sobota, 12 stycznia 2019

Z mojej płytoteki: Jeszcze młodsza generacja, polska chłodna fala lat 80-tych


W 1985 roku po eksplozji chłodnej fali, głównie dzięki Joy Division, w Polsce pojawiło się bardzo wiele ciekawych zespołów czerpiących z tamtego nurtu. Wydawnictwo płytowe Tonpress postanowiło z bliżej nieznanego klucza wybrać kilka z nich i wydać prezentowany dziś, dość mało znany album (omawiamy oryginalne wydawnictwo a nie reedycję).

Płytę otwiera Kult i Piosenka Młodych Wioślarzy - pierwszy hit zespołu, pamiętam jaki szok wywołał teledysk, który oglądaliśmy w publicznej TV. Mimo tego, jest to piosenka moim zdaniem, średnio pasująca do klimatu jaki dominuje na albumie. Niemniej wtedy Kult wydawał mi się bardzo obiecującym zespołem i miałem nadzieję, że pójdą w kierunku chłodnofalowym. Czas pokazał, że poszli w inną stronę, co nie zmienia faktu, że mają ogromne zasługi dla polskiej muzyki undergroundowej i nowofalowej. 

Dom Mody i piosenka Szyfry (autorstwa trio Dulnik, Gąska, Olczyk), znakomity utwór wyraźnie nawiązujący do Joy Division (ach ta sekcja rytmiczna niczym z Heart and Soul), ale też nieco do Kraftwerk. Moim zdaniem jeden z jaśniejszych punktów na albumie. Dzisiaj dzięki Internetowi możemy poznać historię zespołu. Tak też na stronie historie kieleckie (TUTAJ) pojawiła się kopia tekstu z bloga Witolda Gąski (i dobrze bo blog już nie istnieje) klawiszowca i wokalisty zespołu. Historia grupy opisana jest tam bardzo wnikliwie, my pozwolimy sobie jedynie przytoczyć kilka fragmentów dla nas najważniejszych, czyli inspiracji muzycznych i nagrania omawianego dziś albumu. Muzyk wśród inspiracji w tamtych czasach wymienia Ultravox, Visage, Spandau Ballet. Niech zresztą opowie sam: Pojawiło się w moim zasięgu - bo grałem - nieduże, ale elitarne grono, które słuchało muzyki jakiejś takiej nowej, po-raz-pierwszej: nowa fala, new romantic... Punk - to było już dość stare, przyschnięte gówno, którego lepiej nie ruszać, bo jak zaśmierdzi... Zacząłem słuchać nagrań (docierały do nas z Londynu, kto miał najnowsze single - był gość, o longach już nie wspomnę... sam miałem jedynie jeden z magicznego Zachodu - grupy Visage) Ultravoxu, Spandau Ballet, Duran Duran - głęboko wierząc, że to niesamowicie odkrywcza muza, a to - po latach widzę wyraźnie - był zwykły pop tamtej epoki z całym marketingiem od stóp do głów! (no może prócz Ultravox (TUTAJ)). Ale wtedy te przehallowane przestrzenie, cykające breczki brały mnie jak gąbka wodę. Nie stroniłem też od Stranglersów (TUTAJ), B-52's czy jugolskiej odmiany nowej fali - i to mnie "uratowało"...
O omawianej dziś płycie pisze tak: Teraz już mogliśmy jechać do Warszawy, do studia Tonpressu, i spać w Europejskim (wreszcie hotel, po tylu latach...). Był listopad orwellowskiego 1984 roku. Byliśmy my: Bogusław Olczyk (wiadomo), Andrzej Wolski (załatwił klawisze – ciągle nie mieliśmy swoich!), Lucjan Dulnik (gitarren: ta cieńsza i bas-sss również) i ja (klawiszen i baryto-nowy śpiewik, by tak rzec)... W ogóle notorycznie już słuchałem zespołu Cabaret Voltaire (TUTAJ), i (oczywiście) The Residents (TUTAJ). Mieliśmy jechać na opolskie debiuty z szyframi – Lucjan parę dni wcześniej opuścił nasz kraj, i nasz blok wschodni. Szyfry ukazały się na składance "Jeszcze młodsza generacja" - ja czułem się JESZCZE młodszy: eksperymentowałem z dźwiękiem włażąc do wnętrza fortepianu, gnąc szule ze szpulowców (LINK)... Skróconą historię zespołu można poznać też TUTAJ

Kolejny utwór to Madame (TUTAJ) i ich Głupi Numer... no cóż, Robert Gawliński to historia nowej fali. Był w Made in Poland, stworzył znakomity Madame a później... I to by było na tyle.  

Fort BS był grupą czysto punkową, miałem okazję widzieć ich w Jarocinie w 1984 (opisałem ten festiwal TUTAJ). Na płycie wykonują utwór do tekstu Witkacego. Mimo ciekawego brzmienia piosenka nie należy do najlepszych na albumie. 

Po niej znakomity utwór Dekoder zespołu Nowomowa. I tutaj zaskoczenie, bowiem zespół był z Torunia a grali w nim muzycy między innymi Kobranocki (Kobra) i Republiki (Grzegorz Ciechowski (TUTAJ i TUTAJ)). Ten ostatni grał na gitarze. Jaka szkoda, że zespół rozpadł się a ja mam wrażenie że piosenka Dekoder posiada linię basu bardzo zbliżoną do My Lunatycy Republiki

Zabijanka T Love (wtedy jeszcze Alternative) pochodzi z dość ciekawego okresu, kiedy zespół zahaczał o klimaty punkowe. Później...

Stronę drugą otwiera znakomity Ja Myślę zespołu Made in Poland (TUTAJ). Posiadam w mojej kolekcji unikalne wydawnictwo tego zespołu, w którym dość dokładnie opisana jest historia grupy. Obiecuję jeszcze o tym napisać, tymczasem dodam, że pada w nim  stwierdzenie, że grupa, mimo iż porównywana jest z Joy Division, wcale zespołu Iana Curtisa nie znała. Na marginesie, warto uzmysłowić sobie że mamy rok 1985 - brzmienie Made in Poland wyprzedziło swoją epokę, no ale oni byli z Krakowa...
Aya RL i nasza ściana - genialny zespół, genialne trio, znakomity występ w Jarocinie w 1985 roku i Paweł Kukiz walący młotem w drewniano - metalowego kozła. Byłem tam i widziałem, muszę ten festiwal opisać póki coś jeszcze z niego pamiętam. Ich Czerwona Płyta to kawał znakomitej chłodnofalowej muzyki i doczeka się osobnego wpisu. I znowu czas spowodował, że coś co mogło stać się światowej klasy sukcesem zostało roztrwonione... Dzisiaj Paweł Kukiz...

Podobnie zresztą jak dzisiaj Rendez Vous a Ziemek Kosmowski i jego grupa wtedy. Ten zespół również wyprzedził epokę i ich album będzie opisany w swoim czasie. Warto zwrócić uwagę na proste, bardzo ubogie ale jakże pełne informacji i emocji teksty i tę niesamowitą grę gitar. Warto wspomnieć, że perkusista i gitarzysta z oryginalnego składu już nie żyją... Do twórczości grupy jeszcze powrócimy. 

I na koniec coś co z Joy Division musi się kojarzyć, zarówno jeśli chodzi o nazwę SS TIL jak i o brzmienie. I znowu mamy do czynienia ze znakomitym utworem, jednym z najlepszych na albumie zatytułowanym Efekt. Niestety o zespole jest bardzo mało informacji, jedyne jakie są dostępne pochodzą ze strony (TUTAJ): 

Warszawska grupa Sstil, w której poza Rafałem Kwaśniewskim udzielali się także Tadeusz Kaczorowski oraz Piotr Fala Falkowski (o innych członkach formacji nic mi nie wiadomo) funkcjonowała w drugiej połowie lat 80. ubiegłego wieku. Nie pozostawiła po sobie żadnych oficjalnych wydawnictw.

Podsumowując można stwierdzić, że najciekawsze zespoły z omawianej dziś płyty już nie istnieją. A jeśli tworzą, to na pewno nie w stylu w jakim tworzyli wtedy. Postarzeli się? A może dopadły ich wymogi rynku, na którym kto nie gra komercji nie istnieje? Na szczęście u nas panują inne zasady. Im mniej komercji tym większy szacunek. Bo tylko zdechłe ryby płyną z prądem. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   


Jeszcze Młodsza Generacja, Tonpress 1985, realizator nagrań: Włodzimierz Kowalczyk. Tracklista: Kult "Piosenka młodych wioślarzy", Dom Mody "Szyfry", Madame "Głupi numer", Fort BS "Rozhulantyna", Nowo Mowa "Dekoder", T.Love Alternative "Zabijanka",  Made in Poland "Ja myślę", Aya RL "Nasza ściana", Rendez-Vous "Na skrzyżowaniu ulic", Sstill – "Efekt"

piątek, 11 stycznia 2019

Chciałem pokazać, w jaki sposób coś pięknego może stać się szybko przerażające: obrazy Darrena Waterstona

Thomas Celano, franciszkanin i hagiograf św. Franciszka zapisał w żywocie świętego taką radę:  Strzeżcie się osobliwości: to nic innego jak przepiękna otchłań. Myśl tę przytoczył krytyk literacki Tyrus Miller we wstępie do katalogu wystawy abstrakcyjnych obrazów Darrena Waterstona The Flowering (The Fourfold Sense) z 2007 r. 

Zaprezentowano na niej 13 sztuk odbitek grafik komputerowych Waterstona zestawionych z 13 drukowanymi tekstami Millera odpowiadających liczbie św. Franciszka wraz z dwunastką uczniów. Odbitki i komentarze są pokłosiem podróży artysty do Włoch w 2005 r. Sama nazwa cyklu - The Flowering - nawiązuje do spisanych w XIV w. poetyckich Kwiatków świętego Franciszka. Grafiki Waterstona są rzeczywiście osobliwe, bo łączą motywy abstrakcyjne z figuralnymi, których istnienie jest zaznaczone niemal intuicyjnie.






Popatrzmy uważnie na te szczególne dzieła, są na nich aluzje do głównych etapów życia świętego: spotkania Cherubina i stygmatyzacji, miejsca gdzie to nastąpiło, widoku ran świętego i nawróconego trędowatego, czaszki - atrybutu świętego, będącej wspomnieniem Memento mori...  Grafiki znakomicie ukazują jeszcze jedno - umiejętność Waterstona do łączenia wielu warstw znaczeń w jednym obrazie. Mamy na nich np.: nasycone barwy, wyglądające niczym spuchnięte ciało, czerwone od sączących się ran oraz świetliste linie niczym znaki boskiej ingerencji i sporadyczne szkielety i czaszki, niczym manifest kruchości fizycznego życia człowieka. Czaszki powtarzają się zresztą w rzeźbach artysty. Spiętrzone niczym stalagmity na kształt dekoracyjnego ornamentu, który zdaje się być drogocenną, przestrzenną arabeską. Dopiero, gdy spojrzymy nań dokładniej, dostrzeżemy złowrogi sens dzieła.
Urodzony w 1965 r. Darren Waterston znany jest jednak głównie z lirycznych mglistych pejzaży, na których majaczą sylwetki drzew niczym na japońskich krajobrazach. Większość pozbawiona jest jakichkolwiek elementów figuralnych, stając się abstrakcyjnymi landszaftami, na których trzepoczą przezroczyste formy, zlewając się wśród w chmury i wirując w paradoksalnie uporządkowanym chaosie. W trudny do wytłumaczenia sposób, przywołują wspomnienie emocji towarzyszących oglądaniu bezsłonecznych krajobrazów wypełniających tła na obrazach flamandzkich mistrzów z XV wieku. Może tak jest dlatego, że Waterston używa technik historycznych? Analogie z pracami malarzy renesansowych są jedynie kwestią emocji i kolorystyki, bo pod względem formalnym malarz pozostaje w kręgu współczesnych abstrakcjonistów, przetwarzając rozpoznawalne elementy krajobrazu: - chmury, urwiska, niebo - we wzory graficzne, które na niektórych płótnach stają się mieszaniną kropek, kłębu barw i gejzerów mglistych odcieni, wśród których gdzieniegdzie możemy zobaczyć mięsiste, nieokreślone i antropogeniczne struktury.






Osobliwym dziełem malarza jest jego instalacja znana jako Pokój Whistler’a. Jest to odniesienie do sali zaprojektowanej na magazyn i ekspozycję cennej kolekcji chińskiej porcelany zgromadzonej przez bogatego armatora Fredericka R. Leylanda. W zasadzie Whistler w 1876 r. dostał tylko zlecenie na namalowanie portretu jego kochanki, sławnej z urody Christine Spartall, który zawisł w jadalni magnata, ale gdy architekt Thomas Jeckyll, odpowiedzialny za projekt pokoju wystawowego zachorował, a w zasadzie doznał załamania nerwowego i kilka lat potem zmarł, Whistler dokończył jego dzieło. Ostateczny projekt okazał się zbyt drogi (szacowano go na kilkaset tysięcy funtów) co doprowadziło do zerwania kontraktu. Pomysł odkupił i zrealizował Charles Freer, obecnie można go oglądać w Smithsonian Museum. Wnętrze uważane jest za arcydzieło secesji. Powtarza się w nim motyw dekoracyjny złotego pawia a wśród złoconych półek wypełnionych porcelaną zwraca uwagę obraz kobiety, upozowanej na  Księżniczkę z Krainy Porcelany. Podziały geometryczne utworzone przez linie utworzone przez grzbiety półek są właściwe dla japońskich kompozycji. Także portret nawiązuje tematem i upozowaniem  do malarstwa Kitagawy Utamaro, znanego ze swoich drzeworytów z sylwetkami pięknych kobiet. Christine Spartall, ubrana na obrazie w kwieciste kimono, stoi zamyślona na niebiesko-białym wzorzystym dywanie, na tle japońskiego parawanu.

Projektując pokój, Whistler z obrazu uczynił główny motyw, któremu podporządkował dalsze elementy wystroju, na przykład podłogę wyścielił niebiesko-białym dywanem podobnym do tego na portrecie a kolor ścian zharmonizował z odcieniem kimona. W ten sposób obraz z otoczeniem tworzą jedność.


Darren Waterston  w latach 2013-2014 odtworzył bogaty wystrój pokoju lecz tylko pozornie, bo u niego jest on gnijącą ruiną. Oto są półki przewracają się, wazy i naczynia porcelanowe pękają, a złoto ścieka po ścianach... Mamy zatem zamiast studium piękna pokaz anatomii rozkładu i dekadencji. Artysta powrócił do egzystencjalnych rozważań, którym poświęcił uwagę podczas cyklu o św. Franciszku. Wydaje się, że ściany pokoju szepczą: Vanitas vanitatum et omnia vanitas... Chciałem pokazać, w jaki sposób coś pięknego może stać się szybko przerażające tłumaczył się Waterston na otwarciu wystawy ze swoją instalacją. Niewątpliwie jego twórczość zaskakuje, jest czymś osobliwym na tle niektórych płytkich realizacji współczesnych, w których nadbudowana treść zastępuje artyzm formy. 
 
Jeszcze krótkie dane biograficzne: Malarz urodził się w 1965 roku we Fresno w Kalifornii. Studiował w Otis Art Institute w Los Angeles, a następnie w Akademie der Kunst w Berlinie i Fachhochschule für Kunst, w Monachium. Obecnie mieszka w Nowym Jorku. Ma na koncie wiele wystaw indywidualnych i udział w wystawach zbiorowych. Jego prace zostały zakupione do kolekcji wielu muzeów w USA i w Europie. Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej malarza TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 10 stycznia 2019

Największy koncert Joy Division - mało znane fakty

Największy koncert Joy Division miał miejsce na najbardziej prestiżowej scenie Wielkiej Brytanii. Było to 29 lutego 1980 r., w dniu niezwykłym, bo zdarzającym się raz na cztery lata. 

Uzmysłowimy sobie jaki był to ogromny sukces dla zespołu, który zaledwie półtora roku wcześniej nagrał swój pierwszy album, dopiero gdy zapoznamy się z historią sceny, na której wystąpił, oczywiście podaną w telegraficznym skrócie:
 
Theatr Lyceum w dzielnicy Covent Garden istnieje od 1765 roku. i jednym z najbardziej znanych i ważnych teatrów w Wielkiej Brytanii. Gmach został przebudowany po pożarze w 1830 r. Wtedy architekt Samuel Beazley wzbogacił budynek o charakterystyczny, kolumnowy portyk. Nowa scena otrzymała tytuł Teatru Królewskiego Lyceum i Angielskiej Opery. W 1878 roku kierownikiem artystycznym teatru został sir Henry Irving, sławny aktor, który na stanowisko Business Managera mianował Bram'a Stocker. Ów zasłynął z napisania powieści grozy Dracula wydanej w 1897 roku. Podobno pierwowzorem postaci sławnego wampira był jego szef, Irving. W 1904 r. Teatr został gruntownie przebudowany przez Bertie Crewe. który zachował jednak monumentalny portyk . W 1939 r. został kupiony przez londyńską radę miejską, która planowała zburzenie budynku wraz z innymi okolicznymi teatrami: Aldwych, Novello, Vaudeville i Adelphi, aby zrobić miejsce na nowe trakty komunikacyjne oraz budownictwo mieszkalne. W tym samym roku na scenie wystawiono słynną adaptację Hamleta z udziałem Sir Johna Gielguda w roli tytułowej i plany zniszczenia budynku zawaliły się. 

Po wojnie teatr został otwarty ponownie a scenę udostępniono na różne imprezy, na bale oraz na występy popularnych zespołów. Zagrały tam m. in. takie grupy jak: The Who, Rolling Stones, Pink Floyd, Led Zeppelin, Queen i Prince. W 1978 r. ponownie przymierzano się do rozbiórki gmachu, od czego ostatecznie odstąpiono 1996 r., po gruntownym remoncie wartym 15 milionów funtów. (więcej o historii Lyceum TUTAJ).
Joy Division wystąpił wraz z Killing Joke oraz A Certain Ratio i Section 25. Z imprezy zachowało się w zasadzie wszystko: setlista, zdjęcia, nagranie i relacje widza, opublikowane z fanzinie Fun City. Prezentujemy je poniżej, aby uzmysłowić - także fanom Joy Division - ogrom pracy której dokonali muzycy, stając się twórcami ponadczasowych utworów i niepowtarzalnego brzmienia.
 
Oto setlista: (Źródło)
 
Incubation
Wilderness
Twenty Four Hours
The Eternal
Heart and Soul
Love Will Tear Us Apart
Isolation
Komakino
She's Lost Control

 

na bis:
 
These Days
Atrocity Exhibition

 

plakaty i bilety:



zdjęcia autorstwa Chrisa Mills i Franka Jenkinson:





















bootleg, z którego prezentujemy fragment:

A w końcu wspomnienia:
 


(...) Oczywiście nie po raz pierwszy Joy Division czy A Certain Ratio grał w Londynie, ale (myślę), to pierwszy raz Joy Division miał główną pozycję na tak dużym koncercie. Pomyślałbym, że zespoły nie przyciągną zbyt wielu ludzi, zwłaszcza że Wire grał w tę samą noc, ale Lyceum było napchane, możliwe że nawet wszystkie miejsca zostały wyprzedane. Może miało to coś wspólnego z odwołaniem tego wieczoru koncertu przez The Clash, lub że zespół z Manchesteru / Liverpoolu jest w Londynie uważany za wielki, po prostu dlatego, że oni  grają z uporem oryginalną muzykę, zamiast pubowego rocka lub R'n'B granego przez dziennikarzy dla zabicia czasu.
Niestety opuściłem koncert Sekcji 25, która musiała grać gdy czekaliśmy na wejście (...). Więc pierwszy zespół, który widziałem tej nocy, to był A Certain Ratio.

 
Zawiodłem się na nich w Osbourne głównie dlatego, że ich dźwięk był błotnisty, i ponieważ niewielu ludzi faktycznie tańczyło. W Lyceum byli świetni. Nie ma na to innego słowa. Robią jedną z najlepszych form muzyki tanecznej - (...) i dodają do tego teksty przypominające Iana Curtisa. Ich brzmienie było tak wyraźne, jak ich nowo wykrochmalone białe koszule, i było idealnie wyważone. Ich pokaz świetlny był prosty, ale niezwykle skuteczny, głównie w barwie niebieskiej i czerwonej. Widoczne były analogie z Joy Division i The Pop Croup, z funkową sekcją rytmiczną i tekstami takimi jak "Crippled Child" i "Genotype / Phenotype" oraz sposób, w jaki wokalista tańczy i śpiewa. (...) Są po prostu jednym z najbardziej inspirujących zespołów, jakie kiedykolwiek słyszałem.Natomiast Killing Joke był żałosny i przestarzały. (...) Są kabaretem udającymi nowoczesność. W ich secie wyróżniała się gitara rytmiczna w stylu "God Save The Queen", przez co skojarzenie z kabaretem było kompletne, a następnie dali ognia, który byłby interesujący gdyby zespół był w stanie [to wytrzymać]. Niestety sporej części publiczności się spodobali i dostali bis. (...)
 
Joy Division, przykro mi to mówić, zawiedli, głównie dlatego, że dominowały basy. Jeśli dźwięk jest spierdolony, to psuje cały set. (...) dopiero "She's Lost Control" - ostatni utwór z setlisty - sprawił, że poczułem się jakbym tańczył, i mnie nadal zachwycali, Ian Curtis fascynuje publiczność zupełnie jak wąż hipnotyzujący swoją ofiarę, zwłaszcza gdy tańczy, być może - tańczy, ponieważ jest nerwowy - można to uznać po tym, że tańczył dużo więcej w Liceum niż w Osbourne (...). Wiem, że są w stanie grać o  wiele lepiej, w The Osbourne była ich noc, podczas gdy A Certain Ratio wygrał w Lyceum, oba zespoły powinny stać się znane (...)

Mamy bootleg z tego koncertu. Wkrótce opiszemy go w dziale Z mojej płytoteki

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

środa, 9 stycznia 2019

Punkowa eksplozja wypchnęła wszystko przez okno: okładki płyt Neville'a Brody

Okładki płyt to ta część muzycznej oferty, która sugeruje odbiorcy charakter muzyki na nich zapisany. Dlatego wytwórnie starają się przyciągnąć uwagę interesującą formą i kolorystyką, cały czas szukając nowych stylizacji. Lata 80. były tymi, które dały szansę nie tylko nowym gatunkom muzyki, lecz również promującym je plastykom. Jednym z nich był Peter Saville, o którym pisaliśmy wielokrotnie (TUTAJ), twórca stylistyki wytwórni muzycznej Factory z Manchesteru, w którym nagrywały czołowe, brytyjskie zespołu tamtych czasów. Innym projektantem i grafikiem, którego prace wyznaczyły nowe trendy wzornictwa, był urodzony w 1957 roku Neville Brody, dorastający w erze post-punk.

Ukończył prestiżową College of Printing w Londynie (obecnie część  London College of Communication ), z której o mało co nie wyleciał za projekt wizerunków królowej z odpadającą na bok głową. Muzyka punk, z którą zetknął się podczas studiów, zrobiła na nim piorunujące wrażenie, jak to ujął w jednym z wywiadów: Punkowa eksplozja wypchnęła wszystko przez okno. Wtedy zaczął projektować dla ulubionych zespołów postpunkowych, zaczął od 23 Skidoo


Niewątpliwie okładki i plakaty projektowane przez Nevilla Brody stworzyły atmosferę subkultur lat 80. lecz także jego prace, dzięki muzyce punk, stały się odmienne od wszystkiego, co dotąd było znane. To właśnie wtedy Neville Brody zdobył reputację, którą utrzymał do dzisiaj, projektanta łamiącego zasady i dyktatora nowych tendencji. Oprócz 23 Skidoo współpracował z takimi zespołami jak: Cabaret Voltaire (jedną z projektowanych przez niego okładek pokazaliśmy TUTAJ), Your Mum, The Bongos, Z'EV, Clock DVA, Throbbing Gristle, Depeche Mode, Defunkt, Level 42, Elephant Talk, Kurtis Blow, Raybeats, Zuice.
 
Spójrzmy na kilka jego wczesnych prac:












Wszystkie wykonane przez niego okładki można zobaczyć TUTAJ. Widać od jego pierwszej pracy, że przywiązuje ogromną wagę do liternictwa. W swoich projektach wykonanych zarówno na obwolutach płyt jak i dla magazynu The Face używał napisów biegnących po przekątnej lub po okręgu, w których wyróżniał niektóre litery, jedne robił bardzo duże, inne niewymiarowe. 

To Brody zdecydował, że napis powinien się stać integralną częścią jego projektu i mieć równorzędne znaczenie z innymi elementami okładki czy publikacji. Dostosowywał do nich styl liternictwa, bo według niego miał taki sam wpływ  na odbiór treści jak obraz lub zdjęcie. 

Artysta stosował rozmaite zabiegi łamiące utarte schematy: zamiast numerów stron używał symboli i rozdzielał kawałki tekstów specjalnie projektowanymi małymi logo. Projektował również własne czcionki, bez szeryfów lecz z zakrzywionymi końcami, które stały się zaczątkiem wymyślonego po latach własnego kroju pisma, z użyciem symboli i różnych nietypowych znaków interpunkcyjnych. Cała ta dbałość o szczegóły pomógł uczynić The Face najmodniejszym i najbardziej wpływowym magazynem stylistycznym, a jego projekty okładek uznano za ikonę post-punkowego stylu. Wiele zawierało ręczne wykonane elementy, takie jak obrazy, rysunki, kolaże lub tekstura (rubbings). 

Kiedy zaczynał tworzyć do projektowania grafik nie używano komputerów. Wszystko musiało być wycięte i wyklejone z papieru. Brody często wykonywał modele 3D, odlewy gipsowe lub drewniane rzeźby, a następnie fotografował je dla swoich projektów. Widać w tym inspirację nowoczesnymi ruchami artystycznymi, takimi jak Dada, Pop-art, Futuryzm i Konstruktywizm

Najsilniej wpłynął na autora ruch Dada, który był anarchistyczny. Dadaiści stosowali kolaże z pociętych gazet, fotomontaże i używali przypadkowo znalezionych przedmiotów dla osiągnięcia radykalnych, chaotycznych kompozycji.  Członkowie ruchu Dada zdecydowali, że sztuka nie powinna być poważna i zdominowana przez malarstwo. Bawili się luźnymi skojarzeniami zestawiając je bezładnie. Do tego nawiązywał Brody.
 
Po studiach, Brody podjął pracę w londyńskiej agencji Rocking Russian, gdzie pracował pod kierownictwem znanego artysty Alexa McDowella, który był odpowiedzialny za stworzenie najbardziej charakterystycznej grafiki punkowej t-shirt'u. W 1994 roku założył Neville Brody Studio, obecnie Research Studios, które odniosło duży sukces i od tego czasu rozszerzyło swoją działalność o biura w Londynie, Paryżu, Berlinie i Barcelonie. Jest założycielem londyńskiej odlewni czcionek Fontworks i w trakcie swojej kariery zaprojektował ponad 20 różnych krojów pisma, m.in. dla koncernu Coca-Cola (TCCC Unity). 

Był także głównym uczestnikiem projektu FUSE, który był publikacją o praktyce eksperymentalnej typografii. W ciągu ostatnich trzech dekad Neville Brody stał się jednym z najbardziej płodnych, innowacyjnych i wpływowych grafików na świecie.  

Aby utrwalić wiedzę o jego pracy wydawnictwo Thames & Hudson opublikowało w 1988 roku dwutomowy leksykon na podstawie jego projektów graficznych (TUTAJ). Książki ostatecznie zostały najlepiej sprzedającą się światową pozycją. Oprócz tego w Muzeum Wiktorii i Alberta odbyła się wystawa jego prac, przyciągając tysiące miłośników sztuki. 

Obecnie Neville Brody pełni funkcję przewodniczącego rady w BBC Online Creative Advisory Board i jest członkiem rady doradczej ds. Edukacji Filmowej w DCMS. Jest także autorem projektu graficznego stron internetowych The Times i BBC a jego klientami były znane koncerny modowe takie jak: LVMH, Nike, United British Media, Nokia i Converse oraz wiele organizacji działającymi w dziedzinie kultury i sztuki w Wielkiej Brytanii i Azji

Trzeba przyznać, że kariera Nevilla Brody - od okładek dla undergroundowych zespołów muzycznych po wzornictwo dla czołowych koncernów światowych - jest imponująca. 

Tylko czy zgodna z anarchistycznymi ideałami wyznawanymi w młodości?

Źródło TUTAJ


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.