Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o jednym z największych realizatorów nagrań w historii, i jednocześnie twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ, siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ, jedenasta TUTAJ a dwunasta TUTAJ.
W kolejnych rozdziałach Colin Sharp przedstawił urywki z wczesnej młodości Hannetta, opis jego doświadczeń z narkotykami, byliśmy świadkami narodzin pierwszych niezależnych wytwórni płytowych Manchesteru, oraz co najważniejsze, mogliśmy odczuć klimat towarzyszący powstawaniu nagrań takich gwiazd jak John Cooper Clarke, Durutti Column czy Joy Division. Poznaliśmy także historię nagrania singla Electricity, będącego wynikiem współpracy między Martinem a muzykami z zespołu OMD. Dowiedzieliśmy się też, że po negatywnych recenzjach Unknown Pleasures, Factory Records miało zamiar zrezygnować ze współpracy z Hannettem. Poznaliśmy też genezę słynnych powiedzonek Hannetta i wspomnienie, jak powstawał słynny hit Joy Division, czyli Transmission. Później Colin Sharp dokonał wnikliwej analizy dwóch niezwykle ważnych płyt które zrealizował Hannett, mianowicie albumu John Cooper Clarke'a Snap, Crackle & Bop, oraz płyty Magazine pt. The Correct Use of Soap.
Dziś omawiana część rozpoczyna się od refleksji, jak ważnymi były lata 80-te. Sharp wskazuje fakt, że dzisiaj w zasadzie mawia się ten okres w oderwaniu od lat 70-tych i 90-tych. Omawia okres między Unknown Pleasures a Closer Joy Division. Wskazuje, jak wielki zmiany zaszły w życiu Iana Curtisa, został ojcem, a jednocześnie nawarstwiały się w jego życiu problemy z którymi musiał podjąć walkę. Jednocześnie zespół został otoczony grupą fanów, którzy często zachowywali się wręcz fanatycznie. Oczarowana debiutem Joy Division, Annik Honore przybywa z Belgii by przeprowadzić wywiad z zespołem dla fanzinu En Attendant.
Pierwszy raz widziała Joy Division 13.08.1979 roku w Londynie w Nashville. Nagrała czterogodzinny wywiad na kasetach i zaczęła się przyjaźnić z Ianem, przy czym ta znajomość rozwijała się wolno. 8.09. widziała zespół ponownie, tym razem w Leeds na Futuramie. Byli wtedy w pełni mocy, a festiwal uważa się za najważniejszy post - punkowy event. Wystąpiły też m.in. Cabaret Voltaire i A Certain Ratio. Joy Division grali drudzy po PIL. Niemniej byli najlepsi, i zyskali nowych wyznawców. Ian Curtis zachowywał się jakby był bliski obłędu, co wynikało z jego pogarszającego się stanu zdrowia. Wtedy członkowie zespołu byli już w stanie porzucić pracę i żyć z grania.
W tym czasie podczas miksowania przez Martina Unknown Pleasures urodziła się Natalie. Nikt z zespołu nie miał wtedy dzieci, mało tego, nie było to wtedy spotykane wśród rówieśników Iana. Został sam na sam ze swoimi problemami. W tamtym czasie Joy Division pojechali do Brukseli dać koncert w Plan K, który był odpowiednikiem Russell/Factory. To wtedy prawdopodobnie Ian Curtis został zlekceważony przez Burroughsa, gdy chciał z nim porozmawiać o pisaniu.
W lipcu 1979 roku zespół wszedł do studia by nagrać Transmission. Ta piosenka po latach stała się punktem startowym od którego definiuje się w muzyce rozpoczęcie lat 80-tych. Zespół miał już pierwszą wersję piosenki nagraną w Manchester Central Sound Studio, ale chciał czegoś bardziej odjazdowego, stąd próby w Strawberry Studios. Publika znała piosenkę z koncertów i domagała się singla. Kolejne nagranie po tym, które zespół zarejestrował pod okiem Martina to Atmosphere, monumentalna kompozycja, z niesamowitym tekstem i wokalem Iana, obłędnymi efektami Martina i najbardziej masywną perkusją.
Majestatyczne dont walk away in silcene stało się, o ironio, mottem tragicznej śmierci obu: Iana i Martina.
W marcu 1980 ukazał się singiel Sordide Sentimental (warto zobaczyć TUTAJ) ze znakomitą okładką Antona Corbijna i wstępem Jamoula w ilości zaledwie 1578 kopii. Zespół wrócił do studia 24.02.1980 żeby nagrać wersję singlową She's Lost Control wydaną jedynie w USA.
Po konsultacjach między Hannettem, Wilsonem i zespołem pojechali do Britannia Row Studios w Islington (północny Londyn) celem nagrania Closer. Studio było własnością Pink Floyd, co imponowało Martinowi jako fanowi wczesnych dokonań tej grupy. Wynajęli je od 17.03. do końca miesiąca, czyli mieli dwa tygodnie na nagranie dzieła jakim jest Closer. Zespół mieszkał w dwóch mieszkaniach przy York Street. Martin pracował nocami. Ian zażywał wtedy barbiturany, który słyną z wywoływania dołujących nastrojów (warto zobaczyć TUTAJ).
W przeciwieństwie do atmosfery podczas realizacji Unknown Pleasures, ten album jest bardziej Martina niż Iana. Ich przyjaźń cały czas trwała, mimo że poza studiem w zasadzie się nie kontaktowali. Ian spędzał czas z Annik, lub w towarzystwie Genesis P-Orridge, swojego kolegi - wspólnie poszukiwali dziwnych miejsc i ludzi. Martin spał w dzień, pracował w nocy, czasem też podróżował w poszukiwaniu heroiny, bo w Londynie dealerzy strasznie zdzierali. Jednej nocy przejechał 250 mil z Londynu do Manchesteru o 5 rano po sesji.
Miedzy członkami zespołu panowała napięta atmosfera. Sharp zwraca uwagę na fakt, że Ian zbyt mocno sugerował się opiniami Annik, która uważała, że Closer brzmi jak nagrania Genesis. Wtedy kazał remiksować nagrania. Tego nie było podczas realizacji Unknown Pleasures, Ian tracił kontrolę.
Następnie Sharp dokonuje analizy Closer piosenka po piosence. Podkreśla rolę Curtisa i Hannetta. Po śmierci Iana Martin długo wspominał nagrywanie we dwóch wokali, zwykle późną nocą do 3-4 nad ranem. To godziny gdy rodzi się i umiera najwięcej ludzi. Martin znał się na zegarze biologicznym ludzi.
Ian już w lutym popełnił pierwszą próbę samobójczą przez samookalecznie, a 7.04. przedawkował leki. Napisał wtedy list pożegnalny, ale został odratowany. Następnie Sharp opisuje samobójstwo Iana Curtisa. Jego zdaniem fakty, że Ian obejrzał Stroszka i słuchał Iggy Popa to legendy. Przyczyn śmierci jest wiele, po kilku latach Deborah powiedziała Sharpowi, że Ian przestał brać przed śmiercią leki na własne życzenie co było błędem. Tamtej nocy pił kawę i alkohol, co mogło go nadmiernie pobudzić. Być może to wzmogło jego strach przed wyjazdem do USA.
Martin nie poszedł na pogrzeb, ale nigdy nie przepracował śmierci Curtisa. Czuł się winny, że mu nie pomógł.
Najciekawsze fragmenty dzisiejszego rozdziału dotyczą stwierdzeń o napięciach panujących w zespole podczas nagrywanie Closer, które są w sprzeczności ze wspomnieniami muzyków zespołu. Ci twierdzili, że panowała świetna atmosfera i znakomicie się wtedy bawili. Również nazwanie samookalecznia Curtisa próbą samobójczą rzuca nieco inne światło na mające wtedy miejsca wydarzenia. Absolutnymi hitami natomiast są stwierdzenia o zaprzestaniu brania leków (co stoi w sprzeczności z informacjami udzielonymi przez samego Hannetta TUTAJ) i stawianie pod wątpliwość oglądania Stroszka i słuchania Idiot Iggy Popa. Sharp wprost stwierdza, że wkoło śmierci Curtisa narosła masa legend. W takich chwilach przypomina się, jak Peter Hook w jednym z wywiadów powiedział, że nigdy nie poznamy prawdy o Joy Division. Tony Wilson natomiast twierdził, że jeśli ma się do wyboru drukowanie prawdy, czy legendy - należy drukować legendę.
My natomiast prędzej, czy później, poznamy prawdę, która zdaje się wyłaniać poprzez stosowaną przez nas metodę konfrontacji źródeł.
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz