piątek, 9 marca 2018

Nieznane oblicze „Licht Und Blindheit” Joy Division - wydawnictwa Sordide Sentimental

Wyprodukowany przez Martina Hannetta w 1980 r. 7-calowy singiel Joy Division „Licht Und Blindheit” wyszedł w ilości zaledwie 1578 numerowanych kopii i został wyjątkowo starannie przygotowany (Wywiad z Ianem Curtisem o tym wydawnictwie TUTAJ). Na okładce umieszczono ilustrację Jean-François Jamoul a na rozkładanej wkładce wydrukowano tekst autorstwa Jean-Pierre Turmela, tłumaczony na angielski przez  Paula Bucka. J.P Turmel był założycielem Sordide Sentimental, niezależnej wytwórni z Rouen, która wydawała nisko limitowane albumy muzyczne w wyjątkowo wysmakowanej, ekskluzywnej formie, zawsze ze starannie dobraną okładką i oryginalnym tekstem. 

W dość długim eseju dołączony do płyty Joy Division, JP Turmel wykłada swoje estetyczne rozważania na temat roli i znaczenia sztuki scenicznej, podnosząc koncert muzyki rockowej do rangi przeżycia mistycznego, w czasie którego muzyk, a wraz z nim słuchacze, przeżywają ekstazę porównywalną ze spełnieniem seksualnym. Pisze m. in. „Wydarzenie na scenie to coś więcej niż show. Intensywna wiązka reflektorowa izoluje sylwetkę, utrwala się w przestrzeni i anuluje czas. Oślepiony i oszołomiony przez chwilę, oświetlony wokalista nie dostrzega już granic otaczającej go sali. Echo bijącego rytmu serca niesie obietnicę możliwego milczenia, wzmacnia przytłaczające wrażenie wewnętrznego poszukiwania, echa grot i zimnych katedr, echa nieskończonego kosmosu.
 
Turmel przyrównuje sylwetkę oświetlonego w gęstym mroku, bladego wokalisty, z barokową rzymską rzeźbą Berniniego (1598-1680) "Ekstaza św. Teresy". Ekstatyczny stan w jakim wyobrażono młodą kobietę omdlewającą od przebicia strzałą przez Anioła, od początku powstania dzieła tłumaczono doznanym doświadczeniem mistycznym, powodującym uniesienie kobiety tak wielkie że oddać je może tylko orgazm. Często cytowane są przy różnych okazjach słowa Turmela o tej marmurowej rzeźbie, że „Ukazuje ona światło ostre, zrobione ze złotego metalu, a święta w ekstatycznym stanie bliska omdlenia ma na wpół przymknięte oczy (ten szczegół jest ważny)... To jest jak uciążliwa agonia, przedłużanie i tłumaczenie męczeństwa świętego Sebastiana: marmur, upiornie blady, ustawia ciało w określonym momencie, między ciałem i duchem, tuż przed zniknięciem namacalnego i odlotem duszy. Iluminacja, w dosłownym i mistycznym znaczeniu tego terminu. Ekstremalna bladość pożądanej śmierci w momencie przejścia do nieśmiertelności. Chłód wyrzeczenia się, namacalnego, będącego antycypacją bytu nieskończonego, ponadczasowego, absolutnego i nieodwracalnego. Ale co jest wewnątrz, jaka rzeczywistość kryje się w głębi wypolerowanego lica?”.
 
Ta metafora dowodzi jak bardzo Turmel był zafascynowany wokalistą Joy Division. Po latach w udzielonym wywiadzie opowiedział o okolicznościach spotkania z grupą [cały wywiad JP Turmela TUTAJ]. Było to 18 grudnia 1979 r. Paryżu, po koncercie zespołu w Bain Douches. Spotkanie nastąpiło w małym pokoju hotelowym. Wydawca nie był w dobrej kondycji, przeżywał bowiem stan swojego przyjaciela Danny Dupic’s, fotografa wytwórni, który był w ostatnim stadium choroby raka. Nie zważając na swoje położenie, Danny podczas koncertu robił zdjęcia muzykom. Turmel przypomniał, że mimo to Ian Curtis zrobił na nim ogromne wrażenie. Po wielu latach pamiętał jego bardzo bladą twarz, potwierdzającej wyobrażenia o Ianie nabyte podczas wcześniejszego słuchania albumu „Unknown Pleasures”. Pamiętał też uczucie absurdu, gdy obserwował rozmowę chorego przyjaciela z Ianem. 


Niezwykłość, której doznał podczas koncertu i następująca po nim ta jedna rozmowa, spowodowała, że uznał zespół za wyjątkowy. Za grupę, która nie tylko wyznaczyła nowy gatunek muzyczny, lecz stała się emanacją kolejnej odmiany współczesnej cywilizacji. Nie do końca jednak potrafił jeszcze wyjaśnić na czym ta nowa forma cywilizacji miałaby polegać. Stwierdził, tylko że „Joy Division wykracza poza prostą rozrywkę, aby ponownie zapisać muzycznie światy półmroku i intensywność ekstazy. Czasami pojawiają się rozczarowane lub nostalgiczne akcenty, ponieważ eksperyment jest wielopostaciowy, a jego złożoność nie może przełożyć się na koncepcję. Muzyka staje na skrzyżowaniu świetlistych i mrocznych światów, między ciszą a okrzykiem, jest pomostem między przeszłością a teraźniejszością mistycznego symbolizmu. Klucz do koncertów rockowych (czy słowo "rock" [skała] samo w sobie nie odnosi się do podziemnego świata?) leży we współczesnych rytuałach, które obecnie widzimy jedynie w aspekcie rozrywkowym lub socjologicznym.
 
Czy Turmel przesadzał? Czy rzeczywiście dotknął istoty gatunku muzycznego zapoczątkowanego przez JD, a może jeszcze czegoś ważniejszego?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz