Jakiś czas temu zaczęliśmy na naszym blogu streszczać książkę Colina Sharpa o jednym z największych realizatorów nagrań w historii, i jednocześnie twórcy Manchester Sound, Martinie Hannettcie. Pierwsza część opisu dostępna jest TUTAJ, druga TUTAJ, trzecia TUTAJ, czwarta TUTAJ, piąta TUTAJ, szósta TUTAJ, siódma TUTAJ, ósma TUTAJ, dziewiąta TUTAJ, dziesiąta TUTAJ a jedenasta TUTAJ.
W kolejnych rozdziałach Colin Sharp przedstawił urywki z wczesnej młodości Hannetta, opis jego doświadczeń z narkotykami, byliśmy świadkami narodzin pierwszych niezależnych wytwórni płytowych Manchesteru, oraz co najważniejsze, mogliśmy odczuć klimat towarzyszący powstawaniu nagrań takich gwiazd jak John Cooper Clarke, Durutti Column czy Joy Division. Poznaliśmy także historię nagrania singla Electricity, będącego wynikiem współpracy między Martinem a muzykami z zespołu OMD. Dowiedzieliśmy się też, że po negatywnych recenzjach Unknown Pleasures, Factory Records miało zamiar zrezygnować ze współpracy z Hannettem. Poznaliśmy też genezę słynnych powiedzonek Hannetta i wspomnienie jak powstawał słynny hit Joy Division, czyli Transmission.
Kolejny, dwunasty już rozdział, rozpoczyna się od analizy charakteru Martina Hannetta. Sharp podkreśla, że wielu artystów nazywało go geniuszem, aczkolwiek jak wiadomo, często pomiędzy geniuszem a szaleństwem jest bardzo wąska granica. Niektórzy z kolei są zdania, że Hannett był bardziej zainteresowany gadżetami muzycznymi niż samą muzyką. Sharp jest jednak zdania, że wielokrotne powtarzanie nagrań dawało Martinowi przy realizacji możliwość wyboru najlepszego wykonania. Tak jak reżyserzy filmowi, na przykład Stanley Kubrick, którzy wielokrotnie nagrywają te same sceny, by mieć wybór. Peter Hook wspomina, że Hannett wprawiał muzyków w zamieszanie, czego celem było oczekiwanie zrobienia czegoś niespodziewanego. Jego zdaniem potrafił też zachowywać się dziecinnie w studio, na przykład bawić się o 5 rano klimatyzacją żeby uzyskiwać ekstremalne temperatury - od chłodu do upału. Niektórzy oskarżali też Martina o napuszczanie jednych członków zespołu na innych, istnieją opinie, że zaledwie po pięciu minutach pracy z Hannettem członkowie niektórych zespołów skakali sobie do gardeł.
Martin konfliktował się też z urzędnikami nadzorującymi studio, czy z Wilsonem, szefem Factory. To był konflikt typu: artysta - biurokrata. Zespoły wspominają jego nietypowe metody, na przykład A Certain Ratio - jeden z pierwszych zespołów pracujących z Hannettem, wspominają jak ten kazał rozmontować perkusję i nagrywał każdy bęben osobno, podobnie zresztą było z Joy Division.
Vini Reilly wspomina go jako wielkiego brata może nie zawsze cierpliwego, ale za to potrafiącego wcielać w życie jego specyficzne pomysły. Wspomina jak nagrywali The Return of Durutti Column i Martin zdawał się nie zwracać na niego uwagi plącząc się po studio z kablami i syntezatorami. Okazało się, że chciał koniecznie wytworzyć na syntezatorze głosy ptaków, co finalnie mu się udało za pomocą Mooga.
Perkusista zespołu opisuje Hannetta jako dobrego kompana ale źle się zachowującego, innowatora z maniakalnymi ale skrupulatnymi wizjami.
Z kolei Tony Wilson wspomina, że Hannett zmienił muzykę dwa razy (przy czym wielcy producenci robią zwykle tylko jedną przełomową rzecz). Po raz pierwszy kiedy zastosował maszynę opóźniającą dźwięk, która na zawsze przemieniła dźwięk perkusji, i po raz drugi, gdy jako pierwszy przelutował kable z tyłów archaicznych komputerów do keyboardów, w ten sposób tworząc muzykę nowoczesną.
Jedną z najważniejszych płyt jakie zrealizował Hannett jest trzecia płyta Magazine. Devoto wspomina że ludzie nie lubili pracować z Martinem, był mało komunikatywny, siedział jak Budda za konsolą i nie tolerował głupków. Nadał muzyce zespołu przestrzeni. Mało tego, pozwolił muzykom na wspólne działania przy stole mikserskim, co było rzadkością.
Płyta wtłoczyła adrenalinę w dokonania glam rocka. Otwierająca ją piosenka jest neurotyczna z dość chaotyczną jednak kontrolowaną przez Martina gitarą i świetnym basem, któremu Hannett nadał nowe brzmienie. Być może dlatego że sam na nim grał. Wokal Devoto jakby podróżował od i do słuchacza.
Drugi utwór Model Worker jest już bardziej wschodnioeuropejski i nieco kabaretowy. Cały utwór jakby wymykał się spod kontroli.
Dalej album nieco zwalnia. Sharp dokonuje dość wnikliwej analizy piosenka po piosence. Na koniec wspomina, że mimo tego iż zespół więcej nie pracował z Martinem, to wysłał mu taśmę z nagraniami na ich kolejny, czwarty i ostatni studyjny album. Poprosili Hannetta o zmiksowanie, ale efekt nie był już tak dobry jak w przypadku poprzedniej płyty. Być może dlatego, że Martin nie uczestniczył w nagraniach. Choć mimo tego w kilku utworach odcisnął swoje piętno.
O ile praca z Magazine była ważna z powodu technologii nagrywania, o tyle praca jaką Martin wykonał nad drugą płytą Johna Coopera Clarkea zaowocowała niezwykłą kreatywnością i ukazała bezmiary wyobraźni Martina.
Martin i Steve skomponowali ścieżki dźwiękowe a Clarke dodał teksty. To jeden z najmodniejszych albumów jakie kiedykolwiek nagrano, z hipsterskim tytułem i okładką. W równoległym wszechświecie to płyta numer jeden. Sharp zwraca uwagę na piosenkę Sleepwalk, jako jedno z największych osiągnięć dźwiękowych Martina, być może tak właśnie powinni brzmieć Joy Division.
Uwagę zwraca podwójny bas i masa eksperymentów dźwiękowych.
W jednym z wywiadów Peter Hook powiedział, że Martin był tak dobry, jak dobre były piosenki które dostawał. Porównał go też do szefa kuchni, miksującego składniki i posypującego potrawy ziołami. Czy jego rola była tylko taka? Czas zdaje się pokazuje, ze jednak raczej było inaczej...
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz