W pierwotnym zamiarze Wernera Herzoga tytuł miał brzmieć: Każdy dla siebie i Bóg przeciwko wszystkim. Jest to film trudny, ambitny i poddany chyba milionom analiz, bowiem uważany za jeden z najważniejszych filmów w historii kina. Jednocześnie to debiut Brunona S. naturszczyka, o którego życiu i zaangażowaniu przez Herzoga pisaliśmy wcześniej (TUTAJ). Ważne jest to, że grajek Bruno S. syn prostytutki, miał bardzo zbliżony życiorys do Kaspara, z tym, że historia Hausera zaczyna się w 1828 roku. Był przez 16 lat więziony i mało było o nim wiadomo. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Film rozpoczyna się od scen pokazujących dość dorosłego Kaspara, więzionego w lochu i karmionego chlebem i wodą.
Odwiedza go człowiek (w pewnym momencie nazywa siebie ojcem, później w liście stwierdza że nim jednak nie jest) który próbuje go uczyć chodzić i pisać.
Po jakimś czasie pozostawia go z gotowym listem na rynku miasteczka N. w którym dzieje się akcja filmu (oryginalny Kaspar pochodził z Norymbergi). W liście opisana jest jego historia, a list skierowany jest do wysokiego rangą wojskowego, gdzie Kaspara doprowadza jeden z mieszkańców miasteczka, z centrum pustego rynku na którym stoi nieprzystosowany do życia bohater.
Wojskowy i urzędnicy zajmują się Kasparem, oceniają jego stan w wszystko protokołują. Postanawiają umieścić go w wieży dla znajd i przestępców, po czym kiedy nabywa podstawowych manier decydują, że musi na siebie zarabiać w miejscowym cyrku.
W cyrku przedstawiany jest jako dziwoląg, i w końcu stamtąd ucieka trafiając pod opiekę jednego z dobrze sytuowanych mieszkańców.
W domu podczas rozmów poznaje czym jest religia, coraz bardziej doświadcza, jakimi okrutnymi istotami potrafią być ludzie. Zostaje dotkliwie pobity i doznaje, podczas utraty świadomości, wizji ludzi idących pod górę we mgle. Na górze jest tylko śmierć. Kaspar obcuje z przyrodą, zaczyna też nieudolnie spisywać historię swojego życia.
Jego inność jednak powoduje, że nie znajduje akceptacji. W końcu zostaje śmiertelnie raniony nożem przez nieznajomego, który wręcza mu sakiewkę z listem. Przybiega z krwawiącą raną do człowieka u którego mieszka, jednak ten zamiast udzielić mu pomocy, najpierw pyta o miejsce w którym to się stało, po czym jest tam prowadzony przez krwawiącego Kaspara. Czyta list z sakiewki. W liście jest tylko informacja, że Hauser może rozpoznać nieznajomego i poinformować skąd pochodzi, a on sam chce zaoszczędzić Hauserowi trudu i sam ma zamiar powiedzieć skąd przybył. Chce nawet ujawnić swoje nazwisko. Tego jednak finalnie nie poznajemy. Hauser na łożu śmierci proszony o wyjawienie co leży mu na sercu, opowiada przypowieść o ślepym przewodniku, który kieruje karawanę przez pustynię.
Nagle ludzie spostrzegają przed sobą góry, ale ślepy przewodnik smakuje piasku i kieruje grupę cały czas tą samą drogą. Gór nie ma a pojawia się miasto, z tym że nikt nie wie co w tym mieście ma się wydarzyć. Hauser umiera a sekcja zwłok wykazuje anomalie mózgu i wątroby.
Teraz urzędnicy będą mogli spać spokojnie, bo wszystkie niedostosowania bohatera znalazły swoją przyczynę w anomaliach budowy jego ciała.
Kilka refleksji po obejrzeniu filmu. Można wyobrazić sobie, że film pokazuje człowieka tabula rasa fizycznie dojrzałego jednak w pełni nieświadomego, oraz proces kształtowania i zapisywania tej tablicy przez otoczenie. Przemoc, materializm, zaspokajanie potrzeb i szukanie winnych wkoło, byle tylko poza sobą. W końcu zrzucenie winy na ofiarę, na człowieka niedostosowanego, bo tak jest najwygodniej. Ile razy słyszymy opinię o ludziach np. popełniających samobójstwa, że musieli to być ludzie nienormalni, mający coś nie po kolei w głowie? Ile w tym zachowań mających na celu tylko i wyłącznie uspokajanie siebie i własnego sumienia? Bo co to właściwie zmieni?
I najsmutniejszy w tym wszystkim jest fakt, że bez względu na to kto umrze, psy będą szczekały a karawana pójdzie dalej. Świat będzie istniał i funkcjonował, a jeden zgon w tę czy tamtą nie zatrzyma tłumu idącego pod górę, którą widział w wyobraźni Kasper Hauser. Górę życia, na szczycie której nie czeka nic innego, poza śmiercią.
I najsmutniejszy w tym wszystkim jest fakt, że bez względu na to kto umrze, psy będą szczekały a karawana pójdzie dalej. Świat będzie istniał i funkcjonował, a jeden zgon w tę czy tamtą nie zatrzyma tłumu idącego pod górę, którą widział w wyobraźni Kasper Hauser. Górę życia, na szczycie której nie czeka nic innego, poza śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz