sobota, 18 sierpnia 2018

John Peel: śmierć Iana Curtisa zmitologizowała Joy Division

Nie można zaprzeczyć, że kariera Johna Peela zaciążyła nad rozwojem muzyki pop. Urodzony jako John Robert Parker Ravenscroft, rozpoczął w początkach lat 60. pracę radiowca w Dallas, tam gdzie narodził się współczesny rock, od niezapłaconej relacji z koncertu dla WRR AM. W przeciągu dekady przewinął się przez kilka stacji w USA (KLIF w Dallas, KOMA w Oklahoma City, KMEN w KMEN w San Bernadino), zanim wrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczął od posady w pirackim radio, przez co szybko stał się rozpoznawalną postacią sceny muzyki undergroundowej. W 1967 r. dołączył do rozgłośni BBC Radio 1 gdzie prowadził swój autorski program Night Ride, który szybko stał się znaczący w Anglii, prezentowany w programie telewizyjnym Top of the Pops i nadawany w ramach BBC World Service.

Najbardziej charakterystycznym aspektem jego występów w Radiu 1 BBC stały się Sesje Johna Peela (TUTAJ), podczas których prezentował występy później znanych zespołów i muzyków. Wśród nich była Nirvana i David Bowie razem z Gang of Four i The Smiths. Jego audycje były wyjątkowe i przetrwały wiele pokoleń pomniejszych gwiazdek radiowych, a zakończyły się wraz z jego przedwczesną śmiercią w 2004 roku.

Wśród zespołów, które przewinęły się przez jego program była oczywiście także grupa Joy Division, która nagrała swoją pierwszą sesję u Johna Peel'a już w styczniu 1979 roku i drugą w listopadzie. Między tymi dwoma nagraniami wyszedł pierwszy album zespołu: Unknown Pleasures.  Fani z Manchesteru żartują, że ponieważ w tym samym czasie załamał się system kanalizacyjny miasta, to była to jedyna rzecz jaka dała im powód do radości - debiut rodzimego zespołu.

Sesje były pierwotnie dostępne jako oddzielne EP-ki; pierwsza zawierała początkowe cztery utwory, a druga pozostałe cztery. Potem wydano je razem w albumach Heart & Soul w 1998 i The Complete BBC Recordings dwa lata później. Ten ostatni zawiera wszystkie osiem utworów plus dwa inne (dodatkowe wersje na żywo Transmission i She's Lost Control) nagrane dla BBC2 we wrześniu tego samego roku połączone z wywiadami z wokalistą Ianem Curtisem i perkusistą Stephenem Morrisem.

John Peel od razu zauważył potencjał jaki tkwił w zespole, o czym mówił w wywiadzie udzielonym Johnowi Walters  z Peelinga The Years w 1987 roku. Oto najbardziej interesujący fragment:
 
JOHN WALTERS : I ktoś, z kim na początku nie czułem związku, ale ty owszem... Joy Division, które wciąż jest w pewnym sensie trwałą siłą, Joy Division/New Order, i widzę, że Sesja z nimi odbyła się w styczniu 1979 r. Dzieciaki dość wcześnie wystąpiły... Pamiętam, jak spacerowałem po wielkim placu przed Lyceum Ballroom i pytałem "Kto jest dziś w nocy?", a na zewnątrz były tłumy i odpowiadały: "Joy Division". Zastanawiałem się wtedy: "Joy Division?!?"... Co to było? Czy przyciągał cię dark?
 
JOHN PEEL: Cóż, początkowo nie wszystko było takie ponure, ich wczesne rzeczy, niektóre utwory z Factory sample i tak dalej... mieli trochę utworów na 10-calowym LP. Nie były w żadnym razie punkowe i odeszli od thrash metal...
 
JW: Czy wiesz, co mam na myśli mówiąc dark? Jest pewien aspekt życia nastolatka, który patrzy na siebie jakby niewyraźnie odbitego w lustrze... i patrzy na siebie jak na mrocznego, jakby na buntownika bez przyczyny... Czy to nie jest to tak jak u ciebie? Ty słuchałeś ich w średnim wieku, ale zastanawiam się, jak cię to dotknęło, czy było tak samo z tobą, jak z dziećmi, które poszły na [koncert] Joy Division?  

JP: Przypuszczam, że to się mogło tak stać, to znaczy, nie było to coś, z czego szczególnie sobie wtedy zdawałem sprawę... Zawsze myślę o nich w dość romantyczny sposób, jako o introspekcjach i to raczej na sposób rosyjski, chociaż w ogóle nie mam żadnego rosyjskiego pochodzenia, o ile o tym wiem... Czytałem gdzieś, że tego rodzaju introspekcja była sklasyfikowana jako rosyjska ... to zawsze sprawia, że czuję więź z środkową Europą, jeśli odczuwam coś, co większość ludzi określiłaby jako użalanie się nad sobą...
 
JW : Słuchałeś Joy Division, ponieważ myślałeś: "Hello, jest w tym trochę brzmienia", czy słuchałeś i myślałeś: "Nie wiem, kto to jest, ale jest to OK"? Co powiedziały twoje uszy o Joy Division? 

JP: Pierwszy z post-punkowych zespołów pochodził jak mi się wydaje z Manchesteru, co jest czymś, do czego się głęboko nie zgadzałem... Nie sądziłem wtedy, że Joy Division to zespół, który wolałbym od innych... byli tylko jednym z całej garstki zespołów, których utwory w tym czasie bardzo mi się podobały.
 
JW: Nie byli punkowi w brzmieniu, jaki stworzyli, tak jak pamiętam, ale wkrótce stali się czymś w rodzaju nowatorskiego zespołu, pierwszego, prawdziwego post-punkowego zespołu... wywarli wpływ na tak wielu innych ludzi.
 
JP: Cóż, to prawda i oczywiście śmierć Iana Curtisa zmitologizowała ich tak, że jak sądzę, ocalali członkowie zespołu musieli bardzo ciężko z tym sobie radzić...  z tym czymś bardzo melancholijnym. Nadal dostaję taśmy demo z Ameryki i z Europy przysyłane przez zespoły, na które wyraźnie nie wpływa nic tak bardzo, jak Joy Division. Trochę mnie to znudziło LINK
 
Dziennikarz, który stał się legendą brytyjskiej sceny muzycznej był tą osobą, która jako pierwsza podała w radio informację o śmierci Iana Curtisa, o czym pisaliśmy TUTAJ. Pochodzący z Liverpoolu Peel chętnie opowiadał o swojej rodzinie, ojcu, który zmarł na raka i z którym dopiero w czasie jego choroby złapał kontakt, matce, bardzo wesołej, lubianej przez wszystkich osobie, rodzinie, swoich dzieciach, lękach i nadziejach… W ostatnim wywiadzie, jakiego  udzielił kilka dni przed śmiercią (TUTAJ), John Peel pogodnie opowiadał Sophie Wilcockson o swoim lęku przed śmiercią, o tym, jaką muzykę chciał mieć na pogrzebie (wskazał na dwie piosenki: Undertones wykonaną przez Teenage Kicks i kongijskiego piosenkarza Pépé Kallé  o piłkarzu Roger Milla) i dlaczego najlepszym epitafium, na które mógłby liczyć, byłyby słowa Całkiem dobry tata. Lecz jak sam powiedział, najważniejsza da niego zawsze była Muzyka. Pozostawił po sobie wspomnienia wydane drukiem w 2006 r. (John Peel Margrave of the Marshes, London 2006, SBN 10: 0593052528  ISBN 13: 9780593052525).

piątek, 17 sierpnia 2018

Niedocenieni: Vergvoktre i Atredes - niesamowite klimaty mroku, rysunki węglem na papierze i klimatyczna muzyka darkwave

Vergvoktre pochodzi z Rosji. Jego sztuka jest głęboko zakorzeniona w  ascetyzmie starożytności i mistycyzmie, a korzysta z niej wiele zespołów (głównie heavymetalowych) celem ubogacenia szaty graficznej swoich płyt. A dla mnie ten artysta bardzo mocno inspiruje się twórczością Zdzisława Beksińskiego

Wybraliśmy do kolekcji kilka jego dzieł, oczywiście tych bardziej mrocznych, pasujących do klimatu naszego bloga. Sztuka którą tworzy, jest dość dziwną hybrydą klimatów futurologicznych, orwellowskich, mrocznych i wielkomiejskich. Jak na Rosjanina przystało, czasem widać wpływy socrealizmu, ale umieszczonego gdzieś daleko w odległej przyszłości. Wszystko razem układa się w dość niesamowitą kolekcję. Zapraszamy do obejrzenia, a zainteresowanym polecamy stronę autora TUTAJ.
















Swoją drogą, mało co jest w stanie zilustrować powyższe dzieła lepiej, niż muzyka niezależnego kompozytora i wykonawcy ukrywającego się pod pseudonimem Atredes

Pochodzi z Cluj Napoca w Rumunii, czyli pasuje do twórczości Rosjanina, krótko mówiąc - witajcie w bloku postkomunistycznym. Ale muzykę tworzy znakomitą. Korespondowałem z Nim i pozwala ściągać swoje płyty bez opłat. Napisał, że tworzenie to jego pasja i to że ktoś ją dostrzega jest dla Niego niezwykle ważne. Spośród jego dość bogatej dyskografii na mnie największe wrażenie robi płyta Darkwave, oraz Tomato. To zupełnie niesamowita mieszanka monorecytacji, muzyki ludowej i elektroniki. Człowiek czuje się jakby odbywał podróż w zupełnie inny wymiar... Warto się tam wybrać a autorowi życzmy jak najszybszej wielkiej kariery. Zasługuje na nią. 

Więcej o nim: TUTAJ.

czwartek, 16 sierpnia 2018

Drogi życia Annik Honoré po Joy Division

Drogi życia Annik Honoré i Iana Curtisa z Joy Division na zawsze splotły się ze sobą. I trudno się temu dziwić. Ich spotkanie tak zaważyło na losach każdego z nich, że nawet gdyby Ian Curtis nie popełnił samobójstwa, wydaje się, że ich życie i tak potoczyłoby się zgodnie z rytmem new wave.

Annik wraz z dziennikarzem Michelem Duvalem 16 października 1979 r. zorganizowali koncert zespołów Joy Division i Cabaret Voltaire w klubie Raffinerie du Plan K w Brukseli, o czym pisaliśmy TUTAJ. Jakiś czas później porozumieli się z Tony Wilsonem i utworzyli w Belgii filię Factory Records pod nazwą Factory Benelux.  

Honoré zorganizowała klubie Plan K wiele wydarzeń, nie tylko występy zespołów muzycznych, ale również spektakle performance i spotkania z pisarzami. W 1984 roku była także gospodarzem trasy grupy Front 242 podczas ich tourne w USA. W 1985 r. choć porzuciła dotychczasową działalność i rozpoczęła pracę w charakterze sekretarki w Departamencie Badań i Innowacji Komisji Europejskiej w Brukseli, to jednak jej wkład w rozwój muzyki rockowej lat 80. jest ogromny i chyba nadal nie dość doceniany. Była przecież zdolnym menadżerem, obdarzonym umiejętnością odnajdywania najbardziej interesujących grup muzycznych lat 80. i to głównie dzięki niej Plan K stał się w przeciągu zaledwie kilku lat miejscem, w którym wypromowano wielu artystów reprezentujących wschodzącą scenę awangardową. Spośród nich można wymienić takie zespoły i muzyków jak: Echo i Bunnymen, Orange Juice, Josef K, Teardrop Explodes, The Slits, The Pop Group, James White, The Human League, Bill Nelson, Richard Jobson, Vini Reilly, A Certain Ratio, Section 25 i jeszcze inni.


Na brukselskiej scenie swoje pierwsze kroki stawiał także niesłusznie zapomniany, rodzimy zespół Isolation Ward, założony w 1980 roku.  Isolation Ward utworzyli Stéphane Willocq i Jean-Pierre Everaerts. Dołączył do nich najpierw klawiszowiec Thierry Heynderickx (również grający w Creative Electro-Acoustic Music Workshop (ACME)) i perkusista Etienne Vernaeve, a od 1981 r.  piosenkarki: Nathalie Bourlard i Anne Kinna (Nanou) - migawka z ich występu: 
Dla Annik ich występ miał skutki znacznie poważniejsze, bo związała się z perkusistą Etienne Vernaeve. Miała z nim dwoje dzieci: córkę Sashę, wziętego fotografa (jeszcze o niej napiszemy) i syna Bertranda. Po ich urodzeniu usunęła się w cień. Nie wypowiadała się publicznie, nie udzielała wywiadów (poza jednym wyjątkiem) przez ponad dwie dekady. Zmarła na 56 lat na raka w swoim domu w 2014 r. 
Trzeba dodać, że wypromowany w Klubie K. sekstet Isolation Ward nagrał swój pierwszy singiel: Laminę Christus w kwietniu 1982 roku. Płyta została wyprodukowana przez Petera Principle'a z Tuxedomoon oraz wydana przez Les Disques du Crépuscule - wytwórni założonej przez Annik Honore i Michela Duvala.

Po koncertach z udziałem różnych artystów, w tym The Birthday Party, Antena, 23 Skidoo i Siouxsie oraz Banshees, Isolation Ward wydał w 1983 roku album Absent Heart. Jednak mimo pewnej popularności, ciągłe zmiany w składzie ostatecznie spowodowały jego rozwiązanie. Zespół swój ostatni koncert zagrał w maju 1983 roku. Wkrótce Jean-Pierre i Etienne połączyli swoje siły z Jerry'em WX i zaczęli wspólnie występować pod nazwą Arte Magica. Dołączyła się do nich na pewien czas wokalistka Krishna (Liaisons Dangereuses), jednak i ten skład nie istniał długo. Niedługo potem Jean-Pierre Everaerts i Thierry założyli kolejny zespół - Vertical Slums - do którego przystąpił także wokalista i skrzypek Pip Knapp. W tym samym czasie dawny członek Isolation Ward - Stéphane Willocq - utworzył wraz z Markiem Portée duet o nazwie Sonofabitc. Po rozwiązaniu Arte Magica Etienne Vernaeve zaczął występować najpierw w zespole Tongue a potem Babils.


Jak sam o sobie potem napisał: Nie jestem muzykiem, tylko udaję.... Kolejną senstencją, którą umieścił na swoim profilu na portalu społecznościowym jest ta: Samotność nie jest zła, jest trudna, ale jest o wiele lepsza niż mieć do czynienia z bandą idiotów...Muzyk obecnie mieszka w Céroux-Mousty i uwielbia fotografować ludzi śpiących w pociągach. O swojej drodze muzycznej opowiedział w krótkim wywiadzie:

Poza tym gromadzi na stronach internetowych dyskografię zespołów, w których grał: TUTAJ i TUTAJ

środa, 15 sierpnia 2018

Peel Sessions: The Cure 1980

John Peel - legenda światowego dziennikarstwa, postać której życiorys na pewno tutaj nie raz opiszemy. Ale do historii przeszedł nie tylko jako dziennikarz, ale też pomysłodawca i organizator słynnych sesji muzycznych, które wpisały się do historii światowej muzyki. Sesja poległy na wpuszczeniu zespołu do studia radiowego (zwykle Maida Vale) gdzie przez kilka godzin muzycy mieli czas na nagranie 3-4 utworów. Peel przyłączył się do BBC w roku 1967 gdzie przeszedł z pirackiego radia. Jak dobierano zespoły do sesji? To proste, wybierano grupy które wpadały dziennikarzowi w ucho. Później uzgadniał swój wybór z producentem Johnem Waltersem, który wykonywał telefon do zespołu i zapraszał. Jeśli grupa rozwijała się, otrzymywała po jakimś czasie kolejną propozycję nagrania sesji. 

W sumie odbyło się 4000 sesji z około 2000 zespołów. Do rekordzistów należą: The Fall (32 sesje), Ivor Cutler (20 sesji), The Wedding Present (16 sesji) i The Delgados (16 sesji). Wystąpili tam tak znani artyści jak Led Zeppelin, Pink Floyd, Jimi Hendrix, Bob Marley, Joy Division, The Smiths, Nirvana, Pulp i The White Stripes.  

Pierwsze nagrania odbyły się 21.09.1967 roku, a w sesji wystąpił zespół Tomorrow. Kolejne dwie 25 i 27.09. tego samego roku, i z udziałem Pink Floyd, oraz Traffic

Bohaterzy dzisiejszego wpisu, the Cure wzięli udział w sześciu sesjach.  Dzisiaj przedstawiamy nagrania z mojej ulubionej - trzeciej sesji. Odbyła się ona 3.03.1980 roku. Jej producentem był... sam Tony Wilson (TUTAJ), jeden z twórców Factory Records! Sesja nagrana została w studio Maida Vale  a inżynierem nagrań był Dave Dade

Zespół wykonał cztery utwory: A Forest, 17 Seconds, Play For Today oraz m. 

Proszę zwrócić uwagę, że nagranie odbywa się krótko przed śmiercią Iana Curtisa. The Cure ewidentnie podąża swoją drogą, której zwieńczeniem były największe dzieła w ich karierze jak Faith (1981) i Pornography (1982). I chociaż inne płyty są również dobre (np. Disintegration), albo posiadają wiele dobrych piosenek (np. Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me)  to tych dwóch wielkich dzieł nic nie przebije. Myślę że śmierć Iana Curtisa miała swój wkład w geniusz obu płyt. W filmie 24 Hours Party People jest scena z pogrzebu wokalisty Joy Division, z udziałem the Cure. Ona mówi wszystko o tym kim dla Smithsa i jego kolegów był Curtis.     

Posłuchajmy muzyki. Najpierw doskonały A Forest - surowa wersja ale jakże dojrzała, później 17 seconds - rytmiczny i chłodny. Play for Today jest znakomity i ta wersja nie zapowiada kataklizmu, czyli kierunku w jakim później poszedł zespół. Finalnie m - podsumowujący tę sesję. 


Więcej o sesjach Peela TUTAJ.

wtorek, 14 sierpnia 2018

Niezapomniane koncerty i sztuka Anji Huwe: X Mal Deutschland w Schlachthof - Brema 13.10.1985


Dzisiaj zapraszamy do obejrzenia i odsłuchania koncertu zespołu, który stał się legendą wytwórni płytowej 4AD. Chodzi o niemiecki X Mal Deutschland. Dziś koncert prezentujący bardzo schematyczną i chłodną muzykę, jaką grupa grała po wydaniu swojego debiutu Fetisch (rok 1983) oraz Tocsin (1984). 

Jak wiadomo na kolejnej płycie złagodzili brzmienie i powstał nostalgiczny i bardzo stonowany album Viva, który jest moim ulubionym wydawnictwem zespołu (na koncercie grane są też utwory z tej płyty, choć wersje koncertowe są nieco bardziej surowe, zapewne żeby utrzymać zbliżony styl do pozostałości prezentowanego materiału). Także z Vivy słyszymy na przykład Illusion, Eisengrau czy Polaricht ale nie brakuje klasyków z pozostałych płyt jak Reigen czy Incubis Succubus z Tocsin albo Boomerang i Qual z Fetisch


Tracklista: Jahr Um Jahr, Reigen, Eisengrau, Morning, Der Wind, Illusion, Augenblick, Tag fur Tag, Dogma I, Boomerang, Paho, Autumn, Polarlicht, Mondlicht, Zu Jung Zu Alt, Incubus Succubus, Qual

Warto wspomnieć, że wokalistka Anja Huwe po rozpadzie zespołu zajęła się malarstwem, i do dziś odgrywa znaczącą rolę w kulturze europejskiego undergroundu. Jak pisze na swojej stronie internetowej: maluję muzykę, słyszę kolor, moja sztuka to syntetyczne tłumaczenie tonów i dźwięków. Moje obrazy można usłyszeć oczami. Staram się stworzyć atmosferę, która opiera się na oddziaływaniu między strukturą, kolorem i światłem, a moje obrazy są odbiciem naturalnie występujących struktur - to co robię jest tym czym jesteśmy (TUTAJ). Działalność artystyczną prowadzi w Hamburgu (rodzinne miasto), Nowym Jorku i Londynie. A tak wyglądają jej obrazy:


Centrum kultury Schlachthof w Bremie, w którym zarejestrowano dzisiejszy koncert cały czas istnieje. Zespół X Mal Deutschland jak na razie nie planuje wznowienia działalności, choć na fali popularnych reaktywacji grup z lat 80-tych wszystko jest możliwe. Do ich muzyki na pewno jeszcze nie raz powrócimy. Tymczasem posłuchajmy wyjątkowego koncertu i delektujmy się sztuką wokalistki. 

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Ostatnie zdjęcie i ostatni rozmówca Iana Curtisa z Joy Division - kto mówi prawdę?

Noc, która poprzedziła nieodwołalną decyzję Iana Curtisa stała się tematem dociekań wielu osób. I mimo, że wydawałoby się iż wszystko już na jej już temat powiedziano i ustalono po kolei każdy fakt, który mógł się wówczas wydarzyć, to w życiu nic do końca - poza śmiercią - nie jest pewne i jeszcze mogą pojawić się  nowe informacje..
 
Jest pewne, że Ian obejrzał film Wernera Herzoga (Stroszek) (o Herzogu pisaliśmy o TUTAJ), a potem włączył płytę  Iggy'ego Popa (The Idiot) i powiesił się w swojej kuchni. Lecz później okazało się, że jeszcze rozmawiał z Annik Honoré, o czym pisaliśmy TUTAJ. Rozmawiał także z żoną i wyszedł na spacer. Sąsiedzi, Kevin i Pam Wood mieszkający kilka drzwi dalej na Barton Street w książce Torn Apart, The Life of Ian Curtis wspominali, że widzieli Iana, który przechadza się kilka razy pomiędzy 7 a 8 godziną wieczorem. Poza tym napisał i zostawił na kominku list dla swojej żony, który wszyscy uważają za list pożegnalny. Jak podał jego sąsiad Kevin Wood, który zaraz po Debbie wszedł do domu, pisał w nim, że  kiedy wróci z Ameryki, chciałby się z pogodzić z żoną i być znowu częścią normalnej rodziny. I podobno rozmawiał jeszcze z Neil’em Andrew Megson’em, znanym bardziej jako Genesis P-Orridge… pochodzącym z Manchesteru muzykiem z zespołu Throbbing Gristle.
 

Byli faktycznie znajomymi, a nawet podobno się przyjaźnili, choć Deborah Curtis o nim nic nie pisze w swojej książce. Ale wspomina go Peter Hook w Unknown Pleasures: Inside Joy Division (książkę opisywaliśmy TUTAJ), jak to kiedyś musiał naprawiać silnik furgonetki zespołu i zapłacić za to, a w tym czasie Ian Curtis poszedł na spotkanie z Genesis P-Orridgem (TUTAJ). Także Bernard Sumner podał w swojej książce, że podczas nagrywania Closter, Ian zaczął odsuwać się od zespołu i spędzał czas z Genesis P. Orridgem z Throbbing Gristle bo miał dosyć dowcipów Petera Hooka i dziwnego zachowania Roba Grettona (Bernard Sumner, Chapter and Verse, s. 126). 

P-Orridge jest też jedną z osób, które poproszone przez John’a Savage’a opowiadają o Ianie Curtis’ie w dokumencie o Joy Division wyreżyserowanym przez Granta Gee.

W dziesiątą rocznicę śmierci Iana Curtisa Genesis P-Orridge, wówczas frontman zespołu Psychic TV, dedykował mu swój utwór IC Water. Okładkę singla zdobi podobizna Curtisa, a nagranie zawiera próbki jego głosu.


Obecnie muzyk wygląda cokolwiek dziwnie, bo po śmierci swojej żony postanowił się do niej upodobnić i w tym celu wszczepił sobie nawet implanty piersi. Jednak, jak wyjaśnił jednemu z dziennikarzy, którzy przeprowadzali z nim wywiad Nie jestem mężczyzną uwięzionym w kobiecym ciele. Jestem mózgiem uwięzionym w ludzkim ciele. Muzyk jest na tle innych artystów osobą posiadającą gruntowne wykształcenie muzyczne. W domu słuchał muzyki jazzowej, grał na perkusji już w wieku 3 lat, na fortepianie od 7 roku życia i śpiewał w chórze katedralnym, gdzie poznał solfeż i zasady chorału gregoriańskiego. Jako nastolatek P-Orridge zamieszkał w latach 60. XX wieku w Londynie gdzie stworzył grupę sztuki performance COUM Transmissions z przyszłymi członkami zespołu Throbbing Gristle: Cosey Fanni Tuttim, Chrisem Carterem i Peterem "Sleazy" Christophersonem. Od tego czasu datuje się także jego przyjaźń i korespondencja Williamem Burroughsem, (pisaliśmy o nim TUTAJ) która trwała aż do śmierci pisarza w 1997 roku. Od Burroughsa i jego przyjaciela Briona Gysona, P-Orridge dowiedział się o sposobie pisania techniką cięcia. To była koncepcja, która dzięki twórczości Throbbing Gristle ostatecznie przeniosła się z literatury na muzykę: różne dźwięki znalezione w istniejących kompozycjach muzycznych wycinano z nich i kompilowano w innych w jedną całość. Technika ta ostatecznie w muzyce została określona jako sampling.
 
Ale dla nas istotne są wspomnienia P-Ogrridge’a o Ianie Curtisie i ich ostatnia rozmowa telefoniczna, opisana przez muzyka w kilku wywiadach. Mówił w nich tak: 

Byłem bardzo dobrym przyjacielem Iana Curtisa z Joy Division - w rzeczywistości byłem ostatnią osobą, z którą rozmawiał przed śmiercią. Rozmawialiśmy o wczesnych nagraniach Franka Sinatry i o tym, jak one wpłynęły na nasze frazowanie. Ten skandujący styl, który obaj mieliśmy, został zrobiony świadomie. I oboje mieliśmy plan. Joy Division i Throbbing Gristle zamierzali zagrać razem w Paryżu, a na koniec Ian i ja byśmy ogłosili, że obaj opuszczamy nasze zespoły, aby zacząć razem [grać]. LINK Byłem ostatnią osobą, z którą rozmawiał, zanim umarł. Ale on znał moją piosenkę o próbach popełnienia samobójstwa na pamięć i w tym ostatnim telefonie, śpiewał mi je słowo w słowo, więc uznałem, że spróbuje się zabić. A więc ja... To było przed telefonami komórkowymi, zanim większość ludzi miała nawet zwykłe aparaty w Wielkiej Brytanii, więc zacząłem dzwonić do każdego, kogo miałem na myśli w Manchesterze, mówiąc, że musisz dostać się do domu Iana, on spróbuje się zabić. A ci, do których się dodzwoniłem, mówili "nie, on po prostu dramatyzuje". Ale uważałem, że nie, myślałem, że naprawdę będzie próbował to zrobić, i nikt nie poszedł tego sprawdzić. I dlatego wciąż jestem zły na pewnych ludzi. (TUTAJ)

I jeszcze jeden fragment: Ostatnie pytanie. Prawdopodobnie byłaś ostatnią osobą, która porozmawiała z Ianem Curtisem przed śmiercią, i zastanawiałam się, co myślisz o filmie Control Antona Corbijna i czy kiedykolwiek chciałbyś, żeby po twojej śmierci powstał film o tobie?
 
Ktoś mi powiedział, że Hooky napisał książkę, w której on wspomina, że nigdy tak naprawdę nie wiedział, o czym myślał Ian, że Ian miał tendencję do rozmawiania ze mną o swoich pomysłach. A w dniu, w którym popełnił samobójstwo zadzwonił do mnie i zaśpiewał moją piosenkę z drugiego albumu Throbbing Gristle "Weeping", która była o mojej próbie samobójczej. On zaśpiewał jej słowa doskonale, a coś po prostu kliknęło w mojej głowę - o cholera, on śpiewa na pożegnanie, będzie próbował się zabić. Ale to było w czasach przed telefonami komórkowymi i prawie nikt nie miał aparatów [telefonicznych], więc dzwoniłem do osób w Manchesterze i jedna lub dwie, do których udało się mi dodzwonić mówiło, "och, on zawsze jest dramatyczny, nie zrobi niczego" a ja mówiłem "nie, naprawdę myślę, że Ian się zabije, ktoś się tam dzieje” - i nikt nic nie zrobił. Czułem się tak beznadziejnie i bezradnie, ponieważ byłem 300 mil od niego. Z jakiegoś powodu nie zadzwoniłem po gliniarzy. Sądzę, że to naturalna niechęć do policji (TUTAJ).  
 
Cóż… może P-Orridge mówił prawdę a może nie… Niemniej nikt nie sprostował jego słów, nie zarzucił ich autorowi kłamstwa. Przyjmijmy zatem, że jeśli faktycznie Ian Curtis i P-Orridge postanowili założyć nowy zespół muzyczny to na ile było w tym chęci obu, a nie tylko jednego z rozmówców. Podobno cechą charakteru Iana Curtisa była jego zmienna osobowość, dostosowująca się do rozmówcy - pokazywał różnym osobom różną twarz - jak to obrazowo opisał Peter Hook w Unknown Pleasures (TUTAJ) (s. 217-218). Możliwe więc, że powiedział P-Orridge’owi dokładnie to, co tamten chciał usłyszeć? O tym już nigdy się nie dowiemy…

Za to możemy pokazać ostatnie zdjęcie Iana Curtisa, zrobione 15 maja 1980 r… (za: LINK). Tutaj też mamy sprzeczności, bowiem wdowa po Curtisie w swojej książce publikuje ostatnie zdjęcie muzyka, i twierdzi że to ona je zrobiła. Kto ma rację?




niedziela, 12 sierpnia 2018

Kinowa jazda obowiązkowa: Fahrenheit 451, czyli jak Wojtek zaczął być orwellowskim antystrażakiem

Guy Montag (w tej roli Oskar Werner) - bohater brytyjskiego filmu Fahrenheit 451 z 1966 roku jest strażakiem, choć na prawdę chodzi o antystrażaka. Bowiem to nie jest zwykła straż pożarna,  w tej straży się nie gasi pożarów tylko robi się coś zgoła przeciwnego. Antystrażacy mają za zadanie podpalanie i likwidację książek. Świat wygląda niczym w powieści Rok 1984 George'a Orwella (pisaliśmy o książce i filmie TUTAJ), telewizyjna indoktrynacja, donosicielstwo i generalnie odmóżdżenie temu towarzyszące są na porządku dziennym. Taka typowa akcja antystraży wygląda jak poniżej:






Antystrażacy nie tylko zjeżdżają po słupie, ale też posiadają umiejętność jazdy po rurach odwrotnie  - czyli w górę. Po otrzymaniu rozkazu udają się na miejsce, wcześniej przygotowane przez Policję. Zamiast wozu strażackiego mają wóz z miotaczem, książki polewane są cieczą łatwopalną i palone. Montag jest wzorowym antystrażakiem i za chwilę dostanie awans. Spotyka w pociągu dziewczynę, która wydaje się być nim zainteresowana, choć większość ludzi boi się antystrażaków.


Żona Montaga za to, zdaje się przypominać pierwszą żonę Smithsa z powieści Orwella, i na tym zresztą podobieństwa obu dzieł się nie kończą. Opisywany film powstał na podstawie książki Roya Bradburyego (z roku 1953) pisarza amerykańskiego, napisanej później niż książka Orwella. Wspomniana żona Linda żyje tylko telewizją i interaktywnymi serialami w których może brać udział, (jak każdy inny mieszkaniec kraju, z czego nie zdaje sobie sprawy więc czuje się wyróżniona). Wizja awansu męża nie robi na niej żadnego wrażenia... Za to udział w serialu bardzo duże.





Uzależnienie Lindy od TV jest wzmacniane poprzez takie  interaktywne programy, bo po każdym dostaje pochwałę za wspaniały udział, przez co ogląda TV nawet przed snem. 
 
Podczas jeden z akcji, jak i w szkole dla antystrażaków Montag dowiaduje się, że 451 stopni Fahrenheita to temperatura w której płonie papier... (choć tak na prawdę to fikcja literacka, papier pali się w znacznie wyższej temperaturze). Pada nawet pytanie: czy dawno temu strażacy nie palili książek tylko gasili ogień? I odpowiedź: Domy zawsze były ognioodporne. Za to na pytanie: dlaczego palicie książki? pada odpowiedź: to praca jak każda inna, spalamy je na popiół a później palimy popiół, książki to stek bzdur, ludzie je czytają bo to zabronione, książki skłaniają do postaw aspołecznych, przynoszą nieszczęście. 

Lekcje dla antystrażaków polegają między innymi na tropieniu książek w elementach konstrukcyjnych i meblach i ogólnie ćwiczeniach w ukrywaniu i szukaniu - bowiem żeby umieć znaleźć trzeba umieć chować.


Poznana w pociągu dziewczyna prowokuje kolejne spotkanie podczas którego pada seria pytań dających do myślenia. Czyta pan książki które pali? Na co otrzymuje od Montaga odpowiedź: A po co - to zabronione. I kolejne: Jest pan szczęśliwy? Jakże mógłby nie być: oczywiście że tak. Proszę zauważyć pełną analogię do historii Smithsa i Julii z Roku 1984. Tam też kobieta sprowokowała spotkanie i całą miłosną historię. 

Montag zaczyna w końcu myśleć samodzielnie i zauważa, że jego żona Linda jest mało nim zainteresowana. Pyta ją bezpośrednio: Chciałabyś mieć większy dom? Na co otrzymuje odpowiedź: raczej drugi ekran ścienny... Na marginesie, żona i bohater cały czas w filmie zażywają tabletki, coś analogicznego do orwellowskiego dżinu zwycięstwa. 

Awans jest coraz bliżej, Montag upewnia się o nim podczas rozmowy z dowódcą który pokazuje teczki pracowników, każdy z nich ma swój numer nie ma nazwisk, Montag to akurat 381-813. Do jego awansu potrzebne jest 12 fotografii od tyłu a w teczce jest tylko 6...




Montag mieszka jak bohaterzy Orwella w czymś noszącym nazwę blok 813. Po powrocie z pracy odkrywa, że żona jest nieprzytomna, i prawdopodobnie przedawkowała tabletki. Informuje o tym dział zatruć przy okazji informuje co zażywają z żoną: czerwone tabletki numer 2 i złote tabletki numer 8. Przybywa karetka, dwóch dziwnie ubranych sanitariuszy twierdzi że: wpompują w żonkę nową krewkę i będzie jak nowa.  

W Montagu coś pęka, następnego dnia przypomina sobie rozmowę z dziewczyną z pociągu, i pytanie o czytanie książek, które pali. Decyduje się przemycić do domu książkę Dickensa i ukrywa w pawlaczu, czyta nocą wyłączając ekran jak w Orwellu. Nota bene Julia i Smiths z Roku 1984 też czytali książkę, ale Goldsteina.


 
Antystrażak przeżywa powolną metamorfozę, podczas rewizji w parku - placu zabaw, puszcza wolno człowieka w płaszczu, który ewidentnie ma pod nim schowane książki. Dziewczyna z pociągu nadal go śledzi, tym razem z matką, finalnie prowokuje spotkanie (jak w Orwellu). Żali się Montagowi, że zwolnili ją ze szkoły. Wkoło kwitnie donosicielstwo, wspólnie widzą scenę kiedy ktoś do specjalnej czerwonej skrzynki wrzuca donos.  Jak mówi Montag: to informator - pozbył się sąsiada, matki albo szwagra.





Kobieta zabiera Montaga do szkoły i wplątuje w intrygę. Szkoła okazuje się miejscem gdzie dzieci, wszystkie ubrane w identyczne  mundurki, uczą się jedynie liczyć. Pamiętasz gdy pytałaś czy czytam książki które palę? Wczoraj jedną przeczytałem, chwali się Montag swojej znajomej z pociągu.



Żona przyłapuje Montaga na czytaniu w nocy... Sytuacja dla niej staje się coraz trudniejsza.To tak jak życie w telewizji a prawdziwe życie. Coś a la fabuła filmu Piotra Szulkina Wojna Światów (opisanego TUTAJ).

Komendant podczas kolejnej akcji, w czasie której Montag kradnie następną książkę (historię Kaspara Hausera, jaki ten świat jest mały - proszę zobaczyć TUTAJ) wyjaśnia strażakom: Książki nic nie zawierają, są o ludziach którzy nie istnieli, ci którzy je czytają stają się nieszczęśliwi. Jedynym kluczem do szczęścia jest równość. 

W akcji ginie matka jego znajomej z pociągu, płonie w domu pełnym tego co kochała najbardziej - książek. 


 
To przeżycie dla Montaga jest przełomem. Postanawia przejść do działania. Daje wykład o książkach koleżankom żony - czyta fragment, jedna z nich się wzrusza, a kiedy kończy pozostałe stwierdzają, że książki to samo okrucieństwo, smutek i łzy. 


Tej samej nocy Montag ma koszmary, a Policja aresztuje wuja jego znajomej z pociągu i nauczycielki (dopiero teraz pada jej imię: Clarise) podczas gdy jej udaje się uciec. Rano po trudnej nocy żona stawia antystrażakowi alternatywę: książki albo ja. Następnie sama donosi na męża. Poniżej zdjęcie w kolorze, żeby uzmysłowić czytelnikom, że mimo iż mamy rok 1966 film jest niesamowity kolorystycznie. 


Antystrażak znajduje Clarice a ta opowiada mu o krainie za rzeką, krainie wolności gdzie żyją książkowi ludzie, i zachęca żeby z nią do nich uciekł. Montag jednak pragnie rozmontować system, czyli podłożyć antystrażakom książki a następnie ich zadenuncjować. Rozstają się...


Wypowiada pracę w antystraży ale zanim stanie się wolny, dowódca prosi go o wzięcie udziału w ostatniej akcji. Okazuje się, że antystrażacy jadą do jego domu, gdzie przy wyjściu spotyka żonę, która właśnie go opuszcza...




Recepty na szczęście wzajemnie się wykluczają - to kolejna lekcja którą udziela Montagowi dowódca podczas palenia książek w jego domu. Montag w desperacji pali łoże małżeńskie, telewizor a finalnie zabija dowódcę i ucieka - rozpoczynają się poszukiwania. Czy przeżyje? A może przeżyje swoją śmierć? Czy dotrze do krainy książkowych ludzi? Czy jeszcze spotka Clarice?



Na koniec kilka słów podsumowania. Nie spotkałem się z recenzją pokazującą podobieństwa między Orwellem a książką Bradbury'ego, na podstawie której nakręcono film. Nie spotkałem się nigdy z takim dziwnym filmem, z tak niesamowitym klimatem i kolorystyką. Są dwie sceny trącające kiczem, powodowane ówczesną techniką trikową, ale to jest do wybaczenia. Dziś w epoce komputerów wzbudzają nie tylko uśmiech, ale i szacunek. 

Nie spotkałem się też z filmem gdzie jedna aktorka gra dwie role, zarówno Clarice jak i żony Montaga Lindy (Julie Cristie). I kiedy tak oglądałem sobie niedawno jeden ze starszych filmów science fiction Woody Allena, nie wytrzymałem do końca - trącało kiczem i tandetą. Tutaj klimat jest absolutnie ponadczasowy. 

I na koniec: palenie książek to rzecz jasna aluzja do Niemców, a pociągi pokazane w filmie science fiction jeżdżą dzisiaj na prawdę w wielkich japońskich miastach... 

Julie Christie żyje i ma obecnie 77 lat. Za to Oskar Werner zmarł w wieku 63 lat, nomen omen w roku 1984...