sobota, 24 października 2020

Z mojej płytoteki: Joy Division - Lost Contol, bootleg z koncertu w Bowdon Vale Youth Club, Altrincham 14.03.1979

Niedawno opisywaliśmy na naszym blogu jeden z najsłynniejszych koncertów Joy Division, który miał miejsce w 1979 roku w położonym na odludziu pubie w Altrincham (TUTAJ i TUTAJ). Przedstawiliśmy relację naocznego świadka tego wydarzenia, dziś natomiast chcemy zaprezentować bootleg (jeden z kilku) na którym zawarto zapis dźwiękowy. Zanim jednak go omówimy kilka zdań wyjaśniających dlaczego ten akurat koncert przeszedł do historii. 

Jest to koncert z którego zmarły całkiem niedawno, bo 19.09.2019  legendarny reżyser Malcolm Whitehead nakręcił film, będący pierwszym zapisem występu zespołu (TUTAJ). Co ważne - pierwszym i jak dotychczas najpełniejszym. Istnieje zapis jednego z koncertów w Plan K w Brukseli (warto zobaczyć TUTAJ), który ponoć jest pełny, ale z jakiś bliżej nieznanych powodów odtworzony został tylko raz na kameralnym pokazie. 

Sam Whitehead dzięki swojemu nagraniu stał się legendarną postacią IKON wydawnictwa filmowego Factory. Nawet sam wystąpił w kilku realizacjach choćby w (z Joy Division w tle): Clash of the Titans - Sooty vs Malcolm - Happy Christmas Eve at the Haçienda (jako Wuj Malcolm):

 

Sam reżyser w najnowszej książce Jona Savagea  wspominał (TUTAJ), że w klubie było dość ciemno, potrzebowali mocnego światła, a początkowym jego zamiarem było filmowanie zaledwie dwóch piosenek. Do nagrania zachęcił go Rob Gretton (pisaliśmy o tym TUTAJ) wówczas jeszcze manager the Panik. To ten zespół miał pierwotnie filmować Whitehead, ale film się nie udał, bo w Electric Circus, gdzie wystąpili, również było ciemno. Kiedy po krótkim czasie Gretton zrezygnował z menadżerowania the Panik, a zaczął być opiekunem Joy Division, zaprosił Whiteheada do Russel Club na ich koncert. Nie było wielu ludzi, ale występ zrobił na reżyserze oszałamiające wrażenie. Myślał o nich jako o wydarzeniu kulturowo - masowym bo koncert był, jak to określił, przytłaczający.

Istnieją dwa zapisy omawianego dziś występu zespołu, jeden z konsolety z doklejanym Excercise One na początku, drugi omawiany dziś z publiczności, bez doklejki. Według świadków zespół wykonał repertuar dokładnie zawarty na poniższym bootlegu. Ten ukazał się w 2004 roku i wtedy właśnie nabyłem go na jednej z aukcji internetowych.

 

Według danych zamieszczonych na okładce projekt graficzny powstał w 1977 roku i jest autorstwa niemieckiego artysty Arno Brekera. Ale chodzi nie o okładkę, rzecz jasna, tylko o umieszczoną na niej postać kobiety. Na okładce bowiem jest umiejętnie narysowana (z profilu) rzeźba z brązu zatytułowana Mädchen mit Tuch, czyli Dziewczyna z Ręcznikiem, pochodząca rzeczywiście z roku 1977 (artysta zmarł w roku 1991) a całkiem niedawno jeszcze wystawiana w jednej z galerii (TUTAJ).


Pikanterii dodaje fakt, że Breker był jednym z ulubionych twórców Hitlera, jak i członkiem NSDAP... 

Zatem autorzy okładki bootlegu zdają się podtrzymywać niemiecki wątek zapoczątkowany przez Warsaw na zaprojektowanej własnoręcznie okładce An Ideal For Living (TUTAJ), i powodujący posądzenia o konotacje zespołu z faszyzmem.

Tyle o okładce. 

Winyl jest biały z lekkimi szarymi smugami, z tego co się orientuję wyszły też wznowienia w innych kolorach. Wygląda bardzo interesująco, na wklejce nie ma tytułów piosenek tylko strony A i B.

W warstwie muzycznej mamy do czynienia z surowym brzmieniem, tak rzeczywiście wtedy wypadali na koncertach, co podkreśla wielu fanów. Uwagę zwraca ciekawa wersja Disorder  z syrenami na początku i dość duża ilość piosenek z czasów Warsaw.

W życiu prywatnym jesteśmy w okresie (przed nagraniem Unknown Pleasures), kiedy u Iana Curtisa zdiagnozowano epilepsję. Jego żona jest w zaawansowanej ciąży. Nasilają się ataki, a wokalista po powrocie do domu wieczorami siedzi i cierpliwie czeka na nadejście ataku, bowiem boi się żeby nie nastąpił on we śnie, co mogłoby go zabić np. przez uduszenie własnym językiem. Jego żona, w książce Joy Division - Przejmujący z oddali, tak wspomina ten czas: 

Po koncercie nigdy nie kładł się od razu spać, tylko czekał do chwili, aż przyjdzie atak. To siedzenie i czekanie na atak stało się rytuałem.


Pomiędzy 24.01 a 13.03.1979 roku Ian miał coraz więcej ataków grand mal. Kiedy trwały, jego ciało skręcało się gwałtownie, a ja bałam się, że odgryzie sobie język, albo rozetnie głowę.   

W tamtym czasie Ian Curtis wspomniał też swojej żonie, że uzgodnił z pozostałymi członkami zespołu zmianę nazwy, gdyby któregoś z nich (jak to określił) zabrakło.            

Dzisiaj wiemy, że wcześniej wielokrotnie wspominał o samobójstwie, a pojawienie się epilepsji spowodowało, że zaczął brać je już całkiem na poważne, jako jedyne realne rozwiązanie.

I ten plan wykonał.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.    


Joy Division - Lost Contol, Bowdon Vale Youth Club, Altrincham 14.03.1979, tracklista: She's Lost Control, Shadowplay, Leaders Of Men, Insight, Disorder, Glass, Digital, Ice Age, Warsaw, Transmission, I Remember Nothing, No Love Lost


piątek, 23 października 2020

Co się dzieje z nimi dzisiaj: Yello

Dzisiaj chcemy zwrócić uwagę naszych czytelników na Yello, szwajcarski duet złożony z dwóch muzyków: Borisa Blanka (prawdziwe nazwisko Boris Leibovich Blank, ur. 1952) i Dietera Meiera (ur. 1945 r.). Obaj określani są pionierami muzyki elektronicznej, a grają jej swoistą odmianę, tzw. electro-pop. Na scenie są już od ponad 40 lat, ich pierwszy singiel IT Splash pochodzi z 1979 roku, lecz największy rozgłos zawdzięczają singlom Oh Yeah i The Race. Ostatnie płyty Dietera Meiera i Borisa Blanka to Toy z 2016 roku i… Point z tego roku, czyli z 2020.

Na przełomie sierpnia i września na oficjalnym kanale YT pojawiły się klipy zespołu z najnowszymi singlami, pochodzące z tego najnowszego krążka.

Waba Duba


i wideo z serii Visuals on Point z piosenką Way Down


Obaj muzycy nic nie stracili ze swojego zapału a nowe nagrania przesycone są radością tworzenia znaną z poprzednich albumów. W jednym z wywiadów Blank porównał proces powstawania muzyki do malowania obrazów a powstawanie albumów do składania wystaw:  Gdy mam już 60 czy 70 nowych dzieł, zadaję sobie pytanie: które z nich powinny trafić na wystawę? Które z nich połączyłyby się zgrabnie w spójny album? (LINK).

Obaj są bardzo różni, pochodzą z kompletnie innych środowisk (Blank nie ma wykształcenia muzycznego, był kierowcą ciężarówki, Dieter Meier jest synem bogatego prawnika, sam był bankierem a zarazem hazardzistą) lecz powiązała ich muzyka. Wydaje się jednak, że Meier ma znacznie szersze zainteresowania. Wyreżyserował kilka filmów, z których najważniejszym jest The Lightmaker z 2001 roku, nakręcony na początku lat 90 z udziałem polskich aktorów i muzyków.  Koproducentką filmu była Małgorzata Potocka (partnerka Grzegorza Ciechowskiego), a główną rolę zagrał Zbigniew Zamachowski. Jest to mroczna historia skrzypka, który by odnaleźć ukochaną, wyprawia się do Podziemnego Królestwa Cieni (trailer jest TUTAJ). Film dość długo leżał w magazynie, bo Meier nie by z niego zadowolony, jednak po dłuższym czasie wydobył go i dokończył. Dla nas obraz ten jest o tyle istotny, bo przez Małgorzatę Potocką muzyk nawiązał współpracę z Grzegorzem Ciechowskim.

Meier zapoznał Ciechowskiego z niemiecką wokalistką polskiego pochodzenia Moną Mur (naprawdę nazywa się Sabina Bredy, jej rodzice są Polakami). Nagrany przez Ciechowskiego w 1990 roku materiał na płytę zatytułowaną Warsaw był bogatym projektem, usłyszymy na nim partie nagrane nawet przez Orkiestrę Filharmonii Narodowej pod batutą Krzesimira Dębskiego. Produkcją albumu zajął się Dieter Meier. Pojawił się on dopiero w 2015 roku… (LINK). Współpraca z Meierem była dla Ciechowskiego bardzo ważna, skoro tak ją podsumował po latach w jednym z wywiadów: Yello o wiele, wiele lat wyprzedzało całą Europę. Meier i Blank uprawiali muzykę samplerową i komputerową już dziesięć, piętnaście lat temu. Dokonania tego typu siłą rzeczy muszą kojarzyć się z Yello. Wydaje mi się, że lekkość, która towarzyszy produkcjom tej grupy, jest czymś, do czego instynktownie dążę, szukając równowagi między płytami Republiki a nagraniami Justyny Steczkowskiej. Do tej lekkości dążyłem, szukając balansu między głosem autorskim a wypowiedziami za pomocą muzyki ludowej (LINK).

Wokalista Yello związany był z Polską jeszcze jednym przedsięwzięciem: w 2013 roku podczas pobytu we Wrocławiu z okazji New Horizons Film Festival na którym pokazano jego The Lightmaker, otworzył restaurację Campo, znajdującą się w kompleksie OVO Wrocław, w której serwuje się steki pochodzące z jego hodowli Ojo de Agua Meier w Argentynie, farmy należącej do muzyka od 1996 r (LINK).  

Wydaje się, że brak pośpiechu jest naczelną cechą duetu Yello. Dopiero 26 października 2016 roku zespół dał swój pierwszy koncert, w ramach festiwalu Kraftwerk in Berlin. Od tamtego czasu zespół zagrał jeszcze 11 koncertów, a ostatni z nich miał miejsce 9 grudnia 2017 roku w niemieckiej Kolonii… Jak widać mimo że późno, zdążyli obaj ze wszystkim.


Co jeszcze można dodać? Może jeszcze to, że Meier jest ojcem pięciorga dzieci: Eleonore, Sophie, Anna, Francis i Christopha oraz że mieszka teraz w Zurychu ze swoją drugą żoną Monique. Christoph von Tetmajer (ur. 1967), najstarszy z jego dzieci (jego matką jest Sylvia Tetmajer von Przerwa) także mieszka w Zurichu i również jest artystą (LINK).

Blank, oprócz gry w Yello komponuje również i produkuje muzykę solową głównie na potrzeby przemysłu filmowego i telewizyjnego. Jego solowy projekt instrumentalny opatrzony jest nazwą Avant Garden (LINK). I także  mieszka w Zurychu, z żoną i córką Olivią.

Wkrótce opiszemy losy innych gwiazd z dawnych lat. Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 22 października 2020

Max Ernst: Człowiek z żelazną czaszką

Kiedy rozum śpi, śpiewają syreny… zdanie to wypowiedział Max Ernst (1892-1976). Może ono stanowić klamrę i komentarz do jego twórczości. Stawia artystę na przeciwległym biegunie do Goyi, który sto lat wcześniej stwierdził, iż gdy rozum śpi, budzą się demony. Nie będziemy podawać biografii Maxa Ernsta, bo po pierwsze jest ona bardzo obszerna (twórca często zmieniał miejsce zamieszkania, żony i środowisko artystyczne), a po drugie, można ją łatwo znaleźć w Internecie. Był surrealistą i dadaistą, wynalazcą techniki kolażu (fr. colage), rozwinął techniki frotażu (fr. frottage), zdrapywania (fr. grattage) i drippingu. O jego dziełach napisano tomy, skrót tego, co warto o nim wiedzieć wypisano w jego nekrologu, na łamach amerykańskiej gazety (LINK).



To, co nam wydaje się być istotne, to powody takiego a nie innego postrzegania świata i co za tym idzie tematyka dzieł Maxa Ernsta. Otóż trzeba przypomnieć, że karierę malarza rozpoczął on w 1911 roku. Trzy lata później wybuchła pierwsza wojna światowa i mimo, że sam Max o tym okresie milczy a za nim omijają ten temat biografowie, to okres ten był kluczowy dla artysty. Nie został powołany do wojska, jak piszą anglojęzyczni autorzy, lecz sam zgłosił do armii niemieckiej się na ochotnika.  Walczył w oddziałach artylerzystów we Francji, a także na terenach dzisiejszej Polski, nie wiemy dokładnie gdzie, lecz tylko to, że został tam ciężko rany w 1917 roku i dosłuży się stopnia podoficera. Z tego co dało się ustalić, nie był szczególnie wrażliwym żołnierzem, raczej dość twardym, odpornym na ciężkie doświadczenia wojenne, jego towarzysze nazywali go nawet człowiekiem z żelazną czaszką. Wykorzystywał natomiast każdą chwilę na malowanie i podczas urlopu w 1916 roku wziął nawet udział w wystawie w Berlinie, podczas której poznał Jerzego Grosza. Jednak wojna musiała odcisnąć na nim piętno, bo jego biograf, Marcus Orths cytuje słowa malarza swojej książce, który często mówił o sobie w trzeciej osobie: Max Ernst zmarł w sierpniu 1914 roku i urodził się ponownie w 1918 roku. Z traumy wojennej zrodził się na pewno dadaizm, którym Max Ernst zareagował na okropności wojny: Bez humoru Dada utonąłby w desperackiej grawitacji, twierdzi Orths (LINK). 

Przeczucie nieuchronności zagłady towarzyszyło mu potem przez całe życie. Syreny kusiły go nieustannie… W 1927 roku Ernst rozpoczął wielką serię obrazów ostrzegawczych, które w istocie były profetycznym portretem nadchodzącej Europy: w Hordzie pokazał marsz demonicznej armii, w Wizji inspirowanej nocą Porte St.-Denis widzimy zdewastowane, opustoszałe miasto.  Na wspomnienia związane z wojną nałożyły się także osobiste problemy. Po rozwodzie z pierwszą żoną, w 1927 roku Ernst ożenił się z Marie-Berthe Aurenche, ale dopiero w czwartym małżeństwie z amerykańską malarką Dorotheą Tanning przestał uważać związek małżeński za ponure doświadczenie.




W 1929 roku Ernst opublikował coś, co nazwał swoją powieścią-kolażem: La Femme 100 Tetes a potem kolejną: Une Semaine de Bonte (1934), które składały się głównie ze przekształconych rycin zaczerpniętych z dziewiętnastowiecznych powieści, czasopism przygodowych lub podręczników technicznych. Obie pozycje stały się encyklopedię niepokojów naszego stulecia. W 1933 roku, gdy naziści doszli do władzy w Niemczech, Ernst namalował Skamieniałe miasto, w którym bezimienny akropol obrócił się w stertę kamieni w następstwie niezidentyfikowanej katastrofy. Obrazy takie jak Barbarzyńców marsz na zachód (1935) i Anioł ogniska domowego (1937) nie pozostawiły widzowi wątpliwości na temat  przeczuć artysty co do nachodzących wydarzeń. Wojenny taniec rzekomego anioła w Aniele ogniska i domu jest rzeczywiście jednym z najbardziej złowieszczych obrazów współczesnego malarstwa.




Malarz nie pomylił się, podczas II wojny światowej został zmuszony do ucieczki z Francji do Stanów Zjednoczonych






Artysta powrócił do Paryża siedem lat po wojnie i w 1958 roku otrzymał obywatelstwo francuskie. Zamieszkał w Paryżu, gdzie zmarł w Prima Aprilis 1976 roku, dzień przed swoimi urodzinami… Czyż nie jest to surrealistyczne? Jego prochy zostały złożone na cmentarzu Peré Lachaise

Artysta wywarł ogromny wpływ na współczesnych malarzy a także na późniejsze pokolenia. W naszych opowieściach o malarzach nie raz powtarzało się jego nazwisko (LINK) i pewnie jeszcze nie raz je wymienimy. 

Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Biografia: Marcus Orths, Max, Berlin 2017, ISBN13 (EAN): 9783446256491

Polecamy stronę zawierającą większość jego dzieł (LINK).

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 21 października 2020

The Quietus o książce Dave Haslama o Sylvi Plath z fragmentami o Ianie Curtisie (nasz tysięczny post)


Dave Haslam (TUTAJ) to postać, której nie trzeba przedstawiać, legendarny DJ z klubu Hacienda, pisarz i krytyk muzyczny, który całkiem niedawno zaskoczył nas swoją znakomitą książką zawierającą analizę zbiorów Tony Wilsona (pisaliśmy o tym TUTAJ).


Niedawno Haslam wydał książkę o Sylvi Plath, a blog the Quietus (LINK) opublikował artykuł (LINK) zawierający analizę i fragmenty tej książki. Autor artykułu sugeruje, że mimo iż Sylvia Plath (warto zobaczyć TUTAJ) i Ian Curtis zginęli samobójczą  śmiercią, to sposób w jaki odebrali sobie życie, zniekształca nasze postrzeganie tych jakże ważnych dla naszej kultury osób. 

Zacytowano fragmenty książki Haslama, w której opisuje, kiedy pierwszy raz na prośbę samego Tony Wilsona, celem wykorzystania w jego programie nadawanym w Granada TV pt. The Other Side of Midnight odwiedził w 1988 roku grób legendarnej pisarki i poetki. Od dziesięciu lat był pod wpływem takich artystów jak Plath, Joy Division, pierwszej płyty Black Sabbath i filmu Tarkowskiego pt. Stalker. Opisuje, jak gitarzysta zespołu Joy Division Bernard Sumner kiedyś powiedział mu, że zespół chciał zdemaskować świat, a Ian Curtis i Sylvia Plath - zwłaszcza w wierszach u schyłku życia - obaj pozbywali się sztuczek, iluzji i zaprzeczenia, aby wyrazić swoje cierpienie. Następnie przytoczona jest wypowiedź Jennifer Otter Bickerdike z eseju Joy Divotion - że po wizycie na grobach Plath i Curtisa człowiek jest rozczarowany, faktem, iż oba kamienie grobowe są podobne do innych - a przecież spoczywają tutaj ciała (lub szczątki) osób które znacząco wyróżniały się na tle innych - były wybitne. Plath krótko po śmierci była mało znana - Szklany Klosz opublikowała pod pseudonimem (warto zobaczyć TUTAJ), podobnie jest z Ianem Curtisem, a autor wyraża zdziwienie tymi faktami.


Haslam pisze: Sylvia Plath i Ian Curtis mieli paraliżującą życie depresję i chaos w głowach. A kiedy nas opuścili, każdy z nich był w trakcie rozpadu małżeństwa. W późniejszym okresie jego życia koktajl leków przepisanych przez Iana na padaczkę zepsuł mu umysł. Po śmierci Ian Curtis został plathologizowany; portretowany jako udręczony, skazany na zagładę artysta, który okazuje jakieś upiorne zainteresowanie (jego kamień pamiątkowy został dwukrotnie skradziony). 

O świadomym przedstawianiu Curtisa jako ponuraka pisaliśmy TUTAJ, jednakże zwróćmy uwagę, że z wypowiedzi Kevina Cumminsa - legendarnego fotografa Joy Division, wynika że owo plathologizowanie nie miało miejsca li tylko po śmierci wokalisty Joy Division, ale i za życia. 

Cummins w jednym z wywiadów powiedział wprost: Chcieliśmy aby Joy Division wyglądali jak bardzo poważni młodzi ludzie, wizualnie onieśmielający (LINK). Mało tego, w tym samym wywiadzie dla Daily Telegraph w roku 2014 dodał: Robiłem zdjęcia z uwagą. Postanowiłem, że nigdy nie będę fotografował Iana z uśmiechem, ponieważ nie chcieliśmy, żeby tak wyglądał. To była manipulacja medialna (LINK). 

Następnie przytoczony jest fragment książki w której Haslam nawiązuje do podobieństw fascynacji Plath Paryżem i Curtisa Belinem.

Ian Curtis zawsze chciał odwiedzić Berlin. Kiedy Joy Division grali tam w styczniu 1980 roku, chodził po ulicach, udał się do NRD i pokochał to doświadczenie (mimo że było bardzo zimno). Perkusista Joy Division, Stephen Morris, powiedział mi kiedyś: „Ian, którego pamiętam, był o wiele szczęśliwszą duszą, niż sugerują zdjęcia Joy Division”.

Ianowi bardzo się podobało w życiu: imprezy rodzinne, imprezy biurowe, przeglądanie kultowych księgarń, palenie papierosów Marlboro, praca w sklepie z płytami przez cały dzień, słuchanie muzyki, jedzenie cha siu bao i wermiszel w Yang Sing w Chinatown w Manchesterze. Chodził oglądać filmy do kina Aaben w Hulme lub pilnował, żeby był w pobliżu, żeby obejrzeć późny film w BBC2. Lubił być w zespole - od wypełniania zeszytów tekstami, nagrywania i występów, po zabawę za kulisami. Jego praca była dla niego podstawą, tak jak dla Plath.


Czy naprawdę obie postaci mają wiele wspólnego, czy jest to jedynie podparcie się legendą Curtisa, celem promocji książki? Ian nigdy nie wspominał że zna dorobek Plath. Naszym zdaniem o wiele więcej części wspólnych można doszukać się w życiorysach Sarah Kane (TUTAJ) i Iana Curtisa (warto zobaczyć TUTAJ). I być może o tym powinna powstać kolejna książka Dave Haslama.

A jeśli tak się stanie - na bank ją u nas opiszemy, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w manistreamie.

P.S. To nasz tysięczny post... 

wtorek, 20 października 2020

Bryan Angus: widoki, niczym z opisów Edgara Alana Poe

Bryan Angus urodził się w Aberdeen w 1959 roku, w 1982 uzyskał dyplom Gray's School of Art. Przez ponad trzy dekady pracował w charakterze urzędnika ds. kultury, menadżera sztuki i scenografa teatralnego, lecz od 2003 roku wraz z żoną Carlą zorganizował i prowadzi obecnie The Creative Retreat na wybrzeżu Banffshire, w Gardenstown, gdzie organizuje są plenery dla artystów. Od 2012 roku zajmuje się grafiką, a dokładnie linorytem, wcześniej malował olejno, akwarelą i rysował pejzaże okolic Banff, na północy Aberdeenshire. Sam tak przedstawia swoją twórczość: Moje linoryty i wiele rysunków nawiązuje stylem do prac brytyjskich pejzażystów z połowy XX wieku - spędzam czas, patrząc na dzieła braci Nash, Ravilliousa i pochodzące z moich okolic, Sylvię Wishart i Frances Walker. Trzeba przyznać, że jego grafiki są artystycznie lepsze od akwarel i szkiców. Widać to szczególnie, gdy porównamy dwie prace reprezentujące ten sam temat, dokładnie to samo ujęcie krajobrazu:




Wersja akwarelowa ukazuje wręcz cukierkowy pejzaż, w konwencji, którą możemy zobaczyć na pocztówkowych widoczkach przeznaczonych dla turystów w wielu zakątkach Europy. Ten sam kadr na odbitce linorytu odsłania zupełnie inny wymiar. Gradacje blasku i cienia, zachmurzone niebo, ciemne kontury domu, wężowe sploty gałęzi - wszystkie te elementy potęgują wrażenie tajemnicy. Nie wiemy, czy dom został ukazany w świetle słońca, czy raczej w blasku księżyca, zatem krajobraz podszyty jest niepokojem, jakbyśmy zajrzeli nagle w czeluść snu… 

Inne odbitki także rozciągają przed naszymi oczyma widoki, niczym z opisów Edgara Alana Poe (o wpływie którego na sztukę pisaliśmy TUTAJ), romantyczne i ezoteryczne…








Prace Angusa znajdują się obecnie w wielu kolekcjach prywatnych w Wielkiej Brytanii, a także w Niemczech, Norwegii, USA, Turcji i Kanadzie. Artysta w jednym z wywiadów wyjaśnił powód, dla którego porzucił malarstwo i zajął się grafiką: Robiąc odbitki mogłem znaleźć sposób na poszerzenie umiejętności rysunkowych i doboru gradacji kolorów, a dodatkową radość dawało mi uzyskanie wielu ręcznie robionych przedmiotów. Wybrałem linoryt, ponieważ jest to technika, w którą, przynajmniej na początku, nie trzeba inwestować zbyt wiele sprzętu. Ale także dlatego, że zawsze lubiłem manipulować trzema wymiarami, więc proces wycinania powierzchni natychmiast mnie wciągnął. Charakter cięcia, tworzenie wzorów stało się integralną częścią mojego stylu. Generalnie stosuję niewiele kolorów, ponieważ ryciny są bliższe rysunkom niż obrazom, oddając kształty i światło i dorzucił jeszcze Myślę, że moje prace są pełne poetyckiego piękna życia codziennego (LINK). 

Wydaje się, że Bryan Angus jest bardzo świadomym artystą: zna swoje możliwości, znakomicie je ocenia i wie jak z nich korzystać. Wszystkie jego prace prac można również zobaczyć i kupić poprzez jego stronę internetową TUTAJ.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 19 października 2020

Isolations News 111: Gitara Iana Curtisa poszła, Natalie Curtis zaprasza na wywiad, wetknijcie mu flagę New Order, Ian Curtis legendą, kradną Section 25, Les Disques du Crépuscule i Alice in Chains wznawia, a Lydon trumpuje

Gitara Iana Curtisa poszła na londyńskiej aukcji za astronomiczną kwotę 162 562 GBP (czyli 211513 USD, co na nasze wynosi 815 902.70 PLN). Tak wyglądała licytacja: 


Przykre bo jak widać na filmiku, już podczas licytacji stoi w szafie pancernej. I tak pewnie pozostanie. Kupiec jest bowiem anonimowy.  


Gitarę sprzedała Natalie Curtis - córka Iana. Ta zaprasza na filmik powyżej, o którym pisze tak: click here to see a tour of the gallery and my conversation with Arnaud Lefebvre. A big thank you to everyone who submitted questions about my work. Thanks also to everyone who was able to attend the exhibition and to everyone who has viewed the work online (and it remains online), NC


Ten sam dom aukcyjny sprzedaje flagi (TUTAJ) których użyto w tzw. Joy Division reimagined videos, z okazji 40-lecia wydania Unknown Pleasures. Klipy, które wtedy nagrano, są antyreklamą zespołu i pokazują, że byli członkowie Joy Division mówili prawdę, twierdząc, że nie mieli pojęcia o czym śpiewał Ian Curtis. A flagi? Zamiast opychać na aukcji powinni wetknąć odpowiedzialnemu za serię kalecznych klipów w odpowiednią część ciała. I to bez mydła.


A Ian Curtis? Pozostał legendą. Na eBay.com pojawiła się płyta z wywiadem przeprowadzonym z nim w listopadzie 1979 r. w Castle Pub. Można kupić ją TUTAJ.


W klimacie Factory - piraci wyprodukowali serię ubrań z motywem okładki płyty  zespołu Section 25 From The Hip wydanej przez Factory (FAC90) w 1984 r. Okładkę tę oczywiście projektował Peter Saville (LINK). Co zabawne - akt piractwa został wywęszony na Twitterze (LINK), a dokonał go użytkownik SiSu, który nas obserwuje. Sisu uważaj, Saville projektuje dla Adidasa i Diora i jak tylko kiwnie palcem jego papugi puszczą cię chłopie z torbami.

W klimacie Manchester - na platformie Sky.com (Sky Arts) nadawany jest 6-odcinkowy serial dokumentalny o muzyce  Manchester sound przełomu lat 70 i 80. autorstwa Guy Garveya - Guy Garvey From The Vaults, złożony z nieznanych lub mało znanych materiałów pochodzących z czeluści magazynów lokalnych telewizji. Są to nagrania z programów So It Goes z telewizji Granada, The Tube Tyne Tees oraz The London Weekend z Show LWT. Pierwszy odcinek (1979) pojawił się 18 września o 21:00 i zawierał 3 piosenki Kate Bush z koncertu w Manchesterze, który został nagrany, ale nigdy nie pokazany widzom! Ci mogli obejrzeć także pierwszy telewizyjny występ Echo & the Bunnymen w What's On z Granada Reports. Z What's On pochodziły także urywki z występami The Teardrop Explodes i Joy Division. Wybrane odcinki można obejrzeć po zainstalowaniu playera (LINK). Zaskoczą nas? Zobaczymy.


Pozostańmy jeszcze w atmosferze Manchesteru i Factory Records, oraz pokrewnych wytwórni. Les Disques du Crépuscule (warto zobaczyć TUTAJ) w 40-lecie wydania kultowej kompilacji From Brussels With Love (numer katalogowy TWI 007) wyda w listopadzie 2020 r. jubileuszowy box zawierający 2 LP (kolorowy winyl) i 2xCD oraz 60-stronicowy albumik. Kompilacja From Brussels With Love była pierwszą płytą Crépuscule wydaną właśnie w listopadzie 1980 roku na której znajdowały się utwory wykonane przez taki twórców jak: A Certain Ratio, Gavin Bryars, Harold Budd, Thomas Dolby, Dome, The Durutti Column, John Foxx, Martin Hannett, Richard Jobson, The Names, Bill Nelson, Kevin Hewick + New Order, Michael Nyman i Der Plan. Przedsprzedaż i tracklisty są TUTAJ

Skoro o wznowieniach: Alice in Chains wyda reedycję debiutanckiego albumu Facelift. Projekt z 1990 roku zawierał znane hity zespołu, takie jak Man In The Box, Bleed The Freak i Sea Of Sorrow. Projekt zakłada wydanie  13 listopada czarnej edycji winylowej 2LP, a luksusowy zestaw pudełkowy który będzie dostępny 29 stycznia 2021 r. będzie zawierał akrylowe pudełko deluxe ze zremasterowanym albumem na 2 płytach winylowych LP, ekskluzywne nagrania na kasetach, album w twardej oprawie, składany dwustronny plakat, arkusz naklejek, folder i cztery odbitki zdjęć. Więcej TUTAJ, a my tylko dodamy, że słuchaliśmy ich i zawsze im kibicowaliśmy, a ich doskonałe wydawnictwo Jar of Flies opisaliśmy TUTAJ.



Skoro mówimy o świetnych płytach, jak ta powyżej, to może warto wspomnieć o badziewiu robiącym zawrotną karierę. The Joshua Tree zespołu U2 został uznany za najlepszy album lat 80-tych (LINK). To tylko w BBC mogli wymyśleć. W pierwszej dziesiątce są co prawda the Smiths, i Dire Straits, ewentualnie jeszcze ABC, ale reszta to komercyjny szajs. Oczywiście z liderem rankingu na czele. 

U2 skończyli się po the Unforgettable Fire, o czym pisaliśmy TUTAJ, ale tej płyty, mimo że też jest z lat 80-tych, na liście nie ma. Nie ma na niej również Closer co oznacza, że praktykanci z BBC osiągnęli dno.
 

Za to opublikowano listę ulubionych piosenek Lou Reeda (LINK). Można się nieźle zdziwić..
  


Skoro już wkroczyliśmy w klimaty undergroundu - ruszyła przedsprzedaż biletów na Rock na Bagnie lecz tegoroczne zachowują ważność (LINK). Z organizatorem imprezy rozmawialiśmy TUTAJ.


Skoro punk to Dezerter - a ten wystąpi 5 grudnia w klubie Palladium w Warszawie o 20:30 (LINK). Bilety TUTAJ. Taka refleksja - gdyby żył Skandal i gdyby nie popadł w tarapaty, dziś Dezerter byłby światowej sławy megagwiazdą.
 

A taką staje się powolutku białoruski Molchat Doma, który udostępni ekskluzywne wideo za pośrednictwem @roughtrade Instagram TV, tym sposobem promując debiut trzeciego albumu Monument (TUTAJ).  Płytę w przedsprzedaży oferuje wytwórnia Rough Trade (LINK). Na razie można obejrzeć oficjalne wideo z piosenką Dyskoteka pochodzącą z nowej płyty:


Taaaa, i kto by pomyślał, że kapela która nagrywa dzisiaj w Rough Trade udzieliła nam jednego z pierwszych, jak nie nawet pierwszego w historii wywiadu.... Czytajcie go TUTAJ, a o drugiej ich płycie i kapeli pisaliśmy TUTAJ. Czujemy, że kapela stanie się sławna - i to nie jest łut szczęścia, po prostu ma się ten  gust (tego nie uczą w szkołach).


W kwestii gustu - John Lydon, lider Sex Pistols zapowiedział, że w wyborach prezydenckich w USA będzie głosował na Donalda Trumpa, bo jest on jedynym wyborem. Lyndon jest obywatelem Stanów Zjednoczonych od 2013 roku. Od razu przestał być lubiany przez niektóre środowiska, czego dowodem są niekorzystne zdjęcia muzyka ilustrujące tę wiadomość (LINK). Jesteśmy pewni, że odwrotna sytuacja miałby miejsce gdyby ogłosił, że głosuje na Bidena. To się nazywa tolerancja, w imieniu której postępują oba obozy.


Skoro mowa o wielkich - w styczniu spodziewana jest publikacja książki zawierająca zdjęcia i złote myśli Neila Pearla, niedawno zmarłego perkusisty Rush: Neil Peart: The Illustrated Quotes (LINK). Patrząc na jego życiorys (TUTAJ) i analizując teksty piosenek Rush, które pisał, warto będzie przeczytać...     

Tak jak warto czytać nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

niedziela, 18 października 2020

Nowomowa i ich album pt. Debiut: nie jest źle ale...


Wrocławska Nowomowa zaskoczyła nas wykonaniem koncertu tribute dla Iana Curtisa w 40- tą rocznicę śmierci. I był to bardzo dobry koncert, którego recenzję zamieściliśmy TUTAJ. Dlatego postanowiliśmy przyjrzeć się wydanemu w 2019 ich pierwszemu, i jak dotychczas jedynemu, albumowi pt. Debiut. Bez zbędnych ceregieli zatem zaczynajmy, a album podsumujemy na końcu, jak na podsumowanie przystało.   

Zaczyna się od piosenki Hibernacja. I już od pierwszych chwil wpada nam w ucho. Tylko... Właśnie, tylko od początku w głowie kiełkuje myśl: kurcze, skąd ja to znam? No i tak - najpierw Hibernacja, z tym że nieco szybciej:


A później źródło, nieco wolniej:
 


Zatem kochamy Interpol i ich doskonały album, który zresztą opisaliśmy TUTAJ. A skoro Interpol okrzyknięci zostali amerykańskim Joy Division, a Nowomowa gra Joy Division to jesteśmy w domu. Nie zmienia to faktu, że Debiut zaczyna się bardzo dobrze. Piosenka posiada ciekawy tekst (może miejscami zbyt bezpośredni i mało poetycki - zdycham jak pies) i jak najbardziej nowatorskie brzmienie. Dużo się dzieje, zwłaszcza imponuje ściana gitar. Czekamy co będzie dalej. A dalej jest utwór Papierosy - zdecydowanie najlepsza piosenka tej płyty! To jest hit i na to czekamy. Dobry tekst, świetna muzyka i przebój. Szkoda, że nie jest grany w radio. No ale taka rola kapel spoza mainstreamu. Tak trzymać! A oto oficjalny klip, promujący utwór:

 

Wzruszająca historia, choć nieco przewidywalna, a piosenka lekko znowu ociera się o Interpol i ich PDA. Lekko...


Apetyt się zaostrza, więc czekamy co z piosenką numer trzy. Never Let You Die to zwrot akcji. Zaczynamy się niepokoić, bo powiało tym razem Depeche Mode... mówiąc krótko 1:03 i 3:42:



Teledysk jest doskonały, niemniej piosenka, mimo, że jest bardzo dobra, wprowadza słuchacza w stan konfuzji: czy zespół poszukuje stylu, czy też jest to jednorazowy wybryk?

Instrumentalne Przejście zaczyna się ciekawie, i wprowadza nastrój niepokoju. Zahaczamy gdzieś o klimaty Ulvera, awangardy, w każdym razie daleko od komercji. I dobrze. Abandon Grain to przejście do czegoś co również znamy, czyli do Simplefields. Emily i ten klimat... Moja Obawa zaczyna się dynamicznie i jest świetną piosenką. Znowu czujemy Interpol, który lekko zaczyna ewoluować w Motoramę. Ulica Krzyki idzie za to w stronę Cranberries i ich Zombie. Niemniej jest kolejnym znakomitym utworem z tego albumu. Ciekawe story. Jest pełne powietrza i eterycznego klimatu - kiedyś na to mówili rock atmosferyczny... Reasumując doskonałe. 

Obrazy to już czysta Motorama. Lekko zahacza o też o wczesne Made in Poland - przynajmniej wokalnie, nieco o 1984 również z początków ich twórczości. Jest bardziej chłodnofalowo, jak to było w latach 80 - tych. Album kończy Cisza. Tym razem pojawia się wokalistka w tle i kiedy następuje koniec chciałoby się zapytać: no i co?     

Reasumując, płyta Debiut nie jest złym albumem. Do bardzo dużych plusów zaliczyć należy realizację dźwiękową, kilka znakomitych piosenek i ich klimat. Do zasadniczych minusów należy wyraźny problem zespołu z wypracowaniem własnego stylu. Trochę tego, trochę tamtego i jeszcze coś, wcale nie musi być receptą na sukces. Skoro już uczepiliśmy się Joy Division, bo od tego zaczęła się nasze przygoda z Nowomową, kiedy czyta się wypowiedzi ludzi którzy pierwszy raz ich słyszeli (czy recenzje ich koncertów) pada stwierdzenie: oni byli inni. Inni od tego co wtedy grano (a grano głównie punka). I tym kupili sobie publikę. Analizując pod tym kątem Debiut tej inności nieco brakuje. Ktoś może powiedzieć że się czepiamy, przecież wszystko już było - rzekł Ben Akiba a gdy nie było - śniło się chyba, niemniej jest w tej płycie zbyt wiele zapożyczeń. Czy są przypadkowe? Pewnie tak, choć patrząc na okładkę Debiutu i porównując ją z okładką płyty Scarlet zespołu Closterkeller (opisanej TUTAJ), a tą z wcześniejszą okładką koncertowego wydawnictwa  bluesowej grupy Krzak z lat 80 - tych... zresztą mniejsza z tym.   




Czekamy na kolejny album Nowomowy, a ponieważ w zespole drzemie wielki potencjał, warto będzie poznać ich bliżej. Zgodzili się na udzielenie nam wywiadu, i jeśli po naszej recenzji zgodę podtrzymają, dowiemy się o nich wkrótce nieco więcej. 

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.