sobota, 20 lipca 2019

Tej nocy zobaczyłem innego Iana Curtisa, który był młodą pierdoloną bestią. Najnowsza książka Jona Savage'a o Joy Division - This Searing Light, the Sun and Everything Else, Joy Division the Oral History, nasza recenzja cz.4

 
Ostatnio skupiamy się na najnowszej książce Jona Savagea o Joy Division. Poddajemy jej treść analizie i jak dotychczas omówiliśmy rozdział trzeci (TUTAJ), drugi (TUTAJ) i pierwszy (TUTAJ).

Dzisiaj kolej na rozdział czwarty, który zatytułowany jest: Lipiec 1977 - kwiecień 1978, a tak na prawdę mógłby mieć podtytuł: Poszukując perkusisty, bo temu zagadnieniu poświęcona jest znaczna jego część.  

Peter Hook jako najlepszego perkusistę, z kilkunastu których w tamtym czasie przesłuchali, wspomina Steve'a Brotherdale'a, który jednak ich opuścił odchodząc do the Panik Roba Grettona. Bernard Sumner z kolei wspomina jedną zabawną sytuację, kiedy to w ich zespole chciał grać jakiś student, którego żal im było się pozbyć, bowiem grał fatalnie. Wtedy Hooky wpadł na pomysł zakupu dla niego pudełka czekoladek i powiadomienia go, że ze swoimi umiejętnościami jest po prostu o lata świetlne do przodu w stosunku do nich i nie może w związku z tym z nimi grać... Terry Mason wspomina, że kilka pierwszych koncertów grał z zespołem Tony Tabac (o perkusistach Joy Division pisaliśmy TUTAJ).  

Stephen Morris wspomina jak zobaczył dwa ogłoszenia zespołów poszukujących perkusistów: jednym z nich był the Fall, drugim Warsaw. Morris wspomina, że wtedy zaczął pracę jako dziennikarz w gazecie Record Mirror i zajmował się recenzowaniem koncertów. Jednym z pierwszych które odwiedził był koncert Eda Bangera and the Nosebleeders w klubie Rafters. Na gitarze grał wtedy tam Vini Reilly, który zapytany przez Morrisa o inspiracje, odpowiedział, że jest nią muzyka rewolucyjna dowolnego rodzaju. Na tym koncercie zaczął też zasięgać opinii o zespołach które poszukiwały perkusistów - Warsaw i the Fall. O pierwszych usłyszał opinię, że nie są zbyt dobrzy, za to o drugich: nie nie nie  - tylko nie oni. 

Warto w tym miejscu przypomnieć, opinię jednego z krytyków, przytoczoną przez Deborah Curtis w swojej książce o muzyce the Fall, iż po jej wysłuchaniu ma się ochotę wyjść na ulicę i kopnąć psa.

Tak Morris podjął decyzję o wyborze Warsaw. Ponieważ numer telefonu z ogłoszenia, był z Macclesfield, było to dodatkowym atutem, nie musiał podróżować. Warto przytoczyć ten fragment książki, zresztą jest on kompatybilny z wypowiedzią perkusisty Joy Division z filmu dokumentalnego o zespole: Podniosłem słuchawkę, oczekując jakiegoś punkowego słowotoku, a tam był bardzo grzeczny, i posiadający bardzo dobre maniery Ian: szukasz perkusisty? A umiesz grać? Tak, umiem. Czy zatem możesz wpaść do mojego domu? Ponieważ pozostali członkowie zespołu byli na wakacjach, spotkał się tylko z Ianem Curtisem. Mimo że od 3 tygodni nie palił, Ian poczęstował go, twierdząc że od jednego nic złego mu się nie stanie. Po tym palił przez kolejne 30 lat... Dał mu do posłuchania ich kasetę. Po czym dołączył do zespołu, na pierwszą próbę pojechał samochodem swojej mamy, perkusję umieścił na tyle auta, spotkali się przy więzieniu Strangeways. Powitał go Hooky, który wtedy nosił wąsy, dołączył też Sumner i poszli na próbę do Abraham Moss Leisure Centre w Crumpshall. Dowiedział się że ma tę pracę, a pierwszy koncert grają w następnym tygodniu.  

Zabawną sytuację przytacza Bernard Sumner, który opowiada jak Terry Mason, mieszkający wtedy z matką, miał dokonać kopiowania ich pierwszych nagrań, za które Ian Curtis zapłacił pieniędzmi ze swoich 21. urodzin. Terry wykonał kopie, które zespół rozesłał po wytwórniach. Ponieważ żadna nie odpowiedziała postanowili wysłuchać co takiego jest na kasecie. Okazało się, że Mason kopiował bez kabla, przez mikrofon, i na tle muzyki zespołu, nagrały się też fragmenty serialu Coronation Street. Słychać też jak mama Terryego oznajmia, że jego herbata jest już gotowa... 

Peter Hook opowiada jak podczas pierwszych koncertów było im trudno grać, nikt nikogo nie słyszał. Wspomina też, jak Ian Curtis wymógł na the Drones i Slaughter and the Dogs, że to Warsaw wystąpi podczas ostatniej nocy w Electric Circus. Ian zwykł być jak wulkan, jeśli coś stanęło mu na drodze, i to był jedyny raz kiedy widziałem go jak wstawił się za zespołem i to było wielkie. 

Martin Hannett wspomina jak pierwszy raz zobaczył koncert Joy Division. Był na koncercie gdy występowali jako support Slaughter and the Dogs. Zepsuł się wzmaczniacz i Hooky ze Stevem jammowali przez 15 minut. Jedną z rzeczy skłaniających mnie ku elektronicznej perkusji była mierna jakość perkusistów, ale Steve był na prawdę świetny. Mieli znakomity start, byli inni niż pozostałe zespoły punk. W ich muzyce było mnóstwo przestrzeni.

Następnie opisane jest nagrywanie An Ideal for Living (warto zobaczyć TUTAJ), czyli grudzień 1977 roku. Morris wspomina jak wtedy tworzyli piosenki: Novelty było na tej kasecie (którą Ian Curtis dał mu do posłuchania), Leaders of Men, Failures, Warsaw i No Love Lost zrobiliśmy później. Zaczęliśmy pisać, bo mogliśmy. Ian miał teksty. Piosenki pojawiały się nijako z powietrza. Zaczęliśmy piosenkę i kończyliśmy, żeby zaczynać kolejną. 

Zdaniem Morrisa utwór No Love Lost był pierwszym w którym odeszli od trashu. Podkreśla, że Ian był doskonały w umiejscawianiu bitów w piosenkach. Uważał też, że dłuższe wstępy powinny być znakiem charakterystycznym zespołu. Riff gitarowy z No Love Lost jest z utworu the Doors L.A. Woman, który wspólnie z Ianem uważali za bardzo dobry. Hook opowiada o drugim zespole o podobnej nazwie - Warsaw Pact i związanymi z tym kłopotami. Ciekawym natomiast jest, że Peter Hook twierdzi, że to Ian Curtis a nie Bernard Sumner jest autorem nazwy Joy Division. Dosłownie pada stwierdzenie: Ian przyniósł ją z książki Dom Lalek (genezę nazwy zespołu i opis tej książki można zobaczyć TUTAJ). 


Jeremy Kerr wspomina jak w klubie Pips grano muzykę w zależności od pomieszczenia, tak też w pokoju Roxy grano Roxy Music i Bowiego, w pokoju z komercyjną muzyką soul, a na sole w pokoju Przyszłość zwykle Kraftwerk i ich Trans-Europe Express... Warto wspomnieć że ta piosenka rozbrzmiewała przed występem Petera Hooka and the Light we Wrocławiu (TUTAJ i TUTAJ)... 

Kevin Cummins wspomina jak poszedł zobaczyć Joy Division do Pips, kiedy ochrona nie chciała wpuścić Iana, który wyszedł na zewnątrz zapalić... Następnie opisane są  zawody w których uczestniczyły zespoły Manchesteru, oraz incydenty kiedy to Ian Curtis zaczepił Tony Wilsona... Mark Reeder wspomina jak Rob Gretton zainteresował się Joy Division, nazywając ich najlepszym zespołem świata i postanawiając jednocześnie być ich managerem. Co ciekawe, próbował nim być również Wilson, ale Gretton był szybszy

Rozdział kończą wspomnienia Tony Wilsona, kiedy w pamięci zapadł mu występ Warsaw w Electric Circus. Szczególnie zwrócił jego uwagę wokalista. Wspomina pierwsze spotkanie z Robem Grettonem,  który ironicznie opowiedział na pytanie dziewczyny zaczepiającej Wilsona, kiedy wróci na antenę jego program. 

Ten głos powiedział: On nie chce kurwa powrotu jego programu na antenę, chce odejść i stać się legendą. I to był Gretton, moje pierwsze spotkanie z Robertem Leo Grettonem. Później usiadłem na tyłach stołu bilardowego, a młody chłopak w długim płaszczu przeciwdeszczowym usiadł naprzeciwko mnie i powiedział: Ty pi##o, nie puszczasz nas w telewizji, bla bla, bla. To był jedyny raz kiedy Ian tak się wobec mnie zachował. Fakt, że spędził resztę swojego życia pracując ze mną i zachowując się jak uczniak, i będąc cudownym, było moim szczęściem. Tej nocy zobaczyłem innego Iana, który był młodą pierdoloną bestią. Nie opowiedziałem mu wtedy, ale pomyślałem, jesteś kolejny na liście pierdolony idioto. Nawet nie wiedział że wtedy słuchałem ich singla, który brzmiał fantastycznie, byli następni i zagrali w programie za miesiąc w What's on. 

Opisana scena znajduje się na początku poniższego wideo, przy okazji można porównać jak wygląda film zrealizowany na podstawie pamiętników Tony Wilsona i hagiografia, czyli Control, w którym zdaniem Kevina Cumminsa, wiarygodnie oddane są tylko sceny występów Joy Divison (TUTAJ).

Do omówienia kolejnych rozdziałów książki Jona Savage'a powrócimy wkrótce. Dlatego czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

piątek, 19 lipca 2019

Malarstwo Charles’a Ginner’a - pocztówki z Londynu na przełomie XIX i XX wieku

Każde stulecie ma swój krajobraz, atmosferę, miasta i ludzi,  realizm, dzięki któremu da się zinterpretować wszystko, bo kocha on życie i czas, w jakim przyszło nam istnieć i wydobywa z niego esencję wszystkiego, co ma w sobie wielkość lub słabość, piękno lub nędzę, zgodnie z indywidualnym temperamentem - są to słowa Charles’a Ginner’a (1878–1952). Przytoczyliśmy je, ponieważ podsumowują, a w zasadzie tłumaczą sens twórczości ich autora. Ginger należał do tego pokolenia, które działało w czasie ograniczonym cezurą dwóch wojen.  Rejestrował Londyn i codzienne zajęcia ludzi w tym mieście, które, co warto pamiętać, na przełomie XIX i XX wieku było największą aglomeracją na świecie. Londyn w tamtym czasie był chaotyczną mieszanką wielowiekowej architektury i wiktoriańskiej nowej zabudowy, i nigdzie wiktoriański zapał do industrializacji nie był bardziej widoczny niż w jego północnych dzielnicach. Ginner, który wychowywał się w spokojnym Cannes we Francji z fascynacją obserwował co działo się wokół niego.

Nie będziemy przytaczać życiorysu malarza (można się znim zapoznać TUTAJ), może tylko przypomnimy, że był członkiem grupy Camden Town Group założonej przez artystę Waltera Sickerta w 1911 roku do której przystąpiło 16 malarzy, wśród nich byli m. in.: Lucien Pisarro, syn francuskiego impresjonisty, Camille Pisarro, Robert Bevan, Spencer Gore i Harold Gilman. Łączyła ich nie tylko praca, czy zainteresowania, lecz także przyjaźń. Widać to choćby na przykładzie portretu Ginnera pędzla Malcolma Drummond. Bo chociaż Ginner wyglądał niczym urzędnik bankowy (co widać na zdjęciach), Drummond przedstawił go stojącego w eleganckiej pozie, nonszalancko zaciągającego się papierosem, na tle ściany z reprodukcją Van Gogha. Jest to aluzja do wpływu jaki Van Gogh wywierał na wszystkich artystów z Camden Town Group, także Ginnera, który namalował nawet martwą naturę wzorowaną na słynnych słonecznikach Van Gogha… jest to dość słaby obraz, ale oczywiście jest to wyłącznie nasza opinia, bardzo subiektywna.


Charles Ginner malował, jak to już wspomnieliśmy, miasto. Jego obrazy są niewielkich rozmiarów, lecz drobiazgowo szczegółowe. Najczęściej przenosił na płótno widok z okna swojego pokoju. Malarz przez pewien czas mieszkał na drugim piętrze domu przy 66 Claverton Street w Pimlico. Obejrzyjmy jeden z takich widoczków: jest na nim dom nr 73 stojący po drugiej stronie ulicy. Kobieta w nim mieszkająca właśnie wyszła i zmiata śnieg ze swoich schodów i chodnika. Ciemnopomarańczowy kolor jej swetra powtarza się na zasłonach okien na parterze, a u podstawy kolumn werandy widać ciemne ślady butów... Ginner bawi się kolorem, dozuje biel, której grubsza warstwa zalega śniegiem, a cienka naśladuje światło oraz ugry, którymi wypełnia ślady na śniegu.

Inny z widoków wykonany w dniu koronacji Jerzego VI w 1937 roku powstał prawdopodobnie na podstawie rysunku, co było zwykłą praktyką u Ginnera. Widzimy na nim typowych mieszkańców Londynu tamtych czasów, którzy zajmują się codzienną krzątaniną: zamiatają werandę, rozmawiają przez drzwi, podlewają kwiaty, czytają gazetę podczas spaceru. Malarz utrwalił wszystko, łącznie z szyldami sklepów i treścią reklam, stąd wiemy, że na topie były wtedy Gold Flake i Flask Pharmacy, i że po prawej stronie domu malarza znajdowała się tawerna Flask, rzeźnik i warzywniak Greens a także lokal Armii Zbawienia. W centrum wisiał baner z ogromną fotografią króla Jerzego VI i królowej Elżbiety.

Jedno z niewielu płócien z 1911 r. ukazywało wnętrze budynku, w tym przepadku Cafe Royal. Siedzący tam ludzie uważali się za część bogatej elity ówczesnych czasów, jednak pojedyncze postacie przy stołach niczym nie zdradzają zadowolenia. Ponure, bezduszne spojrzenia samotnej kobiecej postaci po lewej i dżentelmena siedzącego obok, przenikają widza, jakby konfrontując nas z niewygodnymi prawdami. Krytyk sztuki Beatrix Terry w 1911 r. uznała, że obraz oddaje niepokój swojego czasu, i napisała o nim że wszystko [na nim] jest teatralne, przemijające i bezpowrotnie daremne. Czujesz, jak powietrze jest ciężkie od losu.
Poza kawiarnią Royal, na ruchliwej arterii Piccadilly Circus Ginner pokazuje nam wyspę spokoju rozciągającą się pod pomnikiem Erosa. Ale zamiast skupiać się na tej atrakcji turystycznej, Ginner na sposób ekspresjonistyczny postanowił przedstawić kobietę sprzedającą kwiaty. Wiele uwagi przywiązał do jej sukni, której kwiecisty wzór kontynuuje niejako linię kwiatów trzymanych przez nią w rękach, lecz w ogóle prawie nie indywidualizował rysów jej twarzy. Stała się ona dla nas tak samo anonimowa, jak tłumy ludzi przewalających się obok niej. Obraz jest pstrokaty, krzykliwe kolory dobrane są jednak w sposób dopełniający, a ciemne kontury nadają całości energii. Na autobusie widać nachalne reklamy. Niewątpliwie mamy do czynienia z obrazem miejskiej dżungli, w której jednostka nie odgrywa żadnej roli stając się nieistotnym trybikiem w maszynie postępu.

Maniera, w jakiej malował Ginner, dokładnie oddając każdy liść, gałąź i chmurę wynikała może nie tyle z pedanterii, co ze stosunku artysty do jego pracy. Ginner w jednym z tekstów (pisał o sztuce do czasopism) porównał relację malarza z farbą do relacji rzeźbiarza z marmurem: dobra [jest] tylko [farba] z solidnego pigmentu, który daje odpowiednią powierzchnię i różnorodność, oraz trwałość przez następne wieki.  Podobnie misję malarza pojmowali artyści działający w innym czasie i na innej szerokości geograficznej, o których już pisaliśmy: Dave i Ross Rheaume (TUTAJ) oraz przede wszystkim - żyjącego w tym samym czasie Edwarda Hoppera (TUTAJ). Zadziwiające zresztą jest podobieństwo dzieł Ginnera do prac ostatniego z wymienionych. Czy to z powodu takich samych inspiracji i przeżyć? Nie wiemy.  Może obrazy Hoppera są w porównaniu do płócien Ginnera spokojniejsze, chłodniejsze, lecz jest w nich ten sam nieuchwytny duch czasu, zgodnie zresztą z trafną oceną, od której rozpoczęliśmy nasze rozważania. Charles Ginner jednak, mimo wszystko, mimo fascynacji Van Goghiem (czytał jego opublikowane listy i gromadził reprodukcje) i entuzjazmu, najpierw dla impresjonizmu a potem neorealizmu, pozostał niezależnym indywidualistą, i jego obrazów nie można pomylić z pracami innych malarzy.



Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.  

czwartek, 18 lipca 2019

Niezapomniane koncerty: St. Vincent dla 4AD i Hendrix w spódnicy


Wydaje się, że ładni mają w życiu łatwiej. A  jeśli dodatkowo jest się znakomitą gitarzystką i wokalistką... 

Powiem tyle - St. Vincent. Annie Clark - dziewczyna, która w szkołach uczyła się gry na kilku instrumentach w tym gitarze a teraz komponuje, pisze teksty, gra i śpiewa. Rzeczywiście robi to znakomicie, i proszę nie zrazić się nieco dziwacznym jej zachowaniem podczas występu - to tylko poza.

No dobra - jesteście gotowi na sesję dla 4AD?


Zaczynają od Chloe in the Afternoon, dość rytmicznej piosenki być może o porannym pośpiechu, choć kto wie, teksty Annie naszpikowane są idiomami... Warto zwrócić uwagę jak gra na gitarze... (występy dla 4AD są rejestrowane na żywo).  

Po nim Surgeon - jaki niepoprawny tekst... Przy czym jest to bardzo nostalgiczna ballada, ze znakomitymi wstawkami na gitarze i doskonale śpiewanym na dwa głosy z Toko Yasuda refrenem. Proszę zwrócić uwagę, jakie możliwości daje dziś gitara, no i ta elektryzująca końcówka! 

Strange Mercy - utwór tytułowy z promowanej podczas minikoncertu płyty, z pięknym solo na gitarze...

Oh little one I know you've been tired for a long, long time
And oh little one I ain't been around for a little while
But when you see me, wait
Oh little one your Hemingway jawline looks just like his
Our father in exile
For God only knows how many years
But when you see him, wait
Through double pain
I'll be with you lost boys
Sneaking out where the shivers won't find you
Oh little one I'd tell you good news that I don't believe
If it would help you sleep
Strange mercy… 

jej gitara delikatnie łka...

Występ kończy Year of the Tiger utwór wydaje się być prześmiewczy z amerykańskiego stylu życia. 

A tego, że na powyższym koncercie Annie się najzwyczajniej wygłupia, może dowodzić poniższe nagranie - proponuję obejrzeć choć kawałek, by dojść do wniosku, że dziewczyna nie zasypywała gruszek w popiele w szkole muzycznej, tylko była tam prymuską! Mało tego, zna triki, o których innym się nie śniło. To bez wątpienia Hendrix w spódnicy... 


Jakieś pytania? 

Zachęcam do kupienia CD z którego pochodzą grane podczas tego występu piosenki - Strange Mercy, choć z góry uprzedzam, że wersja płytowa utworów jest nieco lżejsza, co mnie osobiście trochę przeszkadza. Może za bardzo przyzwyczaiłem się do tych wykonań, bo występ obejrzałem zanim zakupiłem CD

Dzisiaj niestety St. Vincent to już zupełnie inna muzyka, poszli do przodu, być może wyprzedzili mnie i moją epokę.  

Jestem niestety bardzo staroświecki... 

Jeśli Wy też to czytajcie nas, codziennie nowy wpis - tego nie znajdziecie w mainstreamie.

St. Vincent - 4.AD.Session, 2011, Tracklista: Chloe in the Afternoon, Surgeon, Strange Mercy, Year of the Tiger.

środa, 17 lipca 2019

Architektura Punk - czy to możliwe?

Od samego początku ruch punk był postrzegany w kategoriach irytującej i ledwie tolerowanej uciążliwości. Punk rock to głównie muzyka, bunt, anarchia i styl życia, wyrosła na sprzeciwie wobec elitarności i samowystarczalności progresywnego rocka. O założeniach programowych i okolicznościach powstania punka pokrótce pisaliśmy TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ jednak wydaje się, że te skojarzenia są niewystarczające, bo punk to coś więcej.  

Czy da się na przykład przełożyć założenia tego ruchu na architekturę? Czy budynek może posiadać cechy punk? Jak wyglądałby zbuntowany budynek? Jak zmieniłby nasze koncepcje piękna? Spróbujemy zastanowić się nad tymi pytaniami. 

Na początku zwróćmy uwagę, że żyjemy w epoce post. W architekturze oznacza to wszechwładnie panujący postmodernizm, powstały na bazie niepokojów społecznych lat 60. i kierujący się zasadą F*** authority! Odrzucenie dotyczyło szczególnie rozwiązań modernistycznych, opracowanych przez architektów dążących do stworzenia idealnego budynku, czyli takiego, który mógłby służyć każdej osobie i wszelkiej funkcji, niezależnie od miejsca (stąd inna nazwa modernizmu: Styl międzynarodowy). 

Czysta, jasna architektura modernizmu miała w zasadzie stać się idealnie zaprojektowaną przestrzenią, dobrze służącą człowiekowi przez całe życie. Ludzie z lat 60. zaczęli jednak postrzegać modernistyczną architekturę jako rozwiązanie opresyjne i zbyt uniwersalne, a przez to nieprzystające do wymogów stawianych przez zróżnicowane i złożone warunki życia. Z tego ruchu wywodzi się typ architektury zbuntowanej, którą da się utożsamić z założeniami ruchu punk. Wśród głównych jej twórców wymienia się Michael'a Graves i Robert'a Venturi, którzy niby przyjęli charakterystyczne cechy architektury modernistycznej (takie jak brak detalu architektonicznego i stylistycznych odniesień do tradycji), lecz stworzyli budynki o dokładnie odwrotnych cechach, odrzucając surowe zasady ustanowione przez modernistów i szukając ekspresji za pomocą nowoczesnych technik budowlanych mozaiki rozmaitych form i odniesień stylistycznych. Na fali tak pojmowanego nurtu postmodernistycznego w Wielkiej Brytanii lat 80. i 90. rozkwitł styl tzw. architektury dekonstruktywistycznej, wywodzącej się z dwóch tradycji: rosyjskiego, awangardowego ruchu konstruktywistycznego lat 20. oraz z futuryzmu

Termin dekonstrukcja pojawił się po raz pierwszy w latach 80. w pismach francuskiego filozofa Jacquesa Derridy. Derrida uznał, że budynek nie musi tworzyć harmonijnej całości ale że jego bryła może ulec fragmentacji i to w sposób asymetryczny za to bez negatywnego wpływu na jego funkcjonalną przestrzeń. 

Nurt dekonstruktywistyczny po raz pierwszy został zauważony podczas konkursu na zespół Parc de la Villette w Paryżu, zwycięzcą którego był projekt Bernarda Tschumiego, skomentowany przez Derridę i Eisenmana.
Budynki dekonstruktywistyczne, które są całkowicie niepodobne do niczego co wznoszono w epokach i okresach wcześniejszych, charakteryzują się dysharmonijnie połączonymi formami zrealizowanymi za pomocą najnowszych osiągnięć technicznych i w całkowitym oderwaniu od architektury historycznej. Obecnie czołowymi twórcami tego nurtu są Frank Gehry i Daniel Libeskind oraz plejada innych architektów, wśród których najczęściej wymienia się takie nazwiska jak: Peter Eisenman, Zaha Hadid, Coop Himmelblau, Rem Koolhaas, Michael Sorkin, Bernard Tschumi, Hajime Yatsuka oraz oczywiście Jacques Derrida. W wyniku ich działań powstały naprawdę niewiarygodne budynki, często projektowane za pomocą skomplikowanych programów komputerowych. Pierwszą tego typu budowlą, przy której jej twórca, architekt Frank Gehry zastosował modelowanie zapożyczone z przemysłu lotniczego była tzw. rzeźba ryby w Barcelonie z 1992 r. wzniesiona na potrzeby hotelu obsługującego olimpiadę.



W 1988 r. Philip Johnson i Mark Wigley zorganizowali wystawę Deconstructivist  Architecture, na której znalazły się między innymi prace Zahy Hadid , Petera Eisenmana, Daniela Libeskinda. W tamtych czasach dekonstruktywizm nie był uważany za ruch o ustalonej pozycji ani styl taki jak kubizm czy modernizm. Johnson i Wigley dostrzegli podobieństwa w podejściu architektów do projektowania i połączyli je na jednej wystawie. Od tamtej pory dekonstruktywizm przestał być stylem zbuntowanym a stał się niezwykle modnym wyznacznikiem prestiżu. Budynki zaprojektowane w duchu dekonstruktywizmu są bowiem niezwykle drogie w wykonaniu a ich niesamowita forma staje się od razu wizytówką miejsca. Czy można zatem nazwać ten rodzaj architektury architekturą punk? Sam punk był zarówno produktem, jak i ofiarą komercji. Subkultura ta wzrosła na odrzuceniu masowego marketingu by w przeciągu dosłownie kilku lat paść jego ofiarą. Punk stał się po prostu modny.
  
Zaraz po rozpadzie Sex Pistols w 1978 r. zwolennicy ruchu punk stali się rozpoznawalni na każdej szerokości geograficznej. I dzisiaj także skórzane kurtki oraz martensy i irokezy nie wyszły z mody. Ten styl stworzył nową estetykę, w której wyrastali twórcy architektury końca XX i początku XXI wieku. I mimo wszystko - mimo uznania ze strony dyktatorów mody i największych firm kosmetycznych - słowo punk nie przestaje denerwować. I nieść powiew świeżości. Dotyczy to także architektury co poza Polską zostało już zauważone. Kilka lat temu w Pradze czeskiej, w Galerii Jaroslav Fragner otwarto wystawę Architektura Punk (LINK)   na której zaprezentowano głównie czeskie przykłady architektury zbuntowanej.  

Na koniec naszych krótkich rozważań przyjrzyjmy się może niektórym realizacjom. Czy jest to faktycznie nowe zjawisko w sztuce, które da się określić architekturą punk okaże się po pewnym czasie. Na jest to nowy kierunek, który rządzi się prawidłowościami zaczerpniętymi z założeń subkultur młodzieżowych lat 80.














Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.

wtorek, 16 lipca 2019

Isolations News 45: Nowe zdjęcie Iana Curtisa, kolejny nowy teledysk Joy Division i znowu dupa, Throwing Muses i OSTED w trasie, Cure nagrywa nowy album, laleczka Bowie

Na stronie z archiwaliami Joy Division (TUTAJ) opublikowano nowe zdjęcie Iana Curtisa, które zostało wykonane podczas koncertu w Paryżu w 1979 roku. Autorem jest Francois Guilez. Zapowiedziano całą serię, czekamy i dziękujemy!
Kristin Hersh wokalistka i gitarzystka Throwing Muses poinformowała o reaktywacji zespołu celem odbycia pierwszej od 5 lat trasy koncertowej. Trio w składzie Kristin Hersh, David Narcizo i Bernard George wystąpią w Bostonie (23.08.2019), San Diego (30.08), i Pasadenie (31.08). Więcej TUTAJ.
Nowy album the Cure pojawi się jeszcze w tym roku. Robert Smith napisał już wszystkie teksty i o nowej płycie mówi: The lyrics I’ve been writing for this album, for me personally, are more true. They’re more honest. That’s probably why the album itself is a little bit more doom and gloom

Czy jest szansa na to, żeby the Cure stworzyli coś na miarę Pornography lub Faith? W wojsku na pytanie do pana pułkownika, czy używając ręcznika kolegi zarażonego chorobą weneryczną istnieje szansa na zachorowanie, pułkownik odpowiadał: szansa jest, aczkolwiek znam przyjemniejsze sposoby...

Reasumując, zawsze można w ramach przyjemniejszego sposobu odpalić Faith i Pornography... 

Więcej TUTAJ 

Stephen Morris będzie 21.08. 2019 przepytywany na temat swojej książki Record, Play, Pause przez Daniela Millera. Szczegóły  TUTAJ. A my już niedługo rozprawimy się z tą książką - czeka na naszej półce.

Uuuuuups, they did it again. Po obejrzeniu kolejnego teledysku z serii Joy Division reimagined videos możemy zadać sobie kilka pytań. 

Pierwsze: jak można obrazem sp*****lić tak doskonały utwór jak Day of the Lords? Drugie: co będzie dalej? Strach się bać... Trzecie: czy przygotowane zostaną nowe wersje piosenek z Closer? Wszak za rok 40. rocznica wydania tego albumu...  Nie róbcie tego!

Podsumowując można stwierdzić, że młodzi, którzy czerpią muzykę z YouTube pomyślą sobie, że Ian Curtis pisał piosenki o samotnych elfach inspirując się Tolkienem. Kompletnie was pop*****liło? Tfu!

Osted w trasie, powyżej najbliższe plany zespołu. Grają jako support the Opposition, a to chyba wiele wyjaśnia... Zresztą posłuchajmy:
Całkiem miły atmosferyczny shoegaze...


A the Oposittion - cały czas aktywni. Myślę, że niedługo nas zaskoczą... Tymczasem powyżej plakat reklamujący jeden z ich kolejnych  koncertów we Francji...

Laleczka Bowie? Coś w tym stylu, bo to Barbie - Ziggy Stardust Bowiego, dla uczczenia 50. rocznicy ukazania się singla Space Odity.

Jak czytamy w ulotce: Barbie® uhonorowuje ostatniego popowego kameleona, angielskiego piosenkarza, autora piosenek i aktora Davida Bowie, którego dramatyczne przemiany muzyczne nadal wpływają i inspirują. Wraz z karierą trwającą ponad pięć dekad David Bowie był awangardą współczesnej kultury jako muzyk, artysta i ikona. 

Mamy mieszane uczucia... Z drugiej strony Kopernik też była kobietą... 
      
Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie.   

poniedziałek, 15 lipca 2019

Ian Curtis birthday: Marek Proniewicz about his negotiations with Factory Records and Polish releases of Joy Division records - our interview. W urodziny Iana Curtisa: Marek Proniewicz o swoich negocjacjach z Factory Records i polskich wydaniach płyt Joy Division - nasz wywiad

Ian Kevin Curtis: 15.07.1956 - 18.05.1980

Dzisiaj, w dzień urodzin wokalisty Joy Division, mamy coś specjalnego. Zapraszamy do zapoznania się z pierwszą częścią wywiadu z człowiekeim - legendą. Pan Marek Proniewicz, czyli Tonpress i Sonic, a skoro tak, to oczywiście polskie wydania płyt Joy Division i New Order. Od tego zaczynamy, a Panu Markowi bardzo serdecznie dziekujemy za poświęcony czas, i chęć rozmowy z jakby nie patrzeć, małym blogiem, a nie medialnym potentatem. Obiecujemy kolene części wywiadu, wszak to temat rzeka...

Po pierwsze bardzo dziękujemy za to, że tak znamienita postać zgodziła się na udzielenie nam wywiadu. Bardzo cenimy Pana działalność zarówno w Tonpressie, którego masa płyt to dziś legendarne wydawnictwa, jak i w Sonic Records, dzięki któremu zwykli śmiertelnicy jak na przykład ja, mogli w swoim czasie eksplorować (za całkiem znośne pieniądze) płyty CD akurat w moim przypadku z wytwórni 4AD

Ale zanim Pana przepytamy z historii powstawiania dzieł innych wykonawców, a takiej okazji nie przepuścimy więc łatwo nie będzie, zacznijmy od Joy Division. Każdy z nas bowiem musi znać polskie wersje zarówno singla Love Will Tear Us Apart (S-590 - do którego okładkę projektował p. Alek Januszewski - i to on naprowadził nas na Pana ślad TUTAJ), ale i obu oficjalnych albumów zespołu, czyli Unknown Pleasures i Closer (SXT – 107, i SXT – 108, 1988) które mam w swojej kolekcji, zarówno w oryginalnych wersjach Factory jak i wersjach Tonpressu (warto zobaczyć na porównanie oryginału z epoki, wydania Tonpressu i wznowienia z okazji 40 lecia publikacji - TUTAJ). Dziwi mnie że na płytach nie ma dat wydania – jest tylko cena (1000 zł na singlu i 2500 na longplayu). Mało tego Tonpress wydał też płyty New Order...

First of all thank you for agreeing to give us this interview. You are very eminent person for Polish music, thus we appreciate your work for Tonpress record company as well as for Sonic, where we could buy many interesting CDs for example from the 4AD label. But before we will be talking about other artists let’s start from Joy Division. Anybody knows reissued versions of the single Love Will Terar Us Apart (S-590, by the way the cover was arranged by Alek Januszewski who mentioned about you in the interview HERE) and the Polish reissues of the Unknown Pleasures (see HERE) and Closer (SXT – 107, i SXT – 108, 1988). By the way, I wonder that there are no dates of production on covers (only prize which is 1000 zł for a single and 2500 zł on album). Tonpress also produced some New Order albums.


Oryginalne daty wydania płyt angielskich są znane co do dnia. Dat re-edycji nie umieszczaliśmy na płytach (LP) bo… były one trudne do przewidzenia ze względów przede wszystkim produkcyjnych. Płyty długogrające na ogół tłoczyliśmy w Czechosłowacji albo w ZSRR ale też w Pionkach (Pronit) koperty były drukowane w różnych miejscach – najczęściej w Bratysławie. Obsuwy produkcyjne były liczone w miesiącach… a może i w latach?

The dates of UK releases are well known, however, reissues dates were not pressed on covers because... they were hardly to predict due to production process. Generally longplays were pressed in Czechoslovakia or ZSRR but also in Poland (Pionki) and the sleeves were printed in different places, usually in Bratislava. This is why the delays in production reached sometimes months and even years...

Pomoże nam Pan ustalić rok wydania tych wydawnictw? W Internecie jest wiele sprzeczności na ten temat.

Could you please help us to determine the dates of production? There are contradictory information on the web?
Wszystkie tzw. źródła podają że Unknown Pleasures i Closer ukazały się w 1988. Wg. moich zapisków obie płyty ukazały się w sklepach na początku 1989 a więc ha! ha! odpowiednio 10 i 9 lat po premierach w UK. To dopiero tempo co!? Singiel Love Will Tear Us Apart ukazał się u nas na przełomie 85 i 86 – dokładnej daty nie pamiętam. Cena singla była 70 zł. Nie wiem skąd 1000 zł o których Pan pisze? (na prawdę było to 100 złotych – zdjęcie poniżej - przypis redakcji)


All sources claim that the both albums were reissued in Poland in 1988. According to my notes, both albums appear in the shops in early 1989 so ha ha ha 10 and 9 years after the release in UK! This is the rate, isnt’it? The sinle LWTUA appeared between 85/86 I do not remember the exact date. The prize was 70 zł, by the way, I do not know what you take 1000 zł from? (in fact it was 100 zlotys – see photo above).

Jak to się stało, że zaczął Pan pracę w Tonpressie? Czy to praca zgodna z Pana wykształceniem?


How did it happen that you started working in Tonpress? Is this job consistent with your education?

Względy rodzinno - towarzyskie. Nic wspólnego z wykształceniem. Kończyłem SGGW i Studium Afrykanistyczne UW. Muzyka była moim hobby, namiętnością, miłością. Spełniły się marzenia bo stała się moim zawodem.

Family and social reasons. Nothing to do with education. I graduated from the Warsaw SGGW and the African Studies of the Warsaw University. Music was my hobby, passion my love. Dreams come true because it became my profession.

Jak w praktyce wyglądała kontrola cenzury? Czy tylko wydawnictwa rodzimych zespołów  były poddawane kontroli, czy zagranicznych również?

How was censorship in practice? Was only the albums of native bands subjected to control, or also of foreign?

Poddawane cenzurze były tylko polskojęzyczne utwory. Czasami trzeba było doprowadzić do spotkania autora tekstu i cenzora i negocjować wprowadzenie jakiś zmian bądź tłumaczyć co autor miał na myśli i czy aby w jakikolwiek sposób nie poddaje w wątpliwość wyższości systemu PRL, nie krytykuje przyjaźni z ZSRR, nie mówi o kryzysie, biedzie et cetera. Licencje obcojęzyczne wcale nie były cenzurowane, a utworom anglojęzycznym polskich wykonawców też nie przyglądano się zbyt uważnie. Np. utwór Ganja Brygady Kryzys przeszedł gładko bo nikt nie miał świadomości o co chodziło.

Only Polish-language songs were censored. Sometimes the author of the text and the censor had to meet and negotiate introducing some changes or explaining what the author had in mind and whether in any way he did not question the superiority of the PRL system, does not criticize the friendship with the USSR, does not talk about the crisis, poverty et cetera. Foreign language lyrics were not censored at all, and the works of Polish performers written in English were also not checked too closely. For example, the song Ganja of the Brygada Kryzys went smoothly because no one was aware of what it was about.


Z jednego z wywiadów wiem, że Joy Division poznał Pan dzięki Maciejowi Magurze - Góralskiemu, perkusiście Kryzysu. Czy pamięta Pan ten moment? Jakie to było nagranie? Co Pana zainteresowało w muzyce zespołu, że postanowił Pan doprowadzić do wydania ich płyt w Polsce?

From one of your previous interviews, I know that you have met the Joy Division thanks to Maciej Magura - Góralski, the drummer of the Kryzys band. Do you remember this moment? What song it was? What did you find interesting in the music of the band that you decided to release their records in Poland?

Tak, pamiętam spotkania z Maćkiem w jego mieszkaniu w Alejach Jerozolimskich. Blisko siedziby Tonpressu na Srebrnej 16 (czyli głośnego dziś miejsca ze względu na 2 wieże Kaczyńskiego). Pożyczaliśmy sobie płyty. Nie można ich było kupić ani posłuchać w radiu. Maciek miał ich mnóstwo ale ja też, bo wydawaliśmy już płyty na licencji EMI i byliśmy na liście wysyłkowej EMI, Chrysalis, RAK i kilku innych labeli. Z tego co pamiętam to zbliżyło nas zainteresowanie do muzyki wydawanej przez label 2Tone (Specials, The Beat, Madness itd.) Maciek miał taki moment że ubierał się na biało/czarno nosił kapelusz – to była obowiązująca stylistyka 2Tone. Ale od ska przeszliśmy do słuchania reggae a równocześnie do cold wave / new romantics. Przypominam sobie że Maciek był zafascynowany utworem To Cut A Long Story Short zespołu Spandau Ballet – bardzo podobała mu się linia basu. Puścił mi też (a może i pożyczył płyty?) Joy Division. Oszalałem! To było coś tak innego, magnetycznego ! Plus te niezwykłe okładki ! Estetyka wówczas niespotykana! Zafascynowałem się na zawsze!

Yes, I remember meetings with Maciek in his apartment in Aleje Jerozolimskie. Near the headquarters of Tonpress on Srebrna 16 (that is, today's known place due to the 2 towers of Kaczyński). We borrowed CDs. They could not be bought or listened to on the radio. Maciek had a lot of them, but me too, because we've already released CDs licensed by EMI and we were on the mailing list of EMI, Chrysalis, RAK and several other labels. From what I remember it brought us closer to the music released by the label 2Tone (Specials, The Beat, Madness, etc.) Maciek had such a moment that he dressed in white / black he wore a hat - it was the current style of 2Tone. But since ska, we went to listen to reggae and at the same time to cold wave / new romantics. I remember that Maciek was fascinated by the song To Cut A Long Story Short by Spandau Ballet - he liked the bass line very much. He also played (and maybe he also borrowed the discs?) Joy Division. Crazy! It was something so different, magnetic! Plus these unusual covers! Aesthetics never seen before! I was fascinated forever!

Od pana Alka Januszewskiego wiemy, że był Pan odpowiedzialny za pertraktacje z Factory Records. Czy pamięta Pan z kim dokładnie się Pan kontaktował? Czy dysponuje Pan jakimiś pamiątkami z epoki (listy,  wersje umów itd.)? A jeśli nie, czy są nadal w archiwach Tonpressu, i jeśli tak w jaki sposób można do nich dotrzeć?

We know from Mr. Alek Januszewski that you were responsible for the negotiations with Factory Records. Do you remember who exactly you contacted? Do you have any souvenirs from that time (letters, contract versions, etc.)? And if not, are they still in the Tonpress archives, and if so how can we reach them?

W okresie kiedy dodzwonić się do zachodnich firm nie było łatwo, nie było maila ani internetu a jedynie fax czyli coś w rodzaju telegramu kontakty nawiązywałem na 2 sposoby: 1. jeździłem co roku (pierwszy raz w 1979) na targi MIDEM do Cannes i tam osobiście nakręcałem relacje z wieloma firmami,  2. Mięliśmy w Londynie swojego człowieka. Nick Hobbs – muzyk i manager miał świetne układy w branży muzycznej przede wszystkim wśród tzw. indie. Był bardzo pomocny. Ja mu mówiłem co nas interesuje on się starał to załatwić – rozmawiał, negocjował w naszym imieniu. Negocjacje bywały trudne bo w 90% licencje uzyskiwaliśmy płacąc złotówkami, które nie dość że były niewymienialne na inne waluty to jeszcze dewaluowały się w zastraszającym tempie. Nie dysponuję żadnymi pamiątkami z epoki. Z Tonpressem rozstałem się w 1990r. Wszystkie dokumenty zostały w Tonpressie, który rozpadł się kilka lat później na tej samej zasadzie jak rozpadł się koncern RSW Prasa Książka Ruch. Katalog nagrań polskich został z tego co mi wiadomo wykupiony przez firmę MTJ, umowy zagraniczne po prostu wygasły, więc zapewne znalazły się na śmietniku. Gdy założyliśmy Sonic odnowiłem kontakty z Factory, 4AD i innymi. Odwiedziłem Factory w Manchesterze. Poznałem Alan’a Erasmusa i Tony’ego Wilsona, byłem w klubie Hacienda. Alan przyjechał do Polski. Z tego okresu mam umowy itp., ale… to już inna dekada.

In the period when I got to western companies it was not easy, there was no e-mail or internet, only a fax - something like a telegram I made contacts in two ways: 1. I went every year (first time in 1979) to the MIDEM fairs in Cannes and there personally I shot relationships with many companies, 2. We had our man in London. Nick Hobbs - musician and manager had great arrangements in the music industry mainly in the so-called indie. He was very helpful. I told him what interests us, he tried to settle it - he talked, negotiated on our behalf. Negotiations have been difficult because in 90% we obtained licenses by paying with zlotys that were not only convertible to other currencies, but were also devalued at an alarming rate. I do not have any souvenirs from the era. I parted with Tonpres in 1990. All documents were in Tonpress, which broke up a few years later on the same principle that the RSW Prasa Książka Ruch group broke up. The catalog of Polish recordings has been bought out by MTJ for what I know, foreign contracts have simply expired, so probably they were in the trash. When we started Sonic, I renewed contacts with Factory, 4AD and others. I visited Factory in Manchester. I met Alan Erasmus and Tony Wilson, I was in the Hacienda club. Alan came to Poland. From this period I have contracts, etc., but ... this is another decade.

Jak to się stało, że singiel Love Will Tear us Apart został wydany w okładce p. Alka Januszewskiego, a nie w oryginalnej okładce Petera Saville’a? Dlaczego na singlu nie ma oryginalnego zestawu piosenek, tylko pojawił się She’s Lost Control?

How did it happen that the single Love Will Tear us Apart was released in the cover of Mr. Alek Januszewski, and not in the original cover of Peter Saville? Why is there no original set of songs on the single, but She's Lost Control appeared?

Alek Januszewski jest wybitnym grafikiem czującym estetykę różnych gatunków muzycznych. Współpracował z Tonpressem. Był autorem wielu genialnych okładek: Joy Division, Siekiera, Kapitan Nemo, I Ching…..długo by wyliczać (warto zobaczyć TUTAJ). Lubiłem jego pomysły, wspierałem go. Gdy tylko licencodawca wyrażał zgodę ja sam wybierałem utwory. Powstało tak wiele płyt typu Best Of: Rolling Stones, Queen, Classix Nouveaux… proponowałem inne strony B niż na oryginalnych singlach. To sprawiało że wydawnictwa stawały się wyjątkowe, unikalne, ponadczasowe, nawet dziś poszukiwane przez kolekcjonerów. She’s Lost Control jest znacznie ciekawszym utworem od These DaysThieves Like Us, który znalazł się na stronie B singla Blue Monday zamiast The Beach to jeden z najlepszych numerów New Order. W latach 80-ych nie mięliśmy dewiz (dolarów, funtów, itd.) albo wcale albo w mikroskopijnych ilościach. Licencje na płyty udawało się pozyskać płacąc złotówkami ale już za tak zwane materiały produkcyjne (taśmy marki, wyciągi kolorystyczne CMYK okładek itd.) trzeba było płacić w twardej walucie. Za wyciągi kolorystyczne do oryginalnej okładki wówczas (w latach 80-ych) trzeba było zapłacić do Factory np. 200 funtów brytyjskich. Gdy zrobił to Alek na miejscu to pewnie dostał za swoją pracę 5 albo 10 dolarów i był happy. Takie to były czasy. Oczywiście nie przy każdym wydawnictwie pozwalano nam na zrobienie lokalnego, naszego projektu, albo zaingerować w tracklistę ale… czasami się udawało. Pamiętam że okładka Alka bardzo się spodobała w Factory.

Alek Januszewski is an outstanding graphic designer who feels the aesthetics of various musical genres. He worked with Tonpress. He was the author of many brilliant covers: Joy Division, Siekiera, Kapitan Nemo, I Ching ... .. long to enumerate (see HERE). I liked his ideas, I supported him. As soon as the licensor agreed, I chose the songs by myself. There were so many Best Of: Rolling Stones, Queen, Classix Nouveaux albums... I suggested other B sides than of original singles. This made the publishing houses unique, unique, timeless, even today sought after by collectors. She's Lost Control is a much more interesting song from These Days and Thieves Like Us, which appeared on page B of the single Blue Monday instead of The Beach is one of the best New Order numbers. In the 1980s, we did not have foreign currency (dollars, pounds, etc.) or at all or in microscopic quantities. The license for the albums could be obtained by paying with zlotys, but for the so-called production materials (brand tapes, CMYK color extracts, covers etc.) you had to pay in hard currency. Behind the color lifts to the original cover (in the '80s) you had to pay to the Factory for example, 200 GBP. When Alek did it on the spot, he probably got 5 or 10 dollars for his work and he was happy. Such were the times. Of course, not every release was allowed to make a local, our project, or to interfere in the tracklist but ... sometimes it worked. I remember that Alek's cover of LWTUA was very much liked in Factory.

Które z wydawnictw Joy Division ceni Pan najbardziej?

Which of the Joy Division records do you value the most?


Trudno powiedzieć. Najbardziej by mi się podobał wybór najlepszych utworów z obu płyt. Jako całość to chyba Unknown Pleasures.

Hard to say. I would like the best selection of the best tracks from both albums. As a whole, it's probably Unknown Pleasures.

Czy pamięta Pan gdzie były tłoczone płyty Joy Division, jak wiadomo bowiem, Tonpress tłoczył swoje płyty w kilku miejscach?

Do you remember where the Joy Division longplays were pressed, as it is well known that Tonpress pressed his albums in several places?

Tego nie pamiętam. Albo w ZSRR albo w Czechach. Pewnie możnaby to rozszyfrować po napisach wokół centralnego krążka na winylu.

I do not remember that. Either in the USSR or in the Czech Republic. Probably, it could be deciphered by the subtitles around the central vinyl disc.

Które z wydawnictw Joy Division i New Order okazało się największym hitem – obstawiam że pewnie Blue Monday (S-534), i w ogóle jak płyty Joy Division sprzedawały się na tle innych wydawnictw Tonpressu?

Which of the releases of Joy Division and New Order turned out to be the biggest hit - I bet that probably Blue Monday (S-534), and in general how did Joy Division albums sell against other Tonpress releases?

Chyba Blue Monday miało największy nakład (50 tys ?) i Love Will Tear Us Apart (40 tys ?) ale nie można mówić w kategoriach mniejszego czy większego hitu. To nie rynek tylko firma decydowała o nakładzie. Z góry trzeba było np. ustalić ile okładek produkujemy (o ile to były okładki indywidualne) bo wszystko było limitowane. Nie było papieru, nie było farby, nie było kleju, granulatu do płyt. Kopert do Love Will Tear Us Apart wydrukowano 38 tys. Później albo był jakiś dodruk a może część poszła w standardowych kopertach Tonpressu ? Nie pamiętam. Pod koniec lat 80-ych nakłady na płyty winylowe zaczęły gwałtownie spadać. Dotyczyło to przede wszystkim 7” ale LP w jakiejś mierze też. Rynek przestawiał się na CD. Oba LP Joy Division w 1989 roku nie były już tak pożądane jakby mogły być kilka lat wcześniej, choć ze względu iż był to okres ekstremalnych braków wszystkiego – to oczywiście sprzedały się do spodu.

I think Blue Monday had the biggest circulation (50,000) and Love Will Tear Us Apart (40,000) but you can not speak in terms of a bigger or smaller hit. It is not the market but the company that decided about the circulation. It was necessary in advance to determine how many covers we produce (if they were individual covers) because everything was limited. There was no paper, no paint, no glue, no granulate for the albums. 38 000 envelopes for Love Will Tear Us Apart single were printed. Later, was there a reprint or maybe part of it went in standard Tonpress envelopes? I do not remember. At the end of the 1980s, vinyl recordings began to fall sharply. It mainly concerned 7 "but LP also to some extent. The market switched to CD. Both LP Joy Division in 1989 were not as desirable as they might have been a few years earlier, although due to the fact that it was a period of extreme shortages of everything - they obviously sold completely.


Liczymy na kolene części wywiadu z p. Markiem Proniewiczem, dziękując tym samym a to co już otrzymaliśmy. 

Czytajcie nas - codzinnie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 


NASZE WYWIADY SĄ TUTAJ

OUR INTERVIEWS ARE HERE