Proza J.G. Ballarda zwykłemu śmiertelnikowi kojarzy się z filmem Spielberga p.t. Imperium Słońca. Wiedziałem, że twórczość tego pisarza była bliska wokaliście Joy Division Ianowi Curtisowi. Postanowiłem zatem sięgnąć do książek Ballarda, niestety w Polsce od lat niewznawianych, więc posiłkowałem się rynkiem wtórnym.
Książka "Wieżowiec" wydana została w 1975 roku. Jest to bardzo wciągająca powieść. Ludzie zamieszkują w ogromnym 40 - piętrowym wieżowcu w którym oprócz basenu znajdują się też sklepy, a nawet szkoła. Wszystko zdaje się funkcjonować idealnie, ale jak zwykle, tylko do czasu. W wyniku czynnika ludzkiego i technologicznego porządek zostaje zakłócony, zaczynają pojawiać się konflikty a i sam budynek ujawnia coraz więcej usterek. Punktem zapalnym jest awaria oświetlenia na jednym z pięter. Z czasem wszystko narasta aż do zupełnej dysfunkcji. Ludzie popadają w apatię, w części z nich zaczynają wyzwalać się zwierzęce instynkty. Brak kontroli doprowadza do totalnej "wolnej amerykanki", z zabójstwami, gwałtami i aktami agresji. Pojawiają się barykady, wojna między mieszkańcami różnych pięter, głód i martwe ciała.
Dla mnie kluczowym jest ostatni rozdział pokazujący że istnieje "drugie dno" książki. Ballard najpierw delikatnie sugeruje to czytelnikowi:
W pewnym sensie życie w wieżowcu zaczęło się upodabniać do świata na zewnątrz: bezwzględność i agresja kryły się pod płaszczykiem grzecznościowej konwencji.
By w końcu poczynić zupełnie oczywiste aluzje:
W żółtym świetle, odbijającym się od tłustych kafelków, rozciągała się przed nimi długa jama grobowa. Woda dawno uciekła, ale pochyłe dno zaściełały czaszki, kości i fragmenty dziesiątków ciał. Splątane na stosie, tam gdzie je rzucono, leżały jak kąpielowicze z zatłoczonej plaży nawiedzonej przez nagły holokaust.
W pewnym sensie życie w wieżowcu zaczęło się upodabniać do świata na zewnątrz: bezwzględność i agresja kryły się pod płaszczykiem grzecznościowej konwencji.
By w końcu poczynić zupełnie oczywiste aluzje:
W żółtym świetle, odbijającym się od tłustych kafelków, rozciągała się przed nimi długa jama grobowa. Woda dawno uciekła, ale pochyłe dno zaściełały czaszki, kości i fragmenty dziesiątków ciał. Splątane na stosie, tam gdzie je rzucono, leżały jak kąpielowicze z zatłoczonej plaży nawiedzonej przez nagły holokaust.
Wieżowiec rzecz jasna symbolizuje kontynent, a ludzie w swoich mieszkaniach to państwa. Czytając książkę zapoznajemy się z obrazem bestialstw do jakich gotowy jest posunąć się człowiek podczas wojny. A kiedy wszystko się wreszcie kończy, dla tych którzy przeżyli, nawet zrujnowany budynek z tymi wszystkimi gnijącymi wewnątrz ciałami, staje się rajem. Wojna za to wybucha gdzie indziej...
Laing spojrzał na oddalony o czterysta metrów wieżowiec. W rezultacie
chwilowej awarii elektryczności na siódmym piętrze zgasły wszystkie
światła. W ciemnościach już poruszały się pierwsze ogniki latarek,
świadczące, że mieszkańcy podjęli nieśmiałe próby ustalenia, gdzie się
znajdują. Laing z zadowoleniem obserwował tych ludzi, wkraczających w
nowy dla siebie świat.
Chyba żaden obraz lepiej nie pasuje na okładkę tej książki, jak powyższe dzieło Zdzisława Beksińskiego.
Na koniec dodam, że podobnie jak dla Imperium Słońca, tak i dla Wieżowca istnieje ekranizacja (2016), której nie widziałem, choć na podstawie trailera zdaje się być ciekawa:
Na koniec dodam, że podobnie jak dla Imperium Słońca, tak i dla Wieżowca istnieje ekranizacja (2016), której nie widziałem, choć na podstawie trailera zdaje się być ciekawa:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz