wtorek, 15 września 2020

Leonor Fini: obrazy z otchłani niosącej zgubę

Przede wszystkim maluję kobiety, ponieważ maluję projekcje mnie samej. To pewne. Ponieważ interesuje mnie przede wszystkim moje ja. Kobiety to ja. Leonor Fini (1907–1996) była zaprzeczeniem dzisiejszej feministki a przynajmniej tego, co się z tym określeniem kojarzy. Była kwintesencją kobiecości. Ci, co ją znali zgodnie wspominają, iż anonsował ją zapach mocnych perfum, a potem pojawiała się jej mocno niekonwencjonalni ubrana w czerń, biel i czerwień postać - w obfite szale, ponczo, boa, wielkie kapelusze lub w futro na gołym ciele... Jej wygląd był odbiciem jej życia, które także wymykało się wszelkim próbom zdefiniowania.  Uważana za piękność, obdarzona była wielkim temperamentem (napady furii były legendarne) i wyobraźnią, choć protestowała, gdy określano jej malarstwo surrealistycznym. Obrazy ujawniają przede wszystkim jej fascynację kobiecym ciałem i seksualnością a także przemijaniem, śmiercią i jej skutkami. Wśród wielu, nie do końca zrozumiałych symbolów kłębiących się na jej pracach są szkielety, czaszki, bluszcze, owady, ćmy oraz inne wanitatywne akcesoria znane z XVII-wiecznego malarstwa niderlandzkiego. Oprócz nich znajdujemy także odniesienia do mitów powiązanych z kobiecością, postacie sfinksów, feniksy i syreny... A także koty. Wiele kotów.

Jej obrazy są pełne poezji, niedopowiedzeń. Najczęściej przedstawiają kobiety o alabastrowym ciele i twarzach o jej rysach (do siedemdziesiątki zachowała urodę), zestawiane ze szkieletami i turpistycznymi elementami. Niektóre płótna są niczym ironiczna anegdota, inne z kolei wydają się być aluzją do jakiś zdarzeń lub są metaforą przemyśleń autorki. Zresztą oceńcie sami:


















Można o niej napisać bardzo dużo lub skąpo. Nasz blog stara się rozbudzić ciekawość i zaanonsować twórców, dlatego podajemy o Leonor Fini tylko to co istotne: Urodzona w Buenos Aires, wychowała się w Trieście, lecz w wieku 17 lat uciekła od matki i zamieszkała w Paryżu. Tam poznała Paula Éluarda, Maxa Ernsta, Georges’a Bataille’a, Henri Cartier-Bressona, Pabla Picassa, André Pieyre de Mandiargues oraz Salvadora Dalego i jego żonę Galę. Wybrała się w podróż po Europie samochodem Cartier-Bressona, który wtedy wykonał słynne zdjęcie Fini nago w basenie. Zdjęcie to sprzedano w 2007 za 305 000 dolarów (LINK).

Artystka już za życia stała się niezwykle modna. Namalowała portrety Jeana Geneta, Anny Magnani, Jacquesa Audiberti, Alidy Valli, Jeana Schlumbergera (projektanta biżuterii) i Suzanne Flon, jak również wielu innych znanych francuskich celebrytów. W jej domu gościli między innymi Federico Fellini, Antonioni, Monica Vitti, Brigitte Bardot, Luccino Visconti, Federico Fellini, Czesław Miłosz, Józef Czapski, Gustaw Herling-Grudziński. Uwielbiała koty i swoich znajomych obdarzała uczuciem proporcjonalnym do stosunku jaki mieli do jej zwierząt.  Miała romans z Maxem Ernstem, który porównał jej obrazy do otchłani niosącej zgubę, a ją samą nazywał Furia italiana.

Krótko trwało jej małżeństwo z Fedrico Venezianim, lecz kolejny, bardzo niekonwencjonalny związek trwał aż do śmierci jej towarzyszy. Od 1941 roku była związana z włoskim arystokratą, byłym konsulem w Monako Stanislao Leprim (dzięki niej zajął się malarstwem surrealistycznym), a od 1952 roku z polskim pisarzem i publicystą Konstantym Jeleńskim, młodszym od niej o 15 lat. I tak aż do śmierci Lepriego (1980) i Jeleńskiego (1987), wszyscy w trójkę mieszkali w Paryżu, w kamienicy pod numerem 8 przy Rue de Villiere, prowadząc intensywne życie towarzyskie i obracając się wśród bohemy artystycznej. Obaj jej partnerzy byli otwarcie homoseksualni i zakochani w Fini... Jeleński (Kot - jak go nazywała) w jednym z listów do przyjaciela tak określił ten trudny związek, w którym tkwił: Życie jest trudniejsze, ale ma więcej sensu. Myślę, że nie zjadamy się z Leonor nawzajem, ale żywimy się. Dajemy sobie wielki spokój. Gdy w 1980 roku Lepri zmarł na raka, Leonor popadła w depresję. Siedem lat później, po śmierci Kota (przypuszcza się, że na na AIDS) załamała się całkowicie. Odeszła we śnie w wieku 89 lat. Cała trójka spoczęła we wspólnym grobie na cmentarzu w  Saint-Dyé-sur-Loire. Ich grób stanowi gładka płyta z wyrytymi na niej trzema nazwiskami i z renesansową płaskorzeźbą anioła, kupioną w paryskim antykwariacie.


Żyje we wspomnieniach nielicznych znajomych jako anioł, pociągający dla jednych, przerażający dla drugich. Obecnie uważana jest za jedną z najważniejszych artystek XX wieku, a także jedną z najbardziej niezrozumianych. Zainteresowanych malarką odsyłamy do monografii Doroty Hartwich, Gattora życie Leonor Fini, Warszawa 2018, ISBN: 978-83-244-0491-9 oraz do strony internetowej jej poświęconej (LINK).


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz