Każdy, kto choć tylko sporadycznie słuchał muzyki postpunk musiał zetknąć się z nazwą wytwórni Factory Records i nazwiskiem Tony Wilson. Za to nawet wytrawni fani nie bardzo wiedzą kim był Alan Erasmus, którego Tony Wilson nazywał duchem Factory Records, bo bez niego prawdopodobnie do powstania wytwórni nigdy by nie doszło. Warto zatem podać garść danych biograficznych, bo ta tajemnicza postać nie doczekała się żadnego opracowania, nie udziela się publicznie, nie pisze wielonakładowych wspomnień i nie udziela wywiadów.
Alan Erasmus urodził się w 1949 roku w Didsbury (dzielnicy Manchesteru), jego ojciec pochodzi z Jamajki a matka jest Angielką. Jest aktorem, wystąpił w drugoplanowych rolach w kilku produkcjach: w Village Hall (1974) gdzie grał rolę Henry’ego Williamsa, w The Liver Birds (1969) w którym był lekarzem, ITV Saturday Night Theatre, w którym wcielił się w Parkera, ulicznego grajka. Zagrał także rolę Errolla w ITV Playhouse (1967) i Barry’ego w Play for Today (1970).
Potem znalazł się bez pracy i przyjął obowiązki managera zespołu Fast Breeder. Zespół jednak rozpadł się szybko, tak szybko, że nie zdążył go zaprezentować Tony’emu Wilsonowi, którego poznał na przyjęciu bożonarodzeniowym w 1974 lub 1975 roku. Ich moment poznania opisał w swojej książce Shadowplayers - The Rise and Fall of Factory Records James Nice, powołując się na świadectwo Christophera Graya TUTAJ, który z kolei przytoczył relację samego Erasmusa: Widziałem Tony'ego w telewizji i pomyślałem, że jeśli kiedykolwiek spotkam tego człowieka, to będziemy walczyć. W każdym razie dostałem zaproszenie na imprezę w Beeches w Didsbury. Było tam kilka dziewcząt z Granady i Tony. Siedział na podłodze, przepraszając i skręcając jointa którego nazwał „Richmond w Cambridge”. Myślałem, że to co robił bardziej przypomina jamajską fajkę. Poczęstowałem Tony’ego kawałkiem afgańskiego skręta, który miałem ze sobą, a on zapytał, czy mogę takie jeszcze zdobyć i dał mi swój numer telefonu. Tak zrobiłem, a następnego dnia spotkaliśmy się na Kingsway, skończyliśmy rozmawiać po godzinie kompletnie naćpani.
W 1978 r. Erasmus przeprowadził się do wielkiej, wiktoriańskiej willi z czerwonej cegły przy Road Palatine 86 w West Didsbury, gdzie jego współlokatorem został Charles Sturridge, obiecujący reżyser lokalnej telewizji Granada. Wtedy to zdecydował się na utworzenie nowego zespołu wykorzystując fakt, że grupa, którą prowadził rozpadła się. Zatrzymał z niej perkusistę Chrisa Joycea i gitarzystę Davea Rowbothama, dodając do nich gitarzystę Vini Reilly, który grał w The Nosebleeds dla wytwórni z Rabid-rans. Jak potem wspominał Vini, Alan sprowadzał Tony'ego trzykrotnie, zanim w końcu zgodziłem się wziąć udział w nowym pomyśle i założyć zespół (…) Upierałem się, że będę miał kontrolę i chciałem wszelkiego rodzaju śmiesznych rzeczy, które były po prostu głupie. Podobno w trakcie rekrutacji nowego składu Wilson otrzymał złowieszczy telefon od Vinnyego Faala, który ostrzegł, że gitarzysta, którego bierze, jest wirtuozem, lecz trudnym do opanowania, i że zwolnił się już z kilku prób Nosebleeds pokazując zaświadczenie od swojego lekarza. Wilson nie zraził się tymi ostrzeżeniami raczej go one zaintrygowały. I tak powstał nowy zespół, który od daty dnia, gdy obaj producenci Erasmus i Wilson zdecydowali o jego istnieniu, nazywał się Ruch 24 stycznia, w skrócie: M24J. Składał się z pięciu muzyków: Reillyego, Joycea i Rowbothama oraz z basisty Tony Bowers i wokalisty Phila Rainford. Ostatecznie zespół przyjął nazwę Durrutti Column.
(zdjęcie Alana Erasmusa wykonane przez Annik Honore w 1980 r.)
Ale to oczywiście nie zaspakajało ambicji spółki Erasmus & Wlson. Mieli wizję tego, jaką muzykę trzeba propagować, a poza tym chcieli produkować dobre płyty. Pomysł ziścił się, założyli wytwórnię Factory Records z siedzibą przy 86 Palatine Road w dzielnicy Manchester West w West Didsbury. Główne biuro mieściło się na drugim piętrze mieszkania Alana Erasmusa i taki stan rzeczy trwał przez większą część następnej dekady, dopiero potem powstało biuro przy Princess Street, w centrum miasta. Doskonale się uzupełniali, Tony Wilson odpowiadał za komunikację zewnętrzną, Alan za funkcjonowanie firmy wewnątrz. Pracował ciężko i poza zasięgiem oczu fanów.
(zdjęcie Kevina Cumminsa w studio nagraniowym Factory, Martin Hannett z Tonym Wilsonem i Alanem Erasmusem)
Kiedy Factory Records rozpadło się, podobnie zniknęła przyjaźń Alana i Tonyego Wilsona. Przez wiele lat nawet się nie widzieli. Potrzeba było czegoś tak poważnego jak wizja śmierci, by znów nawiązali kontakt ze sobą. Stało się tak wtedy, gdy u Tonyego zdiagnozowano raka.
Olivier, syn Tonyego Wilsona w wywiadzie z 2013 r. opowiadał o tym, jak Erasmus bardzo troskliwie zajmował się jego ojcem TUTAJ, i że znów stali się przyjaciółmi. Co więcej, Erasmus zaprzyjaźnił się wtedy także z nim, obaj traktują się niczym rodzina i mają nawet tradycję wspólnych spotkań za każdym razem kiedy Olivier wraca do Manchesteru, bo na stałe mieszka w Los Angeles, bo jak mówi [Erasmus] Jest filantropem i rozmawiamy o wielu rzeczach, głównie o kobietach (…) Ma biura w Palatine Road, które zawsze były jego i tak. Ten cały budynek jest jego. Wynajmuje je. Domyślam się, że w ten sposób zarabia na życie.
Olivier, syn Tonyego Wilsona w wywiadzie z 2013 r. opowiadał o tym, jak Erasmus bardzo troskliwie zajmował się jego ojcem TUTAJ, i że znów stali się przyjaciółmi. Co więcej, Erasmus zaprzyjaźnił się wtedy także z nim, obaj traktują się niczym rodzina i mają nawet tradycję wspólnych spotkań za każdym razem kiedy Olivier wraca do Manchesteru, bo na stałe mieszka w Los Angeles, bo jak mówi [Erasmus] Jest filantropem i rozmawiamy o wielu rzeczach, głównie o kobietach (…) Ma biura w Palatine Road, które zawsze były jego i tak. Ten cały budynek jest jego. Wynajmuje je. Domyślam się, że w ten sposób zarabia na życie.
Alan Erasmus prowadzi skromne życie. Dziennikarz Dave Haslam niedawno na Twitterze wspomniał o nim TUTAJ.
Zapytany o to, co się z nim dzieje odpisał, że unika fleszów i mikrofonu, ma się dobrze.
To właśnie jest prawdziwa skromność.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz