Zamysłem rubryki niedocenieni miało być promowanie młodych artystów, zespołów które albo już nie istnieją, albo są dopiero na początku drogi na szczyt. Kilka razy jednak zdarzyło się, że piszemy o artystach w pewien sposób niespełnionych. O geniuszach, którzy mimo tego, że potrafili i potrafią wiele, to ciągle wie o tym jedynie wąskie grono koneserów. Z czego to wynika?
Miałem w życiu okazję poznać kilku geniuszy. Ludzie ci zwykle żyją bardzo skromnie, często w zaniedbanym otoczeniu, nie zdając sobie sprawy z własnych umiejętności. Często są to ludzie chorzy, żyjący w depresji, strachu. I gdybym miał wymienić najważniejszego niedocenionego to byłby to bohater dzisiejszego wpisu. Vini Reilly twórca Durutti Column, zespołu który nagrywał dla Factory Records.
Szybki test: najlepsi gitarzyści w historii rocka? Padną nazwiska Hendrix, Clapton, King, Berry, Gilmour, Young i wielu innych (TUTAJ). Ale na tych listach brakuje Viniego Reilly, niezwykłego gitarzysty, w zasadzie multiinstrumentalisty, o niesamowitym talencie i warsztacie. Gitarzysty który swoją grą wyprzedził innych o wieki. Debiutancka płyta Durutti Column w zasadzie duetu, posiadała okładkę z papieru ściernego (TUTAJ wspomina to, w wywiadzie którego tłumaczenie zamieściliśmy, sam Ian Curtis. Swoją drogą mało kto wie, że Curtis dorabiał sobie w Factroy przy sklejaniu tej niesamowitej okładki...). Zespół powstał w 1978 roku i obok Joy Division i Happy Mondays był w czołówce grup otoczonych opieką Tony'ego Wilsona. Na marginesie nagrania realizował sam mistrz dźwięku Martin Hannett...
Vini Reilly cierpiał na depresję, miał za sobą kilka prób samobójczych, przyjaźnił się też z Ianem Curtisem, w okresie kiedy ten planował samobójstwo, a Ianowi Curtisowi poświęcił aż trzy utwory. Najważniejszy i najbardziej znany to The Missing Boy, z płyty LC o której jeszcze napiszemy. To odruchowa reakcja, rozmawiałem z Ianem po jego pierwszej próbie samobójczej. To dlatego zatytułowałem tak piosenkę, on został utracony, nigdy nie poleciał do USA. Znałem go bardzo dobrze, jak i Annik z którą zaprzyjaźniłem się po śmierci Iana. Ona była jedną z założycielek Les Disques du Crepuscule i wydawnictwa Factory Benelux. - wspomina (TUTAJ).
Ian był jedną z tych dusz męczenników. Epilepsja pogłębiała się, a oni faszerowali go barbituranami (Martin Hannett też o nich wspominał w wywiadzie, którego tłumaczenie publikowaliśmy TUTAJ), bo tak wtedy walczono z epilepsją. Problem z barbituranami jest taki, że tracisz świadomość jesteś oderwany od rzeczywistości, a oni zapisywali mu na prawdę duże dawki (tezę że Curtisa zabiły leki wysnuł Peter Hook - pisaliśmy o tym TUTAJ). Myślę, że kombinacja tych leków, plus pomysł koncertów w USA to było po prostu za wiele. (TUTAJ).
A piosenka The Missing Boy w wersji live brzmiała tak:
Myślę, że jeszcze nie raz wrócimy do Durutti Column. Jeszcze kilka ważnych klipów. Twierdziłem i twierdzę, że Vini był (jest?) geniuszem gitary. No bo jak nazwać na przykład to:
Jakieś pytania? To może skoro geniusz, to czy wytyczał też jakieś nowe muzyczne szlaki? Proszę bardzo, z mojego (obok LC) ulubionego albumu Durutti Column zatytułowanego po prostu Vini Reilly piosenka Opera I:
A inne? To może Love no more?
W 2010 roku Vini Reilly przeszedł trzy udary mózgu. Walczył z bezwładem ręki. Pomogli mu fani. Napiszę o tym w kolejnym tekście, bo to już zupełnie inna historia....
Może skorzystam i spróbuję tej dawki muzyki
OdpowiedzUsuńDzięki choć przegląd Twojego bloga upewnia mnie że raczej lepszy będzie Martinez z filmu Solaris. No i Nick Cave ale o nim jeszcze nie pisaliśmy. Pozdrowienia
UsuńNajpiękniejsze utwory Vinniego to Never Known i Love No More
OdpowiedzUsuńCzęść Michu - dorzućmy jeszcze do kompletu Opera I. Miło że wpadłeś na bloga zapraszamy częściej i pozdrawiamy
Usuń