, ich debiutancki album, ukazał się na dwa miesiące przed wykonaniem tego zdjęcia i chociaż nie został wydany z entuzjazmem, szum wokół niego był znaczny. Popularny wizerunek zespołu był zimny i wyalienowany: rzadko udzielali wywiadów, ich muzyka była ponura, a zdjęć było niewiele, ponieważ czasopisma drukowały wtedy czarno-białe zdjęcia. Manchester pod koniec lat 70. był dość ponurym miejscem; panowała atmosfera melancholii.
 
W kontaktach osobistych nie mogliby być bardziej różni: byli zwykli, przyjaźni i zabawni, i nie przeszkadzało im to, że kilku nastolatków obserwowało ich podczas próby. Dopiero teraz uderza mnie to, jak wtedy młodzi byli, mieli tylko po 22 i 23 lata. Nawet wtedy wiedzieliśmy, jaki to przywilej. Oglądaliśmy ich regularnie. Dziewięć miesięcy później, 18 maja 1980 r., Ian Curtis odebrał sobie życie. Dla większości z nas było to nasze pierwsze spotkanie ze śmiercią, choć jego znaczenia w tym czasie nie docenialiśmy. Zamierzali [Joy Division] zmienić bieg muzyki popularnej. Byli szalenie oryginalni, jak nic innego, co kiedykolwiek słyszałeś. Oglądanie ich na żywo było wspólnotowym i transformującym doświadczeniem. Wywarli wpływ na to, co miało nadejść: trudno sobie wyobrazić kulturę klubową, muzykę taneczną, bez nich i bez New Order. Kevin [Cummins] to rozumiał: fotografując ich w tym starym wiktoriańskim budynku, uzyskał efekt niczym z malarstwa Lowry'ego, pokazał napięcie między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Dla mnie miło jest mieć fotograficzny dowód naszej tam obecności.
 
Dla mnie te spotkania z nimi stanowiły podstawę wszystkiego w moim życiu: bez tego kontaktu z kulturą prawie na pewno nie poszedłbym do szkoły artystycznej, ani nie zostałbym wystawcą. Patrząc na to zdjęcie dzisiaj, czuję się szczęśliwy, że dorastałem w tamtym czasie.
 
Matthew Higgs jest kuratorem wielu wystaw (m. in. wystawy o Joy Division True Faith, zorganizowanej w Manchester Art Gallery w ramach Międzynarodowego Festiwalu) a także DJ, artystą, producentem, pisarzem i krytykiem sztuki. Choć dorastał w Manchesterze, mieszka teraz w Nowym Jorku, gdzie jest dyrektorem White Columns - najstarszej alternatywnej organizacji non-profit promującej sztukę w tym mieście, tworząc odważne wystawy będące miejscem prezentacji twórców eksperymentalnych. Od czasu do czasu publikuje na swoim Instagramie różne materiały archiwalne, jednym z nich jest na przykład list otrzymany od Anthony'ego H. Wilsona, datowany na 8 maja 1980 r., wyrażający uznanie dla pracy Higgsa oraz podający nieco szczegółów na temat numerów poszczególnych prac Petera Saville'a i potwierdzający dodanie adresu do listy mailingowej Factory i chęć  powiadamiania o nowych jej produktach - chyba że zbankrutujemy jak zastrzegł się Wilson. 


Higgs znany jest nie tylko ze swojej działalności artystycznej ale również ze swojej kolekcji płyt, która liczy około 7500 LP. Od czasu do czasu zamieszcza na Instagramie zdjęcia szczególnie cennych egzemplarzy, zalicza do nich m.in. oryginalne tłoczenie Disco Illusion Stephena Encinasa wydane przez Kalinda, prezent od artysty Petera Doiga, lecz za najlepszą uważa The Return of the Durutti Column, The Durutti Column (proszę sprawdzić na Ebayu jakie oryginał tej płyty osiąga ceny; nota bene przy sklejaniu okładek brał udział sam Ian Curtis z Joy Division [TUTAJ]) . Pierwszy jej egzemplarz kupił w 1980 roku, potem kupował następne, w miarę jak się zużywały.  Na pytanie jednak czy słucha Joy Division odpowiedział: Cały czas. Jeśli kiedykolwiek się nudzisz, po prostu słuchaj Closer lub "Power Corruption and Lies - ciężko jest zrozumieć, w jaki sposób stworzyli tak oryginalną i niezwykłą muzykę. Nadal pobudza. Nadal brzmi właściwie. To ścieżka dźwiękowa mojego życia!


piątek, 20 kwietnia 2018

Z mojej płytoteki: Unikalna wersja płyty Love Will Tear Us Apart, Joy Division

W tym wątku prezentuję płyty z własnej kolekcji, wydawnictwa nie tylko oficjalne i znane ale także bootlegi. Dzisiaj znana piosenka, bowiem największy hit Joy Division pt. Love will tear us apart ale wydany wiele lat później bowiem w roku 2011 przez wytwórnię MiruMir z USA.  Płyta ukazała się w serii Vinyl Lovers i zawiera 6 utworów:

Love Will Tear us Apart - wersja oryginalna z singla

Transmission - wersja z debiutanckiego singla Joy Division
 
Love Will Tear us Apart - wersja radiowa miksowana przez Dona Gehmana

These Days - z oryginalnego singla Love Will Tear us Apart
 
Atmosphere - wersja remiksowana przez Martina Hannetta z singla Licht Und Blindheit który opisywaliśmy (TUTAJ i TUTAJ) 

Love Will Tear us Apart - remix Arthura Bakera. Artur Baker to amerykański producent i DJ współpracujący między innymi z New Order.

Płyta jest bardzo atrakcyjnie wydana, choć moim zdaniem dość mało praktycznie. Poniżej zdjęcia - wszystko jest całkowicie przejrzyste zarówno winyl jak i obwoluta (pierwsze zdjęcie zrobiłem pod światło - płyta na prawdę wygląda doskonale). 


Na obwolucie motyw anioła ze zdjęcia Bernarda Pierre Wolffa ukazującego grób rodziny Ribaudo (z genueńskiego cmentarza), autorstwa włoskiego rzeźbiarza Onorato Toso (ok. 1910 r.) (opisywaliśmy to TUTAJ). Winyl zawiera dwie strony rozróżnione naklejkami po środku: białą i czarną. 



Teraz kilka słów o wadach: mimo atrakcyjnego wyglądu i dość wysokiej ceny  (na Ebay to 23 USD, cena w zasadzie jak u producenta) jakiś za przeproszeniem, kretyn, chciał pogodzić ze sobą plastikową obwolutę i winylową płytę. Zjawisko elektryzacji jest omawiane w programie szkół średnich... Ów efekt powoduje że muzyka (a zakupiłem nową płytę w sklepie za granicą) jest dość średniej jakości, bo słychać trzaski. Ja wiem że są płyny antyelektrostatyczne itd itp.




Płytę można zakupić bezpośrednio od producenta TUTAJ.

czwartek, 19 kwietnia 2018

J.G. Ballard: Człowiek przeciążony - wyłącz się i poznaj inspirację dla piosenki "No Love Lost" Joy Division

Jak wiadomo J.G. Ballard należał do ulubionych pisarzy Iana Curtisa (o bibliotece wokalisty Joy Division pisaliśmy TUTAJ). Dlatego poddajemy analizie jego twórczość omawiając Wieżowiec (TUTAJ) i Kraksę (TUTAJ). 

Człowiek Przeciążony to opowiadanie, które pochodzi ze zbioru Ogród Czasu, wydanego w 1967 roku. Całego zbioru nie da się omówić krótkim tekstem, dlatego dziś jedno z opowiadań, które tak na prawdę zawiera mało fantastyki, za to dużo elementów symbolicznych i psychologicznych. Właściwie chyba jedynym elementem fantastyczno-naukowym jest elektryczny budzik, który impulsami prądowymi razi głównego bohatera, Faulknera gdy pora wstawać.

Pierwsze zdanie opowiadania Faulkner powoli wariował przygotowuje czytelnika do wyprawy pokazującej tak na prawdę proces samounicestwienia się bohatera, od stanu powolnej izolacji do śmieci. Moim zdaniem, bohater jest w stanach depresyjnych, wykazuje bowiem od samego początku opowiadania chęć bycia samemu, niczym typowy bohater książek Nietzschego. Czeka aż żona opuści mieszkanie i uda się do pracy. 

On swoją pracę jakiś czas temu porzucił, o czym jej nie powiedział. 

Ona teraz ich utrzymuje, ale oszczędności się kończą. 

Ich mieszkanie ulokowane jest w skupisku domów  budowanych dla pracowników szpitala psychiatrycznego, choć dawno prawie wszyscy odsprzedali je innym. 

Oglądał teraz kubistyczny krajobraz, zbiorowisko przypadkowych białych kształtów pod błękitną kurtyną, na której tle kołysało się z wolna kilka strzępiastych zielonych plam.

On jest naukowcem niszczonym w swojej pracy, przez co finalnie się z niej zwalnia. 

Ona jest recepcjonistką w szpitalu. Wszystko układa się dobrze, jak długo oboje pracują. 

On teraz pławi się w samotności i w zasadzie nie myśli o nowej pracy. 

Ona, jak większość kobiet, to materialistka, jest miła jak długo nie dowie się o porzuceniu przez niego źródła dochodów. 

Bohater odkrywa w sobie talent wyłączania rzeczy wkoło siebie. Potrafi doprowadzić się do stanu zapomnienia i w ten sposób rzeczy wokół przestają funkcjonować. 

Pozbawione roli symbolu zamożności i aury sloganów reklamowych miały tak znikome prawo do rzeczywistego bytu, że bez zbytniego wysiłku umysłowego mógł je całkowicie skasować. Rezultat był podobny do działania meskaliny i innych wizjotwórczych narkotyków, pod których wpływem wgniecenia na poduszce zmieniają się w księżycowe kratery, a fałdy firanki w fale na oceanie wieczności. Przez następne tygodnie Faulkner eksperymentował ostrożnie, ćwicząc się w operowaniu wyłącznikami.      

Zwierza się kilku znajomym ze swojego talentu i wspólnie z nimi go analizuje. Być może chodzi tutaj o tracenie poczucia czasu, a może to jedynie odkrycie sposobu izolacji od otoczenia?  Wszyscy jednak twierdzą, że Faulkner powinien z tym skończyć, bo może to okazać się dla niego niebezpieczne. 

Harvey, syn sąsiadów, jest postacią symboliczną. To chyba głos zaniepokojonego świata, który nie nadąża za rzeczywistością, zdaje się przypominać o tych bardziej negatywnych aspektach upływającego czasu:

Niech pan mi powie, panie Faulkner - spytał Harvey - czy pan sobie uświadamia, że od śmierci Einsteina w 1955 roku nie było na świecie żadnego geniusza? Od Michała Anioła przez Szekspira, Newtona, Beethovena, Goethe go, Darwina, Freuda i Einsteina, zawsze żył jakiś geniusz. Teraz, po raz pierwszy od pięciuset lat, jesteśmy zdani wy łącznie na siebie.

Czy Harvey nie zdaje się nam mówić o tym, że jesteśmy jak kurczaki, ze Stroszka Wernera Herzoga? Że od wielu lat kręcimy się wkoło i w zasadzie nic nowego nie osiągnęliśmy?


Faulkner tymczasem posuwa się coraz dalej z wyłączaniem obiektów wkoło siebie. Tymczasem wraca do domu żona, która niebawem odkryła prawdę o tym, że mąż porzucił pracę. Ta rozmowa nie jest łatwa, jednak po niej, kiedy dochodzi do oglądania TV bohater wyłącza i żonę... Czy nikomu z czytelników nigdy taka myśl nie przyszła do głowy? Szczerze proszę...

Kolejnego dnia znowu spotyka Harveya z jego metafizycznymi problemami:

- Panie Faulkner, mam pewien dotkliwy problem metafizyczny. Może pan potrafi mi pomóc. Jedyną wielkością absolutną w czasoprzestrzeni jest podobno prędkość światła. A przecież każde obliczenie prędkości światła zawiera czynnik czasu, który jest subiektywnie zmienny: cóż więc zostaje? 

Opowiadanie kończy się w sposób dość  zaskakujący. Ale powiem tylko, że bohatera można uznać za osobą finalnie wyłączającą samą siebie..

Kto by tak nie chciał? 

Na koniec piosenka Joy Division jeszcze z czasów Warsaw, i jej przekład (oraz obie wersje utworu). Moim zdaniem utwór jest częściowo inspirowany powyżej omawianym opowiadaniem, ale i jeszcze co najmniej jednym (też Ballarda). W torbie Iana Curtisa znajdowała się cała masa karteczek zapisanych różnymi fragmentami piosenek, a ich inspiracja pochodziła z wielu źródeł. Kto wie, które jeszcze w tym przypadku mam na myśli?




No love lost /Bez utraty miłości 

So long sitting here /Tak długo tutaj siedzę
Didn't hear the warning /Nie słyszę ostrzeżenia
Waiting for the tape to run /Czekam aż ruszy taśma
We've been moving around in different situations /Przemieszczaliśmy się w różnych sytuacjach
Knowing that the time would come /Wiedząc że nadejdzie czas
Just to see you torn apart /W którym zobaczę cię rozdartą
Witness to your empty heart /Doświadczającą swojego pustego serca
I need it /Chcę tego
I need it /Chcę tego
I need it /Chcę tego
Through the wire screen, the eyes of those standing outside looked in /Przez zadrutowane ekran oczy tych stojących na zewnątrz i patrzących do środka
At her as into the cage of some rare creature in a zoo /Na nią jak by spoglądali do pieczary rzadkiego stworzenia w ZOO
In the hand of one of the assistants she saw the same instrument /W rękach asystentów piła ten sam przyrząd
Which they had that morning inserted deep into her body /Który mieli tego ranka werżnięty głęboko w jej ciało 
She shuddered /Ona dygotała
Instinctively /Odruchowo 
No life at all in the house of dolls /Nie ma życia w domu lalek
No love lost /Bez utraty miłości
No love lost /Bez utraty miłości
You've been seeing things /Widzisz rzeczy
In darkness, not in learning /W ciemności nie ucząc się
Hoping that the truth will pass /Mając nadzieję że prawda minie
No life underground, wasting never changing /Bez życia w podziemiu, niezmienialne marnotrawstwo 
Wishing that this day won't last /Pragnąc aby ten dzień nie minął
To never see you show your age /Nigdy nie widząc jak się starzejesz
To watch until the beauty fades /Nie patrząc jak zanika piękno
I need it /Chcę tego
I need it /Chcę tego
I need it /Chcę tego
Two-way mirror in the hall /Lustra weneckie w holu
They like to watch everything you do /Lubią patrzeć na to co robisz
Transmitters hidden in the walls /Nadajniki ukryte w ścianach
So they know everything you say is true /Wiedzą czy to co mówisz jest prawdą
Turn it on /Włącz to
Don't turn it on /Nie włączaj tego.








Wyłączmy się! Teraz! Już! Natychmiast! Zaraz!

No Love Lost written by Bernard Sumner, Ian Kevin Curtis, Peter Hook, Stephen Paul David Morris • Copyright © Universal Music Publishing Group. ISOLATIONS: Zastrzegamy sobie prawa autorskie do tłumaczenia tekstu

środa, 18 kwietnia 2018

Annik Honore o związku z Ianem Curtisem i jego samobójstwie


Najbardziej tajemniczą osobą z otoczenia Iana Curtisa pozostaje Annik Honore.
 
Tak to czasem bywa, że przypadkowe spotkanie potrafi zmienić całe życie. Annik, rozsądna dziewczyna z szanowanej mieszczańskiej rodziny (jej ojciec był inspektorem policji, matka geodetą), rok młodsza od Iana Curtisa, dostaje w 1979 r. posadę sekretarki w ambasadzie belgijskiej w Londynie. Można przypuszczać, że przybyła do tego miasta z nadzieją na spełnienie swoich pasji, którymi były dziennikarstwo muzyczne i muzyka rockowa. W Londynie była już raz, 16 maja 1976 roku na koncercie Patti Smith i The Stranglers w Roundhouse w Londynie. W tym samym roku obejrzała również występ Davida Bowiego, na Wembley Arena. Oba wydarzenia wywarły na Annik ogromne wrażenie, wręcz bajeczne, jak to określiła w jednym z nielicznych udzielonych wywiadów. W 1979 r. chodzi na koncert każdego wieczoru,  i wysyła z nich relacje do En Attendant (belgijskiego magazynu kulturalnego) jak sama stwierdza po latach wszystko wydawało mi się proste, dostępne, niedrogie, to był czas niesamowicie ekscytujący. W sierpniu widziałam Joy Division w salach Nashville i słuchałam Unknown Pleasures. Ćwierć wieku później w 2010 r. pozwoliła Philippe Cornet na wywiad, w którym próbowała jakoś podsumować tamten okres (cały wywiad, który ukazał się na francuskojęzycznej stronie TUTAJ obecnie nie jest dostępny lecz można go przeczytać w transkrypcji na angielski TUTAJ.)  Poniżej obszerne fragmenty tego wywiadu:
 
Więc były dwaj Iany Curtisy: facet na scenie, dosłownie w transie, a potem osoba prywatna, introwertyczna, zdezorientowana?

Na scenie oczyszczał się, jakby egzorcyzmował wszystkie swoje demony, był wybuchającym wulkanem. Po koncercie był wyczerpany psychicznie i fizycznie. Stawał się przy tym przesadnie słodkim i nieśmiałym człowiekiem, wycofanym, pełnym pytań o grupę i swoje życie. Miał ogromny potencjał, ale szczerze nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie było w nim cynizmu, ani pretensji. 
Skąd ta głęboka udręka?
 
Był przytłoczony własnym talentem. Bardzo podobali mi się inni [członkowie zespołu] z Joy Division i ich wyjątkowa energia, ale Ian znajdował się jeden metr nad nimi. Fakt, że Ian cierpiał na epilepsję od  okresu dojrzewania, czynił go szczególnie bezbronnym. Kiedy miał ataki, był surrealistyczny, strasznie przerażający, widziałem go praktycznie w powietrzu. Ale jest to także coś magicznego jak gdyby kontakt między świadomością a nieświadomością. Nagle wkroczył w świat bez żadnego związku z rzeczywistością. Rozumiałam go, jego potrzebę obecności kobiety, ponieważ polityka grupy nie zakłada obecności kobiet na koncertach. Gdzieś, przełamywałam ten krąg, ponieważ Ian bardzo potrzebował pocieszenia. Później tak trudno było mi czytać o różnych okropnościach "oszustwach" lub innych podobnych  ... 

Ale byliście kochankami, prawda?
 
To był całkowicie czysty i platoniczny związek, bardzo dziecinny, bardzo czysty ... Nie miałem kontaktu seksualnego z Ianem, on był na lekach, co sprawiło, że był to niefizyczny związek. Mam tak dość tego, że ludzie kwestionują moje słowa lub jego: ludzie mogą mówić, co tylko chcą, ale ja jestem jedyną osobą, która ma jego listy… Jeden z jego listów mówi, że związek z jego żoną Deborah skończył się przedtem zanim się spotykaliśmy. 

Jaka była twoja reakcja na film Antona Corbijna, Control? 

To nie Annik Honoré pojawia się w filmie, ale dziewczyna Iana, to była fikcja. Jeśli dziś wypowiem się, to tylko po to, aby ochronić prawdę biograficzną; Rozmawiałam o Planie K, Disques de Crépuscule, który zrobiłam z Michelem Duvalem.  Anton jest kimś, kto jest niezmiernie poważny i kilka razy rozmawiał ze mną, ale „Annik” nie istnieje, to Deborah Curtis istnieje… Widziałem ją tylko raz, z oddali, na koncercie w Manchesterze. Było mi bardzo nieswojo, ponieważ w tamtym czasie już mnie nienawidziła głęboko. Byłam "małą dziewczynką" Iana, jego dziewczyną, nie jego kochanką ani "romansem", ohydnym i nikczemnym słowem. 

Zostałaś wciągnięta w opowieść, która cię przerosła, opowieść, która wzrosła wraz z niesamowitym pośmiertnym sukcesem zespołu!
 
Nadal uważam, że jego śmierć była czystym momentem szaleństwa.  

Rozmawiałam z nim w nocy, i wszyscy wiedzieli, że jest szczęśliwy, z wyjazdu do Ameryki. Brał 20 tabletek dziennie, i mieszał z alkoholem... W sobotę, 17 maja, byłem na koncercie Jamesa White'a w klubie Plan K. Ian zadzwonił do mnie i powiedział, że chce się ze mną zobaczyć na Heathrow przed wyjazdem do USA. Kiedy przyjechałam do Londynu w niedzielę rano, poczułam, że coś się stało...  Ponieważ go tam nie widziałam, zadzwoniłam do jego rodziców - mieszkał tam od kilku tygodni - i wtedy ojciec Iana powiedział "Ian nie żyje" i się rozłączył. Nie mogłam iść na pogrzeb, ponieważ Deborah Curtis uznała, że jak pisze w swojej książce, "bała się, że zrobię scenę" - co mnie zawsze rozśmiesza, ale zgodziła się, że mogę pójść i zobaczyć ciało Iana w kaplicy w Macclesfield. .. Byłam zdruzgotana. Tony Wilson i jego żona gościli mnie przez tydzień, po czym Tony kupił mi bilet lotniczy do Brukseli na nazwisko "Annik Curtis" ... Przez trzy miesiące mieszkałam z moimi dziadkami w kraju, a ambasada, do której nie wróciłam do pracy, ścigała mnie za "zdradę państwa belgijskiego" ... Przez lata.  

Powiedziałaś, że twoi rodzice i twój brat nie wiedzieli, że masz związek z Ianem Curtisem, dlaczego zatrzymałaś to dla siebie?
 
Moi rodzice i ja, nie zwierzaliśmy się sobie (...), oni razem z moim bratem nie wiedzieli, kim są Joy Division czy Ian Curtis. Miałam też poczucie winy, żonaty mężczyzna, samobójstwo, porzuciłam swoją super pracę w ambasadzie, więc miałam niską samoocenę. Doceniam to, że moi rodzice to szanowali. W tym czasie przeżyłam wielką historię i chciałam, aby pozostało tajemnicą: to wszystko mnie osłabiło; bałam się skrzywdzić ludzi, zakochać się. Dopiero w 1995 roku, piętnaście lat po śmierci Iana, ludzie zaczęli mówić o mnie z powodu książki Deborah Curtis. W przeciwieństwie do tego, co napisała, nigdy nie dzwoniłam do niego w nocy, tym bardziej co noc "przez wiele miesięcy", przeciwnie, to ona zadzwoniła do mnie, by grozić "zabiciem" mnie, ponieważ znałam jej męża ... na e-maile i zaproszenia, które nastąpiły, odpowiadałam, że to była sprawa prywatna i że zajmowałam się muzyką Joy Division.” 

Tyle wywiad, dalej w nim następuje opis dalszej wizyty w domu Annik Honore. Zabrała dziennikarza na strych i pokazała mu przechowywane tam plakaty z Planu K i trochę pamiątek związanych z zespołami new wave. Pokazała także listy Iana - kilkanaście z nich zawiera wiersze TS Eliota. Pomimo wielkiej traumy jaką przeżyła, udało jej się zbudować swoje życie na nowo. Wyszła za mąż, miała dwójkę dzieci - teraz dorosłych - i pracę - od 1985 roku w tej samej międzynarodowej organizacji.  Jednak nigdy nie przestała chodzić na koncerty. Dziennikarz zanotował jej pragnienie, otóż chciała aby ludzie bardziej zainteresowali się jej pracą w klubie Plan K między 1979 a 1984 r., lub dla Twilight Records założonej w Brukseli w 1980 roku wytwórni. Dziennikarz następnego dnia otrzymał od niej SMS-a, w którym wyraziła żal, czy aby nie zostaną ujawnione jej zbyt osobiste sprawy. Ale dziennikarz uznał że tak się nie stało, a poza tym, - jak zapytuje sam siebie i czytelników - gdzie w takiej historii kryją się granice intymności?


Na żadne inne pytania skierowane do Annik Honore nie poznamy już odpowiedzi. Zmarła 3.07.2014 na raka w wieku 56 lat. 

wtorek, 17 kwietnia 2018

Sylvia Plath: Szklany klosz. Geneza depresji

Powieść Szklany Klosz Sylvii Plath została napisana w roku 1963 i wydana na miesiąc przed jej samobójczą śmiercią, co ciekawsze ukazała się pod pseudonimem. Dopiero po śmierci autorki ujawniono fakt, że jest to autobiografia, dodatkowo zrobiono to wbrew jej woli [TUTAJ]. Samobójstwo Plath popełniła przez zatrucie się gazem. Swoje dzieci uratowała przed śmiercią zamykając je w dobrze wentylowanym pokoju na klucz. 

Jest bardzo wiele wątków które należy w związku z tą książką poruszyć, w Internecie można łatwo odszukać cytaty i złote myśli z niej pochodzące, a sama książka poddana była, i pewnie jeszcze nie raz będzie, wielu analizom, bowiem to klasyka literatury. Ja chciałbym skupić się na kilku wątkach które wydają mi się dość rzadko poruszane.

Po pierwsze ważne dla mnie jest obcowanie z pełnym dziełem autorki, bowiem kiedy pierwszy raz czytałem książkę, z polskiego wydania cenzura usunęła fragmenty opisujące próby samobójcze. Dlatego w ramach swoistego rewanżu, pozwolę sobie kilka z nich zacytować poniżej.

Po drugie, odnoszę takie wrażenie, że książka powinna być lekturą obowiązkową dla wszystkich lekarzy, zwłaszcza dla psychiatrów. Są bowiem w niej pewne wskazówki, jak nie należy obchodzić się z pacjentami. Psychiatrzy, ale ogólnie lekarze przedstawieni są w książce w negatywnym świetle. Nawet dr Nolan, ostatnia lekarka lecząca główną bohaterkę, Esther Greenwood, w końcu okazuje się grać nie fair, zapisując jej znienawidzone elektrowstrząsy.  

Gdyby ktoś zapytał mnie, czy książka powinna mieć podtytuł to odpowiedź byłaby twierdząca. Pełen tytuł zatem powinien brzmieć: Szklany klosz. Geneza depresji. Moim bowiem zdaniem, powieść pokazuje stadia rozwoju choroby. Młoda dziewczyna zdobywa prestiżową nagrodę, sponsorkę i podejmuje studia. Książka z początku wydaje się lekturą typowo kobiecą, ale jest tak tylko do pewnego momentu. Bowiem bohaterka doznaje coraz to nowych rozczarowań w relacjach z rówieśniczkami, przełożonymi, damsko-męskich i ogólnie w relacjach z ludźmi. Przy okazji zostaje przytłoczona życiem wielkiego miasta, poszukuje swojego miejsca, pozostawiona zostaje sama sobie wobec życiowych wyborów. Jej ojciec nie żyje, matka jest daleko, a ona nie bardzo wie co w życiu ma robić. W końcu w swoistym akcie desperacji, porzuca szkołę i wraca do domu matki. 

I tutaj zaczyna się prawdziwa historia. W zasadzie zalążki depresji już są, teraz choroba przechodzi do głębszej fazy i jak na dłoni widać genezę powstawania stanu kompletnego załamania. Autorka postanawia być pisarką, ale nie bardzo jej to wychodzi, przyczynę upatruje w braku doświadczenia. W końcu zauważa u siebie problemy z pisaniem, nie je nie śpi i ogólnie popada w głębokie stany depresyjne. Słowo samobójstwo pojawia się po raz pierwszy kiedy autorka odkrywa fakt, że jedyne słowo pisane które do niej dociera to prasa brukowa.

Nie wiem, dlaczego dotychczas nie kupowałam takich gazet. Teraz stanowiły jedyną lekturę, jaką byłam w stanie czytać. Niewielkie kawałki tekstu pomiędzy fotografiami były tak krótkie, że zdążyłam je przeczytać, zanim litery zaczynały podskakiwać i spływać w dół. Matka abonowała tylko „Christian Science Monitor". Leżał na progu naszego domu codziennie już o piątej rano, z wyjątkiem niedziel. Dziennik ten z zasady nie donosił o samobójstwach, zbrodniach seksualnych czy wypadkach lotniczych.

Od tej chwili dziewczyna myśli głównie o tym, jak powinna ze sobą skończyć. Co ciekawe, ze strony matki czy otoczenia praktycznie brak wsparcia, szczerych rozmów, są próby ratunku polegające na dawaniu lekcji stenografii, którą to zajmuje się matka.

Bo z własnej matki niewiele miałam pożytku. Od śmierci ojca uczyła stenografii i pisania na maszynie [w żeńskim college'u Miejskim]  i w ten sposób utrzymywała całą rodzinę. Głęboko w sercu żywiła nienawiść do ojca za to, że umarł i nie zostawił ani grosza, ponieważ nie ufał agentom ubezpieczeniowym. Przez całe życie nalegała, żebym się także nauczyła stenografii po to, bym poza wyższym wykształceniem miała jakiś konkretny zawód.

Próby te jednak kończą się porażką, myśli samobójcze przechodzą powoli do fazy realizacji, pierwszą z nich jest szukanie skutecznej metody. Realizacja natomiast odbywa się od razu.

- A gdybyś ty chciał popełnić samobójstwo, to jak byś to zrobił?
Kal jakby się ucieszył z mojego pytania.
- Nieraz się nad tym zastanawiałem. Chyba palnąłbym sobie w łeb.
Byłam rozczarowana. Typowa męska odpowiedź. Co mi po takiej metodzie. Skąd wziąć rewolwer? A nawet gdyby mi się to udało, to nie miałabym pojęcia, jak to zrobić, żeby nie spudłować. Ileż to razy czytałam w gazecie o ludziach, którzy próbowali się zastrzelić i tylko uszkadzali sobie jakiś nerw, powodując paraliż, albo rozwalali sobie twarz, po czym wspaniali chirurdzy cudem ratowali im życie. Ryzyko strzelania do siebie z rewolweru wydało mi się zbyt wielkie.

Powyższy dialog ma miejsce na plaży i wtedy, krótko po nim, następuje druga próba samobójcza, dowiadujemy się także o okolicznościach pierwszej. Chronologicznie wygląda to tak:

Kilka dni przedtem próbowałam się powiesić. Kiedy matka wyruszyła rano do pracy, wyciągnęłam jedwabny sznur z jej żółtego szlafroka kąpielowego i siadłszy na łóżku wzięłam się do robienia pętli. Czynność ta zabrała dużo czasu, ponieważ nigdy mi podobne zajęcia dobrze nie szły, a już szczególnie nie miałam pojęcia, jak zrobić solidną pętlę. Potem zaczęłam szukać jakiegoś haka. Kłopot polegał na tym, że nasz dom ma zupełnie nieodpowiednie sufity do takich poczynań. Są niskie, białe, gładkie, bez belek i bez haków na lampy. ...  Przez dłuższy czas snułam się w poszukiwaniu sposobu na zamocowanie sznura, który zwisał mi z szyi jak żółty ogon koci, ale nic z tego nie wyszło. Na koniec przysiadłam na brzegu łóżka matki i zaczęłam zaciskać pętlę rękami. Ale kiedy zaczynało mi szumieć w uszach, kiedy krew uderzyła mi do głowy, ręce mi słabły i opadały, i zaraz znowu czułam się doskonale. Zorientowałam się, że moje ciało wypowiedziało mi wojnę i że ma na mnie różne sposoby. Moje ręce słabły na przykład w kluczowym momencie i w ten sposób ciało moje ratowało się raz po raz od zagłady. Gdybym mogła sobie z nim dać radę, dawno już byłoby po wszystkim. Postanowiłam więc zaskoczyć moje cielsko, mobilizując w tym celu całą, pozostałą mi jeszcze inteligencję, bo zrozumiałam, że w przeciwnym razie zostanę w tej idiotycznej pułapce na dalszych dobre pięćdziesiąt lat, a to nie miałoby żadnego sensu. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie już się orientują, że nie mam piątej klepki, i że prędzej czy później - mimo że matka usiłuje być bardzo dyskretna - bez większego trudu przekonają ją, żeby mnie oddała do zakładu dla umysłowo chorych pod pretekstem, że tam mnie może wyleczą. Ale mój wypadek był nieuleczalny. Nabyłam w drugstorze kilka kieszonkowych wydawnictw na temat chorób umysłowych, porównałam moje symptomy z symptomami opisanymi w książkach i wszystko się zgadzało. Moja choroba nie nadawała się po prostu do leczenia. Poza brukowcami byłam w stanie czytać jedynie i wyłącznie książki z dziedziny psychopatologii. Nic więcej. Było tak, jak gdyby w umyśle moim pozostała już tylko wąska smuga inteligencji. Pewnie po to, żebym mogła się zorientować, że jest ze mną bardzo niedobrze, i sama zrobić z tym koniec. Nie udało mi się jednak powiesić i zaczęłam się zastanawiać, czy nie skapitulować i zgodzić się na leczenie, ale zaraz przypomniał mi się doktor Gordon i jego prywatna maszyna do wstrząsów. Jak mnie zamkną w szpitalu, to będą mi mogli robić elektrowstrząsy chociażby codziennie.

Proszę zwrócić uwagę na fakt stwierdzenia nieuleczalności choroby. Wspomniany dr Gordon to ratunek, na jaki decyduje się matka głównej bohaterki. Niestety to zwykły naciągacz, w dodatku aplikujący bolesne elektrowstrząsy. Ale wróćmy na plażę, bohaterka wypływa daleko od przyjaciół i stara się utopić.  

Nachyliłam głowę i dałam nurka, rękami rozgarniając wodę. Poczułam ucisk na sercu i szum w uszach. Ale po kilku sekundach morze wyrzuciło mnie na powierzchnię. Skąpany w jaskrawym słońcu świat mienił się, pełen błękitnych, zielonych i żółtych klejnotów. Otarłam sobie oczy. Dyszałam z wysiłku, ale bez trudu utrzymywałam się na powierzchni. Jeszcze kilka razy nurkowałam, ale woda wypychała mnie na powierzchnię jak korek. Szara skała drwiła sobie ze mnie. Kołysała się teraz na wodzie jak wielkie koło ratunkowe.

Znowu nic z tego nie wychodzi aż w końcu Esther postanawia użyć bardziej drastycznej metody. Zdobywa klucz do schowka z lekami i podczas gdy matka jest w pracy zostawia jej kartkę z informacją, że wybiera się na długi spacer. Schodzi do piwnicy i zażywa wszystkie leki jednocześnie. Zostaje jednak odratowana, jej twarz i wygląd ulegają pod wpływem działania leków zmianie. W wyniku agresywnego zachowania zostaje przeniesiona do kliniki prywatnej, a koszt leczenia pokrywa jej sponsorka, ta sama która fundowała studia. Tam poznaje wspomnianą dr Nolan ale i inne kobiety, w tym znajomą Joan (tak na prawdę chodzi o Asii Wevill, kobietę w której zakochał się mąż Plath, przez co rozpadło się jej małżeństwo. Nota bene Wevill popełniła samobójstwo w taki sam sposób jak Plath). Tej ostatniej udaje się próba samobójcza przez powieszenie...

W książce jest wiele innych ciekawych wątków, ja chciałbym napisać jeszcze o dwóch. Tytuł znajduje swoje wyjaśnienie. Esther jest przekonana, że jej życie to niewola: Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem.... Skąd mogłam wiedzieć, czy kiedyś w przyszłości, w Europie czy gdziekolwiek - szklany klosz znowu na mnie nie spadnie, nie nakryje mnie, odkształcając moje widzenie świata.

W końcu po serii elektrowstrząsów choroba ustępuje i Esther czuje się na tyle dobrze, że zostaje wypuszczona na pogrzeb Joan. Czułam się cudownie, oczyszczona z lęku, odświeżona i zadziwiająco spokojna. Szklany klosz podniósł się, zawisł wysoko nad moją głową. Czułam na ciele ożywczy powiew łagodnego wiatru.

Książka kończy się w chwili gdy bohaterka ma stanąć przed komisją decydującą o jej wyjściu ze szpitala. To ponoć formalność. Pytaniem zasadniczym jest, czy bohaterka na prawdę lepiej się poczuła i została wyleczona, czy też był to fortel, jakiego użyła żeby wyjść na wolność i zrobić co planowała? 

Życie pokazało, że jednak to drugie.  

W notce wykorzystano fragmenty powieści Sylvii Plath Szklany Klosz w przekładzie  Miry Michałowskiej, Wyd. Literackie. 

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Niezapomniane koncerty: Swans - Reading Festival 1989


Rok 1989... Swans są po nagraniu dwóch z czterech absolutnie genialnych płyt (bo reszta jest geniuszowi bliska). Mają za sobą Children of God (1985) jeszcze bardzo alternatywny, nawiązujący do korzeni, i the Burning World (1986), który na tym koncercie właśnie grają... Przed nimi dzieła równie wielkie, bo przyjdzie The Great Anihilator (1995), oraz Soundtracks for the Blind (1996). A album The World of Skin (1990) z grzeczności pomijam, bowiem nie mieści się on w żadnych kategoriach i jest dziełem, które na mojej liście wszechczasów dorównuje dwóm najlepszym płytom czyli Unknown Pleasures i Closer zespołu Joy Division

O Michealu Gira i Jarboe napiszę jeszcze nie raz. Człowiek legenda, więzienia, narkotyki, trudne dzieciństwo.. Tak to już bywa z geniuszami. 

Jakość koncertu jest średnia, widać, że nazwanie nagrania amatorskim to zdecydowanie zbyt dużo.



Wspominałem o jakości. No tak, zawsze mogli to nakręcić tak jak ten utwór - ten sam rok:


Niemniej warto obejrzeć i posłuchać. To cod dziś robią Swans to już zupełnie inna muzyka. Muzyka?  

niedziela, 15 kwietnia 2018

Kevin Cummins: Chcieliśmy aby Joy Division wyglądali jak bardzo poważni młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający

W styczniu 1979 r. fotograf Kevin Cummins sfotografował Joy Division. Powstało jedno z najsłynniejszych i najbardziej powielanych zdjęć zespołu. Przedstawia odległe sylwetki muzyków stojących na Epping Walk Bridge w Hulme, dzielnicy Manchesteru. Ta czarno-biała fotografia skutecznie utrwaliła nostalgiczny i ponury wizerunek Joy Division obejmujący wszystkie estetyczne elementy związane z zespołem, od zdjęć po okładki płyt i wygląd muzyków. Simon Reynolds widzi w tym ucieleśnienie etosu tzw. religii pustki, której początki przypadają na lata 80., objawiającej się w dążeniu do zaspokojenia nieograniczonej niczym wolności oraz równości we wszystkich dziedzinach, co ostatecznie przerodziło się w naszych czasach w ubóstwienie egoizmu i siły, w imię bardzo szeroko pojętej tolerancji (w zasadzie na każdy przejaw działania człowieka).
 
Fotografia mostu, z szerokim kadrowaniem i przewagą bieli, jest próbą oddania owej pustki. Zespół stojący na końcu perspektywy wydaje się zanikać w białej próżni, odpływać w otchłań, za którą na horyzoncie już nie ma nic. Ta fotografia różniła się znacznie od dotychczasowych zdjęć innych grup muzycznych, które zazwyczaj robiły sobie z tej okazji konwencjonalne zdjęcia portretowe. Tu jest inaczej - wszyscy są wyalienowani - a bez podpisu laikowi trudno zidentyfikować muzyków.  Odbitka pojawiła się w New Musical Express (NME) i dzięki temu pośrednictwu wielu przyszłych fanów zespołu po raz pierwszy o nim usłyszało.  Surowe, graficzne ujęcie na moście, dramatyzmem nawiązuje w pewien sposób do kolejnych wersji obrazów Edmunda Muncha pt. Krzyk, mimo, że te są utrzymane w jaskrawych, pomarańczowych barwach. Jednak z obu dzieł wydziera podobna samotność i smutek. Być może te emocje wynikają z kompozycji, w której brak planu pierwszego kompensują poziome linie mostu oddzielające nieokreślone ludzkie postaci od reszty krajobrazu.
 

To i inne zdjęcia Joy Division, graficzne i emocjonalnie zimne, ugruntowały publiczny, mroczny wizerunek zespołu. Cisza wokół muzyków (bo dawali bardzo mało wywiadów, a także nie istnieli inaczej w szerszym obiegu niż poprzez płyty) sprawiła, że po samobójczej śmierci Iana Curtisa dominującą cechą określającą Joy Division stała się Tajemnica. Dla tych, którzy nigdy nie widzieli występów grupy na żywo, jej zgłębianie było możliwe jedynie poprzez relacje nielicznych świadków, którzy mogli opisać swoje wrażenia albo przez amatorskie filmy, czy zdjęcia. To dzięki nim Ian Curtis pozostał na zawsze nieśmiertelnym, młodym i pełnym charyzmy muzykiem.
 
Znikome dokumenty urastające do rangi autentycznych zostały głównie wykonane przez dwóch fotografów: Kevina Cumminsa i Antona Corbjina. Zastępują one inne źródła i są nie tylko oglądane, ale wręcz czytane, w tym znaczeniu, że wydobywa się z nich więcej informacji, niż pozornie się na nich znajduje. Roland Barthes, teoretyk sztuki zauważył, że są zdjęcia, których oglądanie rodzi wyjątkowe emocje, wynikające ze szczególnego napięcia pomiędzy tym co widzimy, a tym co dodajemy z naszej pamięci o oglądanym obiekcie. Jako przykład podaje czynność oglądania zdjęć swojej niedawno zmarłej matki. Wyraz twarzy kobiety, jej postawa, ubiór dla postronnego widza jest nieistotny, ale u Barthesa wywołuje głębsze emocje i wspomnienia. Tak samo czarno-białe fotografie Joy Division w pokoju hotelowym, uchwyconych na próbie czy na ulicach Manchesteru, mogą zostać uznane przez niektórych obserwatorów za banalne, jednak dla fanów zespołu są czymś więcej. 

Wspomniana sesja zdjęciowa K. Cumminsa dla NME pojawiła się zanim został wydany debiutancki album Joy Division pt. Unknown Pleasures. Dlatego dla czytelników, którzy nie widzieli ich na żywo, te wizualne przekazy poprzedzały wrażenia muzyczne. Cummins przyznał, że próbował uchwycić taki obraz zespołu, który by narzucał klimat cichej kontemplacji. W wywiadzie dla The Telegraph z 2014 roku Cummins wyjaśnił: Robiłem zdjęcia z uwagą. Postanowiłem, że nigdy nie będę fotografował Iana z uśmiechem, ponieważ nie chcieliśmy, żeby tak wyglądał. To była manipulacja medialna. Chcieliśmy, aby wyglądali jak bardzo poważni młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający. [cały wywiad TUTAJ] Oczywiście istnieją zdjęcia uśmiechniętego Iana Curtisa, można się przekonać, że wyglądał jak każdy chłopak w jego wieku.

 



Jednak bazując na wrażeniu, które było narzucone przez oficjalny wizerunek zespołu, wkrótce prasa brytyjska prasa zaczęła określać dźwięk Joy Division jako grey overcoat music - muzyka szarego płaszcza, co miało swoje źródło w późnych latach 70-tych, w których uznano, że dany styl dźwiękowy można wyrazić za pomocą elementów wizualnych (zresztą istnieje wiele zdjęć Curtisa w długim szarozielonym płaszczu). Rzeczywiście, dziennikarze muzyczni szybko zaszufladkowali Joy Division, jako poważnych artystów, do czego głównie przyczyniły się ponure, czarno-białe zdjęcia. 

Drugim istotnym czynnikiem budującym swoistą mistykę Joy Division był de facto brak szerokiego dostępu do obrazów grupy. W latach 70. i 80. zdjęcia nie były tak rozpowszechnione jak dzisiaj. Nie było jeszcze aparatów cyfrowych, które łatwo robiły tysiące ujęć. Niektórzy fani nawet nie wiedzieli dokładnie jak wygląda Ian Curtis. Ta nieobecność zdjęć reklamowych była świadomą decyzją Factory Records, która unikała okładek z portretami.
 
Kevin Cummins tak wspomina po latach moment wykonywania swojego najbardziej znanego zdjęcia: Miałem tylko dwie rolki filmu, ponieważ było to wszystko, na co mogłem sobie pozwolić, więc musiałem liczyć się z każdą klatką. Były trzy ujęcia tej konfiguracji: jedna w pionie i dwie w poziomie. Co kilka minut narzekali na zimno. To było wtedy zupełnie inne miasto. Wygląda jak wschodnia Europa. Zauważyłem, że kiedy uczniowie przenoszą się do Manchesteru, robią sobie zdjęcia na moście. To zaszczyt, że ludzie czują, że to zdjęcie określa i miasto i zespół (TUTAJ).


Cummins jest autorem zdjęć najbardziej kojarzonych z Joy Division i najczęściej powielanych. Jego biografia jest ogólnie dostępna (TUTAJ), zatem nie muszę jej powielać, może tylko wspomnę, że jest w zasadzie równolatkiem Iana Curtisa (raptem trzy lata starszy) a zaczynał od stoiska fotosów zespołów rockowych w miejscowym domu towarowym Manc w Manchesterze. Potem rozpoczął stałą współpracę z NME i The Face, prezentował swoje prace na licznych wystawach indywidualnych. Warto zapoznać się z jego świadectwem o Joy Division i jego liderze, zamieszczoną w 2005 r. na stronie Factory Record, którą zachował jeden z fanów grupy (LINK). Po raz pierwszy spotkałem Iana Curtisa w 1977 roku, kiedy Joy Division występowało z Buzzcocks w Electric Circus w Manchesterze. Mim pierwszym wrażeniem było, że był trochę dziwny, ponieważ pojawiał się z torbą na zakupy pełną zapisków na kartkach papieru. Miał na sobie ten swój szarozielony płaszcz i wszędzie nosił tę torbę. Ale był po prostu typowym chłopakiem: rozmawiał z tobą o piłce nożnej, muzyce, piciu i kobietach. Obaj kibicowaliśmy Manchester City i lubiliśmy The Stooges, więc się skumplowaliśmy. Był duży kontrast między Ianem na scenie i poza sceną. Na scenie wydawał się zagubiony w dźwięku. Czasami był dość przerażający, ponieważ czuło się, że nie jest on świadomy niczego co się wokół niego dzieje. Czasami miał napady padaczki, z których ludzie nie zdawali sobie sprawy. Ludzie nigdy nie byli do końca pewni, ile z nich było wywołanych przez chorobę, a ile wynikało z narkotyków, które wziął. Nigdy nie miałem przeczucia, że Ian może popełnić samobójstwo. Tego dnia   wieczorem, gdy się zabił, poszedłem z Robem Grettonem, menadżerem zespołu, na wspólny ślub naszego przyjaciela. Rob i zespół byli bardzo podekscytowani pomysłami koncertowania w Stanach, a Rob pytał mnie, czy faktycznie zechcę pójść i robić zdjęcia. Około czterech godzin po powrocie do domu Rob zadzwonił do mnie i powiedział: "Koniec z wycieczką po Ameryce. Ten głupi c *** się zabił". Nikt nie miał pojęcia, że Ian był tak nieszczęśliwy. Najwyraźniej miał osobiste problemy. Był związany z Annik (Honoré) i chciał z nią żyć. Jego żona, Deborah chciała, by był odpowiedzialny za swoje dziecko. Więc jego życie było trudne. Był uwikłany, po prostu myślał, że to się w ten sposób samo rozwiąże. I tak się stało, ale w najgorszy sposób. Jeśli chodzi o filmy, zostawiłbym ten temat. Uważam, że film 24 Hour Party People jest fatalny. Kawałek, w którym Sean Harris grał na scenie Iana, wyglądał bardzo autentycznie, ale sposób w jaki traktowano jego śmierć był tandetny i krzywdzący. Mam też wątpliwości co do filmu Corbijna. Rozumiem powody Deborah do napisania książki - ona musiała wykrzyczeć swoje racje - ale myślę, że to dość cienka przesłanka do filmu. To książka o dwóch robotniczych dzieciach, które związały się niewłaściwym małżeństwem. Nie chodzi tu o Iana Curtisa, gwiazdę rocka. Ludzie zawsze myślą, że jest coś głębszego w ludziach, którzy się zabijają. Kochają tę ich ciemną stronę. Ale osiągają one status ikony, ponieważ zdjęcia, na których są przedstawieni zachowują ich młodymi. Nie musisz patrzeć, jak twój bohater starzeje się i staje się krępujący. Opinia Cummisa, czy nam się podoba, czy też nie, jest szczera. W odróżnieniu od wypowiadanych przez wiele innych osób związanych z Joy Division w tamtym czasie.
 
Temat zdjęć zespołu jest szeroki i jeszcze do niego wrócę…