sobota, 17 października 2020

Tą płytę warto znać: Minuit Machine i znakomity Violent Rains - chłodny, elektroniczny bunt


Niewiele jest płyt, które są, mówiąc kolokwialnie równe. Płyt od początku do końca zawierających znakomite utwory, płyt po zakończeniu których, nie chce się włączać nic nowego. Zawsze w takich sytuacjach myśli się, że po prostu nic nie zabrzmi już lepiej... Do takich albumów na pewno zaliczyć można kilka płyt Beatlesów, oba studyjne albumy Joy Division, czy choćby Within the Realm of Dying Sun zespołu Dead Can Dance (TUTAJ), czy Intimacy grupy Opposition (TUTAJ). Z krajowych bez wątpienia pierwszy i drugi album Republiki (LINK), czy doskonały debiut Klausa Mitffocha, i równie dobry pierwszy album Brygady Kryzys (LINK), czy Świetlików (TUTAJ), o którym niedawno pisaliśmy. 
 
I do takich właśnie płyt zaliczam dziś omawiany album - album duetu Munuit Machine, czyli znakomity Violent Rains.

Najpierw o samym duecie - powstał w Paryżu w roku 2013 a tworzą go  Hélène de Thoury, założycielka projektu i Amandine Stioui wokalistka pisząca też teksty. Pierwsza z pań jest nam doskonale znana bo to nikt inny jak słynna Hante, którą znamy z doskonałej i nieodżałowanej kapeli Phosphor (opisanej przez nas TUTAJ). Zatem nie mogło być źle, i tak też jest. O swojej muzyce dziewczyny piszą tak (LINK):
 
Muzyka Hélène i Amandine jest raczej osobliwa i czasami trudna do określenia, ponieważ ich muzyczne źródła są bardzo różne. Od electro po darkwave, z mocnym gruntem elektro i melodyjnymi liniami wokalnymi, Minuit Machine jest jedyny w swoim rodzaju.

W październiku 2013 roku Minuit Machine samodzielnie wydało swoją pierwszą EP-kę „Blue Moon” z przebojem „Agoraphobia”. Ze swoją mocną melodią i uderzającą elektroniczną perkusją, Agoraphobia jest jednym z najbardziej znanych utworów Minuit Machine, a także pierwszym teledyskiem zespołu.
 
 
Rok później duet wydał swój pierwszy LP „Live & Destroy” we francuskiej wytwórni Desire. Live & Destroy został opisany jako „lodowaty romans”, idealne połączenie dokuczliwych dźwięków Hélène i emocjonalnego głosu Amandine.

Równolegle z tym wydawnictwem duet rozpoczął tournee po całej Europie.

W listopadzie 2015 roku Minuit Machine wydało swój drugi album „Violent Rains” nakładem niemieckiej wytwórni No Emb Blanc. Pierwszy singiel z tego LP „Battles”, do którego zrobiły teledysk, który był wielkim hitem i przyczynił się do zbudowania bardzo osobistej tożsamości Minuit Machine. Violent Rains otrzymał kilka pozytywnych recenzji i został opisany jako „syntetyczne arcydzieło”.
 
 
I tak rzeczywiście jest, ta płyta to wielka rzecz i nie wahajmy się przeczyć - arcydzieło. 
 
Zanim omówimy płytę piosenka po piosence jedna refleksja: to niesamowita muzyka buntu. Gdyby można sobie było wyobrazić, że punk rock rodzi się w wersji dark electro, to tak właśnie by brzmiał. 
 
Album otwiera June 7. Zaczyna się dość poważnym, ponurym wstępem na syntezatorach, lekko zahaczającym o Clan of Xymox. Pełna żalu piosenka o bólu i ciosach, jakie narratorka musiała przyjmować w toksycznym związku. 
 
Ciosy, które musiałam przyjąć
Łzy, które musiałam uronić
Stawiałam im czoła raz po raz
Chwile rozpaczy
Ten gniew wymykający się spod kontroli
Stawiałam temu czoła raz po raz
To cena, jaką musiałam zapłacić   
   
Po nim jakby ciąg dalszy - piosenka Battles. Ewidentny protest song, i tak też brzmi. Chyba najbardziej patetyczny utwór na płycie.
 
Roztrzaskane sny, skradzione nadzieje, walczymy
Skończyłyśmy uciekać od tej rzeczywistości
Nasz los jest nasz, nikt nie może nam go ukraść...

 
Nie ma bohatera ani Boga, który by nas chronił
Jesteśmy same, gdy otacza nas ciemność
Życie jest nasze, nikt nam go nie zrujnuje

Próbowali zepsuć nasze  myśli
Powiedziano nam, żebyśmy porzuciły nasze najgłębsze nadzieje
Nadszedł czas, nie trzeba już się ukrywać
 
Samotność i bunt zdają się w tej piosence osiągać poziom zupełnie maksymalny.   
 
Everlasting, kolejne dzieło tym razem w nieco wolniejszym rytmie, jest o upadku uczuć, ale też i o nadziei. Mimo zła jakiego doznaje bohaterka, chce wybaczyć... Bez drugiej osoby nie potrafi bowiem żyć. Black is My Anger jest piosenką o złych mocach otaczających bohaterkę. Ma ciekawy klimat i akustykę. Relapse z kolei opowiada o tym, że miłość może zmienić i naprawić wszystko. Inner Self jest jakby wzorowane na filozofiach sztuk walki - strach tkwi w nas samych, coś jak wyczytałem w jednej mądrej książce: jedynym rogiem na drodze do realizacji swoich marzeń, jesteś ty sam.. 
 
The Earth jest najspokojniejsze z całej płyty. Piękny tekst i nastrojowa muzyka - pełna harmonia...  Coś jak koniec świata...
 
Ziemia pęka pod moimi stopami
Powietrze wypełnia się kurzem
To jest koniec świata
Świata, jaki znałam
Ziemia mnie zabiera
Do mojego ostatniego domu
Niebo grozi upadkiem
Wiatr rozwiewa moje ostatnie nadzieje
To jest koniec świata
Świata, jaki znałam
Ziemia mnie zabiera
Do mojego ostatniego domu
Ziemia dudni
Nogi mi się trzęsą
Zegar odmierza czas
Kiedy ja 
Tonę

Kolejna piosenka - Honey to ironiczny i pełen pogardy tekst o relacjach damsko - męskich. Famous or Dead jest kolejnym protest songiem, a całe wydawnictwo kończy She Devil. Kolejny mocny tekst, tym razem o kobiecie - demonie:
 
Ona sprawi, że poczujesz
Jakby świat się skończył
Sprawi, że będziesz płakać
Jak małe dziecko


Reasumując o czym jest ta płyta? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o uczucia. 
 
Wulkan uczuć wykrzyczany i wyszeptany, od miłości do nienawiści, jak to bywa w życiu...
 
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 



Minuit Machine, Violent Rains, No Emb Blanc Records - 2015, tracklista: June 7, Battles, Everlasting, Black is My Anger, Relapse, Inner Self, The Earth, Honey, Famous or Dead, She Devil (2015 Remix).   

piątek, 16 października 2020

En Attendant: legendarny fanzine dla którego Annik Honore przeprowadziła wywiad z Joy Division


Chyba wszyscy, którzy kiedykolwiek interesowali się muzyką undergroundową i tym, co wiąże się z wczesnymi latami 80. poprzedniego wieku, znają postać Iana Curtisa i słyszeli o Annik Honore (pisaliśmy o niej TUTAJ), korespondentce magazynu belgijskiego En Attendant. Ten tytuł przewija się na tyle często (wspominał o nim m.in. w mini wywiadzie dla naszego bloga Philippe Carly TUTAJ), że postanowiliśmy go z grubsza opisać, tym bardziej, że w sieci nie ma o nim zbyt wiele (a w zasadzie prawie nic), nie ma nawet informacji jak długo wychodził magazyn i kto był jego wydawcą.

 

Z tego co udało się nam ustalić, to zaczęło się od magazynu More! założonego w 1976 roku oraz od  powstałego także w tym samym roku En Attendant. W obu pisał Bert Bertrand, więc już w 1977 roku oba miesięczniki zaczęły wychodzić pod wspólnym tytułem More! En Attendant. Miesięcznik promował kluby, w których można było usłyszeć muzykę punk: Rockin 'Club i Old Saint Job oraz nowe zespoły: Chainsaw i Kids, krytykując zjadliwie wszystko, co mogło oznaczać cenzurę. Swoimi publikacjami dziennikarze En Attendant wypełnili lukę informacyjną powiadamiając rockową publiczność o wszystkim, co ją interesowało i zdobywając fanów dla nowych trendów muzycznych. Szukając nowych grup, nowych brzmień, bardziej surowych, dalekich tego co proponowali muzycy z Yes i Genesis, odkryli Patti Smith, The Ramones, The New York Dolls i The Damned, The Sex Pistols, Eddie and the Hot Rods, The Adverts, Gorilla oraz oczywiście Joy Division.


Przełomowym momentem dla miesięcznika stała się rubryka autorstwa Bertranda „The Punk Page.”  Bert Bertrand był równolatkiem wielu opisywanych przez niego muzyków. Urodził się w 1955 roku jako syn scenarzysty, pisarza komiksów (m.in. współscenarzysty serialu Smerfy) i autora tekstów piosenek Yvana Delportea (1928-2007). Był ważną, znana postacią na belgijskim rynku muzycznym. Bert tak dobrze uosabiał belgijski mikrokosmos stylu punk rocka, że Lou Deprijck użył jego nazwiska, aby stworzyć sceniczną postać Plastic Bertrand. A mimo to pierwowzór czyli prawdziwy Bert Bertrand zdecydował się na krok ostateczny i w 1983 roku popełnił samobójstwo w Nowym Jorku.

W Brukseli pozostali i nadal wydawali magazyn inni stali członkowie zespołu redakcyjnego: Nadine Milo, Pascal Stevens i Gilles Verlant, a oprócz nich jeszcze mnóstwo innych osób, w tym także Annik Honore. Pascal Stevens związany był również z magazynem Télé-Moustique (drukującym program telewizyjny ze stronami o filmie, muzyce, aktorach i różnych tego typu rzeczach) i fanzinem Isolation Ward,  którego redaktorzy Stéphane Willocq i Jean-Pierre Everaerts pewnego dnia sprzedali swoje deskorolki i kupili gitarę elektryczną i bas a następnie w 1980 założyli zespół wraz z dwoma szkolnymi przyjaciółmi: z Thierrym Heynderickiem na klawiszach i Etienne Vernaeve na perkusji (o tym ostatnim pisaliśmy TUTAJ).  W 1982 roku nagrali w sali prób taśmy demo z trzema swoimi piosenkami. Jedną z nich Lamina Christus przypadkiem odsłuchał Stevens i uległ jej urokowi.
 


Bez wiedzy zespołu puścił taśmę z piosenką Michelowi Duval oraz Annik Honoré z Les Disques du Crépuscule (więcej o tej wytwórni TUTAJ), namawiając ich do jak najszybszego wydania singla. Wieczorem 7 lutego tego samego roku zespół wystąpił podczas występu zorganizowanego przez Crépuscule w kawiarni jazzowej Bloomdido w Brukseli wraz z Anteną i The Durutti Column. Wydarzenie było częścią ogólnoeuropejskiego programu pan-European Dialogue North-South. Zespół postanawia jednak odroczyć nagranie albumu, aby dać sobie trochę czasu. Muzycy dowiedzieli się jednak, że słynny producent z Manchesteru / Factory Martin Hannett usłyszał Laminę Christus i że jest zainteresowany przyszłą sesją nagraniową. Jednak zespół jest bardziej niż zadowolony z nawiązanej dopiero co współpracy z  Gillesem Martinem i Peterem Principle ze Studio LBO w Brukseli i nie kontynuuje tej opcji…

Powyższa historia pokazuje jak bardzo świat muzyki undergroundowej był rzeczywistością złożoną z naczyń połączonych. Wszystko, co się działo, było zorganizowane przez kilka osób, które wspólnie pracowały w wielu miejscach lub trzymały ze sobą kontakt. Pascal, który pisał głównie do Télé-Moustique pracował także dla En Attendant. To samo działo się  z innymi: z Berten Bertrandem i Gillesem Varlant (1957-2013). Ten ostatni zrobił z całej czwórki największą karierę: został pisarzem i uznanym, telewizyjnym krytykiem muzycznym, pracował potem m.in. dla Canal Plus i innych programów we francuskojęzycznych telewizjach. Zmarł tragicznie w wyniku urazu po upadku ze schodów.


Pozostała Nadine Milo, która oprócz tekstów do En Attendant dostarczała materiały do radia FM Bruxel, działającego samodzielnie w latach 1980-1987. Nie tak dawno w krótkim wywiadzie opowiedziała o początkach swojej pracy, o tym jak trafiła do En Attendant i do radia:


Niestety, numery More! En Attendant nie są zdigitalizowane, co jest wielką szkodą. Po żmudnym szukaniu ich w Internecie znaleźliśmy raptem zdjęcia okładki oraz dwóch stron z artykułem o Sex Pistols i z wywiadem, który  został przeprowadzony z okazji koncertu w Plan K 16 października 1979 roku z Joy Division przez Pascala Stevensa, Michela Duvala, Berta Bertranda. Wywiad pierwotnie był opublikowany w numerze 22 En Attendant z listopada 1979 w języku francuskim, a po wielu latach przetłumaczono go na angielski i udostępniono TUTAJ.


Widzimy zatem, jakie to ważne – zamieszczanie archiwalnych czasopism w Internecie. Stąd wielki apel do belgijskich fanów new wave, aby zajęli się tym, bo Interenet, w przeciwieństwie do bibliotek nie płonie. A jeśli nasi czytelnicy mogliby ten krótki tekst o More! En Attendant uzupełnić, czy coś w nim sprostować - to zapraszamy. Piszcie, komentujcie.

My jutro wracamy z kolejnym tekstem - dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

czwartek, 15 października 2020

Donald McIntyre: piękno pejzaży, przepełnionych światłem

 Donald McIntyre (1923-2009) mieszkał ze swoją żoną Lauren, także artystką, w małej wiosce na wzgórzach nad Bangor w Północnej Walii. Jednak malował krajobrazy Szkocji, bo na zawsze zapamiętał lata dzieciństwa spędzone w Yorkshire

Z wykształcenia był dentystą, lecz gdy zaczął pracować w szpitalu w Glasgow, w gmachu po drugiej stronie ulicy mieściła się Glasgow School of Art i McIntyre zaczął uczęszczać na wieczorne zajęcia plastyczne prowadzone tam przez Jamesa Wrighta. Zatem w dzień Donald pracował jako dentysta, popołudniu służył w wojsku, a późnym wieczorem uczył się w szkole. I tak aż do czterdziestego roku życia, gdy ostatecznie porzucił praktykę lekarską i poświęcił się tylko sztuce. Stało się to możliwe dzięki pomocy Joan i Howard Roberts, którzy mieli galerię sztuki w Cardiff i wystawiali a potem sprzedawali obrazy Donalda.







Donald McIntyre był utalentowanym rysownikiem, szanowanym zarówno ze względu na swoje umiejętności techniczne, jak i tematykę prac oraz ich wysmakowaną kolorystykę. Najpierw stosował techniki olejne, lecz z biegiem lat zaczął używać farb akrylowych. Zanim namalował obraz robił podczas krótkich wypadów do Szkocji szybkie szkice in situ, a potem na ich podstawie malował obrazy, operując lekkimi, krótkimi pociągnięciami pędzla i lekką, delikatną paletą barw.  Potrafił oddać ulotne warunki świetlne, nie bojąc się stosować kolorów czystych, nasyconych a także ich zgaszonych odcieni. Nas zachwyciły właśnie te jego obrazy, gdzie kolory są stłumione, w zasadzie ograniczone do tonów i półtonów szarości. Jest w nich ten nieokreślony smutek, nostalgia za czymś co znajduje się za horyzontem, który szczególnie cenimy…









Zarówno znawcy sztuki jak i zwykli, przeciętni odbiorcy doceniają piękno jego pejzaży, przepełnionych światłem i doskonale oddających błękit morza, nieba i gór, bogactwo odcieni zieleni, ochry i umbry niewielkich pól i zboczy. Nic dziwnego więc, że prace Donalda znalazły uznanie i obecnie znajdują się w wielu znakomitych kolekcjach prywatnych i publicznych, między innymi: kolekcji The Duke of Edinburgh, Roberta Fleminga Holdings plc, The Williamson Art Gallery (Birkenhead), Newport Art Gallery, Merthyr Tydfil Art Gallery, The Welsh Arts Council, The National Library of Wales, The Welsh Contemporary Art Society, Anglesey and Gwynedd Education Authorities, University of Wales, Department of the Environment, British Steel, USA Embassy w Londynie i London University. Więcej jego prac można zobaczyć pod tym LINKIEM.

Wnuk Donalda, Sion, który także jest malarzem, wspomina swojego dziadka jako osobę bardzo wesołą, chętnie opowiadającą mu historyjki ze swojego życia, pełne fascynujących szczegółów, a do sztuki podchodzącą z ogromnym entuzjazmem. W jednym z artykułów tak o nim napisał: Wyjeżdżał malować i czasami zabierał mnie ze sobą, żebyśmy mogli razem tworzyć przez cały dzień. Jego ulubione miejsca leżały wzdłuż wybrzeża Anglesey. (…) Nauczył mnie miłości i szacunku dla tego, co mogę zobaczyć tuż za moimi drzwiami, a także tego, że artyści muszą szukać innych artystów, aby nawiązywać z nimi kontakty i bliskie relacje  (LINK).
 

Czy nie wydaje się Wam, gdy patrzycie na obrazy Donalda, iż udało mu się nawiązać kontakt także z nami, widzami, którzy stoją po drugiej stronie płótna?

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

środa, 14 października 2020

Jak po śmierci Iana Curtisa poszukiwano jego następcy, i jak nagrano Movement zespołu New Order : streszczenie książki Colina Sharpa cz.16

 

Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o jednym z największych realizatorów nagrań w historii, i jednocześnie twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ, siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ, jedenasta TUTAJ, dwunasta TUTAJ, trzynasta TUTAJ, czternasta TUTAJ, a piętnasta TUTAJ.

W kolejnych rozdziałach Colin Sharp przedstawił urywki z wczesnej młodości Hannetta, opis jego doświadczeń z narkotykami, byliśmy świadkami narodzin pierwszych niezależnych wytwórni płytowych Manchesteru, oraz co najważniejsze, mogliśmy odczuć klimat towarzyszący powstawaniu nagrań takich gwiazd jak John Cooper Clarke, Durutti Column czy Joy Division.  Poznaliśmy także historię nagrania singla Electricity, będącego wynikiem współpracy między Martinem a muzykami z zespołu OMD. Dowiedzieliśmy się też, że po negatywnych recenzjach Unknown Pleasures, Factory Records miało zamiar zrezygnować ze współpracy z Hannettem. Poznaliśmy genezę słynnych powiedzonek Hannetta i wspomnienie jak powstawał wielki hit Joy Division, czyli Transmission. Później Colin Sharp dokonał wnikliwej analizy dwóch niezwykle ważnych płyt które zrealizował Hannett, mianowicie albumu John Cooper Clarke'a Snap, Crackle & Bop, oraz płyty Magazine pt. The Correct Use of Soap. Autor stawia pod znakiem zapytania legendy narosłe wokół śmierci wokalisty Joy Division - Iana Curtisa. Następnie Sharp opisywał w jaki sposób Martin Hannett przeżywał samobójstwo wokalisty Joy Division, które dosłownie zgruchotało jego psychikę.  Następnie poznaliśmy kulisy epizodycznej współpracy między Hannettem a Robem Blamirem i Pauline Murray z punkowego zespołu Penetration, którzy wspólnie zrealizowali kultowe i przełomowe, choć rzadko słuchane, wydawnictwo nazwane Pauline Murray and the Invisible Girls (wydane we wrześniu 1980 roku).
 
Dzisiejszy rozdział poświęcony jest opisowi okresu po samobójstwie Iana Curtisa. Zespół wtedy cieszył się sukcesem ich największego hitu, czyli LWTUA, ze znakomitym nostalgicznym wokalem Iana. Closer wydany został w USA, a Martin kojarzony był z legendarnymi wydawnictwami Joy Division. W tm czasie zaczęła się epoka sporów. Pozostali członkowie Joy Division jednak byli ponad to i postanowili kontynuować działalność. Zagrali krótki występ w Beach Club, zorganizowany przez Suzanne O'Hara (pisaliśmy o nim TUTAJ), i nazwali się New Order
 
Podjęto spekulacje kto mógłby zastąpić Iana Curtisa. Naturalnym następcą wydawał się Alan Hempsall z Crispy Ambulance, który zastępował Iana podczas choroby (warto zobaczyć TUTAJ). Próbowano zatrudnić też do tej roli Kevina Hewicka, ekscentrycznego artystę solowego. W 2006 ten wspominał, że Martin był obecny an przesłuchaniu, artysta jednak nie poczuł się na siłach po zaśpiewaniu kilku piosenek zespołu. Ten brzmiał wtedy tak:
 

New Order wrócili do studia i nagrali dwie piosenki pozostałe im po Joy Division, oraz debiut Movement. Martin niestety wtedy przeżywał depresję, ekscytacja po wydaniu płyt Joy Division odeszła w zapomnienie, a wypełniła ją pustka i dewastacja emocji. Do tego doszły spory o podział zysków z Factory. Heroina była w tamtym czasie bardzo droga i pochłaniała całe jego dochody. Pogarszała się też relacja z Tonym Wilsonem. Ten ostatni miał bardziej komercyjne upodobania, Martin chciał iść w kierunku nowej fali. Spierali się też o narkotyki, Martin uważał, ze heroina to najpiękniejsza rzecz na świecie i miał nadzieję, że Tony jej spróbuje, co nigdy nie nastąpiło. 
 
Tony był lojalny wobec Martina do końca, a nawet po jego śmierci. Starał się reaktywować jego, zawieszoną po śmierci Curtisa, karierę. Martin za to sceptycznie mu nie ufał, w pewien sposób obwiniał Tonyego za samobójstwo Iana. W takiej atmosferze nagranie debiutu New Order nie mogło zakończyć się sukcesem. Peter Hook przyznał, że ten okres to był najgorszy czas zarówno dla Hannetta jak i dla zespołu. ten zwykł siadać za konsoletą i szantażować, że nie zacznie pracy zanim nie dostanie grama kokainy. Ta jest narkotykiem paraliżującym, zarówno umysł jak i ciało. Jej działanie jest takie, że chcesz jej ciągle więcej. 
 
 
Hookowi podobał się ten album, jak mało komu. Niestety płyta jest dobra tylko przez pierwszych kilkanaście minut. Zagrana została w 2 tygodnie w Strawberry Studios. Niestety z Martinem nie miał kto wtedy pogadać, tak jak kiedyś podczas nagrywania nocnych wokali z Ianem...
 
New Order wciąż nie wiedzieli co z wokalistą, w końcu zdecydowali się na Bernarda, który początkowo brzmiał jak echo po Ianie Curtisie. Stąd partie wokalne są rozmyte i miejscami niezrozumiałe. Album ukazał się w listopadzie 1981 roku. Najwyższa pozycja to miejsce 30. Bernard wyznał w jednym z wywiadów, że nienawidził tego albumu. Posłuchał go tylko raz i nigdy więcej nie odtwarzał. Był zły z powodu wydania płyty której nie lubił. Muzyka jednak wywarła wpływ na wiele zespołów w późniejszym czasie.
 
Płyta została zmasakrowana przez krytykę, oszołomioną sukcesem Joy Division. Martin bardzo to przeżył. 
 
Muzycy jednak zostawili Martina i odnieśli później sukces za pomocą własnej produkcji Power, Corruption and Lies i singla Blue Monday.
 

Także A Certain Ratio przestali z nim współpracować. Podobnie Vini Reilly... 
 
Czy to był początek końca wielkiego realizatora dźwięku?
 
O tym napiszemy w kolejnym poście z tej serii, dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.      

wtorek, 13 października 2020

Sztuka Alex Colvillea: Myślę o życiu, jako czymś zasadniczo niebezpiecznym

Nie mam zamiaru straszyć, ale myślę o życiu, jako czymś zasadniczo niebezpiecznym. Nigdy nie wiemy, co się stanie następnego dnia - To są słowa Alex Colvillea (1920-2013), chyba najbardziej rozpoznawalnego kanadyjskiego malarza. Lubił on filozofować, definiować to, co uważał za dobre w sztuce, a co nie. Uważał za nie warte nazwania sztuką tego co jest sentymentalne, komercyjne i zacofane. Kondycję ludzką określał natomiast jako tragiczną, dlatego sztuka nie była dla niego wypowiedzią osobistą, jakimś wewnętrznym monologiem ale środkiem przekazu: Uważam, że obrazy powstały nie po to, by odciążyć artystę, nie po to, by służyły jemu, ale by służyły innym ludziom, którzy będą na nie patrzeć. Sztuka zatem dla Colville'a była czymś niesłychanie głębokim, była wyrazem szacunku dla boskiej kreacji, a samo  malowanie było swoistym aktem konfesji, czego byśmy się może nie domyślali patrząc na jego obrazy. Bo na pierwszy rzut oka płótna Alexa Colvillea przedstawiają proste sceny z życia i zwykłe krajobrazy Kanady. Widzimy na nich to, co dostrzegał sam artysta i wszyscy otaczający go ludzie: Oto para całuje się o zmierzchu przez okno samochodu, mężczyzna siedzi na werandzie z widokiem na wodę, kobieta wyprowadza psa na spacer idąc ścieżką wzdłuż zamarzniętej rzeki. Zwyczajne tematy, choć przesycone intymnością tak wielką, że każdy obraz staje się aż voyeurystyczny, niczym u Edwarda Hoppera (warto zobaczyć TUTAJ). W pewnym momencie widz czuje się nieswojo, jakby przymuszony przez autora do przyglądania się ludziom, których codziennie mija prawie nie zauważając. I musi podejść do nich bliżej, tak blisko, iż zaczyna czuć niepokój, przeczucie czegoś nieuniknionego. I jest to właśnie to, o co chodzi Colvilleowi. Jego widz ma wyjrzeć poza powierzchowną rzeczywistość i poważnie zastanowić się  na temat moralności i sensu znaczenia egzystencji. I tak  obrazy Alexa Colvillea, im dłużej się nie wpatrujemy, przekształcają się z namalowanych scenek rodzajowych w głębokie medytacje nad byciem, stawiając zasadnicze pytania: Czy prawda istnieje? i Co w naszym, jakże chaotycznym świecie, jest dobre?



Malowany świat Colvillea pokazuje koegzystencję porządku i chaosu, a do nas należy wybór. Taka perspektywa budzi napięcie, ale paradoksalnie także spokój, ponieważ obie alternatywy – chaosu i ładu - są równorzędnymi możliwościami i chociaż naszemu hamletyzowaniu towarzyszy napięcie, perspektywa wolności wyboru sprowadza na nas spokój. Na  jednym z obrazów (Pacific) widzimy mężczyznę spoglądającego na ocean, stojącego tyłem do widza, podczas gdy na stole, na pierwszym planie leży pistolet. Poza mężczyzną jest rozluźniona, ocean spokojny, a jednak pistolet jest oczywistą wskazówką, że coś może się stać. Coś nieodwracalnego. Na  innym (Skater) kobieta chwieje się na lodzie, spokojnie balansując między równowagą a brakiem równowagi, dwoma możliwymi stanami istnienia. Chodzi o kontrolowany, ale zrelaksowany świadomy ruch w pewnego rodzaju elementarnym, pustym aspekcie natury - skomentował ten obraz Colville - w pewnym rodzaju rzeczywistości, która moim zdaniem wielu ludzi przeraża. Jednak Łyżwiarka się nie boi .



Colville, który był korespondentem wojennym wierzył, że świat jest pełen wartości i że pomimo okrutnych scen wojennych, w których sam brał udział, nadal warto na nim być.  Moja praca jest pesymistyczna, ale moje życie jest szczęśliwe - kiedyś powiedział, a słowa te mogą stanowić dobre podsumowanie naszych rozważań na temat znaczenia jego dzieł.


Tych, których zainteresowaliśmy jego malarstwem i chcieliby dowiedzieć się o nim samym nieco więcej, poznać szczegóły jego życia, odsyłamy do biogramu artysty LINK (chcemy tylko nadmienić, iż malarz podczas II wojny światowej był w Europie, brał m.in. udział w wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen a potem pracował jako wykładowca i nauczyciel malarstwa. Interesował się filozofią oraz matematyką). Teraz jednak obejrzyjmy jeszcze kilka jego prac. Wśród nich ten najbardziej rozpoznawalny – Koń i pociąg (Horse and Train). Krytycy zauważyli, że choć sam temat nie jest może nadzwyczajny, ot koń ma torach… to ujęcie jest niezwykłe. Otóż, jeśli dobrze się przyjrzymy zauważymy może, że koń nie biegnie po torach, nie podąża także po ziemi, na której leżą tory. Unosi się jakby w innej rzeczywistości, w innym wymiarze, przez co jego zagłada w zderzeniu z ciężką maszyną nie jest tak oczywista… Optymistyczne? Owszem, ale dopiero, gdy długo i solidnie przyjrzymy się i rozpoznamy proponowaną sytuację. Ot, samo życie.










Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

poniedziałek, 12 października 2020

Isolations News 110: Mural Iana Curtisa krótki film, Hook zagra Futuramę, Transmissions o Joy Division i New Order, Cabaret Voltaire, Foxx i Rammstein wracają, Cooper Clarke w biografii a Cave w operze, RIP Kelner



W Manchesterze pojawił się mural z podobizną Iana Curtisa, co opisaliśmy wczoraj. Na FB miejscowej niezależnej gazety zamieszczono krótki filmik pokazujący proces powstawania dzieła (LINK).


Odbędzie się wznowienie festiwalu Futurama, tym razem w Liverpoolu 3 i 4.04.2021. Peter Hook and the Light odegrają tam set Joy Division z roku 1979 (LINK). O tym jak Joy Division wypadli wtedy pisaliśmy TUTAJ.
 

Zrealizowano podcast dokumentalny o
Joy Division i New Order. Premiera Transmissions: The Definitive Story, odbędzie się 29 października. Pierwsze osiem odcinków będzie o Joy Division: od powstania po śmierć Iana Curtisa. Następne zajmą się New Order: wczesnymi latami zespołu, aż do przeboju Blue Monday (LINK) z 1983 roku. 

W audycji znajdą się wywiady z członkami zespołu Bernardem Sumnerem, Stephenem Morrisem, Gillian Gilbert i Peterem Hookiem, a także zabierze głos wielu znanych gości: Bono, Johnny Marr, Damon Albarn, Liam Gallagher, Radiohead's Colin i Jonny Greenwood, Pet Shop Boys i inni. Narratorem będzie Maxine Peake.



Występowali z Joy Division - mowa o Cabaret Voltaire - zaprezentowali drugą piosenkę The Power (Of Their Knowledge) ze swojego nowego albumu, pierwszego od 26 lat, który ma składać się z ośmiu piosenek i nosić tytuł Shadow of Fear. Płyta ma zostać wydana 20 listopada. Piosenka ta jest drugą po singlu Vasto, zaprezentowanym w sierpniu, która promuje nową płytę.  Choć zapowiada się świetnie, zawsze zagadką pozostaje, czy dorówna wielkiemu dziełu, jakim jest The Covenant the Sword and the Arm of the Lord, które omówiliśmy TUTAJ.


On też występował z Joy Division - długo oczekiwana autobiografia Johna Coopera Clarkea: I Wanna Be Yours ma zostać opublikowana 15 października. W tym samym dniu odbędzie się z premiera książki online na żywo z Vout-O-Renees, klubu artystycznego w Londynie, w czym wezmą udział specjalni goście. Bilety są już w sprzedaży TUTAJ.


Jeszcze o Manchesterze - są pozytywy COVIDA - w sytuacji pandemii organizacje zajmujące się dziedzictwem kulturowym na terenie Anglii, w tym Greater Manchester, mają otrzymać fundusze rządowe na zabezpieczenie i remont najcenniejszych zabytków. Do podziału jest 103 miliony funtów. Najpierw dofinansowane będą prace przy Victoria Baths, zamkniętych od 1993 roku, do tej pory skazanych na destrukcję a następnie dofinansowany będzie dawny klasztor franciszkanów w Gorton, zamknięty w 1989 roku i dom pisarki Elizabeth Gaskell przy 84 Plymouth Grove w Chorlton-on-Medlock, w którym gościli m. in. Charlotte Bronte i Charles Dickens. Na liście jest dużo więcej obiektów (LINK).

Skoro o pandemii - niektórzy w mediach społecznościowych dają wyraz swoim koszmarom połączonym z profetycznymi wizjami (TUTAJ). Jak mawia klasyk: jaka jest różnica między pesymistą a optymistą? Pesymista mawia: gorzej być nie może, a optymista: może! może!


Ale może też być lepiej, bowiem Till Lindemann i spółka pracują nad nowym materiałem. Dowodzi tego zdjęcie zamieszczone na oficjalnym profilu na Instagramie (TUTAJ).  Ostatni album grupy Rammstein ukazał się w 2019 roku, a muzycy niedawno zapowiedzieli reedycję albumu  Herzeleid z okazji 25-lecia, który trafi do sklepów 4 grudnia.


Inny dinozaur - John Foxx (pisaliśmy o nim niedawno TUTAJ) udostępnił kolejną piosenkę ze swojego najnowszego albumu Howl. Czasy Garden minęły, niemniej posłuchać można...


Jeśli już wkroczyliśmy do Jurassic Park - Alvin Gibbs, który miał być gwiazdą tegorocznego festiwalu Rock na Bagnie 2020 potwierdził udział w przyszłorocznej, jubileuszowej (10) edycji i zaprosił do udziału w imprezie.


Info o innym festiwalu - Oficjalnie zapowiedziano, że British Summer Time 2021 odbędzie się w lipcu przyszłego roku w Londynie. Ci, którzy kupili bilety na tegoroczną imprezę z tego cyklu będą traktowani priorytetowo. Wśród gości będzie można zobaczyć 9 i 10 lipca koncert Pearl Jam a także PIXIES, którzy 16 października tego roku wydadzą nowy podwójny singiel. Więcej o festiwalu TUTAJ. A powyżej piosenka PIXIES Hear Me Out z ich nowej płyty.


W klimacie imprez - Record Store Day oficjalnie potwierdzili, że RSD Black Friday odbędzie się w tym roku, a oryginalny Record Store Day ze względu na Covid-19 został podzielony na trzy wydarzenia zwane drop, z których ostatnie będzie miało miejsce 24 października. RSD Black Friday będzie jednodniowy i odbędzie się 27 listopada. W tym roku lista uczestników targów jest mniejsza niż w poprzednich latach, niemniej w ofercie będzie można znaleźć płyty Nicka Cave'a , Lou Reeda, Beastie Boys, Public Enemy i około 130 innych muzyków. Pełna lista TUTAJ.


Skoro pojawił się Covid i Cave to warto wspomnieć, że wspólnie z belgijskim kompozytorem Nicholasem Lenz nagrywają utwór nazwany przez nich lockdown opera, a zatytułowany L.I.T.A.N.I.E.S. Więcej TUTAJ.


Nieco zboczyliśmy w kierunku mainstreamu, zatem  pora powrócić do undergroundu. Niezależna rosyjska wytwórnia https://uplifto.ru/ opublikowała wydawnictwo będące hołdem dla zespołu Matrosskaya Tishina. Zestaw zawiera 19 najbardziej znanych utworów tego najlepszego rosyjskiego post-punkowego zespołu lat 80-tych i 90-tych. Więcej TUTAJ.


Kończymy nieco sentymentalnie, bo bez the Beatles świat muzyczny dziś nie byłby taki sam... W ostatni piątek przypadła 80. rocznica urodzin Johna Lennona. Aby ją uczcić, jego rodzina wydała Gimme Some Truth. The Ultimate Mixes, zestaw zawierający 36 piosenek zmarłego Beatlesa, ze zremiksowanych na nowo z taśm-matek. Producentem wykonawczym wydawnictwa jest Yoko Ono Lennon, a producentem Sean Ono Lennon, który obchodzi urodziny w tym samym dniu co jego ojciec. Więcej TUTAJ.


Z ostatniej chwili - zmarł Paweł Kelner Rozwadowski z Deutera i Brygady Kryzys. Teraz grają razem z Robertem Brylewskim... RIP.

Czytajcie nas - codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.